Z perspektywy Kasandry
-I
pomyśleć, że jeszcze niedawno kombinowaliśmy jak wydostać stąd
chłopaków...-Westchnęła Loca wysiadając z białego kabrioletu.-Nie
wiem, po co narażaliśmy życie, skoro im tu tak dobrze, że
postanowili tu wrócić.-Warknęła wyciągając pudełka z pizzą.
Wyjęłam
torby z jedzeniem i ruszyłam przodem, prowadząc zrzędzącą
blondynkę za sobą. W drzwiach stał akurat Philip i widząc moją
uśmiechniętą twarzyczkę mało nie zachłysnął się kawą.
-Co...Co
ty tu robisz?-Spytał ze złością.
-Też
się stęskniłam Philipie. Czyżbyś zmienił fryzurę?-Zagadnęłam
ze słodkim uśmiechem. Sięgnęłam po klucze które zawsze trzymał
w lewej kieszeni kurtki, ale ten cofnął się o krok.
-Wynoś się stąd. Nie jesteś tu mile widziana.-Warknął ostro.
-A co?
Aresztujesz mnie?-Zachichotałam.-Miałam tylko przywieźć chłopakom
żarcie a ty robisz niepotrzebne problemy.
-Spoko...Wchodź...-Z drugiej strony krat pojawił się znikąd Cam i patrząc złowrogo na Philipa otworzył drzwi mi i Locce. Strażnik warknął coś pod
nosem, co zabrzmiało jak przekleństwo.
Uśmiechnęłam się słysząc to i podobnie jak Loca oddałam część
toreb czarnookiemu. Skierowaliśmy się korytarzem na górę i w
lewo, gdzie mieściły się pomieszczenia przeznaczone dla personelu
więzienia. Niby pracowałam tu cztery lata a i tak chwilami miałam
trudności z odnalezieniem się w tym ogromnym budynku. Weszliśmy do
czegoś na podobieństwo salonu gdzie na sofie przed telewizorem
siedzieli Robert i Andrew. Do tej pory grzebiący w lodówce Mason
cofnął się i gapił na mnie jak głupi. Uśmiechnęłam się
zadziornie i podeszłam do fotela na którym odwrócony tyłem do mnie
siedział Al-Kadi. Postawiłam torby na podłodze i korzystając z
okazji, że jeszcze mnie nie zauważył, przechyliłam mu głowę,
ciągnąc za włosy i zaczęłam całować po szyi, przygryzając ją
przy tym w mało delikatny sposób. Na początku się wzdrygnął i
złapał mnie za rękę, próbując odciągnąć, ale ja jeszcze
bardziej szarpnęłam za jego włosy i nadal je przytrzymując,
wsunęłam się mu na kolana.
-Tęskniłem
za tobą...-Mruknął sunąc dłońmi po moich plecach.
-To
słodkie.-Zachichotałam i zaczęłam owijać kosmyk włosów dookoła
palca. Odchyliłam się i zauważyłam Jak Andrew przygląda się nam
z niesmakiem.-O co chodzi kotku?-Spytałam z udawanym zaciekawieniem
-Myślałem,
że się zmieniłaś...Ale najwidoczniej jedyne do czego się nadajesz
to taniec na rurze i świecenie cyckami...-Warknął karcąco.
Poczułam pod sobą jak Amir cały się spina i zaciska dłonie w
pięści.
-Ach
tak...-Pokiwałam głową ze zrozumieniem.-Bo jak dziewczyna założy
szorty i koszulkę z dekoltem, to jest świecenie cyckami. Czyż to
nie oczywiste? Do tego pewnie teraz Amir jest moim sponsorem...
-A nie?-Przerwał mi zanosząc się histerycznym śmiechem.
-Nie nie
jestem.-Wybuchł Amir i odsunął mnie na bok. Wyglądał jakby zaraz
miał gołymi rękoma zabić Andrew.-Bo zostawiła agencję i cały
ten pieprznik dla kryminalisty bez perspektyw...Doprawdy, to smutne. A
prawda jest taka, że was boli to, że po raz setny zrobiliśmy was
wszystkich w konia a teraz to wy macie problemy, z którymi musicie
przychodzić do nas! I nie do zniesienia jest to, że musicie dzielić
z nami to samo powietrze i traktować jak równych sobie. Ale do kurwy
nędzy skoro my możemy jakoś przemilczeć niektóre sprawy i
chociaż na te pieprzone parę tygodni udać, ze wszystko jest cacy,
to członkowie elitarnej organizacji mającej na celu zwalczanie
przestępczości, z których wszyscy powinni brać przykład nie
powinni mieć z tym problemu. A wy wszystkich z góry skazujecie na
porażkę. Nie obchodzi was czy ktoś jest seryjnym mordercą, czy
zwyczajnie kradł chleb ze sklepu. Przylepiacie mu nalepę przestępcy
i do widzenia. I nie zaczynajcie mi tu zaraz pierdolić, że
zamykanie ich w więzieniach to takie świetne rozwiązanie i ma to
służyć resocjalizacji, bo to jest czysta teoria. W praktyce jest
nieco inaczej. Więc zamknij pysk jak cię nikt nie pyta i na
przyszłość miej do niej trochę szacunku, choćby ze względu na
to, że jest kobietą.-urwał na chwilę i zaczerpnął powietrza.
Chyba powiedział za dużo niż miał w planach i dopiero teraz zdał
sobie z tego sprawę. Cały Al-Kadi.-A teraz Cameron chodź na
papierosa. Wkurwiłem się odrobinkę.-Wstał i wyszedł a zaraz za
nim podążył Cami, ukazując wszystkim uprzednio swój wielki
uśmiech który chyba miał wyrazić całkowite poparcie dla Amira.
Spojrzałam
na Andrewa, który purpurowy na twarzy utkwił wzrok w swoich butach.
-Możesz
iść do domu...-Zawołał do niego Robert majstrujący przy
telewizorze. Nadal nie wymienili tego starego grata na coś
nowego.-Ej, słyszysz, co się do ciebie mówi?-Walnął go w ogromny
brzuch. Ten ocknął się i przez chwilę patrzył na blondyna jak
wyrwany z transu.-Masz zmianę dopiero na jutrzejszy wieczór. Idź i
się wyśpij.-Nakazał.
Osobiście
stwierdzam że Andrew to świnia nie tylko z wyglądu, ale i z
zachowania. Wszystkim potrafi uprzykrzać życie. Zajęłam się
wypakowywaniem żarcia dla chłopaków i spożyciem wielkiego
hamburgera. Ja nie jestem mutantem, nie muszę się ograniczać. A to
Amira problem, że przeszkadza mu potem mój oddech. I tak nic nie
powie, bo wie, że mogłabym się obrazić.
-Błagam
cię, powiedz, że masz moje kosmetyki...-Wzdrygnęłam się na dźwięk
głosu Domeina. Stał w czerwonej bluzie, zapewne należącej do
Camerona, z kapturem naciągniętym na głowę tak, że twarzy prawie
nie było widać.
-W
torbie. Nie mogłam znaleźć tego tuszu do rzęs, o który mnie prosiłeś,
wiec dałam ci swój.-Powiedziałam z pełną buzią. Chłopak
pokiwał głową.-A obok jest jakaś przesyłka dla Nicka.
-To dla
ciebie.-Odezwał się Bell, wchodząc do pomieszczenia.-Miały być później, ale...
-Kupiłeś
je?-Spytał Domi zaraz po otwarciu pudełka i chwilę potem wyjął z
niego czarne, sznurowane buty na dwudziesto centymetrowych
koturnach.-Idioto, kosztowały majątek!-Rzucił się Nicholasowi na
szyję. Zawsze mnie rozczulał widok tej dwójki. Najlepsze było to, że oni po trzech latach przerwy potrafili zachowywać się, jakby nie
widzieli się raptem od tygodnia. Nie było spięć, kłótni czy
wypominań jak w przypadku Hany i Caleba.
Dokończyłam
hamburgera nie zwracając uwagi na zniesmaczenie wymalowane na twarzy
mojego chłopaka, który właśnie wrócił. Po skończonym posiłku
usiadłam mu na kolana jakby nigdy nic i przytuliłam się. Trochę
śmieszył mnie to, jak Al-Kadi delikatnie się ode mnie odsuwa, ale
dałam sobie w końcu spokój z maltretowaniem go.
-Nie
obchodzi mnie, że nie masz czasu. Jako lider musisz liczyć się z
tym, że ludzie się tobą interesują.-Usłyszałam rozzłoszczony
głos Locki. Dziewczyna szła za Xanderem z dwiema teczkami w ręku
czerwona ze złości.
-To coś
wymyśl, to chyba nie takie trudne.-Warknął siadając za stołem
naprzeciwko mnie z kubkiem kawy w ręku.
-Usprawiedliwiam
was już od dwóch tygodni.-Oświadczyła dziewczyna uderzając pięścią
w stół.-Oficjalna wersja jest taka, że pojechaliście do Europy
załatwić nowe auta, ale ile można to ciągnąć? W końcu ludzie
zorientują się, że coś jest nie tak. Dlatego jutro pójdziecie
wszyscy trzej na to spotkanie a potem do klubu, gdzie oświadczycie,
że auta nie są wystarczająco dobre do tej roboty i ich nie
kupiliście a niedługo wyjedziecie do Japonii bo być może tam są
odpowiednie. Potem Cameron wystartuje w wyścigu i odstawi niezłą
pokazówę a Domi zajmie się negocjacjami w sprawie ceny paliwa,
które mają załatwić chłopaki od Piny.-Zakomunikowała patrząc
na Parkerów. Otworzyła jedną teczkę i wyciągnęła z niej spory
plik kartek, po czym podała ją Domiemu.-Wszyscy trzej macie się z
tym zapoznać. I nie obchodzi mnie, że nie macie czasu. Przypominam
wam że to wy tym wszystkim kierujecie i wiedza o tym co się dzieje
to wasz zasrany obowiązek.-Warknęła spoglądając w telefon i
wyszła bez słowa. Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał i
zapadła nieprzyjemna cisza.
-Domi,
wieczorem pojedziecie do domu. Nicholas zajmie się tym
przyśpieszonym gojeniem się ran Evy a ty posiedzisz nad
papierami.-Poprosił Xander spoglądając na młodszego brata i masując dłońmi skronie.-
Miejmy nadzieję, że Loki jednak znajdzie coś na temat tego
Morena...-Szepnął z nadzieją.
-W
przeciwnym razie właściwie nie mamy nic i pozostaje nam tylko
wiara, że Marshal jakimś głupim trafem sam nas do siebie
zaprowadzi.-Mruczał pod nosem Cameron, kiedy szliśmy do dawnego
biura Diany. Niby wiedziałam, że jej tam nie zastanę, jednak widok
wysokiego faceta w okularach, siedzącego na jej miejscu wydał mi
się co najmniej dziwny. Szybko się przedstawiłam i usiadłam na
kolanach u Amira. Uśmiechnęłam się szeroko kiedy w drzwiach
zobaczyłam Lokiego, który przez chwilę wydawał się szczerze
zdziwiony moim widokiem.
-Wpadłam
w odwiedziny.-Powiedziałam kiedy chłopak usiadł na przeciwko
Nelsona
-Andrew
był pewnie wniebowzięty, co?-Mruknął wymownie.-Niestety jego męki
spowodowane waszym towarzystwem nie potrwają długo...
-Chwila...-Przerwał
mu Xander.-To znaczy, że jednak coś masz?
-Mam,
ale to wszystko jest cholernie skomplikowane. Pół nocy spędziłem
na zastanawianiu się, jaki to ma ogółem sens, ale wy pewnie
będziecie wiedzieli.
-Mam
nadzieję.-Mruknął Cami pod nosem. Obecnie z tym kapturem
naciągniętym na głowę wyglądał jak małe, obrażone na cały
świat dziecko.
-Zaczynając
od początku, to ten trup którego znaleźliście nie należy do
Jeana Morena. Taki człowiek istniał i nadal istnieje, i z tego co
wiem to jest całkowicie żywy. A ten tutaj miał go udawać na czas
pobytu w więzieniu i nazywa się Gordon Montrose...
-Chwila!-Xander
błądził wzrokiem po wszystkich po kolei i wydawał się szczerze zszokowany słowami Lokiego.-Czy ty mi chcesz powiedzieć, że ktoś
tak po prostu podmienił dwóch facetów a nikt nawet się nie
zorientował?-Popatrzył na Mika który wyglądał na trochę
zmieszanego.-To jest śmieszne! Śmieszne i niedopuszczalne! Nie
dziwię się, że jednej sprawy od początku do końca przeprowadzić
nie umiecie...
-Ja tam
nie oceniam, stary. Ale wiem, że jak znajdziecie Jeana, to z
wielką łatwością dopadniecie Marshala, bo chyba na tym wam
zależy...
-A to
dlaczego z łatwością?-Do rozmowy włączył się
Cam i zsunął kaptur z głowy.
-Bo Zack
i Jean się przyjaźnią. Tyle tylko, że podczas gdy ten pierwszy
się ukrywa, ten drugi woli imprezować w klubach.-Brunet przerwał
na chwilę i popatrzył na Nelsona.-Dzisiaj ma przyjść do mnie
list...Mógłbym dostać go teraz?
-Ale
teraz?-Spytał Nelson najwyraźniej zbity z tropu.-To nie może
poczekać?-Patrzył jak szatyn zaprzecza ruchem głowy. Naczelnik
odkaszlnął i wziął telefon do ręki, po czym poprosił rozmówcę
o przyniesienie koperty dla Lokiego.
-Tak jak
mówiłem. Moren lubi ekskluzywne kluby i tam należy go szukać.
-Ale w
stanach są setki takich klubów...Skąd mamy wiedzieć...
-Stąd!-Przerwał
Xanderowi Loki i zamachał dużą, brązową kopertą którą
przyniósł strażnik. Wysypał jej zawartość na biurko a ja
nachyliłam się, żeby wszystko lepiej widzieć.-Adres klubu do
którego najczęściej chodzi Moren. Kilka razy widziano z nim
kogoś kto podobno może być Marshalem, ale pewności nie ma.-Podał Xanderowi małą żółtą karteczkę.-Tu jest zdjęcie z kamery
monitoringowej ze sklepu na przeciwko klubu a tu numer telefonu do
prostytutki którą facet często ze sobą zabiera.-Przerwał i
popatrzył na szok malujący się na twarzy Nelsona.-No co? Miałem
mało czasu, oczekiwaliście że dam wam gwiazdkę z nieba?
-Dałeś
dużo więcej, Loki.-Przyznał z uznaniem najstarszy Parker
przyglądając się zdjęciu.-Ale skąd pewność, że to on?-Odwrócił
zdjęcie w stronę szatyna.
-Stąd,
że ten w czapce za nim, to Zack, a obok idzie ta dziewczyna, do
której numer telefonu wam dałem.-Powiedział z krzywym
uśmieszkiem.-A reszta niech będzie moją słodką
tajemnicą.-Cmoknął w stronę Xandera.
-Dobrze!
I chociaż cholernie mnie niepokoi jak w tak krótkim czasie udało
ci się uzyskać takie informacje, to nie będę wnikał.-Mike obracał
w dłoniach kubek z herbatą i widać było, że cała ta sytuacja nie
wydaje się mu normalna.
Chwilę
potem ten sam strażnik który wcześniej przyprowadził tu chłopaka,
zabrał go z powrotem na blok. Xander wziął żółtą karteczkę z
numerem telefonu po czym otworzył laptop i nie zwracając uwagi na
to, że gapi się na niego kilkoro ludzi zaczął wystukiwać coś na
klawiaturze.
-Bingo!-Krzyknął
w końcu uradowany.-Mana Aoki. Zameldowana w San Diego. Tam też jest
teraz jej telefon, więc pewnie i ona.
-Powiedz
mi, czy chcę wiedzieć, skąd masz dostęp do takich
informacji?-Spytał Mike zaglądając w ekran czarnego laptopa.
-Nie,
nie chcesz wiedzieć.-Uśmiechnął się Parker.-Cameron i któryś z
agentów złożą wizytę Manie. Ona doprowadzi nas do Jeana...
-A on
wskaże nam Marshala!-Ucieszył się Amir kiedy szliśmy z powrotem
na dół.
-Nie
bądź tego taki pewny!-Parsknęłam.-Znając życie to coś pójdzie
nie tak.
-Skąd
ta pewność?-Spytał przepuszczając mnie w drzwiach.
-Stąd,
że taka jest zasada. Co ty, filmów akcji nie oglądasz?-Zostawiłam
go za sobą, podziwiając przez chwilę jak marszczy czoło
zastanawiając się nad tym, co powiedziałam.
Chwilami
myślę, że faceci to idioci. A zwłaszcza ci zmutowani genetycznie.
Oni nie umieją logicznie myśleć. Wydaje im się że jak wpadli na
jakiś trop, to zaraz skrzynię ze skarbem wykopią. Potrzebuje
urlopu. Z dala od agencji, strzelanin, aresztowań i trupów. Muszę
namówić Domiego na wypad do spa. Biedaczek też teraz za dużo powodów do stresu ma.
-Słyszysz
co do ciebie mówię?-Wyrwał mnie z zamyślenia głos
Roberta.-Chcesz tą kawę?
-Tak,
tak...-Skinęłam głową rozkładając się na kanapie.-Mrożoną, z
bitą śmietaną i czekoladą na wierzchu.-Uśmiechnęłam się.
-Taa...To
z mlekiem, czy bez?-Wyszczerzył się a ja tylko pacnęłam się w
czoło.
-Bez...-Mruknęłam
z rezygnacją.-Chce mi się spać i jeść i chcę na zakupy. Co mi
radzisz?
-Wypić
kawę, bo wystygnie.-Postawił na ławie obok kubek z pingwinkiem a
sam usiadł w fotelu. Przyglądał mi się przez chwilę, jakby
chciał o coś spytać.-Więc oni cię wcale nie porwali?-Usłyszałam
w końcu.-Cała ta szopka, to wszystko był blef?-Siedziałam przez
chwilę nie wiedząc, czy w ogóle odpowiadać na to pytanie. Upiłam
spory łyk kawy dodając tym sobie trochę czasu, ale blondyn nadal patrzył
na mnie z wyczekiwaniem.
-Tak.-Powiedziałam
w końcu.-To był blef.
-I...Długo
już z nim jesteś?-Spytał wskazując głową drzwi. Miał na myśli
Amira i pewnie decydował się na te pytania tylko dlatego, że oprócz
nas nikogo akurat nie było w pomieszczeniu.
-Dwa
lata i osiem miesięcy.-Powiedziałam obracając kubek w dłoniach.-I zanim zapytasz: tak, to się zaczęło tutaj. I utrzymywaliśmy to w
tajemnicy bo gdyby ktoś się dowiedział, to mogliby przydzielić mnie gdzie indziej albo jego przenieść.
Wiedzieli o nas tylko Cameron, Nicholas, Tristan, Trevor i Loki. Ale
nie zdradziłam Xanderowi miejsca pobytu chłopaków.-Założyłam za
ucho niesforny kosmyk włosów i odkaszlnęłam. Chłopak patrzył na
mnie jakby zastanawiał się, czy mówię szczerze, czy nie.
-Mogę o
coś jeszcze spytać?-Szepnął tym razem nie patrząc na mnie, tylko
na swoje dłonie. Odczekał minutę po czym wziął głęboki oddech
jakby szykował się na jakieś życiowe wyznanie.-Czy ty jesteś z
nim szczęśliwa? I nie chodzi mi o teraz, tylko ogólnie. Żałujesz,
że dałaś się w to wszystko wpakować?-Wydusił z siebie w końcu.
Przez chwilę siedziałam zastanawiając się, po co on w ogóle
zadaje mi te pytania?
-Jestem.-Powiedziałam
w końcu a blondyn ponownie popatrzył na mnie z zainteresowaniem.-I
wiem, jak to może wyglądać dla kogoś takiego jak ty, ale ja nie
zamieniałbym go na nikogo innego. I możesz powiedzieć, ze jest
nieobliczalny. Owszem, jest. Jest też arogancki, buntowniczy,
cholernie zboczony i chwilami zachowuje się jak pępek świata. Ale
mnie kocha. I przy nim czuję się bezpieczna. I wiem, że mógłby
przeciwstawić się całemu światu byle by tylko nic mi się nie
stało. A ja kocham jego. Nawet, jeśli miałabym przez to zostać
nazwana dziwką, kryminalistką czy zdrajczynią.-Zakończyłam
niemal oburzona.-Od razu mówię, że jak użyjesz na mnie tego
pierwszego określenia, to masz wpierdol i to już nie od Amira, a
ode mnie samej.-Zagroziłam unosząc jedną brew, ale chyba nie
wyszło mi to groźnie, a zabawnie, bo chłopak wyglądał jakby
powstrzymywał się przed wybuchem śmiechu.
-Zapamiętam.-Powiedział
w końcu ukazując białe zęby. Popatrzył na zegarek i wstał,
wzdychając głośno.-Szkoda tylko, że ja nie mam takiego szczęścia
jak ty i jednak muszę iść do roboty.-Przypiął sobie leżący
wcześniej na krześle pas z bronią i ruszył w kierunku drzwi.
Na
początku chciałam wstać i umyć kubki po kawie, ale stwierdziłam
że równie dobrze może to zrobić któryś z chłopaków, więc
położyłam się wygodniej na kanapie z zamiarem zdrzemnięcia się.
Nie wiem, ile minęło czasu zanim ktoś przykrył mnie kocem. chwilę
potem poczułam tylko czyjąś dłoń, czule gładzącą mnie po
policzku zanim na dobre zasnęłam.
To chyba najdłuższa przerwa jaką w życiu robiłam, ale w końcu jest nowy rozdział! Dlaczego tak późno? Ponieważ przez kilka dni nie miałam dostępu do swojego komputera a potem trzeba było jeszcze nanieść poprawki, koniec końcem jeszcze trochę pozmieniałam i tak oto jest! mogę tylko obiecać, że się postaram, żeby następne przerwy nie były aż tak długie. Czekam na wasze opinie i życzę miłej lektury :*
Bardzo ciekawy rozdział....
OdpowiedzUsuńCieszymy się, że wróciłaś...
Czekam nn:*
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta.
Jun M.
Cudny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i czekam na next
L.A.
Lubię Kasandrę! Jest jedną z najfajniejszych bohaterek!
OdpowiedzUsuńEj nie czaje tego z podmianą trupa.. no bo przecież tak się nie da!
Nie myślę dziś więc nie napisze długiego komentarza!
Liczę, że teraz będziemy czekać krócej ;* Weny ;*
Postać Kassandry nie jest mi jakoś szczególnie bliska, choć nie mogę też powiedzieć, że coś do niej mam. Głównie przejmuję się wydarzeniami w życiu bliźniaków i Evy, bo oni wywołują we mnie największe emocje, ale to nie zmienia faktu, że rozdział wydaje mi się mega ważny. Poza tym spodobał mi się sposób w jaki przedstawiłaś uczucia Amira i Kass. Oboje niepokorni, niegrzeczni, grzeszący i cholernie w sobie zakochani. To jak mężczyzna zdenerwował się, gdy tylko ktoś powiedział złe słowo na jego ukochaną, mowa, którą walnął, a potem te słowa, które Kassandra powiedziała na jego temat - to wszystko było naprawdę świetne. To takie miłe oderwanie od akcji i emocji, które ciągle nam serwujesz. To słodkie, że w takich ciężkich okolicznościach narodziło się tak piękne i szczere uczucie.
OdpowiedzUsuńAle przede wszystkim wiemy już kim jest trup i to naprawdę zaskakujące, że ktoś podmienił więźniów i nikt się nie zorientował. Ktoś na pewno przymknął oko, bo przecież to tak dziwne, że aż wydaje się niemożliwe. W każdym razie widać, że grupa jest coraz bliżej Zaca i im więcej informacji mają, tym bardziej się obawiam tego spotkania. Dlatego niecierpliwie czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam i ściskam mocno!:*
Super :)
OdpowiedzUsuńTen Marshal nieźle wkurza, a Andrew po prostu wkurwia, bo dziewczyn się nie obraża XD
Jak by na mnie ktoś tak powiedział to bym mu nos połamała XD
To czekam na next :)
I sorry za przekleństwo ale żadne inne słowo nie pasuje :)
Buziaczki :*****
Marika :3
Zastanawiałam się, dlaczego z perspektywy Kassandry, ale mniemam, że chodziło o to, by ją bliżej poznać, bądź, by urozmaicić narrację. :D Nie powiem, że źle się czytało, bo czytało się świetnie, po prostu myślałam, że rozdział będzie opisywany przez Evę, skoro już wróciła do normalności.
OdpowiedzUsuńAndrew mnie denerwuje. Jak bym tylko mogła, poszłabym tam do niego i na niego napluła XD Bo bez przesady, nie zna Kassandry, to niech nie ocenia. Poza tym widać, że jest stronniczy i zależy mu na tym, by kogoś zranić, a szczególnie osobę, która zdradziła system z więźniem. Miłość jest w końcu ślepa, nie? :D
A z tą podmianą trupa, to ciekawa sprawa. Aż niewyobrażalne, że coś takiego mogło się stać. Wydawało się, że wszyscy wszystko kontrolują, a tu jednak nie...
Kubek z PINGWINKIEM?! Ja chcę taki *.*
Pozdrawiam serdecznie :*
No to trop już jest. Teraz tylko trzeba włączyć logiczne myślenie i dążyć po nitce prosto do kłębka.
OdpowiedzUsuńUda im się, wierzę, że tak będzie. W końcu mają cholernie zgraną ekipę i dadzą sobie radę w każdej sytuacji ;)
Pozdrawiam! :*
Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać. Proszę wybacz mi, po prostu nie miałam czasu. Opuściłam się nawet na swoim blogu, a to wszystko przez głupie konkursy kuratoryjne i masę przygotowań do nich.
OdpowiedzUsuńNie wiem też kiedy nadrobię pozostałe Twoje rozdziały :(
Ale ten był fajny :> Może wiele się nie wydarzyło, ale sporo się rozjaśniło. W końcu wiedzą już co robić! Ten Loki jest fajny, tak szybko takie informacje? Uuuuu..... Podejrzane xD
W każdym bądź razie jestem ciekawa, co dalej, ale będę musiała znaleźć czas, żeby się dowiedzieć, bo chwilowo go nie mam :/
Pozdrawiam!
O, jak fajnie, że znowu z perspektywy Kasandry. Cały czas zapominam, że ona kiedyś była częścią agencji. Mam nadzieję, że kiedyś skontaktuje się z siostrą i spróbują się jakoś dogadać.
OdpowiedzUsuńAle idąc do tego, czego się dowiedzieliśmy... Ale to sobie wymyśliłaś! Jean to nie Jean?! Ale skąd oni w ogóle wzięli tego drugiego faceta? W każdym razie miał chłopak pecha xD