Z perspektywy Evy
Obudził
mnie okropny ból głowy. Podniesienie się do pozycji siedzącej
było nie lada wyzwaniem. Bolało mnie całe ciało. Każdy mięsień
i każda kość z osobna. Zobaczyłam jak w drzwiach pojawia się
Layla. Najwyraźniej nie wyglądałam najlepiej, bo podeszła do
łóżka z zatroskana miną.
-Jak
tam?-Spytała cicho a jej głos rozbrzmiewał niczym echo w mojej
głowie, sprawiając mi jeszcze większe cierpienie.
Tak
bardzo chciałam, żeby to się już skończyło. Wczoraj nie jadłam
nic przez cały dzień, bo kiedy tylko próbowałam wziąć cokolwiek
do ust, od razu wymiotowałam. A dzisiaj było jeszcze gorzej.
Wszystko, każdy najdrobniejszy ruch, nawet oddychanie to była męka.
Dziewczyna przyłożyła rękę do mojego czoła a ja odsunęłam się od niej.
Miejsce, w którym mnie dotknęła piekło jakby ktoś przyłożył
tam rozgrzany metal.
-O mój Boże!-Westchnęła dziewczyna. Poszła na chwilę do łazienki po
czym wróciła z małym lusterkiem w ręku.-Zobacz...-Wręczyła mi
przedmiot. Odwróciłam je i spojrzałam na swoje odbicie. Wszystko
wyglądałoby normalnie, gdyby nie to, że w miejscu gdzie przed chwilą
mnie dotknęła, teraz miałam sporych wielkości krwawą ranę, jak
po oparzeniu. Rana goiła się na moich oczach. Oprócz tego byłam
tak czerwona, jakbym miała ze czterdzieści stopni gorączki.
-Jak to
się...-Wydukałam z siebie przerażona ze łzami w oczach. Nagle
zrobiło mi się bardzo zimno. Otuliłam się szczelniej kołdrą ale
to nic nie dało. Spojrzałam jeszcze raz na swoje odbicie w
lusterku. Po ranie została tylko lekko czerwona plamka. Odłożyłam
przedmiot drżącą ręką i położyłam się delikatnie na boku,
próbując jednocześnie przykryć się leżącym obok kocem.
Dziewczyna jakby zauważyła że mi zimno, podała mi termometr nie
chcąc mnie dotykać. Zmierzyłam temperaturę.
-Trzydzieści
pięć i dwa...-Stwierdziła podgryzając kciuk. Spojrzała na mnie ze
współczuciem.-Koniec, dzwonię po Cama.-Powiedziała, kiedy
nachyliłam się nad miską stojącą przy łóżku. Chciało mi się
wymiotować, ale chyba nawet nie miałam czym.
Dziewczyna chodziła po pokoju rozmawiając z bratem przyciszonym głosem a każde
jej słowo było jak uderzanie młotem w moją czaszkę. Położyłam
się wyczerpana na łóżku i drżącą ręką spróbowałam sięgnąć
szklankę, ale Layla była szybsza. Wzięła ją chowając telefon do
kieszeni i podsunęła mi naczynie. Napiłam się przez słomkę i
leżąc na poduszkach czułam, jak po moich policzkach płyną łzy,
zostawiając po sobie krwawe ślady.
-Cami
będzie za piętnaście minut.-Mówiła do mnie szeptem. Przymknęłam
oczy i zmęczona przysnęłam na chwilę ale zaraz z powrotem się obudziłam, bo ktoś szedł do pokoju. Przeraziłam się tym, że
słyszę jak ktoś wchodzi po schodach, potem otwiera drzwi i kieruje
się w stronę pokoju. Znałam te kroki. Teraz pociąga za
klamkę...Zobaczyłam Camerona wchodzącego do pokoju. Layla
schodziła po metalowych schodach z góry, niosąc ze sobą dwa koce, żeby mnie przykryć.
-Nie
dotykaj jej...-Ostrzegła go siadając obok.
Nachylił
się nade mną i odgarnął włosy z czoła uważając, żeby mnie przy
tym nie dotknąć. Tak bardzo chciałam, żeby mnie teraz przytulił
i powiedział, że to wszystko niedługo się skończy. Ale on sam
nie wyglądał najlepiej. Miał wory pod oczami i wyglądał jakby
dopiero co wstał. Popatrzyłam na oszklony sufit. No
tak...Najprawdopodobniej była noc. Siedząca obok nas Layla ziewnęła
przeciągle.
-Idź do
siebie, ja z nią posiedzę.-Cami ucałował ją w czoło.
Dziewczyna
wstała i założyła bluzę. Pomachała nam na pożegnanie i wyszła
z pokoju. Słyszałam jak idzie w stronę drzwi i schodzi po
schodach. Potem idzie chodnikiem i przechodzi przez ulicę. Coraz
dalej...Aż w końcu przestałam, jakby zniknęła. Nawet nie
zauważyłam, że znowu zaczęłam się trząść. Cameron przykrył
mnie kolejnym kocem ale to zupełnie nic nie dało. Byłam cała
mokra od potu a mimo to z każdą chwilą był mi coraz zimniej.
Zaczęłam szczękać zębami.
-Nie
umiem ci pomóc...-Rzekł Cami ze łzami w oczach. Musnęłam jego
policzek lekko swoją dłonią, starając się nie zwracać uwagi na
ból, jak mi to sprawia.-Przepraszam...-Szepnął kładąc się tuż przy mnie.
Mimo
tego, że dalej czułam się okropnie, już samo to, że jest tu ze mną
wpływało na mnie kojąco. Leżeliśmy kilka centymetrów od siebie,
nie odzywając się ani słowem. Ja, bo nie mogłam, a on bo chyba
słowa nie były tu potrzebne. Po około godzinie, zasnęłam
wyczerpana.
Obudziły
mnie niezwykle głośne wibracje telefonu komórkowego. Cami sięgnął
po niego i wyłączył komórkę, po czym odrzucił ją na kołdrę
obok. Ja czułam się trochę lepiej, skóra już tak nie piekła
przy czyimś dotyku. Pogłaskałam go lekko po policzku a on
uśmiechnął się promiennie.
-Chcą, żebym wracał...-Szepnął biorąc mnie za rękę.
-Gdzie?-Spytałam
zdając sobie sprawę z tego, ze mam chrypę. On spojrzał na mnie z
miną winowajcy. Podniósł się na łokciach i przymknął oczy
jakby zastanawiając się nad czymś.-Cam?-Spytałam a on popatrzył
na mnie.-Chcesz pogadać?-Podniosłam się lekko a on pokiwał głową
twierdząco. Zaczął bawić się nerwowo końcówką jednego z
warkoczyków.
-Współpracujemy
z agencją.-Powiedział w końcu, a mnie zatkało. Dosłownie.
Popatrzyłam na niego zaskoczona mając nadzieję, że on jednak
żartuje, ale on był bardzo poważny i jakby
zmartwiony.-Zaproponowali że razem postaramy się doprowadzić sprawę
z Marshalem do końca.-Popatrzył na mnie oczekując na moją reakcję.
Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że tak po prostu to
postanowili.
-Więc
czemu cię to martwi?-Spytałam szeptem. Gardło mnie cholernie
bolało, kiedy mówiłam. Chłopak odgarnął mi włosy z czoła
-Nie
martwi. Po prostu nie wiedziałem, jak zareagujesz.-Uśmiechnął się
lekko, ale miałam wrażenie że to fałszywy uśmiech.
-Czyli
co? Najpierw się wybijacie a potem siedzicie razem nad jedną
sprawą?-Spytałam marszcząc brwi. Jakoś mi to nie pasowało do
Cama. On i porozumienie z agentami.
-Powiedzmy...-Mruknął
przybliżając się do mnie jeszcze bardziej. Musnął mój nos swoim.
-Czyli
jedziesz?-Szepnęłam. Chłopak tylko pokiwał głową ze smutkiem.
-Śpij.-Polecił
głaszcząc mnie po włosach. Wtuliłam się w niego lekko i po paru
minutach zasnęłam.
Z
Perspektywy Camerona
Zostawiłem
głęboko już śpiąca Evę i poszedłem na chwilę dać psiakom
jeść. Wyjąłem z lodówki ogromny kawał cielęciny i podałem
Radży, który od razu zabrał się za jedzenie. Zszedłem po
schodach i popatrzyłem jeszcze raz na małą. Szczerze? Kompletnie
nie wiedziałem, co się dzieje. Wydawało się, że byłem świadkiem
tylu przemian, że wszystko już widziałem ale nigdy jeszcze nikt nie
reagował na dotyk w ten sposób. Poza tym to wszystko rozwijało się zbyt szybko i jeśli w trzecią fazę też wejdzie w ten sposób, to
nie wiem, czy sobie z nią poradzimy.Bolał mnie jej widok. Tyle bym dał, żeby się z nią zamienić. Naprawdę sam byłem bliski płaczu jak widziałem jej cierpienie. Bo ona w przeciwieństwie do mnie nie zasłużyła sobie niczym, na taki ból. Chciałbym chociaż poleżeć przy niej, ale byłem potrzebny Xanderowi. A Evę zostawiałem pod czujnym okiem Domeina i wiedziałem, że na pewno się nią zajmie.
Wyszedłem cicho na korytarz i
skierowałem w stronę sypialni Domeina.
-Siemka.-Machnąłem
ręką w stronę idącego do kuchni Nicholasa, ale on nawet na mnie
nie spojrzał. Zmarszczyłem brwi otwierając ciężkie drzwi.
Nigdy
nie lubiłem przebywać w tym pomieszczeniu, może ze względu na
panujący tu niezwykły porządek. Nie byłem bałaganiarzem, ale tu
było zawsze za czysto. Ciemny drewniany parkiet kontrastował z
białymi ścianami. Wszędzie na ścianach wisiały lustra a na
podłodze stały kwiaty. Do tego te krwisto czerwone meble.
Kompletnie nie mój gust. I na niczym nie znalazłbym ani jednego
pyłku kurzu czy kociego włosa. Swoją drogą nie wiem, jak chłopakom
udawało się utrzymać taki porządek. Naprawdę. Zastałem Domeina
siedzącego na czerwonej leżance z paczką chusteczek w ręku.
Makijaż miał lekko rozmazany a nosek zaczerwieniony. Widać było,
że niedawno płakał.
-Nie
odzywa się do mnie, rozumiesz?-Szepnął podnosząc na mnie wzrok.
Chciałem coś powiedzieć, pocieszyć go jakoś, ale nie bardzo
umiałem.-Nicholas się nie odzywa! I to już od dwóch dni!-Podniósł
ręce do góry w geście niedowierzania i zaczął wycierać mokre od
łez oczy.
-Przejdzie
mu...-Usiadłem obok niego i objąłem ramieniem. Młodszy zaprzeczył
ruchem głowy.
-Nie
przejdzie.-Wydusił z siebie łamiącym się głosem.-Co więcej, ja
go doskonale rozumiem. Ale już nie ma odwrotu.-Ukrył twarz w
dłoniach. Jeszcze chyba w życiu nie widziałem Domeina w takim
stanie. No, może poza chwilą kiedy Xander wyjeżdżał bo matka
wysłała go do poprawczaka. Wtedy mały obwiniał o to siebie i
beczał przez tydzień.
-Jadę
do reszty.-Powiedziałem mu do ucha, czując jak w kieszeni znowu
wibruje mi telefon.-Zajmij się Evą i nie martw o Nicka. On po
prostu musi to przetrawić...-Ucałowałem go w policzek i wyszedłem
z pokoju.
Odstawiłem
motor do garażu i zacząłem się zastanawiać, którym samochodem
jechać. Dziś padało, więc kabriolet odpada. Na żaden z motorów
nie miałem chęci a moje czarno zielone SSC było tylko i wyłącznie
na wyścigi. Padło więc na czarne bugatti z pomarańczowymi
neonowymi dodatkami. Jeśli chodzi o ubrania, to nie cierpiałem
neonowych kolorów, ale w samochodach się sprawdzały. Każdy był z
takimi dodatkami. I każdy z innym kolorem. Kochałem swoje maszyny,
naprawdę!
Wjechałem
na żwirowy podjazd domku Trisa. Na schodach stała Kasandra i Amir
oboje palący papierosy. Machnąłem im ręką i wszedłem do salonu.
Od wczoraj trochę się zmieniło. Kanapa i fotel zostały wyniesione
do pokoju obok, a drewniany stół i dwie ławy przesunięte pod ścianę. Telewizor ustawiliśmy wysoko na szafce a po lewej
ustawiliśmy trzy biurka i komputery. Dodatkowo pojawiło się kilka
sporych pudeł z dokumentami i ze wszystkimi trzeba było się
zapoznać. Tylko pod oknem ustawiono fotel i mały stolik, właściwie
nie wiem po co.
Na
drewnianych ławach przy stole siedzieli z jednej strony Xander a z
drugiej Mia. Pomijając irytujące uwagi i dziwne zachowanie Codyego,
to jak na razie reszta była spoko. Znaczy, jak na agentów.
-Przywiozłeś
mi ten czerwony segregator?-Usłyszałem zniecierpliwiony głos
starszego. Pacnąłem się ręką w czoło przypominając sobie, że miałem wziąć dla niego jakieś dokumenty.-Dobra, nie ważne. Wysłałem
już po to Caleba...-Machnął ręką. Uśmiechnąłem się tylko i
usiadłem obok niego.
-Ooo,
wróciłeś!-Zauważyłem jak Cody idzie w naszą stronę.-To skoro
masz już za sobą flirty z księżniczką, to może się na coś przydasz?-Rzekł z sarkazmem. Odwróciłem się i zmarszczyłem
czoło.
-A co,
zazdrosny, bo ciebie nikt nie kocha i Bóg cię opuścił?-Spytałem
niby przerażony.-To smutne, naprawdę...-Przyłożyłem rękę do
piersi mówiąc to z żalem. Franco tylko zaczerwienił się i wyszedł
z domu. Nawet nie musiałem się starać, żeby go zgasić. Naprawdę,
świat schodzi na psy...
-Nie
musiałeś mu ubliżać.-Stwierdziła Mia biorąc łyk coli z
puszki.-W takim tempie nigdy nie dojdziecie do porozumienia.
-To on
nie chce porozumienia z nami!-Krzyknąłem z irytacją.-Ciągle się czepia...
-To
mógłbyś w końcu zacząć coś robić.-wtrącił Xander.
-Jeszcze
i ty przeciwko mnie?-Wstałem i udając urażonego podszedłem do lodówki.-No pięknie,
cały świat się na mnie uwziął.-Narzekałem popijając jogurt.
Siedzący przy biurku Lin zaśmiał się głośno.
-To może
skoro i tak wszyscy są przeciwko tobie, to pomożesz mi z tymi
kartotekami?-Zapytał machając mi jedną przed oczami. Westchnąłem
głośno.
Po kilku godzinach miałem
dość. Kolejna kartoteka, kolejna brzydka morda na zdjęciu i po raz
kolejny stwierdzenie, że ta osoba nas zupełnie nie interesuje.
Szukanie igły w stogu siana. Dopiero pod wieczór przybyła Loca z
resztą sprzętu mojego braciszka.
-Oustin
się obudził.-Poinformowała nas z progu. Uśmiechnąłem się pod
nosem.
-Kto
taki?-Zaciekawiła się Mia zza laptopa.
-Oustin Dolan.-Zaczął tłumaczyć Xand.-Ten, który był szpiegiem w
agencji. Możliwe, że trochę za bardzo go pokaleczyliśmy...-Mruknął
z niesmakiem przechylając głowę.
-I ten,
którego porwaliście.-Wciął się Cody wchodząc do salonu.
-Wolę
określenie pożyczyliśmy.-Odgryzłem się mu.-Z chęcią zwrócimy
wam jego zwłoki jak już z nim skończymy.-Uśmiechnąłem się
promiennie.-Dodatkowo nawet zapakujemy je w taki ładny czarny worek
ozdobny. Mam kilka takich w bagażniku, często się
przydają...-Wskazałem palcem w stronę drzwi, nadal się
uśmiechając. Franco znowu zaczerwieniony rozsiadł się w fotelu.
Świetnie, czyli już wiemy, po co ten mebel tutaj.
-Chętnie
go przesłucham...-Mruknął w stronę Locki. Ta tylko wzruszyła
ramionami.
-Nie
wiem, czy to możliwe.-Oparła się o biurko obok mnie i dopiła mój
jogurt.-Udaje, ze stracił pamięć. Znaczy...Nawet, jeśli tak jest,
to Cami i tak wyciągnie z niego niezbędne informacje.-Puściła mi
oczko i odwróciła się do mnie plecami. Mój wzrok mimowolnie
powędrował na jej tyłek a na twarzy wykwitł mi uśmiech.
-Wiesz, że nie musisz tego robić...?-Zapytałem kiedy ponownie się odwróciła.
-Wiem,
ale po prostu to lubię. Poza tym już zdążyłam się pogodzić ze
stratą ciebie.-Zrobiła palcami cudzysłów w powietrzu.-Powinnam
czuć się zaszczycona. Przecież zanim pojawiła się ta mała, to
byłam twoją ulubioną dziwką, nieprawdaż?-Zapytała pochylając
się nade mną tak, żebym widział jej piersi. Przewróciłem oczami.
-Racja,
byłaś. Już nie jesteś. To tyle w temacie.-Parsknąłem widząc
niesmak malujący się na jej twarzy.
-Tylko
jakby mała nie chciała ci obciągnąć, to możesz się do mnie
zgłosić.-Cmoknęła w moją stronę i odwijając lizaka z papierka
wyszła z domu. Pokiwałem tylko głową z dezaprobatą.
-Czyli
twoje zajęcie na jutro, przesłuchać Oustina.-Mruknął pod nosem
Cody.
-Tak
jest szefie.-Odpaliłem z sarkazmem. Naprawdę, miałem ochotę ich
wszystkich rozstrzelać. Zaczynając od Zacka, przez Codyego,
skończywszy na tej blond dziwce z lizakiem.
Wróciłam! Biedna Eva...Kto oczekiwał czegoś nowego w temacie jej przemiany, proszę bardzo :) U tych, u których jeszcze nie dodałam komentarza, spodziewajcie się w ciągu najbliższych dni. Następny rozdział z punktu widzenia Cama wstawię 9 sierpnia. Aaa i jeszcze jedno: piszcie, z perspektywy kogo chciałybyście rozdziały. Na razie myślałam o Rocket, Camie, Kasandrze, Nicholasie i Trevorze, może jeszcze o Erice i Loce. Pozdrawiam :*
Sekretna