Z perspektywy Camerona
Wsiadłem
do samochodu i przez chwilę jeszcze obserwowałem, jak czarna
limuzyna wyjeżdża z posesji. W sumie to bez większych starań
mógłbym odpalić silnik i wjechać w tył wrogiego pojazdu.
Najwyżej trochę bym się pokaleczył. Nie mogłem sobie darować
tego, że puszczam swoją kochaną Evę z tym psychopatą. Powinienem
był wtedy już coś zrobić. Cokolwiek, byleby tylko ją przy sobie
zatrzymać. A ja siedziałem i jak ostatni dureń wierzyłem, że
wszystko pójdzie według planu. Popatrzyłem na Isobell która
usiadła obok mnie i zdejmując kaptur z głowy również przyglądała
się odjeżdżającemu samochodowi.
- Wszystko
będzie dobrze. - Szepnęła, wsuwając swoja drżącą dłoń w moją.
- Chyba
to ja powinienem cię o tym zapewniać, nie uważasz? - Spytałem
patrząc na nią.
No
właśnie. Prawie się nie znaliśmy. Właściwie to ten skurwiel
spędził z nią więcej czasu niż ja. I zdawałem sobie sprawę, że
z paru rzeczy będę musiał się przed nią ostro tłumaczyć. Ale
była już przy mnie, a to najważniejsze.
- Ale
ja w to wierzę, a ty nie. - Powiedziała z nieśmiałym uśmiechem. -
Dlaczego zmieniłeś dredy na to? - Zapytała mieniając temat.
Ostrożnie wysunąłem swoją dłoń z jej i odpaliłem samochód.
- Pamiętasz
moje dredy?
- Tego
mopa nie da się zapomnieć. - Zaśmiała się słodko, na co ja
tylko się skrzywiłem. moje dredy były cudowne. - Ale mimo wszystko nadal wyglądasz jak mój
starszy brat. - Stwierdziła. - I nie wiem, czy powinnam się tym
martwić, czy nie. - Mruknęła a ja dopiero wtedy zorientowałem
się, że przecież ona może o niczym nie mieć pojęcia.
- Zack
nie mówił ci...
- Że
jestem mutantem? - Przerwała mi. - Wspomniał. Mówił też coś o
tym, że jesteś mordercą i krzywdzisz ludzi. Że gdyby nie on to
teraz byłabym martwa. - Wyszeptała chowając dłonie w rękawy
bluzy. - Chciał, żebym to jego traktowała jak ojca. I pewnie tak
by się stało, gdyby nie Kieran. On nigdy nie zwrócił się do
Zacka tato. Koniec końcem ja też. Zwłaszcza, po przemianie
Jasona. Kiedy pozwolił mu umrzeć. Jest potworem.
- A
jeśli to co o mnie mówił, to nie do końca było kłamstwo? -
Zapytałem przyglądając się szatynce. Myślałem, że zaraz na
mnie naskoczy, ale ona uparcie milczała.
- Mordujesz
ludzi? - popatrzyła na mnie ze łzami w oczach.
W
tamtej chwili myślałem, że może nie powinienem jej mówić o tym
wszystkim. Nie wtedy. Ale zasługiwała na prawdę. Nie mogłem
pozwolić żeby uważała mnie za kogoś, kim na pewno nie byłem.
Evę okłamywałem i źle na tym wyszedłem. I nawet, jeśli Isobell
miała tylko trzynaście lat i wystarczająco przeszła, to powinna
sama zadecydować, czy mnie akceptuje, czy nie. W sumie to podziwiam
sam siebie, bo gdyby ta rozmowa miała miejsce kilka miesięcy
wcześniej, to zapewne zmyśliłbym na poczekaniu jakąś historyjkę.
- Czasami. - Przyznałem.
- Więc
czemu nie siedzisz w więzieniu?
- Bo
uciekłem. - Mruknąłem zjeżdżając z głównej drogi. - Ale tam
wrócę.
Przez
kolejne kilkanaście minut żadne z nas nic nie powiedziało. Mógłbym
się jakoś tłumaczyć, ale po co? Byłem potworem. Mordowałem. Ale
nie wyobrażałem sobie, że przyznanie się do tego przed własną
córką będzie takie trudne. Nie wiem, co w ogóle sobie wcześniej myślałem.
- Ale
mnie nie skrzywdzisz, prawda? - Spytała ponownie wsuwając swoją
dłoń w moją. Jako, że na drodze był słaby ruch, nie musiałem
zbytnio się na niej skupiać.
- Może
to zabrzmi banalnie, ale jesteś moją córką i cię kocham. Nigdy
nie chciałem, żeby to wszystko cię spotkało. Przepraszam. -
Powiedziałem.
W
sumie samo Przepraszam niewiele dawało, biorąc pod uwagę że
spierdoliłem jej życie. Z resztą nie jako pierwszej. Evie też.
Tylko że ta druga miała na to jakiś wpływ. Sama wybrała, że
chce ze mną być. Fakt, zależało mi na niej i chyba bym sobie coś
zrobił, gdyby mnie zostawiła. Mało tego, szalałem na jej punkcie
i kiedy tylko widziałem to podniecałem się jak nastolatek, ale to
chyba dlatego, że była kompletnym przeciwieństwem mnie. Była
dobra. Ale mimo wszystko sama wybrała. A Isobell była ze mną
złączona niezależnie czy tego chciała, czy nie.
W
sumie, jak tak teraz siedzę i o tym myślę, to jeszcze rok wstecz
takie przeprosiny czy przyznanie się do winy nie przeszłoby mi
przez gardło. Byłem wolny. Nie musiałem nikomu się tłumaczyć z
tego, czemu się z kimś przespałem czy kogoś pobiłem. A teraz
spowiadałem się trzynastolatce. Muszę koniecznie pogadać z
Xanderem i Domim. Oni są bardziej doświadczeni w sprawach trwałych
związków i wszystkiego, co się z tym wiąże.
- Wiem.
Gdyby tak nie było, to nie ryzykowałbyś, żeby mnie odzyskać. Ale
dla mnie to też trudne. Ja...Przez cały ten czas myślałam, że te
wszystkie rzeczy, które mi opowiadał o tobie i te taśmy które nam
puszczał były tylko po to, żebym cię znienawidziła. A jeśli to
prawda, to ja jestem przerażona. - Szepnęła patrząc mi w oczy ze
łzami płynącymi po policzkach. Drżącą dłonią je otarła.
Zaparkowaliśmy
przed agencją ale jakoś żadne z nas nie śpieszyło się, żeby
wysiąść. Przysięgam, że to była jedna z najtrudniejszych rozmów
w całym moim życiu. Zwykle nie obchodzi mnie, co ludzie o mnie
myślą. Ale o dziwo byłem przerażony tym, że mogłaby mnie
odrzucić, co sądząc po jej minie było bardzo prawdopodobne.
- Domyślam
się. - Przyznałem. - Idziemy? - Zapytałem wskazując brodą na
Xandera, który najwyraźniej czekał na nas w drzwiach.
- Mam
stracha. - Przyznała szatynka wychodząc z samochodu. - No wiesz. Z
tego co wiem, to ostatnim razem tamci próbowali się mnie pozbyć.
- Mnie
też. Ale strasznie nieudolnie im to wychodzi. - Wskazałem na siebie
a mała parsknęła śmiechem.
- To
nie jest zabawne. - Powiedziała w końcu. - Tym bardziej, że chyba
właśnie idziemy do ich siedziby, no nie?
- Czysto
teoretycznie. - Odparłem przepuszczając ja pierwszą w drzwiach.
- Co
czysto teoretycznie? - Zainteresował się Xander idąc za mną. Z
jednego z korytarzy wybiegła córka Codyego i szybko zaczęła
machać ręką w stronę Isy.
-
Pójdę z Abigail, dobrze? - Spytała patrząc na mnie. Pokiwałem
głową a Isobell od razu rzuciła się w stronę szatynki i już po
chwili obie zniknęły w jednym z korytarzy.
- Mówiliśmy
właśnie, że ty tu rządzisz tylko czysto teoretycznie. W
rzeczywistości nie masz nic do gadania. I możesz mi już oddać
telefon. Nadal masz szlaban.
- Zabawne. - Odparł ze znudzeniem. - Nie mogę. Muszę jeszcze zadzwonić do
Locki, bo mieliśmy pojawić się na ostatnim spotkaniu a je
ominęliśmy i musi wysłać mi notatki, co postanowili w związku ze
sprawą w Japonii. Niedługo początek sezonu a prawdopodobnie nie
mamy wystarczająco dużo paliwa, żeby zaopatrywać wszystkie
maszyny. Musisz się tym zająć, to twoja działka. - Pokazał palcem
na moje czoło, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.
- Zapasy
paliwa starczą do połowy maja. Set obiecał coś załatwić. -
Mruknąłem i widząc jego niepewną minę dodałem szybko: -
Spokojnie. Powiedziałem mu, że żadna kradzież nie wchodzi w grę.
- Wyciągnąłem ostrożnie telefon z jego dłoni. - Wszystko
załatwione. A teraz ty mnie pociesz. - poprosiłem opierając głowę
o jego ramię.
- Ja
ciebie? Twoja dziewczyna przynajmniej nie zamyka ci drzwi przed
nosem.
- Masz
rację. Moja oddała się w ręce swojego ojca psychopaty. To dużo
lepsze niż obrażenie się na cały świat i przesiadywanie w
sypialni. - Mruknąłem sztucznie, ale po chwili zorientowałem się,
że starszy naprawdę jest tym przybity. Niby wiedziałem, że
chwilowo jego stosunki z Rocket są bardzo napięte, ale myślałem,
że nie jest to aż takie poważne, a tymczasem on wydawał się
naprawdę przejęty. - Ejj, nie chciałem. Ale to Rocket. Wiesz, że
ostatnie, czym dziewczyna chciałaby się zajmować, to wychowywanie
dzieci. Denerwuje się, kiedy się ją budzi przed południem, więc
nie wyobrażam sobie, jak mogłaby wstawać kilkukrotnie w ciągu
nocy, czy zmieniać pieluchy. - Zaśmiałem się wyobrażając sobie
bratową podczas wykonywania ostatniej, z wymienionych przeze mnie
czynności. Xander też się uśmiechnął, ale tak smutno, że sam
sprawiał wrażenie małego, zawiedzionego dziecka. - I uwierz mi, że
bez względu na to, jakie prowadzi się życie, to samemu trudno jest
wychowywać dziecko. Zwłaszcza osobie takiej jak ona. Więc nie dziw
się, że czuje się tym wszystkim przytłoczona.
- Ale
przecież nie jest na sto procent powiedziane, że będzie sama. -
Jeżeli plan Omega się uda, to będę mógł w tym uczestniczyć. Usłyszałem jego głos w swojej głowie.
- Jeśli
się powiedzie, a sam powiedziałeś, że jest wyjątkowo ryzykowny.
Coś pójdzie nie tak jak trzeba i wszystko zacznie się walić
niczym klocki domino. A my nawet nie będziemy mieli na to wpływu. - Szepnąłem prawie niesłyszalnie, odwracając głowę w jego stronę.
Korytarz był pusty, ale rozmawiać o tym tutaj było i tak
ryzykownie.
- Ale
przecież ona dochowa tajemnicy. Mógłbym jej powiedzieć...
- Nie. -
Przerwałem mu stanowczo, unosząc dłoń. - Obaj wiemy, że równie
dobrze moglibyśmy wtajemniczyć w plan całą ekipę, ale lepiej,
jeśli wiemy o tym tylko my trzej. Nasze odejście musi być
wiarygodne.
- On ma
rację. - Usłyszałem za sobą głos Domeina. - Po prostu nie pozwól
jej zrobić żadnej głupoty. I oswajaj się z myślą, że będziesz
tatą. Ja na twoim miejscu już zacząłbym czytać te wszystkie
książki...
- Mam
nadzieję, że jako przykładny wujek będziesz zmieniał maluchowi
pieluchy.- Zripostował starszy.
- Oczywiście,
że nie. Cameron jest bardziej doświadczony, więc on będzie to
robił. Kiedy dziecko będzie wymiotowało, to również na niego. Ja
będę podziwiał z dystansu. - Odwrócił się w moją stronę i
cmoknął, po czym razem z Xanderem zaczęli się głośno śmiać.
- Grabisz
sobie, mały. - Warknąłem udając złego i jako pierwszy wszedłem
do wyjątkowo zaludnionej kuchni.
Nie
dało się nie zauważyć rozwścieczonej Rocket, która jak tylko
zobaczyła za mną Xandera minęła mnie i zanim się zorientowałem
stała już kilka centymetrów przed jego nosem z nieodgadnionym
przeze mnie wyrazem twarzy. Starszy przełknął głośno ślinę, co
przyprawiło mnie i Domiego o atak śmiechu. Prawda jest taka, że
Rocky jako jedna z nielicznych wcale nie musiała się starać, żeby
przerazić Xandera. Osobiście uważam, że to słodkie, na swój
pokręcony sposób.
- Jesteście
największymi debilami, jakich znam! - Oświadczyła przytulając go
do siebie i patrząc na mnie przez ramię. - Nawet nie wiecie, jak się
o was martwiłam.
- Nie
jesteś już zła? - Wydukał mój brat, nieśmiało odwzajemniając
uścisk.
- Jeszcze
moment. Zaraz będę. A no właśnie. Co wam strzeliło do tych
pustych łbów, żeby puszczać się tam tylko we trójkę?! Domein!
- Co
ja? Na mnie nie patrz. Ja się nie puszczałem. - Bronił się młodszy, przerywając robienie kanapek.
- Myślałam,
że z całej trójki to ty jesteś najmądrzejszy i wybijesz im z
głów ten pomysł! Mogliście zginąć!
- Ale
nie zginęliśmy! - Wtrąciłem się z szerokim uśmiechem.
- Mam
to uważać za twój życiowy sukces? - Zapytała z sarkazmem, na co
ja tylko zmarszczyłem brwi. No tak. Ze złą Rocket lepiej nie
dyskutować.
- No
właśnie... - Mruknął Xander łapiąc się dłońmi za skronie. - Możemy pogadać? - Zwrócił się do mnie i do Domeina, po czym
popatrzył też na Michaela.
- Oczywiście.
Za dziesięć minut u mnie? - Zaproponował Farell na co starszy tylko
pokiwał głową i wyszedł bez słowa. Znajdź Isobell, Abigail i
Kierana. Usłyszałem jego polecenie w myślach i podniosłem się
z krzesła.
Wysłałem do Trisa wiadomość z informacją o zebraniu i ruszyłem
do mieszkania Codyego, bo domyślałem się, że tam są obie
dziewczyny. Zapukałem i po niecałych dziesięciu sekundach otworzył
mi Franco z nienaturalnym dla niego szerokim uśmiechem.
- Jest
zebranie w biurze Michaela. Xander chce, żeby dzieciaki też tam
były. - Wyjaśniłem szybko, starając się ukryć zdziwienie, no
bo...Cody i dobry humor? Coś nowego. Chłopak chciał najwyraźniej
coś powiedzieć, ale za jego plecami pojawiła się znikąd Isy.
- Coś
się stało? - Spytała widząc mój dziwny wyraz twarzy, który był
reakcję na ten pieprzony uśmiech Codyego. Po prostu to było
dziwne, w jego wykonaniu. Facet który zawsze ma jakieś problemy
nagle nie przestaje się uśmiechać, niczym psychopata.
- Nic,
tylko mamy mały problem. Mogę cię na chwilę porwać? - Spytałem i
zostawiając Codyego w drzwiach mieszkania wyszedłem z uśmiechniętą
szatynką na korytarz.
- Rozmawiałam
z Abigail i...Mogę cię o coś spytać? - Stanęła naprzeciwko mnie
i przyglądała mi się uważnie. Pokiwałem twierdząco głową.
- O co
chcesz.
- Co z
resztą? W sensie z pozostałymi. Nie zostawicie ich z Zackiem,
prawda? - Zapytała z nadzieją. - Oni tam zginą... - Szepnęła.
- Po to
wysłaliśmy tam Evę. Odzyskamy je. - Zapewniłem i nie wiem czemu,
ale widząc jej wyraźne zmartwienie zapragnąłem ją przytulić, co
zresztą po chwili uczyniłem. Bałem się, że mnie odepchnie, ale o
dziwo objęła rękoma moją szyję. - Obiecuję, ze ich nie
zostawimy.
- Dziękuję
tato. - Szepnęła mi do ucha.
Zrobiło
mi się jakoś tak dziwnie. Jakoś nigdy mnie nie ciągnęło, żeby
założyć rodzinę, mieć żonę i gromadkę dzieci. To Xander był
romantykiem i to on tak sobie wyobrażał swoją przyszłość. Ja
byłem sam i było mi z tym dobrze. Tym bardziej, że chyba już nie
wierzyłem, że jest mi pisane żyć długo i szczęśliwie. Wydawało
mi się, że w moim przypadku byłoby to śmieszne. I chyba bym
wyśmiał kogoś, kto powiedziałby mi że dwa tak banalne słowa
uczynią mnie...Sam nie wiem. Szczęśliwym? Potrzebnym? Psychika mi
szwankuje...
- Chodź
już, bo się spóźnimy.
- No to
co. Będziemy mieli wielkie wejście. - Oznajmiła radośnie.
Weszliśmy
bez pukania ale na szczęście chyba jeszcze nie zaczęli. Swoją
drogą byłem ciekawy, jaką to znowu kwestię mój braciszek chciał
poruszyć, bo nie dopuszczał do swoich myśli ani mnie, ani Domeina.
- Nie
owijając w bawełnę... - Zaczął mój brat podchodząc do okna i
wyjmując papierosa z ust.- To uważam, że poszło nam zbyt gładko.
Ja naprawdę myślałem, że będę miał co robić tej nocy, a tu
nic...
- Bo
plan był zupełnie inny. - Wtrącił Kieran. - Sam słyszałem, jak
Zack mówi, że mają tam wysłać helikoptery. Plan popsuła Eva,
która postanowiła tam przyjechać. Właściwie to sama jej obecność
tam uratowała nam wszystkim życie. - Wzruszył niedbale ramionami.
- A to
jest druga sprawa. Dlaczego mu tak cholernie zależy na Evie? Ja do
tej pory myślałem, że dlatego, że ma tak potężne zdolności do
rozwinięcia. Ale już nie ogarniam. No bo po co ryzykować wszystko
dla jednej osoby, która na dodatek może być zdrajcą, skoro ma się
inne, tak samo wartościowe jak ona. Gdyby była jedyna, to
jeszcze bym zrozumiał. Ale nie jest. - Mówił sam do siebie
przechadzając się po biurze. Farell z nikłym uśmiechem
przysłuchiwał się jego monologowi, ale chyba nie chciał zabrać
głosu, bo nawet nie poruszył się w swoim fotelu.
- Bo on
nie ma takich osób jak ona. Jedyną zbliżoną zdolnościami do niej
był Jason a on zmarł podczas przemiany. - Wyjaśnił brunet patrząc
na Xandera.
- To
nie możliwe. Podczas przemiany się nie umiera. Jest bolesna, ale
nie śmiertelna. - Wtrąciłem.
To do
siebie nie pasowało. Yumi bardzo ciężko przechodziła przemianę i
naprawdę było z nią kiepsko, ale przeżyła. Do tej pory
sądziliśmy, że to geny o tym decydują, podobnie jak o tym, jakie
umiejętności się w człowieku rozwiną. Nie da się ukryć, że
nadal byliśmy na etapie testów i domysłów, po przemianie zaledwie
ponad dwudziestu osób.
- On
zmarł. A Zack nawet nie próbował mu pomóc. Twierdził, że
powinien być na tyle silny, żeby sam sobie poradzić.
- Ile
Jason miał lat? - Zaciekawiłem się.
- Siedemnaście. - Odparł niemal od razu Kieran.- Zmarł miesiąc temu.- Zaprzeczyłem ruchem głowy.
- Niemożliwe.
Eva ma szesnaście, a to od niej się wszystko zaczęło. Chyba że...
- Chyba,
że Zack kombinował z genami jeszcze będąc członkiem agencji. - Przerwał mi Xander po czym zaniósł się śmiechem. - Dlaczego mnie
to nie dziwi. Więc lata dziewięćdziesiąt sześć,
dziewięćdziesiąt siedem. Kto wtedy zajmował najważniejsze
miejsce w agencji? - Zwrócił się do Michaela.
- Dean
Cox. Margaret była jego prawą ręką a potem zajęła jego miejsce,
kiedy został zastrzelony. - Wyjaśnił. - I myślisz, że to może mieć
coś wspólnego z Zackiem? - Zapytał mężczyzna.
- W
jakich okolicznościach zginął ojciec Margaret? - Dopytywał dalej
starszy.
- Zastrzelony przez
płatnego zabójcę. - Podniosłem głowę bo zaczynałem powoli
rozumieć, do czego zmierza mój brat. - Myślisz, że Margaret byłaby
zdolna zlecić zabójstwo własnego ojca, żeby zająć najważniejsze
w agencji miejsce? - Popatrzyłem na niego a ten tylko pokiwał głową
w zamyśleniu. - To by miało sens. Dostęp do wszystkich
najważniejszych informacji. To wyjaśnia, dlaczego nie ścigała
Zacka, tylko nas. Miała się nas pozbyć, żeby dotrzeć do Evy. A
kiedy w żaden sposób nie mogła znaleźć jej sama, wtedy włączyła
do tego mnie. I Magdaleine...To by wyjaśniało, czemu chciała zabić
Evę. - Gadałem sam do siebie.
- No
właśnie tego nam nie wyjaśnia. - Odezwał się Xander. Popatrzyłem
na niego jak na idiotę dziwiąc się, że on jeszcze nic nie
kapuje. - Co tak patrzysz? W kwestii serialowych intryg agencyjnych
jestem nowicjuszem. - Wzruszył ramionami i uśmiechnął się
niewinnie.
- Pomyśl. - Westchnąłem. - Magdaleine przyjechała do Polski trzy tygodnie
przed nami, kiedy już wszyscy wiedzieli, gdzie jest Eva. Podczas gdy
Elizabeth i Cornelia trzymały się razem, Margaret i Maggie wolały
swoje towarzystwo. Obie miały nie równo pod sufitem. I obie
pracowały z Zackiem.
- I
myślisz, że pozwoliłyby mu wykończyć własną siostrę? - Wtrącił
się Michael, nerwowo obracając długopis w dłoniach.
- Skoro
były w stanie zabić własnego ojca dla władzy, to do wszystkiego
mogły się posunąć. Kiedy Zack dowiedział się, co naopowiadałem
Evie i że mała prawdopodobnie nie będzie chciała się do niego
przyłączyć a przeciwnie: odwróci się od niego i będzie
stanowiła zagrożenie, postanowił jej też się pozbyć. Na
jej miejsce miał Jasona, ale kiedy ten nie przeszedł przemiany,
Marshal wrócił do punktu wyjścia. Znowu potrzebował Evy i stąd
te późniejsze akcje. - Wzruszyłem ramionami. - Mówicie mi
geniuszu. - Uśmiechnąłem się triumfalnie.
- Geniuszu: -
Zwrócił się do mnie Cody. - A jak wyjaśnisz, że podczas twojego przesłuchania Margaret w ogóle nie wspomniała o współpracy
z Zackiem? - Uśmiechnął się drwiąco.
- I tu
jest pies pogrzebany, bo nie mam zielonego pojęcia. - Stwierdziłem
nie mogąc się powstrzymać przed uśmiechem.
- A ja
chyba mam. - Wtrącił się Chris, do tej pory siedzący w kącie z
papierosem w ustach. - Dziwka miała wypadek w dwutysięcznym drugim i
straciła pamięć. Część odzyskała, ale niektóre wspomnienia
nie powróciły. Pewnie potem Magdaleine znowu przekonała ją
do planów Zacka. - Warknął oschle i zaśmiał się kpiąco.
- Gdzie
obecnie jest Margaret? - Zapytał Xander stojąc twarzą do okna.
- W
więzieniu niedaleko Seattle. - Powiedział w zamyśleniu Farell. - I
zanim zapytasz: tak, złapano mordercę Deana, ale nie wiem, gdzie w
tej chwili jest. Poproszę archiwistkę o poszukanie dokumentów z
tej sprawy. Będziesz je miał najpóźniej wieczorem. - Powiedział
patrząc na starszego. Ten tylko pokiwał głową.
Ziewnąłem
przeciągle. Miałem nadzieje, że już niedługo będę mógł się
położyć i chociaż spróbować zasnąć, bo nie wiem, czy myśli o
Evie by mi na to pozwoliły.
- A
gdzie Mia? - zapytał jeszcze. - Miała śledzić Zacka.
- A po
co go śledzić? - Wtrącił Kieran. - Ja wiem, gdzie on jest.
Niedaleko Groveland, w lesie. Tam nas przetrzymywał, więc pewnie i
Evę tam wywiózł. - Uśmiechnął się krzywo. - Mogę wam pokazać,
gdzie dokładnie to jest. - Dokończył.
Zaniemówiłem.
Może jeszcze nie wszystko stracone i jednak uda nam się odzyskać
Evę w jednym kawałku i to żywą? Jedno jest pewne. W najbliższym
czasie na pewno spać nie będę.
na zdjęciu chyba Kieran. Wiem, wygląda staro jak na szesnastolatka, ale nic nie poradzę, że właśnie tak go sobie wyobraziłam :P I możecie mnie zabić za jakość rozdziału, ale wyjątkowo trudno mi się go pisało i jestem pewna, że nic lepszego bym nie wymyśliła. Osobiście jestem zdania, że to chyba jeden z najgorszych rozdziałów napisanych przeze mnie w ostatnim czasie, ale nie chciałam już przedłużać, a i tak jakoś musiałabym powyższe sceny opisać.
Jakby ktoś nie kojarzył, to Magdaleine była ciotką Evy, która na samym początku próbowała ją zabić, ale Cami ją zastrzelił :P A i pojawia się wzmianka o planie Omega. Co myślicie? Miałam nic nie zdradzać, ale tak jakoś wyszło w praniu. najwyżej nie będzie niespodzianki. A może jednak będzie? Sama nie wiem, jak zakończyć opowiadanie :D
PS. Nie sprawdziłam błędów. Zrobię to w wolnej chwili :)
Świetny rozdział . Rozwalił mnie tekst Camiego" a teraz ty mnie pociesz " czy jakoś tak to szło .
OdpowiedzUsuńChciałbym mieć tak dobrą relacje z moim rodzrodzeństwem . Kocham ich . I chcemy aby dla evy nic się nie stało inaczej znajdę cię i zabiję ;)
Popieram
UsuńŻYCZĘ WENY
A mnie tam rozdział się bardzo spodobał :D
OdpowiedzUsuńRelacje Isobell i Camerona są... nieco dziwne, ale w końcu, dziewczyna nie spędzała z nim zbyt wiele czasu, a jak mniemam - to trochę nie na miejscu mówić do prawie nieznanego mężczyzny "tato". Jednak uroczo, że w Cameronie odzywa się jakiś "instynkt" rodzica. Niech się przyzwyczaja, że nazywają go tatą xD
Rocky... lepiej, żeby się nie złościła. Chociaż ciekawe, że tylko ona może przestraszyć Xandera.
Plan "Omega"? Brzmi... intrygująco ^^
Wybaczysz, że tak krótko? Choroba doskwiera a ja sobie umieram wśród tony chusteczek i próbuję jakoś pisać... cokolwiek... -_-
Pozdrawiam ;)
Kiedy następny rozdział nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie plan "OMEGA" . Isobell i kochany Cameron są słodcy . Czekam z niecierpliwością . ♥Pozdrawiam ♥
Witam! ;)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się, jak przedstawiłaś relacje Cama i Isobell, a przynajmniej jej początki. Oboje są lekko zagubieni i zdezorientowani, ale widać, że potrzebują siebie i sobie ufają. W Camim obudził się instynkt tatusia. Będzie się starał chronić Isy za wszelką cenę. A dziewczynka nie skreśliła go od razu, choć dowiedziała się o wielu strasznych rzeczach. Myślę, że potrzeba im tylko czasu i poznania. Ich relacje już teraz są na dobrej drodze. Oby tak dalej, a będzie dobrze! ;)
Uwielbiam Rocky! Idealnie ją opisujesz! No i dzięki temu widać, jak silna więź łączy ją z Xanderem. Ona, zwykła kobieta, nie mająca żadnych nadprzyrodzonych zdolności, jest w stanie przerazić faceta, który owe zdolności ma! I to jest prawdziwa miłość! Xander martwi się o nią, ona się martwi o niego i wyrażają to w normalny dla siebie sposób. I mam wrażenie, że Rocky i Xander idealnie się sprawią w roli rodziców. ;)
Co do planu Omega.. Zakładam, że głównym jego założeniem jest to, żeby trojaczki uniknęli więzienia. Każdy z nich ma dla kogo żyć. Żaden z nich, nie chce iść siedzieć. Tylko jak chcą to zrobić? I czy potem znów będą musieli się ukrywać?
Pozdrawiam! ;*
Chciałam dodać rozdział wcześniej, ale mój telefon odmawia mi posłuszeństwa.
OdpowiedzUsuńNie wiem, ale imię Isobell kojarzy mi się z pomarańczowymi loczkami. A gif z poprzedniego postu nieco temu przeczy.
Mam propozycję: napisz kiedyś kiepski rozdział, bo za każdym razem dochodzę do wniosku, że to "naprawdę dobry wpis". I ciągle to samo... (Wbrew Twojemu wnioskowi, że to jeden z gorszych wpisów).
Oczywiście to tak z przymrużeniem oka. Nie trać weny!
Cam coraz bardziej do mnie przemawia, chociaż to postać, która niekiedy budzi we mnie skrajne emocje.
Czekam na dzidziusia :)
www.w-popiolach-igrzysk.blogspot.com
Ufff... jestem! Nie zabijaj mnie!
OdpowiedzUsuńRozczuliła mnie scena Cama z córką. Smutne, ze musiał przyznać się, że zabija ludzi, ale było to rzeczywiście najlepsze co mógł wtedy zrobić. Dobrze, że się przyznał, bo gdyby ukrywał to przed nią, a potem by się wszystko wydało, mógłby stracić Isy na zawsze. Mam nadzieję, że zacieśnią swoje więzi. (Wgl to jak mu pocisnęła z tymi dredami! XD Uśmiałam się :D)
Rocket jest najlepsza! Wiem, że się powtarzam, ale nic nie poradzę na to, że jest moją faworytką <3
Ciągle wierzę, że Eva zostanie ocalona!
Rzeczywiście, trochę się zagmatwałam podczas tej ostatniej rozmowy na temat Zacka, Margaret i Magdalaine. Dobrze, że na końcu mi przypomniałaś kim była ta ostatnia, bo nie byłam pewna, czy ją kojarzę. Ale już mam nadzieję, że wszystko poukładało się w mojej głowie.
Nie zauważyłam żadnego błędu ;)
Wpadnę niedługo na najnowszy rozdział!
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie ;)
Kochana!
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim strasznie cię przepraszam za to, że dopiero teraz przybywam. To już trzy tygodnie i choć rozdział przeczytałam dawno temu to zupełnie nie miałam kiedy skomentować. Potem jak chciałam wreszcie to nadrobić to zawsze coś wypadało i moje przybycie schodziło na dalszy plan. Tłumaczę się, bo Ty zawsze regularnie komentujesz i jest mi po prostu głupio! ;)
Ale już jestem i choćby skały srały i mury pękały - dostaniesz dziś ode mnie oba zaległe komentarze. I już! ;D
Zacznijmy od początku. Mega podobała mi się rozmowa Cama z córką. Ta mała jest świetna! Od razu zyskała moje serducho, bo mimo tych trzynastu lat wydaje się być bardzo mądrą osóbką. Wiele przeszła, wiele ją to nauczyło, a mimo to wiedziała, że musi być silna i nie może bezgranicznie ufać we wszystko, co mówią inni. Byłam zaskoczona, że nie wierzyła Zackowi i ufała w niewinność Cama. Szkoda tylko, że teraz jej naiwny świat legnie w gruzach, bo miała o ojcu zbyt dobre zdanie. Ale skąd mogła wiedzieć? To przecież nadal dziecko... Jednak podobało mi się, że Cam stanął na wysokości zadania i nie oszukiwał ją. Nie starał się wybielić i nie mydlił jej oczu jakimiś kłamstwami. To spory krok do przodu;D W tym rozdziale pozwoliłaś nam zobaczyć, że ten bezuczuciowy, zimn drań jednak te uczucia ma! Bardzo mi się to podobało! ;) Może ojcostwo coś w nim zmieni na lepsze?
Jestem bardzo ciekawa co to za plan nasze trojaczki wymyśliły i co chcą zrobić. Mam wrażenie, że chodzi tu o coś w stylu uśmiercenia się przed ludźmi, by wreszcie przestali ich szukać, ale nie jestem pewna. Ale wzmianka o tym planie dała mi nadzieję, że nie mają zamiaru się poddać i wpakować do więzienia. Kombinują, myślą i to mnie napawa optymizmem! ;D
Bardzo podoba mi się również to, że bez przerwy wymyślasz nowe intrygi i okazuje się, że ludzie Zacka byli wszędzie! W rodzinie Evy, w organizacji, wszędzie! To dodaje opowiadaniu takiego smaczku i ciekawości, bo nigdy nie wiadomo czy ktoś kogo teraz lubimy nie okaże się potem zdrajcą. Nie da się tego przewidzieć i za to ogromne gratulacje! ;)
Lecę do nastepnego!:)