- Jak
to dwie godziny chińskiego? - Spytałam oszołomiona, wyrywając Alex mój
nowy plan lekcji. Spojrzałam na niego jeszcze raz, po czym ze
złością zauważyłam, że zarówno w poniedziałek jak i w czwartek
widnieją w nim zajęcia z języka chińskiego. - Powiedz mi proszę, że
one są nieobowiązkowe... - Jęczałam siedząc w czymś w rodzaju
sekretariatu, kiedy starsza pani podeszła do mnie z jeszcze jedną
kartką. - Co to jest? - Spoglądałam to na wydruk, to na kobietę w
oczekiwaniu odpowiedzi.
- To
zajęcia dodatkowe, panno Cox. Jako, że przegapiła panienka całe
półrocze nauki, to będzie je panienka odrabiała po
zajęciach. - Powiedziała z uśmiechem, po czym odeszła z powrotem do
biurka, poprawiając kocie okulary.
- Jest
coś jeszcze, o czym powinnam wiedzieć? - Spytałam z sarkazmem,
patrząc na brunetkę idącą obok mnie.
Dobra,
fakt, znałam ją od zaledwie jednego dnia i mimo, że powalał mnie jej
optymizm i to nienaturalnie pozytywne nastawienie do świata, to nie próbowała mnie zabić, otruć ani nic z tych rzeczy,
więc chyba się mogłam powiedzieć, że ją polubiłam. Prawie całą noc spędziła na
uświadamianiu mnie na tematy, o których zupełnie nie miałam
pojęcia. Wiedzieliście, że Agencja funkcjonuje już od końca dziewiętnastego wieku? Ja nie miałam pojęcia. Oczywiście wielokrotnie ją
przenosili. Aż do roku tysiąc dziewięćset dwudziestego trzeciego znajdowała się w Argentynie, potem
przez kilkanaście lat w Kanadzie i teraz jest w Vegas.
- Oj,
nie przesadzaj, będzie dobrze. Może dadzą ci jakichś ładnych
nauczycieli? I zakochasz się w którymś i będziecie spotykać się
w ukryciu, bo jest między wami za duża różnica wieku? To by było
takie romantyczne... - Nie mówiłam, że nie cierpiałam jej pozytywizmu?
Rozbrajał mnie. - Musimy zajść do biblioteki i zabrać twoje książki.
Sporo ich będzie. I ćwiczenia. Będzie z tym trochę
roboty... - Zamyśliła się na chwilę, po czym zawołała nagle do
brunetki przyglądającej się właśnie czemuś w jednej z gablot
wiszących na korytarzu. - Ami! Tutaj! - Zaczęła machać ręką w
stronę dziewczyny, która słysząc to odwróciła się i otwierając
szerzej oczy chyba ze zdziwienia, ruszyła szybko w naszą stronę.
Szybko uściskała się z Alex po czym podeszła do mnie, wyciągając
rękę na powitanie.
- Jestem Amelia, a ty zapewne Eva Cox, ta nowa, z Polski! - Powiedziała
szybko. Świetnie, chyba już wszyscy mnie znali. A i
zauważyliście? Wszyscy nazywali mnie Cox. Moje ciotki uznały, że lepiej
będzie, jak przyjmę nazwisko matki. Nie protestowałam, bo w sumie
Sobiecka miałam po facecie, który tylko udawał mojego ojca, więc... - Podobno sprowadzili Camerona Parkera z Los Angeles specjalnie po to,
żeby pomógł cię odnaleźć. Słyszałam, że jest naprawdę przystojny! To prawda? -Spytała Amelia i obie z Alex zaczęły
przypatrywać mi się wyczekując odpowiedzi. Zarumieniłam się, bo
co miałam powiedzieć? Że się z nim całowałam?
- No,
nie wiem, czy to prawda... - Próbowałam się jakoś wybronić, bo
dziewczyny najwyraźniej czekały na jakieś ciekawe wyznania z mojej
strony. Zdecydowanie za krótko się znałyśmy, żebym im zdawała
raporty z tego, co stało się między mną a nim tuż przed jego
wyjazdem. - Poza tym, ja go prawie nie znam i...
- Nie
męcz jej już, nie widzisz, ze dziewczyna i tak jest ledwo żywa?- Alex zaczęła ciągnąć mnie w stronę biblioteki. Ami wyglądając na nieco
urażoną szła za nami, paplając dalej:
- No
co? Tydzień mnie nie było i mam zaległości do nadrobienia. Próbuję
się nieco rozeznać w sytuacji. Poza tym zerwałam z Jackobem i muszę sobie odbić. Ten chłopak jest strasznie drętwy. Poza tym w ogóle
nie jest zboczony. Przecież każdy normalny nastolatek potrafi
swobodnie rozmawiać na temat seksu. A on całowanie traktuje jak
utratę dziewictwa. No proszę, ludzie, litości... - Skończyła,
zwieszając ręce w geście bezradności. Uśmiechnęłam się,
kierując się w stronę biblioteki znajdującej się na końcu tak
zwanego piętra szkolnego.
W
rzeczywistości był to korytarz w kształcie litery L w skład którego
wchodziło czternaście pomieszczeń. Dziewięć sal lekcyjnych, w
których na co dzień uczyło się ponad osiemdziesięciu uczniów
podzielonych na sześć klas, pokój nauczycielski, biblioteka, toalety
i archiwum. Piętro niżej była ogromna, doskonale wyposażona sala
gimnastyczna, basen i siłownia, a wyżej pokoje uczniów i stołówka.
Nauczyciele, czyli głównie agenci którzy nie są już w stanie brać
udziału w akcjach w terenie (czytać tacy powyżej pięćdziesiątki)
zamieszkiwali pokoje najwyżej. Siedemnaścioro, włączając w to
sekretarkę, trenerów i bibliotekarkę. Oto całe skrzydło szkolne.
Zwiedzałam je już chyba z dziesięć razy, bo Alex chciała
się upewnić, że się nie zgubię. Dlaczego byłam traktowana jak pięciolatka?
- Poprosimy
wszystkie książki i ćwiczenia z tej listy. - Powiedziała
dziewczyna kładąc na biurku bibliotekarki druczek który dostałyśmy
w sekretariacie. Kobieta zerknęła na nas, po czym mamrocząc coś
pod nosem zaczęła wyjmować potrzebne podręczniki, a mnie
przeraziła ich grubość. Co więcej, podała też ołówki,
długopisy, zeszyty i teczki. Jednym słowem, wszystko, co tylko było
potrzebne.
- Podręczniki
proszę podpisać ołówkiem i zwrócić wraz z końcem roku. - Powiedziała oschle kobieta, patrząc na mnie złowrogo.
- Na
pewno nie będę tu zbyt często zaglądać. - Stwierdziłam, gdy
tylko stamtąd wyszłyśmy. Ami odetchnęła ciężko, niosąc moje
podręczniki, których wszystkie trzy miałyśmy na rękach całe
stosy.
- No
coś ty! Dorothea najwyraźniej cię polubiła. Ani razu nie użyła
zwrotu "bezczelny bachorze". To dobry znak. - Mruknęła
wyglądając zza książkę. - Matko, jakie to ciężkie... Ej! Mark,
Luke... Będziecie się tak gapić w nieskończoność, czy pomożecie
nam z tym? - Zawołała w stronę dwóch blondynów stojących przy
oknie, którzy jak na rozkaz wzięli od nas prawie wszystkie książki.
Zauważyłam, że obaj przyglądają mi się ukradkiem, uśmiechając
się pod nosem. Stwierdziłam, że nie cierpię być nowa w szkole.
Alex otworzyła drzwi do naszego pokoju nakazując gestem ręki żeby chłopaki położyli książki na moim łóżku. Zaraz potem mamrocząc coś do nich wypchnęła dwóch blondynów z pokoju.
Alex otworzyła drzwi do naszego pokoju nakazując gestem ręki żeby chłopaki położyli książki na moim łóżku. Zaraz potem mamrocząc coś do nich wypchnęła dwóch blondynów z pokoju.
- Faceci
są tacy słodcy. Myślą, że jak tylko zrobią coś dla ładnej
dziewczyny to ona natychmiast się w nich zakocha. To takie
naiwne... - Zaczęła śmiać się Ami, siadając na krześle obrotowym w kącie
pokoju.
- Padam... - Mruknęłam siadając przy łóżku. Jedyne na co miałam ochotę, to
długi, gorący prysznic i porządna dawka snu. - Chyba się
położę. - Szepnęłam niewyraźnie.
- Muszę
cię zasmucić skarbie, ale nie będziesz miała takiej
okazji. - Zaczęła Alex przeglądając jakąś kartkę.
- Jak
to? - Spojrzałam na nią prawie nieprzytomna. Mogłabym się przespać
nawet tej podłodze. Tak, to nawet dobry pomysł. Tu jest całkiem
wygodnie...
- O
trzynastej zaczynasz trzygodzinny trening z Oustinem Dolanem. Potem
masz półgodzinną przerwę i do dwudziestej pierwszej prywatny
wykład z panią Lucindą Vergas o historii Stanów Zjednoczonych. - Powiedziała zmartwiona. Chwila... Moment! Jaki wykład? Spojrzałam na nią z przerażeniem w oczach.
Nie mogli przecież całego mojego wolnego czasu przeznaczyć na
naukę i nadrabianie poprzedniego półrocza... Nie mogli, prawda?
- To
będzie długi dzień, słońce. - Mruknęła Ami rozciągając się na
krześle.
Podsumowując: W ciągu zaledwie tygodnia moje życie wywróciło się do góry nogami. Mój ojciec okazał się być wynajętym aktorem, ciotka miała romans z kolesiem, który chciał mnie zabić i w końcu sama próbowała się mnie pozbyć, przy czym została zabita przez Parkera. Do tego okazało się, że mój wybawiciel to przestępca, ja jestem wynikiem jakiegoś eksperymentu naukowego, a teraz ludzie z Agencji, której rzekomo byłam częścią, chcieli zamęczyć mnie, zawalając nauką.
Podsumowując: W ciągu zaledwie tygodnia moje życie wywróciło się do góry nogami. Mój ojciec okazał się być wynajętym aktorem, ciotka miała romans z kolesiem, który chciał mnie zabić i w końcu sama próbowała się mnie pozbyć, przy czym została zabita przez Parkera. Do tego okazało się, że mój wybawiciel to przestępca, ja jestem wynikiem jakiegoś eksperymentu naukowego, a teraz ludzie z Agencji, której rzekomo byłam częścią, chcieli zamęczyć mnie, zawalając nauką.
I
wiecie co? W tym właśnie momencie sobie pomyślałam że brakuje tu
tylko Cama, który by mnie przytulił, a ja tak w sumie to mogłabym
teraz zasnąć wtulona w niego. I nawet bym nie zwracała uwagi na
to, że to kryminalista zabijający z zimną krwią. To zabrzmiało,
jakbym sama była kimś podobnym do niego. Głupie, nie? Ale chyba
właśnie zdałam sobie z czegoś sprawę. Ja wcale nie chciałam o
nim zapomnieć. Mało tego, chciałam, żeby zależało mu na mnie
chociaż w połowie tak, jak mi w tamtym momencie zależało na nim.
Kochane czytelniczki! Nie chciałam tego pisać, bo są osoby, które komentują moją pracę zawsze, bez względu na to, czy bardziej mi się udał rozdział, czy mniej. Ale jest kilkanaście obserwatorów, do tego osoby które informuję a od których wcale nie dostaję komentarzy. Więc pod dzisiejszym postem bardzo chciałabym prosić o szczere komentarze od wszystkich, którzy to czytają. Macie sporo czasu, bo aż do 10 marca, bo wtedy pojawi się kolejny rozdział. Bo póki co nie wiem, czy jest sens w ogóle to pisać...Dajcie mi motywację :) I jeszcze jedno. Mam zaległości, co do czytania waszych blogów, ale naprawdę nadrobię to przez ten tydzień, obiecuję :) Robiłam porządki w spamie, ale reklam czytelniczek starałam się nie usuwać. Jeśli jednak usunęłam komentarz którejś z was, zachęcam do zostawienia go tam ponownie, bo najpewniej był to przypadek. Pozdrawiam :*
Sekretna