Dwudziestodwuletni chłopak wyszedł szybko z samochodu, po czym zaczął biec w stronę ciała
leżącego na parkingu przed lotniskiem. Dookoła pełno już było
policjantów rozwijających żółtą taśmę w miejscu zabójstwa. Przedarł się szybko przez dwóch mężczyzn chcących
zagrodzić mu drogę i podbiegł do kobiety leżącej w kałuży
krwi. Uklęknął na ziemi, unosząc do góry zakrwawioną głowę
swojej ukochanej. Uwagę przyciągała wielka dziura w samym środku
czoła.
-Najmilsza...- Cameron poczuł, jak po policzku spływa mu łza. Ktoś zaszedł go od tyłu, i położył mu rękę na ramieniu.
-Najmilsza...- Cameron poczuł, jak po policzku spływa mu łza. Ktoś zaszedł go od tyłu, i położył mu rękę na ramieniu.
-Chodź stary, musimy
się stąd szybko zabierać.-Usłyszał czyjś znajomy głos. Cameron
odwrócił głowę, aby zobaczyć swojego brata. Osoby, której nie
widział od tylu lat.
-Xander? Musisz stąd
uciekać, szukają cię.-Wyszeptał chłopak wstając z trudem i
patrząc na zbliżających się w ich stronę policjantów.
-Poprawka. My musimy
stąd uciekać. Agencja myśli, że to ty ją zabiłeś.- Starszy
Parker objął młodszego bliźniaka.-Chodź, trzeba Cię jak
najszybciej stąd zabrać.
-A Eva? Nie mogę jej
zostawić...-Cameron próbował się opanować, wycierając łzy z
oczu.
-Póki agencja myśli
że to ty zabiłeś Cornelię, małej nic nie grozi. Poza tym moi
ludzie jej pilnują. Nic jej nie będzie- Mówił mu do ucha starszy
brat, odciągając od martwego ciała Cornelii Cox
* * *
Siedmioletnia brunetka
weszła tanecznym krokiem do domu i zdejmując brudne buty weszła do
salonu.
-Dzień
dobry!-Powiedziała widząc siedzącą na sofie mamę i obcego
mężczyznę trzymającego na kolanach małą dziewczynkę.
-No hej piękna!-Usłyszała
w odpowiedzi głos owego mężczyzny. Dziewczynka ustała na środku
pokoju i zaczęła przyglądać się gościom. Chłopak z jasnymi
dredami również lustrował ją uważnie, z krzywym uśmiechem
na ustach. Dziecko siedzące mu na kolanach bawiło się wiszącym na
jego szyi wisiorkiem z inicjałami C.K.P
-Eva, zaprowadź Isobell
do twojego pokoju. Może zechce się w coś pobawić.-Przerwała
milczenie Elizabeth, patrząc na swoją przybraną córkę.
Dziewczynka popatrzyła na młodszą koleżankę. Miała dużo
ciemniejszą skórę, długie, kręcone czarne włosy i wielkie
brązowe oczy. Czterolatka zeszła z kolan mężczyzny po czym
ucałowała go w policzek i powędrowała za starszą koleżanką.
* * *
Jedenastolatka szła
pustym korytarzem szkolnym. Było już późno a ona dawno już
byłaby w domu gdyby nie kara którą dostała za pobicie starszej
koleżanki. Schodziła właśnie po schodach gdy naprzeciwko niej
stanął wysoki mężczyzna, uśmiechając się złowrogo. Dziewczyna
przełknęła głośno ślinę i zaczęła powoli się wycofywać, on
jednak złapał ją szybko za ramię i pociągnął w swoją stronę.
-Tatuś na ciebie
czeka...-Syknął jej do ucha, wyjmując pistolet z kieszeni.
Jedenastolatka próbowała wyrywać się i krzyczeć, ale mężczyzna
zasłonił jej usta ręką. Nagle z za rogu wybiegła druga postać i
przyłożyła mu lufę pistoletu do głowy.
-Przepraszam za
spóźnienie...-Szepnęła kobieta do przeciwnika, pociągając za
spust. Jedenastolatka wyrwała się w końcu z uścisku i zaczęła
przeraźliwie krzyczeć, widząc leżące na ziemi ciało. Ktoś
wziął ja na ręce. Dziewczynka łkała przytulając się do chłopka
który gładził ją delikatnie po włosach...
* * *
Kobieta po raz kolejny
wstała zza biurka i zaczęła przechadzać się nerwowo po swoim
gabinecie. Siedząca na krześle obok rudowłosa obracała w rekach
kubek z kawą. W końcu obie zwróciły się w stronę drzwi, kiedy
czterech strażników wprowadziło do pomieszczenia skutego mężczyznę.
Ten spojrzał przelotnie na obie kobiety i uśmiechnął się krzywo.
-Usiądź.-Nakazała
Diana, siadając z powrotem za biurkiem. Chłopak podszedł wolno do
wskazanego przez nią krzesła i usiadł na nim, nadal się w nią
wpatrując.-Czekajcie za drzwiami.-Brunetka poleciła strażnikom. Ci
jednak nadal stali w miejscu.
-Ale proszę pani, to
jest...
-Wiem, kto to
jest!-Przerwała im Diana natychmiast.-I poleciłam wam, żebyście
poczekali za drzwiami.-Spiorunowała ich wzrokiem. Mężczyźni bez
słowa wyszli, zostawiając kobiety w towarzystwie więźnia.
Rudowłosa wstała i zaczęła przechadzać się po pomieszczeniu. W
końcu stanęła pod oknem, patrząc oskarżycielsko na chłopaka.
-Dlaczego nam nie
powiedziałeś, że córka Cornelii żyje?-Padło pytanie z ust
siedzącej za biurkiem Diany. Chłopak pokręcił przecząco głową,
uśmiechając się z dezaprobatą.
-Bo chcielibyście
sprowadzić ją do agencji...-Mruknął patrząc na stojącą pod oknem
Margaret.
-Czyli tam, gdzie jest
jej miejsce.-Warknęła Diana a on powrócił wzrokiem do niej.-Ty
wiesz, gdzie ona jest...
-Co nie znaczy, że pomogę
wam ją tu sprowadzić.-Warknął nieco zirytowany-Powinna mieć
normalne życie. Z dala od agencji i Zacka.-Mierzył się wzrokiem z
brunetką. Ta w końcu zajrzała do szuflady i wyciągnęła z niej
sporych grubości brązową teczkę.
-Co my tu mamy...-Zaczęła
kobieta otwierając dokument.-Kradzieże, zabójstwa, bójki,
przekraczanie prędkości, gwałty, napady...-Zaczęła coraz szybciej
kartkować kartotekę chłopaka aż w końcu zamknęła ją z
hukiem.-Zacznij z nami współpracować, jeśli nie chcesz, byśmy
pozbyli się tej dziewczyny tak samo, jak pozbyliśmy się
Isobell.-podziałało. Chłopak spojrzał na Dianę z chęcią mordu
w oczach.
-Nie odważyłabyś
się...
-Owszem. Odważyłabym.
Ale nie zdążę, gdyż Zack zrobi to pierwszy. Wiem ze źródeł, że
poszukuje czegoś w Europie...Czyżbyś domyślał się, czego może
tam chcieć?-Spytała patrząc na niego z wyższością.-Jeżeli nam
nie pomożesz, ona zginie. Normalnie nie stanowiło by to większego
problemu, ale to siostrzenica Margaret, a poza tym może być naprawdę
niebezpieczną bronią, jeśli dobrze się ją wyszkoli i w porę
opanuje jej zdolności.-Powiedziała pochylając się nad
chłopakiem.-Nie musi skończyć tak, jak ty...
-Pomogę wam.-Rzekł
chłopak w końcu, zaciskając pięści.-Pomogę wam odnaleźć Evę,
ale tylko jeśli sam będę mógł w tym uczestniczyć.-Popatrzył na
kobietę. Ta wymieniła tylko porozumiewawcze spojrzenie ze stojącą pod oknem Margaret i obie uśmiechnęły się znacząco...
* * *
Otworzyłam szerzej oczy. Leżałam w swoim łóżku, do pasa
przykryta kołdrą. Szybko przyzwyczaiłam oczy do panującego w
pokoju półmroku. Dostrzegłam Camerona leżącego na poduszce obok
mnie.
-Wyglądasz cudownie, kiedy mdlejesz...-Zaczął a ja uśmiechnęłam
się mimo okropnego bólu głowy.-Zupełnie jak królewna Śnieżka.-Wyszczerzył się, całując mnie w rękę.
-Tak właściwie, to co się stało...?-Wyszeptałam kładąc drugą
rękę na czole.
-Zemdlałaś kiedy przekazywałem ci wspomnienia. To normalne przy
takiej ilości na raz.-Wytłumaczył biorąc coś z szafki. Podał mi
jakąś tabletkę i szklankę wody.-To od bólu głowy.-Wyjaśnił,
kiedy brałam od niego lek.
-Nie wszystkie wspomnienia były moje?-Spytałam przypominając sobie wszystko.-Tamta dziewczynka...- Pokiwał głową i przysunął się bliżej mnie.
-To była Issy. Lubiłyście się...-Zamilkł na chwilę.- Chciałbym przekazać ci ich jeszcze więcej, ale to by było za
dużo na raz.-Szepnął mi do ucha.-Może kiedyś
dokończymy.-Przewrócił się na plecy i zaczął gapić w sufit.-Masz
ochotę na spacer?-Zapytał po chwili a ja popatrzyłam na niego ze
zdziwieniem.
-O tej porze?
-Dochodzi piąta rano. A ty jeszcze nie zobaczyłaś
wszystkiego...-Podsunął patrząc na mnie.-Pokazałbym ci okolicę...-Przechylił głowę.
-No dobra...-Mruknęłam podnosząc się.-Kiedyś mnie
wykończysz.-Westchnęłam idąc do łazienki.
Schodziłam po schodach kiedy usłyszałam jakiś dziwny dźwięk.
Coś jakby drapanie w drzwi.
-To tylko Cerber. Poczekaj chwilę...-Cam poszedł na chwilę do
siebie i wrócił i czarnym Husky uczepionym na smyczy.
Wyszliśmy na ulicę. Po obu stronach stały piękne domy, z
basenami. Cam pokazał ten stojący naprzeciwko.
-Tu mieszkają Amir i Kasandra.-Wytłumaczył, po czym wziął mnie
za rękę i ruszył w kierunku następnych budowli.-Ten jest Ericki i
Tristana.-Pokazał na nieduży domek z wielkim ogrodem i rosnącymi w
nim ogromnymi drzewami.-A ten Caleba i Hany.-Wskazał na
kolejny. Był bardzo dziwny, ponieważ ściany w nim były szklane i
widać było basen wewnątrz budynku. Pokazywał też inne, bardzo dziwne i tłumaczył, do kogo należą. Większości z tych osób i tak nie kojarzyłam.
-Jak to właściwie z wami było, co?-Spytałam a widząc, że nie
wiele kapuje dodałam szybko-Z tobą i Calebem. On naprawdę
przyłączył się do agencji?-Cam pokręcił przecząco głową.
-Rzeczywiście dostał propozycję od agencji, żeby z nimi
współpracować.-Zaczął, zatrzymując się na chwilę bo idący
przed nami pies zaczął coś zawzięcie obwąchiwać.-Ale powiedział
o wszystkim Xanderowi. Wkurwił się wtedy nie na żarty. A mój
braciszek denerwuje się bardzo rzadko. A wtedy przez tydzień
przytyku do niego nie było. Ale ty miałaś już kilkanaście lat,
więc twojemu ojcu coraz bardziej zależało na odnalezieniu ciebie.
Agencji też. Więc ktoś musiał mieć to wszystko na oku. Caleb
przyjął propozycję Margaret a my daliśmy się aresztować żeby
potem w razie czego też być w pobliżu.-Mówił kiedy mijaliśmy
kolejne domy. Szliśmy trzymając się za ręce a po moim
wcześniejszym bólu głowy nie został nawet ślad.
-Być w pobliżu?-Parsknęłam śmiechem.-Świetnie, że byłeś w
pobliżu. W więziennej celi.- Chłopak przewrócił oczami i również się uśmiechnął.
-Bardzo śmieszne. A niby jak inaczej miałbym dostać się do
agencji?-Zapytał spoglądając na mnie z uwagą. Zamyśliłam się
na chwilę.
-Może jakbyś w końcu zaczął być grzeczny...
-Grzeczny?-Zaczął śmiać się głośno.-Ja nie mam siedmiu
lat...-Mówił nadal się śmiejąc.
-Tak się chwilami zachowujesz, wiesz?-Spoważniał nieco i popatrzył
na mnie. Zaczął kręcić przecząco głową.-Nie nie, tylko
tak.-Powiedziałam z wyższością, na co on znowu zareagował
szczerym, głośnym śmiechem.
Przeszliśmy przez nieduży park, na środku którego była mała fontanna z aniołkiem. Po obu stronach rosły stare drzewa.
-I na cały ten teren agenci nie mają wstępu?-Spytałam w końcu kiedy szliśmy jedna z alejek.
-Teoretycznie tak. Całość należy do mojego ojca i liczy się jako jedna działka, więc wszyscy, którzy tu mieszkają nie muszą obawiać się nalotu agentów. Chodź, idziemy do warsztatu.-Mruknął skręcając w lewo. Nie wiedziałam, co interesującego może być w warsztacie samochodowym, ale już po kilku minutach przekonałam się, ze całkiem sporo. Stało tam pełno najróżniejszych motorów i sportowych samochodów. Podobne ilości takich pojazdów widziałam chyba tylko w filmach. Po wielkiej hali kręciło się kilka osób, w tym jakaś dziewczyna w krótkich szortach i koszulce do pępka. Cami podszedł do niej i podniósł wysoko, na co ona zareagowała głośnym piskiem.
Przeszliśmy przez nieduży park, na środku którego była mała fontanna z aniołkiem. Po obu stronach rosły stare drzewa.
-I na cały ten teren agenci nie mają wstępu?-Spytałam w końcu kiedy szliśmy jedna z alejek.
-Teoretycznie tak. Całość należy do mojego ojca i liczy się jako jedna działka, więc wszyscy, którzy tu mieszkają nie muszą obawiać się nalotu agentów. Chodź, idziemy do warsztatu.-Mruknął skręcając w lewo. Nie wiedziałam, co interesującego może być w warsztacie samochodowym, ale już po kilku minutach przekonałam się, ze całkiem sporo. Stało tam pełno najróżniejszych motorów i sportowych samochodów. Podobne ilości takich pojazdów widziałam chyba tylko w filmach. Po wielkiej hali kręciło się kilka osób, w tym jakaś dziewczyna w krótkich szortach i koszulce do pępka. Cami podszedł do niej i podniósł wysoko, na co ona zareagowała głośnym piskiem.
-Cześć
kochanie...-Zobaczyłam jak Chanell rzuca mu się na szyję. Od razu
straciłam cały dobry humor, chyba podobnie jak dziewczyna, ale w
przeciwieństwie do niej ja nie dałam tego po sobie poznać.
-Cami,
co ona tutaj robi?-Spytała odsuwając się od chłopaka. Popatrzyła
na niego z wyrzutem po czym przeniosła wzrok na mnie.
-Jak
to? A no tak, bo wy się już znacie...Z agencji, prawda?-Zapytał
chyba nie wiedząc, o co chodziło dziewczynie.
-Tak
Cami, znamy się. Powiedz mi, co ona tutaj robi?-Patrzyła na mnie z
chęcią mordu w oczach.
-No
tak, bo widzisz...-Przysunął mnie do siebie i objął w talii.
Uśmiechnęłam się promiennie do dziewczyny.-My jesteśmy
parą...-Powiedział w końcu a ona otworzyła szerzej oczy.
-Jak
to, parą?-Zdziwiła się odsuwając jeszcze bardziej od niego.
-A to jakiś problem?-Popatrzył na nią podejrzliwie. Dziewczyna
przytuliła go do siebie i wypięła mi język, kiedy nie widział.
Odwzajemniłam gest nadal uśmiechając się serdecznie. Miałam dość tej suki. Denerwowała mnie.
-Nie
kochanie...Po prostu trochę się zdziwiłam, no wiesz...Ty i dłuższy
związek...-Szturchnęła go w ramię, przekomarzając się z nim.
-Wiesz
co...-Zaczęłam stanowczo.-Głowa znowu mnie boli. Mógłbyś mnie
odprowadzić?-Spytałam najbardziej słodkim tonem, na jaki tylko
było mnie stać. Chłopak ucałował mnie w czoło i pożegnawszy
się szybko z siostrą, ruszył w kierunku wyjścia. Odwróciłam się
jeszcze i pomachałam tej zołzie na pożegnanie. Stała czerwona ze
wściekłości i patrzyła jak odchodzimy.
No i mamy część dalszą :) Dodaję, bo napisałam już kilka dni temu i tak jakoś dzisiaj coś mnie naszło, więc jest wcześniej. Będą spięcia między Chanell a Evą, oj będą...Ale Cami w tym rozdziale jest słodki...Miejmy nadzieję, że nic się nie zmieni :) Chyba zacznę pisać dłuższe rozdziały bo w takim tempie, to nigdy nie dojdę do końca opowiadania. Kolejny rozdział jak w rozpisie, chyba, że wcześniej coś wykombinuję :)
Sekretna