wtorek, 21 października 2014

Ach...Co to byłaby za miłość, gdy­by kochające­go nie było stać na trochę poświęcenia?

Z perspektywy Kasandry
-I pomyśleć, że jeszcze niedawno kombinowaliśmy jak wydostać stąd chłopaków...-Westchnęła Loca wysiadając z białego kabrioletu.-Nie wiem, po co narażaliśmy życie, skoro im tu tak dobrze, że postanowili tu wrócić.-Warknęła wyciągając pudełka z pizzą.
Wyjęłam torby z jedzeniem i ruszyłam przodem, prowadząc zrzędzącą blondynkę za sobą. W drzwiach stał akurat Philip i widząc moją uśmiechniętą twarzyczkę mało nie zachłysnął się kawą.
-Co...Co ty tu robisz?-Spytał ze złością.
-Też się stęskniłam Philipie. Czyżbyś zmienił fryzurę?-Zagadnęłam ze słodkim uśmiechem. Sięgnęłam po klucze które zawsze trzymał w lewej kieszeni kurtki, ale ten cofnął się o krok.
-Wynoś się stąd. Nie jesteś tu mile widziana.-Warknął ostro.
-A co? Aresztujesz mnie?-Zachichotałam.-Miałam tylko przywieźć chłopakom żarcie a ty robisz niepotrzebne problemy.
-Spoko...Wchodź...-Z drugiej strony krat pojawił się znikąd Cam i patrząc złowrogo na Philipa otworzył drzwi mi i Locce. Strażnik warknął coś pod nosem, co zabrzmiało jak przekleństwo.
Uśmiechnęłam się słysząc to i podobnie jak Loca oddałam część toreb czarnookiemu. Skierowaliśmy się korytarzem na górę i w lewo, gdzie mieściły się pomieszczenia przeznaczone dla personelu więzienia. Niby pracowałam tu cztery lata a i tak chwilami miałam trudności z odnalezieniem się w tym ogromnym budynku. Weszliśmy do czegoś na podobieństwo salonu gdzie na sofie przed telewizorem siedzieli Robert i Andrew. Do tej pory grzebiący w lodówce Mason cofnął się i gapił na mnie jak głupi. Uśmiechnęłam się zadziornie i podeszłam do fotela na którym odwrócony tyłem do mnie siedział Al-Kadi. Postawiłam torby na podłodze i korzystając z okazji, że jeszcze mnie nie zauważył, przechyliłam mu głowę, ciągnąc za włosy i zaczęłam całować po szyi, przygryzając ją przy tym w mało delikatny sposób. Na początku się wzdrygnął i złapał mnie za rękę, próbując odciągnąć, ale ja jeszcze bardziej szarpnęłam za jego włosy i nadal je przytrzymując, wsunęłam się mu na kolana.
-Tęskniłem za tobą...-Mruknął sunąc dłońmi po moich plecach.
-To słodkie.-Zachichotałam i zaczęłam owijać kosmyk włosów dookoła palca. Odchyliłam się i zauważyłam Jak Andrew przygląda się nam z niesmakiem.-O co chodzi kotku?-Spytałam z udawanym zaciekawieniem
-Myślałem, że się zmieniłaś...Ale najwidoczniej jedyne do czego się nadajesz to taniec na rurze i świecenie cyckami...-Warknął karcąco. Poczułam pod sobą jak Amir cały się spina i zaciska dłonie w pięści.
-Ach tak...-Pokiwałam głową ze zrozumieniem.-Bo jak dziewczyna założy szorty i koszulkę z dekoltem, to jest świecenie cyckami. Czyż to nie oczywiste? Do tego pewnie teraz Amir jest moim sponsorem...
-A nie?-Przerwał mi zanosząc się histerycznym śmiechem.
-Nie nie jestem.-Wybuchł Amir i odsunął mnie na bok. Wyglądał jakby zaraz miał gołymi rękoma zabić Andrew.-Bo zostawiła agencję i cały ten pieprznik dla kryminalisty bez perspektyw...Doprawdy, to smutne. A prawda jest taka, że was boli to, że po raz setny zrobiliśmy was wszystkich w konia a teraz to wy macie problemy, z którymi musicie przychodzić do nas! I nie do zniesienia jest to, że musicie dzielić z nami to samo powietrze i traktować jak równych sobie. Ale do kurwy nędzy skoro my możemy jakoś przemilczeć niektóre sprawy i chociaż na te pieprzone parę tygodni udać, ze wszystko jest cacy, to członkowie elitarnej organizacji mającej na celu zwalczanie przestępczości, z których wszyscy powinni brać przykład nie powinni mieć z tym problemu. A wy wszystkich z góry skazujecie na porażkę. Nie obchodzi was czy ktoś jest seryjnym mordercą, czy zwyczajnie kradł chleb ze sklepu. Przylepiacie mu nalepę przestępcy i do widzenia. I nie zaczynajcie mi tu zaraz pierdolić, że zamykanie ich w więzieniach to takie świetne rozwiązanie i ma to służyć resocjalizacji, bo to jest czysta teoria. W praktyce jest nieco inaczej. Więc zamknij pysk jak cię nikt nie pyta i na przyszłość miej do niej trochę szacunku, choćby ze względu na to, że jest kobietą.-urwał na chwilę i zaczerpnął powietrza. Chyba powiedział za dużo niż miał w planach i dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę. Cały Al-Kadi.-A teraz Cameron chodź na papierosa. Wkurwiłem się odrobinkę.-Wstał i wyszedł a zaraz za nim podążył Cami, ukazując wszystkim uprzednio swój wielki uśmiech który chyba miał wyrazić całkowite poparcie dla Amira.
Spojrzałam na Andrewa, który purpurowy na twarzy utkwił wzrok w swoich butach.
-Możesz iść do domu...-Zawołał do niego Robert majstrujący przy telewizorze. Nadal nie wymienili tego starego grata na coś nowego.-Ej, słyszysz, co się do ciebie mówi?-Walnął go w ogromny brzuch. Ten ocknął się i przez chwilę patrzył na blondyna jak wyrwany z transu.-Masz zmianę dopiero na jutrzejszy wieczór. Idź i się wyśpij.-Nakazał.
Osobiście stwierdzam że Andrew to świnia nie tylko z wyglądu, ale i z zachowania. Wszystkim potrafi uprzykrzać życie. Zajęłam się wypakowywaniem żarcia dla chłopaków i spożyciem wielkiego hamburgera. Ja nie jestem mutantem, nie muszę się ograniczać. A to Amira problem, że przeszkadza mu potem mój oddech. I tak nic nie powie, bo wie, że mogłabym się obrazić.
-Błagam cię, powiedz, że masz moje kosmetyki...-Wzdrygnęłam się na dźwięk głosu Domeina. Stał w czerwonej bluzie, zapewne należącej do Camerona, z kapturem naciągniętym na głowę tak, że twarzy prawie nie było widać.
-W torbie. Nie mogłam znaleźć tego tuszu do rzęs, o który mnie prosiłeś, wiec dałam ci swój.-Powiedziałam z pełną buzią. Chłopak pokiwał głową.-A obok jest jakaś przesyłka dla Nicka.
-To dla ciebie.-Odezwał się Bell, wchodząc do pomieszczenia.-Miały być później, ale...
-Kupiłeś je?-Spytał Domi zaraz po otwarciu pudełka i chwilę potem wyjął z niego czarne, sznurowane buty na dwudziesto centymetrowych koturnach.-Idioto, kosztowały majątek!-Rzucił się Nicholasowi na szyję. Zawsze mnie rozczulał widok tej dwójki. Najlepsze było to, że oni po trzech latach przerwy potrafili zachowywać się, jakby nie widzieli się raptem od tygodnia. Nie było spięć, kłótni czy wypominań jak w przypadku Hany i Caleba.
Dokończyłam hamburgera nie zwracając uwagi na zniesmaczenie wymalowane na twarzy mojego chłopaka, który właśnie wrócił. Po skończonym posiłku usiadłam mu na kolana jakby nigdy nic i przytuliłam się. Trochę śmieszył mnie to, jak Al-Kadi delikatnie się ode mnie odsuwa, ale dałam sobie w końcu spokój z maltretowaniem go.
-Nie obchodzi mnie, że nie masz czasu. Jako lider musisz liczyć się z tym, że ludzie się tobą interesują.-Usłyszałam rozzłoszczony głos Locki. Dziewczyna szła za Xanderem z dwiema teczkami w ręku czerwona ze złości.
-To coś wymyśl, to chyba nie takie trudne.-Warknął siadając za stołem naprzeciwko mnie z kubkiem kawy w ręku.
-Usprawiedliwiam was już od dwóch tygodni.-Oświadczyła dziewczyna uderzając pięścią w stół.-Oficjalna wersja jest taka, że pojechaliście do Europy załatwić nowe auta, ale ile można to ciągnąć? W końcu ludzie zorientują się, że coś jest nie tak. Dlatego jutro pójdziecie wszyscy trzej na to spotkanie a potem do klubu, gdzie oświadczycie, że auta nie są wystarczająco dobre do tej roboty i ich nie kupiliście a niedługo wyjedziecie do Japonii bo być może tam są odpowiednie. Potem Cameron wystartuje w wyścigu i odstawi niezłą pokazówę a Domi zajmie się negocjacjami w sprawie ceny paliwa, które mają załatwić chłopaki od Piny.-Zakomunikowała patrząc na Parkerów. Otworzyła jedną teczkę i wyciągnęła z niej spory plik kartek, po czym podała ją Domiemu.-Wszyscy trzej macie się z tym zapoznać. I nie obchodzi mnie, że nie macie czasu. Przypominam wam że to wy tym wszystkim kierujecie i wiedza o tym co się dzieje to wasz zasrany obowiązek.-Warknęła spoglądając w telefon i wyszła bez słowa. Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał i zapadła nieprzyjemna cisza.
-Domi, wieczorem pojedziecie do domu. Nicholas zajmie się tym przyśpieszonym gojeniem się ran Evy a ty posiedzisz nad papierami.-Poprosił Xander spoglądając na młodszego brata i masując dłońmi skronie.- Miejmy nadzieję, że Loki jednak znajdzie coś na temat tego Morena...-Szepnął z nadzieją.
-W przeciwnym razie właściwie nie mamy nic i pozostaje nam tylko wiara, że Marshal jakimś głupim trafem sam nas do siebie zaprowadzi.-Mruczał pod nosem Cameron, kiedy szliśmy do dawnego biura Diany. Niby wiedziałam, że jej tam nie zastanę, jednak widok wysokiego faceta w okularach, siedzącego na jej miejscu wydał mi się co najmniej dziwny. Szybko się przedstawiłam i usiadłam na kolanach u Amira. Uśmiechnęłam się szeroko kiedy w drzwiach zobaczyłam Lokiego, który przez chwilę wydawał się szczerze zdziwiony moim widokiem.
-Wpadłam w odwiedziny.-Powiedziałam kiedy chłopak usiadł na przeciwko Nelsona
-Andrew był pewnie wniebowzięty, co?-Mruknął wymownie.-Niestety jego męki spowodowane waszym towarzystwem nie potrwają długo...
-Chwila...-Przerwał mu Xander.-To znaczy, że jednak coś masz?
-Mam, ale to wszystko jest cholernie skomplikowane. Pół nocy spędziłem na zastanawianiu się, jaki to ma ogółem sens, ale wy pewnie będziecie wiedzieli.
-Mam nadzieję.-Mruknął Cami pod nosem. Obecnie z tym kapturem naciągniętym na głowę wyglądał jak małe, obrażone na cały świat dziecko.
-Zaczynając od początku, to ten trup którego znaleźliście nie należy do Jeana Morena. Taki człowiek istniał i nadal istnieje, i z tego co wiem to jest całkowicie żywy. A ten tutaj miał go udawać na czas pobytu w więzieniu i nazywa się Gordon Montrose...
-Chwila!-Xander błądził wzrokiem po wszystkich po kolei i wydawał się szczerze zszokowany słowami Lokiego.-Czy ty mi chcesz powiedzieć, że ktoś tak po prostu podmienił dwóch facetów a nikt nawet się nie zorientował?-Popatrzył na Mika który wyglądał na trochę zmieszanego.-To jest śmieszne! Śmieszne i niedopuszczalne! Nie dziwię się, że jednej sprawy od początku do końca przeprowadzić nie umiecie...
-Ja tam nie oceniam, stary. Ale wiem, że jak znajdziecie Jeana, to z wielką łatwością dopadniecie Marshala, bo chyba na tym wam zależy...
-A to dlaczego z łatwością?-Do rozmowy włączył się Cam i zsunął kaptur z głowy.
-Bo Zack i Jean się przyjaźnią. Tyle tylko, że podczas gdy ten pierwszy się ukrywa, ten drugi woli imprezować w klubach.-Brunet przerwał na chwilę i popatrzył na Nelsona.-Dzisiaj ma przyjść do mnie list...Mógłbym dostać go teraz?
-Ale teraz?-Spytał Nelson najwyraźniej zbity z tropu.-To nie może poczekać?-Patrzył jak szatyn zaprzecza ruchem głowy. Naczelnik odkaszlnął i wziął telefon do ręki, po czym poprosił rozmówcę o przyniesienie koperty dla Lokiego.
-Tak jak mówiłem. Moren lubi ekskluzywne kluby i tam należy go szukać.
-Ale w stanach są setki takich klubów...Skąd mamy wiedzieć...
-Stąd!-Przerwał Xanderowi Loki i zamachał dużą, brązową kopertą którą przyniósł strażnik. Wysypał jej zawartość na biurko a ja nachyliłam się, żeby wszystko lepiej widzieć.-Adres klubu do którego najczęściej chodzi Moren. Kilka razy widziano z nim kogoś kto podobno może być Marshalem, ale pewności nie ma.-Podał Xanderowi małą żółtą karteczkę.-Tu jest zdjęcie z kamery monitoringowej ze sklepu na przeciwko klubu a tu numer telefonu do prostytutki którą facet często ze sobą zabiera.-Przerwał i popatrzył na szok malujący się na twarzy Nelsona.-No co? Miałem mało czasu, oczekiwaliście że dam wam gwiazdkę z nieba?
-Dałeś dużo więcej, Loki.-Przyznał z uznaniem najstarszy Parker przyglądając się zdjęciu.-Ale skąd pewność, że to on?-Odwrócił zdjęcie w stronę szatyna.
-Stąd, że ten w czapce za nim, to Zack, a obok idzie ta dziewczyna, do której numer telefonu wam dałem.-Powiedział z krzywym uśmieszkiem.-A reszta niech będzie moją słodką tajemnicą.-Cmoknął w stronę Xandera.
-Dobrze! I chociaż cholernie mnie niepokoi jak w tak krótkim czasie udało ci się uzyskać takie informacje, to nie będę wnikał.-Mike obracał w dłoniach kubek z herbatą i widać było, że cała ta sytuacja nie wydaje się mu normalna.
Chwilę potem ten sam strażnik który wcześniej przyprowadził tu chłopaka, zabrał go z powrotem na blok. Xander wziął żółtą karteczkę z numerem telefonu po czym otworzył laptop i nie zwracając uwagi na to, że gapi się na niego kilkoro ludzi zaczął wystukiwać coś na klawiaturze.
-Bingo!-Krzyknął w końcu uradowany.-Mana Aoki. Zameldowana w San Diego. Tam też jest teraz jej telefon, więc pewnie i ona.
-Powiedz mi, czy chcę wiedzieć, skąd masz dostęp do takich informacji?-Spytał Mike zaglądając w ekran czarnego laptopa.
-Nie, nie chcesz wiedzieć.-Uśmiechnął się Parker.-Cameron i któryś z agentów złożą wizytę Manie. Ona doprowadzi nas do Jeana...
-A on wskaże nam Marshala!-Ucieszył się Amir kiedy szliśmy z powrotem na dół.
-Nie bądź tego taki pewny!-Parsknęłam.-Znając życie to coś pójdzie nie tak.
-Skąd ta pewność?-Spytał przepuszczając mnie w drzwiach.
-Stąd, że taka jest zasada. Co ty, filmów akcji nie oglądasz?-Zostawiłam go za sobą, podziwiając przez chwilę jak marszczy czoło zastanawiając się nad tym, co powiedziałam.
Chwilami myślę, że faceci to idioci. A zwłaszcza ci zmutowani genetycznie. Oni nie umieją logicznie myśleć. Wydaje im się że jak wpadli na jakiś trop, to zaraz skrzynię ze skarbem wykopią. Potrzebuje urlopu. Z dala od agencji, strzelanin, aresztowań i trupów. Muszę namówić Domiego na wypad do spa. Biedaczek też teraz za dużo powodów do stresu ma.
-Słyszysz co do ciebie mówię?-Wyrwał mnie z zamyślenia głos Roberta.-Chcesz tą kawę?
-Tak, tak...-Skinęłam głową rozkładając się na kanapie.-Mrożoną, z bitą śmietaną i czekoladą na wierzchu.-Uśmiechnęłam się.
-Taa...To z mlekiem, czy bez?-Wyszczerzył się a ja tylko pacnęłam się w czoło.
-Bez...-Mruknęłam z rezygnacją.-Chce mi się spać i jeść i chcę na zakupy. Co mi radzisz?
-Wypić kawę, bo wystygnie.-Postawił na ławie obok kubek z pingwinkiem a sam usiadł w fotelu. Przyglądał mi się przez chwilę, jakby chciał o coś spytać.-Więc oni cię wcale nie porwali?-Usłyszałam w końcu.-Cała ta szopka, to wszystko był blef?-Siedziałam przez chwilę nie wiedząc, czy w ogóle odpowiadać na to pytanie. Upiłam spory łyk kawy dodając tym sobie trochę czasu, ale blondyn nadal patrzył na mnie z wyczekiwaniem.
-Tak.-Powiedziałam w końcu.-To był blef.
-I...Długo już z nim jesteś?-Spytał wskazując głową drzwi. Miał na myśli Amira i pewnie decydował się na te pytania tylko dlatego, że oprócz nas nikogo akurat nie było w pomieszczeniu.
-Dwa lata i osiem miesięcy.-Powiedziałam obracając kubek w dłoniach.-I zanim zapytasz: tak, to się zaczęło tutaj. I utrzymywaliśmy to w tajemnicy bo gdyby ktoś się dowiedział, to mogliby przydzielić mnie gdzie indziej albo jego przenieść. Wiedzieli o nas tylko Cameron, Nicholas, Tristan, Trevor i Loki. Ale nie zdradziłam Xanderowi miejsca pobytu chłopaków.-Założyłam za ucho niesforny kosmyk włosów i odkaszlnęłam. Chłopak patrzył na mnie jakby zastanawiał się, czy mówię szczerze, czy nie.
-Mogę o coś jeszcze spytać?-Szepnął tym razem nie patrząc na mnie, tylko na swoje dłonie. Odczekał minutę po czym wziął głęboki oddech jakby szykował się na jakieś życiowe wyznanie.-Czy ty jesteś z nim szczęśliwa? I nie chodzi mi o teraz, tylko ogólnie. Żałujesz, że dałaś się w to wszystko wpakować?-Wydusił z siebie w końcu. Przez chwilę siedziałam zastanawiając się, po co on w ogóle zadaje mi te pytania?
-Jestem.-Powiedziałam w końcu a blondyn ponownie popatrzył na mnie z zainteresowaniem.-I wiem, jak to może wyglądać dla kogoś takiego jak ty, ale ja nie zamieniałbym go na nikogo innego. I możesz powiedzieć, ze jest nieobliczalny. Owszem, jest. Jest też arogancki, buntowniczy, cholernie zboczony i chwilami zachowuje się jak pępek świata. Ale mnie kocha. I przy nim czuję się bezpieczna. I wiem, że mógłby przeciwstawić się całemu światu byle by tylko nic mi się nie stało. A ja kocham jego. Nawet, jeśli miałabym przez to zostać nazwana dziwką, kryminalistką czy zdrajczynią.-Zakończyłam niemal oburzona.-Od razu mówię, że jak użyjesz na mnie tego pierwszego określenia, to masz wpierdol i to już nie od Amira, a ode mnie samej.-Zagroziłam unosząc jedną brew, ale chyba nie wyszło mi to groźnie, a zabawnie, bo chłopak wyglądał jakby powstrzymywał się przed wybuchem śmiechu.
-Zapamiętam.-Powiedział w końcu ukazując białe zęby. Popatrzył na zegarek i wstał, wzdychając głośno.-Szkoda tylko, że ja nie mam takiego szczęścia jak ty i jednak muszę iść do roboty.-Przypiął sobie leżący wcześniej na krześle pas z bronią i ruszył w kierunku drzwi.
Na początku chciałam wstać i umyć kubki po kawie, ale stwierdziłam że równie dobrze może to zrobić któryś z chłopaków, więc położyłam się wygodniej na kanapie z zamiarem zdrzemnięcia się. Nie wiem, ile minęło czasu zanim ktoś przykrył mnie kocem. chwilę potem poczułam tylko czyjąś dłoń, czule gładzącą mnie po policzku zanim na dobre zasnęłam.  
To chyba najdłuższa przerwa jaką w życiu robiłam, ale w końcu jest nowy rozdział! Dlaczego tak późno? Ponieważ przez kilka dni nie miałam dostępu do swojego komputera a potem trzeba było jeszcze nanieść poprawki, koniec końcem jeszcze trochę pozmieniałam i tak oto jest! mogę tylko obiecać, że się postaram, żeby następne przerwy nie były aż tak długie. Czekam na wasze opinie i życzę miłej lektury :* 

niedziela, 5 października 2014

Poświęcić swo­je szczęście na rzecz tej dru­giej oso­by, po­nieważ ona bar­dziej go potrzebuje.

Z perspektywy Evy
Weszłam do pokoju strażników z owiniętą ręcznikiem głową i w czystych ubraniach. Zarówno truposzem jak i całym tym smrodem zajmowały się odpowiednie ekipy i zapach już nie był aż tak silny, co nie oznaczało, ze nie było go w ogóle. Chris odwiózł Trevora do domu, po tym, jak blondyn wyczerpany w końcu przestał wymiotować i mdleć. Jemu chyba z nas wszystkich najbardziej się udzieliło, ale nie ma co się dziwić, skoro ma wrażliwszy węch.
Zastałam Camerona w takiej samej pozycji jak czterdzieści minut temu, czyli siedzącego po turecku na sofie, z kubkiem kawy w ręku a wzrokiem utkwionym w napoju. Nie odezwał się nawet słowem odkąd zobaczył tamten świstek.
-Pogadaj z nim...Może ty do niego jakoś przemówisz...-Mruknął Domi, zachodząc mnie od tyłu i łapiąc za ramiona. Pokiwałam głową i podeszłam do czarnookiego, poprawiając ręcznik na głowie. Usiadłam przy nim i wyjęłam mu kubek z rąk. Nie protestował, ale nie spojrzał na mnie. Odwróciłam jego twarz w swoją stronę i zmusiłam, żeby na mnie popatrzył. Niechętnie, ale zrobił to a ja dostrzegłam w tych czarnych tęczówkach...No właśnie, co? Ból, niemoc, rezygnację? I zachłanność. Jakby w jednej chwili zaczął mnie pragnąć i wiedział, że ja czuję do niego to samo. Posadził mnie sobie na kolanach, wtulił się i zaczął oddychać szybciej.
-Nie oddam mu ciebie, rozumiesz?-Spytał szeptem odsuwając się ode mnie trochę. Nie odpowiedziałam. Bo co miałam powiedzieć? Że mi przykro? Że mu współczuję i gdybym mogła, to zamieniłabym się miejscami z Isobell? Mogłam tak zrobić.
-A jeśli on wcale nie chce mnie skrzywdzić?-Spytałam szeptem a on już całkiem się ode mnie odsunął.-Jeśli on po prostu pragnie mnie odzyskać tak, jak ty pragniesz odzyskać Isy? Może...Przystańmy na tę propozycję. Może po prostu...
-Nigdy więcej nie waż się tak mówić!-Upomniał mnie surowo i nie było w tym nawet grama delikatności.-Nie oddamy mu ciebie i odzyskamy Isy i Kierana. A ty nigdy więcej nie zaproponujesz czegoś takiego...-Popatrzył na mnie w oczekiwaniu na odpowiedź.
Pokiwałam głową trochę zbita z tropu, bo nie chciałam, żeby nasza rozmowa tak się potoczyła. Pocałowałam go delikatnie i zjechałam ustami na jego szyję. Wyraz jego twarzy z powrotem stał się łagodny i po chwili błądził dłonią pod moją koszulką.
-Trzeba pomóc chłopakom.-Szepnęłam.-Mamy mało czasu...A ty na pewno będziesz potrzebny. Sądząc po tym co napisał, nie zamierza długo czekać.-Mówiłam głaszcząc go po głowie. Uśmiechnął się i przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze.
-Kocham cię.-Szepnął ledwo słyszalnie. Poczułam na sobie czyjeś spojrzenie i odwróciłam głowę. W drzwiach stał Xander z niezadowoleniem patrząc na ekran laptopa, który trzymał w ręku.
-Jean Moren.-Mruknął zamyślony.-Potrzebuję tu wszystkich w pięć minut.-Powiedział nie zwracając się do nikogo konkretnego.
Usiadł przy niedużym stole a Cam wyjął telefon i wypisał kilka wiadomości. Nie trzeba było długo czekać, aż w pomieszczeniu pojawią się Domein i Nicholas, a zaraz za nimi Amir. Wkrótce pojawili się też Mike i dwóch innych strażników a na samym końcu Mia, która wyglądała jakby ktoś ją właśnie obudził.
-Co się znowu stało?-Spytała zaspanym głosem, siadając obok Domiego i kładąc głowę na jego ramieniu.
-Ten truposz to Jean Moren. W agencji sprawdzili odciski palców i wszystko się zgadza. Odsiadywał tutaj i wyszedł miesiąc temu na warunkowym.
-Przeglądałeś jego akta?-Spytał Mike siedzący na oparciu sofy. Parker zaprzeczył ruchem głowy.
-Dopiero się tego dowiedziałem. Potrzebuję jego kartoteki, wszystkich papierów jakie macie. I to szybko.-Dodał spoglądając na Camerona.-Jeśli nie masz nic przeciwko, to na trochę tu zostaniemy...-Popatrzył na naczelnika a ten pokiwał głową.-To dobrze. Wolałbym nie przyjeżdżać tu kilka razy...
-A to niby czemu?-Zainteresował się ten grubas który wcześniej powiedział, że jestem jeszcze dzieckiem. Irytował mnie sam fakt, że jest.
-Bo nasi ludzie nie wiedzą, że z wami współpracujemy. I niech tak zostanie.-Mruknął chłodno Cam patrząc na mężczyznę. Ten zmrużył oczy i wyglądał, jakby zaraz chciał się na czarnookiego rzucić. Niektórych ludzi nigdy nie zrozumiem.
-Dobrze...Tyson, pokaż im, gdzie są kartoteki.-Mike wskazał na siedzącego dalej blondyna. Ten tylko kiwnął głową i ruszył do drzwi wyjmując z kieszeni pęczek kluczy.
-Znalazłem swoją!-Wykrzyknął Xander wyłaniając się z pomiędzy regałów.-Jaka ona gruba...-Westchnął z zafascynowaniem.
-Tak, masz być z czego dumnym!-Pochwaliła Mia ze śmiechem.-Zalazłam tego całego Morena...On w przeciwieństwie do ciebie ma cieniuteńką!
-A ja mam Camerona!-Stałam tuż za najstarszym Parkerem wymachując dość ciężką teczką.-Ciekawe, ilu ciekawych rzeczy mogłabym się z niej dowiedzieć...
-Chodźcie już...-Ponagliła nas czerwonowłosa. W drzwiach stał Robert? Chyba tak miał na imię. Popatrzył na nas z udawaną złością.
-Wydawało mi się, że potrzebujecie tylko akt tego Jeana...
-To bardzo pomoże w sprawie!-Zakomunikował Xander z uśmiechem.
-Skoro tak...-Westchnął głośno wypuszczając nas na korytarz.
Po sprzeczce z Camem, który twierdził, że w kartotece są same bzdury na jego temat, zaczęłam przeglądać dokument. Do jednej z kartek doczepione było zdjęcie dziewczynki, która aż do bólu przypominała Camerona. Czarne duże oczy, ciemne, kręcone włosy i opalenizna zupełne jak u niego.
-Podobna do ciebie.-Powiedziałam pokazując zdjęcie. Warkoczyk odpiął fotografię i przyglądał się jej przez chwilę.
-Do wszystkich trzech jest podobna.-Mia nachyliła się i popatrzyła na zdjęcie.-Przecież oni są identyczni. Dobrze, że chociaż nie ubierają się tak samo.-Zachichotała.
-Śmiej się, śmiej. Ale ich chwilami naprawdę nie można rozróżnić.-Wtrącił Nicky który leżał na sofie obok z głową opartą o kolana Domiego.-Zwłaszcza na początku trudno było się przyzwyczaić, że jest kilku Xanderów.
-A ile plotek z tego było...-Mruknął Cam wczepiając zdjęcie z powrotem do teczki.-W ogóle to na początku było cholernie irytujące, kiedy wszyscy mylili mnie z Xanderem.
-Tu nic nie ma...-Mruknął Xander, zbaczając z tematu.-Jean Moren. Czterdzieści sześć lat. Skazany za handel narkotykami i kradzieże samochodów. Za coś takiego powinna zgarnąć go policja, nie agencja. Nie ma z nią żadnych powiązań.
-Mogę spojrzeć?-Mike wziął od niego teczkę i zaśmiał się głośno.-Zadzwoń do Diany.
-Po co?
-Bo to za jej sprawą się tu znalazł.-Powiedział naczelnik stukając palcem w kartkę. Ułożyłam się głową na kolanach Cama i z przymkniętymi oczami zaczęłam przysłuchiwać się całej rozmowie. Xander zamienił z kimś kilka słów po czym odłożył telefon na stolik.
-Tak?-Odezwał się w słuchawce damski głos.
-Jean Moren.-Powiedział krótko Xander zamiast przywitania.-Kto to i dlaczego wsadziłaś go do wiezienia?-Spytał chłodno.
-Był na tym samym bloku co Parker. Marshal chciał mieć oko na Camerona i tyle. Moren był dłużnikiem Zacka i dlatego padło właśnie na niego.-Powiedziała po chwili ciszy. Usłyszałam głośny śmiech Cama, więc otworzyłam jedno oko. Ten tylko spojrzał na mnie i odgarnął włosy z czoła.
-Nic więcej? Poważnie?-Xander popatrzył zirytowany na telefon i się rozłączył.-Okej...Zróbmy inaczej. Czy ktokolwiek z obecnych wie cokolwiek na jego temat?-Popatrzył najpierw na strażników, potem na Cama, Amira i Nicholasa. Zapadłą niemal idealna cisza. Westchnął głośno.
-Nie było z nim problemów, to i nie ma o czym za dużo mówić.-Robert wzruszył ramionami.-Poza tym my ich tylko pilnujemy...Nie spoufalamy się z więźniami.
-To zapytam inaczej. Czy ktokolwiek w tym budynku może wiedzieć coś na jego temat? Coś, czego jego bogata kartoteka nie uwzględnia?-Najstarszy Parker najwyraźniej powoli tracił cierpliwość, co zdradzał ton jego głosu.
-W całej placówce jest jedna osoba, która wie wszystko o wszystkich.-Mruknął Nicholas ziewając przeciągle. Otworzyłam oczy zdając sobie sprawę, że w najbliższym czasie i tak nie dane mi będzie się wyspać.
-Nie masz na myśli Lokiego, prawda?-Spytał Robert patrząc niepewnie na blondyna.
-Owszem, mam. Jeśli on nam nie pomoże, to równie dobrze możemy zostawić kochanego Morena w spokoju.
Pół godziny później siedziałam już razem z Xanderem, Domeinem, Mią i Cameronem w biurze Mike, czekając aż przyprowadzą tego całego Lokiego. Właściwie to miałam do wyboru to, albo zostać na dole razem ze śpiącym Nicholasem i Amirem który sprzeczał się z tym grubym facetem który wszystkim ciągle zatruwa życie. Z nudów grałam w jakąś durną grę na telefonie Camerona i prawie nie zauważyłam, jak drzwi biura się otwierają a jeden ze strażników wprowadza skutego, wysokiego chłopaka. Chyba pierwsze na co zwróciłam uwagę w jego wyglądzie to wielkie, mocno zielone oczy i długie, gęste rzęsy zupełnie jak u dziewczyny. W połączeniu z bardzo jasną cerą i ciemnymi kręconymi włosami związanymi w kucyk dawały porażający efekt. Ale najbardziej chyba spodobał mi się mały pajączek który był wytatuowany tuż pod jego lewym okiem.
-Niezły...-Mruknęła Mia przysuwając się do mnie.
-Powiedziałabym nawet że lepiej niż niezły...-Szepnęłam uważając, żeby Cami nie słyszał.
-Zawiodę was obie, moje drogie, gdyż on jest gejem.-Domi stojący do tej pory z tyłu wcisnął teraz swoją głowę między nasze.-Ale co racja, to racja. Jest na co popatrzeć.
-Nie przypominam sobie, żeby ostatnim razem było was tu tylu...-Odezwał się chłopak siadając na krześle przy biurku Nelsona. Naczelnik odprawił stojącego przy drzwiach mężczyznę i dopiero po zamknięciu się za nim drzwi, odezwał się do szatyna.
-Kto to jest?-Wysunął w jego stronę zdjęcie zrobione tuż po wydostaniu Morena z szybu wentylacyjnego. Loki przyglądał się przez chwilę fotografii i obracał w różne strony.
-To jest trup.-Stwierdził w końcu.-Tak, zdecydowanie trup. Z której strony by nie patrzeć. Dziwę się, że sami na to nie wpadliście.-Wzruszył ramionami. Zarówno Mike jak i Xander przez chwilę wyglądali, jakby zaraz mieli się roześmiać, ale obaj szybko się opanowali.
-To akurat wiemy. Chodzi i jakieś informacje o nim...Cokolwiek, co mogłoby się przy...
-Nie!-Zaprzeczył szatyn stanowczo.-Ty wiesz Cami, że ja dla ciebie wszystko, ale nie to!-Powiedział zwracając się do warkoczyka.-Chcecie współpracować, spoko. Ale mnie do tego nie mieszajcie. Z doświadczenia wiem, że mieszanie się do spraw agencji nigdy nie kończy się dobrze i w tej sprawie na mnie nie liczcie.-Wyprostował się na krześle i popatrzył na każdego z trojaczków.
-Loki...Tylko jeden raz.-Poprosił Cam. Szatyn popatrzył na niego i założył za ucho jeden niesforny kosmyk włosów który wysunął mu się z kucyka. Wygądał jakby się nad czymś mocno zastanawiał aż w końcu kiwnął głową z rezygnacją.
-Jeden raz. A potem już niczego ode mnie nie chcecie.-Powiedział twardo. Xander pokiwał głową i pokazał mu papiery Jeana.
-Na kiedy dasz radę to załatwić?-Spytał patrząc na chłopaka.
-Dajcie mi dobę.
-Tylko?-Nelson popatrzył na niego bez przekonania.
-Zasmucę was, jednak to nie jest wydawnictwo gazety lokalnej. Szybciej się nie da.-Szatyn wstał a chwile potem został wyprowadzony przez wezwanego zza drzwi strażnika. W biurze na dłuższą chwilę zapadła cisza, która przerwał dopiero sam Mike.
-Myślicie, że da radę to załatwić jak trzeba?
-Uwierz mi, że on nie takie rzeczy dla nas robił.-Szepnął tajemniczo Cam i wstał, ziewając przeciągle.
-Chwila...Moment...To znaczy, że musimy tu zostać całe dwadzieścia cztery godziny?-Spytał Domi kiedy już z powrotem siedzieliśmy na dole. Obok niego Nicky dalej spał, co chwilę mrucząc coś niezrozumiale.
-No tak...Bo nie opłaca nam się jechać do Vegas na parę godzin, żeby potem tu wracać.-Stwierdził Xander nie odrywając wzroku od laptopa.-A coś się stało?
-Ty się pytasz? Ja tu nie mam kompletnie nic! Ciuchów na przebranie, kosmetyków, odżywki do włosów...Nawet płynu do demakijażu!-Wyliczał na palcach.
-Przesadzasz...-Mruknął najstarszy Parker. Mój warkoczyk od dobrej godziny spał z głową na moich kolanach a ja zdążyłam pstryknąć mu w tym czasie już chyba z dwadzieścia fotek. Wyglądał słodko.
-Jak przesadzam? Ty wiesz, jak ja jutro będę wyglądał?
-Dla mnie jesteś piękny i bez makijażu...-Mruknął Nicky ziewając. Uśmiechnął się pobłażliwie widząc niezadowolenie wypisane na twarzy Domeina.
-Po skończeniu sprawy z Marshalem i tak będziesz musiał odstawić lakier do paznokci na bok...-Spojrzał na niego Robert myjąc swój kubek po kawie.-W więzieniu takie rzeczy są zabronione.
-No dobrze...Ale teraz jeszcze mogę sobie na to pozwolić i umrę, jeśli wieczorem nie będę miał swoich kremów.
-Och...Bracie...Wiedz, że będę przy tobie w tych ostatnich godzinach...-Xander wychylił się zza laptopa i pokiwał głową ze zrozumieniem. Tyson nie wytrzymał i wybuchł głośnym śmiechem a Domi tylko wypiął język starszemu bratu i wyszedł udając obrażonego. Popatrzyłam na Cama który wyglądał słodko z ręką ułożoną pod głową i trzasnęłam mu dwudziestą pierwszą fotkę. Przynajmniej będę miała jakąś pamiątkę, jak już mi go zabiorą. 
Śmiało, możecie mnie zjechać, ze rozdział do kitu, ale pocieszę was...ja to wiem. Ostatnio w ogóle nie jestem zadowolona z tego co piszę może dlatego, że wcześniej pisałam rozdział 2 tygodnie przed jego publikacją i miałam czas na ewentualne poprawki a teraz pisze go jednego dnia a drugiego już dodaję i wiem tylko, ze tak dalej być nie może.I nie wiem, kiedy znajdę chwilę żeby coś wyskubać, ale się postaram. Za wszelkie błędy przepraszam. Nie u wszystkich jeszcze nadrobiłam zaległości, ale jeszcze dzisiaj się tym zajmę. Ściskam :*