Z perspektywy Camerona
Siedziałem
na przeciwko mojego braciszka już od piętnastu minut ze śmiertelnym
znudzeniem przypatrując się jego poczynaniom. Aż mnie palce świerzbiły, żeby go teraz
naszkicować, z podkrążonymi oczami, funkcjonującego tylko dzięki
kawie i napojom energetycznym.
-Długo
mam jeszcze czekać?-Spytałem w końcu patrząc jak odstawia kolejny
pusty kubek.-Która to kawa?
-Druga.-Odparł
bez namysłu.
Nie
trzeba było być geniuszem żeby domyślić się, że kłamie.
Zmarniał ostatnio. A to pewnie dlatego, że odpuścił sobie siłownię, wszystkie wyjścia i imprezy. Właściwie to
siedział tylko przed komputerem i nawet nie wiem, kiedy ostatnio
porządnie się przespał.
-Kłamiesz...-Mruknąłem
zirytowany.-Potrzebujesz odpoczynku.
-Odpocznę,
kiedy to wszystko się skończy.-Odparł zamykając komputer. Do
stołu podszedł Mike z grubą teczką pod pachą i kubkiem kawy w
ręku.
-Teraz
mam chwilę, o co chodzi?-Spytał jakby już wcześniej rozmawiał ze
starszym. Xander popatrzył najpierw na mnie a potem na niego a ja od
razu się domyśliłem, że ma wobec mnie jakieś większe plany.
-Ktoś
musi jechać do tej kobiety...Many.-Zaczął biorąc głęboki
wdech.-Nie wyślemy tam całego oddziału antyterrorystycznego, bo
przyglądałem się okolicy i samemu domowi w którym mieszka i nie
wydaje mi się, żeby była szczególnie niebezpieczna. Rozmawiałem z Michaelem i obaj stwierdziliśmy, że najlepiej będzie żeby
pojechały tam dwie osoby. Jedną będziesz ty...-Wskazał mnie
palcem i uśmiechnął się niewinnie. Wywróciłem oczami i
cmoknąłem złośliwie w jego stronę.-A drugą ktoś z agencji.
Zanim przyślą go z Vegas minie parę godzin a nam zależy na
czasie...Mówiąc krótko potrzebujemy kogoś, kto mógłby jechać z
Cameronem.-Popatrzył na Mike a ten nie wiadomo czemu od razu
przeniósł wzrok na mnie.
-Zakładam,
że Andrew odpada?-Spytał z uśmiechem a ja dosłownie zaniemówiłem.
I tak miałem zły dzień, a wszyscy za główny cel obrali sobie
dobicie mnie. jak nic moja uroda na tym ucierpi...
-Może
weźmy jego, Dianę i Marshala i zróbmy ognisko?-Zaproponowałem
sarkastycznie.-Będziemy piec pianki i opowiadać sobie o starych
dobrych czasach...-Założyłem kaptur na głowę i oparłem się
czołem o blat stołu.-Dobijcie mnie.
-Nie
teraz kotek. Jak skończymy robotę...-Mruknął Xander a ja
usłyszałem w głowie jego głośny śmiech.
-Robert
z tobą pojedzie.-Zakomunikował Nelson wstając.-Ja mam za dużo na
głowie. A i Xander...Prześpij się. Nie wyglądasz
najlepiej...-Mruknął wychodząc. Wskazałem za nim ręką,
równocześnie patrząc na brata.
-Widzisz?
Nawet on zauważył że coś jest nie tak...Odpuść sobie trochę.
-Zbieraj
się.-Warknął starszy ponownie otwierając komputer.-Zaraz ruszacie.-Powiedział w chwili kiedy do pokoju wszedł Robert.
Wstałem i upewniwszy się, że mam w kieszeni kluczyki do samochodu,
ruszyłem w kierunku wyjścia.
-Mógłbym
się dowiedzieć, gdzie konkretnie jedziemy?-Spytał Robert kiedy
wyjeżdżaliśmy z podziemnego parkingu. Szczerze mówiąc to trochę
działało mi na nerwy, że to właśnie on ze mną jechał. Wolałbym
żeby to była Mia albo Lin, ale ta pierwsza była potrzebna mojemu
bratu a ten drugi nadal niezdolny do takich wypadów.
-Mamy
jechać do San Diego sprawdzić niejaką Manę Aoki, która może nas
doprowadzić do Marshala.-Zacząłem wyjaśniać wyjeżdżając na
ulicę. Chłopak westchnął głośno.-Równie dobrze mogę sam to
załatwić więc jeśli pojechanie tam to dla ciebie taki problem, to
możesz jeszcze wysiąść...-Warknąłem zirytowany, patrząc na
niego kątem oka. Korzystając z okazji, że o drugiej w nocy na
ulicach Los Angeles ruch jest niewielki nie zwalniałem poniżej
setki nawet na światłach.
-Musisz
być taki ostry?-Naskoczył na mnie blondyn.-Al-Kadi mówi, że się
nie staramy, ale uwierz mi, że ja osobiście usiłuję jakoś nad
sobą panować. Ty też dla odmiany byś mógł...
-Wybacz,
że nie jestem względem ciebie jakoś szczególnie optymistycznie
nastawiony!-Odparłem sarkastycznie. Robert tylko się zaśmiał, a
ja zacisnąłem dłonie mocniej na kierownicy.
-Naprawdę
ja myślałem, że ten twój sarkazm to jest taka maska ochronna na
czas pobytu w więzieniu, ale ty naprawdę taki
jesteś!-Parsknął.-Wiesz co? Współczuję osobom, które muszą
cię znosić na co dzień. Tę twoją opryskliwość i...
-W ogóle
mnie nie znasz!-Niemal krzyknąłem jeszcze bardziej przyśpieszając.
Zdecydowanie to nie był mój dobry dzień.
-A jak
niby ktokolwiek miałby cię poznać, skoro wszystkich od siebie
odpychasz?-Spytał a ja odwróciłem głowę w jego stronę.-Patrz na
drogę!-Dodał szybko.
-Tak
jest dziadku...-Wróciłem wzrokiem z powrotem na jezdnię.-Kiedy
ludzie się poznają, ujawniają przed sobą swoje słabości...Dlatego
lepiej trzymać się na dystans...-Mruknąłem bardziej do siebie niż
do niego.-Tym bardziej, że niedługo to się skończy i wszystko znowu
wróci do normy. Na tym polega nasza umowa.
-A gdyby
anulować umowę?-Spytał po dłuższej chwili ciszy.
-Kpisz
ze mnie?-Spytałem między jednym napadem śmiechu a drugim. To by
mogło być ciekawe.
-Pytam
całkowicie poważnie.-Odparł urażony.-Myślisz, że mógłbyś
wrócić do tego co było kiedyś, gdyby ktoś dał ci czystą
kartę?-Zapytał. Zastanawiałem się przez chwilę.-Ej, mieliśmy
jechać do San Diego!-Powiedział w chwili, kiedy wjechałem na
podjazd naszego domu, teraz z każdej strony oświetlonego
dziesiątkami lamp.
-Muszę
wziąć coś z domu.-Powiedziałem.-Trochę mi zejdzie, więc...Chodź,
jak chcesz.-Zaproponowałem modląc się w duchu, żeby odmówił.
Teoretycznie jakbym wpuścił go tylko na korytarz, czy do kuchni, to
nic by się nie stało, ale...Przerażał mnie fakt, że ktoś obcy
może tam wejść.
-Miałbym
odmówić wycieczki po twierdzy Parkerów?-Spytał, spoglądając na
dom z cwaniackim uśmiechem.-Chętnie napiję się kawy.-Minął mnie
i ruszył przodem. Bliski spoliczkowania za to siebie samego ruszyłem
wolno za nim, wyobrażając sobie minę Xandera, kiedy się dowie, że
go tu wpuściłem.
-Trzeba
wpisać kod...-Mruknąłem rozbawiony widząc, jak Robert mocuje się
z klamką. Odwrócił się kiedy wystukiwałem na wyświetlaczu
dwanaście cyfr po czym przycisnąłem do czytnika kciuk. Drzwi
ustąpiły i otworzyły się automatycznie, pozwalając nam wejść do
środka
-To
wy...-Mruknęła Eva schodząc po schodach w mojej koszulce która
sięgała jej prawie do kolan.
-Och...Spodziewałaś
się kogoś innego?-Spytałem obejmując ją i wtulając w jeszcze
wilgotne włosy. Popatrzyła na mnie i wywróciła oczami.
-Może...-Powiedziała
przygryzając wargę.-Ile mamy czasu?
-Nie
dużo...-Westchnąłem z rezygnacją, obserwując przy tym jej minę.
Zdecydowanie nie była zadowolona z mojej odpowiedzi.-Ale jak wrócę,
to znajdę parę minut...
-To jedź
już!-Klepnęła mnie w pośladki.-Musimy jakoś spożytkować nadmiar
mojej energii...-Szepnęła mi cicho i dała szybkiego całusa. Nie
sposób opisać jak jej słowa na mnie podziałały. Co dziwne, bo
mnie zwykle trudno podniecić, a ona robiła to chyba nawet
nieświadomie.
-Przepraszam,
ale ja naprawdę chcę się napić kawy...-Dobiegł mnie z tyłu głos
Roberta. Przygryzłem wargę patrząc kątem oka na niechcianego
gościa który przyglądał się nam z bezczelnym uśmiechem na
twarzy. Miałem ochotę go tak porządnie pieprznąć za to, że
popsuł taką chwilę, ale Eva w porę zareagowała.
-Chodź!-Minęła
mnie i pociągnęła go za rękę w stronę schodów.-A my wrócimy
do tego tematu później!-Rzuciła przez ramię.
Wszedłem
do swojego pokoju z głupawym uśmiechem na ustach i od razu
spostrzegłem Radżę leżącego tuż pod drzwiami i uderzającego
ogonem o podłogę. Zerwał się z miejsca jak tylko mnie zobaczył i
niemal przewrócił, ocierając się o mnie swoim wielkim cielskiem. Tak w sumie to zamiast
rozwiązywać sprawy agencji to powinienem zająć się sobą i
zwierzakami, bo teraz, to już praktycznie nie mogę nazywać ich
swoimi. W większości opiekowały się nimi Loca i Layla.
Zrzuciłem
z siebie koszulkę i wszedłszy do łazienki popatrzyłem na swoje
odbicie w lustrze. Niech ludzie gadają co chcą, ja uważam, że
jestem piękny. Już nie tylko przystojny ale po prostu idealnie piękny. Zanim
ktoś spyta, to tak! Poniekąd jestem w sobie zakochany. I właściwie
to nawet się z tym nie kryję. No bo czemu ludzie mieliby nie
wiedzieć, że jestem cudowny?
Przejechałem palcem po ranie jaką zafundowała mi ostatnio ta
laska przysłana przez Marshala. Niby wszystko ładnie się goiło,
ale i tak byłem przerażony tym, że mój śliczny brzuszek mogłaby szpecić
jakakolwiek blizna.
Wziąłem
szybki prysznic i owinięty tylko ręcznikiem w pasie wszedłem po
metalowych schodach na górną część mojego pokoju w celu wybrania
sobie jakichś ubrań. Ubierałem się słysząc za sobą ciche
pomrukiwanie lygrysa. Wiedział, że gdzieś się wybieram i
najwyraźniej chciał iść ze mną.
-Ciekawe,
czy wujek Robcio boi się dużych kotków, co?-Spytałem targając
go za wielki łeb. Odpowiedział mi cichym warknięciem a ja nie
miałem sumienia, żeby go tak tu zostawić.-Ale masz być
grzeczny.-Powiedziałem schodząc z powrotem na dół. Miałem już wychodzić, kiedy do pokoju cicho wsunął cię Nicholas.
-Masz
chwilę?-Spytał rozglądając się po pokoju. Nie czekając na
odpowiedź rozsiadł się na łóżku i zaczął wyjmować z teczki
którą ze sobą przyniósł, jakieś papiery i mi je
pokazywać.-pobrałem Evie krew i próbki naskórka i trochę
poeksperymentowałem i...Krótko mówiąc dziewczyna jest naprawdę
ciekawa.-Powiedział patrząc to na mnie, to w papiery. Otworzyłem
stojącą na szafce puszkę Red Bulla i pociągnąłem sporego łyka.
-Nie
bardzo rozumiem...Jest z nią coś nie tak?-Spytałem zaniepokojony.
Wszyscy
wiedzieli, że na Evę trzeba uważać bo to, że bez większych
problemów przeszła przemianę nie znaczy, że teraz już będzie z
górki. Wręcz przeciwnie, bo teraz trzeba nauczyć ja kontrolować
zdolności i przede wszystkim panować nad sobą, jeśli miała zostać
w agencji i nikomu przy tym nie zrobić krzywdy.
-Prostymi
słowami powiem tak: jeśli ktoś uciąłby jej rękę, to by nie
odrosła jak ogon u jaszczurki. Ale gdyby doszło do otwartego
złamania to prawdopodobnie bez niczyjej pomocy kość zrosłaby się
w ciągu maksymalnie kilku godzin.-Powiedział szczerząc się co
akurat u Nicholasa było częste.-Jej komórki niezwykle szybko się
regenerują. Nie znaczy to, że można do niej strzelać aż będzie
podziurawiona jak ser szwajcarski bo prawdopodobnie umrze, jak każdy,
ale nie stanie się to w wyniku ran postrzałowych a z wyczerpania,
gdyż taka regeneracja to jednak spora utrata energii w
organizmie.-Mówił głaszcząc Radżę po brzuchu i dalej
przyglądając się papierom.-Innymi słowy trafiła ci się laska nie
do zdarcia.-Uśmiechnął się jeszcze szerzej. A ja rzuciłem w niego
leżącą na podłodze piszczącą zabawką któregoś ze zwierzaków.
-Nie
pozwalaj sobie.-Skarciłem go słysząc jego głośny chichot.
-Chyba
sprostasz zadaniu, co?-Spytał podnosząc na chwilę głowę i po raz
kolejny zanosząc się śmiechem.-Jakby co to mogę powiedzieć
chłopakom żeby ci pomogli!
-Mam
rozumieć, że ty sobie z Domim radzisz świetnie?-Przekręciłem
głowę a on w jednej sekundzie znieruchomiał i zaczął mruczeć
zupełnie jak Radża kilka minut wcześniej.
-On jest
cholernie niewyżyty...-Mruknął przyciskając twarz do poduszki. Po
czym złapał się za brzuch.-A ja teraz cholernie głodny. Nie
jadłem nic od dwóch godzin i burczy mi w brzuchu!-poskarżył się
wstając i zbierając porozrzucane kartki.-A wracając do Evy, to
prawdopodobnie coś się jeszcze u niej rozwinie...Hormony jej
szaleją i trzeba mieć ją non stop na oku. Ona jeszcze...
-Nie!-Uciąłem
krótko.-I nie możemy do tego dopuścić.
-Wiem
stary...Ale to będzie trudne, zważywszy na jej charakterek, nie
sądzisz?-Spytał stojąc już w drzwiach.-Powinieneś z nią pogadać.
Lepiej, żeby o wszystkim dowiedziała się od ciebie niż potem
panikowała nie wiedząc, co się dzieje.-Powiedział patrząc na
mnie i wyszedł. Stałem przez chwilę zastanawiając się nad jego
słowami po czym słysząc wołanie z korytarza dopiłem szybko napój
i wrzuciłem puszkę do kosza.
-Co to
jest?-Spytał Robert patrząc na Radżę, czołgającego się za mną
śmiesznie po podłodze.
-To jest
Radża. Nudzi mu się, więc jedzie z nami.-Mruknąłem idąc w stronę
garaży i zostawiając zszokowanego blondyna za sobą. Obszedłem dookoła wszystkie wozy i podszedłem do
gablotki, żeby wyciągnąć z niej kluczyki do czarnego Jeepa.
Otworzyłem tylne drzwi a do auta natychmiast wskoczył lygrys i
wsiadłem za kierownicę.-Tak.-Powiedziałem wyjeżdżając na
podjazd.
-Co
tak?-Robert zmarszczył brwi a ja wywróciłem oczami.
-Odpowiedź na twoje pytanie brzmi: tak.-Powtórzyłem i widząc jak blondyn
marszczy brwi dodałem szybko:-Pytałeś, czy byłbym w stanie wrócić
do tego, co było kiedyś. Ze statusu uciekiniera do agenta. Możliwe,
że tak, ale tylko gdybyśmy postanowili to wszyscy trzej. Gdyby
chociaż jeden z nas się nie zgodził, nie zrobiłbym tego. Bo
uwierz mi, że fakt, że poluje na ciebie twój własny brat bliźniak
nie jest przyjemny.-Niemal wyszeptałem i powiedziałem coś, czego
nigdy bym się po sobie nie spodziewał.-Nigdy nie chciałem takiego życia.
Ale mając dwadzieścia dwa lata nie chciałem iść do więzienia na
resztę życia za coś, czego nie zrobiłem. A tak przynajmniej
jestem z braćmi. I cokolwiek by się nie wydarzyło, zostanę z nimi
do końca.
-Masz
broń?-Zapytałem stając na ulicy na przeciwko małego domku
jednorodzinnego.
-Desert eagle.-Powiedział odsuwając bluzę.-Przecież mamy tylko ją
aresztować, tak?
-Przezorny
zawsze ubezpieczony.-Wyjąłem ze schowka glocka osiemnaście i
sprawdziłem magazynek. Wyszedłem z samochodu i zamknąłem za sobą
drzwi, po czym wypuściłem Radżę.-Zostań.-Szepnąłem głaszcząc
go po łbie. Kot zaczął mruczeć, ale po chwili położył się przy
kole samochodu.
-Kto
będzie rozmawiał?-Spytał Robert idąc przede mną.
-A kto
ma odznakę?-Odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Chłopak westchnął
głośno i zadzwonił do drzwi. Przez dłuższy czas nikt nie
otwierał i dopiero kiedy zadzwonił po raz drugi, w oknie na górze
zaświeciło się światło. Po niecałej minucie drzwi otworzyła
wysoka Azjatka, otulająca się czarnym prześwitującym szlafrokiem.
-Czego
chcecie?-Rzuciła opryskliwie, mierząc nas dwóch wzrokiem.
-Jesteśmy
znajomymi Jeana, ale ostatnio straciliśmy z nim kontakt...Mogłaby
pani pomóc nam się z nim jakoś skontaktować?-Spytał uprzejmie
Robert nie zwracając uwagi na pogardliwą minę Azjatki.
-Towarzyszę
mu tylko w trakcie gry w karty, nie jestem jego sekretarką!-Oburzyła
się.-I proszę mnie więcej nie nachodzić!-Dokończyła chcąc
zatrzasnąć nam drzwi przed nosami, ale wysunąłem przed siebie
stopę, skutecznie jej to uniemożliwiając.-Jeżeli mnie nie
zostawicie, zadzwonię po policję!
-Chyba
nie będzie takiej potrzeby.-Oświadczył Robert wyjmując z za
koszulki odznakę i pokazując ją kobiecie.-Agent Robert Brown,
zechce pani z nami?-Spytał oficjalnie i nie czekając na zgodę
ruszył w kierunku drzwi.
-Aresztujecie
mnie?-Popatrzyła na nas zdziwiona.-Nic nie zrobiłam, nie
możecie!-Patrzyła na mnie z nienawiścią wymalowaną na
twarzy.-Jestem w piżamie!-Zakomunikowała w końcu kiedy Robert ją
skuł i prowadził w kierunku samochodu, tłumacząc że ma prawo
zachować milczenie i takie tam bzdety, które słyszałem dziesiątki
razy.
-Spokojnie,
Radża ma gęste futerko to cię ogrzeje.-Mruknąłem widząc kota
czekającego na nas tuż przy wozie. Wskoczył do jeepa kiedy tylko
otworzyłem drzwi gotowy do zabawy z kobietą która niemal płakała
siadając obok niego i nie wiem, czy z odrazy czy ze
strachu.-Zapewniam że jest tak spokojny, jak i jego
właściciel.-Powiedziałem do niej wsiadając za kierownicę
-I to
mnie właśnie martwi...-Mruknął Brown siadając na miejscu
pasażera.
-No coś
ty! On cię polubił!-Popatrzyłem w lusterko i na kota który łasił się do Azjatki i mruczał niczym mały
kociak.-Chociaż w sumie czemu się dziwić...On kompletnie nie zna
się na ludziach...
-Zamknij
się i jedź już!-Skarcił mnie trącając w ramię.
Uśmiechnąłem
się tylko pod nosem, ale zanim dojechaliśmy do Los Angeles
straciłem cały dobry humor bo siedząca za mną Mana co chwilę
wybuchała szaleńczym płaczem a Robert chyba starał się tłumić
ten odgłos śpiewając głośno piosenki puszczane w radiu...
I znowu przychodzę późno z rozdziałem, a obiecywałam poprawę...chociaż nie było aż tak długiej przerwy, jak ostatnio :) ale chyba powoli wraca mi wena i nie jest już tak źle jak jeszcze 2 tygodnie temu, a to chyba dobry znak :D mam u was zaległości, ale nadrobię je jeszcze w ten weekend, obiecuję :) A co do rozdziału to jeśli ktoś spodziewał się jakiejś większej akcji, to będzie zawiedziony...ale już niedługo coś wymyślę, możecie być tego pewne :) A i przepraszam za ewentualne błędy, rozdział sprawdzałam na szybko.
pozdrawiam :*
Och Caaaami ! <3 I jak go nie uwielbiać?
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny pokazujesz, że to facet niesamowity! Ja nie wiem jak udało Ci się stworzyć w tej swojej uroczej główce takich fajnych bohaterów!
Mam nadzieję, że Xander się ogarnie bo ja tu sobie nie życzę śmierci w wyczerpania albo nadmiaru kofeiny!
Co do zdolności Evy to... WOW. Jest prawie nieśmiertelna.. Zastanawiam się czy jakby została postrzelona w głowę, a kula przeszła przez mózg to on też by się zregenerował? A co jakby dostała w serce?
No i jeszcze sprawa z tymi hormonami... Mm nadzieję, że nie planujesz niczego okropnego!
I jeszcze trochę pozachwycam się Cameronem.. Ta jego wypowiedź, że mógłby wrócić i pracować jako Agent..Zaskoczyłaś mnie ;)
Weny, weny i jeszcze raz weny młoda! ;*
Z początku zastanawiałam się z czyjej to perspektywy, bo nie jest na górze napisane, ale po drugiej linijce już się ogarnęłam :D
OdpowiedzUsuńNajbardziej zaciekawiła mnie rozmowa Nicka z Camem. Byłam zainteresowana zdolnościami Evy i teraz wiemy coś o niej więcej. A to ciekawe. Jesli moglabym mieć jakąś super moc, chciałąbym by było to uzdrawianie. Serio :D Dlatego zazdroszczę Evie ogromnie :D
Ej, to jeszcze coś czeka przed Evą? czyli to jeszcze nie koniec? co jeszcze powinna wiedzieć? Naprawdę zaintrygowałaś mnie tym! Proszę, szybko wyjaśnij co jeszcze trzymasz w zanadrzu!
Oooo i Radża się pokazała <3
No i niech Xander wyluzuje. Niech Rocket się nim zajmie i pomoże mu wypocząć, bo chłopak się zamęczy na śmierć.
hahaha, i nie mogę z Camerona i z jego próżności :D To jest takie śmieszne i genialne, ze mówi sobie, że jest piękny :D Nie mogę :D
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie na nowy rozdział Cienia Gritmore:
http://the-shadow-of-gritmore.blogspot.com
Aresztowanie Man poszło zaskakująco szybko! Obawiałam się jakiejś strzelaniny, pułapki, że coś pójdzie nie tak, a sprawy się pokomplikują, a tu spokój i cisza. Naprawdę łatwo im poszło, ale to dobrze. Może teraz Cam będzie miał czas by zająć się Evą;D Swoją drogą rzeczywiście miał chyba gorszy dzień. Bo choć nacodzień jest chamem i wredotą to nie do takiego stopnia jak dziś. Nic mu nie pasowało. Chyba tylko spotkanie Evy jakoś ukoiło jego nerwy. Gdy zaczął wyrażać pochlebne opinie na temat swojej osoby, wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. To dopiero skromność! Nie lubię osób, które są zakochane same w sobie i on chyba też trochę z tym przesadza. Znać swoją wartość, a kochać samego siebie to różnica.
OdpowiedzUsuńInteresujące wydaje mi się pytanie Roberta. I wydaje mi się, że nie zadał go od tak, po prostu. Za tym musi kryć się coś więcej. Gdyby chłopcy zgodzili się zostać agentami, uniknęliby więzienia. Mogliby dalej spotykać się ze swoimi drugimi połówkami i to byłoby chyba najlepsze wyjście. Ciekawi mnie, co postanowią.
Dużo weny! ;*
A przy okazji serdecznie zapraszam na kolejny rozdział "Walczę i zwyciężę" ! Pozdrawiam i życzę miłego dnia ;*
Twoje opowiadanie znalazłam przypadkowo. Weszłam w zakładkę "Bohaterowie" i zaskoczyła mnie taka ogromna ilość bohaterów. Zaczęłam czytać i zakochałam się! Jako, że nareszcie mam długi weekend, mam chwilę czasu- przeczywałam wszystkie rozdziały od razu. Pokochałam Cam'a. Cudowny z niego facet, chociaż czasami nie potrafię go zrozumieć. Jest dosyć skomplikowany. Zazwyczaj jest tak, że nienawidzę głównych bohaterek, a u Ciebie? Polubiłam Eve, nie jest taka głupia jak mi się na początku wydawało. Jest dojrzałą i mądrą dziewczyną jak na swój młody wiek! Poza tym ich związek jest dosyć dziwny. Niby między nimi jest spora różnica czasu, ale jakoś się dogadują. Może dlatego, że ten staruch często zachowuję się jak dzieciak. Fajne jest to, że piszesz z perspektyw innych bohaterów, a nie tylko jednego, Bardzo ciekawi mnie ta cała przemiana Eve. Przeszła ją, prawda? Sądzę, że te szybkie leczenie się to dopiero początek i będzie tych jej "mocy" dużo więcej. Mam nadzieję, że przy "poznawaniu" nowej siebie nikogo nie skrzywdzi. Przy okazji zdziwiło mnie, że dziewczyna nie brzydziła się rozkrajać tego ciała. Eww.. Ja pewnie bym wymiotowała. No i interesujące jest to pytanie Roberta. Gdyby chłopcy zgodzili się zostać agentami, uniknęliby więzienia, prawda? Byliby wolni, mogliby spotykać się ze swoimi parterami itd. Strasznie ciekawi mnie co zrobią.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za długość komentarza. W sumie to pierwszy raz komentuję to opowiadanie, ale jestem pewna, że często tu będę zaglądała. No i przepraszam za ewentualne błędy- dodaję komentarz z komórki, więc może ich się pojawić bardzo dużo.
Pozdrawiam i życzę dużo weny! :)
/Zuzanna
No, widzę że szybko im to wszystko zeszło. W sumie trochę szkda mi tej prostytutki, jeśli nie wiedziała o wszystkich sprawkach swoich klientów. No bo to byłoby naprawdę głupie ze strony Jeana gdyby rozpowiadał o wszystkim swoim... ekhem, koleżankom. Mimo to mam nadzieję, że Mana im pomoże i niedługo dojdzie do wielkiej konfrontacji!
OdpowiedzUsuń