sobota, 31 maja 2014

Sa­mo dos­trzeżenie prob­le­mu nie jest trud­ne. Zna­lezienie roz­wiąza­nia jest praw­dzi­wym wyzwaniem.

Nigdy bym nie przypuszczała, że zakupy mogą tak człowieka zmęczyć. Znaczy, gdyby mi ktoś powiedział, że zanim pojedziemy do chłopaków, to pochodzimy trochę po sklepach, to bym się na to jakoś przygotowała. A teraz po prostu zasypiałam, na fotelu pasażera. A najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że chłopaki bardziej ucieszyli się na wieść o zakupach niż ja. Poważnie. Ale muszę przyznać, że Cam po tych kilku godzinach wyglądał o niebo lepiej. On miał tunele w uszach! A ja wcześniej nawet tego nie zauważyłam. I kolczyk w dolnej wardze, z którym wyglądał mega seksownie.
-Dlaczego nie widzę komitetu powitalnego?-Usłyszałam w głośniku głos Nicholasa. Chłopaki mieli w samochodach takie fajne urządzenia, dzięki którym mogli swobodnie ze sobą rozmawiać nawet kiedy byli kilkadziesiąt kilometrów od siebie. Coś jak telefon, tylko nie trzeba było trzymać słuchawki przy uchu ani nic z tych rzeczy.
-Bo nikt się nie cieszy że wracasz?-Prychnął w odpowiedzi Cam z krzywym uśmieszkiem.
-Pierdolenie. Mnie wszyscy kochają.-Bronił się tamten.-O widzisz? Mówiłem ci. Zobacz ile ludzi na mnie czeka.-Cieszył się.
Rzeczywiście, ja też po chwili zobaczyłam sportowe samochody stojące po obu stronach ulicy i ludzi kręcących się między nimi. Ale nie to aż tak bardzo mnie zszokowało. Za wysokim, kamiennym ogrodzeniem stał potężny biały dom, dzielący się na trzy części. Każda była taka sama, z wielkimi okrągłymi oknami, oszklonymi drzwiami, pięknymi tarasami i półkolistym dachem ze szkła. Do domu prowadziły szerokie, kamienne schody. Wyglądało jak własność jakiegoś milionera, tym bardziej, że był ogromny półokrągły basen, dookoła którego porozstawiane były leżaki i małe stoliki. Całość była doskonale oświetlona z każdej strony tak, że wszystko sprawiało wrażenie jeszcze większego i okazalszego. Przed domem kręciło się chyba ze sto pięćdziesiąt osób, większość z alkoholem w ręku.
-Ej, nie mówiliście, że organizujemy imprezę. Jestem jeszcze nieogarnięty.-Skarżył się Cam parkując auto na brukowym podjeździe.
-Ty nigdy nie będziesz ogarnięty.-Zakpił Xander.
Zauważyłam jak wysiada z samochodu i z uśmiechem próbuje przekrzyczeć głośną muzykę. Ich sąsiadom to nie przeszkadza? Masakra, co za ludzie. Nagle wszyscy jak na zawołanie zaczęli iść w stronę czerwonego ferrari w którym siedzieliśmy. Cam ścisnął tylko moją dłoń i wysiadł z auta. Z niemałym zdziwieniem obserwowałam jak obcy mi ludzie ściskają go, mówią coś ze śmiechem, a o zgrozo, jakiś facet dał mu całusa w czoło, targając przy tym za włosy. Czarnooki z uśmiechem na ustach przedzierał się przez tłum, żeby otworzyć mi drzwi i pomóc wysiąść. Kiedy tylko wyszłam z auta, wzrok wszystkich automatycznie skierował się na mnie. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Cama z nadzieją, że jakoś mi to wyjaśni.
-Nie odzywaj się słowem i idź przed siebie.-Szepnął mi do ucha, idąc za torującym drogę Domeinem.
Ludzie dookoła szeptali moje imię, a ja nie miałam pojęcia, kim są. W końcu dotarliśmy do schodów. Idący przed nami Domi kiwnął głową w stronę postawnego mężczyzny stojącego w drzwiach a ten od razu wpuścił nas do środka, uważnie mi się przyglądając.
-Yyy...Co to miało niby znaczyć?-Spytałam jak tylko stanęliśmy w ogromnym, przesączonym bielą holu.
Po lewej i prawej były schody zwężające się na górze a pod nimi podwójne czarne drzwi, które świetnie kontrastowały z ścianami i podłogą. Nad drzwiami widniały duże czarne inicjały: X.K.P. Po lewej nad takimi samymi drzwiami widniały litery C.K.P. a po prawej D.K.P.
-Po kolei mała. Bo się poplącze.-Mruknął Xander pod nosem, a ja podobnie jak reszta ruszyłam za nim schodami na górę. Naprawdę nie rozumiałam tego człowieka.-Przedostatnie drzwi po prawej.-Wskazał palcem po czym ruszył w przeciwnym kierunku.
Ruszyłam za uśmiechniętym od ucha do ucha Camem i weszłam do ogromnego, półokrągłego pokoju. Składał się tylko z dwóch ścian, z czego jedna była pomalowana na biało a druga oszklona. Podłoga wyłożona była fioletową, puchatą wykładziną. Przy półokrągłej ścianie ciągnęła się przez całą jej szerokość ciemnobrązowa szafka z mnóstwem szuflad, na której środku stał ogromny telewizor plazmowy. Na suficie świeciły się układające się w gwiazdę kolorowe halogeny. Przy drugiej ścianie stało brązowe łóżko z białą pościelą i oraz brązowymi i fioletowymi poduszkami. Po jego prawej stronie na szafce w takim samym kolorze co długa szafka stała biała lampka nocna i zegarek. Po lewej stał sporych wielkości puchaty materac i dwie metalowe miseczki dla psa. Były jeszcze białe drzwi, które zapewne prowadziły do łazienki.
-No, powiedzmy, że jak na tylko trzy dni, to dziewczyny się wyrobiły.-Mruknął Cami pod nosem, wchodząc za mną do pokoju.
-Żartujesz sobie?-Pisnęłam zszokowana. Masakra, to wyglądało jak pokój dla jakiejś księżniczki. Podeszłam do oszklonej ściany i spojrzałam na widoki za oknem. Piękna, ślicznie oświetlona z każdej strony fontanna w środku ogromnego ogrodu. Przy kamiennych alejkach stały drewniane ławeczki i paliły się latarnie. Wszędzie było mnóstwo kwiatów, a dookoła rósł wysoki żywopłot i stare drzewa.-Tu jest pięknie.-Mruknęłam tylko nadal będąc pod wrażeniem tego wszystkiego.
-Czyli może być?-Podszedł do mnie od tyłu i objął w talii. Pokiwałam tylko głową, nie wiedząc, co dodać. Było mi z nim dobrze, chociaż może nie powinno. Po tym wszystkim co zrobił. Odsunęłam od siebie te myśli. Ja nie widziałam w nim mordercy, tylko chłopaka, który po prostu zbyt wiele w życiu przeszedł, by zostać obojętnym na niektóre sprawy. I chociaż dokonał wielu złych rzeczy, to dla mnie zawsze był i będzie tym Camem, który ratuje mi tyłek, kiedy wpadam w kłopoty. Spojrzałam w jego teraz ciemnoczekoladowe tęczówki które o dziwo delikatnie zmieniały barwę, w zależności jaki Parker miał humor.-Kocham cię mała...-Szepnął i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Objęłam go za szyję i zaczęłam bawić się jego warkoczykami. Dla mnie był idealny. Złapał rękami za moje pośladki i podniósł mnie do góry a ja okręciłam się nogami wokół jego bioder. Zaniósł mnie na łóżko i zaczął całować po szyi, dekolcie. Nie wiem kiedy wylądowałam pod nim nadal nogami oplatając go w pasie.
-Ja ciebie też.-Szepnęłam niemal bezgłośnie, ale on przechylił głowę i popatrzył na mnie ze szczerym uśmiechem, przygryzając wargę.
-Jesteś idealna.-Powiedział zbliżając się do mojego ucha.-I będę czekał tyle, ile tylko zapragniesz.-Wtulił się w moje włosy i wdychał ich zapach. Pocałowałam go w policzek, wyczuwając ten silny zapach mięty. Jak ja za nim szalałam. Masakra.
-Chodźcie, szybko!-Czyjś głos przerwał romantyczną chwilę. Cam spojrzał rozdrażniony w stronę Chrisa który bez pukania wtargnął do pokoju.-Później do tego wrócicie, naprawdę nie ma czasu.-Rzucił szybko z krzywym uśmieszkiem, po czym wyszedł z pokoju. Cameron wstał szybko i pomógł mi stanąć na nogi i oboje wyszliśmy szybko na korytarz. Czarnooki wziął mnie za rękę i poprowadził w stronę pokoju w drugim końcu korytarza. Chciałam się rozejrzeć, ale nie zdążyłam praktycznie nic zobaczyć, bo przeszliśmy do kolejnego pomieszczenia. Na środku stał okrągły, biały stół a dookoła niego poustawiane były czarne fotele biurowe. Na jednym, nieco większym niż pozostałe siedział Xander i trzymając w jednej ręce papierosa, klikał coś w laptopie.
-Miałeś przyjść za moment.-Rzucił do brata, nawet na niego nie patrząc.
-I jestem.-Cam przewrócił oczami i zerknął na ekran.-Dawaj, co masz.-Mruknął pod nosem. Najstarszy Parker tylko uśmiechnął się łobuzersko.
-Wtedy w agencji, oprócz dokumentów dotyczących Zacka wykradłem jeszcze parę innych ciekawych plików. Trochę trwało rozszyfrowanie tego wszystkiego, ale w końcu znalazłem coś ciekawego.-Podniósł wzrok i spojrzał na wszystkich po kolei. Domi wziął ze stołu jakiś pilot i nakierował go na ścianę. Po chwili z sufitu zaczął wysuwać się ogromny ekran, przypominający wielkością te w kinie.-Powiedzmy, że są to plany nowej części agencji, która dopiero co powstaje. Nie wiem, gdzie będzie się znajdowała, bo nie mogę znaleźć tych informacji, ale chyba jest to coś z myślą o nas.-Spojrzał na ekran i w tej samej chwili zaczęły wyświetlać się na nim przeróżne zdjęcia.
Pierwsze jakiegoś korytarza, z rzędami szklanych drzwi po obu stronach. Kolejne przedstawiało pokój, z szeregiem wąskich łóżek z pasami do unieruchamiania, a jeszcze następne stół na którym leżało mnóstwo ostrych narzędzi, przypominających te do operowania. Później wielkie pomieszczenie, wyglądające jak laboratorium, z mikroskopami, probówkami i całą masą innych podobnych przedmiotów. Sala operacyjna, zbliżenie na kamery będące w każdym kącie wszystkich pomieszczeń. Zrobiło mi się delikatnie słabo, ale zmusiłam się do ponownego skoncentrowania się na obrazach. Mała cela w której znajdowało się jedynie wąskie łóżko, toaleta i umywalka. W rogu również zainstalowana była kamera. I ostatnie, jakiegoś biura. Na ścianie wyraźnie widać było podobizny Camerona, Xandera, i kilku innych osób. Zmroziło mnie, kiedy na samym dole dostrzegłam swoje zdjęcie. Ścisnęłam mocniej dłoń Cama, który również wyglądał na zszokowanego tym wszystkim. Modliłam się, żeby nie zemdleć.
-Nie.-Rozległ się stanowczy głos Chrisa i wszyscy zwrócili wzrok na niego.-Ja się na to nie piszę.-Przerwał patrząc z wyrzutem na Xandera.-Ja wiem, co to znaczy. Nie będę znowu czyimś obiektem badań. Nie ma mowy.-Wstał i wyjął z kieszeni paczkę papierosów, zapalając jednego.
-Nikt nie dopuści do tego, żebyś był czyimś królikiem doświadczalnym.-Powiedział z troską Domi. Miał bardzo ładny, delikatny głos.-Po prostu musimy być teraz ostrożniejsi. Wszyscy, prawda?-Spojrzał na starszych braci jakby szukając w nich wsparcia. Cam pokiwał głową a Xander ponownie zapatrzył się w ekran komputera. Wszyscy patrzyli na niego, ale on milczał uparcie jakby był całkowicie pochłonięty swoją pracą.
-Powiedz coś do cholery!-Niemal wrzasnęła w końcu Rocket. Podniósł na chwilę na nią wzrok, po czym znowu zajął się laptopem, kręcąc przecząco głową.
-Ostrożność nic tu nie da.-Powiedział w kocu ochryple. Dostałam gęsiej skórki na dźwięk jego głosu.-Chris ma rację. Jeżeli nas złapią, potraktują jako obiekty badań. Człowiek otumaniony lekami nie jest w stanie myśleć po ludzku. Nie wydostaniemy się stamtąd.-Przeczesał ręką długie włosy i złapał się za skronie.
-Czyli co proponujesz?-Spytał w końcu Nicholas, bawiący się długopisem.
-Trzeba dowiedzieć się, gdzie znajduje się to...laboratorium i nie dopuścić do tego, by którekolwiek z nas się tam znalazło.-Mówił jakby sam do siebie z zamkniętymi oczami.-Ja nie wiem...to za dużo. Idę do siebie.-Zgarnął laptop i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia.
Cam odprowadzał go wzrokiem, a kiedy już wyszedł spojrzał na Domeina i obaj pokiwali głowami porozumiewawczo po czym również wyszli z sali. Coś mi mówiło, żeby nie iść za nimi. Po chwili wszyscy zaczęli wstawać i wychodzić, więc ja również ruszyłam do swojego nowego pokoju. Podczas mojej nieobecności ktoś wniósł wszystkie torby z moimi zakupami. Wzięłam z jednej nową niebiesko szarą piżamę i poszłam do niedużej, wyłożonej czarno białymi kafelkami łazienki by wziąć kąpiel. Kiedy wróciłam, Luna leżała grzecznie w swoim nowym łóżku, więc ja również postanowiłam wypróbować swoje. Ostatnie co pamiętam, to Cam kładący się obok mnie i wtulający w moje włosy. 
Więc, mamy kolejny rozdział i Domeina na górze. Trochę się zdziwiłam, bo nie myślałam, ze Xander spotka się z waszą sympatią, ale cóż, to dobrze, bo uwierzcie, teraz będzie mnóstwo Camerona, Domeina i Xandera :) Chyba tylko ja jestem tak genialna, żeby z bliźniaków zrobić trojaczki :P Mam kilka blogów które muszę w całości nadrobić, ale postaram się tym zająć jeszcze w tym tygodniu. Co do rozdziału, jak myślicie? W sumie, to chce mi się wpakować trojaczki w jakieś kłopoty, ale nie wiem, czy będę miała jakiś fajny pomysł :P Czekam na wasze komentarze i opinie, oraz pozdrawiam :*
Sekretna  

poniedziałek, 26 maja 2014

Je­dyną is­totą, która może być pot­wo­rem jest człowiek. Tyl­ko on, pot­ra­fi krzyw­dzić dla zabawy.

Nie chcąc budzić Cama, wyszłam z pokoju jak najciszej z myślą, że wszyscy jeszcze śpią. Zeszłam na dół do kuchni i otworzyłam lodówkę. Z przykrością stwierdziłam, ze nie ma tam nic smacznego do jedzenia. Same owoce, warzywa i jogurty. Czym ci ludzie się żywili?
-Dlaczego tu nie ma...
-Mięsa?-Przerwał mi czyjś ochrypły głos. Wystraszona czyjąś obecnością odwróciłam się zamykając lodówkę.-Nie jemy mięsa. Nasze organizmy go nie tolerują.-Mówił dalej Xander omijając mnie i wyjmując dwie butelki jogurtu owocowego. Był bez koszulki a jego bledsze niż u Camerona ciało przyozdobione było kilkoma tatuażami. Podał mi jedną i bez słowa skierował się w stronę salonu. Rozsiadł się na sofie i włączył telewizor. Nie bardzo wiedząc co robić, usiadłam na fotelu naprzeciwko, otwierając butelkę.-Cam ci nie powiedział?-Spytał nie zwracając uwagi na program nadawany w telewizji.
-Cam wielu rzeczy mi nie powiedział.-Mruknęłam pod nosem.
-Na niektóre tematy ciężko jest mu mówić, a na resztę pewnie zabrakło czasu.-Oświadczył pijąc napój.-A co chciałabyś wiedzieć?-Przeszywał mnie wzrokiem na wylot. Czułam się nieswojo w jego towarzystwie. Chociaż w sumie krzywdy mi nie zrobił, ale sam ton jego głosu, to jak się zachowywał sprawiało że czułam się przy nim mała i bezbronna.-Dlaczego się mnie boisz?-Zapytał w końcu, nadal przyglądając mi się uważnie. Skąd on to do cholery wiedział?
-Nie wiem.-Przyznałam zgodnie z prawdą.-Może dlatego, że jeszcze wczoraj widziałam jak mordujesz ludzi.-Wypaliłam zanim zdążyłam pomyśleć. Głupia Eva, głupia, głupia.
-Widziałaś też, jak mój brat zabija ludzi. A z tego co się orientuję, to darzysz go większą sympatią niż mnie.-Przechylił głowę spoglądając na mnie.-A może chodzi o to, czego w agencji dowiedziałaś się na mój temat?-Nie mogłam znieść tego, jak przewierca mnie wzrokiem.
-Jestem w obcym miejscu, z masą obcych osób, z których większość jest poszukiwana przez tajne służby specjalne. A ty jesteś jakimś ich szefem, czy coś w tym guście.-Powiedziałam rozdrażniona, bo zaczynał mnie powoli irytować. Nie wiedziałam, co zrobię jeśli się na mnie zdenerwuje, ale miałam to gdzieś.-Dziwisz się, że nie skaczę z radości na twój widok?-Popatrzyłam na niego, ale nie zdradzał żadnych emocji. Kompletnie nic. Zero jakichkolwiek uczuć.-Ściga mnie mój ojciec, na dodatek nie wiem, w jakim celu. Moja matka nie żyje a ciotka okazała się wredną suką. Naprawdę nie wiem, o co wam wszystkim chodzi, a nie chcę już męczyć o to Camerona, bo i tak uważam, że ma ze mną za dużo kłopotów.-Odstawiłam jogurt i popatrzyłam w oczy chłopaka.-Jestem dla wszystkich ciężarem i nie mogę pojąć, czemu on i jego kumple dali się aresztować i wsadzić do więzienia na trzy lata tylko po to, żeby mnie odnaleźć i sprowadzić tu.-Skończyłam niemal krzycząc. Prawdopodobnie pobudziłam już większość ludzi, ale w tej chwili było mi to obojętne.
Chłopak odetchnął głęboko i wyjął z kieszeni zapalniczkę i paczkę Cameli. Zapalił papierosa a ja przyglądałam się temu z coraz większą irytacją.
-Loca ci powiedziała?-Spytał w końcu zaciągając się po raz kolejny.-O tym aresztowaniu? Że to było zamierzone?-Popatrzył na mnie a ja pokiwałam głową.-Ta dziewczyna ma naprawdę za długi język.-Zaśmiał się jakby do siebie.-Będę z tobą szczery.- Zaczął przechadzać się po salonie z papierosem w dłoni.-Zależy mi na tobie, jak na siostrze. I wiem, ze może wydawać ci się to głupie, ale to, że ty mnie nie znasz nie znaczy, że ja nie znam ciebie. Przez ostatnie kilka lat większość czasu spędziłem trzymając twojego ojczulka z dala od ciebie, żebyś mogła mieć normalne życie. Cameron poświecił się temu całkowicie. Bo jesteś jedną z nas.-Przerwał na chwilę i popatrzył na mnie.-Czy ty w ogóle wiesz, kim jesteś?-Spytał kompletnie zbijając mnie z tropu. Zmarszczyłam brwi.
-Yyy...człowiekiem? Płci żeńskiej?-Spytałam głupio przyprawiając go o atak śmiechu. Pokręcił przecząco głową i usiadł przy stole na przeciwko mnie.
-Zmutowanym genetycznie człowiekiem. Nie tolerujemy mięsa, ale podświadomie odczuwamy potrzebę zabijania, bo mamy w sobie jakieś zmutowane geny zwierząt.-Rzekł patrząc mi prosto w oczy.-Pierwsze tygodnie przemiany to droga przez męki. Nie wiesz, co się z tobą dzieje, wszystko wydaje się inne, zbyt wyraźne. Czyjś szept wydaje się być krzykiem, przestajesz panować nad swoją siłą. I ból całego ciała nie do opisania. Trzeba na nowo uczyć się panować nad wyostrzonymi zmysłami.-Chciałam zacząć się śmiać, powiedzieć że to nie może być takie straszne, ale on najwyraźniej wcale nie żartował.-Ja podczas swojej przemiany w szale zabiłem kumpla z pokoju. Tristan zamordował własną siostrę. To są czyny, których człowiek sobie nie wybacza do końca życia. Ja z braćmi mam potrójne umiejętności, więc jeszcze trudniej było mi przez to przejść. Szczerze, to nie wyobrażam sobie, jak straszna może być twoja przemiana i do czego będziesz w trakcie niej zdolna. Ty sama tego nie wiesz. A jeśli zrobiłabyś komuś krzywdę w agencji, to bez zbędnych ceregieli oddali by cię do zakładu dla psychicznie chorych, bo nie umieją zapanować nad tym, do czego sami doprowadzili. Christopher...Twój brat spędził w takim zakładzie prawie półtora roku, bo Margaret nie mogła sobie z nim poradzić.-Przerwał widząc moje coraz bardziej trzęsące się dłonie.-Teraz uważają nas za wynik nieudanego eksperymentu i próbują wytępić.
-Więc czemu nie zabili mnie od razu?-Zapytałam próbując opanować drżenie głosu. Po wczorajszych wiadomościach nie chciałam znowu się rozklejać, tym bardziej na oczach Xandera.
-Bo jesteś siostrzenicą Margaret, a może po prostu chcieli sprawdzić, czy rzeczywiście wszyscy tacy jesteśmy. Wczoraj wykradłem z ich bazy danych bardzo ciekawe informacje i po zarwaniu dzisiejszej nocy jestem bliski wyjawienia jednej z bardzo ciekawych tajemnic naszej kochanej Pani Cox.-Szepnął z krzywym uśmieszkiem i przechylił głowę, przypominając nasłuchującego psa. Spojrzał na schody prowadzące na górę.-Cameron do nas idzie.-Mruknął jeszcze bardziej się szczerząc.
-Mam mu nie mówić o tej rozmowie?-Spytałam wycierając łzy z oczu. Zdecydowanie za dużo informacji na raz. Mój mózg niedługo przestanie działać, jak tak dalej pójdzie.
-On już o tym wie.-Xander westchnął i wstał, niosąc do kosza pustą butelkę po jogurcie.-Siedzi w mojej głowie od dobrych dziesięciu minut.
-Nadal nie mogę zrozumieć, jak to jest, że czytacie sobie w myślach.-Odwróciłam się w stronę Cama który właśnie schodził po schodach. Podszedł i przytulił mnie, stając z tyłu krzesła.
-Nie czytamy sobie w myślach. Po prostu je słyszymy, tak jak ty słyszysz swoje.-Mruknął starszy Parker wracając do nas.
-Bo oni we trzech dzielą ze sobą jeden mózg, i to dlatego.- Z góry zszedł ten blondynek którego imienia znowu zapomniałam, a za nim uśmiechnięty Domein.
-A ciebie Nicky co, tyłeczek nie boli?-Odciął się Cam a ja dopiero po chwili zrozumiałam, co miał na myśli. Xander parsknął śmiechem widząc rumieniec na twarzy blondyna. Domi tylko uśmiechnął się wymownie, idąc w stronę kuchni, zapewne by zrobić śniadanie.
-Nie, ale sądząc po waszej obecności tutaj, stwierdzam, ze jeszcze nie zająłeś się nią tak, jak powinieneś?-Zapytał z uśmiechem patrząc na mnie. Przysłuchiwałam się tej ich bezsensownej i irytującej wymianie zdań z coraz większym rumieńcem.
Wstałam w końcu od stołu i poszłam się umyć i przebrać. Kiedy zeszłam z powrotem, w salonie zastałam tylko Rocket i Locę, oglądające wspólnie telewizję.
-Siemsz piękna, jak tam noc?- Zaczęła od razu Loca z wymownym uśmieszkiem.
-Co was wszystkich napadło?-Wzięłam z lodówki jedno jabłko i przysiadłam się do nich.
-Nic.-Odparła krótko blondynka.-Po prostu z doświadczenia wiem, że Cam jest strasznie niewyżyty, więc jeśli jeszcze cię nie przeleciał, to znaczy ze naprawdę jest w stanie się dla ciebie poświęcić.-Ucięła widząc Moje mordercze spojrzenie i popierającą mnie Rocket.
-Ja mam szesnaście lat.-Odparłam z lekką irytacją w głosie, bo miałam już tego serdecznie dość.-Nie mam zamiaru tracić dziewictwa z chłopakiem, z którym znam się zaledwie od miesiąca, nawet jeśli tym chłopakiem jest Cam.-Odgryzłam kawałek jabłka.
-I słusznie.-Przyznała Rocket.-Ja przespałam się z Xanderem dopiero po trzech latach znajomości. A to, że Loca jest jeszcze bardziej niewyżyta niż kochany Cami, i jest o niego po prostu zazdrosna, to jest tylko i wyłącznie jej sprawa.- Loca chyba chciała się jakoś bronić, bo strasznie się zaczerwieniła, ale do salonu wszedł ten blondynek, Nicholas.
-Zbieramy się.-Mruknął wycierając ręce w brudne spodnie.
-Gdzie?-Spytałam zdezorientowana.
-Do domu skarbie.-Odparł tylko ze słodkim uśmiechem.

Dobra, przyznaję, Xander jest dziwny, sama nie rozumiem do końca jego intencji co do Evy i wgl. Nie rozumiem, czemu wszyscy tak wypytują o sprawy łóżkowe z Camem, jakby to było najważniejsze :P Rozdział pisany na szybko, ale nareszcie mam kompa, jupi jej! u niektórych mam rozdziały do nadrobienia, ale postaram się przeczytać wszystko jak najszybciej :) W następnych rozdziałach postaram się dać trochę akcji, bo coś wieje nudą tutaj... Pozdrawiam i ściskam :*
Sekretna 

środa, 21 maja 2014

Naj­ważniej­sze jest, by gdzieś is­tniało to, czym się żyło. Naj­ważniej­sze jest, by żyć dla powrotu.

Jechaliśmy w całkowitym milczeniu już od ponad pół godziny. Po tym wszystkim co mi powiedziała Loca, nie mogłam tak po prostu udawać, że nic się nie stało. I jeszcze to wszystko, czego Cam dokonał w agencji...Koszmar. Nie podobało mi się, jak Margaret potraktowała jego i mnie, ale mimo wszystko nie chciałam, żeby kobiecie stała się aż taka krzywda. Miałam tylko nadzieję, ze ktoś ją znajdzie i jej pomoże. Cam zachował się okropnie. Nie znałam go od tej strony, ale czułam, ze muszę z nim jechać. Zwłaszcza po tym, czego dowiedziałam się od jego przyjaciółki. Miałam ochotę go porządnie opierdzielić.
Cam zaparkował samochód przed niedużym domkiem jednorodzinnym. Ciemnozielony dach ślicznie komponował się z limonkową elewacją. Po obu stronach prowadzącej do domu żwirowej ścieżki, posadzone były kwiaty i trawy ozdobne. Zamiast ogrodzenia rósł wysoki żywopłot. Za domkiem stała nieduża altana otoczona krzakami róż a obok był grill z kamienia.
-Mogłabyś coś powiedzieć?-Odezwał się w końcu brunet, spoglądając na mnie.-To twoje milczenie jest gorsze niż jakikolwiek opieprz, wiesz?-Spytał z nutką rozbawienia w głosie.
-Więc ci się należy.-Westchnęłam głośno.-Okłamałeś mnie.
-Z czym niby?- Zwrócił się w moja stronę z irytacją.-Przekazałem ci tyle informacji, ile mogłem, ale zrozum.-Westchnął głośno jakby szukając odpowiednich słów.-W agencji byliśmy ciągle na podsłuchu. Cały czas, nawet w mieszkaniu Caleba. Wszędzie. Nie ufali mi, z resztą wcale się nie dziwię. Nie mogłem ci więcej powiedzieć.-Spojrzałam się na niego.
-Ale mogłeś wspomnieć, ze masz dziecko.-Warknęłam ze złością. To irytował mnie najbardziej. Chyba takie rzeczy powinno się sobie mówić kiedy jest się w związku, no nie?
-Poprawka: Miałem dziecko. Tristan też miał. I oboje nie żyją. A zgadnij, kto ich zabił? Twoja ciotka i jej pomagierzy. I uwierz mi, ze trochę kosztowało mnie, żeby się po tym pozbierać, więc jeśli mogłabyś tego teraz nie rozdrapywać.-Zakrył głowę kapturem jakby to miało odizolować go od problemów. Dobra, przyznaję, myślałam że to dziecko żyje i teraz miałam wyrzuty sumienia, ze o nim wspomniałam, ale chyba miałam prawo wiedzieć.
-Przepraszam.-Przyznałam w końcu.-Myślałam, że ono żyje.
-Isobell.-Spojrzał na mnie.-Miała na imię Isobell. I była moim małym oczkiem w głowie. Fakt, to była wpadka i na początku wcale jej nie chciałem, ale jej matka chciała poddać się aborcji a na to nie mogłem się zgodzić.I kiedy agenci ich znaleźli...Miała cztery latka, rozumiesz? A Kieran niecałe osiem. Dobrze tylko, że załatwili to za pomocą zastrzyku, a nie rozstrzelali ich. A zabili ich dlatego, że mieli takie zdolności jak my i mogli w przyszłości stanowić zagrożenie.
-Nie musisz o tym mówić...-Zaczęłam cicho.
-Owszem, muszę.-Przyznał.-Należy ci się to. I prawda o wszystkim innym też. I obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię, o ile będę w stanie.Nie chcę...Nie muszę mieć przed tobą tajemnic. Tym bardziej, ze należą ci się jakieś wyjaśnienia.-Popatrzył na mnie i zagryzł wargę.-Wiem, że to co dzisiaj zobaczyłaś wydaje ci się okrutne i bestialskie. I takie jest, nie zaprzeczam. Ale...Uwierz mi, że gdyby ktoś urządził masową egzekucję agentów, to kupiłbym bilet w pierwszym rzędzie i śmiał się z nich, zajadając popcorn.-Wyszczerzył się szeroko a ja od razu dostałam gęsiej skórki.
-A co wy tu robicie?-Ktoś otworzył nagle drzwi od strony Cama.-Aaa, spoko. Myślałem, ze coś ciekawszego.-Odezwał się błękitnooki blondyn zaglądający do środka.-Domi woła na kolację, ale jak nie chcecie, to mogę zjeść wasze porcje.- Uśmiechnął się krzywo.
-Nie ma mowy.-Odciął się Cam.- Wystarczy, ze w pudle przez ciebie nie dojadałem.-Wypchnął blondyna z samochodu. Wysiadłam z czerwonego ferrari i chwytając rękę Cama ruszyłam za nim do środka.
Przeszliśmy przez mały korytarz kierując się w stronę salonu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Jedna ściana była czarna, dwie białe a jedna oszklona. Rolety w biało czarne wzorki były rozsunięte, dzięki czemu w dzień do pomieszczenia wpadało dużo światła. Teraz już był wieczór, więc paliły się lampy wiszące na ścianach. Na szafce po lewej stał telewizor plazmowy a po przeciwnej stronie na czarnej komodzie poustawiane były mniejsze i większe zdjęcia, wszystkie w takich samych białych ramkach. Na ogromnym stole przede mną stał ogromny czarny wazon z białymi Liliami otoczony najróżniejszym jedzeniem. Zauważyłam, ze Luna kręci się między krzesłami, więc wzięłam ją na ręce siadając na skórzanej sofie.
-To twój dom?-Spytałam w końcu spoglądając na siadającego przy stole Cama. Dziwnie się czułam w otoczeniu tych wszystkich osób, z których znałam tylko Camerona, bo Caleb gdzieś wybył.
-No coś ty!- Przysiadła się do mnie uśmiechnięta Loca z talerzem pełnym kanapek-To domek Chanell i Layli, ale teraz obie wyjechały.-Mruknęła z pełnymi ustami.
-My mieszkamy na obrzeżach miasta.-Zaczął tłumaczyć Cam grzebiąc widelcem w talerzu.
-Tak normalnie sobie mieszkacie?-wpatrywałam się w niego jak głupia.
-Mamy trzy azyle, do których agenci nie mają wstępu.-Uśmiechnął się widząc moją minę.-Oni też mają swoje rodziny, a póki nie robią nalotów na nasze domy, my nie odzywamy się do nich.  
-Nie uważasz, ze to trochę nie fair, że swoim siostrom kupiłeś dom w centrum Los Angeles który swoją drogą musiał kosztować fortunę, a mi kazałeś wychowywać się w siedemdziesięciometrowym mieszkaniu na jakimś zadupiu?-Spytałam udając urażoną. Chyba nie spodziewał się po mnie takich słów, bo szerzej otworzył oczy jakby nie wiedząc, co powiedzieć. Usłyszałam śmiechy dobiegające z kuchni.
-No, słuchamy, panie Parker. Tłumacz się.-Rocket weszła do salonu niosąc gorącą kawę i wodę w wysokiej szklance.
-Bo...-Zaczął chłopak nieporadnie.-Bo nie chciałem, żebyś rzucała się w oczy. Miałaś być przeciętna.-Odpowiedział dyplomatycznie i upił łyk kawy podanej mu przez dziewczynę.
-Ale ja równie dobrze mogłabym nie rzucać się w oczy w jakimś przytulnym domku z basenem w centrum Warszawy.-Uśmiechnęłam się chytrze a Rocket po raz kolejny wybuchła śmiechem spoglądając na mnie.
-Już mi się zaczynasz podobać, wiesz?-Spytał Xander wchodząc do pokoju, a zaraz za nim przyszedł Domein. We trzech z Camem wyglądali jak klony. I przywodzili na myśl jakieś postaci z bajki, tylko nie mogłam skojarzyć z jakiej...
Ziewnęłam głośno zakrywając usta dłonią. Domein sprzątał po kolacji. Swoją drogą, ten chłopak był co najmniej dziwny. Miał pomalowane na czarno paznokcie i lekki makijaż, a przez swoje podobieństwo do Cama trochę mnie śmieszył. Wyobraziłam sobie warkoczykowatego z pomalowanymi rzęsami i to nie było przyjemne wyobrażenie. Z góry zbiegł ten blondynek, którego imienia nie kojarzyłam. Objął trzymającego w rękach talerze Domeina i ucałował go w policzek zjeżdżając dłońmi w stronę jego rozporka. Wytrzeszczyłam oczy nie zauważając że Cam podszedł do mnie z tyłu i oparł się o sofę.
-Śpiąca?-Spytał. Czułam jego oddech tuż przy swoim policzku. Pokiwałam głową drapiąc siedzącą mi na kolanach Lunę.
-Zajmujecie pokój Layli.-Poinformował nas blondyn, nadal trzymając w objęciach brata Camerona. Zamurowało mnie i czarnooki chyba zauważył, że jestem spięta, ale bez słowa poprowadził mnie po schodach.
Otworzył drzwi wpuszczając mnie pierwszą do jasnego pokoju. Na biurku przy oknie stał laptop w otoczeniu masy papierów, a przy nim ogromna, dwudrzwiowa biała drewniana szafa. Naprzeciwko drzwi prawdopodobnie prowadzące do łazienki i sporych rozmiarów łóżko. Ale tylko jedno. Na białej pościeli leżało kila ręczników i dwie kosmetyczki.
-Zajmujesz łazienkę pierwsza?-Spytał Cam biorąc część ręczników. Puściłam szczeniaka na podłogę, a ten od razu zabrał się za gryzienie dywanu. Miejmy nadzieję, że Layla lubi zwierzęta i nie pogniewa się za jego zniszczenie .-Ej, co jest?-Spytał w końcu biorąc mnie na kolana. Miałam gęsią skórkę i denerwowałam się, że muszę spać z nim w jednym łóżku. No bo sorry, ale on był dużo starszy i taka sytuacja...była trochę krępująca, jakby nie patrzeć.-Chodzi o to?-wskazał głową na łóżko jakby odgadując moje myśli.-Mała...-zwrócił moją twarz w swoją stronę.-Nie zrobię niczego, co nie będzie ci się podobać. Jak chcesz...To pójdę spać na dół.
-Nie trzeba, tylko...-zaczęłam się lekko jąkać.-Nic oprócz snu, tak?-zapytałam w końcu.
-Zabolało...-Cam złapał się ręką za serce z udawanym żalem.-Czyżbym nie był dla ciebie wystarczająco atrakcyjny?-Dostał ode mnie kuksańca w brzuch, ale nadal się uśmiechał.-O to się nie martw kotek.-Musnął ustami moje czoło.-To jak, kto pierwszy zajmuje łazienkę?
Leżałam w łóżku i przeglądałam jakąś książkę którą zobaczyłam na biurku. Na sobie miałam luźną koszulkę nike i spodenki pożyczone z szafy Layli. Cam wyszedł z łazienki w samym ręczniku przewiązanym na biodrach, a ja zaczęłam gapić się na jego klatę niczym zahipnotyzowana. Miał boskie ciało, aż chciało się przejechać paluszkami po tym kaloryferku. Otworzył drzwi na korytarz i stanął w progu.
-Xander, cholera, gdzie są moje ubrania?-Krzyknął patrząc na dół przez barierkę schodów. Po chwili rozległy się powolne kroki.
-Z taką laską w łóżku ubrania nie powinny być ci potrzebne.-Mruknął uśmiechnięty Xander wręczając mu ciuchy i zaglądając przy okazji do pokoju.
-Dziękuję, dobranoc.-Cameron wypchnął go z pokoju i zamknął drzwi. Zniknął na chwilę w łazience, po czym już w spodniach dresowych (ale nadal bez koszulki, chwalmy pana!) zgasił światło i wszedł do łóżka.
-Cami?-Ostrożnie wzięłam go za rękę.-Moja mama...Jaka ona była?-Spytałam w końcu. Już dawno miałam zadać mu to pytanie, ale się bałam, że się zdenerwuje.
-Chodzi ci o charakter, czy wygląd?-Zaczął bawić się swoimi warkoczykami. O dziwo nawet się nie spiął, czego bym się nie spodziewała.
-O wszystko. Ogólnie. Znałeś...kochałeś ją. A ja nie...
-Nie jesteś podobna do Cornelii.-przerwał mi, ale nie było w tym złości.-Ona była naturalną blondynką, a ty jesteś szatynką. Miała ledwie metr sześćdziesiąt wzrostu, a ty jesteś od niej dużo wyższa. I była krucha. Bardzo krucha i strachliwa, i wiem, ze gdyby zamiast ciebie, to ona znalazła się w podobnej sytuacji, to z pewnością by się załamała. Nigdy nie przepadała za Margaret i Maggie, a najlepiej dogadywała się tylko z Elizabeth. Była skromna i najchętniej trzymałaby się w cieniu starszych sióstr.-Zamyślił się na chwilę, jakby nie wiedząc, czy kontynuować temat.-Po tym porwaniu, kiedy byłą już w ciąży...ona wpadła w depresję, czy coś. Cięła się, kilka razy próbowała odebrać sobie życie. Stała się wrakiem człowieka. Widziałem jak dzień w dzień staje przed lustrem i ze wstydem przyglądała się coraz większemu brzuchowi...
-Nie chciała mnie?-Teraz to ja przerwałam jemu. Miałam łzy w oczach i zaczęłam żałować, że w ogóle wspomniałam o matce. Przyciągnął mnie do siebie a ja ułożyłam się na jego brzuchu, prawie trzęsąc się ze złości i smutku.
-Nie chciała.-Przyznał w końcu ze współczuciem.-Uważała, że nosi w sobie potwora, bo byłaś dzieckiem Zacka.-Przeszył mnie dreszcz na wspomnienie mojego ojca.-Ale prawda jest zupełnie inna. Sprowadzając na świat ciebie, Zack sam skazał się na śmierć. Bo masz w sobie siłę, której nie mieli ani twoja matka, ani ojciec. I kiedy już rozkwitniesz...kiedy uaktywnią się twoje zdolności, wtedy nikt: Ani ja, ani Margaret, ani nawet twój ojciec nie będziemy w stanie cię powstrzymać.-Przycisnął mnie mocniej do siebie i ucałował w czoło.-Dlatego zabraliśmy cię z agencji. Bo nawet najlepszy agent nie będzie umiał ci pomóc, kiedy już zaczniesz rozkwitać. Twoje zdolności będą dużo silniejsze niż moje czy któregokolwiek z ekipy. Będziesz niezniszczalna, Eva...
Przestawałam powoli płakać, zasypiając wtulona w jego nagi tors.  

Oj ja wiem, rozdział miał być wcześniej, ale cóż...Komp nadal nie działa, a ja wstawiam rozdział tylko dlatego, ze miałam go zapisanego na bloggerze i dzisiaj jestem u koleżanki. Cam miał dziecko...nie spodziewałabym się. I masakra, w ogóle ten rozdział jest taki...Normalny. Wielka szczęśliwa rodzina jedząca kolację. Tak być nie może...Ale ja coś wymyślę, żeby im to trochę pokomplikować :) Wasze blogi staram się czytać na bieżąco, a jeśli mam u kogoś zaległości, to postaram się jej jak najszybciej nadrobić. Pozdrawiam i ściskam :*
Sekretna  

poniedziałek, 12 maja 2014

Naj­gorzej, gdy najbliższa ci oso­ba, sta­je się z dnia na dzień, co­raz bar­dziej obca.

Rozdział pisany z perspektywy Camerona. 

Cholernie się denerwowałem, i kiedy do moich uszu dotarł odgłos strzału, spodziewałem się okropnego bólu. Ale ku mojemu zaskoczeniu nic takiego się nie wydarzyło. Otworzyłem oczy a przede mną leżał ten sam facet który miał sprzedać mi kulkę w głowę. Przechyliłem głowę i ujrzałem mojego kochanego braciszka z pistoletami w obu rękach. Stał oparty o ścianę z tym swoim głupkowatym uśmiechem na ustach.
-Nie można było wcześniej?-Spytałem podnosząc się z kolan.
Xander wyjął z kieszeni kluczyk i rozkuł mnie, przykładając swoje czoło do mojego. Patrzyliśmy sobie w oczy i dla kogoś patrzącego z boku ta sytuacja mogła wydać się dwuznaczna. Właściwie, to chciałem rzucić się mu na szyję jak małe dziecko, ale wiedziałem, że na to będzie czas, kiedy już dotrzemy do domu. 
-Wiesz, że lubię wielkie wejścia!- Wyszczerzył się jeszcze bardziej po czym wyjął z za pasa broń i podał mi ją.-Leć po swoją księżniczkę. Ja opanuję sytuację.- Prychnąłem w odpowiedzi i wybiegłem z pomieszczenia.
Zauważyłem kilka martwych osób leżących na podłodze w sali i na korytarzu. Gdzieś przed oczami mignęła mi sylwetka Trevora, ale to nie jego szukałem. Podszedłem do biurka i wyciągnąłem zza niego płaczącą Evę. Szybko wziąłem ją na ręce i przytuliłem do siebie, wychodząc z sali. Wydawała się taka krucha. Uniosła głowę lekko do góry i pisnęła gdy zobaczyła zakrwawionego, martwego agenta leżącego na ziemi.
-Nie patrz na to.-Szepnąłem jej do ucha biegnąc korytarzem. Nagle przede mną stanęła kobieta, celując do mnie z pistoletu. Zmarszczyłem brwi, kiedy ktoś strzelił do niej i czarnowłosa osunęła się na ziemię.
-W archiwum jest Loca, zanieś tam młodą.- Rzuciła Rocket, wyłaniając się zza moich pleców. Kiwnąłem głową i bez słowa udałem się w tamtą stronę.
Wszedłem do ciemnego pomieszczenia i postawiłem małą na ziemi. Nie chciałem jej zostawiać, ale miałem jeszcze jedną sprawę do załatwienia a z Locą była bezpieczna.
-Nie płacz już...-Przytuliłem ją do siebie.-Obiecuję, że nie pozwolę by cokolwiek ci się stało.-Wyszeptałem całując ją w czoło. Dziewczyna ujęła moją twarz w dłonie i pocałowała delikatnie, ciągnąc mnie lekko za warkoczyki. Odwzajemniłem pocałunek kładąc jej ręce na pośladkach. Przyciągnąłem ją do siebie całując coraz bardziej agresywnie.
-Czy wy w takiej chwili musicie myśleć tylko o jednym?-Zza jednego z regałów wyłoniła się znajoma blondyna trzymając lizaka w ręku.
-A co, zazdrosna?-Spytałem wypinając jej język.-Pilnuj jej.- Rzuciłem i wybiegłem z pomieszczenia.
Wszędzie roiło się od agentów, którzy za wszelką cenę próbowali nas powybijać. Próbowali, bo oczywiście im się to nie udawało. Większość z nas miała dodatkowe zdolności no i oczywiście byliśmy lepiej wyszkoleni. W końcu znalazłem Xandera, który bił właśnie jakiegoś faceta. Robił to dla rozrywki, aż w końcu kiedy mu się już znudziło, wyjął ostry nóż i wbił go między żebra agenta i przejechał nim aż do brzucha, rozrywając tym samym ciało przeciwnika. Uśmiechnąłem się szeroko, widząc to. Wstał i korzystając z okazji że wszyscy są zbyt zajęci wykańczaniem się nawzajem i nie zwracają na nas uwagi, odciągnął mnie na bok.
-Robi się groźnie. Margaret i Diana gdzieś wybyły, więc możemy założyć, ze wzywają innych.-Rozejrzał się podejrzliwie dookoła. Cała nasza ekipa wiedziała, że nie może dopuścić do nas agentów, dlatego też mało kto nas atakował.-Włamujemy się do bazy danych, zabieramy Evę i wypierdzielamy stąd.- Ruszyłem przed siebie a mój braciszek podążał za mną, co chwilę oglądając się za siebie.
Weszliśmy do dużej sali pełnej komputerów. Nas, a właściwie Xandera interesował jeden konkretny, stojący na środku. Podłączył do niego pendrive i zaczął wystukiwać coś na klawiaturze. Na sporym monitorze pojawiło się mnóstwo cyfr i nieznanych mi znaków, więc zmarszczyłem tylko brwi, kompletnie nic nie kumając.
-Nigdy nie pojmę, jak ty możesz cokolwiek z tego rozumieć.-Mruknąłem wyglądając na korytarz.
-To proste. Ty masz swoje samochody, Domi sztuki walki a ja komputery. I wszyscy szczęśliwi.- Mruknął zza klawiatury. Zabawnie wyglądał z wzrokiem wlepionym w ekran.-Cieszę się, że w końcu cię widzę, wiesz?-Uśmiechnął się do mnie.
-Nie rozczulaj się, tylko kończ szybko.-Mruknąłem w odpowiedzi, chociaż też cieszyłem się, że już ze mną jest. To mało powiedziane. Tylko przy braciach byłem sobą. Nie musiałem odgrywać kogoś innego. Oni to wiedzieli i akceptowali mnie takim, jaki byłem. A byłem leniwy, nieodpowiedzialny i chwilami arogancki. I troszeczkę zboczony.
-Troszeczkę?- Prychnął starszy spoglądając na mnie.-Mam ci przypomnieć, jak sypiałeś z trzema panienkami na raz i żadnej z nich nie znałeś?-spytał ze złośliwym uśmieszkiem.
-Raz mi się zdarzyło...Poza tym musisz grzebać mi w mózgu?- Skrzywiłem się.-Robotą byś się zajął, nie mamy czasu.  
-Kiedy to się zdarzało prawie codziennie...Dobra, skończone. Mam, co chciałem a przy okazji tak im tu namieszałem, że przez tydzień do ładu nie dojdą.-Parsknął i odłączył pendrive.- Teraz po Evę i możemy spadać.
-Ona nigdzie nie idzie.- Mruknąłem pod nosem.
-Niby czemu nie?-Spytał zaskoczony. Ale zaraz westchnął. Zrozumiał.- Wiem, że nie chcesz jej w to pakować, ale jest jedną z nas. Nie odnajdzie się tu, zwłaszcza, kiedy już uaktywnią się jej zdolności.-Machnąłem ręką. Wiedziałem, że starszy ma rację. Ale ona była zbyt delikatna, żeby wprowadzać ją w ten świat. Mój świat.
-Nie chcę dla niej takiej przyszłości.- Spojrzałem na niego nie wiedząc, co robić. Zawsze to on decydował, a ja tylko pomagałem i wykonywałem jego polecenia. Nigdy nie lubiłem podejmować takich decyzji. Nigdy nie musiałem. Xander spojrzał na mnie i pokiwał głową.
-Zabierzesz ją ze sobą. Będzie mieszkać z nami. Przynajmniej przez najbliższy czas. Jesteśmy na tropie Zacka, a Oustin ułatwi nam załatwienie go. Kiedy się go pozbędziemy mała wróci do agencji. Koniec, kropka.- Powiedział patrząc mi w oczy i jakby nigdy nic ruszył przed siebie. Nie protestowałem. On coś wymyśli. Zawsze tak jest.
-Trupy, wszędzie trupy!-Marudził Nicholas przechadzając się między martwymi ciałami. Na korytarzu panowała niepokojąca cisza.
-Gdzie Eva?-Spytałem patrząc na grupkę ludzi stojących pod ścianą. Z przerażeniem przyglądali się Trevorowi i Chrisowi który trzymali wycelowaną w nich broń.
-Spokojnie, cała i zdrowa.- Zauważyłem wyszczerzoną blondynkę idącą w naszą stronę.- Swoją drogą nawet nie wiesz, jaki z niej zboczeniec. Jeszcze trochę i przebije ciebie.-Uniosłem brwi widząc moją małą. Jakby nieobecna podeszła i przytuliła się do mnie. 
-Dobra, kończmy to...-Mruknął Xander z chłodem w oczach. Zawsze zakładał maskę obojętności i surowości, jeśli patrzyli na niego ludzie z poza ekipy.- Wybić wszystkich i zabieramy się stąd.-Uśmiechnął się złowrogo w stronę zapłakanej Margaret.
-Nie zrobisz mi tego, prawda synku?- Posłała Chrisowi błagalne spojrzenie. Ten parsknął śmiechem.
-Oczywiście, ze nie mamusiu, jakbym mógł.-Przechylił głowę na bok.- A pamiętasz, jak prosiłem cię, żebyś mi wtedy odpuściła? Nazwałaś mnie nieudacznikiem i wypierdoliłaś z domu.-Podszedł i przyłożył jej lufę do skroni.-Jesteś suką! Zawsze nią byłaś! Dla ciebie liczy się tylko to, co ludzie myślą. Miałem problemy, wiec najlepiej było się mnie pozbyć.- Z uśmiechem przyglądałem się załamaniu kobiety.-Jesteś pierdoloną dziwką i tak należy cię traktować. Jesteś dla mnie niczym.-Gwałtownie puścił bron i przestrzelił jej oba kolana. Krzyk kobiety rozniósł się echem po korytarzu.
Nie wyrabiałem ze śmiechu a Xander patrzył na to z udawaną obojętnością, ale wiedziałem że tylko siłą woli powstrzymuje się by nie zacząć się śmiać. Widok tak poniżonej Margaret, bezcenne. Z chęcią bym ją zgwałcił, gdybym nie był tak szaleńczo zakochany w Evie. No właśnie. Eva. Przyglądała się temu wszystkiemu z całkowitą obojętnością. Nie wiem, co nagadała jej Loca, ale najwyraźniej poskutkowało, bo mała nareszcie się uspokoiła. Chris cofnął się i ustał obok Trevora. Jedna z kobiet zaczęła płakać, ale nie wiele jej to dało. Obok chłopaków stanął Xander a ja z bólem serca zostawiłem Evę przy Rocket i podszedłem do brata. Wycelowałem w mężczyznę siedzącego pod ścianą. I strzeliłem. Zdaję sobie sprawę, że to, co robię jest złe. Ale to też zabawne. Strzeliłem jeszcze raz, do kolejnego faceta. I do płaczącej kobiety. Reszta już nie żyła, bo wystrzelali ich chłopki. Jedynie Margaret Leżała i płakała na podłodze.
-A ona niech zostanie.-mruknął z uśmiechem Chris i ruszył w stronę wyjścia. Myślałem, że Eva zacznie krzyczeć, ale ona bez słowa podeszła i wzięła mnie za rękę.
-Wszystko gra?-Spytałem nieco zaniepokojony. 
-Porozmawiamy o tym jak już będziemy sami.-Powiedziała chłodno, idąc za mną po schodach.  
Weszliśmy na dach agencji gdzie czekał już na nas helikopter. Xander informował kogoś przez telefon, że wszyscy mają się wycofać. Pomogłem Evie wsiąść do maszyny i usiedliśmy oboje na fotelach.
-Tristan oberwał dwa razy, Caleb raz. Żadnych więcej strat.-Poinformował mój braciszek siadając za nami.-Mamy jakieś cztery minuty, zanim dotrą tutaj agenci z Los Angeles. Damy radę?
-Jesteśmy z Parkerów. My zawsze dajemy radę.- Odezwał się z przodu znajomy głos Domeina.
-Oby-Szepnęła mi do ucha Eva. Przytuliłem ją mocniej masując kciukiem wierzch jej dłoni. Nie chciałem wtedy myśleć, że tak łatwo mogłem ją stracić. I niech ludzie gadają co chcą. Kocham ją. I nigdy nie kochałem nikogo bardziej.  

Muszę powiedzieć, że przez długi czas zastanawiałam się, czy rzeczywiście nie uśmiercić Cama. Ale ja go tak kocham, że nie mogłabym mu czegoś takiego zrobić. Chociaż w tym rozdziale wydaje się trochę dziwny...Z resztą Eva też. Ale jej zachowanie się wyjaśni a Cam...jak to Cam. Chyba już taki zostanie. No i Xander z buta wjeżdża! Nawet nie wiecie, jak się niecierpliwiłam, żeby wprowadzić tę postać! Masakra, totalna. Zajrzyjcie do zakładki z bohaterami, albowiem pojawili się nowi :) I jeszcze jedna sprawa...W najbliższym czasie nie będę mogła powiadamiać o nowych rozdziałach, bo komp mi nie działa i dodaję rozdziały u koleżanki, więc mój czas jest ograniczony. Wasze blogi postaram się nadrabiać, ale mogę mieć pewne opóźnienie. Także proponowałabym albo zajrzeć do zakładki Rozdziały albo dodać się do obserwowanych :) Pozdrawiam i ściskam :*
Sekretna  

wtorek, 6 maja 2014

Naj­gorszym mor­der­stwem jest za­bicie miłości

Po wczorajszych zajęciach z których wróciłam prawie po północy, byłam padnięta. Dlatego też nie sposób jest opisać moje oburzenie kiedy przed szóstą rano jacyś ludzie wpadli do mieszkania Caleba z bronią w ręku. Przestraszona przysunęłam się bliżej Bonnie która już zdążyła wziąć do ręki pistolet. Naliczyłam dziewięcioro ludzi ubranych w czarne stroje z kominiarkami na głowach. Wszyscy trzymali broń wycelowaną w Camerona i Caleba. Ci podnieśli się zdezorientowani do pozycji siedzącej, rozglądając się po pomieszczeniu. Popatrzyłam przelotnie na Parkera. Nie był wystraszony tylko bardziej...zaskoczony. To chyba dobre określenie.
-Klęknijcie w rozkroku i ręce na plecy.-Usłyszałam stanowczy głos mojej ciotki, która weszła do salonu ubrana w taki sam czarny kombinezon jak pozostali agenci, tyle, że nie miała kominiarki.-I nie próbujcie żadnych sztuczek, to nikomu nie stanie się krzywda.-Mówiła władczo w stronę chłopaków. Cam posłusznie dał się skuć jednemu z agentów
-O co znowu chodzi?-Spytał zirytowany Caleb stając twarzą w twarz z Margaret, ale zaraz dwóch mężczyzn powaliło go na ziemię.
-Dzisiaj w nocy z tajnego więzienia agencji uciekli Amir Al-kadi, Tristan Keynes, Trevor Hael i Nicholas Bell, porywając przy tym jedną ze strażniczek, Kasandrę Thomson. Siostrę Diany Thomson, naczelnika tego więzienia. I tak się składa, że to właśnie twój braciszek pomógł im zwiać.-Kobieta uśmiechnęła się i spojrzała na Cama z wyższością. Ten tylko przewrócił oczami.
-A co niby my mamy z tym wspólnego, jak nas tam nawet kurwa nie było?!- Rzucił wściekle w jej stronę, aż rudowłosa się odsunęła.
-A to skarbie, że tylko Caleb i ja wiemy, gdzie to więzienie się znajduje, więc oczywiste jest, ze to on pokierował tam Xandera. -Pokazała palcem na blondyna, po czym skierowała wzrok na Parkera.-A ty  nielegalnie opuściłeś zakład karny co jest równoznaczne z ucieczką.-Uśmiechnęła się złowrogo.
-Co ty pierdolisz?-Teraz już prawie krzyczał patrząc na nią z taką nienawiścią, jakby chciał się zaraz na nią rzucić.-Sama zaproponowałaś, żebym przyjechał, bo Eva nie była bezpieczna kiedy kręcił się tu ten morderca! Ty jesteś chora!-Kobieta słysząc to spoliczkowała go i sądząc po hałasie jaki temu towarzyszył, mogłam przypuszczać że musiało zaboleć.
-Owszem, proponowałam to zanim zorientowałam się jak ją wykorzystujesz!-krzyknęła do niego wściekła zerkając na mnie.-A przecież oboje wiemy, że ten związek nie miałby przyszłości zważywszy na to, że całe życie spędzisz za kratkami. A ona już niedługo zostanie agentką której zadaniem będzie tępić takich zwyrodnialców ja ty. Więc prędzej czy później musiałbyś złamać jej serce, rozstając się z nią.-Przerwała na chwile i spojrzała w moje załzawione oczy. Zastanawiałam się, co takiego strzeliło do głowy tej kobiecie. Bonnie obejmowała mnie a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, ze płaczę.-Jakieś życzenia?-Spytała go z nutką współczucia w głosie. Naprawdę zaczynałam nienawidzić tej kobiety.
-Szybka śmierć.-Chłopak odwrócił głowę w moją stronę i posłał mi smutne spojrzenie, po czym posłusznie dał się wyprowadzić z mieszkania.
Dopiero kiedy wszyscy wyszli i w mieszkaniu zostałam tylko ja, Bonnie i Margaret, rozpłakałam się na dobre. To wszystko przeze mnie. To dla mnie tu przyjechał ryzykując życie, więc to przeze mnie teraz go zabiją. Miałam ochotę wykrzyczeć mojej pojebanej ciotce, jak bardzo jej nienawidzę. Ona nic nie rozumiała, robiła to, co jej wydawało się słuszne. A on był jedyną osobą której naprawdę ufałam. I nie potrafię powiedzieć, czemu mimo tego wszystkiego...Mi na nim zależało. Tak bardzo byłam pochłonięta tymi myślami, że w ogóle nie usłyszałam co mówi do mnie rudowłosa.
-...A teraz Luis odprowadzi was obie do pokoju Bonnie. Potem ktoś przyjdzie z wami porozmawiać.-Rzuciła krótko w naszą stronę, po czym podeszła do mnie unosząc mój drżący podbródek i zmuszając tym samym, żebym na nią spojrzała.-Robię to, co jest dla ciebie najlepsze.-Powiedziała patrząc na mnie z czułością.
-Pierdol się!-Rzuciłam krótko a kobieta zesztywniała słysząc te słowa.
-Licz się ze słowami smarkulo.-ostrzegła mnie ale ja tylko zaśmiałam się szaleńczo, między jednym napadem płaczu a drugim.
-Bo co mi zrobisz? Uderzysz mnie?-Spytałam patrząc jej prosto w oczy.
-Chciałam ci tego oszczędzić, ale sama się o to prosisz.-Warknęła wstając. Zauważyłam, że do pokoju wszedł Luis, ale nie odezwał się ani słowem.-Będziesz obecna na egzekucji Camerona.Nie przyjmuję odmowy.-Uśmiechnęła się szeroko i podeszła do Luisa.-Odprowadź je do Bonnie. Upewnij się, że nie mają przy sobie broni.-Skończyła i wyszła. Jakiej kurwa broni? Masakra...
-Chodź mała...-Usłyszałam smutny głos Bonnie. Zarzuciła mi tylko czarną bluzę Cama na moje nagie ramiona i poprowadziła do drzwi.
Salon Bonnie było urządzone w podobny sposób co Caleba. Stojący na szafce telewizor, czerwona kanapa i ciemna drewniana ława. Pod ścianą stała duża rozsuwana szafa z lustrem a na podłodze leżał czerwony puchaty dywan. Usiadłam na nim i oparłam się plecami o kanapę. Wytarłam łzy w za długie rękawy bluzy i zaczęłam wdychać ten znajomy zapach mięty. Drżałam na całym ciele i nawet krzyki  Bonnie z prośbą, żebym przestała na niewiele się tu zdawały.
-Ogarnij się Eva!-usłyszałam w końcu jej zirytowany głos.-Musimy coś wymyślić, rozumiesz? Przeszukali mi mieszkanie, zabrali telefon i laptop. Czyli jesteśmy odcięte od świata...-Zaczęła gadać ale mi nie bardzo chciało się jej słuchać.
-To jest kurwa koniec, rozumiesz?-Spytałam ocierając kolejne łzy.-Chociaż teoretycznie to nie było nawet początku.-Zaśmiałam się sama do siebie a dziewczyna tylko pokręciła głową.
-Nie byłabym tego taka pewna...-Wyjrzała za okno ale zaraz się schowała.-Musisz z nim pogadać.-Spojrzała na mnie i podała chusteczki.
-Margaret mi nie pozwoli...Ona jest psychiczna.-Westchnęłam wycierając nos.
-Sprawia jej radość znęcanie się nad innymi. Jest nienormalna, ale to już nie nasze zmartwienie...
-Jak to nie nasze?-Wpatrywałam się w nią oburzona.-My tu z nią kurwa utknęłyśmy!
-Niekoniecznie...-Zaczęła a ja przekrzywiłam głowę na bok co chyba musiało wydawać jej się niezmiernie śmieszne, bo parsknęła głośno.-Jeśli Xander odbił tamtych, to po swojego brata też przyjdzie. A wtedy nie chciałabym być na miejscu Rady. Trzeba tylko mieć nadzieję, że zdąży.-Przełknęłam ślinę kiedy to powiedziała.-Musisz się z nim spotkać.-nie czekając na odpowiedź podeszła do drzwi i zamieniła kilka słów ze strażnikiem stojącym przed nimi. Odwróciła się do mnie z chytrym uśmieszkiem. Po około dwudziestu minutach drzwi się otworzyły a do środka weszła jakaś czarnowłosa kobieta i spojrzała na mnie ze znudzeniem. W międzyczasie zdążyłam się przebrać w normalne ciuchy, ale nadal miałam na sobie bluzę Cama.
-Czego chciałaś?-Spytała od niechcenia opierając się o futrynę.
-Chcę się spotkać z Cameronem.-Rzuciłam bez cienia grzeczności w głosie. Nie miałam zamiaru się przed nią płaszczyć, co to to na pewno nie. Prychnęła tylko.
-Nie próbuj uciekać.-Rzuciła krótko prowadząc mnie przeróżnymi korytarzami, którymi jeszcze w życiu nie szłam.
Zeszłyśmy chyba do piwnicy, bo nigdzie nie było okien i zrobiło się bardziej duszno. Nie myślałam, że tak szybko się zgodzi, tym bardziej, że w ogóle jej nie znałam. Kobieta wystukała w jednych z bocznych drzwi długi kod, a te po chwili ustąpiły. Moim oczom ukazał się ciemny korytarz oświetlany tylko zwisającymi z sufitu gołymi żarówkami, świecącymi się słabo. Na podłodze nie było płytek, tylko sam beton, podobnie jak na ścianach. Poprawka, na jednej była widoczna bardzo duża czerwona plama, jakby po krwi. Po obu stronach były cele z kratami zamiast ściany. Od razu zrobiło mi się strasznie duszno, poza tym śmierdziało wilgocią.
-Na końcu korytarza. Ale macie mało czasu.-Machnęła ręką i podeszła do stojącego w kącie strażnika. Zamieniła z nim parę słów a on spojrzał na mnie podejrzliwie, ale po chwili kiwnął głową. Kobieta wszyła, trzaskając za sobą drzwiami.
Na końcu wąskiego korytarza w przedostatniej celi zauważyłam Cama siedzącego na podłodze, opartego o wąską pryczę przymocowaną do ściany. Podniósł na mnie wzrok kiedy usiadłam opierając się rękami o zimne kraty, a na jego twarzy zagościł smutny uśmiech.
-Płakałaś...-szepnął po chwili a mi z oczu poleciała samotna łza. Wytarłam ją szybko, ale on i tak zdążył to zauważyć. Wstał i podszedł do mnie siadając na przeciwko mnie. Ręce miał nadal skute kajdankami, ale z przodu, więc nie miał aż tak bardzo ograniczonych ruchów.
-Co teraz będzie?-Spytałam przyglądając się dokładnie jego twarzy. Lewy policzek miał lekko czerwony, prawdopodobnie pamiątka po uderzeniu Margaret.-Nie chcę cie stracić. Ja...Kocham cię...-Wyszeptałam tak cicho, że nie byłam pewna czy to usłyszał.
-Powtórz to...-Odrzekł równie cicho. Westchnęłam głośno.
-Kocham cię. I jeśli wydaje ci się to śmieszne, to...
-Brzmi pięknie, wiesz?-Spytał nie patrząc na mnie.-Dawno nie słyszałem, żeby ktoś to mówił szczerze.I...ja ciebie też kocham.-Podniósł na mnie wzrok a w jego oczach były łzy. Chyba nie chciał, żebym to zobaczyła, bo szybko je wytarł.-Kochałem twoją matkę, ale ciebie kocham bardziej. I szkoda, ze dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę...
-O matko, skończcie, bo rzygam...-Wystraszył mnie odgłos niezadowolenia dochodzący z ostatniej celi.
-Ja przez tyle lat słuchałem ciebie i Hany, to ty teraz też się pomęcz.-Odciął się Cam spoglądając w bok. Caleb tylko westchnął ciężko.-Ale musisz mi obiecać, że nie wymiękniesz, rozumiesz? Będziesz dzielna i nie będziesz więcej płakać, bo Margaret właśnie tego oczekuje.-Popatrzył na mnie z troską w oczach. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo na korytarz weszło kilku agentów, miedzy innymi moja ciotka.
Starałam się powstrzymać łzy, ale łatwo nie było, zwłaszcza kiedy patrzyłam jak wyprowadzają go z celi kierując się w stronę korytarza głównego. Po kilku minutach byliśmy już przed salą obrad a Margaret spoglądała na mnie z pogardą. Camerona usadzono po lewej stronie sali za dużym stołem. Po obu bokach i za plecami stali agenci pilnujący go. Po prawej na ogromnych krzesłach usiadło pięć osób, w tym moja ciotka, średniego wzrostu Japończyk w czerwonym garniturze, jakiś siwiejący starszy mężczyzna w czarnym płaszczu, dość wysoka brunetka z rozpuszczonymi, długimi włosami w granatowej spódnicy i żakiecie w tym samym kolorze oraz niski blondyn ze sporym brzuchem przed sobą. Ten ostatni miał na sobie ciasny garnitur i okropnie się pocił. Zajęłam małą ławeczkę w trzecim rzędzie, a dookoła usiadło jeszcze kilka osób których w ogóle nie znałam. Myślałam tylko o tym, że prawdopodobnie zaraz go stracę. W ogóle nie zwracałam uwagi na to, co dzieje się na sali. Odpłynęłam i obudziłam się dopiero kiedy rudowłosa kobieta wstała i wziąwszy jakąś kartkę zaczęła czytać uroczyście:
-Rada najwyższa zdecydowała, że Cameron Kordian Parker winny jest zarzucanych mu czynów i skazuje go na śmierć w wyniku rozstrzelania. Egzekucja odbędzie się w dniu dzisiejszym czyli czternastego stycznia dwa tysiące trzynastego roku o godzinie dwunastej. Podpisali się: Chuichi Atasuke, Aleksander Rowlinson, Diana Thomson, Margaret Cox i Mark Stone.-odczekała chwilę i rozejrzała się po sali po drodze napotkawszy moją zdziwioną minę.
Właściwie nie wiem, czemu byłam zaskoczona. Ale nie miałam już siły płakać. A jemu chyba wydawało się już wszystko jedno, bo nawet na mnie nie spojrzał kiedy go wyprowadzali. Przed salą czekała zmartwiona Bonnie, więc kiedy tylko wyszłam uściskała mnie mocno.
-Co z Calebem?-przypomniałam sobie w końcu o blondynie. Odsunęłam się trochę od dziewczyny i zaczęłyśmy iść w stronę jej mieszkania.
-Przesłuchiwali mnie, ale powiedziałam, że nic nie wiem. A Caleb będzie miał oddzielny proces i zajmą się tym pewnie dopiero po skończeniu sprawy z Camem.-Zacisnęła usta w wąską kreskę.
Siedziałam w małym salonie i myślałam nad ostatnimi wydarzeniami. Bonnie próbowała mnie czymś zająć, ale nie bardzo jej się to udawało. Ciągle poruszała jakiś temat w ogóle nie związany z agencją ale dla mnie wszystko sprowadzało się do jednego: Camerona. Łzy co jakiś czas spływały po moich policzkach, chociaż starałam się nie płakać. Ale lepiej, żebym robiła to teraz niż potem. Nawet nie zauważyłam kiedy w drzwiach pojawił się Luis i powiadomił, że musimy się zbierać. Wstałam i wolno zaczęłam iść za Bonnie. Swoją drogą Luis też nie wyglądał najlepiej i chyba trochę się przejął tym wszystkim. Weszliśmy na sale jako ostatni i usiedliśmy na krzesłach pod ścianą. Z przodu na podwyższeniu siedzieli członkowie rady a obok kilkanaście osób z których prawie nikogo nie znałam. Wszyscy wpatrywali się w to, co działo się w pomieszczeniu za lustrem Weneckim. Byłam myślami tak daleko, że pewnie nawet nie zauważyłabym że wprowadzają tam Cama, gdyby nie Bonnie która z przejęcia mocniej ścisnęła moją dłoń. Dziewczyna powstrzymywała łzy. Swoją drogą przecież była agentką. Nie powinna tak przejmować się jego śmiercią. Blondynka wyjęła telefon i dyskretnie sprawdziła, która godzina. Spojrzałam na wyświetlacz. Równo południe. Jakiś mężczyzna w kominiarce stanął na przeciwko Camerona. Nie słyszałam, co mówi ale po chwili Parker klęczał już przed nim z przymkniętymi oczyma i skutymi z przodu rękoma. Kiedy zobaczyłam broń wycelowaną w głowę czarnookiego, natychmiast zamknęłam oczy. Nie chciałam tego widzieć. Wzięłam głęboki oddech. I usłyszałam strzał.   

Długo się zastanawiałam, czyje zdjęcie powinno znaleźć się pod rozdziałem, ale na tym Cam (Tom) wygląda tak idealnie, że musiałam je dać :D Spodziewałyście się takiego zakończenia? ja też nie :P Kto jedzie ze mną wpierdzielić Margaret za to że taka z niej świnia? Biedny Cami...po tym rozdziale przepłaczę całą noc. Może znajdziemy Evie kogoś młodszego? Piszcie propozycje, bo liczę na wasze komentarze :) Co do waszych blogów przepraszam za wszelkie zaległe rozdziały których jeszcze nie skomciałam, ale nadrobię lada dzień :)
PS. Ponieważ wiem, że nie wszystkie czytelniczki czytały bloga od początku, dlatego odsyłam tutaj gdzie jest wyjaśniona sprawa kary śmierci w agencji. polecam zajrzeć, to powinno nieco wyjaśnić. 
 Pozdrawiam :*
Sekretna