czwartek, 31 lipca 2014

"Pat­rzyłem w jej smut­ne oczy, które wołały o po­moc. I choć była na wy­ciągnięcie ręki nie byłem w sta­nie zro­bić nic by ukoić jej ból."

Z perspektywy Evy 
Obudził mnie okropny ból głowy. Podniesienie się do pozycji siedzącej było nie lada wyzwaniem. Bolało mnie całe ciało. Każdy mięsień i każda kość z osobna. Zobaczyłam jak w drzwiach pojawia się Layla. Najwyraźniej nie wyglądałam najlepiej, bo podeszła do łóżka z zatroskana miną.
-Jak tam?-Spytała cicho a jej głos rozbrzmiewał niczym echo w mojej głowie, sprawiając mi jeszcze większe cierpienie.
Tak bardzo chciałam, żeby to się już skończyło. Wczoraj nie jadłam nic przez cały dzień, bo kiedy tylko próbowałam wziąć cokolwiek do ust, od razu wymiotowałam. A dzisiaj było jeszcze gorzej. Wszystko, każdy najdrobniejszy ruch, nawet oddychanie to była męka. Dziewczyna przyłożyła rękę do mojego czoła a ja odsunęłam się od niej. Miejsce, w którym mnie dotknęła piekło jakby ktoś przyłożył tam rozgrzany metal.
-O mój Boże!-Westchnęła dziewczyna. Poszła na chwilę do łazienki po czym wróciła z małym lusterkiem w ręku.-Zobacz...-Wręczyła mi przedmiot. Odwróciłam je i spojrzałam na swoje odbicie. Wszystko wyglądałoby normalnie, gdyby nie to, że w miejscu gdzie przed chwilą mnie dotknęła, teraz miałam sporych wielkości krwawą ranę, jak po oparzeniu. Rana goiła się na moich oczach. Oprócz tego byłam tak czerwona, jakbym miała ze czterdzieści stopni gorączki.
-Jak to się...-Wydukałam z siebie przerażona ze łzami w oczach. Nagle zrobiło mi się bardzo zimno. Otuliłam się szczelniej kołdrą ale to nic nie dało. Spojrzałam jeszcze raz na swoje odbicie w lusterku. Po ranie została tylko lekko czerwona plamka. Odłożyłam przedmiot drżącą ręką i położyłam się delikatnie na boku, próbując jednocześnie przykryć się leżącym obok kocem. Dziewczyna jakby zauważyła że mi zimno, podała mi termometr nie chcąc mnie dotykać. Zmierzyłam temperaturę.
-Trzydzieści pięć i dwa...-Stwierdziła podgryzając kciuk. Spojrzała na mnie ze współczuciem.-Koniec, dzwonię po Cama.-Powiedziała, kiedy nachyliłam się nad miską stojącą przy łóżku. Chciało mi się wymiotować, ale chyba nawet nie miałam czym.
Dziewczyna chodziła po pokoju rozmawiając z bratem przyciszonym głosem a każde jej słowo było jak uderzanie młotem w moją czaszkę. Położyłam się wyczerpana na łóżku i drżącą ręką spróbowałam sięgnąć szklankę, ale Layla była szybsza. Wzięła ją chowając telefon do kieszeni i podsunęła mi naczynie. Napiłam się przez słomkę i leżąc na poduszkach czułam, jak po moich policzkach płyną łzy, zostawiając po sobie krwawe ślady.
-Cami będzie za piętnaście minut.-Mówiła do mnie szeptem. Przymknęłam oczy i zmęczona przysnęłam na chwilę ale zaraz z powrotem się obudziłam, bo ktoś szedł do pokoju. Przeraziłam się tym, że słyszę jak ktoś wchodzi po schodach, potem otwiera drzwi i kieruje się w stronę pokoju. Znałam te kroki. Teraz pociąga za klamkę...Zobaczyłam Camerona wchodzącego do pokoju. Layla schodziła po metalowych schodach z góry, niosąc ze sobą dwa koce, żeby mnie przykryć.
-Nie dotykaj jej...-Ostrzegła go siadając obok.
Nachylił się nade mną i odgarnął włosy z czoła uważając, żeby mnie przy tym nie dotknąć. Tak bardzo chciałam, żeby mnie teraz przytulił i powiedział, że to wszystko niedługo się skończy. Ale on sam nie wyglądał najlepiej. Miał wory pod oczami i wyglądał jakby dopiero co wstał. Popatrzyłam na oszklony sufit. No tak...Najprawdopodobniej była noc. Siedząca obok nas Layla ziewnęła przeciągle.
-Idź do siebie, ja z nią posiedzę.-Cami ucałował ją w czoło.
Dziewczyna wstała i założyła bluzę. Pomachała nam na pożegnanie i wyszła z pokoju. Słyszałam jak idzie w stronę drzwi i schodzi po schodach. Potem idzie chodnikiem i przechodzi przez ulicę. Coraz dalej...Aż w końcu przestałam, jakby zniknęła. Nawet nie zauważyłam, że znowu zaczęłam się trząść. Cameron przykrył mnie kolejnym kocem ale to zupełnie nic nie dało. Byłam cała mokra od potu a mimo to z każdą chwilą był mi coraz zimniej. Zaczęłam szczękać zębami.
-Nie umiem ci pomóc...-Rzekł Cami ze łzami w oczach. Musnęłam jego policzek lekko swoją dłonią, starając się nie zwracać uwagi na ból, jak mi to sprawia.-Przepraszam...-Szepnął kładąc się tuż przy mnie.
Mimo tego, że dalej czułam się okropnie, już samo to, że jest tu ze mną wpływało na mnie kojąco. Leżeliśmy kilka centymetrów od siebie, nie odzywając się ani słowem. Ja, bo nie mogłam, a on bo chyba słowa nie były tu potrzebne. Po około godzinie, zasnęłam wyczerpana.
Obudziły mnie niezwykle głośne wibracje telefonu komórkowego. Cami sięgnął po niego i wyłączył komórkę, po czym odrzucił ją na kołdrę obok. Ja czułam się trochę lepiej, skóra już tak nie piekła przy czyimś dotyku. Pogłaskałam go lekko po policzku a on uśmiechnął się promiennie.
-Chcą, żebym wracał...-Szepnął biorąc mnie za rękę.
-Gdzie?-Spytałam zdając sobie sprawę z tego, ze mam chrypę. On spojrzał na mnie z miną winowajcy. Podniósł się na łokciach i przymknął oczy jakby zastanawiając się nad czymś.-Cam?-Spytałam a on popatrzył na mnie.-Chcesz pogadać?-Podniosłam się lekko a on pokiwał głową twierdząco. Zaczął bawić się nerwowo końcówką jednego z warkoczyków.
-Współpracujemy z agencją.-Powiedział w końcu, a mnie zatkało. Dosłownie. Popatrzyłam na niego zaskoczona mając nadzieję, że on jednak żartuje, ale on był bardzo poważny i jakby zmartwiony.-Zaproponowali że razem postaramy się doprowadzić sprawę z Marshalem do końca.-Popatrzył na mnie oczekując na moją reakcję. Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że tak po prostu to postanowili.
-Więc czemu cię to martwi?-Spytałam szeptem. Gardło mnie cholernie bolało, kiedy mówiłam. Chłopak odgarnął mi włosy z czoła
-Nie martwi. Po prostu nie wiedziałem, jak zareagujesz.-Uśmiechnął się lekko, ale miałam wrażenie że to fałszywy uśmiech.
-Czyli co? Najpierw się wybijacie a potem siedzicie razem nad jedną sprawą?-Spytałam marszcząc brwi. Jakoś mi to nie pasowało do Cama. On i porozumienie z agentami.
-Powiedzmy...-Mruknął przybliżając się do mnie jeszcze bardziej. Musnął mój nos swoim.
-Czyli jedziesz?-Szepnęłam. Chłopak tylko pokiwał głową ze smutkiem.
-Śpij.-Polecił głaszcząc mnie po włosach. Wtuliłam się w niego lekko i po paru minutach zasnęłam.

Z Perspektywy Camerona
Zostawiłem głęboko już śpiąca Evę i poszedłem na chwilę dać psiakom jeść. Wyjąłem z lodówki ogromny kawał cielęciny i podałem Radży, który od razu zabrał się za jedzenie. Zszedłem po schodach i popatrzyłem jeszcze raz na małą. Szczerze? Kompletnie nie wiedziałem, co się dzieje. Wydawało się, że byłem świadkiem tylu przemian, że wszystko już widziałem ale nigdy jeszcze nikt nie reagował na dotyk w ten sposób. Poza tym to wszystko rozwijało się zbyt szybko i jeśli w trzecią fazę też wejdzie w ten sposób, to nie wiem, czy sobie z nią poradzimy.Bolał mnie jej widok. Tyle bym dał, żeby się z nią zamienić. Naprawdę sam byłem bliski płaczu jak widziałem jej cierpienie. Bo ona w przeciwieństwie do mnie nie zasłużyła sobie niczym, na taki ból. Chciałbym chociaż poleżeć przy niej, ale byłem potrzebny Xanderowi. A Evę zostawiałem pod czujnym okiem Domeina i wiedziałem, że na pewno się nią zajmie. 
Wyszedłem cicho na korytarz i skierowałem w stronę sypialni Domeina.
-Siemka.-Machnąłem ręką w stronę idącego do kuchni Nicholasa, ale on nawet na mnie nie spojrzał. Zmarszczyłem brwi otwierając ciężkie drzwi.
Nigdy nie lubiłem przebywać w tym pomieszczeniu, może ze względu na panujący tu niezwykły porządek. Nie byłem bałaganiarzem, ale tu było zawsze za czysto. Ciemny drewniany parkiet kontrastował z białymi ścianami. Wszędzie na ścianach wisiały lustra a na podłodze stały kwiaty. Do tego te krwisto czerwone meble. Kompletnie nie mój gust. I na niczym nie znalazłbym ani jednego pyłku kurzu czy kociego włosa. Swoją drogą nie wiem, jak chłopakom udawało się utrzymać taki porządek. Naprawdę. Zastałem Domeina siedzącego na czerwonej leżance z paczką chusteczek w ręku. Makijaż miał lekko rozmazany a nosek zaczerwieniony. Widać było, że niedawno płakał.
-Nie odzywa się do mnie, rozumiesz?-Szepnął podnosząc na mnie wzrok. Chciałem coś powiedzieć, pocieszyć go jakoś, ale nie bardzo umiałem.-Nicholas się nie odzywa! I to już od dwóch dni!-Podniósł ręce do góry w geście niedowierzania i zaczął wycierać mokre od łez oczy.
-Przejdzie mu...-Usiadłem obok niego i objąłem ramieniem. Młodszy zaprzeczył ruchem głowy.
-Nie przejdzie.-Wydusił z siebie łamiącym się głosem.-Co więcej, ja go doskonale rozumiem. Ale już nie ma odwrotu.-Ukrył twarz w dłoniach. Jeszcze chyba w życiu nie widziałem Domeina w takim stanie. No, może poza chwilą kiedy Xander wyjeżdżał bo matka wysłała go do poprawczaka. Wtedy mały obwiniał o to siebie i beczał przez tydzień.
-Jadę do reszty.-Powiedziałem mu do ucha, czując jak w kieszeni znowu wibruje mi telefon.-Zajmij się Evą i nie martw o Nicka. On po prostu musi to przetrawić...-Ucałowałem go w policzek i wyszedłem z pokoju.
Odstawiłem motor do garażu i zacząłem się zastanawiać, którym samochodem jechać. Dziś padało, więc kabriolet odpada. Na żaden z motorów nie miałem chęci a moje czarno zielone SSC było tylko i wyłącznie na wyścigi. Padło więc na czarne bugatti z pomarańczowymi neonowymi dodatkami. Jeśli chodzi o ubrania, to nie cierpiałem neonowych kolorów, ale w samochodach się sprawdzały. Każdy był z takimi dodatkami. I każdy z innym kolorem. Kochałem swoje maszyny, naprawdę!
Wjechałem na żwirowy podjazd domku Trisa. Na schodach stała Kasandra i Amir oboje palący papierosy. Machnąłem im ręką i wszedłem do salonu. Od wczoraj trochę się zmieniło. Kanapa i fotel zostały wyniesione do pokoju obok, a drewniany stół i dwie ławy przesunięte pod ścianę. Telewizor ustawiliśmy wysoko na szafce a po lewej ustawiliśmy trzy biurka i komputery. Dodatkowo pojawiło się kilka sporych pudeł z dokumentami i ze wszystkimi trzeba było się zapoznać. Tylko pod oknem ustawiono fotel i mały stolik, właściwie nie wiem po co.
Na drewnianych ławach przy stole siedzieli z jednej strony Xander a z drugiej Mia. Pomijając irytujące uwagi i dziwne zachowanie Codyego, to jak na razie reszta była spoko. Znaczy, jak na agentów.
-Przywiozłeś mi ten czerwony segregator?-Usłyszałem zniecierpliwiony głos starszego. Pacnąłem się ręką w czoło przypominając sobie, że miałem wziąć dla niego jakieś dokumenty.-Dobra, nie ważne. Wysłałem już po to Caleba...-Machnął ręką. Uśmiechnąłem się tylko i usiadłem obok niego.
-Ooo, wróciłeś!-Zauważyłem jak Cody idzie w naszą stronę.-To skoro masz już za sobą flirty z księżniczką, to może się na coś przydasz?-Rzekł z sarkazmem. Odwróciłem się i zmarszczyłem czoło.
-A co, zazdrosny, bo ciebie nikt nie kocha i Bóg cię opuścił?-Spytałem niby przerażony.-To smutne, naprawdę...-Przyłożyłem rękę do piersi mówiąc to z żalem. Franco tylko zaczerwienił się i wyszedł z domu. Nawet nie musiałem się starać, żeby go zgasić. Naprawdę, świat schodzi na psy...
-Nie musiałeś mu ubliżać.-Stwierdziła Mia biorąc łyk coli z puszki.-W takim tempie nigdy nie dojdziecie do porozumienia.
-To on nie chce porozumienia z nami!-Krzyknąłem z irytacją.-Ciągle się czepia...
-To mógłbyś w końcu zacząć coś robić.-wtrącił Xander.
-Jeszcze i ty przeciwko mnie?-Wstałem i udając urażonego podszedłem do lodówki.-No pięknie, cały świat się na mnie uwziął.-Narzekałem popijając jogurt. Siedzący przy biurku Lin zaśmiał się głośno.
-To może skoro i tak wszyscy są przeciwko tobie, to pomożesz mi z tymi kartotekami?-Zapytał machając mi jedną przed oczami. Westchnąłem głośno.
Po kilku godzinach miałem dość. Kolejna kartoteka, kolejna brzydka morda na zdjęciu i po raz kolejny stwierdzenie, że ta osoba nas zupełnie nie interesuje. Szukanie igły w stogu siana. Dopiero pod wieczór przybyła Loca z resztą sprzętu mojego braciszka.
-Oustin się obudził.-Poinformowała nas z progu. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Kto taki?-Zaciekawiła się Mia zza laptopa.
-Oustin Dolan.-Zaczął tłumaczyć Xand.-Ten, który był szpiegiem w agencji. Możliwe, że trochę za bardzo go pokaleczyliśmy...-Mruknął z niesmakiem przechylając głowę.
-I ten, którego porwaliście.-Wciął się Cody wchodząc do salonu.
-Wolę określenie pożyczyliśmy.-Odgryzłem się mu.-Z chęcią zwrócimy wam jego zwłoki jak już z nim skończymy.-Uśmiechnąłem się promiennie.-Dodatkowo nawet zapakujemy je w taki ładny czarny worek ozdobny. Mam kilka takich w bagażniku, często się przydają...-Wskazałem palcem w stronę drzwi, nadal się uśmiechając. Franco znowu zaczerwieniony rozsiadł się w fotelu. Świetnie, czyli już wiemy, po co ten mebel tutaj.
-Chętnie go przesłucham...-Mruknął w stronę Locki. Ta tylko wzruszyła ramionami.
-Nie wiem, czy to możliwe.-Oparła się o biurko obok mnie i dopiła mój jogurt.-Udaje, ze stracił pamięć. Znaczy...Nawet, jeśli tak jest, to Cami i tak wyciągnie z niego niezbędne informacje.-Puściła mi oczko i odwróciła się do mnie plecami. Mój wzrok mimowolnie powędrował na jej tyłek a na twarzy wykwitł mi uśmiech.
-Wiesz, że nie musisz tego robić...?-Zapytałem kiedy ponownie się odwróciła.
-Wiem, ale po prostu to lubię. Poza tym już zdążyłam się pogodzić ze stratą ciebie.-Zrobiła palcami cudzysłów w powietrzu.-Powinnam czuć się zaszczycona. Przecież zanim pojawiła się ta mała, to byłam twoją ulubioną dziwką, nieprawdaż?-Zapytała pochylając się nade mną tak, żebym widział jej piersi. Przewróciłem oczami.
-Racja, byłaś. Już nie jesteś. To tyle w temacie.-Parsknąłem widząc niesmak malujący się na jej twarzy.
-Tylko jakby mała nie chciała ci obciągnąć, to możesz się do mnie zgłosić.-Cmoknęła w moją stronę i odwijając lizaka z papierka wyszła z domu. Pokiwałem tylko głową z dezaprobatą.
-Czyli twoje zajęcie na jutro, przesłuchać Oustina.-Mruknął pod nosem Cody.
-Tak jest szefie.-Odpaliłem z sarkazmem. Naprawdę, miałem ochotę ich wszystkich rozstrzelać. Zaczynając od Zacka, przez Codyego, skończywszy na tej blond dziwce z lizakiem.
Wróciłam! Biedna Eva...Kto oczekiwał czegoś nowego w temacie jej przemiany, proszę bardzo :) U tych, u których jeszcze nie dodałam komentarza, spodziewajcie się w ciągu najbliższych dni. Następny rozdział z punktu widzenia Cama wstawię 9 sierpnia. Aaa i jeszcze jedno: piszcie, z perspektywy kogo chciałybyście rozdziały. Na razie myślałam o Rocket, Camie, Kasandrze, Nicholasie i Trevorze, może jeszcze o Erice i Loce. Pozdrawiam :*
Sekretna     

wtorek, 22 lipca 2014

Początki są trud­ne, ale końce jeszcze trudniejsze.

Z perspektywy Kasandry
Zgasiliśmy motory pod niewielkim zbudowanym z drewnianych bali domkiem. Xander podszedł z pękiem kluczy i otworzył drzwi do środka. Weszłam pierwsza a zaraz za mną chłopaki. Do przyjazdu Farella zostało jeszcze trochę czasu więc zdążymy wszystko przygotować.
-Tristan trochę go zaniedbał...-Najstarszy Parker spojrzał na zakurzone drewniane meble. Nic dziwnego, ze zaniedbany. W końcu nie było tu nikogo od ponad pięciu lat.
-No, Kasandra, szmata, woda i do roboty.-Parsknął z kpiną Amir. Rzuciłam mu tylko współczujące spojrzenie.
-Jaka szkoda, że jednak wzięłam ekwipunek dla pięciu osób.-Pomachałam chłopakom torbą przed oczami.
-Ja nie zamierzam myć okien.-Wtrącił Caleb rozglądając się po pomieszczeniu. Uśmiechnęłam się tylko i po piętnastu minutach każdy z chłopaków miał już jakieś zajęcie. Xander po włączeniu prądu ścierał kurze, Cam poszedł skosić trawę, Amir sprzątał kuchnię a Calebowi niestety...Przypadło mycie okien. Rozsiadłam się wygodnie na taborecie (o ile na czymś takim można się wygodnie rozsiąść) i podziwiałam chłopaków w akcji. Miałam szczerą chęć ich nagrać.
-A ty co, nie zamierzasz pomóc?-Amir stanął na przeciwko mnie ze ścierką w ręku. Wywróciłam oczami.
-Ja tu jestem w celach rekreacyjnych.-Uśmiechnęłam się szeroko. Brunet zniknął gdzieś aby po chwili wrócić z narzędziami dla mnie. Oburzona poszłam sprzątać łazienkę.
-Xand, jak ty ładnie przecierasz tę rurkę!-Wtrącił Al-Kadi patrząc na niego kiedy ten akurat wycierał ściereczką pionową rurkę. Miałam skojarzenia, jak na to patrzyłam. Parker tylko oblizał się i cmoknął w jego stronę.
-Założę się, że Cami i tak zrobiłby to lepiej.-Parsknął.-No wiecie, większe doświadczenie.-Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Do wieczora wszystko było wysprzątane a my siedzieliśmy przy kominku pijąc kawę i gadając na wszystkie możliwe tematy. Telewizor był włączony, ale jakoś nikt za bardzo nie skupiał się na tym co akurat było nadawane. Koło ósmej na podjazd wjechał czarny van. Xander i Cameron wyszli z domu ale ja nie zamierzałam ruszać się ze swojego miejsca. Przytuliłam się jeszcze mocniej do Amira który głaskał mnie ręką po ramieniu. Chłopak wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Calebem. Drzwi ponownie się otworzy i do domu wszedł nasz lider.
-Wchodźcie.-Rzucił przytrzymując drzwi dla wchodzących gości.
W salonie pojawiło się pięcioro ludzi. Jako pierwszy wszedł wysoki Japończyk i skinął nam głową w geście powitania. Wstaliśmy z chłopakami w tym samym momencie, kiedy do salonu wkroczył drugi mężczyzna, tym razem nieco niższy, niebieskooki brunet. Za nimi szła wysoka, dość młoda dziewczyna, całkiem ładna, krótkie włosy miała przefarbowane na czerwono. Za nią z jakąś torbą w ręku wszedł postawny facet. Lekko rudawe włosy miał zmierzwione a na lewym ramieniu kilka tatuaży. Jako ostatni pojawił się sam Michael Farell.
-Witam.-Mężczyzna podszedł do każdego z nas i uścisnął dłoń.
-A to kto?-Amir wskazał w stronę pozostałej trójki. Xander usiadł na drewnianym stole i założywszy ręce na piersi obserwował ich z zaciekawieniem.
-To Mia Faras-Wskazał na dziewczynę.-Nasz najlepszy informatyk. Dalej Lionell Kamyko, nasz technik i Allan Crawford z wydziału badań nad genami ludzkimi. No i Cody Franco, kierownik zespołu. Detektyw z wieloletnim stażem, świetny logistyk.-Pokazał na rudzielca. Ten niechętnie skinął głową, cały czas patrząc uważnie na Xandera.
-Dobrze.-Odezwał się w końcu Cameron, przerywając niezręczną ciszę.-Zakładam, że wy nas już kojarzycie, więc chyba nie ma sensu się przedstawiać.-Uśmiechnął się zachęcająco. Xander i Cody nadal mierzyli się wzrokiem. Młodszy Parker spojrzał na brata i przewrócił oczami. Popatrzył na mnie jakby oczekiwał jakiejś pomocy ale ja nie bardzo wiedziałam, co mam zrobić. Od razu było widać, że Xander i Cody nie przypadli sobie do gustu.
-Nie udawaj debila Cami. Oczywiście, że nas znają. Powiedz szczerze Franco, długo studiowałeś nasze kartoteki zanim przyjąłeś te robotę?-Spojrzał wyzywająco na rudzielca.
-Parę dni.-Odparł chłodno.-I wiem, że po osobie takiej jak ty można się wszystkiego spodziewać.
-No tak...-Odparł z uśmiechem Xander wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Wyciągnął jednego i podpalił. Wszyscy gapili się to na niego, to na Codyego.-Uwielbiam ludzi którzy osądzają mnie z góry.-Powiedział rozmarzonym głosem zapatrując się gdzieś w przestrzeń.-Naczytają się tych pierdolonych świstków i uważają że znają mnie lepiej, niż ja sam. Nie no, zapowiada się zajebiście, nie sądzisz braciszku?-Spojrzał na Cama.
-Xander, zluzuj...-Odparł ten zakłopotany.-On nie chciał...
-Wiem, co on chciał powiedzieć.-Przerwał mu ostro Starszy.-Wiem o nim wystarczająco dużo.
-Nic o mnie nie wiesz!-Niemal krzyknął Cody. Parker spojrzał na niego i zaśmiał się kpiąco.
-Masz rację, nie wiem. Domyślam się...-Zaczął lustrować mężczyznę od góry do dołu. Przyglądał się całemu jego ciału.-Że jesteś rozwiedziony. Małżeństwo z rozsądku bo była z tobą w ciąży? Zły pomysł. A potem ty oddałeś się pracy udając że nie widzisz jak sprowadza sobie innych mężczyzn pod twoją nieobecność. W końcu miarka się przebrała i wziąłeś z nią rozwód zostając sam z dzieckiem...Córką, jak przypuszczam. Oczko w głowie tatusia. Ale ktoś ci ją odebrał w bardzo brutalny sposób...-Zamyślił się na chwilę i uśmiechnął się tajemniczo widząc zakłopotanie mężczyzny.-Zack. I to tylko dlatego zmusiłeś się do współpracy z nami. Chęć odzyskania dziecka, albo zemsty na jego mordercy, czyż nie? Inaczej nigdy nie zniżył byś się do tego, by w ogóle rozmawiać z kimś takim jak ja.-Popatrzył na Codyego z irytacją.-Ale nie masz zamiaru współpracować. Chcesz przejąć kontrolę bo uważasz że ktoś taki jak ja nie może w najmniejszym stopniu ci dorównać.-Zaśmiał się z niezrozumiałych dla mnie powodów.-A teraz chcesz mnie uderzyć, prawda?-Zapytał.
Rudzielec był czerwony na twarzy i zaczynałam się martwić, że za chwilę wybuchnie niczym wulkan. Zamachnął się i uderzył z całej siły Parkera w twarz. Ten nawet nie zrobił uniku. Z jego nosa ciekła krew, kiedy podchodził do agenta. Uniósł ręce do góry w geście poddania się i kiedy był już parę centymetrów od mężczyzny który właśnie wyjął broń, ujął go dwoma rękami i podnosząc do góry rzucił nim o ścianę. Wiszący na niej obraz spadł na ziemię i połamał się na kawałki. Franco upuścił pistolet który poleciał prosto w stronę Mii. Dziewczyna zabezpieczyła broń i schowała za pasek patrząc ze złością na mężczyznę. Xander nachylił się nad nim, kiedy ten próbował wstać.
-A teraz mnie uważnie posłuchaj...-Parker pociągnął go za włosy.-Nigdy nie uderzam pierwszy. Ale jeśli ktoś sam zacznie, wtedy potrafię nie mieć litości. Potraktuj to jako pierwsze i ostatnie ostrzeżenie.-Odrzucił jego głowę po czym otrzepał spodnie podnosząc się i jakby nigdy nic poszedł na górę.
Odetchnęłam z ulgą, że tylko na tym się skończyło. Wolę nie myśleć co by było, gdyby go zabił. Chociaż wtedy pewnie Cameron próbowałby jakoś załagodzić sprawę. Michael podszedł do rudzielca i wyciągnął rękę żeby pomóc mu wstać. Mężczyzna podniósł się a ja dopiero wtedy zauważyłam że zarówno z czoła jak i z policzka leci mu krew. Miał też obtarcie na ręku i chyba coś z nadgarstkiem.
-To ja pójdę po apteczkę...-Westchnęłam idąc do łazienki.
-Nie muszę ci mówić, ze zachowałeś się jak smarkacz?-Zapytał Farell Codyego, kiedy wracałam do salonu. Chwilę potem, kiedy opatrywałam jego rany rozdzwonił się czyjś telefon. Odebrał Michael i rozmawiając z kimś chwilę rozłączył się.-Masz szczęście, ze muszę już wracać. I jeśli jeszcze raz usłyszę o takim twoim wybryku, to przyrzekam, że odsunę cię od sprawy.-Zagroził i pożegnawszy się z nami wyszedł z domu.
-Chodź, zaprowadzę cię do pokoju...-Mruknął w końcu Amir. Cody bez słowa poszedł za nim na górę.
-To jak, opłaca się jeszcze dzisiaj coś zaczynać, czy lepiej poczekać do jutra?-Odezwał się w końcu Lionell, ziewając przeciągle.
-Chyba nawet nie mielibyśmy z czym pracować.-Mruknął Cami pod nosem.-Rocket dopiero jutro przywiezie wszystkie dokumenty. Chyba idę spać, kto ze mną?-Spojrzał po zebranych.
Nie trzeba był długo czekać na chętnych. Chyba wszyscy byli zmęczeni, chociaż właściwie nie wiadomo, czym dokładnie. Ustaliliśmy, że Allan, Lin i Cody zajmą we trzech największy pokój, Xander i Cameron trochę mniejszy na przeciwko ich, a Amir i Caleb ten obok mojego i Mii. Wzięłam szybki prysznic bo mieliśmy tylko dwie łazienki na dziewięć osób co okazało się nieco kłopotliwe. Od razu skierowałam się do naszego pokoju mając nadzieję, że moja współlokatorka nie okaże się zanadto wredna. Znaczy...Zawsze mogłam jej naubliżać bo nigdy nie narzekałam na ubogość słownictwa, ale nie miałam ochoty drzeć z nią kotów już pierwszego dnia. I dobrze, bo dziewczyna okazała się całkiem znośna.
-Nie masz może jakiejś zbędnej koszulki?-Zapytała grzebiąc w swojej torbie.-Chyba zapomniałam wziąć z domu, a nie chce spać w tym.-Wskazała obcisły top sięgający jej tylko do pępka. Wyjrzałam z pokoju i wydarłam się na całe gardło:
-Cami!-Chłopak wyjrzał z łazienki. Chyba właśnie wziął prysznic, bo miał na sobie tylko ręcznik przewiązany na biodrach. Był w trakcie mycia zębów
-No co?-Spytał wyjmując z buzi szczoteczkę do zębów.
-Biorę od ciebie koszulkę do spania.-Oznajmiłam idąc w stronę jego pokoju. Mruknął coś ale nie słuchałam, co. Rozpięłam jego torbę i bez jakiegokolwiek wstydu zaczęłam w niej grzebać. Bluza, spodnie...Prezerwatywy...Schowałam sobie do kieszeni. Evy tu nie ma, i tak na nic by mu się nie przydały. Wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam wielką błękitną koszulkę Nike. Szybko wepchnęłam do torby poskładane wcześniej ciuchy i wyszłam z pokoju. Rzuciłam ubranie w siedzącą na rozesłanym już łóżku Mii.
-Nie będzie zły, że biorę jego ciuchy?-Spytała patrząc niepewnie na koszulkę. Parsknęłam śmiechem.
-Odkąd pamiętam zabieram mu ubrania i jakoś nigdy nie narzekał.-Westchnęłam kładąc się obok. Miałyśmy jedno łóżko na spółkę. Mi osobiście to nie przeszkadzało, ale nie byłam pewna czy jej też. Dziewczyna szybko się przebrała i położyła po drugiej stronie, wyciągając z torby laptop.-Ciebie to tylko z Xanderem spiknąć, wiesz?-Spytałam kiedy zapatrzyła się w ekran.
Chwilę potem do pokoju wszedł Amir w samych spodniach od dresu. Miał ładnie wyrzeźbione ciałko i lubił je pokazywać, zupełnie jak Cameron. W sumie to ci dwaj świetnie się dobrali. Lubili jeździć na deskach, mieli podobny styl ubierania się i podejście do życia. Obaj się ścigali i uważali się za ideały. Chwilami cholernie mnie irytowało to, że Amir potrafi przez piętnaście minut stać przed lustrem i prawic sobie komplementy, ale zawsze potrafiłam sobie z tym odpowiednio poradzić.
-Ja pierdzielę, dwie panie w łóżku...Chyba zawołam Camerona, co powiecie na czworokącik?-Spytał kładąc się między mną a Mią. Dziewczyna odsunęła się od razu. Jak na komendę do pokoju wparował Cami, również prezentując swój śliczny kaloryferek.
-Wpadłem powiedzieć dobranoc.-Usiadł mi na kolana. Spróbowałam go jakoś zrzucić, ale był silniejszy.
-Spadaj tłuściochu...-Warknęłam.-Przytyłeś ostatnio.-Chłopak spojrzał na mnie oburzony.
Usiadł okrakiem na moich udach i nachylił się nade mną. Oboje wiedzieliśmy, że między nami nigdy nie mogłoby do czegokolwiek dojść, ale to było po prostu zabawne. Spojrzał na mnie tymi czarnymi jak węgle oczami i cmoknął w nos.
-Nie myśl sobie, że się nią z tobą podzielę,-Amir zepchnął Parkera na podłogę, co u mnie wywołało falę śmiechu.
-Moglibyście już iść, chcę spać.-Wtrąciła chłodno Mia, patrząc na nas niepewnie. Amir zszedł z łózka i pomógł Parkerowi się podnieść.
-No racja, sorry. To dobranoc.-Ucałował mnie w policzek i wyszedł z pokoju gasząc światło.
Dziewczyna odwróciła się plecami do mnie, więc ja zrobiłam to samo. Przez okno wpadało jasne światło księżyca. Leżałyśmy odwrócone do siebie plecami a ja modliłam się, żeby jutro chłopaki przywieźli więcej mebli, żebyśmy mogły spać oddzielnie. Normalnie mogłabym spać z całą ekipą w jednym łóżku, (co byłoby możliwe chyba tylko u Cama, bo nikt nie ma tak dużego łóżka) ale ta dziewczyna wydawała mi się jakaś dziwna. Zasypiałam już, kiedy odezwała się niepewnie:
-Oni naprawdę cię porwali?-Usłyszałam jej cichy głos. Nadal była odwrócona do mnie plecami. Przewróciłam się na plecy.
-Ja sama z nimi odeszłam. Nikt mnie do niczego nie zmuszał.-Szepnęłam patrząc na drewniany sufit.
-Dlaczego?-Spytała odwracając się do mnie a ja spojrzałam na nią. Oczy miała podpuchnięte, jakby płakała.
-Bo miałam dość siostry, Rady, tego wszystkiego.-Zamyśliłam się.-Siedem lat temu zmarli nasi rodzice. Moi i Diany. Zostałam z nią sama. Właściwie nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, więc zaczęłam się ciąć.-Uniosłam do góry nadgarstek ukazując bardzo słabo widoczne, cienkie blizny.-Nie wiedziałam, czemu. Może po prostu nie radziłam sobie z tym wszystkim. Potem doszedł alkohol, narkotyki...Aż w końcu wylądowałam w klubie nocnym jako striptizerka. Tańczyłam w zamian za prochy. To Cameron mnie z tego wyciągnął. A z Amirem zawsze byłam w bliskich relacjach...-Przerwałam na chwilę zdając sobie sprawę że mówię to zupełnie obcej kobiecie. Popatrzyłam na nią ale ona najwyraźniej była zupełnie pochłonięta moja opowieścią. Przyglądała się mi jakby analizowała każde moje słowo.-Dopóki moja siostra się o wszystkim nie dowiedziała. Kategorycznie zakazała mi się z nimi spotykać i załatwiła posadę strażniczki, żeby ciągle mieć mnie na oku. Byłam szczerze zaskoczona, kiedy któregoś razu przywieźli ich razem z resztą nowych, a Diana najwyraźniej się nie zorientowała, że to z nimi kiedyś się kumplowałam. Potem jakoś samo się potoczyło...-Zamilkłam. Tak...Xander znowu by stwierdził, że za dużo gadam. No cóż...Trudno. Dziewczyna nadal patrzyła na mnie sennym wzrokiem.
-I do niczego cię nigdy nie zmuszali?-Spytała ziewając. Parsknęłam śmiechem trochę za głośno.
-Proszę cię. Jeśli ktoś kogoś do czegoś zmuszał, to prędzej ja ich.-Wzięłam do ręki telefon i spojrzałam na wyświetlacz, który wskazywał dwudziestą drugą czternaście.
-Powinnaś powiedzieć to Dianie.-Rzekła jeszcze z przymkniętymi oczami.-Dobranoc.-Odwróciła się z powrotem do okna. Przez chwilę tępo przyglądałam się jej plecom, zastanawiając się nad tym, co powiedziała.
-Dobranoc Mia.-Mruknęłam jeszcze, zanim na dobre odpłynęłam.
Mia Faras, Lionell Kamyko, Allan Crawford i Cody Franco. Tak wyglądają nowe postaci. Jak wam się podobają? Wiem, że ostatnio jest nudno jak na imieninach u ciotki, ale pracuję nad tym i mogę obiecać, że jeszcze trochę i akcja będzie, a to czy ciekawa, to już chyba nie mi oceniać :) Rozdział miał pojawić się jutro, ale wyjeżdżam i będę dopiero 1 sierpnia, tak więc kolejny rozdział dopiero wtedy. Z komentowaniem waszych blogów do tej pory nie wiem, jak będzie. czytać mogę na telefonie, ale komentować wolę na komputerze, także mogę mieć drobne opóźnienie. czekam na wasze opinie w komentarzach, bo coś ostatnio mało się ich robi i życzę miłego czytania :*
Sekretna      

środa, 16 lipca 2014

Przy­jaciele słyną z dziw­nych rzeczy. Na przykład z poświęceń. To dla­tego są wyjątkowi.

Z perspektywy Camerona
Leżałem i patrzyłem na śpiącą Evę. Nadal nie mogłem uwierzyć, że po tym wszystkim Xander chce tak po prostu zacząć współpracować z agencją. Ja zawsze wiedziałem, że on jest jakiś dziwny, ale w końcu rodziny się nie wybiera, no nie? Ale w życiu bym nie pomyślał, że pójdzie na coś takiego. Chociaż jak wcześniej o tym rozmawialiśmy, to pomysł nie wydawał się aż taki zły. Może dlatego, że nie myślałem, że Farell pójdzie na taki układ. Do tego Eva. Była czerwona na twarzy i miała gorączkę. Znowu. Parę razy próbowałem ją obudzić, ale spała jak kamień. To wszystko działo się za szybko. Najpierw powinien być ból głowy i słabe samopoczucie. Naprawdę zaczynałem się o nią poważnie niepokoić, chociaż Layla zapewniła, że nie ma się czym martwić. Niby można byłoby wezwać do niej lekarza, ale to i tak by nie pomogło. Bo jak niby miałbym mu wyjaśnić, że dziewczyna właśnie przechodzi przemianę przez którą uaktywnią się jej wyjątkowe zdolności?
Eva przekręciła lekko głowę, otwierając oczy. Uśmiechnąłem się do niej i kamień spadł mi z serca, że w końcu się obudziła.
-Co się ze mną...-Zaczęła szeptać, ale nie dałem jej skończyć.
-Przechodzisz przemianę...-Wziąłem jej gorącą dłoń w swoje. Dziewczyna spróbowała podnieść się nieco na poduszkach, ale zaraz zrezygnowała.-Jesteś osłabiona.-Wyjaśniłem szybko.-I spałaś prawie dwa dni.-Popatrzyła na mnie zdziwiona.-U ciebie to wszystko rozwija się szybciej...Ale to nic złego. Po prostu wcześniej ją przejdziesz i tyle.-Starałem się brzmieć pewnie. Nie miałem zamiaru wspominać jej o ostatnich wydarzeniach, bo to by ją tylko niepotrzebnie zestresowało.-Głodna?-Zapytałem spoglądając na tacę z jedzeniem, którą niedawno przyniósł Domi. Dziewczyna pokiwała twierdząco głową, a ja pomogłem jej podnieść się do pozycji siedzącej. Położyłem jej tace na kolanach.
-Rosół...Czy tutaj dopiero, kiedy jest się chorym, dostaje się normalne żarcie?-Spytała uśmiechając się lekko.
Położyłem się obok niej wygodnie i obserwowałem, jak je. Dobrze, że przynajmniej apetyt jej dopisywał. Ostatnio i tak okropnie wychudła. W sumie się nie dziwię, miała tyle powodów do stresu, że pewnie nawet nie myślała o jedzeniu. Gorączka jej trochę spadła, więc wpadłem na genialny pomysł.
-Co powiesz na wspólną kąpiel?-Spytałem kiedy oddawała mi pustą tacę. Otworzyła szerzej oczy, rumieniąc się przy tym. W sumie, nie wyglądała już aż tak źle. Wyjąłem z jednej z szafek jakąś bluzkę i szare getry i podszedłem do szafki z bielizną.
-Spadaj stamtąd!-Rzuciła we mnie poduszką ale ja tylko się uśmiechnąłem.
-Dzisiaj będę cię niańczył.-Podszedłem do niej i delikatnie rozwinąłem ją z kołdry. Podałem jej ubrania i wziąłem na ręce. Była lekka jak piórko, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że powinna trochę przybrać na wadze.
-Dlaczego idziemy do ciebie?-Spytała cicho, kiedy schodziliśmy po schodach.
-Bo mam większą wannę.-Zaśmiałem się, otwierając nogą drzwi.-Zobacz.-Pokazałem na swoje łóżko, na którym wylegiwał się Radża a na jego brzuchu spokojnie spała Luna. Eva zaśmiała się cicho.
-Mówiłam jej, że jest dla niej za stary. Nie moja wina, że się nie słucha...
-A ja dla ciebie nie jestem?-Spytałem sadzając ją na blacie przy umywalce. Zacząłem napuszczać wody do ogromnej wanny i pomogłem jej się rozebrać.
-Jesteś i to dużo.-Mruknęła kiedy przenosiłem ją do wanny. Rozebrałem się i usiadłem na małej ławeczce obok Evy. Woda sięgała jej do piersi a mi do połowy brzucha. Była cała czerwona i przez chwilę zastanawiałem się, czy to nie przez gorączkę.
-Więc gdybym wyglądał na te trzydzieści dwa...-Spojrzała na mnie marszcząc brwi.-No dobra...Trzydzieści osiem...-Powiedziałem przełykając ślinę.-To nie zwróciłabyś na mnie uwagi?-Patrzyłem jak marszczy nosek, jak zawsze kiedy się nad czymś mocno zastanawia.
-Pewnie nie w ten sposób.-Tym razem to ja spojrzałem na nią z uwagą.-No wiesz...Szesnastolatka inaczej patrzy na faceta wyglądającego na dwadzieścia lat niż na takiego, który mógłby być jej ojcem.
-Czyli chodzi o wygląd?-Poczułem się nieco urażony.
-Nie...Bo ty nie zachowujesz się jak czterdziestolatek...
-Trzydziesto ośmio!-Upomniałem ją, ochlapując przy tym wodą. Nie pozwolę komuś zawyżać mojego wieku. Już i tak ubolewam nad nim, odkąd zaczął mieć trójkę z przodu.
-No dobrze...Trzydziesto ośmio.-Sprostowała.-Zachowujesz się czasami jeszcze gorzej niż dzieciak.-Objąłem ja i pocałowałem w policzek.
Miałem na nią taką cholerną ochotę i powoli zaczynałem żałować że jej to zaproponowałem. Cały czas powtarzałem sobie w myślach że nie mogę naciskać, że jest zmęczona i teraz powinienem dbać o jej wygodę a nie spełniać swoje zachcianki. Tym bardziej takie. Ale to było takie trudne. Patrzeć na nią i móc zadowolić się jedynie pocałunkami. Chciałem jej całej tylko dla siebie. Cały czas. Ostatnio nawet nie sypiałem u siebie tylko u niej żeby tylko móc patrzeć na nią kiedy śpi. Pocałowałem ją lekko a ona odwzajemniła gest. Pociągnęła mnie za warkoczyki i objęła za szyję. Nasze ciała ocierały się o siebie a ja przyłapałem się na tym, że mruczę cicho tuż przy jej uchu. Chyba w ostatniej chwili się ocknąłem i ucałowałem ją tylko w czoło. Po kąpieli (która trwała zdecydowanie za krótko) usadowiliśmy się wygonie w moim łóżku z zamiarem obejrzenia jakiegoś filmu.
-Co oglądamy?-Spytałem Przeglądając filmy.
-Byle nie romans!-Wykrzyknęliśmy niemal równocześnie.
-Po romansach mnie mdli...-Eva przykryła się szczelniej kołdrą.-Może horror?
-Na twoje zszargane nerwy?-Uśmiechnąłem się krzywo.-Nie myślę, żeby to był dobry pomysł.
-Moje nerwy są zszargane głównie przez twoje wyczyny na drodze i wielkiego stwora który nie wiedzieć czemu, romansuje z moją małą Luną.-Zaśmiałem się głośno kiedy mówiła to takim oskarżycielskim tonem.
Kiedy tylko zaczęliśmy oglądać, do pokoju cicho zapukał Domi.
-Sorry, że przeszkadzam, ale nie radzimy sobie bez Cama. Wypuścisz go na chwilę?-Odezwał się nieśmiało. Eva pokiwała głową i zmarszczyła brwi.
-A mam jakiś wybór?-Ucałowałem ją szybko i wyszedłem z pokoju. W jej stronę już szła uśmiechnięta Layla.
-Poradzimy sobie bez ciebie braciszku.-Wypięła mi język kiedy się mijaliśmy. Odwróciłem się i poczochrałem jej włosy ale ona mruknęła coś pod nosem i wyrwała mi się.
-Coście wy do jasnej cholery zrobili?-Już w progu usłyszałem krzyk Rocket.
Domi tylko spojrzał na mnie i wzruszył smutno ramionami. Bez słowa podeszliśmy i usiedliśmy przy starszym. Bratowa patrzyła na nas wściekła. Już dawno nie widziałem jej w takim stanie. Reszta nie wyglądała lepiej. Amir w spokoju palił papierosa, Chris przechadzał się nerwowo po sali, Caleb schował twarz w dłoniach a Nicky siedział zapatrzony gdzieś w dal ze łzami w oczach. Erica i Tristan rozsiedli się na swoich miejscach i patrzyli na nas oskarżycielsko. Loca bazgrała coś nerwowo w zeszycie, Kasandra bawiła się długopisem a Trevor przygryzał kciuk w zamyśleniu. Nikt się nie odzywał oprócz rozzłoszczonej Rocky. W sumie się jej nie dziwię. Mi też chciało się krzyczeć na samego siebie, ale nie mieliśmy wyboru.
-Posłuchaj teraz mnie debilu.-Odezwał się w końcu Tristan nachylając się bliżej Xandera. Samo to, że zabrał głos już było niepokojące. On zwykle tylko siedzi i obserwuje. Chyba, że akurat sprzecza się z Nicholasem który teraz akurat był w rozsypce.-Od lat próbujemy cie chronić, rozumiesz? Jesteś młodszy ode mnie. Wiesz, czemu nigdy nie rywalizowałem z tobą o pozycję lidera?-Xander opuścił głowę i zmrużył oczy jakby myślał nad czymś zawzięcie.-Patrz na mnie, jak do ciebie mówię!-Starszy popatrzył na Trisa niepewnie.-Wierzyłem, że lepiej pokierujesz grupą. Masz najlepszych ludzi którzy poszliby za tobą w ogień bracie. Nie patrz tak na mnie. To nie ja jestem twoim wrogiem...
-Wiem!-Przerwał mu Xander zirytowany.-I dlatego próbuję was chronić!-Starszy wydawał się naprawdę wkurzony.-Im zależy na nas.-Wskazał mnie, siebie i Domeina.-I nie spoczną, póki nie dostanę tego, czego chcą. A my nie chcemy ciągnąc was za sobą.-Wstał i skupił na sobie uwagę wszystkich.-Dajemy sobie radę z Zackiem. Nawet, jeśli nie jesteśmy w stanie go odnaleźć i zabić, to możemy trzymać go z dala od Evy. Jesteśmy w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo.-Przerwał na chwile patrząc na wszystkich.-Tris, znasz mnie nie od dziś. Wiesz, że zanim się czegoś podejmę, przemyślę sprawę dziesięć razy. A teraz...-Rozłożył ręce na stole i pochylił się lekko-Teraz agenci są zdesperowani. Odzyskaliśmy chłopaków więc jesteśmy w komplecie. Stanowimy dla nich realne niebezpieczeństwo, do tego dochodzi jeszcze zagrożenie ze strony Zacka. Nie dają sobie rady i dlatego chcą pomocy. Więc pomożemy im i pozbędziemy się kłopotu.
-I co jeszcze?-odezwał się Nicky drżącym głosem.-My będziemy opalać się na Karaibach a wy do końca życia będziecie siedzieć w celi więziennej, tak?-Zwrócił się w stronę Domiego z wypiekami na twarzy.-Ja się nie zgadzam. Wytrzymałem trzy lata. Całego życia nie dam rady.-Wstał i wyszedł.
-A ja nie mogę sobie tylko wyobrazić jednego...-Zaczął Trevor, obracając w ręku długopis.-Dlaczego wy trzej macie odpowiadać za nasze przewinienia? Wytrzymałem w pudle pięć lat, wytrzymałbym i kolejne. Ale byłem tam, bo to ja zrobiłem coś źle. To była moja wina. Nie mógłbym funkcjonować normalnie z myślą, że przeze mnie ktoś inny spędzi tam całe życie. To nie fair.-Popatrzył na mnie.-No, chyba, że wam się tam podoba.-Odsunął się na krześle i położył nogi na stole.-Cami, opowiedz, jak wspaniale ci było jak w izolatce dawali ci mięso do jedzenia, chociaż wszyscy doskonale wiedzieli, ze twój organizm go nie toleruje. Amir, kiedy go torturowali, żeby zdradził Xandera i poszedł na współpracę. Ze mną z resztą nie było lepiej, jak się dowiedzieli, że nie zamierzam współpracować i wolę iść siedzieć niż pomóc was wsadzić. A może wypowie się ktoś inny, kto ma równie przyjemne wspomnienia?-Popatrzył na chłopaków i pokręcił głową.
-Dobra, koniec.-Uciął stanowczo Xander.-To jest moja decyzja. I ja zamierzam dotrzymać danego słowa i pomóc agentom. Jeśli chcecie, możecie mnie poprzeć, jeśli nie, to trudno.-Wzruszył ramionami.-Nikomu nie będę miał tego za złe.-Wstał i ruszył do drzwi.
-Naprawdę nic was nie przekona?-Odezwała się Rocky wycierając łzy z oczu. Xander odwrócił się w jej stronę i pokręcił przecząco głową.-W takim razie zgoda.-Dziewczyna wstała i założył ręce na piersi.-Jeśli mamy wykończyć Marshala poprzez współpracę z agencją, to jakoś to przeboleję. Co do reszty, to wasz wybór.-Popatrzyła na innych. Uśmiechnąłem się lekko, kiedy i oni zaczęli podnosić się ze swoich miejsc.
-Ale jeśli to jakiś kolejny blef, to osobiście rozwalę twarzyczkę temu całemu Farellowi. I wam trzem też.-Erica naprężyła mięśnie pokazując na nas palcem. Pokiwałem tylko głową.
Do wieczora siedziałem z Evą. Przez chwilę nawet chciałem jej o wszystkim powiedzieć, ale znowu poczuła się gorzej i poszła spać. Na szczęście nie męczyła jej już gorączka, tylko trochę bolała głowa. Było kilka minut po dziesiątej, kiedy wyszedłem z psami na spacer. Lubiłem szwendać się z nimi nocą tym bardziej, że wtedy było większe prawdopodobieństwo spotkania jakiegoś towarzystwa. Zanim zorientowałem się że idę w stronę skateparku już byłem na miejscu. Zostawiłem zwierzaki na obrzeżach parku. Trafią same do domu, jak się zmęczą. Podszedłem kawałek i usiadłem na ławce z boku, przyglądając się trickom które Amir i Chris wykonywali na deskach. Jeszcze parę lat temu od razu bym do nich pobiegł, ale teraz jakoś nie miałem ochoty. A może po prostu się bałem, że już wszystkiego zapomniałem. Że zbłaźniłbym się na oczach kumpli. Tak, to chyba to. Nawet nie usłyszałem, że w moją stronę ktoś jedzie.
-Ej, chłopaki!-Wrzasnął zakapturzony chłopak zatrzymując się przy mnie.-Patrzcie, kto raczył się pojawić!-Set odwrócił się w moją stronę i zdjął kaptur ukazując śnieżnobiałe dredy. Wyszczerzył się schodząc z deski i wziął ją do ręki.
-Ja pierdolę!-zaczął Pina przejeżdżając obok.-Ja myślałem, że ty już na emeryturę przeszedłeś! Jak w ogóle śmiesz się tu pokazywać staruszku?-Krzyknął robiąc heelflipa.
-Odpieprz się!-Warknąłem w jego stronę.-Nie zapominaj smarkaczu, kto cię uczył jeździć!
-No wiem, wiem dziadku.-Parsknął. Zauważyłem jak Chris i Amir również jadą w naszą stronę.-To jak, skusisz się?-Brunet wskazał swoja deskę a siedzący obok mnie Set zaśmiał się głośno.
-Możesz wziąć moja deskę...-Zaproponował.
-Nie dzięki. Nie jeżdżę na fabrycznym szmelcu.-Odparłem z kpiną. Chłopak wyciągnął z kieszeni skręta i włożył go do ust, podpalając drugi koniec. Zaciągnął się i podał mi go.-Rzuciłem palenie.-Mruknąłem. Chłopak zaśmiał się głośno.
-Ty?-Zerknął na mnie z niepokojem.-Kurwa, chłopie! Podmienili cię, czy jak?-Odsunął się ode mnie. Popatrzyłem na Pina.
-Spieprzyłeś taki ładny Lipslide-Skarciłem go. Tyle razy go tego uczyłem, a on dalej nic nie kumał. Niektórzy po prostu nigdy nie powinni stawać na desce.
-No, masz tu swoją Harlottę i dawaj.-Amir puścił po asfalcie moją deskorolkę. Wziąłem ja do ręki i przyjrzałem się uważnie. Odwróciłem ją na drugą stronę i przyjrzałem się spodowi. Moje Inicjały wypisane neonowym zielonym kolorze na czarnym tle. Tęskniłem za nią i myślałem, że już dawno się jej pozbyli a oni najwyraźniej nadal o mnie pamiętali. 
-Dajcie spokój...-Podjechał do nas Pina.-On już nawet nie wie, jak się utrzymuje na tym równowagę. Pewnie nie zrobiłby nawet double flipa-Wszyscy parsknęli a ja poczułem się szczerze urażony. Wstałem i rzuciłem deskę na ziemię.
-Przekonajmy się.-Odwróciłem się od nich i zacząłem jechać w stronę pierwszej lepszej przeszkody. W pierwszej chwili nawet nie wiedziałem, co chcę zrobić, ale potem jakoś samo poszło. Jakbym nie jeździł przez tydzień, a nie parę lat. Zacząłem sprawnie jeździć miedzy słupkami, dojechałem do schodków i zsunąłem się deską po barierce. Kolejna była sporych wielkości rampa, ale ominąłem ją i wjechałem na skocznię wykonując dwa obroty w powietrzu. Przyspieszyłem i okręciłem się dookoła słupa po czym zakończyłem pokaz ślicznym quin flipem i podjechałem do chłopaków z kpiącym uśmieszkiem.
-I co, na więcej cię nie stać?-Spytał Pina z kpiną.
-Stać, ale ty nawet tego nie potrafisz.-Mruknąłem wymijając chłopaków i kierując się w stronę domu.
-Dobrze, może być u nas. Potem wyślę wam dokładny adres.-Usłyszałem już z daleka rozmowę Xandera. Stał na schodach trzymając w ręku telefon. Spojrzał na mnie kiedy zorientował się, że idę w jego stronę. Pomóż mi! Usłyszałem jego głos w swojej głowie. Usiadł na brzegu schodów i ukrył twarz w dłoniach.
-Ej, Xand! Przestań, co jest?-Objąłem go ręką i zacząłem głaskać po głowie.
-Nic, tylko...Mamy się spotkać jutro z ludźmi Farella i tego, no...Trochę się denerwuję, bo wiesz...-Widziałem zmieszanie malujące się na jego twarzy, co muszę przyznać w jego przypadku było rzadkością.  
-Oj przestań.-Skarciłem go.-Pójdziesz tam, odwalisz swoje i z głowy. I tak już nie ma odwrotu. Co ma być, to będzie.-Wstałem i pomogłem mu się podnieść. Odwróciłem się i zobaczyłem Domiego opierającego się o drzwi.
-I jak? Wypłakaliście się już?-Spytał z kpiną. Szturchnąłem go w ramię.
-Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni jak już nas zamkną. Nie wiem, czy wiesz, ale w więzieniu nie ma sklepów, fryzjerów i kosmetyków. No i lakierów do paznokci.-Pomachaliśmy do niego z Xanderem zewnętrznymi stronami dłoni. Młodszy tylko spojrzał na swoje zadbane pomalowane teraz na krwistą czerwień paznokcie.
-Doprawdy nie wiem, jak on sobie tam poradzi...-Mruknął Xander ze zmartwieniem.
-Znając życie, to zapewne lepiej niż wy dwaj.-Wypiął nam język. Uśmiechnąłem się pod nosem. Tak Domi. Zapewne masz rację. Ale jakby nie było, ważne, żebyśmy byli w tym razem.  
Pisałam wam już, że uwielbiam jak piszecie takie dłuuugie komentarze? Kocham :* 
Czy mi się wydaje, czy rozdziały mi wychodzą jakby trochę dłuższe...Pracuję nad tym. Mam w planach dodawać dłuższe a rzadziej, ale nie wiem, czy mi się uda. Zanim ktoś pomyśli, że to koniec przemiany Evy, albo że tak już będzie, to powiem (napiszę) że to się jeszcze rozkręci...Właściwie, to z rozdziału nie jestem zadowolona, bo nie wnosi praktycznie nic nowego i dopiero w kolejnym można spodziewać się jakichś nowości. No właśnie, kolejny pisany przez Kasandrę pojawi się 23 lipca. Póki co pozdrawiam i życzę miłej lektury :*   
Sekretna 

piątek, 11 lipca 2014

Prawdziwym poświęceniem jest zrezygnowanie z wolności w imię miłości.

Z perspektywy Camerona 
Pierwsze co zrobiłem po wizycie tamtych kolesi to poszedłem do pokoju Evy. Cicho zamknąłem za sobą drzwi mając nadzieję, że mała jeszcze śpi. Leżała szczelnie otulona kołdrą a głowę opierała o ramię Domeina który oglądał coś w telewizji.
-I jak, lepiej?-Zapytałem widząc jej bladą twarz. Dziewczyna miała zamknięte oczy i oddychała miarowo. Młodszy ściszył telewizor i wstał ostrożnie, kładąc jej głowę na poduszkę.
-Ma prawie czterdzieści stopni gorączki, ja nie chcę źle wróżyć, ale to może być...
-Przemiana...-Nie dałem mu skończyć. Usiadłem na łóżko i wziąłem ją za rękę.-Ale to za wcześnie...
-Trevor też przechodził ją wcześniej. Poza tym u niej zdolności będzie więcej. Zostało jeszcze parę dni zanim na dobre się zacznie, zdążysz jej wyjaśnić, co się będzie działo. Zawieziemy ją do taty, on się nią zajmie.-Szepnął kładąc mi rękę na ramieniu.
-Nie chcę żeby w ogóle przez to przechodziła.-Mruknąłem patrząc na jej delikatną twarz.-Gdybym mógł jakoś odciążyć...
-Ale nie możesz. Każdy przez to przechodził i jakoś daliśmy radę. Ona też sobie poradzi. Jest silna i czy ci się to podoba czy nie, już niedługo nie będzie potrzebowała twojej pomocy.-Młodszy nachylił się i dotknął swoim czołem mojego. Uśmiechnąłem się na tę myśl. Że kiedy tylko przejdzie przemianę już nie będzie potrzebowała mojej ochrony. Pozostanie tylko zadbać o jej wyszkolenie a potem już nie będzie mnie potrzebowała.
-Idziecie?-Do pokoju wszedł Xander i widząc nas dwóch od razu usiadł przy łóżku.-Wiedziałem że to przemiana. Prawdopodobnie przyśpieszyłeś ją przywracając jej wspomnienia.-Mruknął patrząc na mnie z dołu.-Czym szybciej ją przejdzie, tym lepiej dla niej. U Trevora trwała zaledwie dwa tygodnie i była prawie bezbolesna.-Powiedział jakby chciał mnie pocieszyć. Od paru tygodni próbowałem przygotować się na to psychicznie, ale jakoś nie potrafiłem. Może dlatego że sam przez to przeszedłem  i wiem, że to droga przez męki.-Zaraz przyjdzie do niej Layla. A wy chodźcie. Trzeba obgadać tę sprawę a agentami.-Mój braciszek się podniósł a ja mimowolnie zrobiłem to samo.
-Jaką sprawę...Aaa, już wiem...-Poczułem jak Domi wdziera się do mojego umysłu. Pacnąłem go w tył głowy.
-Wynocha z mojej głowy.-Warknąłem.
-Nie bij mnie, jestem młodszy...-Pisnął masując dłońmi obolałe miejsce.
-Tylko o dziesięć minut.-Prychnąłem szczerząc się.
-Nie kłóćcie się tylko chodźcie.-Xander otworzył nam drzwi. Usiedliśmy przy okrągłym stole jak zawsze, kiedy trzeba było obgadać jakąś ważną sprawę. Reszta ekipy już tam na nas czekała. Starszy wyjął z kieszeni papierosy i zapalił jednego.
-Chyba nie zamierzasz się na to godzić?-Wybuchł od razu Chris, siadając na swoim miejscu.
-Miło, że od razu ktoś przeszedł do rzeczy.-Mruknął mój brat patrząc się w sufit i wydmuchując dym z papierosa. Przechylił się na krześle i zaciągnął się po raz kolejny. Zachowywał się jakby był sam w pomieszczeniu. Typowe dla Xandera.-Chociaż w sumie gdyby zaproponowali skrócenie wyroków, to część miała by szansę na zupełne uniewinnienie.-Dodał oglądając sufit. Przechyliłem głowę w geście niezadowolenia, ale on najwyraźniej tego nie zauważył.-Wiem, co myślisz Cami.-Spojrzał na mnie przez chwilę po czym wrócił do gapienia się w górę. Zaciągnął się po raz kolejny.-Ale prawda jest taka, że gdyby pójść z nimi na ugodę to Hana, Trevor i Chris mieliby szansę na ułaskawienia, a Eva mogłaby po przemianie spokojnie wrócić do szkoły...
-Żartujesz sobie, prawda?-Tym razem to moja siostrzyczka wstała i rzuciła w stronę Xandera mordercze spojrzenie.-Nawet gdyby uniewinnili nas, to wy i tak poszli byście siedzieć na długie lata. Nie wiem jak ty, ale ja już wolałabym zdechnąć niż spędzić kolejnych kilkadziesiąt lat w więzieniu agencji. Tyle mam w tej sprawie do powiedzenia, dziękuję.-Hana usiadła wściekła i założyła ręce na piersi. Czasami naprawdę współczułem Calebowi i zastanawiałem się, jak on wytrzymuje z tą dziewczyną.
-No, całkowita racja. Nie obchodzi mnie jakiś durny świstek. Nie potrzebuję łaski agentów. Poza tym to zgraja kłamców i oszustów.-Warknął Chris bawiąc się ołówkiem.
-No dobra. Wy nie chcecie im pomagać.-Xander zgasił papierosa w popielniczce i zwrócił się w ich stronę, kładąc ręce na stole.-A co z Evą?-Popatrzył na mnie.-Ona ma szesnaście lat. Musi wrócić do szkoły. Owszem, moglibyśmy załatwić jej prywatnych nauczycieli, ale oni nie nauczą jej tego, czego dowiedziałaby się w agencji. Jest czysta, jeśli jej pomożemy, może tam wrócić i kontynuować naukę...
-W życiu się na to nie zgodzi...-Spojrzałem na starszego.-Jeśli jej powiem, że przez to my skończymy w pudle. A tak to właśnie się skończy, jeśli im pomożemy. Nie dadzą nam spokojnie odejść. Będą chcieli nas aresztować a wtedy...
-A wtedy się poddam. Coś trzeba poświęcić. Przynajmniej do czasu, kiedy mała nie dorośnie.
-Ty się poddasz?-Oburzyła się Rocky która do tej pory przysłuchiwała się temu z uwagą.-Chyba żartujesz!-Krzyknęła.- Czyli co, my odejdziemy, emerytura i te sprawy a ciebie mają wsadzić? Cameron, powiedz mu, ze to wariactwo...
-To wariactwo.-Zgodziłem się z bratową. On popatrzył z wyrzutem na mnie a potem na nią.
-Czyli co geniusze proponujecie?-Zakpił odsuwając się i zapalając kolejnego papierosa.
-Ja proponuję...-Zaczął Domi nieśmiało.-Żebyście spotkali się z tym całym Farellem.-Przysunął się bardziej i widząc, że oczy wszystkich skierowane są na niego, kontynuował.-Gdzieś w miejscu publicznym. I tam z nim porozmawiajcie. Słyszałem o nim, ponoć to jeden z najbardziej wpływowych ludzi agencji. Jeśli to prawda, to chyba można mu zaufać...-Młodszy spojrzał na nas.
-Wiem, że można mu zaufać.-Xander spojrzał na Rocky a potem na Tristana i Nicholasa.-Pytanie tylko, czy reszcie też?
-Nie przekonamy się, jeśli nie spróbujemy.-Niemal szepnął Domi. Westchnąłem wstając od stołu. Naprawdę nie miałem ochoty kontynuować tej rozmowy.
-Ej, ej, poczekaj.-Xander wślizgnął się do mojego pokoju, a zaraz za nim Domein. Spojrzałem na niego wściekły, ale on podszedł do jednej ze ścian zaciągając się papierosem.
-Nie będziesz brał całej winy na siebie i robił z siebie męczennika.-Warknąłem rzucając się na łóżko. Zsunąłem buty i zdjąłem koszulkę. Najchętniej poszedłbym spać ale wiedziałem, że i tak nie usnę. Musiałem pilnować, żeby ten debil nie zrobił czegoś głupiego.
-Jak na taką długą przerwę, to naprawdę świetna praca...-Westchnął starszy przyglądając się niedokończonemu jeszcze malunkowi. Walnąłem go z całej siły poduszką.
-Nie zmieniaj tematu.-Warknąłem widząc jego niezadowolona minę.
-Spotkam się z nim z tobą czy bez ciebie.-Mruknął pod nosem chodząc dookoła pokoju. Radża przyszedł i położył się przy mnie, mrucząc głośno. Zacząłem drapać go po brzuchu a Domi wyciągnął się obok, kiedy kot lizał go po ręku.
-Obaj jesteście uparci jak osły.-Westchnął z uśmiechem czarny, drażniąc się z lygrysem.-Znasz Farella.-Zwrócił się do Xandera.-Więc jeśli uważasz, że nie wywinie żadnego numeru i nie aresztuje was na oczach cywili to się z nim spotkajcie. Nie musicie się na nic zgadzać, a może wyjaśnicie sobie parę spraw. Z tego co wiem, to jest jedna z niewielu coś wartych osób w agencji.-Popatrzyłem na niego jak na debila i przeniosłem wzrok na starszego. Pokiwał głową zgadzając się z czarnym a ja zakryłem twarz poduszką.
-Ja jestem osłem?-Niemal krzyknąłem zirytowany doprowadzając moich braci do śmiechu.-A wy debilami. To tego Domi śmieje się jak koń.-Zacząłem czochrać jego włosy mimo jego głośnych protestów. Koniec końcem wyglądał jakby nie czesał się z tydzień. Każdy kosmyk włosów odstawał w inną stronę. Xander położył się obok mnie na brzuchu i opierając się na łokciach popatrzył na mnie. Domi położył swoja głowę mi na brzuchu.
-Cokolwiek by się nie działo, będziemy razem, pamiętacie?-Starszy pokazał mały X na wnętrzu swojej dłoni. Takie same znamię miałem ja i Domi i to dokładnie w tym samym miejscu. Młodszy też uniósł rękę i zaczął przyglądać się znakowi w zamyśleniu.
-Wy jesteście razem. Jakby nie było ja nie żyję od paru lat, a moje poćwiartowane ciało zjadły rekiny.-Spojrzał na mnie z dziecinnym uśmiechem. Xander zaczął się śmiać głośno, krztusząc się dymem z papierosa.

Siedzieliśmy w jakiejś małej restauracji w centrum handlowym. Wczoraj do Xandera zadzwonił ten facet z prośbą o spotkanie i umówili się właśnie tu. Eva nie obudziła się ani razu i miała na zmianę gorączkę i osłabienie a ja zamiast być przy niej, siedziałem obok Xandera który gapił się na tyłek jakiejś rudowłosej kelnerki.
-Ty masz dziewczynę facet.-Szturchnąłem do w bok kiedy mało co nie ślinił się na widok jej tyłka.
-Wiem, ale ona tak paraduje w tej spódniczce a chyba nie wie, ze ma na niej plamę.-Uśmiechnął się wyjmując telefon. Przyjrzałem się dziewczynie i zacząłem śmiać się głośno, kiedy też to zauważyłem.-Cicho, idioto. Tak to się z tobą pokazać publicznie...-Westchnął Xander, na co ja zacząłem jeszcze głośniej się śmiać, zwracając tym samym uwagę rudowłosej. Brat wyjął gumy do żucia z kieszeni.-Masz, zatkaj się.-Posłusznie wziąłem dwie i zacząłem żuć głośno. Specjalnie, żeby jeszcze bardziej go zdenerwować. Nawet nie zauważyłem, kiedy do naszego stolika podszedł starszy mężczyzna, ubrany w skórzaną kurtkę i brązowe dżinsy. Niczym nie wyróżniał się z tłumu. Odsunąłem się do tyłu na krześle i obserwowałem jak siada naprzeciwko nas.
-Cholernie się postarzałeś...-Zwrócił się w stronę starszego. Ten zaśmiał się tylko.
-A czego pan się spodziewał po siedemnastu latach?-Zakpił wyraźnie rozbawiony.-Panu też przybyło siwych włosów tu i ówdzie.-Wskazał na głowę mężczyzny. Rzeczywiście było na niej kilka siwych pasm.
-A tak właściwie, to skąd wy się znacie?-Spytałem widząc że obaj zachowują się jak starzy kumple. Jak zwykle byłem niedoinformowany.
-Był dyrektorem poprawczaka, kiedy tam trafiłem.-Mój brat spojrzał na mnie a potem na mężczyznę.-Potem odwiedzał mnie parę razy w pudle.-Popatrzyłem na faceta jeszcze raz. Naprawdę nie rozumiałem, czemu w takim razie mój braciszek darzył go taką sympatią. Westchnąłem głośno i przewróciłem oczami.
-Do rzeczy chłopcy.-Odezwał się Farell. Starszy od razu spoważniał i zaczął obracać w dłoniach filiżankę po kawie.-Marshal pozwala sobie na zbyt wiele. Przeglądając ostatnie akta zdziwiłem się, ze Margaret nie przykładała wagi do tego, żeby go schwytać...
-Interesowała się schwytaniem nas.-Wtrącił Xander, spoglądając na Farella. Ten pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Tak czy inaczej jego ludzie czują się bezkarni. Ostatnio ktoś wykradł z naszej bazy danych sporo informacji na temat tamtych badań z lat czterdziestych i podejrzewamy, że to właśnie jego robota.-Urwał na chwilę i tym razem jego wzrok padł na mnie.-Wiem, że wam też zależy na odnalezieniu go. Nie mogę wam zaproponować ułaskawienia, bo to niemożliwe. Ale mogę zagwarantować nietykalność waszym rodzinom, w tym Evie. Podejrzewamy, że nie jest jedynym takim dzieckiem. Że ludzi takich jak ona jest więcej...-Podsunął spoglądając na nas.-Bez waszej pomocy, nie damy sobie rady.
-Jeśli byśmy się zgodzili, a nie mówię, że tak będzie...-Zaznaczył starszy patrząc prosto na Farella-To chcemy uniewinnień dla naszych ludzi, nie dla nas.-Nasz rozmówca przechylił głowę na bok i z zainteresowaniem przysłuchiwał się temu, co mówił Xander.-Agencji zależy na schwytaniu braci Parker, bo bez nas wszystko by się rozpadło, więc ich dostanie. Wszystkich trzech...-W tym momencie do stolika podszedł Domein w czarnym płaszczu i z kapturem nasuniętym na głowę tak, że prawie nie widać było twarzy. Bez słowa usiadł na krześle obok mnie i założył nogę na nogę. Przyrzekłbym, ze przez chwilę na twarzy Michaela malowało się szczere przerażenie. Siedzieliśmy tak we trzech i czekaliśmy na jakąkolwiek reakcję ze strony Farella.
-Jeżeli po skończeniu sprawy Zacka dobrowolnie oddalibyście się w ręce agencji a potem nie próbowali uciekać, to mogę się na to zgodzić.-Powiedział w końcu mężczyzna, kiedy już mógł spokojnie mówić. Nadal przyglądał się Domiemu z zainteresowaniem.
-To kiedy zaczynamy?-Zapytał starszy a ja mało co nie walnąłem go filiżanką w łeb. Po co ja się cholera na to godziłem?
-Najlepiej od razu.-Xander i Michael uścisnęli sobie dłonie. No to jesteśmy w dupie.  
Taki uśmiechnięty Domi i trochę mniej uśmiechnięty Cami...Jak wam się podoba rozdział? Ach, te pomysły Xandera...Biedna Eva...A będzie jeszcze gorzej. I zanim zaczną się pytania lub domysły...Tak, przewidziałam w tym opowiadaniu smutne zakończenie, po dzisiejszym rozdziale już pewnie domyślicie się, jakie. Mogę mieć u was małe zaległości ale na pewno je nadrobię w ciągu najbliższych dni. Następny rozdział z perspektywy Camerona pojawi się 16 lipca. Pozdrawiam i życzę miłej lektury :) 
Sekretna  

piątek, 4 lipca 2014

Problem zaczyna się wtedy, kiedy sprawy nie układają się tak, jak powinny.

Rozdział pisany z perspektywy Rocket 
Siedziałam przy stole i jadłam sałatkę owocową. Obok mnie Xander jak zwykle romansował z laptopem. Naprawdę, powinnam poważnie się zastanowić nad schowaniem mu wszelkich urządzeń elektronicznych. Taka przerwa dobrze by mu zrobiła. Wstałam żeby odnieść miskę i od razu syknęłam z bólu. Wczorajsza bójka trochę dała mi się we znaki. Na nodze miałam ogromny siniec a nos dalej bolał po spotkaniu z pięścią tamtej suki. Do tego ogromny kac, gdyż wczoraj zdecydowanie przesadziłam z alkoholem.Wzięłam z szafki tabletkę od bólu głowy i stanęłam za Xanderem, opierając się o jego ramiona. Spojrzałam na ekran laptopa. Mnóstwo literek, cyferek i jakichś chińskich znaczków.
-Co dziś robimy?-Spytałam pochylając się i muskając nosem jego ucho.
-Może to samo co wczoraj?-Podsunął wstając od stołu i przysuwając swoją twarz do mojej.
-Ale wczoraj wieczorem, czy w nocy?-Uśmiechnęłam się oblizując górną wargę. Chłopak złączył nasze usta w namiętnym pocałunku i zaczął błądzić dłońmi pod moją koszulką. Poczułam jego palce na zapięciu mojego stanika.
-Nie przy ludziach...-mruknął Cameron wchodząc do kuchni.
-A co to dla ciebie za różnica? I tak macie wspólny mózg...-Idąca za nim Eva wzniosła ręce do góry. Uśmiechnęłam się do niej. W sumie ciekawiła mnie ta dziewczyna. Zupełnie jakbym widziała siebie dwadzieścia lat temu. Jeszcze się ją trochę rozkręci i wszystkim nieźle dokopie. Już ciocia Rocky tego dopilnuje.
-Nie wspólny mózg, tylko potrafimy zgrać nasze umysły. To nie jest tak, że cały czas siedzimy w swoich głowach, bo to dekoncentruje.-Mój kochany Xander poczuł się w obowiązku wszystko jej wyjaśnić. Pokiwałam tylko głową z dezaprobatą. Ile razy ja to słyszałam? Nastolatka wzięła widelec i dziobnęła z całej siły Camerona w rękę, a stojący obok mnie Xander się wzdrygnął.
-A to za co?-Cam się skrzywił, masując bolące miejsce.
-Za nic. Po prostu chciałam wiedzieć, czy ból też odczuwacie razem. Co za szkoda, że jednak nie...-Powiedziała z szyderczym uśmiechem, biorąc jeden z kotlecików jajecznych które Xander zrobił rano na śniadanie.
-Współodczuwamy, kiedy zgrywamy nasze umysły. Wtedy potrafimy wziąć na siebie część bólu drugiego.-Wciął się znowu Xander.
-Jedziemy dziś wieczorem do Zielonego Kota, jedziecie z nami?-Spytałam w końcu. Xandi spojrzał na mnie marszcząc brwi.
-Jedziemy?-Spytał zastanawiając się nad czymś.
-Tak, jedziemy. To jak, piszecie się?-Cameron otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale zaraz odwrócił się w stronę Evy.
-Masz ochotę?-Spytał dziewczynę. Ta pokręciła przecząco głową.
-Jak chcesz, to sam jedź. Ja zostaję w domu, nie czuję się najlepiej.-Mruknęła łapiąc się za głowę.
-Ja z tobą pojadę!-Do kuchni wszedł Nicholas z wielkim uśmiechem przylepionym do twarzy.
-Wiesz co...Chyba mnie też jakieś choróbsko złapało...-Cam zaczął udawać, że kaszle, śmiejąc się przy tym.
-Jakie to śmieszne...-Blondynek przewrócił oczami, patrząc na warkoczyka.
-A tak właściwie, to gdzie Domi?-Przypomniałam sobie.-Miał nam zarezerwować hotel na weekend.
-On ma za sobą bardzo ciężką noc...-Mruknął Nicky rozmarzonym głosem, oblizując wargi.-Wątpię, żeby cokolwiek wam dzisiaj załatwił...-Dodał z uśmiechem. Przewróciłam oczami. Cały Nicholas. Jak mi brakowało tego debila.
-On ma za sobą ciężką noc, Rocky ciężki wieczór...-Warknął Xander zza laptopa. Doskonale wiedziałam, o co mu chodzi. O moją wczorajszą bójkę.
-Ta suka sama sobie na to zasłużyła.-Próbowałam się bronić.-Perfidnie z tobą flirtowała. No przepraszam, ale bronię tego, co moje. A byle jakiej dziwce cię nie oddam.-Dodałam z irytacją. Darmowe drinki mu proponowała. Jakby kurwa nie wiedziała, że on we wszystkich klubach w okolicy ma darmowe drinki.-Przez was już się zdenerwowałam.-Westchnęłam biorąc Xandera za rękę.-Chodź!-warknęłam ciągnąc go za sobą.
Weszliśmy do naszej sypialni. Dookoła pełno było małych i dużych zdjęć chłopaków. Na ścianie trzymetrowe plakaty, przedstawiające roześmiane trojaczki. Uwielbiałam tę ich sesje i byłam dumna z tej fotki. Dalej Xander bez koszulki z laptopem na kolanach, a potem ja, z przed dziesięciu lat. Przyjrzałam się sobie uważnie. Byłam taka młoda, taka delikatna. Ale wiek robi swoje. Prawda była taka, że ja się starzałam, a Xander nie. W wieku dwudziestu pięciu lat to nie stanowiło większego problemu. Ale teraz powoli zaczynałam dostrzegać różnice. On wyglądał jak dwudziestolatek, a ja...No cóż. Ja przekroczyłam trzydziestkę piątkę i krótko mówiąc wyglądałam na swój wiek. Prędzej czy później ludzie zaczną zwracać na to uwagę. Te suki w klubach już zwracały. Popatrzyłam na swojego chłopaka, siedzącego na łóżku po turecku i sprawdzającego coś w telefonie.
-Odłóż to...-Poprosiłam, rozkładając się przy nim. Kiedy nie zareagował wyjęłam mu delikatnie telefon z ręki i położyłam obok, na szafce nocnej.-Kochasz mnie?-Spytałam ze słodkim uśmiechem. Chłopak przysunął się do mnie i zaczął całować po szyi a ja dostałam gęsiej skórki kiedy jego zarost stykał się z moją delikatną skórą.
-Zawsze...-Mruknął, kiedy położyłam się na plecy pozwalając mu zdjąć mi koszulkę.-I nigdy nie wolno ci w to wątpić, rozumiesz?-Zapytał rozpinając mi stanik. Podniósł głowę i popatrzył na mnie, kiedy nie odpowiedziałam. Pokiwałam głową, więc on kontynuował. Zaczął zataczać kółka językiem dookoła moich sutków. Powoli rozpinał moje szorty. Uwielbiałam, kiedy obchodził się ze mną z taką delikatnością.-Rocky?-Zapytał nieśmiało. Podniosłam głowę.
-Chyba nie pytasz o moje pozwolenie?-Prowokowałam go. On tylko przysunął się bliżej mojej twarzy tak, że nasze usta niemal się stykały. Opuścił wzrok, jakby ta rozmowa stwarzała dla niego problem. Uwielbiałam kiedy był zakłopotany. Rzadko się mu to zdarzało a najczęściej właśnie w mojej obecności. Kochałam, kiedy się rumienił i nie wiedział, co powiedzieć.
-Ja tylko chciałem...-Zaczął nieporadnie, nadal nie patrząc na mnie.-Myślałem nad tym i...Ja chce mieć z tobą dziecko...-Wyszeptał w końcu. Odsunęłam go od siebie, siadając na łóżku zdenerwowana.-Rocky, proszę.-Popatrzył na mnie tymi czekoladowymi oczami. Westchnęłam głośno.
-Nie ma takiej opcji.-Powiedziałam stanowczo, ubierając się. Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.-Wiem, jak ci na tym zależy, ale nie mogę tego zrobić. Przepraszam.-Wyrwałam mu się i poszłam do łazienki.
Stanęłam przed lustrem i zaczęłam przypatrywać się sobie. Dostrzegałam już pierwsze zmarszczki. Loca mówiła, ze to są moje urojenia, że kobiety w moim wieku jeszcze nie mają zmarszczek. Że jeszcze jestem młoda a Xander mnie kocha. Kłamstwo. Xander chciał założyć rodzinę, a prawda była taka, że ja się na to nie mogłam zgodzić. Ciąża, poród, macierzyństwo...To wykańcza organizm i postarza. A ja nie mogłam sobie na to pozwolić. Musiałam być jak najmłodsza, jak najdłużej. Dla Xandera. Bo kiedyś i tak będę musiała odejść. Teraz mówił, że mnie kocha, ale za kilka lat nie będę dla niego wystarczająca. Wiedziałam to. Chłopak zaszedł mnie od tyłu i przytulił do siebie.
-Zawsze będę cie kochał...-Szepnął mi do ucha, patrząc na nasze odbicie w lustrze.-Bez względu na wszystko.-Mruknął całując mnie w czoło.-Nawet, jeśli nas rozdzielą. Zawsze...-Dokończył, biorąc mnie na ręce. Znałam te słowa. To samo mi powiedział dzień przed opuszczeniem poprawczaka. Płakałam wtedy całymi tygodniami.
Zaniósł mnie z powrotem na łóżko i po sprawdzeniu czegoś w telefonie (znowu) zaczął ocierać się brodą o moją szyję, drażniąc tym moją skórę.
-Na czym skończyliśmy?-Zapytał patrząc mi w oczy. Uśmiechnęłam się mimowolnie, widząc te dwa czekoladowe cudeńka. Miał piękne oczy. Zawsze mu to powtarzałam. Chciałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam bo w tej chwili rozdzwonił się jego telefon. Chłopak sięgnął po niego i odebrał wyraźnie zirytowany.
-Czego?-Warknął oschle. Uwielbiałam, kiedy grał takiego zimnego i nieczułego. Kumple wiedzieli, że w rzeczywistości wcale taki nie był, ale dla obcych wydawał się przez to jeszcze bardziej przerażający, a ja kochałam kiedy ludzie bali się go. To mi dawało jakieś poczucie bezpieczeństwa. Gwarancję, że przy nim nic mi się nie może stać. Coś, czego nie miałam zapewnionego w dzieciństwie. Od zawsze był moim opiekunem. Czuwał nade mną od chwili kiedy pojawiłam się w ośrodku poprawczym.-Jak to agenci?- Spytał patrząc na mnie z niedowierzaniem. Zaczęłam uważniej przysłuchiwać się rozmowie, ale mogłam tylko usłyszeć, że rozmawia z jakimś mężczyzną.-No, dobra. Już idziemy.-Zakończył rozmowę i wstał, chowając komórkę do kieszeni.
-Co jest?-Spytałam zaniepokojona. Patrzyłam jak krząta się po sypialni i wyjmuje coś z szuflady z bronią. Trzy pistolety i zapasowe magazynki. Rzucił mi jeden i zaczął zakładać kamizelkę kuloodporną.
-Będziemy mieli gości.-Narzucił na siebie kurtkę i założył pas z bronią. Też podeszłam do szuflady i zaczęłam wyjmować wszystko, co może się przydać. Sporych wielkości nóż w pokrowcu, który schowałam do buta. Zapasowe magazynki do Glocka którego mi podał. Jeszcze mały rewolwer w pokrowcu który przypięłam z tyłu szortów.
-Naprawdę mam ochotę im wpierdolić...-warknął Cam zbiegając po schodach z pokoju Evy.
Domi wyszedł ze swojej sypialni, trzymając się za głowę. Był bez makijażu co znaczy, ze dopiero wstał. I krótko mówiąc nie wyglądał na zadowolonego. Nicky tylko podszedł i ucałował go w czoło, trzymając w ręku sporych wielkości karabin.
-Idź obudzić Lockę i powiedz, ze ma wziąć sprzęt i iść na balkon.-Mruknął do brata Xander.-Zachciało im się wycieczek. Powinienem ich wszystkich rozstrzelać...-Narzekał idąc w stronę drzwi.
-Nie starczyło by ci amunicji.-Zaśmiał się Nicky wychodząc na zewnątrz.-Oni są jak karaluchy. Jak myślisz, ze już się ich pozbyłeś, zaczynają schodzić się kolejne...Okropność.-Wzdrygnął się kiedy dwa czarne busy zaparkowały przed domem.
Xander oparł się o jeden z filarów i założył ręce na piersi. Cam stał z boku żując gumę i trzymając w rękach dwa karabinki a Nicky usiadł na murku jakby nigdy nic. Po około minucie z jednego z busów wysiadł mężczyzna około czterdziestki z rękoma podniesionymi do góry.
-No proszę, samobójca, jak miło...-Zakpił Nicholas celując do niego z broni. Przewróciłam oczami.
-Nie przyjechaliśmy walczyć...-Powiedział mężczyzna stając obok busa. Od strony pasażera wysiadła czarnoskóra kobieta. Z drugiego samochodu wysiadło trzech chłopaków, również z uniesionymi do góry rękoma.
-Doprawdy?-Zaśmiał się Xander.-W takim razie trzeba było nas uprzedzić. Upieklibyśmy ciasteczka...-Dokończył z sarkazmem.
-Agencja chce z wami współpracować.-Odezwał się mężczyzna opuszczając ręce. Cameron wybuchł szczerym śmiechem, aż dostał czkawki. Przewróciłam oczami i mimowolnie sama się uśmiechnęłam.
-Ostatnio jak chciała współpracować ze mną, skończyło się na skazaniu mnie na śmierć.-Powiedział, kiedy już się nieco opanował. Nadal był czerwony jak burak, ale biła od niego złość skierowana właśnie w stronę naszego rozmówcy.
-Trzech z pięciu członków rady nie żyje.-Zaczął facet, kierując swoje słowa do Xandera.-Margaret jest ciężko ranna i została zwolniona ze swojego stanowiska, podobnie jak Diana.-Najstarszy Parker przysłuchiwał się temu z widocznym znudzeniem.-Dyrektorem agencji został Michael Farell i to on nas przysłał.-Na wypowiedziane przez agenta nazwisko razem z Xanderem podnieśliśmy głowy. Znałam tego faceta. Mało tego. Był kimś kto zastąpił zarówno mi, jak i wielu innym nastolatkom ojca i opiekuna. Wiedziałam, jak bardzo Xander go sobie cenił.-Kazał wam przekazać, że sprawa Zacka Marshala nie dotyczy wyłącznie was. Wczoraj wykradziono z naszej bazy danych bardzo ważnie informacje na temat badań z lat czterdziestych. Tych, dzięki którym macie te zdolności...-Mężczyzna zaciął się, najwyraźniej nie wiedząc, co powiedzieć żeby nas nie urazić.-Pan Farell twierdzi, że tylko wy jesteście w stanie pomóc w tej sprawie i oferuje obniżenie wam wyroków w zamian za pomoc.-Popatrzył na swoich towarzyszy i rozejrzał się po nas.
-Skoro Farell tak bardzo chce od nas pomocy, to czemu wysłał was?-Xander spojrzał na niego wyzywająco. Mężczyzna najwyraźniej właśnie czekał na to pytanie.
-Możesz sam go o to zapytać.-Mierzyli się wzrokiem z Parkerem.-Chce spotkać się z tobą i twoim bratem. Nikt nic wam nie nakazuje, ale proszę, żebyście to przemyśleli.-Mężczyzna skinął głową i wsiadł do busa od strony kierowcy. Jego towarzysze również zapakowali się do wozów i po chwili nie było już po nich śladu.
-Chyba nie chcesz...
-Nie wiem, co się dzieje, jasne?-Przerwał Cameronowi Xander.-Za dwie godziny wszystkich widzę u siebie.-Rzekł po czym wszedł do domu, trzaskając drzwiami. Cameron zaklął głośno i poszedł za bratem.
-To się źle skończy...-Mruknął tylko Nicky. I chyba niestety musiałam przyznać mu rację...   
 jak wam się podoba rozdział z perspektywy Rocket? Ja osobiście naprawdę lubię te dziewczynę. Następny rozdział prawdopodobnie z perspektywy Camerona. Ogólnie napisałam już siedem rozdziałów a pięć mam już w roboczych na bloggerze i jest tylko jeden z perspektywy Evy. będą pisane przez Cama, Kasandrę i może napiszę jeszcze jeden z perspektywy Rocky. trochę tu za słodko się robi w tym opowiadaniu, wiem :P I niestety w następnych rozdziałach nie ma większej akcji. pomysł mam, ale nie wiem, gdzie ją umieścić, więc pozostaje mi prosić was o cierpliwość :) Następny rozdział 11 lipca bo chciałabym do końca wakacji skończyć opowiadanie :) Pozdrawiam :*
Sekretna