sobota, 31 stycznia 2015

Spotykając po latach ukochaną osobę człowiek nagle zdaje sobie sprawę, że jest mu ona całkowicie obca...

Z perspektywy Camerona
Wsiadłem do samochodu i przez chwilę jeszcze obserwowałem, jak czarna limuzyna wyjeżdża z posesji. W sumie to bez większych starań mógłbym odpalić silnik i wjechać w tył wrogiego pojazdu. Najwyżej trochę bym się pokaleczył. Nie mogłem sobie darować tego, że puszczam swoją kochaną Evę z tym psychopatą. Powinienem był wtedy już coś zrobić. Cokolwiek, byleby tylko ją przy sobie zatrzymać. A ja siedziałem i jak ostatni dureń wierzyłem, że wszystko pójdzie według planu. Popatrzyłem na Isobell która usiadła obok mnie i zdejmując kaptur z głowy również przyglądała się odjeżdżającemu samochodowi.
- Wszystko będzie dobrze. - Szepnęła, wsuwając swoja drżącą dłoń w moją.
- Chyba to ja powinienem cię o tym zapewniać, nie uważasz? - Spytałem patrząc na nią.
No właśnie. Prawie się nie znaliśmy. Właściwie to ten skurwiel spędził z nią więcej czasu niż ja. I zdawałem sobie sprawę, że z paru rzeczy będę musiał się przed nią ostro tłumaczyć. Ale była już przy mnie, a to najważniejsze.
- Ale ja w to wierzę, a ty nie. - Powiedziała z nieśmiałym uśmiechem. - Dlaczego zmieniłeś dredy na to? - Zapytała mieniając temat. Ostrożnie wysunąłem swoją dłoń z jej i odpaliłem samochód.
- Pamiętasz moje dredy?
- Tego mopa nie da się zapomnieć. - Zaśmiała się słodko, na co ja tylko się skrzywiłem. moje dredy były cudowne. - Ale mimo wszystko nadal wyglądasz jak mój starszy brat. - Stwierdziła. - I nie wiem, czy powinnam się tym martwić, czy nie. - Mruknęła a ja dopiero wtedy zorientowałem się, że przecież ona może o niczym nie mieć pojęcia.
- Zack nie mówił ci...
- Że jestem mutantem? - Przerwała mi. - Wspomniał. Mówił też coś o tym, że jesteś mordercą i krzywdzisz ludzi. Że gdyby nie on to teraz byłabym martwa. - Wyszeptała chowając dłonie w rękawy bluzy. - Chciał, żebym to jego traktowała jak ojca. I pewnie tak by się stało, gdyby nie Kieran. On nigdy nie zwrócił się do Zacka tato. Koniec końcem ja też. Zwłaszcza, po przemianie Jasona. Kiedy pozwolił mu umrzeć. Jest potworem.
- A jeśli to co o mnie mówił, to nie do końca było kłamstwo? - Zapytałem przyglądając się szatynce. Myślałem, że zaraz na mnie naskoczy, ale ona uparcie milczała.
- Mordujesz ludzi? - popatrzyła na mnie ze łzami w oczach.
W tamtej chwili myślałem, że może nie powinienem jej mówić o tym wszystkim. Nie wtedy. Ale zasługiwała na prawdę. Nie mogłem pozwolić żeby uważała mnie za kogoś, kim na pewno nie byłem. Evę okłamywałem i źle na tym wyszedłem. I nawet, jeśli Isobell miała tylko trzynaście lat i wystarczająco przeszła, to powinna sama zadecydować, czy mnie akceptuje, czy nie. W sumie to podziwiam sam siebie, bo gdyby ta rozmowa miała miejsce kilka miesięcy wcześniej, to zapewne zmyśliłbym na poczekaniu jakąś historyjkę.
- Czasami. - Przyznałem.
- Więc czemu nie siedzisz w więzieniu?
- Bo uciekłem. - Mruknąłem zjeżdżając z głównej drogi. - Ale tam wrócę.
Przez kolejne kilkanaście minut żadne z nas nic nie powiedziało. Mógłbym się jakoś tłumaczyć, ale po co? Byłem potworem. Mordowałem. Ale nie wyobrażałem sobie, że przyznanie się do tego przed własną córką będzie takie trudne. Nie wiem, co w ogóle sobie wcześniej myślałem.
- Ale mnie nie skrzywdzisz, prawda? - Spytała ponownie wsuwając swoją dłoń w moją. Jako, że na drodze był słaby ruch, nie musiałem zbytnio się na niej skupiać.
- Może to zabrzmi banalnie, ale jesteś moją córką i cię kocham. Nigdy nie chciałem, żeby to wszystko cię spotkało. Przepraszam. - Powiedziałem.
W sumie samo Przepraszam niewiele dawało, biorąc pod uwagę że spierdoliłem jej życie. Z resztą nie jako pierwszej. Evie też. Tylko że ta druga miała na to jakiś wpływ. Sama wybrała, że chce ze mną być. Fakt, zależało mi na niej i chyba bym sobie coś zrobił, gdyby mnie zostawiła. Mało tego, szalałem na jej punkcie i kiedy tylko widziałem to podniecałem się jak nastolatek, ale to chyba dlatego, że była kompletnym przeciwieństwem mnie. Była dobra. Ale mimo wszystko sama wybrała. A Isobell była ze mną złączona niezależnie czy tego chciała, czy nie.
W sumie, jak tak teraz siedzę i o tym myślę, to jeszcze rok wstecz takie przeprosiny czy przyznanie się do winy nie przeszłoby mi przez gardło. Byłem wolny. Nie musiałem nikomu się tłumaczyć z tego, czemu się z kimś przespałem czy kogoś pobiłem. A teraz spowiadałem się trzynastolatce. Muszę koniecznie pogadać z Xanderem i Domim. Oni są bardziej doświadczeni w sprawach trwałych związków i wszystkiego, co się z tym wiąże.
- Wiem. Gdyby tak nie było, to nie ryzykowałbyś, żeby mnie odzyskać. Ale dla mnie to też trudne. Ja...Przez cały ten czas myślałam, że te wszystkie rzeczy, które mi opowiadał o tobie i te taśmy które nam puszczał były tylko po to, żebym cię znienawidziła. A jeśli to prawda, to ja jestem przerażona. -  Szepnęła patrząc mi w oczy ze łzami płynącymi po policzkach. Drżącą dłonią je otarła.
Zaparkowaliśmy przed agencją ale jakoś żadne z nas nie śpieszyło się, żeby wysiąść. Przysięgam, że to była jedna z najtrudniejszych rozmów w całym moim życiu. Zwykle nie obchodzi mnie, co ludzie o mnie myślą. Ale o dziwo byłem przerażony tym, że mogłaby mnie odrzucić, co sądząc po jej minie było bardzo prawdopodobne.
- Domyślam się. - Przyznałem. - Idziemy? - Zapytałem wskazując brodą na Xandera, który najwyraźniej czekał na nas w drzwiach.
- Mam stracha. - Przyznała szatynka wychodząc z samochodu. - No wiesz. Z tego co wiem, to ostatnim razem tamci próbowali się mnie pozbyć.
- Mnie też. Ale strasznie nieudolnie im to wychodzi. - Wskazałem na siebie a mała parsknęła śmiechem.
- To nie jest zabawne. - Powiedziała w końcu. - Tym bardziej, że chyba właśnie idziemy do ich siedziby, no nie?
- Czysto teoretycznie. - Odparłem przepuszczając ja pierwszą w drzwiach.
- Co czysto teoretycznie? - Zainteresował się Xander idąc za mną. Z jednego z korytarzy wybiegła córka Codyego i szybko zaczęła machać ręką w stronę Isy.
- Pójdę z Abigail, dobrze? - Spytała patrząc na mnie. Pokiwałem głową a Isobell od razu rzuciła się w stronę szatynki i już po chwili obie zniknęły w jednym z korytarzy.
- Mówiliśmy właśnie, że ty tu rządzisz tylko czysto teoretycznie. W rzeczywistości nie masz nic do gadania. I możesz mi już oddać telefon. Nadal masz szlaban.
- Zabawne. - Odparł ze znudzeniem. - Nie mogę. Muszę jeszcze zadzwonić do Locki, bo mieliśmy pojawić się na ostatnim spotkaniu a je ominęliśmy i musi wysłać mi notatki, co postanowili w związku ze sprawą w Japonii. Niedługo początek sezonu a prawdopodobnie nie mamy wystarczająco dużo paliwa, żeby zaopatrywać wszystkie maszyny. Musisz się tym zająć, to twoja działka. - Pokazał palcem na moje czoło, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.
- Zapasy paliwa starczą do połowy maja. Set obiecał coś załatwić. - Mruknąłem i widząc jego niepewną minę dodałem szybko: - Spokojnie. Powiedziałem mu, że żadna kradzież nie wchodzi w grę. - Wyciągnąłem ostrożnie telefon z jego dłoni. - Wszystko załatwione. A teraz ty mnie pociesz. - poprosiłem opierając głowę o jego ramię.
- Ja ciebie? Twoja dziewczyna przynajmniej nie zamyka ci drzwi przed nosem.
- Masz rację. Moja oddała się w ręce swojego ojca psychopaty. To dużo lepsze niż obrażenie się na cały świat i przesiadywanie w sypialni. - Mruknąłem sztucznie, ale po chwili zorientowałem się, że starszy naprawdę jest tym przybity. Niby wiedziałem, że chwilowo jego stosunki z Rocket są bardzo napięte, ale myślałem, że nie jest to aż takie poważne, a tymczasem on wydawał się naprawdę przejęty. - Ejj, nie chciałem. Ale to Rocket. Wiesz, że ostatnie, czym dziewczyna chciałaby się zajmować, to wychowywanie dzieci. Denerwuje się, kiedy się ją budzi przed południem, więc nie wyobrażam sobie, jak mogłaby wstawać kilkukrotnie w ciągu nocy, czy zmieniać pieluchy. - Zaśmiałem się wyobrażając sobie bratową podczas wykonywania ostatniej, z wymienionych przeze mnie czynności. Xander też się uśmiechnął, ale tak smutno, że sam sprawiał wrażenie małego, zawiedzionego dziecka. - I uwierz mi, że bez względu na to, jakie prowadzi się życie, to samemu trudno jest wychowywać dziecko. Zwłaszcza osobie takiej jak ona. Więc nie dziw się, że czuje się tym wszystkim przytłoczona.
- Ale przecież nie jest na sto procent powiedziane, że będzie sama. - Jeżeli plan Omega się uda, to będę mógł w tym uczestniczyć. Usłyszałem jego głos w swojej głowie.
- Jeśli się powiedzie, a sam powiedziałeś, że jest wyjątkowo ryzykowny. Coś pójdzie nie tak jak trzeba i wszystko zacznie się walić niczym klocki domino. A my nawet nie będziemy mieli na to wpływu. - Szepnąłem prawie niesłyszalnie, odwracając głowę w jego stronę. Korytarz był pusty, ale rozmawiać o tym tutaj było i tak ryzykownie.
- Ale przecież ona dochowa tajemnicy. Mógłbym jej powiedzieć...
- Nie. - Przerwałem mu stanowczo, unosząc dłoń. - Obaj wiemy, że równie dobrze moglibyśmy wtajemniczyć w plan całą ekipę, ale lepiej, jeśli wiemy o tym tylko my trzej. Nasze odejście musi być wiarygodne.
- On ma rację. - Usłyszałem za sobą głos Domeina. - Po prostu nie pozwól jej zrobić żadnej głupoty. I oswajaj się z myślą, że będziesz tatą. Ja na twoim miejscu już zacząłbym czytać te wszystkie książki...
- Mam nadzieję, że jako przykładny wujek będziesz zmieniał maluchowi pieluchy.- Zripostował starszy.
- Oczywiście, że nie. Cameron jest bardziej doświadczony, więc on będzie to robił. Kiedy dziecko będzie wymiotowało, to również na niego. Ja będę podziwiał z dystansu. - Odwrócił się w moją stronę i cmoknął, po czym razem z Xanderem zaczęli się głośno śmiać.
- Grabisz sobie, mały. - Warknąłem udając złego i jako pierwszy wszedłem do wyjątkowo zaludnionej kuchni.
Nie dało się nie zauważyć rozwścieczonej Rocket, która jak tylko zobaczyła za mną Xandera minęła mnie i zanim się zorientowałem stała już kilka centymetrów przed jego nosem z nieodgadnionym przeze mnie wyrazem twarzy. Starszy przełknął głośno ślinę, co przyprawiło mnie i Domiego o atak śmiechu. Prawda jest taka, że Rocky jako jedna z nielicznych wcale nie musiała się starać, żeby przerazić Xandera. Osobiście uważam, że to słodkie, na swój pokręcony sposób.
- Jesteście największymi debilami, jakich znam! - Oświadczyła przytulając go do siebie i patrząc na mnie przez ramię. - Nawet nie wiecie, jak się o was martwiłam.
- Nie jesteś już zła? - Wydukał mój brat, nieśmiało odwzajemniając uścisk.
- Jeszcze moment. Zaraz będę. A no właśnie. Co wam strzeliło do tych pustych łbów, żeby puszczać się tam tylko we trójkę?! Domein!
- Co ja? Na mnie nie patrz. Ja się nie puszczałem. - Bronił się młodszy, przerywając robienie kanapek.
- Myślałam, że z całej trójki to ty jesteś najmądrzejszy i wybijesz im z głów ten pomysł! Mogliście zginąć!
- Ale nie zginęliśmy! - Wtrąciłem się z szerokim uśmiechem.
- Mam to uważać za twój życiowy sukces? - Zapytała z sarkazmem, na co ja tylko zmarszczyłem brwi. No tak. Ze złą Rocket lepiej nie dyskutować.
- No właśnie... - Mruknął Xander łapiąc się dłońmi za skronie. - Możemy pogadać? - Zwrócił się do mnie i do Domeina, po czym popatrzył też na Michaela.
- Oczywiście. Za dziesięć minut u mnie? - Zaproponował Farell na co starszy tylko pokiwał głową i wyszedł bez słowa. Znajdź Isobell, Abigail i Kierana. Usłyszałem jego polecenie w myślach i podniosłem się z krzesła.
Wysłałem do Trisa wiadomość z informacją o zebraniu i ruszyłem do mieszkania Codyego, bo domyślałem się, że tam są obie dziewczyny. Zapukałem i po niecałych dziesięciu sekundach otworzył mi Franco z nienaturalnym dla niego szerokim uśmiechem.
- Jest zebranie w biurze Michaela. Xander chce, żeby dzieciaki też tam były. - Wyjaśniłem szybko, starając się ukryć zdziwienie, no bo...Cody i dobry humor? Coś nowego. Chłopak chciał najwyraźniej coś powiedzieć, ale za jego plecami pojawiła się znikąd Isy.
- Coś się stało? - Spytała widząc mój dziwny wyraz twarzy, który był reakcję na ten pieprzony uśmiech Codyego. Po prostu to było dziwne, w jego wykonaniu. Facet który zawsze ma jakieś problemy nagle nie przestaje się uśmiechać, niczym psychopata.
- Nic, tylko mamy mały problem. Mogę cię na chwilę porwać? - Spytałem i zostawiając Codyego w drzwiach mieszkania wyszedłem z uśmiechniętą szatynką na korytarz.
- Rozmawiałam z Abigail i...Mogę cię o coś spytać? - Stanęła naprzeciwko mnie i przyglądała mi się uważnie. Pokiwałem twierdząco głową.
- O co chcesz.
- Co z resztą? W sensie z pozostałymi. Nie zostawicie ich z Zackiem, prawda? - Zapytała z nadzieją. - Oni tam zginą... - Szepnęła.
- Po to wysłaliśmy tam Evę. Odzyskamy je. - Zapewniłem i nie wiem czemu, ale widząc jej wyraźne zmartwienie zapragnąłem ją przytulić, co zresztą po chwili uczyniłem. Bałem się, że mnie odepchnie, ale o dziwo objęła rękoma moją szyję. - Obiecuję, ze ich nie zostawimy.
- Dziękuję tato. - Szepnęła mi do ucha.
Zrobiło mi się jakoś tak dziwnie. Jakoś nigdy mnie nie ciągnęło, żeby założyć rodzinę, mieć żonę i gromadkę dzieci. To Xander był romantykiem i to on tak sobie wyobrażał swoją przyszłość. Ja byłem sam i było mi z tym dobrze. Tym bardziej, że chyba już nie wierzyłem, że jest mi pisane żyć długo i szczęśliwie. Wydawało mi się, że w moim przypadku byłoby to śmieszne. I chyba bym wyśmiał kogoś, kto powiedziałby mi że dwa tak banalne słowa uczynią mnie...Sam nie wiem. Szczęśliwym? Potrzebnym? Psychika mi szwankuje...
- Chodź już, bo się spóźnimy.
- No to co. Będziemy mieli wielkie wejście. - Oznajmiła radośnie.
Weszliśmy bez pukania ale na szczęście chyba jeszcze nie zaczęli. Swoją drogą byłem ciekawy, jaką to znowu kwestię mój braciszek chciał poruszyć, bo nie dopuszczał do swoich myśli ani mnie, ani Domeina.
- Nie owijając w bawełnę... - Zaczął mój brat podchodząc do okna i wyjmując papierosa z ust.- To uważam, że poszło nam zbyt gładko. Ja naprawdę myślałem, że będę miał co robić tej nocy, a tu nic...
- Bo plan był zupełnie inny. - Wtrącił Kieran. - Sam słyszałem, jak Zack mówi, że mają tam wysłać helikoptery. Plan popsuła Eva, która postanowiła tam przyjechać. Właściwie to sama jej obecność tam uratowała nam wszystkim życie. - Wzruszył niedbale ramionami.
- A to jest druga sprawa. Dlaczego mu tak cholernie zależy na Evie? Ja do tej pory myślałem, że dlatego, że ma tak potężne zdolności do rozwinięcia. Ale już nie ogarniam. No bo po co ryzykować wszystko dla jednej osoby, która na dodatek może być zdrajcą, skoro ma się inne, tak samo wartościowe jak ona. Gdyby była jedyna, to jeszcze bym zrozumiał. Ale nie jest. - Mówił sam do siebie przechadzając się po biurze. Farell z nikłym uśmiechem przysłuchiwał się jego monologowi, ale chyba nie chciał zabrać głosu, bo nawet nie poruszył się w swoim fotelu.
- Bo on nie ma takich osób jak ona. Jedyną zbliżoną zdolnościami do niej był Jason a on zmarł podczas przemiany. - Wyjaśnił brunet patrząc na Xandera.
- To nie możliwe. Podczas przemiany się nie umiera. Jest bolesna, ale nie śmiertelna. - Wtrąciłem.
To do siebie nie pasowało. Yumi bardzo ciężko przechodziła przemianę i naprawdę było z nią kiepsko, ale przeżyła. Do tej pory sądziliśmy, że to geny o tym decydują, podobnie jak o tym, jakie umiejętności się w człowieku rozwiną. Nie da się ukryć, że nadal byliśmy na etapie testów i domysłów, po przemianie zaledwie ponad dwudziestu osób.
- On zmarł. A Zack nawet nie próbował mu pomóc. Twierdził, że powinien być na tyle silny, żeby sam sobie poradzić.
- Ile Jason miał lat? - Zaciekawiłem się.
- Siedemnaście. - Odparł niemal od razu Kieran.- Zmarł miesiąc temu.- Zaprzeczyłem ruchem głowy.
- Niemożliwe. Eva ma szesnaście, a to od niej się wszystko zaczęło. Chyba że...
- Chyba, że Zack kombinował z genami jeszcze będąc członkiem agencji. - Przerwał mi Xander po czym zaniósł się śmiechem. - Dlaczego mnie to nie dziwi. Więc lata dziewięćdziesiąt sześć, dziewięćdziesiąt siedem. Kto wtedy zajmował najważniejsze miejsce w agencji? - Zwrócił się do Michaela.
- Dean Cox. Margaret była jego prawą ręką a potem zajęła jego miejsce, kiedy został zastrzelony. -  Wyjaśnił. - I myślisz, że to może mieć coś wspólnego z Zackiem? - Zapytał mężczyzna.
- W jakich okolicznościach zginął ojciec Margaret? - Dopytywał dalej starszy.
- Zastrzelony przez płatnego zabójcę. - Podniosłem głowę bo zaczynałem powoli rozumieć, do czego zmierza mój brat. - Myślisz, że Margaret byłaby zdolna zlecić zabójstwo własnego ojca, żeby zająć najważniejsze w agencji miejsce? - Popatrzyłem na niego a ten tylko pokiwał głową w zamyśleniu. -  To by miało sens. Dostęp do wszystkich najważniejszych informacji. To wyjaśnia, dlaczego nie ścigała Zacka, tylko nas. Miała się nas pozbyć, żeby dotrzeć do Evy. A kiedy w żaden sposób nie mogła znaleźć jej sama, wtedy włączyła do tego mnie. I Magdaleine...To by wyjaśniało, czemu chciała zabić Evę. - Gadałem sam do siebie.
- No właśnie tego nam nie wyjaśnia. - Odezwał się Xander. Popatrzyłem na niego jak na idiotę dziwiąc się, że on jeszcze nic nie kapuje. - Co tak patrzysz? W kwestii serialowych intryg agencyjnych jestem nowicjuszem. - Wzruszył ramionami i uśmiechnął się niewinnie.
- Pomyśl. - Westchnąłem. - Magdaleine przyjechała do Polski trzy tygodnie przed nami, kiedy już wszyscy wiedzieli, gdzie jest Eva. Podczas gdy Elizabeth i Cornelia trzymały się razem, Margaret i Maggie wolały swoje towarzystwo. Obie miały nie równo pod sufitem. I obie pracowały z Zackiem.
- I myślisz, że pozwoliłyby mu wykończyć własną siostrę? - Wtrącił się Michael, nerwowo obracając długopis w dłoniach.
- Skoro były w stanie zabić własnego ojca dla władzy, to do wszystkiego mogły się posunąć. Kiedy Zack dowiedział się, co naopowiadałem Evie i że mała prawdopodobnie nie będzie chciała się do niego przyłączyć a przeciwnie: odwróci się od niego i będzie stanowiła zagrożenie,  postanowił jej też się pozbyć. Na jej miejsce miał Jasona, ale kiedy ten nie przeszedł przemiany, Marshal wrócił do punktu wyjścia. Znowu potrzebował Evy i stąd te późniejsze akcje. - Wzruszyłem ramionami. -  Mówicie mi geniuszu. - Uśmiechnąłem się triumfalnie.
- Geniuszu: - Zwrócił się do mnie Cody. - A jak wyjaśnisz, że podczas twojego przesłuchania Margaret w ogóle nie wspomniała o współpracy z Zackiem? - Uśmiechnął się drwiąco.
- I tu jest pies pogrzebany, bo nie mam zielonego pojęcia. - Stwierdziłem nie mogąc się powstrzymać przed uśmiechem.
- A ja chyba mam. - Wtrącił się Chris, do tej pory siedzący w kącie z papierosem w ustach. - Dziwka miała wypadek w dwutysięcznym drugim i straciła pamięć. Część odzyskała, ale niektóre wspomnienia nie powróciły. Pewnie potem Magdaleine znowu przekonała ją do planów Zacka. -  Warknął oschle i zaśmiał się kpiąco.
- Gdzie obecnie jest Margaret? - Zapytał Xander stojąc twarzą do okna.
- W więzieniu niedaleko Seattle. - Powiedział w zamyśleniu Farell. - I zanim zapytasz: tak, złapano mordercę Deana, ale nie wiem, gdzie w tej chwili jest. Poproszę archiwistkę o poszukanie dokumentów z tej sprawy. Będziesz je miał najpóźniej wieczorem. - Powiedział patrząc na starszego. Ten tylko pokiwał głową.
Ziewnąłem przeciągle. Miałem nadzieje, że już niedługo będę mógł się położyć i chociaż spróbować zasnąć, bo nie wiem, czy myśli o Evie by mi na to pozwoliły.
- A gdzie Mia? - zapytał jeszcze. - Miała śledzić Zacka.
- A po co go śledzić? - Wtrącił Kieran. - Ja wiem, gdzie on jest. Niedaleko Groveland, w lesie. Tam nas przetrzymywał, więc pewnie i Evę tam wywiózł. - Uśmiechnął się krzywo. - Mogę wam pokazać, gdzie dokładnie to jest. - Dokończył.
Zaniemówiłem. Może jeszcze nie wszystko stracone i jednak uda nam się odzyskać Evę w jednym kawałku i to żywą? Jedno jest pewne. W najbliższym czasie na pewno spać nie będę.  
na zdjęciu chyba Kieran. Wiem, wygląda staro jak na szesnastolatka, ale nic nie poradzę, że właśnie tak go sobie wyobraziłam :P I możecie mnie zabić za jakość rozdziału, ale wyjątkowo trudno mi się go pisało i jestem pewna, że nic lepszego bym nie wymyśliła. Osobiście jestem zdania, że to chyba jeden z najgorszych rozdziałów napisanych przeze mnie w ostatnim czasie, ale nie chciałam już przedłużać, a i tak jakoś musiałabym powyższe sceny opisać. 
Jakby ktoś nie kojarzył, to Magdaleine była ciotką Evy, która na samym początku próbowała ją zabić, ale Cami ją zastrzelił :P A i pojawia się wzmianka o planie Omega. Co myślicie? Miałam nic nie zdradzać, ale tak jakoś wyszło w praniu. najwyżej nie będzie niespodzianki. A może jednak będzie? Sama nie wiem, jak zakończyć opowiadanie :D  
PS. Nie sprawdziłam błędów. Zrobię to w wolnej chwili :) 

8 komentarzy:

  1. Świetny rozdział . Rozwalił mnie tekst Camiego" a teraz ty mnie pociesz " czy jakoś tak to szło .
    Chciałbym mieć tak dobrą relacje z moim rodzrodzeństwem . Kocham ich . I chcemy aby dla evy nic się nie stało inaczej znajdę cię i zabiję ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie tam rozdział się bardzo spodobał :D

    Relacje Isobell i Camerona są... nieco dziwne, ale w końcu, dziewczyna nie spędzała z nim zbyt wiele czasu, a jak mniemam - to trochę nie na miejscu mówić do prawie nieznanego mężczyzny "tato". Jednak uroczo, że w Cameronie odzywa się jakiś "instynkt" rodzica. Niech się przyzwyczaja, że nazywają go tatą xD
    Rocky... lepiej, żeby się nie złościła. Chociaż ciekawe, że tylko ona może przestraszyć Xandera.
    Plan "Omega"? Brzmi... intrygująco ^^
    Wybaczysz, że tak krótko? Choroba doskwiera a ja sobie umieram wśród tony chusteczek i próbuję jakoś pisać... cokolwiek... -_-
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy następny rozdział nie mogę się doczekać :)
    Ciekawi mnie plan "OMEGA" . Isobell i kochany Cameron są słodcy . Czekam z niecierpliwością . ♥Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam! ;)

    Bardzo podoba mi się, jak przedstawiłaś relacje Cama i Isobell, a przynajmniej jej początki. Oboje są lekko zagubieni i zdezorientowani, ale widać, że potrzebują siebie i sobie ufają. W Camim obudził się instynkt tatusia. Będzie się starał chronić Isy za wszelką cenę. A dziewczynka nie skreśliła go od razu, choć dowiedziała się o wielu strasznych rzeczach. Myślę, że potrzeba im tylko czasu i poznania. Ich relacje już teraz są na dobrej drodze. Oby tak dalej, a będzie dobrze! ;)

    Uwielbiam Rocky! Idealnie ją opisujesz! No i dzięki temu widać, jak silna więź łączy ją z Xanderem. Ona, zwykła kobieta, nie mająca żadnych nadprzyrodzonych zdolności, jest w stanie przerazić faceta, który owe zdolności ma! I to jest prawdziwa miłość! Xander martwi się o nią, ona się martwi o niego i wyrażają to w normalny dla siebie sposób. I mam wrażenie, że Rocky i Xander idealnie się sprawią w roli rodziców. ;)

    Co do planu Omega.. Zakładam, że głównym jego założeniem jest to, żeby trojaczki uniknęli więzienia. Każdy z nich ma dla kogo żyć. Żaden z nich, nie chce iść siedzieć. Tylko jak chcą to zrobić? I czy potem znów będą musieli się ukrywać?

    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałam dodać rozdział wcześniej, ale mój telefon odmawia mi posłuszeństwa.
    Nie wiem, ale imię Isobell kojarzy mi się z pomarańczowymi loczkami. A gif z poprzedniego postu nieco temu przeczy.
    Mam propozycję: napisz kiedyś kiepski rozdział, bo za każdym razem dochodzę do wniosku, że to "naprawdę dobry wpis". I ciągle to samo... (Wbrew Twojemu wnioskowi, że to jeden z gorszych wpisów).
    Oczywiście to tak z przymrużeniem oka. Nie trać weny!
    Cam coraz bardziej do mnie przemawia, chociaż to postać, która niekiedy budzi we mnie skrajne emocje.
    Czekam na dzidziusia :)
    www.w-popiolach-igrzysk.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Ufff... jestem! Nie zabijaj mnie!
    Rozczuliła mnie scena Cama z córką. Smutne, ze musiał przyznać się, że zabija ludzi, ale było to rzeczywiście najlepsze co mógł wtedy zrobić. Dobrze, że się przyznał, bo gdyby ukrywał to przed nią, a potem by się wszystko wydało, mógłby stracić Isy na zawsze. Mam nadzieję, że zacieśnią swoje więzi. (Wgl to jak mu pocisnęła z tymi dredami! XD Uśmiałam się :D)
    Rocket jest najlepsza! Wiem, że się powtarzam, ale nic nie poradzę na to, że jest moją faworytką <3
    Ciągle wierzę, że Eva zostanie ocalona!
    Rzeczywiście, trochę się zagmatwałam podczas tej ostatniej rozmowy na temat Zacka, Margaret i Magdalaine. Dobrze, że na końcu mi przypomniałaś kim była ta ostatnia, bo nie byłam pewna, czy ją kojarzę. Ale już mam nadzieję, że wszystko poukładało się w mojej głowie.
    Nie zauważyłam żadnego błędu ;)
    Wpadnę niedługo na najnowszy rozdział!
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana!
    Przede wszystkim strasznie cię przepraszam za to, że dopiero teraz przybywam. To już trzy tygodnie i choć rozdział przeczytałam dawno temu to zupełnie nie miałam kiedy skomentować. Potem jak chciałam wreszcie to nadrobić to zawsze coś wypadało i moje przybycie schodziło na dalszy plan. Tłumaczę się, bo Ty zawsze regularnie komentujesz i jest mi po prostu głupio! ;)

    Ale już jestem i choćby skały srały i mury pękały - dostaniesz dziś ode mnie oba zaległe komentarze. I już! ;D

    Zacznijmy od początku. Mega podobała mi się rozmowa Cama z córką. Ta mała jest świetna! Od razu zyskała moje serducho, bo mimo tych trzynastu lat wydaje się być bardzo mądrą osóbką. Wiele przeszła, wiele ją to nauczyło, a mimo to wiedziała, że musi być silna i nie może bezgranicznie ufać we wszystko, co mówią inni. Byłam zaskoczona, że nie wierzyła Zackowi i ufała w niewinność Cama. Szkoda tylko, że teraz jej naiwny świat legnie w gruzach, bo miała o ojcu zbyt dobre zdanie. Ale skąd mogła wiedzieć? To przecież nadal dziecko... Jednak podobało mi się, że Cam stanął na wysokości zadania i nie oszukiwał ją. Nie starał się wybielić i nie mydlił jej oczu jakimiś kłamstwami. To spory krok do przodu;D W tym rozdziale pozwoliłaś nam zobaczyć, że ten bezuczuciowy, zimn drań jednak te uczucia ma! Bardzo mi się to podobało! ;) Może ojcostwo coś w nim zmieni na lepsze?

    Jestem bardzo ciekawa co to za plan nasze trojaczki wymyśliły i co chcą zrobić. Mam wrażenie, że chodzi tu o coś w stylu uśmiercenia się przed ludźmi, by wreszcie przestali ich szukać, ale nie jestem pewna. Ale wzmianka o tym planie dała mi nadzieję, że nie mają zamiaru się poddać i wpakować do więzienia. Kombinują, myślą i to mnie napawa optymizmem! ;D

    Bardzo podoba mi się również to, że bez przerwy wymyślasz nowe intrygi i okazuje się, że ludzie Zacka byli wszędzie! W rodzinie Evy, w organizacji, wszędzie! To dodaje opowiadaniu takiego smaczku i ciekawości, bo nigdy nie wiadomo czy ktoś kogo teraz lubimy nie okaże się potem zdrajcą. Nie da się tego przewidzieć i za to ogromne gratulacje! ;)

    Lecę do nastepnego!:)

    OdpowiedzUsuń