sobota, 28 czerwca 2014

Niewiele rzeczy oszukuje tak bardzo, jak wspomnienia.

Dwudziestodwuletni chłopak wyszedł szybko z samochodu, po czym zaczął biec w stronę ciała leżącego na parkingu przed lotniskiem. Dookoła pełno już było policjantów rozwijających żółtą taśmę w miejscu zabójstwa. Przedarł się szybko przez dwóch mężczyzn chcących zagrodzić mu drogę i podbiegł do kobiety leżącej w kałuży krwi. Uklęknął na ziemi, unosząc do góry zakrwawioną głowę swojej ukochanej. Uwagę przyciągała wielka dziura w samym środku czoła.
 -Najmilsza...- Cameron poczuł, jak po policzku spływa mu łza. Ktoś zaszedł go od tyłu, i położył mu rękę na ramieniu.
-Chodź stary, musimy się stąd szybko zabierać.-Usłyszał czyjś znajomy głos. Cameron odwrócił głowę, aby zobaczyć swojego brata. Osoby, której nie widział od tylu lat.
-Xander? Musisz stąd uciekać, szukają cię.-Wyszeptał chłopak wstając z trudem i patrząc na zbliżających się w ich stronę policjantów.
-Poprawka. My musimy stąd uciekać. Agencja myśli, że to ty ją zabiłeś.- Starszy Parker objął młodszego bliźniaka.-Chodź, trzeba Cię jak najszybciej stąd zabrać.
-A Eva? Nie mogę jej zostawić...-Cameron próbował się opanować, wycierając łzy z oczu.
-Póki agencja myśli że to ty zabiłeś Cornelię, małej nic nie grozi. Poza tym moi ludzie jej pilnują. Nic jej nie będzie- Mówił mu do ucha starszy brat, odciągając od martwego ciała Cornelii Cox
* * *
Siedmioletnia brunetka weszła tanecznym krokiem do domu i zdejmując brudne buty weszła do salonu.
-Dzień dobry!-Powiedziała widząc siedzącą na sofie mamę i obcego mężczyznę trzymającego na kolanach małą dziewczynkę.
-No hej piękna!-Usłyszała w odpowiedzi głos owego mężczyzny. Dziewczynka ustała na środku pokoju i zaczęła przyglądać się gościom. Chłopak z jasnymi dredami również lustrował ją uważnie, z krzywym uśmiechem na ustach. Dziecko siedzące mu na kolanach bawiło się wiszącym na jego szyi wisiorkiem z inicjałami C.K.P
-Eva, zaprowadź Isobell do twojego pokoju. Może zechce się w coś pobawić.-Przerwała milczenie Elizabeth, patrząc na swoją przybraną córkę. Dziewczynka popatrzyła na młodszą koleżankę. Miała dużo ciemniejszą skórę, długie, kręcone czarne włosy i wielkie brązowe oczy. Czterolatka zeszła z kolan mężczyzny po czym ucałowała go w policzek i powędrowała za starszą koleżanką.
* * *
Jedenastolatka szła pustym korytarzem szkolnym. Było już późno a ona dawno już byłaby w domu gdyby nie kara którą dostała za pobicie starszej koleżanki. Schodziła właśnie po schodach gdy naprzeciwko niej stanął wysoki mężczyzna, uśmiechając się złowrogo. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę i zaczęła powoli się wycofywać, on jednak złapał ją szybko za ramię i pociągnął w swoją stronę.
-Tatuś na ciebie czeka...-Syknął jej do ucha, wyjmując pistolet z kieszeni. Jedenastolatka próbowała wyrywać się i krzyczeć, ale mężczyzna zasłonił jej usta ręką. Nagle z za rogu wybiegła druga postać i przyłożyła mu lufę pistoletu do głowy.
-Przepraszam za spóźnienie...-Szepnęła kobieta do przeciwnika, pociągając za spust. Jedenastolatka wyrwała się w końcu z uścisku i zaczęła przeraźliwie krzyczeć, widząc leżące na ziemi ciało. Ktoś wziął ja na ręce. Dziewczynka łkała przytulając się do chłopka który gładził ją delikatnie po włosach...
* * *
Kobieta po raz kolejny wstała zza biurka i zaczęła przechadzać się nerwowo po swoim gabinecie. Siedząca na krześle obok rudowłosa obracała w rekach kubek z kawą. W końcu obie zwróciły się w stronę drzwi, kiedy czterech strażników wprowadziło do pomieszczenia skutego mężczyznę. Ten spojrzał przelotnie na obie kobiety i uśmiechnął się krzywo.
-Usiądź.-Nakazała Diana, siadając z powrotem za biurkiem. Chłopak podszedł wolno do wskazanego przez nią krzesła i usiadł na nim, nadal się w nią wpatrując.-Czekajcie za drzwiami.-Brunetka poleciła strażnikom. Ci jednak nadal stali w miejscu.
-Ale proszę pani, to jest...
-Wiem, kto to jest!-Przerwała im Diana natychmiast.-I poleciłam wam, żebyście poczekali za drzwiami.-Spiorunowała ich wzrokiem. Mężczyźni bez słowa wyszli, zostawiając kobiety w towarzystwie więźnia. Rudowłosa wstała i zaczęła przechadzać się po pomieszczeniu. W końcu stanęła pod oknem, patrząc oskarżycielsko na chłopaka.
-Dlaczego nam nie powiedziałeś, że córka Cornelii żyje?-Padło pytanie z ust siedzącej za biurkiem Diany. Chłopak pokręcił przecząco głową, uśmiechając się z dezaprobatą.
-Bo chcielibyście sprowadzić ją do agencji...-Mruknął patrząc na stojącą pod oknem Margaret.
-Czyli tam, gdzie jest jej miejsce.-Warknęła Diana a on powrócił wzrokiem do niej.-Ty wiesz, gdzie ona jest...
-Co nie znaczy, że pomogę wam ją tu sprowadzić.-Warknął nieco zirytowany-Powinna mieć normalne życie. Z dala od agencji i Zacka.-Mierzył się wzrokiem z brunetką. Ta w końcu zajrzała do szuflady i wyciągnęła z niej sporych grubości brązową teczkę.
-Co my tu mamy...-Zaczęła kobieta otwierając dokument.-Kradzieże, zabójstwa, bójki, przekraczanie prędkości, gwałty, napady...-Zaczęła coraz szybciej kartkować kartotekę chłopaka aż w końcu zamknęła ją z hukiem.-Zacznij z nami współpracować, jeśli nie chcesz, byśmy pozbyli się tej dziewczyny tak samo, jak pozbyliśmy się Isobell.-podziałało. Chłopak spojrzał na Dianę z chęcią mordu w oczach.
-Nie odważyłabyś się...
-Owszem. Odważyłabym. Ale nie zdążę, gdyż Zack zrobi to pierwszy. Wiem ze źródeł, że poszukuje czegoś w Europie...Czyżbyś domyślał się, czego może tam chcieć?-Spytała patrząc na niego z wyższością.-Jeżeli nam nie pomożesz, ona zginie. Normalnie nie stanowiło by to większego problemu, ale to siostrzenica Margaret, a poza tym może być naprawdę niebezpieczną bronią, jeśli dobrze się ją wyszkoli i w porę opanuje jej zdolności.-Powiedziała pochylając się nad chłopakiem.-Nie musi skończyć tak, jak ty...
-Pomogę wam.-Rzekł chłopak w końcu, zaciskając pięści.-Pomogę wam odnaleźć Evę, ale tylko jeśli sam będę mógł w tym uczestniczyć.-Popatrzył na kobietę. Ta wymieniła tylko porozumiewawcze spojrzenie ze stojącą pod oknem Margaret i obie uśmiechnęły się znacząco...
* * *
Otworzyłam szerzej oczy. Leżałam w swoim łóżku, do pasa przykryta kołdrą. Szybko przyzwyczaiłam oczy do panującego w pokoju półmroku. Dostrzegłam Camerona leżącego na poduszce obok mnie.
-Wyglądasz cudownie, kiedy mdlejesz...-Zaczął a ja uśmiechnęłam się mimo okropnego bólu głowy.-Zupełnie jak królewna Śnieżka.-Wyszczerzył się, całując mnie w rękę.
-Tak właściwie, to co się stało...?-Wyszeptałam kładąc drugą rękę na czole.
-Zemdlałaś kiedy przekazywałem ci wspomnienia. To normalne przy takiej ilości na raz.-Wytłumaczył biorąc coś z szafki. Podał mi jakąś tabletkę i szklankę wody.-To od bólu głowy.-Wyjaśnił, kiedy brałam od niego lek.
-Nie wszystkie wspomnienia były moje?-Spytałam przypominając sobie wszystko.-Tamta dziewczynka...- Pokiwał głową i przysunął się bliżej mnie.
-To była Issy. Lubiłyście się...-Zamilkł na chwilę.- Chciałbym przekazać ci ich jeszcze więcej, ale to by było za dużo na raz.-Szepnął mi do ucha.-Może kiedyś dokończymy.-Przewrócił się na plecy i zaczął gapić w sufit.-Masz ochotę na spacer?-Zapytał po chwili a ja popatrzyłam na niego ze zdziwieniem.
-O tej porze?
-Dochodzi piąta rano. A ty jeszcze nie zobaczyłaś wszystkiego...-Podsunął patrząc na mnie.-Pokazałbym ci okolicę...-Przechylił głowę.
-No dobra...-Mruknęłam podnosząc się.-Kiedyś mnie wykończysz.-Westchnęłam idąc do łazienki.
Schodziłam po schodach kiedy usłyszałam jakiś dziwny dźwięk. Coś jakby drapanie w drzwi.
-To tylko Cerber. Poczekaj chwilę...-Cam poszedł na chwilę do siebie i wrócił i czarnym Husky uczepionym na smyczy.
Wyszliśmy na ulicę. Po obu stronach stały piękne domy, z basenami. Cam pokazał ten stojący naprzeciwko.
-Tu mieszkają Amir i Kasandra.-Wytłumaczył, po czym wziął mnie za rękę i ruszył w kierunku następnych budowli.-Ten jest Ericki i Tristana.-Pokazał na nieduży domek z wielkim ogrodem i rosnącymi w nim ogromnymi drzewami.-A ten Caleba i Hany.-Wskazał na kolejny. Był bardzo dziwny, ponieważ ściany w nim były szklane i widać było basen wewnątrz budynku. Pokazywał też inne, bardzo dziwne  i tłumaczył, do kogo należą. Większości z tych osób i tak nie kojarzyłam. 
-Jak to właściwie z wami było, co?-Spytałam a widząc, że nie wiele kapuje dodałam szybko-Z tobą i Calebem. On naprawdę przyłączył się do agencji?-Cam pokręcił przecząco głową.
-Rzeczywiście dostał propozycję od agencji, żeby z nimi współpracować.-Zaczął, zatrzymując się na chwilę bo idący przed nami pies zaczął coś zawzięcie obwąchiwać.-Ale powiedział o wszystkim Xanderowi. Wkurwił się wtedy nie na żarty. A mój braciszek denerwuje się bardzo rzadko. A wtedy przez tydzień przytyku do niego nie było. Ale ty miałaś już kilkanaście lat, więc twojemu ojcu coraz bardziej zależało na odnalezieniu ciebie. Agencji też. Więc ktoś musiał mieć to wszystko na oku. Caleb przyjął propozycję Margaret a my daliśmy się aresztować żeby potem w razie czego też być w pobliżu.-Mówił kiedy mijaliśmy kolejne domy. Szliśmy trzymając się za ręce a po moim wcześniejszym bólu głowy nie został nawet ślad.
-Być w pobliżu?-Parsknęłam śmiechem.-Świetnie, że byłeś w pobliżu. W więziennej celi.- Chłopak przewrócił oczami i również się uśmiechnął.
-Bardzo śmieszne. A niby jak inaczej miałbym dostać się do agencji?-Zapytał spoglądając na mnie z uwagą. Zamyśliłam się na chwilę.
-Może jakbyś w końcu zaczął być grzeczny...
-Grzeczny?-Zaczął śmiać się głośno.-Ja nie mam siedmiu lat...-Mówił nadal się śmiejąc.
-Tak się chwilami zachowujesz, wiesz?-Spoważniał nieco i popatrzył na mnie. Zaczął kręcić przecząco głową.-Nie nie, tylko tak.-Powiedziałam z wyższością, na co on znowu zareagował szczerym, głośnym śmiechem.
Przeszliśmy przez nieduży park, na środku którego była mała fontanna z aniołkiem. Po obu stronach rosły stare drzewa.
-I na cały ten teren agenci nie mają wstępu?-Spytałam w końcu kiedy szliśmy jedna z alejek.
-Teoretycznie tak. Całość należy do mojego ojca i liczy się jako jedna działka, więc wszyscy, którzy tu mieszkają nie muszą obawiać się nalotu agentów. Chodź, idziemy do warsztatu.-Mruknął skręcając w lewo. Nie wiedziałam, co interesującego może być w warsztacie samochodowym, ale już po kilku minutach przekonałam się, ze całkiem sporo. Stało tam pełno najróżniejszych motorów i sportowych samochodów. Podobne ilości takich pojazdów widziałam chyba tylko w filmach.  Po wielkiej hali kręciło się kilka osób, w tym jakaś dziewczyna w krótkich szortach i koszulce do pępka. Cami podszedł do niej i podniósł wysoko, na co ona zareagowała głośnym piskiem.
-Cześć kochanie...-Zobaczyłam jak Chanell rzuca mu się na szyję. Od razu straciłam cały dobry humor, chyba podobnie jak dziewczyna, ale w przeciwieństwie do niej ja nie dałam tego po sobie poznać.
-Cami, co ona tutaj robi?-Spytała odsuwając się od chłopaka. Popatrzyła na niego z wyrzutem po czym przeniosła wzrok na mnie.
-Jak to? A no tak, bo wy się już znacie...Z agencji, prawda?-Zapytał chyba nie wiedząc, o co chodziło dziewczynie.
-Tak Cami, znamy się. Powiedz mi, co ona tutaj robi?-Patrzyła na mnie z chęcią mordu w oczach.
-No tak, bo widzisz...-Przysunął mnie do siebie i objął w talii. Uśmiechnęłam się promiennie do dziewczyny.-My jesteśmy parą...-Powiedział w końcu a ona otworzyła szerzej oczy.
-Jak to, parą?-Zdziwiła się odsuwając jeszcze bardziej od niego.
-A to jakiś problem?-Popatrzył na nią podejrzliwie. Dziewczyna przytuliła go do siebie i wypięła mi język, kiedy nie widział. Odwzajemniłam gest nadal uśmiechając się serdecznie. Miałam dość tej suki. Denerwowała mnie.
-Nie kochanie...Po prostu trochę się zdziwiłam, no wiesz...Ty i dłuższy związek...-Szturchnęła go w ramię, przekomarzając się z nim.
-Wiesz co...-Zaczęłam stanowczo.-Głowa znowu mnie boli. Mógłbyś mnie odprowadzić?-Spytałam najbardziej słodkim tonem, na jaki tylko było mnie stać. Chłopak ucałował mnie w czoło i pożegnawszy się szybko z siostrą, ruszył w kierunku wyjścia. Odwróciłam się jeszcze i pomachałam tej zołzie na pożegnanie. Stała czerwona ze wściekłości i patrzyła jak odchodzimy.
No i mamy część dalszą :) Dodaję, bo napisałam już kilka dni temu i tak jakoś dzisiaj coś mnie naszło, więc jest wcześniej. Będą spięcia między Chanell a Evą, oj będą...Ale Cami w tym rozdziale jest słodki...Miejmy nadzieję, że nic się nie zmieni :) Chyba zacznę pisać dłuższe rozdziały bo w takim tempie, to nigdy nie dojdę do końca opowiadania.  Kolejny rozdział jak w rozpisie, chyba, że wcześniej coś wykombinuję :)   
Sekretna

niedziela, 22 czerwca 2014

Kłótnia nie oz­nacza końca miłości, ko­niec miłości to obojętność i egoizm, sku­piający się tyl­ko i wyłącznie na swoich włas­nych potrzebach.

-Jesteś nieodpowiedzialny i głupi!-Xander otworzył drzwi jak tylko Cam zaparkował na parkingu obok jakiejś wielkiej hali.
-Dobra, stary...Zluzuj bokserki. Przecież małej nic nie jest.-Cam wysiadł z samochodu odpychając od siebie brata. Ten spojrzał na mnie i pokiwał głową ze zrozumieniem.
-Nie mogę uwierzyć, ze już każesz jej płakać przez swoja głupotę.-Straszy nie ustępował i złapał go za bluzę. Warkoczykowaty odwrócił się i z drwiącym uśmieszkiem cmoknął go w nos, po czym wyrwał się i wtopił w tłum.
-Przepraszam za niego...-Zaczął cicho Xander, wchodząc do auta.-Nie wiedziałem, ze tak szybko przestanie nad sobą panować. Bo widzisz, on jest...
-Nie próbuj go usprawiedliwiać.-Ostrzegłam oschle. Nadal miałam przed oczami jadącą na nas ciężarówkę.
-Założę się, że masz dość wrażeń na dziś, co?-Zapytał patrząc przed siebie.-Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli Domi cię odwiezie?-Nadal patrzył gdzieś za okno po czym wysiadł i poszedł gdzieś, nie mówiąc nic więcej. Po chwili przy aucie pojawił się najmłodszy z trojaczków i z uśmiechem pochylił się nade mną.
-O matulu, jak ty wyglądasz...-Mina mu zrzedła, jak tylko mnie zobaczył. Przewrócił oczami jakby się nad czymś zastanawiając i wziął mnie za rękę.-Chodź. Musimy cię stąd zabrać.-Wstałam powoli i poszłam za nim do ciemnofioletowego Ferrari i grzecznie usiadłam na fotelu pasażera.-W schowku masz chusteczki do demakijażu...-Podsunął chłopak odpalając samochód. Zajrzałam i rzeczywiście była tam nieduża kosmetyczka.
-Jesteś pierwszym facetem jakiego znam, który wozi w samochodzie tusz do rzęs i lakier do paznokci.-Mruknęłam wycierając resztki makijażu. Chłopak tylko uśmiechnął się nieśmiało, rumieniąc się przy tym.
-Jak sama pewnie zauważyłaś, ja nie jestem normalnym chłopakiem...-Szepnął w końcu, mrużąc oczy.-Wydaje mi się, ze to przez to, ze jesteśmy tacy sami. No wiesz, ja i moi bracia.-Popatrzył na mnie przez chwilę.-Jak byliśmy mali wyglądaliśmy identycznie i ludzie zawsze nas ze sobą mylili. To nas cholernie irytowało. Dopiero jak mieliśmy po kilkanaście lat zaczęliśmy się od siebie różnić. Cameron zrobił sobie dredy i wiecznie ubierał się w za luźne ubrania. Jego pasją zawsze było rysowanie i jazda na deskorolce. Xander...-Zamyślił się na chwilę, jakby nie chciał mówić na ten temat.-Jak maił siedemnaście lat ostrzygł się na krótko i nosił grzywkę na bok. Zawsze interesowały go komputery, telefony, elektronika i muzyka. A ja...no cóż...ja zawsze wiedziałem, ze jestem inny. Dzisiaj pary homoseksualne to norma, ale kiedyś ludzie tego nie tolerowali. Uważali że to choroba psychiczna którą trzeba leczyć lub wyżywali się na ludziach takich jak ja. I pewnie dlatego odszedłem z agencji...
-Żałujesz tego?-Spytałam przerywając mu. Uśmiechnął się słabo jakby przypomniał sobie jakąś ciekawą historie.
-Skądże!-Niemal krzyknął wybuchając śmiechem. Miał bardzo ładny uśmiech. Taki delikatny.-Na początku nie mogłem sobie wyobrazić, jak Cam mógł przyłączyć się do Xandera. Przez jakiś czas nienawidziłem ich obu i wyżywałem się na Camim kiedy pierwszy raz trafił do więzienia. A na Nicholasa nie mogłem wręcz patrzeć. Wydawał mi się okropny.-Przyznał, szczerząc się.-Dopóki nie zacząłem poznawać go lepiej. On nie krył się z tym, że jest gejem. I dziwił się, ze ja nie wyjawiłem innym prawdy. Nie myślałem, że z czasem się w nim zakocham...-Dodał rozmarzonym głosem stukając długimi paznokciami w kierownicę.-A potem spędzałem z nim każdą wolną chwilę. Powiedział mi, że chcą uciec. Mogłem temu zapobiec...Ale tego nie zrobiłem. Chciałem, żeby był wolny. Ale nie potrafiłem się bez niego obejść, tym bardziej że nie miałem nikogo. W agencji wszyscy wiedzieli, ze jestem bratem morderców. Każdy patrzył na mnie jak na wyrzutka tym bardziej, ze niektórzy pewnie domyślili się że podobają mi się mężczyźni. Brakowało mi i rodziny i Nicholasa. Więc odszedłem do chłopaków. I niczego nie żałuję. Mam teraz prawdziwych kumpli, dodatkowo jestem razem z braćmi. Mam wszystko.-Popatrzył na mnie parkując przed domem.-Wiem, czemu zadałaś to pytanie.-Powiedział w końcu a ja spojrzałam na niego z zaciekawieniem-Wahasz się, czy nie wrócić do agencji. Ale ja ci coś powiem...-Wziął kosmetyczkę i wygrzebał w niej eliner, po czym zaczął poprawiać makijaż.-Jesteś w stanie zmienić Camerona. Bo on się tobie wydaje teraz złotym chłopakiem a w rzeczywistości jest najgorszym dupkiem jakiego znam. Jest egoistyczny, bezczelny, nieodpowiedzialny, nieobowiązkowy, zboczony, leniwy i arogancki.-Wyliczał na palcach.-I wszystkim nam ostro daje się we znaki, a Xander już sobie chwilami z nim nie radzi. Ale ty...-Wskazał na mnie palcem a ja od razu dostałam gęsiej skórki.-Ty kochanie możesz go tak przytemperować, ze będzie chodził jak w zegarku. Bo on zrobi dla ciebie wszystko, choćby nawet miała na tym ucierpieć jego duma. Proste.-Schował kosmetyczkę do schowka i upewniwszy się ze wygląda jak należy, wysiadł z samochodu. Ja po chwili zrobiłam to samo.
-Nie wiem, czy ktokolwiek rzeczywiście może zmienić Camerona.-Mruknęłam tylko. Chłopak prychnął pogardliwie i uśmiechnął się do mnie znacząco.
-Oczywiście, że może. A ty jesteś kobietą, a to znaczy że masz do tego wrodzony talent.-Teraz to ja parsknęłam śmiechem. Ten chłopak naprawdę zaczynał mnie coraz bardziej zastanawiać.
Przyjrzałam mu się kiedy wchodził na schody. Miał na sobie ciemnoczerwone rurki i obcisły sweterek w czarno szare paski. Otworzył drzwi a w progu powitał nas biały kot, który od razu zaczął ocierać się o nogę Domeina.
-Perełka...-Chłopak pochylił się i wziął go na ręce.-Gdzie moje maleństwo chodziło? Cały dzień cię nie wiedziałem...-Mówił czule do zwierzaka, niosąc go na rękach jak dziecko. Przewróciłam oczami i skierowałam się do siebie, słysząc w oddali jak Domi rozmawia z kotem.
W sypialni zastałam Lunę leżącą na grzbiecie wielkiego kota Camerona. Przez chwilę stałam zastanawiając się, jak pozbyć się bestii z pokoju tak, żeby nie stać się jej posiłkiem.
-Idź sobie...-Wyszeptałam otwierając szerzej drzwi. Kot podniósł ogromny łeb, a ja miałam wrażenie że zaraz się na mnie rzuci, jednak on wstał i wolno ruszył ku wyjściu, ocierając się przy tym o moje nogi. Zamknęłam za nim drzwi i opadłam ciężko na podłogę. Luna podeszła do mnie i zaczęła gryźć za spodnie.-Masz zakaz spotykania się z nim.-Powiedziałam chłodno.-On jest dla ciebie za duży i za stary. Poza tym z tego co wiem, to psy nie przepadają za kotami...-Marudziłam jeszcze idąc do łazienki. Roześmiałam się sama do siebie, stając przed lustrem. Pouczałam szczeniaka a sama zakochałam się w o ponad dwadzieścia lat starszym facecie. Który okazał się zwykłym, egoistycznym dupkiem.
Przebrana w piżamy leżałam w swoim łóżku i próbowałam zasnąć. Godziny mijały a ja myślałam tylko o tym, co mam zrobić z Camem. Nie chciałam, żeby taki był, a w głowie ciągle miałam słowa Domeina. Że jestem w stanie go zmienić. Chciałam, naprawdę chciałam żeby pomimo tych wszystkich przeszkód się nam udało. Tylko wydawało mi się, że to jest wierzchołek góry lodowej. Że tak właśnie wygląda prawdziwy Cam. A ja chciałam widzieć że mu zależy, czuć jego bliskość. Chciałam żeby był taki, jakiego poznałam go w agencji. Żeby ratował mi tyłek kiedy mam kłopoty, czy porozmawiał na jakiś mało ważny temat. Chciałam widzieć w nim słodkiego, zadziornego bad boya, a nie egoistycznego, zarozumiałego palanta, jakim się dziś okazał. Spojrzałam na zegarek po raz kolejny. Dochodziła czwarta rano. I dopiero kiedy usłyszałam znajomy głos Camerona dochodzący z korytarza, dałam radę zasnąć.
Obudziłam się dopiero przed południem i poczłapałam w piżamach do kuchni, mając nadzieję że wszyscy jeszcze śpią. Miałam jednak pecha bo Cam siedział właśnie na szafce i pił wodę z butelki. Bez słowa podeszłam do lodówki i otworzyłam ją.
-No cześć mała, jak tam?-Przywitał mnie jakby nigdy nic, podchodząc i łapiąc za tyłek.
-Jeszcze się kurwa głupio pytasz?-Odparłam nieco za ostro odwracając się do niego i strząsając z siebie jego dłoń. Chłopak spojrzał na mnie nieco zdumiony.
-A ty jeszcze się gniewasz? Masakra...-Mruknął wyrzucając pustą butelkę do śmietnika.-Mogłaś nie jechać...
-Jak to? Napaliłeś się na to jak jakiś dzieciak, łaziłeś za mną przez godzinę żebym z tobą pojechała, a potem odstawiasz taki cyrk i gdzieś sobie idziesz, a mnie zostawiasz?-Niemal krzyczałam oburzona.
-Jakbyś nie zauważyła, parę dni temu uciekłem z więzienia, gdzie spędziłem trzy ostatnie lata!-Warknął chyba naprawdę wkurzony.-A teraz nareszcie wszystko wróciło do normalności. Wyścigi, imprezy dom, rodzina. To dla ciebie takie trudne?-Powiedział a ja niewiele myśląc spoliczkowałam go.
-Wiesz co ci powiem? Może dla ciebie to jest normalność, ale dla mnie ona zniknęła parę tygodni temu kiedy dowiedziałam się, ze jestem częścią tego całego gówna. To by było chyba wszystko, co miałam ci do powiedzenia.-Rzuciłam krótko i wyszłam, nie oglądając się za siebie.
W życiu bym nie pomyślałam, ze on może być aż taki bezczelny. Pierdolony skurwiel. Rzuciłam się na łóżko, ale ze złości chciało mi się coś zniszczyć. Płakałam, ale nie wiedziałam czemu. Może ze smutku bo traciłam resztki nadziei na to, że mój kochany Cami jeszcze do mnie wróci, a może ze złości, bo okazał się takim dupkiem. Kiedy już się ściemniało, ktoś zapukał do drzwi. Nie odpowiedziałam. Domyślałam się, kto to jest i nie miałam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać.
-Wyjdź!-Rzuciłam krótko, kiedy drzwi się otworzyły. Mogłam się domyślać, że i tak mnie nie posłucha.-Czyli moje zdanie już też się dla ciebie nie liczy?-Spytałam kiedy usiadł na drugim końcu łóżka. Nawet na niego nie spojrzałam. Nie chciałam na niego patrzeć.
-Zawsze się liczyło...-Szepnął.-Ja...Chciałem tylko przeprosić...-Powiedział, a kiedy nie zareagowałam dodał-Za to, jak się zachowałem. Że byłem kompletnym debilem i...I nie wiem, co jeszcze mógłbym tu dodać...Po prostu przepraszam. Wybaczysz mi?-Zapytał niemal błagalnym tonem. Odwróciłam się i zerknęłam na niego. Bawił się ściągaczem bluzy i patrzył na mnie z miną zbitego psa. I chyba naprawdę było mu przykro.
-Teraz przepraszasz, ostatnio też przepraszałeś. A jutro? Jutro za co będziesz mnie przepraszał?-Spytałam z sarkazmem. Chłopak spuścił wzrok i zacisnął usta w wąską kreskę.
-Wiem, ze spierdoliłem sprawę...
-To dobrze, że chociaż z tego zdajesz sobie sprawę.-Przyznałam, przerywając mu.-Ale to nie zmienia faktu, że ostatnio stajesz się nie do zniesienia. I jeśli dalej ma tak być to ja...
-Nie kończ...-Tym razem to on mi przerwał, szepcząc błagalnie, ale ja nie dawałam za wygraną.
-To ja nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli to dalej ciągnąć.-Skończyłam, drżącą ręką odgarniając włosy z czoła. Czułam łzy spływające mi po policzkach. I teraz miałam już pewność, ze były to łzy smutku i przerażenia. Bałam się, że mogłabym go stracić, ale chyba nie byłabym w stanie być z kimś takim. Ukryłam twarz w dłoniach starając się, by nie dać ponieść się emocjom. Po chwili poczułam czyjąś dłoń która lekko chwyta moją.
-Zmienię się...-Wyszeptał Cameron patrząc mi prosto w oczy. Jego spojrzenie przesiąknięte było bólem i strachem.-Daj mi szansę...Proszę.-Urwał na chwilę i przysunął się bliżej. Objął dłońmi moją twarz i zaczął gładzić kciukami moje skronie.-Pozwól mi to wszystko naprawić...Nie mogę cię stracić.-Powiedział w końcu ze łzami w oczach.
-Nie chcę, żebyś mnie tracił.-Przyznałam w końcu.-Ja tylko chcę, żebyś zrozumiał, ze nie musisz taki być.-Zdążyłam powiedzieć, zanim mnie objął. Wtuliłam się w jego bluzę i dopiero wtedy pozwoliłam sobie na prawdziwy płacz. Taki cichy, uspokajający płacz. A on wziął mnie na kolana i gładził delikatnie po włosach.
-Toje życie nigdy nie było normalne...-Zaczął w końcu kiedy już się trochę uspokoiłam. Popatrzyłam na niego i dopiero kiedy uśmiechnął się lekko, podając mi chusteczki, uświadomiłam sobie, że muszę koszmarnie wyglądać.-Chciałem tylko powiedzieć...że zawsze byłaś częścią tego gówna, tylko tego nie pamiętasz. I to jest po części moja wina...
-Jak to?-Popatrzyłam na niego odsuwając się nieco.
-Dzięki moim zdolnościom mam wpływ na myśli innych ludzi. Nie potrafię tworzyć fałszywych wspomnień, za to te prawdziwe mogę skutecznie blokować.
-Co chcesz przez to powiedzieć?-Zdjął mnie sobie z kolan i posadził obok, po czym sam usadowił się wygodnie na łóżku.
-Że są momenty z twojego życia, których nie pamiętasz, pomimo że powinnaś.-Popatrzyłam na niego i wytarłam nos w kolejną chusteczkę.
-Możesz je jakoś odblokować?-Chłopak spuścił na chwilę wzrok ale zaraz spojrzał na mnie czarnymi jak węgle oczami. Wyglądały jak oczy potwora z jakiegoś filmu. Jak na tamtym malunku na ścianie w jego pokoju. Chłopak nie odpowiedział na moje pytanie tylko pokiwał twierdząco głową, po czym uniósł mój podbródek i zaczął przewiercać mnie wzrokiem na wylot. Czułam się coraz słabiej, aż w końcu kiedy byłam już bliska omdlenia, zalała mnie fala obrazów i głosów...

Ten rozdział był co najmniej dziwny i dołujący i Cam w nim też był taki...chwilami okropny. W sumie to sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć, ale mogę zdradzić, że w następnym będzie kilka naprawdę ciekawych scenek z przeszłości bohaterów. Jak myślicie, Cami się zmieni, czy to tylko taka ściema?  Piszcie, co sądzicie na temat Domeina. I komentujcie, komentujcie, bo obserwatorów przybywa, a komentarzy nie bardzo... :) 
Sekretna 

czwartek, 12 czerwca 2014

Ad­re­nali­na... jed­ni jej pot­rze­bują, drudzy od niej giną...

-Mówiłem ci już, że wyglądasz ślicznie, kiedy śpisz?-Usłyszałam jak tylko otworzyłam oczy. Cam leżał na brzuchu oparty na łokciach i lustrował mnie wzrokiem. Otuliłam się szczelniej czarną kołdrą kiedy przypomniałam sobie, że jestem naga, doprowadzając go tym do śmiechu. Walnęłam go w bok a on przewrócił się na plecy i położył głowę na moim brzuchu.
-Masz jakieś plany na dziś?-Spytałam przeciągając każdą sylabę.
-Może przeleżeć tak z tobą cały dzień?-Podsunął kiedy głaskałam jego warkoczyki. Uwielbiałam się nimi bawić. Westchnął głośno a ja usłyszałam mruczenie dochodzące z drugiej części pomieszczenia.-Ale niestety mój kotek chce na dwór. A mogłem mieć rybki...-Powiedział w tej samej chwili kiedy ten ogromny stwór który dzień wcześniej na mnie warczał, wskoczył na sam środek ogromnego łóżka.
-Za-zabierz to!-Niemal krzyknęłam wystraszona.-Co to jest?-Spytałam widząc jak bestia liże rękę czarnookiego.
-Nie bój się Radży.-Wziął moją rękę i położył na gładkiej sierści zwierzęcia.-On jest tak głupi, że muchy by nie skrzywdził.-Uśmiechnął się a potwór jakby to zrozumiał, warknął głośno.-To jest lygrys. Połączenie lwa i tygrysa. Na wolności nie występują, a ja posiadam go nielegalnie.-Tłumaczył Cam a ja delikatnie głaskałam wielkiego kota.-Dostałem go na trzydzieste trzecie urodziny od brata Amira, który uwielbia dzikie zwierzęta. Ogółem lygrysy rosną większe od swoich rodziców i mają łagodniejszy charakter, więc nie ma aż tak dużego prawdopodobieństwa że zjedzą właściciela.-Powiedział z uśmiechem patrząc na bestię.
-To jest jedyny twój zwierzak, prawda?-Zapytałam niepewnie, bo bałam się, ze ma więcej takich potworów.
-No coś ty!-Mruknął Cam śmiejąc się, po czym zagwizdał z palców a ja usłyszałam jak coś zbiega po metalowych schodach.-to jest Demon, Rosa i Cerber-pokazał po kolei na Jasnego owczarka niemieckiego, łaciatego doga niemieckiego i prawie czarnego husky ze ślicznymi błękitnymi oczami.-Xander i Rocket mają jeszcze dwie suczki dobermana a Domi i Nicky dwa koty perskie.-Wyliczał na palcach.
-A te? Wszystkie są twoje?-Popatrzyłam na zwierzaki, które teraz wszystkie na raz domagały się pieszczot.
-No tak.-Zaczął drapać owczarka po szyi.-A teraz chcą jeść, więc nasze ambitne plany przeleżenia tu całego dnia legły w gruzach.-Westchnął wstając i ubierając się powoli.
Po paru minutach zwiedzania pokoju Camerona stwierdziłam, że ma bardzo ciekawy gust. Nie było to w najmniejszym stopniu przytulne miejsce. Całe ściany były w kolorowych, często krwawych malunkach. Na wielkim neonowym, zielonym łóżku które świeciło w ciemności leżała czarna pościel. Ogólnie to trochę mnie ono dziwiło, bo poza tym że było wbudowane w podłogę i bardzo niskie, to jeszcze bardzo duże. Spokojnie mogłoby spać na nim z osiem osób. I znajdowało się na środku pomieszczenia, tuż przy metalowych schodach przypominających anty pożarowe. Na ścianie wisiał kosz a obok leżała piłka do gry. Dalej znajdowały się metalowe drzwi do łazienki. Po podłodze walały się puste puszki po sprayu i ogólnie wszystko było ubrudzone farbami a z tyłu była wielka rampa do jazdy na deskorolce. Poza tym neonowe lampy wiszące na ścianach a na balkonie na górze posłania dla zwierzaków, biurko oczywiście metalowe i laptop, oraz mnóstwo przeróżnych części samochodowych i kabli. W rogu był stojak z deskorolkami, ogromna szafa z ubraniami, głownie wielkimi koszulkami, i luźnymi bluzami z kapturem oraz mnóstwo butów. Wszystko sprawiało wrażenie jakbyśmy znajdowali się w jakimś starym budynku w którym ktoś pomieszkuje od czasu do czasu.
-Już, wszystko zwiedziłaś?-Spytał czarnooki wychodząc z łazienki. Chyba niezbyt podobało mu się, że się tak panoszę.
-Spoko, już...-Mruknęłam schodząc po schodach.-Chodź coś zjeść. Okropnie burczy mi w brzuchu.-Wyszliśmy na korytarz i ruszyliśmy schodami na górę.
W kuchni przy czarnym czteroosobowym stoliku siedzieli właśnie Rocket i Xander. Blondynka jadła a chłopak palił papierosa.
-Nie mówcie, że tu też nie ma mięsa.-Narzekałam stojąc przed otwartą dwudrzwiową lodówką. Spoko, lubię warzywa, ale bez mięsa chyba bym nie przetrwała.
-Mięso śmierdzi.-Mruknął Cam szukając czegoś w szafce.
-Niby czym?-Spojrzałam na niego wyjmując mleko.
-Śmierdzi trupem.-Skwitował Xander oschle.-I to nie takim z kostnicy, tylko takim który leżał parę tygodni w jakiejś norze a z jego ust wydostają się najróżniejsze robaki. Pomyśl o tym. Współczujesz człowiekowi a zwierzę wysyłasz na śmierć i zachwycasz się tym, jak smakuje schabowy czy inne świństwo. Ale jeśli położysz na tydzień na słońcu ciało świni obok ludzkiego, to oba będą cuchnąć tak samo.-Patrzył na mnie tymi swoimi czarnymi oczami. Zmarszczyłam brwi i podeszłam do stolika z miską płatków.
-Ty naprawdę jesteś chory.-Mruknęłam pod nosem jakby nigdy nic, a chłopak spojrzał na mnie i po raz pierwszy w jego oczach dostrzegłam coś jakby...zdziwienie. Jakbym powiedziała coś, czego zupełnie się nie spodziewał. Uśmiechnęłam się szeroko.-I nie powinieneś wyrzucać Locki.-Teraz obaj z Camem patrzyli na mnie jak na kompletną wariatkę. Zaczęłam mieszać powoli łyżką w misce spoglądając co chwilę na Parkerów.-No co? Spoko, może i zachowała się nie fair, ale ona tylko próbowała jakoś chronić Cama i w sumie to trochę ja rozumiem, jeśli zrobiła to z zazdrości.-Cam usiadł obok i zaczął jeść swoje śniadanie. Starszy parker Popatrzył na młodszego ale ten tylko wzruszył ramionami.
-Nie rozmawiałem z nią na ten temat.-Przyznał oblizując łyżkę.
-Wiem że nie rozmawiałeś. Wiem też co robiliście w nocy i z tego co się orientuję to w ogóle nie myślałeś wtedy o Locce.-Uśmiechnął się do mnie a ja od razu zbystrzałam. Spojrzałam na nieco zmieszanego Camerona.
-Mówiłem że odcinanie się do chłopaków jest trudne i zwykle tego nie robię...-Próbował się jakoś tłumaczyć a Xander tylko uśmiechnął się krzywo.
-Spoko mała, przyzwyczaisz się że chodzenie z jednym Parkerem jest jak chodzenie z całą trójką. Ja to przeżywam od parunastu lat.-Rocket pochyliła się i ucałowała Xandera w czoło.
-Widziałem już tyle erotycznych scenek w roli głównej z moim bratem, że już nawet nie zwracam na nie uwagi.-Xander puścił mi oczko i posadził sobie Rocket na kolanach. Przyznaję, wyglądało to słodko i przez chwilę wydawało mi się że te oschłe zachowanie w stosunku do mnie na początku to była tylko gra.-A właśnie, byłbym zapomniał. Rozmawiałem z Maxem i startujesz w dzisiejszym głównym wyścigu.-Popatrzył na Cama a ten od razu uśmiechnął się od ucha do ucha.
-Nie powiem, żeby ten pomysł mi się nie podobał.-Oblizał dolną wargę poruszając przy tym seksownie kolczykiem.-Ile do zgarnięcia?
-Jak pojedziesz to całkiem sporo...-Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale w tej chwili rozdzwonił się czyjś telefon. Najstarszy Parker natychmiast wyjął komórkę z kieszeni i wstając od stołu poszedł na korytarz, mamrocząc coś do słuchawki.
-I to by było na tyle. Jak zwykle kiedy w grę wchodzą sprawy służbowe to Rocky musi ustąpić...-Mruknęła pod nosem dziewczyna.
-Głupoty gadasz. Szaleje za tobą. Po prostu ma masę roboty i tyle.-Cam wziął swoją i moją miskę i odniósł do zmywarki.
-No właśnie. Dlatego dobrze, że już jesteście. On się w życiu nikomu nie przyzna, ale chciał was już mieć obok.-Westchnęła i wyszła.
Cam nalegał, żebym pojechała z nim na te cholerne wyścigi, Z jednej strony chciałam zobaczyć, jak to się wszystko odbywa, ale z drugiej się bałam znowu być wśród tylu obcych osób. W końcu obiecał, że jeśli będę się tam źle czuła, to wrócimy do domu, więc się zgodziłam. Niech mu będzie, tym bardziej że strasznie się  na to napalił. Jak dziecko. Weszłam za nim do garażu gdzie stał piękny sportowy samochód w kolorze czarnym z neonowymi zielonymi dodatkami. Usiadłam na miejscu pasażera stwierdzając, że Cam dużo bardziej dba wnętrze swojego auta niż o swój pokój.
-Cześć skarbie, tęskniłaś za mną?-Usłyszałam rozczulony głos chłopaka który głaskał kierownicę samochodu.-Zabawimy się dzisiaj, co ty na to?-Przekręcił kluczyk w stacyjce a ja niemal ogłuchłam kiedy usłyszałam ryk silnika tej maszyny. Przewróciłam oczami i spojrzałam na cama ale on tylko uśmiechnął się pod nosem.
Pod drodze mieliśmy spotkać się z Xanderem i Rocket którzy wyjechali wcześniej.
-Cholera.-Usłyszałam w głośniku rozdrażniony głos starszego Parkera.-Mamy ogon.
-Gliny?-Podsunął Cam
-Też, ale głównie agenci. cztery...Nie, chwila...Pięć samochodów, w tym dwa radiowozy.
-Jestem zaraz za tobą.-Cam przyśpieszył i wyjechał zza zakrętu prosto między dwa czarne Bmw.-Trzymaj się.-Mruknął do mnie a ja mocniej złapałam się fotela. Zauważyłam białe porsche jadące przed nami, prawdopodobnie starszego Parkera.-Xander, spieprzaj!-Wrzasnął Cam stawiając samochód w poprzek drogi. Chwilę potem poczułam mocne uderzenie i straszny huk. Otworzyłam powoli oczy i pierwszym co zobaczyłam był radiowóz który rozbił się przed nami. Cam wycofał szybko i nie patrząc na płonący pojazd jechał tyłem, sprawnie manewrując między innymi pojazdami. Auta Xandera nie było już widać, natomiast w oczy rzucały się czarne samochody jadące za nami. Parker wjechał w wąską uliczkę.
-Mogę wiedzieć, co robisz?-Spytałam próbując opanować drżenie głosu i rąk.-Cameron proszę...
-Nie proś.-Spojrzał na mnie ale tylko przez ułamek sekundy.-Nic ci nie będzie, obiecuję. Już nie pierwszy raz odstawiam taki numer...-Uśmiechnął się pod nosem wjeżdżając znowu na zatłoczoną drogę. Przejechał na czerwonym świetle o mało nie potrącając przy tym jakiejś kobiety z dzieckiem.
-Cam!-Wrzasnęłam przerażona widząc uciekających ludzi. Po policzkach spływały mi łzy a ręce mi drżały. Centymetry od nas jechał czarny samochód a siedząca w nim osoba na miejscu pasażera wyjęła pistolet za szybę i zaczęła strzelać. Warkoczykowaty jechał prosto na jadącego naprzeciwko tira i kiedy już miałam krzyczeć że nas zabije, zjechał na przeciwny pas a jadący za nami agenci z przerażającą prędkością uderzyli w ciężarówkę.
-Dwa z głowy, został jeden.-Mruknął Cam zwalniając nieco i patrząc we wsteczne lusterko-No chodź tu skurwysynie.-Warknął jakby sam do siebie. Po chwili auto było tuż za nami, a Cam ponownie przyśpieszył, kierując się w stronę mostu.-Która godzina?-Spytał a ja popatrzyłam w telefon.
-Dziewiąta jeden...-Wyjąkałam patrząc na niego.-Co chcesz zrobić?-Złapałam go drżącą ręką.
-O dziewiątej podnoszą most, żeby statek mógł przepłynąć...-Mruknął zadowolony niszcząc bramkę i wjeżdżając na most. Strona po której jechaliśmy właśnie zaczęła się podnosić.
-Chyba nie chcesz...-Zaczęłam się jąkać patrząc przed siebie.
-Owszem, chcę.-Przyznał uśmiechnięty chłopak. Zamknęłam oczy kiedy niemal przelatywaliśmy nad mostem-Może zaboleć.-Usłyszałam jeszcze zanim samochód w którym się znajdowaliśmy spadł na nieruchomą część mostu. Cam zawrócił i z satysfakcją patrzył jak jadące za nami Bmw wpada do rzeki a chwilę potem ginie w wodzie.
-Widzisz? Mówiłem. Standard.-Uśmiechnął się krzywo jadąc przed siebie.
-Nie odzywaj się do mnie...-Syknęłam tylko wycierając łzy z oczu.
Na początku Ruda, proszę, nie zabijaj Camerona. Wiem, że znowu pokazuję go od złej strony ale wytrzymaj, dla mnie. Bo jak go zabijesz to chyba skoczę z mostu. Rozdział miałam dodać później, ale wcześniej go skończyłam i jakoś tak samo wyszło... Ale teraz jest taka sprawa, a mianowicie: jest nowy szablon, i miałam go zamawiać dopiero na drugą część opowiadania, ale coś mnie tknęło i jest...I razem z nim pojawiają się pewne zmiany. teraz pamiętnik nie będzie pamiętnikiem tylko Evy ale też innych bohaterów, co oznacza że rozdziały mogą być często dodawane z perspektywy Cama, Rocket, Nicholasa, A czasami także Domeina i Xandera. Miałam tego nie robić, ale zbliża się przemiana Evy a co za tym idzie będzie tymczasowo niedostępna. mam nadzieję, że nie zamieszam tym za bardzo :) Pozdrawiam i życzę miłej lektury :*
Sekretna   





sobota, 7 czerwca 2014

Pod­czas kłótni niena­wiść pu­ka do drzwi i tyl­ko ci pełni praw­dzi­wej miłości nig­dy nie otwierają.

Obudziłam się z głową na torsie Camerona. Przysięgam, mogłabym witać w ten sposób nowy dzień zawsze. Wzięłam do ręki jego telefon leżący na szafce obok i sprawdziłam, która godzina. Miał kilka nieodebranych wiadomości, ale nie sprawdzałam ich i odłożyłam telefon miejsce. Za kilka minut południe. Świetnie. Przespałam ponad dwanaście godzin. Ale w sumie mogłabym leżeć tak przez kolejnych dwanaście o ile tylko ktoś przyniósł by mi śniadanie. Niechętnie wstałam i po wyjęciu z jednej z toreb czarnych leginsów w szare wzorki i bezowej, luźnej bluzki i bielizny poszłam do łazienki. Miałam mnóstwo roboty z tym całym rozpakowywaniem się, dodatkowo były jeszcze zakupy które zrobiliśmy razem z Domeinem, kiedy Cam zniknął u fryzjera. Książki, płyty, notesy, puzderka i masa innych drobnostek które nie wiem czy mi się przydadzą. Wychodząc z łazienki zauważyłam, że Cam już nie śpi. Leżał w łóżku i bawił się z leżącą na kołdrze obok niego Luną.
-Zobacz mała, kto przyszedł.-Mruknął kiedy szczeniak gryzł jego palce. Uśmiechnęłam się i zajęłam wypakowywaniem ubrań, których było chyba jeszcze więcej niż wczoraj. Czułam, ze Cam przygląda się wszystkiemu, co robię.
-Co?-Zapytałam w końcu nieco zirytowana.
-Nic, nic tylko...-Zaczął a ja odłożyłam ubrania i spojrzałam na niego wyczekująco.-Jesteś jakaś...inna.-Popatrzyłam na niego z uśmiechem.-Dlaczego tak zareagowałaś? Wtedy w agencji?-Momentalnie przestałam się uśmiechać i wróciłam do pracy.
-Jak niby?-Spytałam jak głupia, chociaż doskonale znałam odpowiedź.
-No wiesz...Spodziewałem się, że zaczniesz krzyczeć, protestować czy coś...A ty po prostu się na to wszystko patrzyłaś i nic...-Popatrzył na mnie podejrzliwie.-Jeśli chcesz o czymś pogadać to...
-Nie wracajmy do tego tematu.-Ucięłam krótko. Chłopak zaszedł mnie od tyłu i przytulił. Próbowałam się jakoś wyrwać, ale nie miałam szans z dużo silniejszym Parkerem.
-Nie chcesz mówić? Trudno. W takim razie Loca mi to wyjaśni.-Wstał i wyszedł z pokoju a ja rzuciłam się w pogoń za nim. Na korytarzu spotkaliśmy Caleba, ale Cam tylko spojrzał na niego i wszedł do pokoju po lewej.
-Siema.-Rzuciła blondynka ubrana tylko w szorty i stanik. Cam stanął naprzeciwko niej i uniósł jej podbródek jakby chciał ją pocałować.
-Co zrobiłaś Evie?-Spytał patrząc jej prosto w oczy. Dziewczyna popatrzyła na mnie z wściekłością w oczach.-Co zrobiłaś Evie?-Cam zmusił ją, żeby patrzyła tylko na niego. Wyglądała jak zahipnotyzowana. W jej oczach nie było nic. Patrzyła w dal pustym spojrzeniem a ja zauważyłam jak do pokoju wchodzą inni domownicy.
-Nie hipnotyzujemy członków ekipy.-Xander próbował odciągnąć Cama od dziewczyny, ale na próżno.
-Powiedziałam, że ją zabije jeśli spróbuje cię skrzywdzić.-Zaczęła w końcu mówić dziewczyna a ja przypomniałam sobie jak mówiła mi to wtedy, kiedy byłyśmy same w archiwum .-I że nie pozwolę, żeby po tym wszystkim co cie spotkało ta dziwka cię wykorzystała. I że jeśli cię zostawi, to ją wykończę.-Skończyła patrząc na Cama ze łzami w oczach.
-To bez znaczenia.-Rzuciłam krótko a Cam popatrzył na mnie.
-Bez znaczenia? To, ze zmusiła cię żebyś udawała ze nic się nie stało jest bez znaczenia?-Popatrzył na mnie. Miał rumieńce na twarzy, co byłoby słodkie gdyby nie okoliczności. Rozejrzał się po wszystkich i wyszedł bez słowa.
-Jesteś przebrzydła suką która rani innych, ponieważ sama cierpi.-Warknął Domein i poszedł za bratem.
-Wcale nie cierpię.-Nastroszyła się od razu Loca, siadając na łóżku.
-Doprawdy?-Xander zaczął przechadzać się po pokoju.-I wcale nie podkochujesz się w Cameronie? Nie wścieka cię jego związek z Evą?-Stanął naprzeciwko niej i zaczął się jej bezczelnie przyglądać. Lustrował każdą część jej ciała, jakby na nim były wypisane uczucia dziewczyny.-Właśnie widzę, że jest ci to zupełnie obojętne.-Parsknął śmiechem kiedy dziewczynie popłynęły łzy z oczu.-Gdyby ci rzeczywiście zależało na jego szczęściu, to by do tego nie doszło. A tak nie dość, że uraziłaś jego, to jeszcze zrobiłaś przykrość młodej.-Popatrzył na mnie przelotnie.-Więc jak już się spakujesz to chciałbym żebyś wpadła do mnie na chwilę, żebyśmy mogli się stosownie pożegnać.-Wstał i ruszył w stronę drzwi.
-Zaraz...To znaczy, ze mam wyjechać?-Spytała wstając i ocierając łzy.
-Nie zmuszam cię. Sama podejmiesz decyzję.-Mruknął i wyszedł.
Cały dzień przesiedziałam w swoim pokoju. Przekładałam ciuchy z dziesięć razy aż w końcu pogubiłam się, co gdzie jest. Starałam się zająć czymkolwiek, ale ciągle myślałam o Camie. Dopiero wieczorem odważyłam się iść go poszukać. Zeszłam na dół i prawie od razu natknęłam się na Nicholasa który szedł gdzieś z wielką kanapką w ręku.
-Nie wiesz może, gdzie jest Cam?-spytałam nieśmiało. Cholera, nie wiem czemu głupio było mi się do niego odzywać.
-U siebie w pokoju.-Wydukał z pełną buzią i pokazał palcem na drzwi z jego inicjałami-Tylko ja bym na twoim miejscu na dużo nie liczył. Jest po rozmowie z chłopakami i cała trójka ma strasznego doła. Ten mój tez nie ma na nic ochoty tylko siedzi i książkę czyta.-Puścił mi oczko wchodząc do części Domeina.
Zapukałam do drzwi. Kiedy po około minucie nikt się nie odezwał cicho weszłam do środka. Prawie zaczęłam krzyczeć na widok zakrwawionego Xandera namalowanego na ścianie. Połowę twarzy miał normalną, a z drugiej schodziła skóra i widać było kości. W lewej ręce trzymał ludzkie serce, z którego skapywała krew. Obok niego Cam, na szczęście z kompletną twarzą za to z czarnymi jak węgle oczami które zwrócone były gdzieś w górę. W prawej ręce miał nóż a w lewej uciętą głowę jakiejś kobiety, którą trzymał za blond włosy. Kolejny przy Camie był Domi, z wielkim irokezem i długimi szponami zamiast paznokci, które wbijał w swoje żebra. Był przeraźliwie blady a po jego nagim torsie płynęła krew. Całość wyglądała bardzo realistycznie, aż nie mogłam oderwać wzroku od malunku. Nawet nie zauważyłam, kiedy zza rogu wypadł ogromny zwierzak, zagradzając mi drogę. Był podobny do lwa, ale nie miał grzywy. Warczał groźnie idąc w moją stronę i machając ogonem.
-Radża do siebie!-Usłyszałam zza ściany stanowczy głos który mógł należeć tylko do Camerona. Bestia od razu przestała warczeć i podkuliwszy ogon poszła metalowymi schodami na coś w rodzaju wewnętrznego balkonu który znajdował się nade mną.
-Cam?-Zawołałam idąc w stronę z której dobiegał jego głos. Był odwrócony tyłem do mnie. W jednej ręce trzymał spray i malował nim ścianę a drugą delikatnie coś rozmazywał. Obok na podłodze stała puszka z piwem i dwie paczki chipsów. Wiedział, ze weszłam, ale nawet się nie odwrócił. Założyłam ręce na piersi i stanęłam za nim zniecierpliwiona.-Mógłbyś przestać?-Spytałam w końcu bo niesamowicie mnie wkurzała ta cisza.
-W tej chwili nie bardzo...-Mruknął tylko nadal nie przerywając swojego zajęcia.
-Och, w takim razie przepraszam, ze przeszkadzam w tym jakże ważnym zajęciu.-Podeszłam do niego i wyrwałam spray z ręki. Odwrócił się do mnie z chęcią mordu w oczach a ja przez moment naprawdę się wystraszyłam. Ale to była tylko chwila, bo niemal od razu zdałam sobie sprawę że on by mnie nie skrzywdził. Wyrzuciłam puszkę z farbą na drugi koniec pomieszczenia.
-A teraz pójdziesz po to i mi przyniesiesz, bo muszę dokończyć graffiti.-Powiedział patrząc na mnie obojętnie. Zaśmiałam się i pokręciłam przecząco głową.
-Chyba sobie żartujesz, co?-Spytałam z pogardą. Dobra, fakt. Przyszłam żeby się z nim pogodzić, ale to była bezczelność. Spróbowałam się opanować.-To co powiedziała Loca, wtedy w agencji...-Zaczęłam jąkąjąc się nieco.
-To było upokarzające. Nie ma o czym mówić.-Warknął, idąc po spray, ale pociągnęłam go za bluzę zmuszając żeby na mnie spojrzał.-No co chcesz jeszcze usłyszeć? Przepraszam, jasne? Za to, ze musiałaś tu ze mną przyjechać! Za to, że zmuszono cię, żebyś tu zamieszkała i przyglądała się jak giną niewinni ludzie. Przepraszam!-Urwał na chwilę.-Ale nie martw się. Jeśli chcesz to jeszcze dziś ktoś może odwieźć cię do agencji.-Wyrwał mi się i poszedł po puszkę, po czym wrócił do poprzedniego zajęcia.
-Czyli co? Znowu mnie oddajesz, tak?-Spytałam kiedy leciały mi już łzy z oczu.-Spoko, jeśli pan Parker tak chce, to zawieź mnie tam.-Rozpłakałam się na dobre.-Jak głupia się łudziłam, że może jednak ci zależy.-Zaczęłam biec w stronę drzwi ale on nie wiadomi skąd znalazł się tuż przede mną.
-Nie chce cię do niczego zmuszać...-powiedział w końcu, stając na przeciwko mnie.-A jeśli jesteś tu tylko ze względu na to, co zrobiła Loca, to...
-Jestem tu, bo cie kocham kretynie!-Wrzasnęłam na niego wściekła.-Nie dlatego, bo Loca nagadała mi jakichś głupot, tylko dlatego że mi na tobie cholernie zależy, i chyba potrafię pogodzić się ze wszystkimi okropieństwami, których się dopuszczasz.-Krzyczałam a on patrzył na mnie jakby nie spodziewał się po mnie takiego wybuchu.-Nie pytaj mnie, czemu tak jest. Nie obchodzi mnie że zabijasz ludzi, chociaż to jest chore, bestialskie i krótko mówiąc złe.-Zdawałam sobie sprawę, że może gadam głupoty ale w końcu musiałam to z siebie wyrzucić.-Nie wiem, czemu nie mogłam zakochać się w jakimś grzecznym nastolatku którego największym problemem będzie to, czy dostał się do wymarzonej szkoły, czy nie, tylko w kryminaliście którego szuka cała agencja i jeśli go złapią to będę mogła go co najwyżej w więzieniu do końca życia odwiedzać!-Powiedziałam na wdechu. Miałam rumieńce i to nie wiem, czy dlatego że brakowało mi już tchu, czy po prostu powoli zaczynałam sobie zdawać sprawę z głupot, jakie wygadywałam.-Nie pierdol mi, że przyjechałam tu z tobą z przymusu, bo tak nie jest. Chce z tobą być bez względu na wszystko. Na różnice wieku, na to, czym się zajmujesz...nie obchodzi mnie to...-Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale nie zdążyłam, bo Cam złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
Nie miałam siły ani ochoty się mu opierać, więc po prostu pozwoliłam mu zanieść się na jego wielkie łóżko. Było mi z nim cudownie, zwłaszcza kiedy składał dziesiątki pocałunków na mojej szyi. Nie wiem, co mi się stało, ale zdjęłam mu bluzę i zaczęłam rozpinać koszulę którą miał pod spodem. Po chwili zrzucił ją z siebie i popatrzył na mnie z nieukrywanym zdziwieniem, ale nic nie powiedział. Uśmiechnęłam się do niego znacząco, kiedy zsuwał ze mnie bluzkę. Zataczał językiem kółka dookoła mojego pępka, jednocześnie rozpinając mi stanik. Może to za szybko, ale w tamtej chwili mnie to nie obchodziło. Chciałam tylko jego. Tak, straciłam dziewictwo w wieku szesnastu lat z chłopakiem, którego znałam nieco ponad miesiąc. Ale zrobiłam to z miłości i niczego nie żałuję.          
Wiem, wiem, rozdział trochę spóźniony ale znowu mam problemy z internetem i nie wiem, kiedy pojawi się kolejny, chociaż postaram się dodać go w ciągu najbliższych dwóch tygodni. U was mam masę do nadrobienia, ale będę czytała na telefonie a komentowała dopiero kiedy dostanę się do komputera, bo nie wiem, czemu na telefonie nie mogę komentować...Co do rozdziału jestem z niego średnio zadowolona, zwłaszcza z końcówki. Miałam zamiar jakoś bardziej szczegółowo opisać tę scenkę, ale i tak pewnie nie wyszłaby tak, jakbym chciała. Znaczy, w przyszłości zamierzam takie scenki opisywać ale jeszcze nie teraz. ogółem ich kłótnia mnie trochę zdołowała, ale cóż, kiedyś musi być ten pierwszy raz. Pozdrawiam i ściskam :*
Edit: Nowy szablon wykonania Cary z http://graphicpoison.blogspot.com Nie wiem jak wam, ale mi cholernie się podoba! 
Sekretna