niedziela, 28 września 2014

Wybór z re­guły pros­ty, zaw­sze go masz. Z na­tury trud­ny, nie zaw­sze dob­rze wybierasz.

Przeciągnęłam się leniwie, kiedy poczułam czyjąś dłoń masującą mój brzuch. Otworzyłam oczy żeby zobaczyć promienny uśmiech i błyszczące spojrzenie Camerona. Oparłam się na łokciach i pocałowałam go w czubek nosa. Czarnooki przyglądał mi się intensywnie i przez chwilę wyglądał, jakby coś go zaniepokoiło.
-Co się znowu stało?-Spytałam chichocząc bo rozbawił mnie ten widok.
-Nie uznaj mnie za durnia, ale coś się w tobie zmieniło...-Rzekł nad wyraz poważnie. Lustrował moją twarz a ja musiałam powstrzymywać się, żeby ponownie nie wybuchnąć śmiechem.
-Niby co takiego, poza tym że niedługo zmienię się w wilkołaka?-Spytałam starając się, żeby mój głos brzmiał poważnie, a kąciki jego ust ponownie delikatnie się uniosły.
-Mówię serio, Eva. Wyglądasz i zachowujesz się zupełnie inaczej. Zupełnie jak nie ty. I wyglądasz...Doroślej. Naprawdę!
-A niby czemu tak uważasz?-Teraz byłam już lekko zaniepokojona.
-Sam nie wiem...Ale coś w tym jest, uwierz mi.
-Oj, nie marudź i chodź pod prysznic.-Wstałam i pisnęłam, kiedy zszedł szybko z łóżka i wziął mnie na ręce. Przylgnęłam do jego ciepłego ciała i zaczęłam całować po policzku.
Postawił mnie przed lustrem a sam zaczął odkręcać wodę i krzątać się w poszukiwaniu czystych ręczników. Przyjrzałam się swojemu odbiciu i zamarłam na moment.
-Cami...-Pisnęłam. Tym razem to on się zaśmiał.-Moje ręce...-Pokazałam swoje przedramiona. Po wczorajszych zadrapaniach nie było najmniejszego śladu. Wszystkie siniaki zniknęły a ja wyglądałam jakbym wróciła z jakiegoś luksusowego spa.
-Śliczne, jak cała ty. O co ci...
-Rany!-Niemal krzyknęłam i w sumie nie tyle z przerażenia, co z podniecenia.-Wczoraj byłam cała posiniaczona i podrapana i dzisiaj nie ma po tym nawet śladu!-Czarnooki przekrzywił głowę i zaczął przyglądać mi się krytycznie. Prychnęłam.
-Nie wiem, jak to ująć, ale ty nie miałaś wczoraj żadnych zadrapań...
-Jak to nie?-Przerwałam mu.
-Rozbierałem cię, Eva! Widziałbym, gdyby twoja skóra była w jakikolwiek sposób skażona. Wyglądałaś tak, jak teraz. Perfekcyjnie. A jeśli tak nie było, to znaczy, że...
-Że co?-Spytałam zakładając ręce na piersi. Jakoś w międzyczasie zupełnie zapomniałam o tym, ze oboje jesteśmy bez ubrań.
-Trzeba skontaktować się z Nicholasem.-Powiedział jakby sam do siebie, prowadząc mnie z powrotem do pokoju.
-Czyli co? Nici z wspólnego prysznica?-Spytałam nadąsana. Naprawdę nie tak wyobrażałam sobie dzisiejszy poranek. Zmrużyłam oczy kiedy rzucił we mnie moimi dżinsami.
-Naprawdę chciałbym, ale to nie może czekać. Tylko on potrafi to wyjaśnić.-Mruknął zakładając spodnie i szukając butów. Przewróciłam oczami i z niezadowoleniem wypisanym na twarzy zaczęłam ubierać się z ociąganiem. Szłam za nim szybko w stronę kuchni, gdzie Amir rozmawiał o czymś z Marcusem a Elizabeth zmywała naczynia.-Zbieraj się, jedziemy!-Rzucił w stronę szatyna.
-Co? Jeszcze nie dojadłem śniadania...
-Zjesz w drodze. Musimy jak najszybciej zawieźć małą do Nicka.
-A ty nie potrafisz jej należycie zaspokoić?-Zakpił a ja posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Potrafię lepiej niż ty Kasandrę. Widziałem cię w akcji...Nic wartego uwagi...-Odgryzł się czarnooki przyśpieszając kroku.
Al Kadi zaczął mruczeć coś w nieznanym mi języku ale dołączył do Parkera. Stałam przez chwilę na środku kuchni aż w końcu czując na sobie spojrzenia Marcusa i mojej ciotki wzruszyłam bezradnie ramionami i udałam się za chłopakami.
-Co w tym złego? Po prostu rany mi się szybciej goją, to chyba dobrze...-Zaczęłam wsiadając na tylne siedzenie samochodu. Obok mnie Amir postawił czarną torbę i zaraz potem ruszyliśmy z piskiem opon. Przewróciłam oczami.
-To może być, a raczej na pewno jest efekt przemiany. A jeśli tak, to trzeba dokładnie poznać zasady jego działania.-Mruknął Cam wyjątkowo skupiony na drodze. Amir przytaknął niemal natychmiast.
-I trzeba nauczyć cię jak należycie z niego korzystać...Co będzie trochę trudne, bo z tego co się orientuję to nikt jeszcze takich zdolności nie ma...Mylę się?-Spytał wyjmując ze schowka małą paczkę.
Cami zaprzeczył ruchem głowy i przez chwilę jechaliśmy w milczeniu. Chłopaki zajadali się suszonymi owocami. Nie cierpię suszonych owoców.
-Gdzie jesteście?-Odezwał się w głośnikach Xander, przerywając w końcu ciszę.
-Za kilka minut będziemy...
-Jedźcie pod adres, który wam wyślę. To pilne.-Odezwał się najstarszy Parker i rozłączył. Amir wziął nieduże urządzenie do ręki i zaczął sprawdzać coś na ekranie dotykowym.
-Dlaczego mamy jechać do więzienia agencji w Los Angeles?-Spytał po chwili marszcząc brwi. Cam spojrzał na wyświetlacz i sprawnie zawrócił auto, na podjeździe stacji benzynowej.
-Nie wiem, ale nie podoba mi się to. Połącz mnie z nim.-Zażądał.
-Cameron, naprawdę nie mam czasu...Mów szybko!-Usłyszałam po chwili.
-Evie nadzwyczajnie szybko goją się rany, a ty ni z tego ni z owego wysyłasz nas do Los Angeles. I to do miejsca, do którego raczej nie chcę wracać. Mów, co jest grane, albo jedynym miejscem w które się udam będzie moja sypialnia.-Ton Camerona był nad wyraz stanowczy i zniecierpliwiony. Chyba stracił dobry humor ale dobrze, że nie przeze mnie.
-Dziś w nocy nowy naczelnik otrzymał cztery głuche telefony a w całym budynku podobno śmierdzi trupem.Wysłałem tam już Trevora i Chrisa sam zaraz jadę. Ale to, że Eva jest z wami...To nieco komplikuje całą sprawę.
-Czemu?-Przerwałam mu nico zirytowana.-Czyli mogę być świadkiem strzelanin i pościgów, ale jak przychodzi co do czego to taka wycieczka jest zbyt niebezpieczna, tak?-Spytałam z kpiną, zakładając ręce na piersi.
-Wystarczające zagrożenie stwarza dla ciebie twój ojciec, a to na pewno jego sprawka i...
-I albo jedziemy tam we troje, albo biorę chłopaków i będą robić mi za tragarzy podczas zakupów. Twoja decyzja!-Amir uśmiechnął się lekko, ale widząc moja poważną minę natychmiast spoważniał.
-Dobra...Niech ci będzie...Ale tak właściwie, to po co ty chcesz tam jechać?-Spytał z rezygnacją.
-Nie chce, ale ostatnie kilka dni spędziłam w szczelnie zamkniętym pomieszczeniu i najzwyczajniej w świecie mi się nudzi!-Stwierdziłam może trochę za ostro i oparłam się z powrotem o siedzenie.
Cami Zamienił jeszcze kilka słów z bratem i rozłączył się. Jako że do celu było jeszcze daleko, pozwoliłam sobie na krótką drzemkę, którą zaliczam do niezbyt udanych bo siedzący z przodu chłopcy rozmawiali zawzięcie o jakichś częściach samochodowych. Rzeczywiście bardzo pasjonujące. Na dobre odzyskałam świadomość dopiero kiedy Cam otworzył mi drzwi, żebym mogła wysiąść. Wygramoliłam się z samochodu z ociąganiem i ziewnęłam głośno. Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie kręcili się ubrani w mundury, uzbrojeni ludzie. Zauważyłam też kilku w zwykłych ubraniach i trzech w garniturach.
-Co tu robi FBI?-Amir popatrzył na tych ostatnich.
-To co zwykle. Wpieprzają się w nie swoje sprawy...-Dobiegł nas z tyłu damski głos. Odwróciliśmy się jak na komendę. Szła do nas młoda, ciemnoskóra dziewczyna z czerwonymi włosami. Podała mi rękę i uśmiechnęła się pogodnie.-Mia.-Powiedziała krótko.
-Eva.-Odpowiedziałam przekrzykując odgłos silników motorów który nagle rozległ się na parkingu. Chwilę potem wjechały trzy pojazdy. Z jednego niemal od razu zsiadł Xander i zdjąwszy z siebie plecak, wyjął z niego czarny laptop.
-No, rzeczywiście trochę tu śmierdzi...-Stwierdził od razu. Zauważyłam, że podeszło do nas kilku mężczyzn w mundurach którzy w osłupieniu przyglądali się jak z jednego z motoru schodzi Domi i standardowo poprawia sobie fryzurę, przeglądając się w lusterku.
-Wysłałam ci już plany budynku łącznie z rozłożeniem szybów wentylacyjnych.-Powiedziała rzeczowo Mia. W jej ręku nie wiadomo skąd wziął się mały laptop a dziewczyna podobnie jak Xander już w nim coś sprawdzała.
-Dobrze...Zakładam, że trup właśnie tam się znajduje...Gdzie naczelnik?-Spytał zamyślony, spoglądając na gości w mundurach. Wyłonił się ten, który jako jedyny miał na sobie zwykłą koszulę i marynarkę.
-Mike Nelson.-Powiedział wyciągając rękę w stronę Parkera. Ten uścisnął ją przyglądając się badawczo nowo poznanemu.
-Dobrze...Możemy przenieść się gdzieś...Indziej?-Spytał rozglądając się po parkingu. Większość spojrzeń i tak utkwiona była w chłopakach, czemu ja się w sumie wcale nie dziwiłam.
-Może u mnie w biurze?-Zaproponował brunet i bez słowa zaczął prowadzić nas po wąskich korytarzach. Po kilku minutach i ja poczułam zapach...Padliny? Na pewno czegoś martwego.
-Zgaduje, ze w najbliższym czasie nie mamy szans na odrobinę prywatności?-Spytałam Cama szeptem. Co poradzę, że ciągle miałam na niego chęć? Popatrzył na mnie i wziął na kolana, kiedy siadaliśmy na sofie w biurze Mike. Natychmiast zmieniłam pozycje tak, że siedziałam okrakiem na jego udach i obejmowałam ramionami za szyję.
-Prowokujesz mnie...-Mruknął mi do ucha, na co ja uśmiechnęłam się zadziornie.
-Jak to dobrze, że ty panowanie nad emocjami masz opanowane do perfekcji...-Odszepnęłam przygryzając płatek jego ucha.
-Nie mógłbyś chociaż raz sobie darować, Parker?-Dobiegł mnie czyjś chrypliwy głos z tyłu.-Poza tym to jeszcze dziecko...-Warknął siedzący na przeciwko facet w ciemnym mundurze.
-Gdyby wyglądał jak ty, to dziecko nawet by go nie tknęło.-Warknęłam ostro patrząc na ogromny brzuch mężczyzny, zarost i siwiejące włosy. Wyglądał obleśnie. Popatrzył na mnie z oburzeniem, ale nie odezwał się więcej. Nie cierpię, gdy się mnie nazywa dzieckiem, czy smarkaczem.
-Przepraszamy za spóźnienie...Chris koniecznie musiał kupić sobie coś do żarcia...-Do pomieszczenia wszedł Trevor a zaraz za nim rozanielony Christopher.-Dodam tylko, że nic nie kupił a siedział tam ze dwadzieścia minut...
-Ale było warto!-Stwierdził brunet.-Mają świetnie wyszkolone kelnerki.-Mruknął wymownie.-Poza tym mam newsa! Trevor ma dziewczynę!-Niemal krzyknął.
-Och...Zamknij się.-Blondyn zmierzył go groźnym spojrzeniem.
-Kogo?-Cameron wyrażał szczere zainteresowanie.-Znamy ją?
-Nie zamierzam teraz o tym rozmawiać...
-Pewnie jest gruba i ma rozstępy...Inaczej by ją nam przedstawił.-Stwierdził Chris z ironicznym uśmiechem.
-Przykro mi, że przerywam tę jakże interesującą konwersację, ale mamy problem do rozwiązania...Śmierdzący problem.-Odezwał się chłodno Xander.-Mia sprawdzi telefon Mike i dowie się, kto do niego dzwonił, a reszta a właściwie Trevor, szuka tego trupa.-Wskazał długopisem w stronę blondyna, który kiwnął tylko głową.-Musisz wywęszyć, w jakiej części szybów wentylacyjnych się znajduje.
-Pewnie gdzieś gdzie jest najcieplej.-Stwierdziłam bawiąc się jednym z warkoczyków Camiego.-Przecież ten, kto go tam umieścił, chciał narobić smrodu, a ciało najszybciej zaczyna rozkładać się tam, gdzie jest najcieplej.-Powiedziałam widząc dwanaście par oczu wpatrzonych we mnie.
-Więc chodźmy.-Zadecydował najstarszy Parker wstając, a reszta poszła w jego ślady. Tylko Mia i Christopher zostali w biurze, żeby razem dojść, kto dzwonił do Nelsona.
Schodziliśmy po wąskich schodach i teraz naprawdę zaczynało cuchnąć. Smród wzmagał się coraz bardziej aż w końcu Trevor oparł się o ścianę i blady na twarzy stwierdził, że dalej nie da rady iść. Zostawiliśmy z nim Domeina który pomagał blondynowi utrzymać się na nogach. Mi osobiście smród nie przeszkadzał aż tak bardzo jak Xanderowi, który zasłaniał się bluzą i miał łzy w oczach.
-To gdzieś tutaj...-Stwierdził Amir idący przodem.-Ktoś musi tam wejść.-Wskazał dość szeroki szyb wentylacyjny. Chłopcy zaczęli patrzeć jeden na drugiego i pokazywać siebie nawzajem.
-Może ja?-Zaproponowałam w końcu.-W sumie mi ten smród za bardzo nie przeszkadza...Mogłabym to zrobić.-Popatrzyłam na pozostałych. Nie wyglądali najlepiej a Nicky ledwo trzymał się na nogach.
-Jesteś pewna?-Spytał Xander najwyraźniej niezbyt pewny tego pomysłu.
-Jestem pewna, że ty tego nie zrobisz. Właściwie żaden z was nie...Więc powiedzcie mi, którędy mam się tam dostać?-Zażądałam rzeczowo. Xander wyjął z kieszeni dwie słuchawki i jedną podał mi, a drugą włożył sobie do ucha.
-Cam pomoże ci wejść tędy.-Wskazał na kratkę wentylacyjną i podał mi mały śrubokręt.-Ja będę cię nawigował i mówił, gdzie się znajdujesz, także jakbyś się zgubiła, mów.-Pokazał mi plan całych szybów wentylacyjnych na wyświetlaczu swojego telefonu i wskazał, przy której części teraz się znajdujemy. Chwile potem Cami podniósł mnie mrucząc coś o niewyobrażalnym smrodzie a ja zajęłam się odkręcaniem śrubek. Po chwili znajdowałam się już w wąskim szybie. Rozejrzałam się na tyle, na ile mogłam i dostrzegłam z przodu rozwidlenie. Szybko doczołgałam się do niego.
-W którą stronę?-Spytałam i dopiero w tej chwili uderzył mnie rzeczywisty zapach. Odór był praktycznie nie do zniesienia i oczy zaszły mi łzami, ale nie mogłam się teraz wycofać. Pomyślałam przez chwilę, że to przecież nie żadne zwierzę, a ludzkie zwłoki tak cuchną co jeszcze bardziej mnie zniesmaczyło.
-Skręć w lewo. Będziesz zbliżała się do pieca. Może być ciepło.-Ostrzegł a ja zaczęłam czołgać się we wskazanym przez Parkera kierunku.
Rzeczywiście, po kilku minutach zrobiło się cieplej, a wręcz gorąco, ale z tego wnioskowałam, ze muszę być już niedaleko. Kiedy blacha była już tak gorąca, że nie mogłam długo trzymać na niej nagich rąk, zobaczyłam przed sobą czyjeś nogi.
-Chyba go mam.-Powiedziałam poprawiając w uchu słuchawkę i pociągnęłam za nogawkę spodni. Musiałam go stamtąd jakoś wydostać, a ciągniecie zwłok za sobą to był jedyny sposób.
-Świetnie! Cofnij się a potem w prawo. Będziesz miała kratkę wentylacyjną. Chyba dasz radę przecisnąć przez nią trupa.-Usłyszałam głos Xandera który nie krył zadowolenia.
Było mi cholernie gorąco a zwłoki były ciężkie i pot spływał mi po skroni, ale w końcu doczołgałam się do kratki gdzie Nicholas właśnie kończył odkręcać ostatnią śrubkę. Odsunął się a ja spróbowałam przedostać zwłoki na drugą stronę, co nie było łatwe nie tylko z uwagi na nieprzyjemny zapach, ale też fakt, że ciało było w stanie rozkładu i spuchło niewyobrażalnie. W końcu jakoś je przecisnęłam i sama wydostałam się, lądując miękko na ziemi. Obróciłam ciało ciemnowłosego mężczyzny na plecy a stojący za mną Nicholas, Cam, Xander, Amir, Mike i trzech facetów w mundurach wypuścili powietrze ze świstem. Przewróciłam oczami i otarłam pot z twarzy.
-To co teraz z nim robimy?-Spytałam trzymając się dłońmi za biodra i oddychając szybko.
-Trzeba go obejrzeć...-Xander zbliżył się do nieboszczyka i zaczął rozrywać jego koszulkę. Przyczynę śmierci nawet ja mogłam określić, widząc wielką dziurę na środku czoła mężczyzny. Na oko miał z czterdzieści lat, nie wiecej.-Bingo!-Krzyknął podniecony Parker ujawniając napis na brzuchu zabitego.

Zajrzyj do środka!

-To są chyba jakieś jaja...-Mruknął niezadowolony Amir.-I że mamy niby go otworzyć?
-Można poczekać na specjalistów, ale jeśli w środku jest bomba, to lada chwila możemy mieć problem.-Westchnął zrezygnowany Xander.-Nicholas, zajmij się tym.
-A dlaczego ja?-Oburzył się błękitnooki.-To śmierdzi! Jeśli najpierw schłodzisz mi to ciało, to mogę przeprowadzić choćby sekcję zwłok, ale w tym stanie go nie biorę.-Zasłonił się koszulką.
-Macie jakiś nóż?-Wymknęło mi się zanim zdążyłam pomyśleć.
-Chcesz...Chcesz to zrobić?-Spytał Mike najwyraźniej przerażony całą tą sytuacją.
-I tak już muszę wziąć prysznic. Najwyżej się trochę ubrudzę.-Mruknęłam biorąc od Nicholasa połyskujący sztylet. Uklękłam nad ciałem i popatrzyłam na nie niepewnie.-Jeśli po tym będę miała koszmary, to ty będziesz mnie przytulał i pocieszał w nocy.-Zwróciłam się z przekąsem do Cama i instruowana przez Nicholasa zaczęłam rozcinać skórę.
-...Świetnie mała! Teraz zajrzyj do żołądka...Może coś połknął.-Wysapał Nicky który cofał się coraz bardziej, przez co coraz trudniej było mi go usłyszeć. O dziwo widok czyichś wnętrzności nie przyprawił mnie o zawroty głowy czy odruch wymiotny. Było mi chwilami trochę słabo, ale chyba przez zmęczenie i sam odór. W pewnym momencie zauważyłam mały, mokry zwitek, szczelnie czymś oklejony. Wstałam i cała umazana krwią i nie wiem, czym jeszcze odwróciłam się w stronę chłopaków z triumfującym uśmiechem. Wyciągnęłam przed siebie rękę i podałam zwitek Xanderowi, który już po chwili zaczął scyzorykiem ostrożnie odrywać taśmę, którą szczelnie zaklejona była mała, żółta karteczka. Przeczytał tekst najwyraźniej kilkakrotnie i bez słowa, blady jak ściana podał go bratu.
-Co tam jest napisane?-Spytałam, ale Cam skutecznie uniemożliwił mi jej przeczytanie.-Co tam do kurwy jest napisane?!-Wrzasnęłam wyprowadzona z równowagi. Siłą wydarłam mu kartkę z rąk i zamarłam, po przeczytaniu.
Obaj jesteśmy ojcami
I obaj chcemy odzyskać córki
A zegar tyka...Tik, tak...
Cholernie późno wstawiam rozdział, ale to głównie dlatego, że jeszcze dzisiaj go kończyłam i poprawki zabrały mi trochę czasu. Rozdział może zniesmaczać, chociaż mnie osobiście bardzo przypadł do gustu. Ja rozumiem, że jest rok szkolny, nauka bo sama też przecież się uczę, ale siedem komentarzy to trochę mało...Ale nie narzekam i czekam na wasze opinie :* 
Sekretna 

niedziela, 21 września 2014

Praw­da jest naj­większą odwagą...

Po raz kolejny pierwszym co zobaczyłam po przebudzeniu, był biały pokoik. Usiadłam ostrożnie i niemal od razu złapałam się za skronie, czując w nich nieprzyjemne pulsowanie. Przed oczami zaczęły mi się pojawiać sceny sprzed kilku godzin, dni? Nawet nie wiem, jak długo spałam. Tuż przy drzwiach na podłodze zauważyłam zaschniętą krew a mój wzrok natychmiast powędrował na moje ręce. Były całe we krwi a skaleczenia trochę piekły. Za połamanymi paznokciami również miałam czerwone ślady i w ogóle cała byłam posiniaczona. Czułam się okropnie i chyba podobnie wyglądałam. I byłam wykończona, ale dziwnie pobudzona. Uczucie zmęczenia mieszało się z ożywieniem i po raz pierwszy od nie wiem, jak dawna miałam ochotę iść pobiegać.
Metalowe drzwi otworzyły się i stanął w nich wysoki, starszy mężczyzna z krótkimi siwiejącymi włosami i kilkudniowym zarostem na twarzy. Jedną nogę miał sztywną i poruszał się o lasce. Podszedł do mnie ostrożnie i uśmiechnął się zwycięsko, świdrując mnie błękitnymi oczami. Popatrzyłam na niego z dołu niczym małe dziecko i zmarszczyłam brwi zastanawiając się, kto to może być.
-Jestem Marcus Parker...-Odpowiedział na moje niewypowiedziane pytanie. Podał mi rękę a ja uścisnęłam ją niepewnie.-Powiedz mi Evo, jak się czujesz?-Spytał przysiadając na skraju łóżka na którym też widniały ślady krwi.
-Wykończona...-Stwierdziłam wzruszając ramionami.-Ale z drugiej strony pełna energii...Nie umiem tego wyjaśnić.
-To normalne.-Stwierdził kiwając głową.-Jestem w stanie stwierdzić, że twoja przemiana się już zakończyła.-Uśmiechnął się przyjacielsko.
-Nie powinnam mieć teraz jakichś super mocy, czy coś?
-Nie Evo, nie powinnaś.-Zaśmiał się serdecznie a mi ten śmiech przypomniał pewnego czarnookiego, za którym zaczynałam tęsknić.-Twoje zdolności ujawnią się dopiero w jakiejś nagłej sytuacji. Prawdopodobnie pod wpływem strachu, gniewu, radości lub smutku. To jeszcze trochę potrwa i dlatego musisz odświeżyć się i wypocząć.-Wstał i podał mi rękę. Mimo obaw, że nie dam rady utrzymać się na nogach, było mi niezwykle lekko.
Niepewnie zaczęłam iść za mężczyzną by po chwili wyjść z pokoiku w którym spędziłam ostatnie kilka dni. Zauważyłam, że ciemna szyba ciągnąca się wzdłuż całej ściany to było nic innego jak lustro weneckie. Znaczy, że cały czas ktoś mnie obserwował. Świetnie. Przeszliśmy przez mały korytarz i zaczęliśmy wchodzić na górę po metalowych schodach. Pan Parker otworzył drzwi wpuszczając mnie pierwszą a moim oczom ukazał się wielki korytarz, wysoki na dwa piętra. Podłoga wyłożona była ciemnym drewnem a na niej leżał czerwono złoty dywan. Wzdłuż korytarza na wiśniowej ścianie po lewej wisiały portrety i obrazy w złotych ramach a zamiast drugiej było wielkie okno ze złotymi zdobieniami. Czułam się jak jakimś zamku, tyle tylko, że brudna i z obdrapanymi rękoma w ogóle nie pasowałam do tego pomieszczenia. Marcus wyprzedził mnie i bez słowa zaczął prowadzić w głąb domu, gdzie było dużo ciemniej prawdopodobnie z powodu braku jakichkolwiek okien. Otworzył drewniane drzwi i posłał mi serdeczny uśmiech.
-Angelina przygotowała ci jeden z pokoi.-Powiedział kiedy przeszłam przez próg ogromnego pokoju na którego środku stało wielkie łóżko z baldachimem.-Wcześniej należał do Ericki, ale ona już dawno się wyprowadziła. Twoje ubrania są w torbie przy komodzie.-Wskazał w tamtą stronę laską.-Jeśli będziesz miała ochotę, to będziemy z Elizabeth w kuchni na końcu korytarza.-Dokończył po czym zamknął za sobą drzwi.
Uklękłam przy torbie i wyjęłam ciemnozielone dżinsy i białą koszulkę. Nie wiem, kto mnie pakował ale miałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy więc domyślam się że Cam albo Layla. No właśnie. Cam. Cholernie się za nim stęskniłam i pomyślałam, że jak tylko doprowadzę się do porządku to natychmiast muszę się z nim jakoś skontaktować. Stanęłam przed lustrem w niedużej łazience i przez chwilę przyglądałam się sobie. Byłam chuda. Bardzo chuda i miałam wory pod oczami. Wyglądałam jak zombie z jakiegoś słabego horroru. Prawdziwy głód poczułam dopiero kiedy wyszłam spod prysznica. Trochę mi zajęło doprowadzenie się do porządku ale po powrocie do pokoju założyłam jeszcze czarny sweterek zapinany na guziki, żeby nie było widać moich zadrapań. Na sam koniec wyglądałam dobrze, nawet bardzo dobrze. Wyszłam na korytarz i po kilku minutach poszukiwań znalazłam kuchnię z wielkim drewnianym stołem pośrodku. Na jednym z krzeseł barowych, odwrócona do mnie tyłem siedziała Elizabeth...Moja mama...Bez różnicy.
-Eva!-Wstała i uścisnęła mnie kiedy tylko zorientowała się, że przyszłam.-Na pewno jesteś głodna, co? Na co masz ochotę?-Spytała idąc w stronę dwudrzwiowej lodówki. Wzruszyłam ramionami.
-Bez różnicy. Jestem tak głodna, że zjem wszystko...O ile tylko nie będzie to coś mięsnego!-Dodałam szybko, zdając sobie nagle sprawę, że chyba nie przełknęła bym żadnej pozbawionej życia istoty. Kobieta pokiwała głową wyjmując z lodówki jakieś warzywa.
Podczas gdy ja jadłam przygotowaną przez mamę potrawkę warzywną Marcus rozmawiał z kimś przez telefon. Podszedł do mnie kiedy odstawiałam talerz do zlewu i wyciągnął komórkę w moją stronę.
-Ktoś pilnie chce z tobą rozmawiać.-Szepnął z uśmiechem. Niepewnie wzięłam telefon i przystawiłam go do ucha.
-Cześć piękna!-Powitał się ze mną wesoło Cami. Myślałam, że zemdleje ze szczęścia, że w końcu go słyszę.-Przeszłaś przemianę! I nikogo nie zabiłaś!-Krzyknął wesoło.-Nawet nie wiesz, jak się cieszę że to już za tobą. Tak w ogóle to jak tam?
-Chyba dobrze...Ale dziwnie.-Westchnęłam siadając przy stole.-Twój ojciec i moja mama nas podsłuchują.-Szepnęłam patrząc na nich kątem oka. Chłopak zaśmiał się głośno.
-Wyjdź przed dom, tam nie będą podsłuchiwać.
-Ale ja jeszcze go nie rozpracowałam. Jest ogromny!-Wstałam rozglądając się za drzwiami. Marcus wskazał laską wielkie okno na końcu pomieszczenia, które okazało się szerokimi drzwiami rozsuwanymi.
Wyszłam szybko przed dom i zatrzymałam się gwałtownie widząc opartego o maskę czarnego samochodu i trzymającego przy uchu telefon Camerona. Schował komórkę do kieszeni i popatrzył na mnie z cwaniackim uśmiechem. Stałam przez chwilę nie będąc w stanie wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku, po czym ruszyłam szybko w jego stronę. Po chwili stałam już wtulona w niego, wdychając jego zapach. Podniósł mnie do góry tak, że oplotłam się nogami wokół jego bioder. Czarnooki odsunął moją twarz od siebie i przyglądał się mi przez chwilę, po czym złożył na ustach długi pocałunek.
-Mam na ciebie straszną ochotę, wiesz?-Szepnęłam muskając nosem jego ucho, kiedy chłopak całował moją szyję.
-Z wzajemnością, mała...-Mruknął wędrując ustami w stronę moich piersi.-Ale nasi rodzice obserwują wszystko z werandy, a w samochodzie siedzi Amir, więc chyba musimy znaleźć bardziej ustronne miejsce.-Popatrzyliśmy oboje w stronę domu, gdzie przy schodach stał Marcus i Elizabeth, oboje przyglądający się nam z zaciekawieniem.
-Wcale nie! Jak dla mnie, to możecie śmiało kontynuować!-Z czarnego Bugatti wysiadł Amir z przewieszoną przez ramie torbą podróżną.
-Zostajecie na noc?-Spytałam witając się z chłopakiem.
-Wydaje mi się, że musimy trochę pogadać i wolę, żebyśmy zrobili to tutaj...-Mruknął Cameron i uśmiech momentalnie zniknął mu z twarzy. Weszliśmy na werandę i patrzyłam jak chłopaki witają się z Marcusem i Elizabeth. Chwile później zostaliśmy sami, gdyż reszta poszła do domu.
-Stało się coś?-Spytałam siadając na drewnianej ławie tuż obok Cama. Pokiwał głową i zamyślił się a ja zmarszczyłam brwi zastanawiając się nad powodem takiego zachowania czarnookiego.-Chodzi o tę współpracę z agencją?-Podsunęłam. Parker posłał mi smutne spojrzenie a w jego oczach nie było nic oprócz smutku i poczucia winy. Wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać i do głowy od razu przyszły mi najgorsze myśli.-Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
-Bo cię stracę...-Szepnął spuszczając wzrok na swoje dłonie. Coś się stało. Coś złego. A ja musiałam się dowiedzieć, co to takiego.
-Chodź.-Powiedziałam stanowczo ciągnąc go za rękę. Wstał i posłusznie ruszył za mną. Zamknęłam drzwi pokoju w którym miałam swoje rzeczy i ułożyłam się wygodnie na łóżku nakazując by on zrobił to samo. Zsunął buty i usiadał po turecku tak, żebym mogła go dobrze widzieć.-A teraz masz powiedzieć mi wszystko od początku do końca.-Zażądałam. Chłopak wziął głęboki oddech i przez chwilę która ciągnęła się w nieskończoność oboje przyglądaliśmy się sobie w milczeniu.
-Agencja zaproponowała nam współpracę, żebyśmy razem spróbowali schwytać Marshala. W zamian za pomoc członkowie ekipy dostaną ułaskawienia i agencja da im spokój.-Powiedział na wydechu. Uśmiechnęłam się radośnie.
-To chyba dobrze...W końcu będziecie mogli wieść normalne życie. Z dala od tych strzelanin i policji.-Chłopak natychmiast zaprzeczył ruchem głowy.
-jak już Marshal zostanie aresztowany, albo zginie, Ja, Domi i Xander mamy dobrowolnie oddać się w ręce agencji. To część umowy...-Szepnął nie patrząc na mnie. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie to, co powiedział. Podniósł na mnie wzrok ale z jego oczu nie dało się nic wyczytać.-Teraz znasz prawdę. Bałem się ci powiedzieć, bo nie wiedziałem, jaka będzie twoja reakcja, ale teraz już wiesz. Jeśli chcesz, wyjadę jeszcze dziś a ty zostaniesz tutaj. Tu jest bezpiecznie, przynajmniej na razie.-Powiedział niemal bezgłośnie. Siedzieliśmy wpatrzeni w siebie. Chyba czekał na to, że coś powiem, ale ja byłam w zbyt wielkim szoku, żeby wydać z siebie choć słowo. W końcu pokiwał głową, wstał i założył buty, po czym ruszył w kierunku drzwi.
-Cameron...
-Wiem!-przerwał mi.-Spierdoliłem. Z resztą nie pierwszy raz. I lepiej będzie, jeśli odejdę. Właściwie, to wyświadczę ci tym niemałą przysługę. Zasługujesz na kogoś lepszego niż taki skurwiel jak ja...-Warknął jakby zły, otwierając drzwi. W ostatniej chwili rzuciłam się w ich stronę i zatrzasnęłam je tuż przed nosem chłopaka. Pociągnęłam go za warkoczyki i po chwili złożyłam na jego ustach krótki pocałunek. Odsunęłam się i popatrzyłam na jego cudowną twarz. Zaprzeczył ruchem głowy i chciał mnie wyminąć, ale zagrodziłam mu drogę biorąc go za obie ręce.
-Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo...-Mruknęłam mu do ucha.
-Nie jesteś wściekła?-Spytał zaskoczony. Objęłam go ramionami za szyję i przyciągnęłam do siebie tak, że nasze usta dzieliły milimetry.
-Jestem, nawet nie wiesz, jak bardzo. I dlatego nie pozwolę ci uciec i uniknąć rozmowy. Nie uważasz, że mi się to należy?
-Nie wiem, czy potrafiłbym rozmawiać na ten temat.-Szepnął złączając nasze usta. Odsunęłam się nieco.
-Będziesz musiał.-Pociągnęłam go z powrotem na łóżko i usadowiłam się na nim wygodnie.-A teraz czekam na wyjaśnienia. Czyj to był pomysł?-Założyłam ręce na piersi.
Czy byłam na niego zła? Bardzo. Ale jakieś wyjaśnienia mi się należały. Właściwie, to nie wyobrażałam sobie że mogliby go z powrotem przymknąć. Nie chciałam go stracić i wiedziałam, że mu też na mnie zależy. I kiedy wyjaśniał mi wszystko po kolei i mówił co działo się podczas mojej nieobecności to starałam się jakoś go zrozumieć. Jakoś, bo to na co się zgodzili z jednej strony było dla mnie nie do pomyślenia, ale z drugiej zachowali się tak, jak powinni. W końcu zarówno Cam jak i reszta mają sporo na sumieniu i niektórych czynów po prostu nie da się wytłumaczyć. Zabijali i zdaję sobie sprawę z tego, że powinni skończyć w więzieniu. Ale znam ich. Znam Camerona i wiem, że to tylko część jego. Potrafi być opiekuńczy i wrażliwy i gdzieś w nim kryje się jeszcze mały chłopiec, który często lubi się ujawniać.
-...I jeśli Isy naprawdę żyje i jest na łasce tego skurwysyna, to ja muszę go dopaść, rozumiesz?-Mówił z przejęciem.-Za dużo już mi odebrał, żebym dał sobie spokój. Skrzywdził i zabił Cornelię, odebrał córkę  a teraz próbuje odebrać i ciebie. I to się skończy w chwili, kiedy jeden z nas umrze. Albo on, albo ja, Eva.-Skończył czekając na moją reakcję. Zamrugałam kilka razy żeby pozbyć się łez które napływały mi do oczu i pokiwałam głową. Po części byłam dumna z Camerona, że jednak potrafi się tak zachować.
-I nadal myślisz, że jesteś nic nie wartym skurwysynem?-Spytałam spoglądając na niego. 
-Eva...Znasz mnie od zaledwie kilku tygodni...Nawet nie wiesz, jakim potrafię być dupkiem...-Mruknął i uśmiechnął się gorzko.-Robiłem w przeszłości rzeczy, o których nawet nie masz pojęcia...
-Ale teraz zachowujesz się w pewien sposób bohatersko.-Przerwałam mu zmniejszając odległość między nami do zaledwie kilku centymetrów. Chyba nie spodziewał się, że to powiem, bo przechylił lekko głowę i zamyślił się.-Jestem z ciebie dumna, wiesz?-Szepnęłam całując go w kącik ust. Wyglądał słodko taki zamyślony, jakby był w swoim własnym świecie. Po kilku sekundach na jego twarzy zaczął pojawiać się nieśmiały uśmiech, co było dla mnie nowością. Cameron się zarumienił! Popatrzył na mnie a w jego oczach dostrzegłam rozbawienie. 
-Do czego zmierzasz?-Spytał patrząc to na mnie, to na łóżko. zaczęłam bawić się jego warkoczykami.  
-Liczę, że pomożesz mi pozbyć się nadmiaru energii...-Mruknęłam.
 Na te słowa Cameron od razu zareagował składając na moich ustach długi i namiętny pocałunek. To tylko jeszcze bardziej mnie podnieciło, szybko ściągnęłam z niego koszulkę i spodnie. Po chwili ja byłam już w samych majtkach a on lekko masował moje sutki całując mnie po szyi. Czułam się taka niewyżyta a moje pragnienie rosło z sekundy na sekundę, kiedy patrzyłam na jego cudowne ciało. Sama się sobie dziwiłam że mam tyle energii, mimo iż chwile wcześniej bałam się wstać z łóżka. Nie wiem, co mnie do tego podkusiło, ale pchnęłam go z całych sił na łóżko i zaczęłam się na nie wspinać. Widząc zaskoczenie w oczach Cama, zsunęłam z niego bokserki i złapałam za jego członka, lekko poruszając ręką w górę i w dół. Całując czubek jego przyrodzenia słyszałam jak mój facet lekko pojękuje a jego oddech przyspiesza. Ten dźwięk sprawił, że nie byłam już w stanie nad sobą panować. Szybko rozebrałam się do końca i usiadłam lekko rozkrokiem na udach Cama. Powoli zbliżałam się do jego penisa jednocześnie masując go dłońmi. Chwile potem poczułam go w sobie i zaczęłam się delikatnie unosić i opadać. To sprawiło że przez moje ciało przeszedł dreszcz rozkoszy a z moich rozchylonych ust zaczęły wydobywać się pojękiwania. Czułam że Cam zaczyna przejmować kontrolę więc momentalnie się zatrzymałam i kazałam mu się uspokoić. Złapałam za jego nadgarstki i unieruchomiłam mu je nad głową, tak że moje piersi falowały nad jego oczami. Od razu złapał z nimi kontakt i zaczął lekko muskać je językiem, co przyprawiło mnie o gęsią skórkę. Parę sekund później już złapałam rytm i pewnymi, posuwistymi ruchami sprawiałam że Cam coraz głośniej pojękiwał i sapał, omiatając moje sutki swoim ciepłym oddechem. Przyśpieszając moje ruchy czułam jak penis Camerona nabrzmiewa we mnie do granic możliwości. Orgazm który nadszedł był tak silny i zniewalający że nie byłam w stanie siedzieć prosto a moim ciałem wstrząsnęły spazmy. Czarnooki w tym czasie złapał mnie za pośladki i ściskał z całych sił, dysząc z rozkoszy.
-Może wspólny prysznic?-Zasugerowałam po chwili cicho, spoglądając w jego błyszczące, czarne oczy. Oplatałam nogami jego biodra, kiedy niósł mnie do łazienki, całując agresywnie. Gdy zimny strumień wody spłynął na moje plecy, mój oddech znowu stał się urywany. Cam złożył parę lekkich pocałunków na moim dekolcie i zjechał dłonią w dół mojego brzucha.
-Teraz moja kolej...-Mruknął mi do ucha po czym zaczął zataczać dłonią kółka po moim podbrzuszu i powoli posuwał się w dół, jednocześnie całując moją szyję i wrażliwe miejsce za uchem. Na zmianę wsuwał we mnie jeden palec i szybko go wyciągał jednocześnie drugą dłonią masując moją kobiecość. Moje wykończone ciało natychmiastowo odzyskało siły a podniecenie powróciło wraz z pierwszym pocałunkiem. Gdy Cam stwierdził że już wystarczy pieszczot, odwrócił mnie i lekko pochylił. Wszedł we mnie wolno i delikatnie, ale następne jego ruchy były już znacznie szybsze i stanowcze. Jego dłonie wędrowały od moich pośladów do ramion, sprawiając że cała moja skóra pokryta była gęsią skórką. Szczyt tym razem nadszedł znacznie szybciej niż poprzednio i oboje już po chwili jęczeliśmy i wiliśmy się z rozkoszy. Gdy Cam skończył we mnie już po raz drugi, odwróciłam się do niego twarzą, złożyłam lekki pocałunek na jego ustach a on wyszeptał ciche "dziękuję". Namydliłam mu klatkę piersiową i szyję. Gdy skończyliśmy prysznic, oboje byliśmy tak padnięci że zasnęliśmy w swoich objęciach.
Rozdział z dedykacją dla mojej siostry, bez której końcowej scenki by nie było (jej, w przeciwieństwie do mnie, takie romanse się podobają) :) Kocham cię głupku :* 
Rozdział mi się nie podoba. I nie zdziwię się, jeśli wasze zdanie będzie podobne. Za dużo romansu, nie wspominając już o końcówce. Zdecydowanie wolę pisać o jakiejś tragedii niż o miłości, ale jako że Evy ostatnio było mało, tak więc niech już będzie. I wiem, że ona w tym rozdziale się zachowuje jakby nigdy nic, ale uwierzcie, to dopiero jest początek :) Jeszcze będzie i tragizm i ból i płacz. Na wszystko przyjdzie pora :) 
A tak nieco zbaczając z tematu...To jest ostatni rozdział, jaki miałam napisany. Mam już zaplanowaną całą historię do końca i właściwie to mogłabym zacząć pisać kolejne rozdziały, ale najzwyczajniej nie mam czasu. Postaram się stworzyć coś przez następny tydzień, ale nie wiem, czy mi się uda. Póki co czekam na wasze opinie nawet te od anonimów :* 
Sekretna  
  

sobota, 13 września 2014

Nikt nie rodzi się zły, to życie spra­wia że sta­jemy się "bestiami".

Z perspektywy Domeina
-Chcesz mi powiedzieć, że przez ostatnie trzy lata traktowałaś mnie jak zwykłego śmiecia, podczas gdy sama nie byłaś lepsza?-Warknął Cam który wyglądał jakby miał zaraz się na nią rzucić.-Pierdolisz na temat przestrzegania zasad i tego całego gówna, a sama się do tego nie stosujesz! I ty masz się za kogoś lepszego...?
-Robiłam to żeby pomóc Oustinowi!-Przerwała mu kobieta drżącym głosem.-Pozwólcie mi to wytłumaczyć. Wiem, że to było złe, ale teraz i tak już wszystko się wydało. Trzeba powstrzymać Zacka, zanim dostanie Evę w swoje łapska...Evę i was.-Powiedziała całkowicie poważnie. Xander wyjął paczkę papierosów i podpalił jednego. Posłałem mu karcące spojrzenie, kiedy do mojego nosa dotarł ten smród.
-Okej...-Zaczął patrząc to na Cama, to na Dianę. Warkoczyk wydawał się wściekły i zastanawiałem się, jakim cudem jeszcze nie wybuchł.-Kłótnie niczego nie załatwią. Jeśli masz tłumaczyć, to tłumacz.-Zwrócił się do brunetki i rozsiadł wygodnie na czerwonym fotelu stojącym pod ścianą. Cam oparł się o parapet i z założonymi na piersi rękoma obserwował kobietę a ja usadowiłem się wygodniej na łóżku.
-Mój romans z Oustinem zaczął się kilka miesięcy przed tym, jak trafiłeś do więzienia...-Zaczęła patrząc na Cama.-Po kilku tygodniach naszych spotkań wyznał mi, że ma ogromne długi i nie ma z czego ich spłacić. Zależało mi na nim, więc kiedy poprosił żebym pożyczyła mu pieniądze, zrobiłam to bez większych narzekań. Ale on przychodził coraz częściej i chciał coraz większych sum. W pewnym momencie zapytałam u kogo ma te długi, ale nie chciał mi nic powiedzieć, więc przestałam dawać mu kasę. Przyszedł po dwóch czy trzech tygodniach do mojego domu, cały posiniaczony i wtedy wyznał mi prawdę. Że zabawił się w kasynie i przegrał z Marshalem. Że grozi mu, że jeśli nie spłaci długów, to zabije jego, mnie i nasze rodziny. Byłam wściekła, że wmieszał mnie w to wszystko, ale musiałam coś zrobić. Nie mogłam pozwolić, żeby cokolwiek stało się Kasandrze. I podjęłam współpracę z Zackiem. Właściwie to na początku miałam tylko dopilnować, żebyś nie przeszkadzał mu w jego planach i trzymać cię jak najdalej od Evy...-Powiedziała płaczliwym tonem do warkoczyka. Wszyscy trzej w skupieniu przysłuchiwaliśmy się temu, co mówi kobieta.-Wiem, Cameron. Wiem, że zachowywałam się karygodnie ale ja nie mogłam znieść tego, ze muszę patrzeć na ciebie codziennie, kiedy byłeś do Domeina tak podobny, a obwiniano cię za jego śmierć. To cholernie bolało i szczerze cię za to nienawidziłam. Poza tym Marshal chciał, żebym zgotowała ci piekło na ziemi, stąd to wszystko. Ale pojawiła się Margaret z wiadomością, że Eva żyje. I że Zack chce ją znaleźć. Starałam się nie dopuścić do jej odnalezienia, bo naprawdę nie chciałam, żeby cokolwiek jej się stało i w pierwszej chwili kiedy Margaret zaproponowała, żeby wciągnąć cię w tą sprawę, odmówiłam. Byłam naczelnikiem i tylko ja mogłam wydać zgodę na opuszczenie przez ciebie placówki. Ale to ona stała na czele całej agencji, więc podlegałam jej jako pracownik. Mogła wyrzucić mnie z pracy a wtedy nie miałabym już wpływu na to, co się z tobą dzieje. Marshal by się wściekł i możliwe, że zabiłby za to Oustina albo Kasandrę. Dolan już mnie nie obchodził, ale nie mogłam dopuścić, żeby skrzywdził moją młodszą siostrę. Zaczął wymagać ode mnie coraz więcej...Wtajemniczał mnie w swoje plany. Kiedy byłeś po raz drugi w agencji Margaret zadzwoniła i oznajmiła, że teraz, kiedy nie jesteś już potrzebny, możemy z tobą skończyć. Byłam jedyną osobą, która głosowała przeciwko twojej śmierci, chociaż Zack wściekłby się, gdyby się o tym dowiedział. Gdybyś zginął, odbiłoby się to na twoim bracie. A wtedy Marshal miałby ułatwione zadanie zdobycia Evy...
-Ona nie jest jedynym takim dzieckiem, prawda?-Spytał Cameron spoglądając na Dianę. Nie był już taki wściekły, jak jeszcze kilka minut wcześniej. Wydawało się, że rozumie kobietę i nie jest już tak negatywnie nastawiony w stosunku do niej.
-Nie jest i...Cameron, widziałeś śmierć swojej córki?-Spytała a Xander popatrzyła na nią z wyrzutem. Cam wyglądał jakby nie by w stanie wydusić z siebie nawet słowa.
-A co do ma do rzeczy?-Spytał Xand nie kryjąc irytacji. Nie dziwię się. Śmierć Isobell i Kierana to dla nas wszystkich był temat, którego lepiej nie poruszać.
-Widziałem zza lustra weneckiego...-Szepnął Cam spuszczając wzrok.
-Sęk w tym, że ona wcale nie umarła. Wtedy jeszcze nie miałam nic wspólnego z Marshalem, ale ktoś podmienił strzykawki z trucizną. Tymczasowy zanik funkcji życiowych. Ciała dzieci wykradziono z agencji kilka minut później i do dziś wszyscy są przekonani, że to wasza sprawka...
-Co ty pierdolisz?-Oburzył się znowu Cam.-Widziałem, jak umierają. Przy mnie lekarz stwierdził że ich serca przestały bić, rozumiesz...?
-Zack Ich wychowuje. Ją i Kierana. I kilkanaścioro innych dzieci. Są w różnym wieku, ale wszystkich szkoli w jednym celu. By zabijać. Marshal jest psychopatą który twierdzi, że ani agencja, ani wszelkie inne organy władzy nie są w stanie zapanować nad szerzącą się przestępczością. Chce sam zaprowadzić porządek przy pomocy swojej mini armii zmutowanych genetycznie nastolatków.-Cameron osunął się na ziemię i zaczął oddychać coraz szybciej. Podszedłem i usiadłem obok niego a on wtulił się we mnie i poczułem jego łzy na swoich ramionach. Sam miałem łzy w oczach. Moja siostrzenica, którą opłakiwaliśmy przez tyle czasu żyje. Wolałem nie myśleć, jak bardzo musi być mu teraz ciężko, kiedy myślał, że już nigdy jej nie zobaczy a w rzeczywistości wychowuje ją jego arcy wróg.
-W takim razie, po co mu jeszcze Eva?-Xander jako jedyny nie tracił panowania nad sobą, ale wiedziałem, że ta wiadomość nim też wstrząsnęła.
-Wszystkie dzieciaki dostają numer w zależności od poziomu przydatności swoich zdolności. Jedynki, to ci z najsłabszymi umiejętnościami. Każdy wyższy stopień świadczy o silniejszych a Eva jako jedyna ma najwyższy stopień. Szóstkę. Jest idealnym materiałem na zastępcę Zacka i po to jest mu potrzebna.
-Ale ona ma już szesnaście lat...I przecież wie, że Zack jest tym złym. I tak nie zechciała by mu pomóc.
-Zechciałaby, gdyby od tego zależało życie kogoś, na kim jej zależy.-Popatrzyła na Camerona który za wszelką cenę starał się opanować.-I tu zaczyna się wasza rola. Zack wyjaśnił sobie wszystko, oprócz jednego: Jak u trojaczków zdolności przechodzą z jednego na drugiego, i od czego to zależy?-Popatrzyła na naszą trójkę.-Poza tym Cameron ma bardzo ciekawą zdolność, która nie uaktywniła się jeszcze u żadnego z dzieciaków będących pod okiem Zacka. Przejęliście dokumenty na temat nowego laboratorium...-Powiedziała ze słabym uśmiechem do Xandera.-Wybudowane przez agencję, ale przejęte przez Zacka. On oprócz Evy, chce też waszą trójkę, żeby móc przeprowadzać na was przeróżne eksperymenty. A wszyscy wiemy, że jeśli zagrozi waszemu życiu, to Eva zrobi wszystko, żeby was uratować. Jeśli tylko będzie w stanie...
-W takim razie gdzie możemy go znaleźć?-Cam podniósł głowę i popatrzył chłodno na brunetkę. Z jego oczu nie dało się kompletnie nic wyczytać i nawet ja nie byłem do końca pewien, czy nie rzuci się na nią zaraz z pięściami.
-No właśnie...I tu zaczynają się schody. Bo nikt nie wie, gdzie on jest. Pojawia się i znika kiedy ma na to ochotę. Ostatnio miałam z nim kontakt dwa miesiące temu. Kazał mi przyjechać do Paryża, ale i tak rozmawialiśmy tylko przez telefon. Ukrywanie się jest tym, co mu najlepiej wychodzi.
-Czyli wiemy dużo, a nie możemy zrobić nic...Cudownie!-Warknął Xander podnosząc się z fotela.
-Trzeba sprowadzić tu Evę.-Cam podniósł się z podłogi i ruszył w stronę drzwi.-Jeśli Zack po nią przyjdzie kiedy jest z dala od nas, nikt nie będzie w stanie jej pomóc. Chcę mieć ją przy sobie...-Wyszedł trzaskając drzwiami.
-Powtórzysz to wszystko przed Farellem.-Stwierdził Xand wkładając papierosa do ust, po czym także ruszył w kierunku drzwi. Posłałem Dianie współczujące spojrzenie i pociągnąłem za klamkę.
-Mógłbyś przekazać Kasandrze, że chciałabym z nią porozmawiać?-Spytała cicho, osuwając się na podłogę i wpatrując w swoje dłonie.
Wyglądała na naprawdę zmęczoną a ja pomyślałem, że bez względu na wszystko nie pozwolę obarczyć ją winą za to wszystko. Bo najpewniej tak by się stało. Posądzono by ją o zdradę i współpracę z Marshalem a ja nie mogłem dopuścić do tego, żeby spotkał ją taki los. Może jej nie kochałem, ale zawsze traktowałem jak przyjaciółkę. 
-Myślę, że to świetny pomysł.-Przyznałem i uśmiechnąłem się pokrzepiająco.
Dogoniłem Xandera i razem z nim wszedłem do kuchni, w której Hana zbierała potłuczone szkła z podłogi.
-Cameron?-Spytał starszy patrząc na brunetkę. Pokiwała twierdząco głową nie odrywając się od pracy.-Trzeba z nim pogadać. Jak najszybciej...-Ruszył biegiem w stronę naszych pokoi.
Warkoczyk siedział na łóżku z naciągniętym na głowę kapturem, paląc papierosa. Musiał być to już któryś z kolei, gdyż w pokoju pełno było duszącego smrodu. Przed nim stał otwarty laptop a z głośnika wydostawały się kobiece krzyki. Spojrzałem na ekran i ze zgrozą spostrzegłem, że mój brat ogląda jak jakiś mężczyzna w białym fartuchu rozcina ciało żywej młodej dziewczyny i odcina jej kawałki skóry. Starszy wydmuchnął dym z papierosa, po raz kolejny nadal tępo patrząc w ekran. Zupełnie, jakby nas nie było. Kobieta krzyknęła po raz kolejny i zaczęła błagać o litość a Cam wtedy zwiększył głośność i przymknął oczy, jakby rozkoszując się tym dźwiękiem.
-Cameron, do cholery mógłbyś to wreszcie wyłączyć?-Warknął Xander zamykając mu laptop przed nosem. Warkoczyk popatrzył na niego i z wściekłością odrzucił komputer na drugi koniec pokoju. Popatrzył na nas a dłoń w której trzymał papierosa zaczęła lekko się trząść.-Wiesz, że wyłączenie człowieczeństwa nie załatwi sprawy...Prędzej czy później musisz zmierzyć się z rzeczywistością...-Tłumaczył mu cierpliwie, ignorując chłodny wzrok jakim obdarzał go brat. Spróbowałem dotknąć jego policzka, ale natychmiast cofnął się niczym dzikie zwierzę, a jego oczy były kompletnie czarne, jak u demona. Dłonie mu drżały a z jego nosa wydobył się kłąb dymu z papierosa co sprawiło, ze wydawał się jeszcze bardziej przerażający.
-Wyłączając człowieczeństwo pozbawiam się uczuć. A wtedy nie są w stanie mnie skrzywdzić...-Szepnął nienaturalnym głosem, przechylając głowę. Nie bałem się go. Widziałem go już w takim stanie i wiedziałem, że nie skrzywdziłby mnie i Xandera. Co innego kogoś z zewnątrz. Taki Cam był niepoczytalny i trzeba było jak najszybciej z powrotem uśpić tego potwora który się w nim budził.
-Nikt cię nie skrzywdzi Cami...-Szepnąłem do niego nie zwracając uwagi na to, że patrzył na mnie z odrazą.-Masz nas...Nie pozwolimy, żeby coś ci się stało. Musisz się starać dla Evy. Ona ciebie potrzebuje, teraz jesteś jej jedynym oparciem...Nie możesz jej pokazać, że to cię przerasta...-Mówiłem zdając sobie sprawę, że chłopak mimowolnie mnie słucha. Starałem się w jakiś sposób dotrzeć do niego a temat Evy był na to chyba najlepszym pomysłem.- Jak myślisz, co by pomyślała, gdyby cię teraz zobaczyła? Chcesz, żeby widziała w tobie bezdusznego potwora?-Spytałem i zamilkłem czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Zapatrzony gdzieś w sufit zaprzeczył ruchem głowy a jego dłonie coraz bardziej zaczynały się trząść. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wydał żadnego dźwięku. Podkulił nogi i obejmując się za nie rękoma wtulił w nie głowę. Ostrożnie zdjąłem mu kaptur z i przechyliłem tak, żeby położył głowę na moich kolanach. Xander nachylił się nad nim i zaczął szeptać mu do ucha, ze wszystko będzie dobrze. Delikatnie głaskałem dłoń starszego który powoli się uspokajał.
-To trudne...-Wyszeptał w końcu jakby sam do siebie.-I niesprawiedliwe. Nie prosiłem się o to gówno. On odebrał mi wszystko. I nadal to robi...-Podniósł się i spojrzał na nas z załzawionymi oczami.-Pokazuje, że ma nad nami przewagę...Że może zrobić co mu się podoba a my nie jesteśmy w stanie mu przeszkodzić I to jest tak kurewsko niesprawiedliwe...
-A ja ci mówię, że jesteśmy w stanie. I to szybciej niż myślisz, braciszku...-Mruknął mu do ucha Xander ze znaczącym uśmiechem.-Ale tylko jeśli będziemy we trójkę...A jak ty będziesz siedział i beczał jak dziecko, to nici z tego...-Droczył się z warkoczykiem.
-Nie beczę jak dziecko...To była chwila słabości...-Oburzył się wycierając oczy rękawem bluzy.
-Nie wierzę...Ty zawsze ryczysz jak dziecko. Chociaż właściwie, ty jesteś dzieckiem. Obaj jesteście.- Cam zamachnął się i walnął starszego poduszką w głowę.
-Gdybyś ty był taki odważny przy ludziach, a nie tylko przy nas...-Mruknął ocierając łzy z oczu i uśmiechając się lekko.
-Co masz na myśli?-Xandi popatrzył na nas dwóch z wyraźnym zaciekawieniem.
-No bo ty nie jesteś typem milczka, a przy agentach zgrywasz takiego gbura, dla którego jakakolwiek rozmowa to zbyt dużo...Ja rozumiem, że ty lubisz zgrywać takiego twardego gangstera, ale mógłbyś czasami sobie wolne zrobić...-Popatrzył na mnie a ja natychmiast pokiwałem głową na znak, że w stu procentach zgadzam się z Camem.
-Nie widzę potrzeby otwierania się przed tymi ludźmi...Poza tym nie zgrywam gangstera!-Mruknął jakby z irytacją, że ktoś zwraca mu na to uwagę.
-Ja nie mówię, żebyś im zdradzał sekrety swojego życia, jak przepis na ciasto cytrynowe czy jaką fryzurę Rocky ma na...
-Cami!-przerwałem mu. On uśmiechnął się zadziornie.
-Ja tylko mówię, że to są normalni ludzie. Może nie aż tak przystojni, wyluzowani i ogółem zajebiści jak my, ale ludzie...
-I ty to mówisz?-Xander patrzył na niego z wyraźnym zaskoczeniem. Ja też byłem w lekkim szoku słysząc te słowa od Cama. Przecież on normalnie ich nie cierpiał! Warkoczyk machnął tylko na nas ręką i poszedł do łazienki.
-Moja zwykle nieskazitelna, piękna twarz nie wygląda już tak nieskazitelnie i pięknie jak zwykle. To straszne!-Krzyknął z łazienki na co ja i starszy przewróciliśmy oczami.
-Jest dobrze...-Stwierdziłem rozsiadając się wygodniej na łóżku.-A jeśli zaraz zwędzi mi jeszcze najlepszy krem do twarzy, to będzie znaczyło że jest już zupełnie normalny.  
Jak mi się podoba to zdjęcie :) Rozdział pisałam już kilka tygodni temu i na początku mi się podobał, ale teraz to już sama nie wiem...w każdym razie jest parę nowych faktów i mam nadzieje, że choć troszkę wam się spodoba.  nadal jestem w trakcie nadrabiania zaległości, więc jak ktoś jeszcze nie dostał u siebie komentarza, może się go spodziewać jeszcze dzisiaj :) Życzę miłej lektury i czekam na wasze komentarze :) 

sobota, 6 września 2014

Nic tak nie potęgu­je sa­mot­ności jak nieod­wza­jem­niona miłość

Z perspektywy Domeina
Okropnie chciało mi się jeść, ale usilnie ignorowałem ból brzucha i dalej szedłem za Cameronem w stronę celi Allana. Idący przed nami Louis otworzył drzwi za pomocą długiego kodu i wpuścił nas do środka a sam usiadł na krześle by oglądać wszystko zza lustra weneckiego. Zobaczyłem bruneta przywiązanego do krzesła. Trochę mi go było szkoda, ale wmawiałem sobie, że zasłużył sobie na to, co za chwilę go spotka. Wolę nie myśleć, ile informacji dostarczył Marshalowi.
-Pobawimy się?-Spytał Cameron, odgarniając mężczyźnie włosy z czoła.
Usiadłem na rogu stołu i przyglądałem się jak warkoczyk zmusza Crawforda do spojrzenia sobie w oczy. Nigdy nie lubiłem takiego "przesłuchiwania" ludzi. Grzebanie w cudzych wspomnieniach jest nie fair, choćby nie wiem, jak bardzo zła ta osoba była. Ale teraz Cam też był przez to osłabiony. Widziałem...Czułem, jak poświęca się dla sprawy. Xander z resztą też. Wszyscy trzej musieliśmy coś poświęcić. Cam swoją energię i psychikę, Xander czas i pracę a ja niewinność. Bo do tej pory byłem anonimowy, czysty. Teraz tak samo musiałem brać za wszystko odpowiedzialność.
Xander podszedł do Cama i złapał go, żeby ten nie upadł. Posłał mi jedno spojrzenie które wystarczyło, żebym zrozumiał o co mu chodzi. Przymknąłem oczy i spróbowałem dostać się do umysłu brata. W normalnych okolicznościach męczy to nieco organizm. A kiedy Cam błądził w głowie Allana, a ich myśli były ze sobą powiązane, to jeszcze trudniejsze. Ale w końcu poczułem te dziwne pulsowanie w skroniach co oznacza, że się udało. Usłyszałem dziwny szmer, za którym stał Xander który również przekazywał warkoczykowi swoją energie. Po chwili wszyscy trzej zaczęliśmy słabnąć, ale Cam w porę otrząsnął się z transu a co za tym idzie, my dwaj też.
-Powiedz proszę, że masz to, czego chciałeś.-Szepnąłem z nadzieją, bo jedyne o czym w tamtej chwili marzyłem, to zaśnięcie w swoim pokoju, w najwygodniejszym na świecie łóżku, najlepiej w objęciach Nicholasa, ale o tym mogłem tylko pomarzyć. Szybko odegnałem od siebie te myśli, skupiając się na tym, co naprawdę ważne.
-Nie jojcz już, udało się.-Mruknął do mnie wesoło Cami, mierzwiąc mi włosy jak małemu dziecku. Chwilami mam dość tego, że obaj traktują mnie jak smarkacza. Mnie i Xandera dzieli tylko dwadzieścia minut, nie dziesięć lat! Ale co zrobisz...Nic nie zrobisz. Najmłodsi zawsze mają najgorzej.
Wyszliśmy z sali, gdzie czekał już na nas zaniepokojony Louis.
-I jak?-Spytał patrząc na Camerona.
-Nadal próbuję ułożyć to wszystko w całość...-Mruknął prawie niezrozumiale.-Teraz idziemy do Oustina.-Skierowaliśmy się do kolejnego pokoju, dokładnie takiego samego jak poprzedni.
-Jesteś pewny, że dasz radę?-Xander popatrzył na Camiego z troską. Ten skinął głową nieznacznie ale obaj ze starszym wiedzieliśmy, że to kłamstwo. Na jego twarzy już widać było zmęczenie. Pomyślałem wtedy, że będzie wykończony jeśli jeszcze użyje swojej zdolności.
-Miejmy to już z głowy...-Mruknął, kiedy Louis wpuszczał nas do pokoju i ponownie obserwował zza lustra weneckiego.
Oparłem się o ścianę podczas gdy Cam znowu "przesłuchiwał" Dolana. Już miałem zacząć pomagać w tym bratu tak, jak poprzednio, kiedy zorientowaliśmy się, że wcale tego nie potrzebuje. Po chwili potrząsnął głową i przez chwilę wyglądał jakby miał zaraz zemdleć, ale wstał, lekko się chwiejąc.
-Poszło lepiej, niż przypuszczałem.-Mruknął tylko, wolno wychodząc z celi.
-Może ta blokada działa tylko za pierwszym razem?-Zasugerowałem na co on pokiwał głową.-Musisz odpocząć.-Powiedziałem stanowczo, kiedy zatoczył się i gdyby nie pomoc Xandera, prawdopodobnie by upadł. Wyglądał nie najlepiej i miałem nadzieję, że nie przemęczył się zbytnio.
Udaliśmy się do naszego tymczasowego mieszkania i usiedliśmy na łóżku na którym spałem ja i Nicholas. Cam zsunął buty i ułożył się na swoim, stojącym na przeciwko. Poczekaliśmy chwilę, w milczeniu przyglądając się temu, jak zasypia i kiedy to już nastąpiło, cicho wyszliśmy na korytarz. Kiedy weszliśmy do kuchni do mojego nosa dotarły przeróżne zapachy a mój żołądek po raz kolejny upomniał się o jedzenie. Zignorowałem to i podszedłem blatu, biorąc dzbanek z wodą. Ręka mi lekko zadrżała, kiedy podnosiłem naczynie by nalać sobie napoju do szklanki, co nie uszło uwadze mojego braciszka.
-Kiedy coś ostatnio jadłeś?-Spytał patrząc na mnie podejrzliwie. Odwróciłem się w jego stronę.
-Kto? Ja?-Zmarszczyłem pytająco brwi, udając durnia. Pokiwał głową a ja zauważyłem, że kilka osób będących w kuchni przygląda nam się z zaciekawieniem.-Niedawno.-Skłamałem bez namysłu, patrząc na starszego.
-Mam ci przypomnieć, czym ostatnio skończyła się twoja głodówka?-Spytał chłodno. Nie musiał przypominać, ale mimo to kontynuował.-Miałeś niedowagę i skończyłeś w szpitalu. Chcesz, żeby to się powtórzyło?-Spytał.
-Jeśli chcesz, to jest zupa...-Zaproponowała jakaś kobieta i wstała od stołu.-Warzywna.-Dokończyła i spojrzała nam mnie.
-Dziękuję, ale...
-Poprosimy.-Dokończył za mnie Xander a ja posłałem mu najbardziej mordercze spojrzenie, na jakie tylko było mnie stać. Zignorował to i usiadł do stołu, nakazując mi abym zrobił to samo. Przewróciłem oczami i usadowiłem się naprzeciwko brata. Mierzyliśmy się spojrzeniem dopóki kobieta nie postawiła przede mną talerza z jedzeniem i uśmiechnęła się zachęcająco.
-No, Domi! Jak grzecznie zjesz, to może dostaniesz coś w nagrodę!-Zachęcił mnie Xander ze sztucznym uśmiechem. Zagryzłem wargę żeby nie zakląć głośno.
-Nie mów do mnie jak do dziecka...-Mruknąłem biorąc łyżkę do ręki. Zacząłem mieszać nią w talerzu. Jedzenie nie wyglądało i nie pachniało źle. Wręcz przeciwnie, mój żołądek dał o sobie głośno znać, kiedy zapatrzyłem się na zupę.
-Póki będziesz zachowywał się jak dziecko, tak właśnie będę się z tobą obchodził.-Szepnął patrząc na mnie z irytacją.-I będziemy tu siedzieli, dopóki ten talerz się nie opróżni.-Dokończył zakładając ręce na piersi.
Po dziesięciu minutach milczenia wziąłem trochę zupy do ust.
-A teraz jeszcze połknij...-Powiedział znudzony całą tą sytuacją Xander. Nie wytrzymałem i wyplułem wszystko do zlewu i przepłukałem usta wodą.-Zrób z nim coś do jasnej cholery, bo on się zagłodzi!-Wrzasnął wyprowadzony z równowagi mój braciszek w stronę stojącego przy blacie Nicholasa. Ten tylko wzruszył ramionami a ja wstałem i ruszyłem w kierunku drzwi. Nie miałem zamiaru brać niczego do ust aż do chwili, kiedy nie zacznie się do mnie odzywać. Zachciało mu się fochów.
-Chodź tu.-Usłyszałem głos blondyna i tłumiąc wielki uśmiech ponownie usiadłem za stołem. Nicky jednak nie dawał za wygraną i dalej milcząc usiadł na przeciwko mnie. Przewróciłem oczami znudzony i założyłem ręce na piersi dając mu wyraźnie do zrozumienia, że nie zamierzam ustąpić. Przysiadł się bliżej i niemal wepchnął mi do ust łyżkę z jedzeniem.
-Jesteś niemożliwy...-Warknął ale nie było w tym złości. Raczej troska pomieszana z rezygnacją.
-Kocham cię...-Udało mi się powiedzieć, kiedy mnie karmił. Odstawił puste naczynie do zlewu i wyszedł bez słowa. Niemal wybiegłem za nim i wziąłem za rękę. Kiedy już zaczął się odzywać nie mogłem pozwolić, żeby znowu przestał. Za długo się głodziłem i moje starania nie mogły pójść na marne.
-Musimy pogadać...-Mruknął pod nosem kierując się w stronę naszego tymczasowego mieszkania.
Zastaliśmy w nim śpiącego Camerona, więc bez zastanowienia weszliśmy do pokoju Xandera i Rocky. Usiadłem na łóżku po turecku i przycisnąłem poduszkę do brzucha czekając, aż Nicky powie, o co mu chodzi. Nie lubiłem się z nim kłócić. Właściwie, to my się nawet nie kłóciliśmy. On milczał przez parę dni, ja robiłem coś, żeby przestał a potem gadaliśmy czasami godzinami i wyrzucaliśmy z siebie wszystko. Tak było lepiej niż rzucanie w siebie nawzajem bezpodstawnymi oskarżeniami i wyzywanie się, podczas gdy było wiadomo, że już niedługo i tak ponownie będziemy się kochać. 
Nicky oparł się o parapet i otworzył okno. Zapalił papierosa wiedząc, jak bardzo jestem uczulony na punkcie tego smrodu.
-Jak ty to sobie wyobrażasz?-Spytał odwracając się w moją stronę i patrząc na mnie tymi swoimi nieziemsko błękitnymi oczami, na których punkcie szalałem.
-Ale co?-Zmarszczyłem brwi patrząc na chłopaka. On uśmiechnął się ze smutkiem.
-Obaj wiemy, że więzienie o nie miejsce dla ciebie...-Mruknął patrząc na dym z papierosa, który właśnie wydmuchnął.-Co ja kurwa mówię...To nie jest miejsce dla nikogo!-Niemal krzyknął.-Tylko są tacy ludzie, którzy jakoś tam sobie poradzą. A są tacy, którzy po prostu nigdy nie powinni się tam znaleźć...I ty zaliczasz się do tej drugiej grupy.-Popatrzył na mnie ale w jego oczach nie było nawet odrobiny czułości. Nagle te jego śliczne błękitne oczka stały się zupełnie chłodne i pozbawione jakichkolwiek emocji.
-Może...-Zacząłem siląc się na opanowany ton.-Ale nie zostawię braci. Poza tym jestem z wami od siedmiu lat i też mam sporo na sumieniu...I byłem świadomy, zabijając tych wszystkich ludzi. Postępując przeciwnie niż uczyli mnie w szkole. Krzywdząc innych. I nie pozwolę, żeby Cam i Xander odpowiadali za moje przewinienia.-Odparłem chłodno i byłem dumny z siebie, bo nie zdradziłem przy tym, jak bardzo ranią mnie jego słowa.
-A jak wyobrażasz sobie nas?-Niemal krzyknął a ja aż się wzdrygnąłem.-To nic dla ciebie nie znaczy? To, ile przeszliśmy żeby być razem? Jesteś w stanie od tak to przekreślić?-Spytał zbliżając się do mnie. Był tak blisko, że czułem zapach imbiru, zmieszanego z nikotyną, którym był przesiąknięty.
-A jeszcze trzy lata temu mówiłeś, że jeśli się kocha, to żadna odległość nie gra roli.-Warknąłem wstając.-Jak zostawiłeś mnie na cały ten czas, bo twoja praca tego wymagała.-Zbliżyłem się do niego na tyle blisko, że gdybym chciał, to mógłbym go pocałować i nawet nie zdążyłby się cofnąć.-Wiesz, jak trudno jest żyć z wiedzą, że ktoś kogo kochasz jest gdzieś tam w świecie, ale nie możesz go dotknąć, zobaczyć, czy choćby usłyszeć? Nie chce niczego przekreślać. Kocham cię, i ty o tym dobrze wiesz. Ale masz rację...-Westchnąłem i opadłem z powrotem na łóżko. Nicholas chyba był lekko zaskoczony moim wybuchem, ale nic nie powiedział tylko usiadł obok i zapatrzył się gdzieś przed siebie.-Nie można tego dłużej ciągnąć. Nie, jeśli prędzej czy później będziemy musieli się rozstać...Wiec lepiej będzie...-Nie dokończyłem, bo blondyn odwrócił się i pocałował mnie zachłannie. Po sekundzie odwzajemniłem pocałunek przegarniając jego jasne włosy.
Darowałem sobie jakiekolwiek protesty bo z nim było mi po prostu dobrze. Zdaję sobie sprawę, że powinienem to skończyć, jednak wtedy to nie miało znaczenia. Nic nie miało znaczenia. Liczyliśmy się tylko my dwaj. Usadził mnie sobie na kolanach.
-Wiesz, że jesteś piękny?-Spytał przysuwając się do mojej szyi.-I cały mój...-Westchnąłem cicho i odsunąłem się od niego gwałtownie, zdając sobie sprawę, że ktoś nas obserwuje.
-Och chłopaki...Wy tylko o jednym...-Uśmiechnął się Cami zadziornie. Wypiąłem mu język i wstałem, poprawiając ubranie.
- I kto to mówi? Nie byłeś przypadkiem zmęczony?-Spytałem cicho, podnosząc na niego wzrok. Nicky siedział na łóżku i przytykał sobie do twarzy poduszkę żeby stłumić śmiech spowodowany moją reakcją na przyjście brata.
-Chłopaki nie mogą sobie poradzić z Margaret i Dianą. Żadna z nich nie chce nic powiedzieć. A poza tym uporządkowałem już sobie to wszystko i chyba mam parę ciekawych faktów, które mogą się przydać.-Zapatrzył się gdzieś za okno.
Był bez koszulki a ja aż się wzdrygnąłem, kiedy zobaczyłem szwy ciągnące się wzdłuż jego brzucha, aż do  sutka. Prawdopodobnie i tak nie będzie po tym żadnych blizn, bo u nas rany goją się szybciej i potrzeba czegoś więcej niż takie skaleczenie, żeby został po tym trwały ślad. Ale teraz trochę to szpeciło idealne ciałko mojego brata.
-Czyli idziemy złożyć wizytę kochanej Dianie?-Spytał Nicky z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Och, Jestem ciekaw jakie tym razem obelgi przygotowała na nas.-Cam odwzajemnił uśmiech i ruszyliśmy w stronę drzwi. Wcale nie miałem ochoty się z nią spotykać. Co prawda już nas nic nie łączyło, ale prawdę mówiąc kiedyś zachowałem się jak dupek i bałem się rozmowy z nią.
-Coś nie tak?-Cameron jakby wyczuł, że coś mnie trapi i spojrzał na mnie z niepokojem. Zaprzeczyłem ruchem głowy i ruszyłem za starszymi braćmi i Louisem, który prowadził nas w stronę miejsca pobytu obu kobiet. Weszliśmy do niedużego mieszkania z łazienką i kuchnią, które zajmowały Margaret i Diana. Cameron prychnął nie kryjąc oburzenia.
-Nas upychają po czterech w celi, a one dostają luksusowy apartament?-Niemal krzyknął zirytowany.-I gdzie tu sprawiedliwość?-Popatrzył na Margaret która siedziała na wózku inwalidzkim w jednym z pokoi. Oprócz krat w oknach mieszkanie w niczym nie odbiegało od innych.
-Może to po prostu zależy od przewinienia. Gdyby to ode mnie zależało, nie dostałbyś nawet materaca do spania...-Warknęła wyraźnie zła. Cameron zaśmiał się kpiąco i pokiwał głową.
-Nieźle jak na kogoś, kogo myśli za chwilę będę znał.-Rudowłosa cofnęła głowę a przez jej twarz przemknął cień strachu.
-Chyba śnisz ty zwyrod...
-Możemy to załatwić po dobroci, albo siłą. Wybór należy do ciebie...-Przerwał jej wyraźnie znudzony Xander.-Dla mnie to bez...
-Cześć mamo!-Wpadł do pomieszczenia Christopher a zaraz za nim zdyszany Trevor, jakby gonił szatyna.-Wpadłem zobaczyć, co tam u ciebie słychać! Jak tam, wszystko dobrze? Kolanka już nie bolą?-Pytał zbliżając się do kobiety niebezpiecznie blisko.
-Chodź debilu! Nie pomagasz!-Próbował go odciągnąć Trevor, jednak bezskutecznie. Chris utkwił wzrok w swojej matce która zbladła wyraźnie.
-Posłuchaj mnie dziwko...-Mruknął do niej ujawniając swoją wściekłość.-Albo grzecznie opowiesz, co wiesz, albo już ja postaram się o to, żebyś nigdy więcej nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Bo widzisz...Ja jestem kurewsko zdemoralizowany i bardzo, ale to bardzo lubię znęcać się nad innymi. A dla ciebie, to przygotowałem coś specjalnego...-Uśmiechnął się ale w jego oczach malował się gniew. Gniew pomieszany z rządzą zemsty i to nie wróżyło nic dobrego. Blondynowi w końcu udało się odciągnąć go nieco od bladej jak ściana kobiety, która z przerażeniem przyglądała się własnemu synowi.
-Dziękujemy za pomoc chłopaki...-Mruknął Xander znad telefonu, kiedy ci dwaj wychodzili z mieszkania.
W chwili w której drzwi za Trevorem i Chrisem się zamknęły, z pokoju obok wyszła Diana. Stanęła w drzwiach i utkwiła wzrok we mnie. Chciałem coś powiedzieć...Cokolwiek, co by mnie usprawiedliwiło, ale najzwyczajniej nie byłem w stanie wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Modliłem się, żeby nie zemdleć, bo nagle zrobiło mi się słabo.
-Zostawcie nas samych...-Warknął Cam mierząc brunetkę nienawistnym wzrokiem. Louis pokiwał głową i wskazał Dianie drzwi, ale ona chyba tego w ogóle nie zauważyła, bo nadal zapatrzona była we mnie.
-Czy...Czy możemy porozmawiać?-Spytała w końcu drżącym głosem. Popatrzyłem na braci ale nie zauważyłem na ich twarzach nic oprócz zdziwienia.
-Poradzimy sobie bez ciebie, jeśli to takie pilne...-Mruknął pod nosem Cam, ale najwyraźniej nie był zadowolony z tego pomysłu. Wyjaśnię wam potem... Szepnąłem do nich w myślach i poszedłem za brunetką w stronę drugiego pokoju.
Zamknąłem za nami drzwi i patrzyłem, jak Diana podchodzi do okna i opiera się o parapet, po czym znowu przygląda mi się z miną pokerzysty. Zacząłem nerwowo przeczesywać włosy i usiadłem na skraju łóżka nie wiedząc, co mam dalej robić.
-Dobrze wyglądasz...-Zaczęła w końcu niepewnym głosem.-Nawet bardzo dobrze. Mówili mi, że żyjesz, ale nie chciałam wierzyć a teraz...-Otarła łzę z policzka a ja poczułem że chyba zaraz rozbeczę się jak dzieciak.-Czemu?-Spytała drżącym głosem.-Domein, czemu?
-Nie chciałem cię skrzywdzić...-Zacząłem nieporadnie. Ręce mi się trzęsły i naprawdę nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Najchętniej zapadłbym się pod ziemię.-Ale to było silniejsze ode mnie. Ja musiałem odejść...
-Przecież ich nienawidziłeś!-Krzyknęła a ja wzdrygnąłem się widząc w jakim jest stanie.-Gardziłeś swoimi braćmi jak mało kto! Wiesz, jak ja się teraz czuję, kiedy dowiedziałam się, że zostawiłeś mnie dla mężczyzny?-Spytała wskazując na drzwi.-Wiesz, jakie to upokarzające? Byłeś jednym z najlepszych agentów i zaprzepaściłeś to wszystko dla niego?-Patrzyłem na nią w osłupieniu wiedząc, że żadne słowa tu nie pomogą. Mogłem ją przepraszać setki razy ale to by i tak niczego nie zmieniło.-Myślałam, że mnie kochasz...Byłeś moim chłopakiem i najlepszym przyjacielem ale nigdy mi nie powiedziałeś, że chcesz się do nich przyłączyć...
-Bo to było spontaniczne!-Mój głos zabrzmiał nienaturalnie, kiedy odezwałem się głośno.-Myślisz, że to zaplanowałem? Ja się zakochałem, rozumiesz? Zakochałem! Nie dość, że w mężczyźnie, co było chore, to jeszcze w mordercy! Myślisz, że nie było mi z tym ciężko? A nie miałem nikogo, kto mógłby mi pomóc! Nikogo...-No i się rozpłakałem. I w duchu byłem zadowolony, że nie użyłem dzisiaj tuszu do rzęs bo już bym się rozmazał.
-Miałeś mnie...-Szepnęła patrząc na swoje trzęsące się dłonie.-Zrozumiałabym...-Podeszła i usiadła na przeciwko mnie. Założyłem nogi na łóżko i podsunąłem kolana pod brodę. Wytarłem mokre policzki o czarny sweterek, który miałem na sobie.
-Zrozumiałabyś, gdybym ci powiedział, że cię nie kocham? Że jestem z tobą tylko dlatego, żeby ludzie nie domyślili się że kobiety mnie nie pociągają? Że seks z tobą nie przynosi mi żadnych przyjemności? Że w rzeczywistości jesteś dla mnie najlepszą przyjaciółką ale nigdy nie będę cię kochał?-Wyrzucałem z siebie nie zwracając uwagi na to, że płyną mi łzy z oczu. Pociągnąłem nosem patrząc na nią w oczekiwaniu na jakąkolwiek reakcję.
-Zależało mi na tobie Domein...-Szepnęła patrząc na mnie.-I pewnie trudno było by mi, gdybyś wtedy to wyznał, ale jakoś bym się z tym pogodziła. A cierpiałam przez ostatnie lata myśląc, że facet którego kochałam i który odwzajemniał to uczucie, został brutalnie zamordowany przez swoich braci. I jednego z nich katowałam w zemście przez ostatnie trzy lata i czepiałam się go za najmniejszy błąd...
-Po Cameronie spływają wszelkie obelgi, także tym możesz się nie martwić...-Mruknąłem słysząc wyrzuty sumienia w jej głosie.
-Zauważyłam.-Przytaknęła i uśmiechnęła się słabo.-Po twojej rzekomej śmierci przez długi czas nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Potem straciłam też rodziców a Kasandra wpadła w złe towarzystwo i wszystko zaczęło się walić...Tęskniłam za tobą Domein.-Wyznała a ja powstrzymałem się, żeby znowu nie zacząć płakać.
-Przepraszam...-Szepnąłem i było to naprawdę szczere. Było mi cholernie przykro, że przez to wszystko przeszła i nie było przy niej nikogo, kto mógłby ją jakoś wesprzeć.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi a chwile potem weszli Xander i Cam. Obaj wyglądali na zszokowanych, kiedy zobaczyli w jakim jesteśmy stanie. Oj Domi, będziesz musiał się ostro tłumaczyć! Usłyszałem w głowie karcący ton warkoczyka i uśmiechnąłem się słabo.
-Możemy porozmawiać?-Zwrócił się do niej Xander bo Cam wyglądał jakby się na nią śmiertelnie obraził.
-Tak.-Odparła chłodno podnosząc się z łóżka i prostując swoją bluzkę.-Powiem wam wszystko, co wiem.
-Jak to?-Spytałem zdezorientowany. Do tej pory myślałem, że rozmowa z nią to czysta formalność, bo nie może nic wiedzieć na temat Marshala. Diana popatrzyła na mnie ze smutkiem malującym się w jej oczach.
-Byłam prawą ręką Zacka.-Przyznała a ja otworzyłem usta ze zdziwienia, bo nie chciało mi się wierzyć, że dziewczyna mówi prawdę.-Wiem o nim więcej, niż ktokolwiek inny. I wam pomogę. Jestem wam to winna.  
A pierwszego września Tom i Bill którzy grają trojaczki, skończyli 25 lat...Stare dupy!  
Co mi się stało, że te rozdziały są takie długaśne? Ale mniejsza z tym...Podoba się wam? Dla mnie osobiście postać Domeina jest tak delikatna, że normalnie boję się pisać z jego perspektywy...A tak trochę zbaczając z tematu...Teraz prawdopodobnie będę nadrabiała rozdziały u was w piątki a u siebie dodawała w każde soboty, ostatecznie w niedziele, bo mam szkołę i muszę się uczyć, niestety...Tak czy owak pozdrawiam i czekam na wasze opinie :)