Z perspektywy Evy
Przekręcenie
się na bok uniemożliwiło mi coś nieprzyjemnie wrzynającego mi
się w skórę. Nieco za szybko podniosłam głowę i dopiero, kiedy
obraz przestał zamazywać mi się przed oczami mogłam stwierdzić,
że leżę przypięta pasami do łóżka szpitalnego. Nasuwało się
tylko pytanie, co ja na nim do jasnej cholery robię?
Opadłam
z powrotem na poduszkę zdając sobie sprawę, że próby
oswobodzenia się raczej na nic się nie zdadzą. Usłyszałam
otwierające się drzwi i po chwili stanął w nich nikt inny jak
Christopher. Zaczął coś majstrować przy aparaturze stojącej obok mojego łóżka, kompletnie mnie ignorując.
-Mi
też miło cię widzieć. - Zaczęłam, bo chłopak najwyraźniej nie
miał zamiaru odzywać się pierwszy. Popatrzył na mnie i powrócił
o swojej poprzedniej czynności. - Mógłbyś mnie odpiąć? Byłabym
bardzo wdzięczna. - Warknęłam przesłodzonym głosikiem.
Uśmiechnął się z drwiną i ruszył w stronę drzwi. Zatrzasnął
je za sobą, zanim zdążyłam go zwyzywać.
Jęknęłam
w geście bezradności. Jak to w ogóle możliwe, że ten chłopak to
mój brat? Koszmar.
Czułam,
jakbym nie myła się z tydzień na dodatek pasy sprawiały wielki
dyskomfort i przez moment naprawdę miałam ochotę zacząć
krzyczeć. A kiedy do sali wszedł Trevor i zaczął bezwstydnie
przyglądać się mi z przechyloną na bok głową przysięgam, że
byłam bliska wybuchu.
- Jeżeli
ty też masz zamiar mnie ignorować, to od razu możesz sobie iść.
- Zaczęłam mierząc go wzrokiem.
- Nie
zamierzam cię ignorować. Po prostu zastanawiam się, czy mnie nie
zjesz, kiedy cię uwolnię. - Powiedział, a właściwie krzyknął
uwalniając mi rękę.
- Nie
musisz być tak głośno. Nie mam jeszcze problemów ze słuchem. -
Skrzywiłam się bo blondyn naprawdę mógł zachowywać się ciszej.
- Przepraszam,
ale to nie ja jestem tutaj problemem... - Uśmiechnął się jakoś
dziwnie. Miałam jeszcze problem z kojarzeniem faktów, więc nie od
razu zrozumiałam, o co mu chodzi. A zanim zdążyłam go o to
wypytać, w drzwiach znowu zobaczyliśmy Chrisa.
- Kto
ci do jasnej cholery pozwolił ją odpiąć, co? - Krzyczał,
niezwykle głośno uderzając butami o podłogę. Odruchowo zatkałam
uszy wolnymi już dłońmi. - Ona nas już dawno mogła pozabijać!
- Ale
póki co obaj jeszcze żyjemy. I nie krzycz tak. - Bronił się
Trevor nie wyglądając na zbytnio poruszonego.
- No
właśnie, Chris. Wszystko jest pod kontrolą. - Dobiegł nas z
wejścia głos Nicholasa, który pojawił się znikąd wraz z
Xanderem, Tristanem i Cameronem wyglądającym jak kupka
nieszczęścia.
Błękitnooki
podszedł do mnie i pomógł zdjąć ręce z uszu, bo nieświadomie
nadal je na nich trzymałam. Z delikatnym uśmiechem uniósł mój
podbródek, przyglądając się uważnie mojej twarzy.
- No,
młodzieży! Uciekać mi stąd... - Machnął Keynes ręką na
Chrisa i Trevora, którzy posłusznie ruszyli ku wyjściu.
Oczywiście
nie obyło się bez zaczepnych pomrukiwań mojego brata, ale w końcu
on też opuścił salę, do końca będąc śledzonym wzrokiem przez
Tristana. Ten wziął sobie krzesło i rozsiadł się w nim pod
ścianą, podczas gdy Xander zajął miejsce pod oknem a Nicholas
oparł się o moje łóżko z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Tylko
Cam stał nie odzywając się ani słowem. Patrzył się na mnie jak
zaczarowany a ja miałam wrażenie, że myślami jest zupełnie gdzie
indziej.
- Stało
się coś? - Zapytałam na co on się ocknął i przetarł twarz
dłonią.
- Nic.
Zamyśliłem się tylko. - Miałam ochotę go za to skrzyczeć.
Tak
bardzo się za nim stęskniłam, a on myślał zupełnie o czymś
innym. Gdyby nie obecność reszty chłopaków, prawdopodobnie
zaczęłabym się z nim kłócić. W końcu usiadł tuż przy mnie i
swoją bluzą okrył mnie po gołych plecach, siadając za mną tak,
że mogłam się o niego oprzeć.
Posłałam
chłopakom zniecierpliwione spojrzenie ale to najwyraźniej oni ode
mnie żądali jakichś wyjaśnień.
- Jak
samopoczucie? - Zagadnął w końcu Nicky z szerokim uśmiechem.
Zagryzłam wargę udając, że się nad tym zastanawiam.
- Niech
pomyślę... - Zaczęłam patrząc po kolei na chłopaków. - Siedzę
w łóżku w samej bieliźnie w obecności czterech ponad dwadzieścia
lat starszych ode mnie facetów. - Stwierdziłam w końcu siląc się
na poważny ton. - Doprawdy, lepszej pobudki nie mogłam sobie
wymarzyć. - Przeciągnęłam się zsuwając z siebie nieco bluzę,
którą Cam natychmiast poprawił tak, żeby odsłaniała jak
najmniej. Popatrzyłam na niego, ale on jako jedyny z całej naszej
piątki w ogóle się nie uśmiechał. Zdecydowanie coś było nie
tak nawet, jeśli nie chciał mi o tym powiedzieć. Było tylko
kwestią czasu, zanim zdążę to od niego wyciągnąć.
- Wybacz.
W innych okolicznościach najpierw pozwolilibyśmy ci się ubrać,
ale sytuacja jest nadzwyczajna i musimy się śpieszyć. - Odezwał
się Xander mocując się z oknem, które już po chwili było
uchylone. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów i włożył sobie
jednego do ust, chowając resztę.
- Tu
jest zakaz palenia. - Pouczył go Tristan, na co ten jedynie machnął
ręką. - Mówię poważnie! Schowaj to gówno, bo sam ci je zabiorę.
- Warknął. Parker wywrócił oczami, ale schował papierosa z
powrotem i zamknął okno, po czym przeczesał ręką włosy.
Dwukrotnie.
- Więc
co jest takie ważne? - Zapytałam ignorując nerwowe zachowanie
najstarszego Parkera. Tristan westchnął ciężko więc
wywnioskowałam, że to on ma mówić.
- Musisz
sobie przypomnieć, co ostatnio robiłaś. Bez tego nie będziemy w
stanie zacząć treningu. - Oznajmił.
Zmarszczyłam
brwi, bo do tej pory jakoś nie odczuwałam większej potrzeby, żeby
cokolwiek sobie przypominać. Dopiero w tamtym momencie zdałam sobie
sprawę, że przecież przez ostatnie dni byłam u mojego ojca. Chyba
właśnie o to im chodziło. O to, co tam zaszło. Zaczęłam
odtwarzać w pamięci wszystko to, co działo się ostatnio. Śmierć
Jaspera, wizytę Chanell i kłótnię z moim ojcem pamiętałam
doskonale. Późniejsze zamknięcie mnie w tym ciemnym pomieszczeniu
też pamiętałam. Dopiero kiedy próbowałam sobie przypomnieć to
wszystko, co działo się później, pojawił się problem. Kiedy
Elliot zabrał mnie do tuneli a potem wręczył nóż. Spięłam się
cała, kiedy przed oczami stanął mi widok mężczyzny z
poderżniętym gardłem. Później jakoś wszystko zamazywało mi się
przed oczami. Pamiętałam strzał oddany w stronę kolejnego
mężczyzny i odgłosy jego spadania po schodach. Zduszone krzyki
tego, którym bawiłam się, nie pozwalając mu umrzeć. Krew na
moich rekach, tę ekscytację i radość, że mam nad kimś całkowita
władzę. Te euforię kiedy patrzyłam, jak błaga mnie o litość.
- O
Boże... - Szepnęłam w końcu, przykładając sobie dłoń do ust.
Ten
wybuch, o którym wspominał Nicholas. Podświadoma chęć
mordowania, o której na samym początku mówił Xander. Spełniały
się wszystkie najczarniejsze wizje a najgorsze było to, że
właśnie tego chciałam. Chciałam zrobić komuś krzywdę
ponownie. Stracić kontrolę i wyzbyć się tego... Jak to Cam
określał? A tak... Człowieczeństwa.
Poczułam
jak ktoś obejmuje mnie za szyję od tyłu i delikatnie całuje w
policzek.
- Wszystko
będzie dobrze. Nie dopuścimy do tego, żeby to się powtórzyło. -
Szeptał mi do ucha Cami. I poniekąd chciałam, żeby to była
prawda, ale ta druga część mnie buntowała się w każdy możliwy
sposób.
- Zabiłam
człowieka, Cam. - Powiedziałam lodowato, patrząc w jakiś punkt
przede mną. - A wiesz, co jest najgorsze? - Zapytałam szukając go
wzrokiem. Spojrzał na mnie oczekując odpowiedzi ale na pewno nie
takiej, którą chwilę później ode mnie usłyszał: - Że ja
niczego nie żałuję. I z chęcią bym to powtórzyła.
Cameron
wyglądał, jakby właśnie zjadł coś co z pewnością się do
zjedzenia nie nadawało. Popatrzył na brata, jednak ten nie wydawał
się tym zaskoczony. Chłopaki zaczęli patrzeć jeden na drugiego
z porozumiewawczymi uśmiechami. Prawdę mówiąc nie wiedziałam,
czemu zdecydowałam się im to wyjawić, bo nagle uznałam, że
powinnam zachować dla siebie tę ostatnią uwagę.
-Trzeba
ją przewieść do rodziców. Jak najszybciej. - Stwierdził w końcu
Tristan. - Musimy ogarnąć te jej zdolności i nieodpartą chęć
mordu. Są już wyniki badań? - Zapytał Nicholasa który prawie
się zapowietrzył z ekscytacji. Nie rozumiałam, jak chęć
mordowania może być taka fascynująca.
- Tu
są. - Bell wziął białą kopertę leżącą na stoliku i drżącą
ręką zaczął ją otwierać. - Komórki nie reagują na szybką
zmianę temperatury. Podczas utraty kontroli zauważalny wyostrzony
słuch, wzrok i lepsza koordynacja ruchów. Do tego łączenie się myślami z innymi i przyśpieszona regeneracja. Sześć zdolności, według
sześciu punktów przydzielonych jej przez Marshala. Jedyna rzecz,
którą udało się ustalić jemu a nie udało się nam. Ale
spokojnie, ja to nadrobię. To tylko kwestia czasu. - Stwierdził
przyglądając mi się uważnie.
- Bardzo
jest ze mną źle? - Zapytałam widząc miny pozostałych. Miałam
dziwne wrażenie, że będę sprawiała same kłopoty. Znowu.
- Źle?
- Xander popatrzył na mnie jakbym powiedziała coś niedorzecznego.
- Rozkwitłaś, Evo. Stało się to, czego oczekiwaliśmy przez
szesnaście lat. Teraz trzeba tylko cię nauczyć samokontroli.
- A
co, jeśli się tego nie nauczę?
- Wtedy
staniesz się prawdziwą bestią. Będziesz dokładnie taka, jaką
chciał Cię widzieć twój ojciec.- Patrzył na mnie tym
przeszywającym wzrokiem.
To,
co mówił z jednej strony było fantastyczne, bo w końcu mogłam
naprawdę stać się realnie niezależna, ale z drugiej było mnie przerażało i czułam, że nauka samokontroli wcale nie
będzie prosta. Sama nie wiem, czy bardziej się bałam, czy
cieszyłam.
- Moglibyście
zostawić nas samych? - Zapytał wprost Cameron, wyrywając mnie tym z
zamyślenia.
Xander
kiwnął głową i mówiąc, że mamy tylko kilka minut wyszedł a
za nim nie mówiąc ani słowa, chłopaki. Dopiero, kiedy zamykały
się za nimi drzwi, usłyszałam jak szepczą do siebie coś z
przejęciem. Nie musiałam być geniuszem żeby stwierdzić, że to o
mnie najprawdopodobniej rozmawiają.
- Stało
się coś? - Zapytałam w końcu Cama bo nareszcie mogłam skupić
się tylko na nim. Wyglądał, jakby się miał zaraz rozpłakać a
jego przygryzanie wargi w ogóle nie pomagało mi skupić swojej
uwagi na problemie. Bo coś się stało. To było oczywiste.
- Chodzi
o Chanell... - Zaczął w końcu a ja pokiwałam głową, bo reszty
już się domyślałam. - Wiedziałaś, że ona... - Urwał.
Widziałam, ile kosztuje go, żeby się nie załamać. Kochał ją, a ona
sprzymierzyła się z wrogiem. I to w jakim celu?
- Wiem,
że kochała cię w sposób inny niż powinna. Ale nie mam o to do
niej pretensji. - Zaczęłam bawić się jego warkoczykiem, ładując
mu się na kolana.
- Zawsze
mi się wydawało, że jestem tolerancyjny... - Szepnął mi do ucha.
- Ale nie potrafię jej zrozumieć, naprawdę. I poniekąd czuję się
winny, bo przecież mogłam się zorientować wcześniej. - Odwrócił
twarz tak, żebym nie mogła zobaczyć jak wyciera łzy z oczu.
- Nie
możesz się winić. Nikt nic nie zauważył. - Odwróciłam jego
twarz w swoją stronę, chociaż usilnie się przed tym bronił. Był
dużym chłopcem, który niepotrzebnie wstydził się łez. -
Postawią jej jakieś zarzuty?
Zaprzeczył
ruchem głowy i przez długi czas jedynie patrzył się w nasze
splecione dłonie. Nie chciałam się odzywać, bo nie wiedziałam,
co mogłabym jeszcze powiedzieć. Oprócz banalnego: Wszystko się
ułoży bo nic nie miało się ułożyć.
- Uznali,
że jest niestabilna emocjonalnie i nie do końca świadoma tego, co
robi. Tata załatwił jej już miejsce w jakimś prestiżowym
ośrodku... - Przerwało mu pukanie w szybę. Xander stał po drugiej
stronie przezroczystych drzwi i wskazywał palcem na zegarek dając
nam do zrozumienia, że nie mamy czasu.
- Czyli
co teraz?
- Teraz
musisz złożyć zeznania i opisać wszystko od początku do końca,
co wydarzyło się podczas twojego pobytu u Zacka. Nie pomijając
tematu Chanell. - Stwierdził, wstając.
Tak
też zrobiłam. Odbierając woje rzeczy od Rocket która czekała z
nimi pod salą, poszłam prosto pod prysznic. Człowiek nie docenia
tej przyjemności chyba, że kąpał się ostatni raz chyba z rok
wcześniej. Ja tak właśnie się czułam, kiedy myłam włosy. I
gdyby nie ciągłe ponaglanie przez Xandera zza drzwi łazienki, to
chyba siedziałabym tam pół dnia.
Cameron
nie był zachwycony faktem, że przesłuchiwać mnie ma dwójka
jakichś obcych ludzi, ale niewiele miał w tej sprawie do
powiedzenia, więc musiał się zgodzić. Stresował się tym chyba
bardziej niż ja, bo zadecydował, że jeśli nie będzie przy tym
obecny, nie dopuści żeby ktokolwiek ze mną rozmawiał. Mi było to
obojętne, ale skoro on miał przez to poczuć się lepiej, to nie
mogłam się nie zgodzić.
Takim
sposobem wylądowaliśmy w małym pokoiku, w którym chyba miała
panować przyjemna atmosfera, ale wcale tak nie było. Amber, czyli
około trzydziestoletnia kobieta z którą miałam rozmawiać o
ostatnich wydarzeniach wydawała się miła, ale już po kilku
minutach stwierdziłam, że jest po prostu sztuczna. Siedzący obok
niej Igor nie mówił natomiast nic, tylko notował. Opowiedziałam
im wszystko. Od zwyczajów w domu i braku dostępu do internetu,
przez indywidualne nauczanie dzieci, kończąc na zamordowaniu
Jaspera i moją rozmową z Chanell. Nie chciałam wspominać o takich
szczegółach jak ładne części ciała u Camerona, ale Amber była
bardziej dociekliwa niż sądziłam. Skończyło się na tym, że
moja rozmówczyni wyglądała jakby połknęła owada, Cam zasłaniał
usta dłonią żeby powstrzymać wybuch śmiechu, a Igor patrzył na
mnie, jakby mi nagle trzecie oko wyrosło. A przecież on tylko robił
notatki!
- Więc
twoim zdaniem Elliot ci pomógł? - Zapytała kobieta przeglądając
swoje papiery. Zaczynało mnie powoli męczyć to, że potrafiła
jedno pytanie zadawać na dziesięć różnych sposobów.
- Tak.
Twierdzę, że mi pomógł. Od początku różnił się od
pozostałych. Jakby jako jedyny wcale nie chciał zrobić mi krzywdy.
- Powiedziałam twardo, tracąc powoli cierpliwość.
- Tak,
żeby potem zabawić się gdzieś w kącie... - Wtrącił Cam,
oglądając swoje paznokcie. Szlag mnie powoli trafiał...
- Nie
każdy samiec myśli tylko o jednym. - Popatrzyłam na niego z
ironią, a on podniósł na mnie zaskoczony wzrok.
- Mam
to rozumieć jako cios w moją męskość?
- Rozum
to sobie jak chcesz. - Odparłam obojętnie. Tak jak mówiłam, szlag
mnie trafiał.
Oczywiście
Amber miała jeszcze mnóstwo pytań a ja powoli robiłam się nimi
znudzona. No bo ileż można powtarzać w kółko tę samą historię?
W końcu zaczęłam być naprawdę złośliwa, opisując dosłownie
wszystko łącznie z tym, w jakich kubkach Zack pił kawę jakiego
dnia i chyba to ją zniechęciło.
- Chcę zobaczyć się z Elliotem. - Powiedziałam jak tylko wyszliśmy z
tego „przytulnego” pokoiku.
- Nie
ma mowy. - Reakcja Camerona była do przewidzenia. Jak zawsze.
Wywróciłam oczami doprowadzając go powoli do szału. - Nie dość
ci już towarzystwa takich jak on?
- No
ty mi się jeszcze nie znudziłeś... - Mruknęłam obejmując go za
szyję z bezczelnym uśmiechem. Musiał się zgodzić. Nie było
innej opcji.
- Jeżeli
spróbuje ci coś zrobić, to osobiście odstrzelę mu jaja...
- Tak,
tak. - Szłam już w stronę naszego tymczasowego mieszkania. - Załatw
to dla mnie.
W
naszym pokoju normalnie panował ten rodzaj bałaganu, gdzie każda
rzecz ma swoje miejsce. Na przykład ubrania Camerona i Nicholasa
leżały porozrzucane wszędzie i jedynym sposobem żeby przekonać
się, czy są świeże, było sprawdzenie zapachu i stopnia
pogniecenia. Na samym początku biedny Domein próbował to jakoś
ogarnąć i upychał ciuchy po wszystkich szafkach, ale w końcu
poddał się stwierdzając, że jest zbyt mało miejsca. Pranie
robili Cam na zmianę z Xanderem, więc kiedy nie wiedziałam, czy
któreś z moich ubrań jest prane, czy też nie, po prostu wrzucałam
je do kosza z brudami. Może to wredne, bo dostarczałam tym
biedakom jeszcze więcej pracy, ale jeśli chodzi o porządki domowe,
to rozleniwiłam się przez ostatni czas.
Tak
więc kiedy weszłam do środka i zobaczyłam idealny porządek
stwierdziłam, że podczas mojej nieobecności naprawdę sporo
musiało się pozmieniać. Dywany były wyniesione, mieszkanie
wywietrzone, podłoga wyraźnie umyta bo nie było śladów wylanego
lakieru do paznokci Domeina tuż przy stoliku, a przy wejściu do
łazienki stały cztery walizki najwyraźniej czekające na
wyniesienie.
- A
co tu się tak właściwie wyprawia? - Zapytałam chcąc wejść do
środka, ale Domi powstrzymał mnie w ostatniej chwili.
- Nie
brudź mi podłogi. Jest sprzątanie, bo w końcu zaraz wyjeżdżacie.
Rocket cię już spakowała, bo musiałem tu ogarnąć... -
Zakomunikował chłopak w gumowych rękawiczkach.
- Robert
cię do niego zaprowadzi, ale ostrzegam, że nie ręczę za siebie
jeśli ten gnojek coś ci zrobi... - Oświadczył wchodzący na
„czystą podłogę” Domeina Cameron, przez co najwyraźniej
naraził się bratu.
- Czyli
widzisz? Możesz iść. - Czarny zbył mnie machnięciem ręki, po
czym wskazał na warkoczyka - A ty bierz te walizy i zanieś je do
samochodu. I wynocha z mojej czystej podłogi! - Krzyknął, a ja
powoli zaczęłam się wycofywać, zostawiając biednego Cama w jego
łapskach.
Robert
czekał już na mnie na korytarzu i bez słowa ruszył w nieznanym mi
kierunku.
- Dlaczego
chcesz się z nim spotkać? - Zapytał w końcu, przeciągając swoją
kartą po czytniku otwierającym drzwi.
- Sama
nie wiem. Będzie sądzony tak, jak pozostali? - Zapytałam. Z
jakiegoś względu ten chłopak obchodził mnie bardziej niż inni
mimo, że pracował dla mojego ojca. Możliwe, że gdyby nie on,
byłabym już martwa.
- Możliwe,
że zastosują wobec niego jakieś środki łagodzące. Cameron
mi powiedział, co ten człowiek dla ciebie zrobił, ale jeden dobry
uczynek nie zmaże tych wszystkich złych, więc nie nastawiałbym
się na wiele. - Stwierdził tak po prostu, otwierając kolejne
drzwi, tym razem za pomocą normalnego klucza.
Znaleźliśmy
się w tej samej sali, w której zza lustra weneckiego można było oglądać przebieg przesłuchania. Robert podszedł do kolejnych drzwi przez które wchodziło się ko
kolejnej sali i popatrzył na mnie uważnie.
- Jestem
tutaj cały czas. Widzę was, ale nie słyszę, jednak gdybym był
zaniepokojony tym, co tam się dzieje, będę interweniował,
rozumiesz? - Pokiwałam głową ze znudzeniem. - Masz dziesięć
minut. - Oznajmił otwierając drzwi
Właściwie
nie miałam żadnego konkretnego planu ani niczego, co koniecznie
chciałabym mu powiedzieć. Po prostu wiedziałam, że muszę się z
nim spotkać nawet, jeśli Cameron i wszyscy inni byli temu
przeciwni. Chociażby po to, żeby się dowiedzieć, dlaczego
postanowił mi pomóc.
Miał
blond włosy w nieładzie i zielone oczy. Nie dałabym mu więcej niż
dwadzieścia lat ale to pewnie przez niemal dziecinny typ urody. Tacy
ludzie nawet w wieku trzydziestu lat będą wyglądać młodzieńczo.
- Mam
nadzieję, że nie przyszłaś tutaj jako kolejna miła pani chcąca
mnie przesłuchać. Naprawdę to już się robi nudne. - Powiedział
na wstępie, siedząc przy długim stoliku, który poza dwoma
krzesłami był jedynym meblem w pomieszczeniu.
- Chwilowo
mam dość takich pań. - Usiadłam na drugim krześle przyglądając
mu się bez krępacji, ponieważ on robił dokładnie to samo.
- Myślałem,
że Cameron Parker będzie trzymał swoją dziewczynę z dala od nich. - Stwierdził z rozbrajającym uśmiechem.
- Nie wiem, czy wiesz, ale twój ojciec nie pochwala tego związku. -
Rzekł siląc się na poważny ton, na co ja zareagowałam głośnym
cmoknięciem.
- Tatuś
ma specyficzny charakter. A ja lubię się buntować. - Odparłam
nawijając włosy na palec niczym mała dziewczynka i przyprawiając
Elliota o atak szczerego śmiechu, upodabniający go nieco do
Nicholasa. - Przyszłam, żeby ci podziękować. - Momentalnie
przestał się śmiać i popatrzył na mnie jakbym powiedziała coś
kompletnie niedorzecznego. - Za to, że mi pomogłeś. I chciałabym
się dowiedzieć, czemu tak właściwie to zrobiłeś? - Spojrzałam
na swoje dłonie, bo nagle zrobiło mi się głupio. Robert miał
rację. Niby czemu Elliot miałby mi się z czegokolwiek tłumaczyć?
- Ty
chcesz wiedzieć, czy ci po drugiej stronie lustra? - Zapytał kładąc
na stół spięte kajdankami dłonie, na które mimowolnie
spojrzałam.
Przeniosłam
wzrok na jego twarz, ale on patrzył się w stronę drzwi i lustra
weneckiego. Cały jego dobry humor momentalnie się ulotnił
- Ja
chcę wiedzieć. - Powiedziałam a Elliot przeniósł wzrok na mnie.
Wytrzymałam jego spojrzenie, co wcale nie było proste.
- Łatwa
robota, dobra płaca. Wiedziałem, że to co robi twój ojciec nie
jest do końca legalne, ale dopiero po jakimś czasie zorientowałem
się, co on rzeczywiście knuje, a wtedy było już za późno, żeby
się wycofać. Sprowadzał na świat kolejne dzieci i mówił o tobie
jak o jakimś bożku. Dla tych dzieciaków byłaś niczym Chrystus
Zbawiciel. Odmiana losu. A gdybyś wtedy pojechała z Samuelem, nikt
by cię nie znalazł. I nie pomogłyby nawet znajomości Parkera. Po
prostu zrobiłem to, co należało. - Mówił patrząc tępo w blat
stołu, po czym spojrzał na mnie przygryzając wargę jakby się
wstydził.
- Ale
wiedziałeś, że przez to ty pójdziesz siedzieć. - Stwierdziłam w
końcu słysząc trzykrotne pukanie do drzwi będące chyba oznaką,
że czas nam się kończy.
- Ryzyko
zawodowe. - Wzruszył ramionami na powrót przywołując uśmiech na
usta. Nagle z niewiadomych przyczyn zrobiło mi się go bardzo
szkoda. W gruncie rzeczy nie wydawał się złym człowiekiem, tylko
wplątał się w niewłaściwe towarzystwo.
Usłyszałam
jak drzwi się otwierają i nie musiałam patrzeć na Roberta żeby
wiedzieć, że jest zły. Spojrzałam jednak na niego przez ramię.
Odsunął się na bok i ręką wskazywał wyjście, zaciskając wargi
ze złości. Wstałam, uśmiechając się do niego promiennie i zanim
wyszłam odwróciłam się jeszcze do Elliota, przykładając dłoń
do ust i posyłając mu całusa.
- Jesteś
prawie tak dziecinna, Jak Cameron. - Poinformował mnie na wstępie.
Zignorowałam
jego uwagę. W tamtej chwili wydawało mi się, że nic nie jest w
stanie zepsuć mu nastroju. To dziwne, bo byłam w jakimś rodzaju
śpiączki, wcześniej zabijając trzy osoby a jedyne, o czym
myślałam, to że mi się nudzi. Nie potrafię tego wyjaśnić. Po
prostu przyjęłam wieść o śmierci tych osób obojętnie, co z
jednej strony mnie przerażało, ale z drugiej wydawało się
naturalne. Czasu nie cofniemy, a przecież oni chcieli mnie
skrzywdzić. Tak to sobie tłumaczyłam i nie widziałam w swoich
czynach nic złego. Z perspektywy czasu jednak stwierdzam, że moje
zachowanie nie było ani trochę naturalne.
Miałam
iść coś przekąsić, ale ktoś złapał mnie za ramię. Zaskoczona
odwróciłam się i uśmiechnęłam widząc Cama.
- Nie
pożegnasz się ze mną? - Zapytał zanim wpił się w moje usta. On
tak genialnie całował. A ja na śmierć zapomniałam o tym, że w
końcu mamy się rozstać. Byłam tak pochłonięta innymi sprawami,
że nawet tekst Domeina o tym, że wyjeżdżamy nie wydał mi się
podejrzany.
Cami
zaciągnął mnie w jakiś ciemny zakamarek i unieruchomił ręce nad
głową, trzymając je za nadgarstki. Przyciskał mnie swoim ciałem
do ściany, całując we wszystkie możliwe miejsca, do których
tylko był w stanie sięgnąć.
- To
ma być pożegnanie? - Zapytałam wypuszczając głośno powietrze. -
Bo moim zdaniem, zmierzamy tylko do jednego. - Popatrzyliśmy na
siebie kiedy oderwał się ode mnie.
W
ostatnim czasie w ogóle nie mieliśmy dla siebie czasu, więc
naprawdę miałam na niego ochotę. A on wpatrywał się we mnie
swoimi wtedy ciemnobrązowymi oczami z pożądaniem, które
doprowadzało mnie do szaleństwa. Oboje tego chcieliśmy. Nawet,
jeśli mieliśmy mało czasu a chwila i miejsce były najmniej odpowiednie.
- I
chcesz się kochać tutaj? - Zapytał cicho, rozglądając się
dookoła z łobuzerskim uśmiechem. Pokiwałam głową, a on powrócił do obsypywania mnie
pocałunkami. Nie pozostawałam mu dłużna, wsuwając dłonie pod
koszulkę i dotykając umięśnionego torsu.
Nie
mieliśmy stuprocentowej pewności, że nie zostaniemy nakryci, ale
to chyba jeszcze bardziej nas ekscytowało. Niczym dwójka
licealistów w szkolnej toalecie. Zachichotałam na tę myśl.
- Żyj
tak jakby jutra miało nie być a każdy seks przeżywaj jak
pierwszy. - Wymruczał mi do ucha, rozpinając spodnie i zsuwając mi
je niemal do kostek. - I znajdź kobietę, która będzie godziła
się na twoje szaleńcze propozycje. - Dokończył patrząc mi
prosto w oczy, z rozbrajającym uśmiechem małego chłopca, który
właśnie chce napsocić.
Złączył
nasze usta w powolnym pocałunku, który mógłby trwać i trwać a
pode mną ugięły się nogi i jęknęłam cicho, nie myśląc
zupełnie o tym, że ktoś może nas nakryć. Cami powoli zsunął ze
mnie bokserkę pozostawiając mnie w samej bieliźnie a potem
zrzucił z siebie koszulkę która dołączyła do reszty naszej
garderoby na podłodze. Uwolnił moje piersi z biustonosza i zaczął
je pieścić, ściskając mnie jednocześnie za pośladki. Rozpięłam mu luźne
spodnie które same się z niego zsunęły. On pozbył się już
dolnej części mojej bielizny i stałam przed nim zupełnie naga,
przyciskana do zimnej ściany. Ale to nie chłód wywoływał
dreszcze na mojej skórze. Mimowolnie spojrzałam w stronę wąskiego,
ciemnego korytarzyka który dzielił nas od monitorowanej części
budynku.
- Jeśli
ktoś będzie szedł usłyszę to i będziemy mieli wystarczająco
dużo czasu, żeby doprowadzić się do porządku. - Szepnął widząc
moją minę. Mimo wszystko nie chciałam żeby ktoś nas nakrył, ale
chwilami zapomniałam o jego wyostrzonym słuchu, który teraz i ja
posiadałam.
Jego
bokserki nie stanowiły dla nas problemu przez długi czas i moment
później poczułam go w sobie, odchylając głowę do tyłu.
Jestem
pewna, że tak wspaniale mogło być mi tylko z Cameronem. Ludzie
postrzegali go jako kogoś nieokrzesanego, w ogóle nie zwracając
uwagi na jego pozytywne cechy. A prawda była taka, że on bał się
pokazać się od tej dobrej strony, bo ktoś mógłby się
zorientować, że ten bezwzględny bandzior jednak ma serce.
Oddychałam
głośno bawiąc się jego warkoczykiem. Zdecydowanie wolałam
wyprawiać takie harce w łóżku, bo jednak lepiej było przytulać
się do niego w miękkiej pościeli, niż na podłodze. Miał rumieńce
na twarzy i przyglądał mi się zagryzając wargę. Zaczęłam
powoli się ubierać, obserwując go kątem oka. Jakoś nie mogłam
wytrzymać tego, w jaki sposób na mnie patrzył.
- Nie
tak wyobrażałem sobie to pożegnanie. - Rzekł w końcu, kiedy
rzuciłam w niego jego koszulką.
- Ja
też nie. Mogłeś jednak znaleźć nam jakieś milsze miejsce. -
Cmoknęłam w jego stronę z przekąsem.
- Wiesz,
że nie o to mi chodzi. - Zirytował się od razu, podnosząc się do
pozycji stojącej, przez co miałam przez moment świetną okazję
oglądania jego seksownego ciała.
Zapiął
swoje spodnie i złapał mnie za ręce. Jego dotyk nadal przyprawiał
mnie o dreszcze. Pocałowałam go lekko i schyliłam się po
sweterek.
- Bo
to nie było pożegnanie, Cameron. I oboje doskonale o tym wiemy. -
Popatrzyłam na niego z wyższością. - Więc jedź tam, odpocznij
sobie i wracaj. - Odwróciłam się poprawiając włosy. - I nie
uprzykrzaj za bardzo życia tamtejszym strażnikom. Wystarczy, że ci
z Los Angeles cię nie lubią. - Zostawiłam go całkowicie
skołowanego i zaskoczonego. Wtedy miałam już pewność, że wróci.
Są wakacje, a ja kompletnie na nic nie mam czasu! I jeszcze rozdział jest okropnie długi, a miał być jeszcze dłuższy! Drugą część, pisaną przez Camerona wstawię pewnie w piątek lub sobotę. Wiem, że krótki odstęp czasu, ale i rozdział będzie dużo krótszy od tego. Bo jest już gotowy, i biorę się za pisanie epilogu. I tak możecie mnie zamordować, bo przecież ten miał być ostatni. Ale w końcu obiecałam wam krwawą scenę! No bo ta część w ogóle mi się nie podoba, włączając w to końcową scenę. Ale to dlatego, że gotowy rozdział usunęła mi młodsza siostra i musiałam go odtwarzać, a jak wiadomo, to nigdy nie wychodzi tak samo. I pewnie teraz już większość z was nie wierzy w to rozstanie Cama i Evy, ale ja was jeszcze zaskoczę! Wspominałam coś o krwawej scenie? :P
I w ogóle to tutaj jest poruszane tyle tematów... Chanell, Elliot, nowe zdolności Evy, i to wszystko na raz więc nie zdziwię się, jeśli ktoś się pogubi, chociaż starałam się to napisać jakoś z sensem.
Lecę już nadrabiać u was! Buziaki :*
Uh, świetny rozdział ;D nie mam czasu na dłuższy kom, chce tylko żebyś wiedziała, że czytam ;) Świetnie piszesz ;D
OdpowiedzUsuńCzłowieku, to jest GENIALNE! :D Kocham to opowiadanie i nie chcę, żeby się skończyło ;c
OdpowiedzUsuńWreszcie Eva powraca :)
OdpowiedzUsuńCzekam co też wymyslisz w następnym rozdziale. Czekam niecierpliwie :*
rozdział jest niezły ;) ale mam pytanie czy będzie 2 część
OdpowiedzUsuńHej! Również nie mam czasu, nawet w wakacje, ale cóż... trzeba sobie jakoś radzić, co nie?
OdpowiedzUsuńTęskniłam za rozdziałami z perspektywy Evy, lubię czytać jej przemyślenia. Również jej współczuję, ale byłam pewna, że ona się załamie, jak usłyszy, co zrobiła. Co prawda zrobiła to nieświadomie, ale zrobiła. Myślałam, że bardziej będzie to rozpamiętywać, użalać się... a ona nic. Przyjęła to. W sumie już wiele rzeczy tak przeżyła, może to miało na nią jakiś wpływ.
Ja tam się cieszę, że jednak to nie jest ostatni rozdział. Ostatnia scenka była słodka, naprawdę. Tak mi brakowało tego duetu Cam&Eva. Kocham ich normalnie.
Z niecierpliwością wyczekuję dalszych rozdziałów! (Chociaż wiem, że już się kończą...)
Pierwsze, co zauważyłam to to, że razem Eva po przemianie jest inną Evą. Przede wszystkim jest dużo bardziej pewna siebie, zadziorna, chwilami aż do przesady. Zmieniła się. Może miał na to wpływ fakt, że teraz już nie jest bezbronna. Ma swoje moce, może czuć się pewnie. I chociaż niepokoi mnie ta jej chęć zabijania i totalne zobojętnienie wobec faktu, że kogoś uśmierciła, podoba mi się nowa Eva! Ma pazury i potrafi ich używać, a ja to lubię w bohaterkach opowiadań. To sprawia, że są bardziej wyraziste. I na pewno nie nudne. ;)
OdpowiedzUsuńZaciekawił mnie trening, o którym wspomniał Xand. Oczywiście to było do przewidzenia, że będą chcieli pomóc Evie opanować zdolności, ale mimo wszystko ciekawi mnie, jak będą chcieli to zrobić. Mam nadzieję, że w którymś rozdziale znajdzie się na to miejsce, co? Bardzo bym chciała XD Bo to kolejna moja fanaberia - gdy bohaterka opowiadania, filmu czy czegokolwiek, coś ćwiczy, uwielbiam obserwować jej przemianę. Nie wiem, dlaczego. Ale tak już mam. Dlatego taki rozdział, poświęcony opisowi treningu, bardzo by mi się spodobał. ;D
Eva, mistrzyni manipulacji! Teraz Cam na pewno do niej wróci! I mam wielką nadzieję, że tak właśnie będzie. Weźmie braci pod ramię, jednego pod jedno, drugiego pod drugie i grzecznie wrócą tam, gdzie ich miejsce - do domu. Powiedzmy sobie szczerze, więzienie to nie miejsce dla nich. Tamtejsi strażnicy pewnie się o tym niebawem przekonają!
Pozdrawiam i całuję! ;*
Hej, hej, hej.
OdpowiedzUsuńW końcu Eva! Brakowało mi jej, choć teraz jest inna... Nie, żeby mi to przeszkadzało. No, może poza jedną rzeczą - brakiem niechęci do zabijania. Jest teraz bardziej podobna do chłopaków i to moim zdaniem nie jest dobre. W tym rozdziale uświadomiłam sobie, że to jest to, co sprawia, że oni są źli i że agencja chce ich zamknąć - przepraszam, ale muszę to powiedzieć. Bo bez względu na to, dlaczego zabijają - czy to ich geny czy nie - to są mordercami i są niebezpieczni dla społeczeństwa.
Ale Eva wydaje się być bardzo pewna, że to nie jest koniec, więc jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko się potoczy.
Pozdrawiam!
Kurczę, nie mogę uwierzyć, że to końcówka! Szybko to zleciało, nie powiem, ale druga część się szykuje? ;>
OdpowiedzUsuńNo i powiedz, że w ten najbliższej krawewej scenie nie zdecydujesz się zabić Cama! Ani Evy! ani Rocket i Xandera, oczywiście, ale chyba to musze wykluczyć, bo nie robiłabyś tego ponownie! Uff... chociaz tyle :D
W każdym razie mam ogromną nadzieję, że Eva i Cam spotkają się jeszcze. No muszą, nie? Chociaż ta pewność Evy o przyszłym spotkaniu jest troszeczkę podejrzana...
W ogóle, to zapomniałam napisac, że cieszę się, że rozdział z perspektywy Evy. Dawno jej nie było i dopytywałam się o nią i wreszcie jest. Muszę przyznać, że myślałam, że jeszcze będziesz opisywać, że w dalszym ciagu jest szalona i żądna krwi, ale cieszę się, że wróciła do siebie, a przynajmniej w większości. Oby tylko już więcej nie ogarniała ją mordercza pasja.
Smutno, że się rozstali, ale tak miało już być, więc byłam na to przygotowana. No i mam nadzieję, że się kiedyś tam spotkają.
A, i jeszcze cudowny ten gif <3
Pozdrawiam! :**
PS. Odpisuję Ci tutaj, bo nie wiem, czy przeczytałabyś odpowiedź pod Twoim komentarzem u mnie: Tak, czasem tworzę zwiastuny, więc jeśli będziesz chciała, to daj znać, a z przyjemnością go wykonam ;)
Kochana! ;*
OdpowiedzUsuńObiecałam, więc jestem;) Rozdział przeczytany, więc czas na komentarz. Nie wiem czy uda mi się skomentować też najbliższy, ale postaram się. Kilka dni mnie na bloggerze nie było, a zaległości mam takie, że ja pierdzielę;D No, ale nie o tym tu miałam gadać, więc przechodzę do rzeczy!
Miło było wreszcie przeczytać rozdział z perspektywy Evy i dowiedzieć się jakie jest jej zdanie i emocje odnośnie tamtych wydarzeń. W sumie dobrze, że obudziła się dopiero teraz to ominęło ją całe to zamieszanie związane ze śmiercią Xandera. Najbardziej w tym wszystkim przeraża mnie to, że ta jej chęć zabijania nie sprawia jej żadnej przykrości i wręcz cieszy ją to, do czego się dopuściła. To jest straszne, bo pamiętam jak jeszcze kilkanaście rozdziałów wcześniej brzydziła się morderstwami i nie chciała taka być. A tu proszę... Przemiana bardzo ją zmieniła i nie wiem czy na dobre. Z jednej strony tak, bo może sama o siebie zadbać, jest odważniejsza i silniejsza i to czuć z jej gadki, sposobu bycia i w ogóle. Ale z drugiej? Nie chciałabym, żeby przez te swoje geny stała się maszynką do zabijania! W każdym człowieku jest jakieś zło i wydaje mi się, że przemiana wydobyła z niej wszystkie nakłady tego zła. Oby najgorsze już było za nią! ;D Chłopaki mają rację, że trzeba to jakoś ogarnąć i opanować. W końcu ona ma stać po stronie dobra, do cholery! ;D
Żal mi trochę tego Elliota. Jakby nie patrzeć pomógł Evie, a to oznacza, że nie jest do końca zły. No, ale cóż zrobić. Skoro popełnił w życiu tyle błędów, pracował dla Zac'a, wykonywał jego polecenie i pewnie dopuścił się wielu złych rzeczy to jeden dobry uczynek nie zmienia jego sytuacji. Może ewentualnie trochę mu pomoże, ale ten facet i tak jest już skończony... Przykre, niestety;/ Trzeba było uciec od Zac'a póki był jeszcze czas.
Pożegnanie naszych gołąbków wyszło Ci świetnie i szczerze powiedziawszy podziwiam Evę. Ona jest niesamowicie opanowana i spokojna. Chyba naprawdę wierzy, że Cam do niej wróci i ta ich rozłąka jest tylko tymczasowa. No ja nie jestem taką optymistką, mam tylko nadzieję, że nie masz zamiaru ich rozłączyć na zawsze i że chłopaki mają jakiś cudowny plan, żeby obejść tę umowę. Byłam pod wrażeniem tego, co powiedziała Eva...Ja bym pewnie lamentowała, płakała, prosiła, żeby nie odchodził czy coś, a ona na spokojnie, racjonalnie. Teraz najlepiej widać jak wiele się zmieniło i że ona jest kompletnie inna niż kiedyś. Te wszystkie wydarzenia ją zahartowały. Choć i tak myślę, że prędzej czy później ona pozwoli sobie na smutek i żal. W końcu traci kogoś kogo kocha.
Krwawa scena? No nie! :D Wiem ile się można po Tobie spodziewać, więc powiem Ci szczerze, że naprawdę się boję:D Kogo masz zamiar zabić!? Aż mnie korci, żeby przejść do następnego rozdziału, ale nie wiem czy czas mi pozwoli. Ahhh co Ty ze mną zrobiłaś!
Kocham ;*