Z perspektywy Rocket
Chyba
wszystkich poza mną zaskoczył plan Evy. Osobiście podejrzewałam,
że dziewczyna będzie zdolna do takiego posunięcia. Siedzący
naprzeciwko nas Cody gapił się na nią z uchylonymi ustami, a
Xander wyglądał jakby dokładnie analizował każde wypowiedziane
przez szatynkę słowo. Siedzący za biurkiem Farell złożył
dłonie w wieżyczkę i przymknął oczy.
- I co
wy na to? - Spytała w końcu niepewnie.
- Nie
będziemy cię narażać. Nie mam mowy! - Warknął Cody rozeźlony.
- Aha,
świetnie! Xander, powiedz, że to dobry pomysł! - Poprosiła Eva,
przenosząc wzrok na chłopaka. Ten nadal wpatrzony w podłogę,
zaprzeczył ruchem głowy.
- Nie
lubię zgadzać się z Codym, ale teraz muszę. Nie możemy narażać
cię na takie niebezpieczeństwo. - Stwierdził spoglądając na
dziewczynę. Eva przeniosła wzrok na mnie, jakby szukała
we mnie wsparcia.
- A ja
tam uważam, że młoda mogłaby sobie poradzić. - Powiedziałam
stanowczo, tym samym zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych.
- No co tak patrzycie? Skazujecie ją na porażkę tylko dlatego, że jest niedoświadczona. A prawda jest taka, że ona ma największe szanse
w zdemaskowaniu swojego ojca. Jeśli Jean nam pomoże, rzecz jasna. -
Popatrzyłam wymownie na Xandera.
Prawda
była taka, że jeśli ja byłabym w tej kwestii nieugięta i
obstawałabym za małą, to on koniec końcem też by uległ. Z
naszej dwójki zawsze to ja byłam tą, która pakowała nas w
kłopoty. On miał za zadanie nas z nich później wyciągać.
- Nawet
jeśli byśmy się na to zgodzili, to mamy zaledwie trzydzieści
godzin, żeby namówić na to Morena, obmyślić szczegółowy plan,
oraz wtajemniczyć we wszystko Evę. - Zaczął wyliczać na palcach,
spoglądając to na mnie, to na szatynkę.
- Zapomniałeś
o Cameronie. - Odezwał się Farell, biorąc cygaro do ust. - Nie
myślę, żeby był optymistycznie nastawiony do tego pomysłu. A nie
zrobilibyśmy tego bez jego zgody, bo wolę nie myśleć, co by się
stało, gdyby się zdenerwował.
- No
właśnie. Cameron. Z nim też trzeba to jakoś obgadać, co zapewne
nie będzie łatwe. - Westchnął Xand.
- Ja
mogę to zrobić. - Zaoferowała się Eva. - Jeśli zgodzicie się na
ten plan, pogadam z Morenem i Cameronowi też wszystko wyjaśnię.
- No
właśnie! A ja pomogę! - Dodałam dobitnie.
- Czemu
wy się tak na to uparłyście? - Spytał Cody, patrząc na nas z
irytacją.
- Dlatego,
że mojemu ojcu chodzi też w dużym stopniu o mnie. Zwłaszcza,
kiedy odda nam trójkę z siedmiorga dzieci, na których mu tak
cholernie zależy. - Wyjaśniała, a ja co chwilę kiwałam głową
na znak, że całkowicie się z nią zgadzam. - A poza tym jestem
jego córką, więc prawdopodobieństwo że mnie skrzywdzi czy w
ostateczności zabije jest dużo mniejsze, niż gdyby spotkało to
przypadkową osobę. - Wzruszyła ramionami. Byłam z niej niemal
dumna, kiedy z taką odwagą tym mówiła, chociaż może mojego
udziału w tym nie było.
- Jeżeli
przekonacie Morena i Camerona w ciągu godziny, to może to
przemyślimy. - Mruknął Xander, patrząc na nas ze złośliwym
uśmiechem. Patrzyłam jak entuzjazm Evy momentalnie się ulatnia.
Wstałam i stanęłam naprzeciwko chłopaka, mierząc się z nim
wzrokiem.
- Wiesz
co Parker? Normalnie powiedziałbym, że to nie możliwe, ale
specjalnie dajesz nam tak mało czasu, więc udowodnię ci, że
jednak można to zrobić.
- Doprawdy?
Idziesz w zakład, że chociaż jeden z nich się nie zgodzi? -
Spytał z kpiną. Podświadomie zdawałam sobie sprawę z tego, że
specjalnie mnie prowokuje, żeby się dowiedzieć, czy uda mi się to
zrobić, ale nie mogłam mu tego darować.
- Umowa
stoi. - Uścisnęłam mu rękę. - Co możesz mi zaoferować, jeśli
wygram? - Uniosłam do góry jedną brew i przejechałam językiem po
górnej wardze, lustrując Xandera od dołu do góry.
- Co
zechcesz. - Mruknął uwodzicielsko. Nie powiem, trochę mnie tym
zdziwił, bo Parker rzadko okazuje takie uczucia przy ludziach, ale
nie interesowało mnie to w tamtej chwili. Ruszyłam w stronę drzwi,
a Eva zaraz za mną.
- Zakładam,
że to mi przypada to trudniejsze zadanie, czyli przekonanie
Camerona? - Mruknęła pod nosem. - Nie zdziw się, jeśli usłyszysz
krzyki i wycie syren. - Powiedziała skręcając w odpowiedni
korytarz.
Bez
zbędnego pukania weszłam do biura Luisa i korzystając z okazji że
go nie ma, nalałam sobie wody w szklankę i usiadłam za jego
biurkiem, zakładając nogi na stół i prezentując moje nowe,
czarne koturny. Chłopak wszedł po około dwóch minutach i przez
chwilę patrzył na mnie dziwnie.
- Oczywiście,
rozgość się. - Powiedział w końcu, nie żałując sobie sarkazmu.
- Taki
mam zamiar. - Uśmiechnęłam się szeroko. - Muszę pomówić z
Morenem. I to szybko.
- Możesz
tylko w obecności psychologa...
- Nie
ma na to czasu. - Przerwałam mu, ziewając. - Daj mi klucze od jego
celi, z resztą poradzę sobie sama. Mogę też zrobić to w bardziej
niekonwencjonalny sposób i zakraść się tam, znokautować
strażnika, po czym zabrać mu klucze i w ten sposób z nim pogadać.
Jak wolisz. - Wzruszyłam niedbale ramionami, strzepując z
dżinsowych szortów nieistniejący pyłek. Blondyn patrzył na mnie
przez chwilę, jakby kłócił się sam ze sobą i grymas jego twarzy
przyprawił mnie o atak śmiechu.
- No
dobra... - Rzekł w końcu z rezygnacją. - Ale szybko i bez stresu.
I mam nadzieję, że Farell o tym wie. - Popatrzył na mnie
podejrzliwie. Pokiwałam energicznie głową a ten sięgnął do
gablotki i wyjął z niej odpowiedni klucz.
- Spokojna
twoja rozczochrana! Ciotka Rocky jeszcze nikomu krzywdy nie zrobiła!
- Oznajmiłam głośno, z szerokim uśmiechem. - Znaczy, prawie
nikomu. - Dodałam już ciszej, wymykając się na korytarz.
Znalezienie
Morena było nie lada wyzwaniem biorąc pod uwagę, że budynek
agencji jest wielki, a ja jakoś nie bardzo się jeszcze w nim
odnajdywałam. Ale dobra, nie takie rzeczy się robiło. Zeszłam do
piwnic, gdzie śmierdziało wilgocią i natychmiast natknęłam się
na osiłka, rodem jakiegoś marnego filmu akcji.
- Mogę
w czymś pomóc? - Zapytał, chociaż pytanie brzmiało tak naprawdę: Po coś ty tu przylazła, kobieto?! Nienawidzę takich gości.
Nicky by powiedział, że w takim przypadku należy udawać zimną
sukę i pokazać mięśniakowi, gdzie jego miejsce.
- Chcę
porozmawiać z Jeanem Morenem. - Warknęłam chłodno do osiłka, ale
ten ani drgnął.
- Nie
mogę pani wpuścić. Proszę wyjść. - Odrzekł grzecznie,
aczkolwiek stanowczo. Ja z natury jestem grzeczną dziewczynką,
tylko łatwo się wkurwiam.
- Możesz
dać sobie spokój. Nie przyszłam się tu kłócić... - Warknęłam
mijając gościa, ale ten złapał mnie za ramię.
Pociągnęłam jego rękę, czego ten w ogóle się nie spodziewał,
po czym wykręciłam mu ją na plecach i podstawiłam nogę, żeby się
przewrócił, jednak facet był ode mnie silniejszy, jak na
szanującego się osiłka przystało, więc pchnęłam go tylko na
ścianę, w którą ten uderzył głową. Nie na tyle mocno, żeby mu
się coś stało, ale wystarczająco, aby go na chwilę zamroczyło.
I wtedy, bez zbędnych komplikacji powaliłam go na ziemię. Szybko
odpięłam mu pas z bronią i odrzuciłam go na bok, wyjmując
wcześniej kajdanki. Skułam mu ręce na plecach, jedną obręcz
przekładając przez pręty drzwi jednej z cel tak, żeby nie mógł
wstać. Osiłek zaczął mamrotać coś pod nosem, czym jeszcze
bardziej mnie zdenerwował.
- Na
przyszłość wiedz, że ja grzecznie proszę tylko raz! - Warknęłam
i poprawiając kołnierzyki i rękawy czerwonej koszuli, ruszyłam w
stronę celi, w której miał znajdować się Jean.
Brunet siedział po turecku na pryczy i przyglądał mi się
badawczo. Chyba słyszał, jak rozprawiam się z tamtym gościem, bo
minę miał, jakby chciał zwymiotować.
- Ej,
ale nie zemdlejesz mi tu. No nie? - Spytałam uśmiechając się w
możliwie przyjacielski sposób.
- Tamto
było niechcący... - Mruknął obserwując mnie, kiedy zamykałam za
sobą drzwi i siadałam obok niego. Kiwnęłam głową.
- Jutro
wracasz do Zacka. Robimy wymianę. - Powiedziałam patrząc przed
siebie i bawiąc się złotym pierścionkiem, który dostałam od
Xandera na ostatnie urodziny.
- Ale
ja nie wiem, czy po tym, co usłyszałem na jego temat, chcę jeszcze
do niego wracać. Jak tak teraz siedzę i o tym myślę, to było
sporo okazji, żebym mógł zacząć się czegoś domyślać, ale ja
po prostu nie chciałem. To, że dzieci nigdy nie wychodziły poza
teren domu, że nie chodziły do szkoły, ani nawet do sklepu po
zakupy. Że zawsze były takie jakby dziwne i milczące. Sztuczne.
Wszechobecna ochrona i monitoring, oraz ciągłe telefony i wyjazdy,
rzekomo w sprawach służbowych. - Wymieniał, rąbiąc palcami
cudzysłów w powietrzu. - To jest jakiś chory człowiek i ja się
boję do niego wracać. Tym bardziej, że teraz już o wszystkim
wiem. Myślisz, że mógłby zabić mnie przez to, że poznałem jego
tajemnicę? - Spytał spoglądając na mnie ze strachem wymalowanym
na twarzy.
- Myślę,
że zależy mu na tobie, skoro zdecydował się na tę wymianę. -
Przyznałam kiwając głową. - Każdy ma w sobie jakąś cząstkę
dobra, ale Marshal zrobił już tyle złych rzeczy, że musi ponieść
konsekwencje. - Powiedziałam. W rzeczywistości sama nie byłam
wiele lepsza, ale nie o mnie teraz mówiliśmy. - Ale jeśli chcesz,
możesz pomóc nam w uporaniu się z nim. - Popatrzyłam na chłopaka
z nadzieją, że to zrobi.
Właściwie,
to on i Eva byli naszą jedyną nadzieją i nie wiem, czemu Xander i
reszta tak obstawali za tym, żeby tego nie robić. Fakt, było to
cholernie ryzykowne, ale cała sprawa mogłaby się dzięki temu
rozwiązać.
- Jak? - Zapytał
po kilku długich minutach ciszy. - Nawet nie umiem strzelać. Nie
miałbym z nim żadnych szans. - Szepnął. Popatrzyłam na niego
szukając jakiejkolwiek oznaki, że próbuje się wymigać, ale on
zarumienił się tylko i skubał nerwowo palcami materiał koszulki,
w którą był ubrany.
- Marshalowi
zależy na Evie. Jego biologicznej córce. Podczas wymiany zgłosi
się z chęcią przyłączenia się do ojca. A ty udasz, że nadal
zależy ci na Zacku i pomożesz nam zlokalizować miejsce, w którym
trzyma te dzieci. Wtedy wkroczymy i go dopadniemy. - Przedstawiłam
mocno skróconą wersję naszego planu. Chłopak analizował przez
chwile moje słowa, po czym westchnął ciężko.
- Czyli
miałbym udawać, że nie przejąłem się tym, że porywa dzieci?
- Tak,
ale nie może to wyjść sztucznie. Po prostu nie możesz teraz się
z nim rozstać i jednocześnie musisz jak najwięcej dowiedzieć się o jego
planach. - Wyjaśniłam cicho, chociaż tak właściwie, to wcale nie
było to potrzebne. Chłopak schował twarz w dłoniach i przez
chwilę naprawdę było mi go żal. No bo serio, on się nie prosił
o to całe gówno, a przez Zacka ma teraz przekichane. - To jak,
pomożesz nam? - Złapałam go lekko za ramię, próbując dać do
zrozumienia, że nie jestem mu wrogiem. Pokiwał głową wycierając
łzy z oczu.
- Pomogę. -
Wydusił z siebie prawie niesłyszalnie.
- To
dobrze, bo mamy bardzo mało czasu. - Wstałam i ruszyłam w stronę
drzwi, ale z końca korytarza dobiegł mnie jakiś dziwny dźwięk, a
potem wiązanka przekleństw.
- Ty go
tak załatwiłaś? - Spytał Cam wskazując na osiłka, nad którym już
klęczał zmartwiony Luis.
- Sam
się prosił. - Powiedziałam natychmiast, uśmiechając się do
warkoczyka, który minął mnie bez słowa i szedł do Jeana. - I
jak? - Spytałam idącą za nim Evę.
- Względnie
dobrze, bo obyło się bez rękoczynów, ale Cami chce sam się
przekonać, czy Jean nie ma złych zamiarów. - Wskazała palcem na
Parkera, który wyglądał jakby mierzył się wzrokiem z Morenem. W
rzeczywistości czytał mu w myślach i nie wiem, czy Jean był tego
w ogóle świadomy.
- Ujmijmy,
że nie ma złych zamiarów, ale... - Nie zdążył dokończyć, bo
Eva już ruszyła w stronę wyjścia. Niemal biegiem poszliśmy za
nią, żeby przekonać się, gdzie idzie.
- Jean
nam pomoże! - Oznajmiła, bez pukania wchodząc do gabinetu Farella,
w którym w dalszym ciągu przebywali Cody i Xander, ale pojawili się
też Domi, Amir, Tris i Nicholas.
- Chwila!
Nie powiedziałem, że skoro nie ma złych zamiarów, to pozwolę ci
na ten szaleńczy pomysł. - Zaraz za nią wpadł Cameron, niemal
przepychając mnie w drzwiach. - Nie zrobisz tego. To zbyt duże
ryzyko. - Powiedział twardo i widać było, że nie zamierza o tym
dyskutować.
- A tak
dla jasności: nie pozwalasz mi, bo to zbyt niebezpieczne, czy nie
pozwalasz mi, bo to ja mam jechać do Zacka? - Zapytała, patrząc ze
złością na Parkera. Świetnie. Czyli jednak będzie kłótnia.
Usiadłam na kolanach u Tristana, żeby wszystko lepiej widzieć.
- Nie
pozwalam ci, bo to zbyt niebezpieczne i dlatego, że to właśnie ty
miałabyś tam jechać. - Odpowiedział Cam, zakładając ręce na
piersi.
- Czemu
wy wszyscy z góry myślicie, że mi się nie uda? - Krzyknęła z
wyrzutem.
- Bo
nie masz nawet podstawowego przeszkolenia. Masz szesnaście lat do
cholery i nie wywieziemy cię Bóg wie gdzie, z tym psychopatą! -
Wrzasnął Cam zaciskając pięści. Widać było, że powstrzymuje
się, żeby na dobre nie wybuchnąć.
- Nie
zapominaj, że mówisz o moim tatusiu. - Zakpiła Eva oglądając
paznokcie. - A poza tym jak mam cokolwiek umieć, skoro niczego mnie
nie uczycie? No prawie niczego, a zwłaszcza ty! - Wytknęła mu,
wskazując go palcem. - Sam mówiłeś, że twoje siostry były w
moim wieku jak uczyłeś je prowadzić!
- Ale
ty nie...
- Mam
rozumieć, że jestem jakaś niedorozwinięta, czy po prostu nie
chcesz? - Spytała chłodno.
- Robi
się coraz ciekawiej. - Mruknęłam do Tristana, na co ten tylko się
zaśmiał. Cami zaklął głośno i usiadł na krześle pod ścianą,
chowając twarz w dłoniach.
- Naprawdę
nie chcę się z tobą kłócić... - Warknął w końcu.
- To
się nie kłóć. - Dziewczyna wzruszyła ramionami, siadając na
oparciu sofy, zaraz obok Amira. - A zaskoczę cię, jak ci powiem, że
przez ostatnie dni ćwiczyłam i opanowałam te całe czytanie w
myślach i przyśpieszoną regenerację też? - Zaciekawiła się.
Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc szok malujący się na twarzy
warkoczyka.
- Jak
to? - Wydukał w końcu.
- Tak
to. - Wtrącił się Amir. - Nie mieliśmy z Nickym co robić, więc
pomyśleliśmy, że trochę pomożemy małej i się udało. Poza tym
dzisiaj rano uczyliśmy ją prowadzić i całkiem nieźle jej szło. - Powiedział spoglądając ukradkiem na Nicholasa.
- Eva
ma zdolność przyśpieszonej regeneracji, ale może ją
kontrolować. - Wyjaśnił Bell, pochylając się na sofie. - To od
niej zależy, jak szybko wyleczy ranę i czy w ogóle. Do tego
czytanie w myślach, w którego okiełznaniu pomagał nam Toby, bo
akurat nie miał co robić. I jakby nie było, z tymi dwiema
umiejętnościami Eva już nie jest taka bezbronna. - Powiedział z
uśmiechem nie schodzącym mu z twarzy.
- A
żeby było jeszcze ciekawiej, to będąc z kimś złączona umysłem,
mogę pozyskiwać od niego wiedzę tak, jak przegrywa się film z
komputera na płytę. - Dodała Eva, patrząc gdzieś za okno.
- Fakt,
że jest to czysta teoria i trzeba nauczyć ją jeszcze korzystać z
tej wiedzy w praktyce, ale to w dużej mierze pomaga. - Nicky wyjął
paczkę papierosów i miał zapalić jednego, ale Domi mu je zabrał
i schował sobie do kieszeni. Blondyn wywrócił z niezadowoleniem
oczami, ale kontynuował: - Od Amira pozyskała wiedzę na temat
broni palnej i umie już ją rozróżniać i nazywać, ale trzeba
nauczyć ją strzelać. Połowa roboty jest wykonana, więc nie wiem,
w czym widzicie taki problem. - Skończył. Cam patrzył z
niedowierzaniem to na Evę, to na chłopaków i gdybym nie przyłapała
ich wczoraj na jednym z tych treningów, to pewnie sama byłabym tym
zdziwiona.
- Czyli
mam rozumieć, że zrobiliście to wszystko bez niczyjej wiedzy? -
Spytał w końcu nie kryjąc urazy. Biedny Cami. O wszystkim
dowiaduje się na końcu. Chociaż w sumie, Xander też nic nie
wiedział.
- Miała
być niespodzianka, ale jak już musisz wiedzieć... - Eva wzruszyła
ramionami. - To jak? - Cami popatrzył po wszystkich i westchnął
głośno. Wiedziałam, że kłóci się sam ze sobą, bo z jednej
strony była na to gotowa, ale z drugiej cholernie się o nią bał.
I słusznie. Ona pewnie też się bała, ale była do tego zdolna i
należało dać jej spróbować.
-Może
ty coś powiesz? - Warknął w końcu w stronę Xandera, który do
tej pory stał oparty o parapet i w milczeniu wpatrywał się w
widoki za oknem.
-A co
mam powiedzieć? Jest gotowa, czy nam się to podoba, czy nie. Jeśli
jej nie pozwolisz, to tylko dlatego, że się boisz, co jest
zrozumiałe. - Wzruszył ramionami i odwrócił się w stronę brata,
posyłając mu delikatny uśmiech.- Ale może to i racja, że lepszej
szansy nie będzie. - Wpatrywaliśmy się wszyscy w Camerona. Nasz
lider wyraźnie dawał mu do zrozumienia, że to od niego wszystko
zależy, ale warkoczyk potrząsnął głową i westchnął głośno.
- Ja
tego nie powiem. - Rzekł w końcu młodszy z braci. - Nie powiem, bo
nie będę brał odpowiedzialności za to, co się później stanie.
- W
takim razie zróbmy inaczej. - Xander uśmiechnął się i wydmuchnął
z ust dym z papierosa. Rano zabrał mi całą paczkę, a przecież on
nawet nie lubi tych smakowych. - Postanowiłem, że jednak pozwalam
zrealizować ten pomysł, ale pod warunkiem, że udowodnicie, że Eva
potrafi w pełni korzystać ze swoich zdolności, nie robiąc nikomu
krzywdy. - Zadecydował nasz lider, patrząc na Evę z ciekawskim
uśmiechem.
Nie
musiał nikomu mówić, że ta dziewczyna go interesowała. Już od
dawna niecierpliwił się na jej przemianę i nawet był trochę
zawiedziony, kiedy jego ojciec przysłał opis jej przebiegu i
nie wynikało z niego nic nadzwyczajnego, wręcz przeciwnie. U niej
odbyło się to niemal nieodczuwalnie, więc teraz czekał zapewne na
jej wielki wybuch.
Do
wieczora wszyscy byli niezwykle zajęci a ja nie miałam co ze sobą
zrobić, więc stwierdziłam, że zajrzę do Nicholasa. Siedział w
zbrojowni i czyścił jeden z karabinów.
- Czy
tylko ja mam ochotę wyskoczyć gdzieś do klubu? - Zapytałam siadając
obok niego. Chłopak obdarzył mnie jednym z tych swoich szerokich
uśmiechów, i spojrzał znad karabinu.
- Nawet
nie wiesz, jak ja się stęskniłem za naszymi imprezami. - Stwierdził
biorąc do ręki pełny magazynek. - Nawet w sumie mógłbym się
upić.
- Przecież
ty nie umiesz pić! - Pisnęłam parskając śmiechem. - Masz za słabą
głowę!
- No
wiem, ale mnie to dobija. Ciągle myślę o tym, jak Domi mógłby
poradzić sobie w pace. I to jest tak cholernie przygnębiające...
- Wiesz, że jako drugie połówki powinniśmy być na to przygotowani. - Przerwałam mu wyjmując paczkę truskawkowych
papierosów i częstując chłopaka, ale ten odmówił.
- Wiem, ale to i tak jest trudne...
-Po prostu nie myśl o tym na razie. Inaczej nożna zmarszczek dostać. - Uśmiechnęłam się, ale w rzeczywistości wcale nie było mi do śmiechu. Blondyn miał rację.
- Wiem, ale to i tak jest trudne...
-Po prostu nie myśl o tym na razie. Inaczej nożna zmarszczek dostać. - Uśmiechnęłam się, ale w rzeczywistości wcale nie było mi do śmiechu. Blondyn miał rację.
Wyjęłam
jednego i już miałam go podpalić, kiedy poczułam coś, jakby
skurcz w okolicy brzucha. Syknęłam głośno i zgięłam się w pół,
ale ułamek sekundy później Nicky kucał już przy mnie, ze
zmartwieniem mi się przyglądając.
- Co
jest? - Zapytał zaniepokojony, biorąc mnie pod ramię. Zaczęło
kręcić mi się w głowie a chłopak westchnął i wziął mnie na
ręce. - Idziemy do lekarza, maleńka. - Szepnął mi do ucha, wynosząc
mnie z sali.
Nie
wiedziałam, gdzie znajduje się część szpitalna, ale chłopak
najwyraźniej tak, bo szybko mnie tam zaniósł, zatrzymując się
tylko, żeby otworzyć drzwi. Szczerze, to naprawdę byłam zdziwiona
tym, jak dużo siły jest w tym cherlawym ciałku. Chciałam mu to
powiedzieć, ale siedziałam cicho, bo nawet oddychanie sprawiało mi
dyskomfort. Brzuch już tak nie bolał, ale nadal wszystko
rozmazywało mi się przed oczami. Posadził mnie na jakimś krześle
w korytarzu i lekko zdyszany kucnął obok, odgarniając mi włosy z czoła.
- Dasz
radę tu chwilę na mnie poczekać? - Zapytał przyglądając się
mojej zapewne bladej jak ściana twarzy. Pokiwałam głową, więc
zostawił mnie i gdzieś pobiegł, pewnie po lekarza.
Usiadłam prosto, chcąc jakoś odzyskać ostrość widzenia, ale
było to niemożliwe. Po chwili usłyszałam kroki i moment później
obok mnie pojawiła się niska kobieta w kocich okularach,
przyglądająca mi się badawczo.
- Możesz
wstać? - Zapytała. Pokiwałam głową, chociaż oczywiście bez
niczyjej pomocy było to niemożliwe.
Nicky
pomógł mi przejść do gabinetu kobiety, która szła pierwsza,
otwierając przed nami drzwi. Posadził mnie na łóżku, które
stało pod ścianą a sam usiadł obok, nie puszczając mojej ręki.
Dopiero po chwili się ocknął i oznajmił, że poczeka na
korytarzu. Kobieta popatrzyła za nim znad okularów i spojrzała na
mnie z ciepłym uśmiechem.
- Kręci
ci się w głowie? - Zapytała uważnie mi się przyglądając.
Nigdy
nie lubiłam chodzić do lekarzy, ale przyznaję, że wyjątkowo ta
kobieta nie robiła na mnie nieprzyjemnego wrażenia.
- Trochę. - Przyznałam. - I boli mnie brzuch. - Lekarka nakazała, żebym zdjęła
koszulę.
- Nie
jesteś na nic chora, ani uczulona? - Zapytała podchodząc do biurka
i zapisując coś w notatkach.
-Nie. - powiedziałam kładąc koszulę obok siebie.
- Miałaś ostatnio jaki wypadek, albo jesteś od czegoś uzależniona?- Pytała nie patrząc na mnie.
-Palę papierosy, ale rzadko. Ostatnio się biłam, ale nic mi potem nie było. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Już dawno planowałam rzucić palenie, ale jak na razie udało mi się tylko je ograniczyć. Kobieta podeszła ze stetoskopem i zaczęła mnie osłuchiwać, co nie należało do najprzyjemniejszych przeżyć. Kiedy zjechała niżej, do brzucha, uśmiechnęła się zwycięsko i popatrzyła na mnie.
Już dawno planowałam rzucić palenie, ale jak na razie udało mi się tylko je ograniczyć. Kobieta podeszła ze stetoskopem i zaczęła mnie osłuchiwać, co nie należało do najprzyjemniejszych przeżyć. Kiedy zjechała niżej, do brzucha, uśmiechnęła się zwycięsko i popatrzyła na mnie.
- Chyba
znamy już przyczynę twoich problemów. - Oznajmiła, po czym
zapisała coś w swoich notatkach i powiedziała, że mogę już się
ubrać.
Założyłam
koszulę i zaczęłam powoli zapinać guziki, patrząc na drzwi, w
których chwilę wcześniej zniknęła lekarka. Po chwili pojawiła
się z nico wyższą i młodszą blondynką, również ubraną w
biały fartuch. Wręczyła jej swoje notatki.
- Doktor
Monsen wykona ci wszystkie niezbędne badania. - Powiedziała, a
radosny uśmiech nie schodził jej z ust. Trochę mnie to
zaniepokoiło.
- Jak
to, coś ze mną nie tak? - Spytałam kobietę, kiedy blondynka
pomagała mi wstać. W sumie, nie było już to konieczne, bo mogłam
sama chodzić, ale chyba robiła to dla większego bezpieczeństwa.
- Prawdopodobnie
nie ma żadnych powodów do zmartwień. - Odpowiedziała przesadnie słodkim głosem. -
Zrobimy tylko USG. - Oznajmiła uruchamiając jakąś aparaturę,
po czym nakazała żebym zdjęła koszulę i położyła się
wygodnie. Rozległo się pukanie do drzwi a chwilę potem wszedł
Xander, wyraźnie zmartwiony.
- Nicholas
mówił, że coś jest nie tak... - Powiedział podchodząc do mnie zdenerwowany i nie zwracając w ogóle uwagi na doktor
Monsen.
- Moim
zdaniem to typowe objawy. Trochę bardziej nasilone, ale typowe. - Powiedziała kobieta podchodząc do mnie i
smarując mój brzuch czymś zimnym.
- Objawy
czego? - Zapytaliśmy niemal jednocześnie. On ze strachem, ja bardziej
z wyrzutem, bo zaczynał mnie już drażnić ten przesłodzony ton i
wyraz twarzy lekarki.
- Och...to wy jeszcze nic nie wiecie! - Krzyknęła uradowana dziewczyna. W tamtej chwili miałam ochotę podejść i ją udusić. - Jesteś w ciąży. - Wyjaśniła przesuwając po moim brzuchu jakimś
urządzeniem i jednocześnie wskazując małą, czarną plamkę na
monitorze zawieszonym obok. Przełknęłam ślinę i popatrzyłam na
Xandera, który jak zahipnotyzowany gapił się w mały punkcik na
ekranie. Co ja takiego narobiłam?
Ta dam! Rocket jest w ciąży! Stwierdziłam, że mało jej w opowiadaniu i dlatego rozdział jest właśnie z jej perspektywy. W tej części miała już być wymiana z Zackiem, ale oczywiście jak to ja mam w zwyczaju, musiałam przedłużyć, więc rozdział jest nudny jak flaki z olejem. W ogóle to nie jestem z niego zadowolona, chyba dlatego, że przeważają dialogi, ale w następnym jest już lepiej.
Mam w planach "zrobić dziecko" jeszcze jednej parze, ale nie będę zdradzała, której. Dowiecie się w następnych rozdziałach. Jednocześnie muszę dbać o to, żeby nie było zbyt słodko, bo póki co tak właśnie jest, więc walnę pewnie jakąś tragedię. Nie wiem tylko jeszcze, kto zginie, ale mogę zapewnić, że do zakończenia ubędzie kilku bohaterów.
Całusy :*
Po przeczytaniu dopisku pod postem przed moimi oczami stanęła Eva z ciążowym brzuszkiem :P
OdpowiedzUsuńPolubiłam Rocky. Ta postać wcześniej zupełnie mi gdzieś umknęła.
Chciałabym w maju na maturze złączyć się umysłem z kimś mądrym i przejąć jego wiedzę tak jak Eva. :P Inaczej nie zdam.
Lubię, gdy jest "słodko", ale nie mogę się już doczekać napięcia spowodowanego zawiłymi zwrotami akcji, których z pewnością na tym blogu nie braknie.
Chciałam apelować o to, byś nie pozbywała się w okrutny sposób bohaterów, ale z niektórymi z nich nie zżyłam się na tyle, by bronić ich jak lwica, a jak wiadomo, takie sytuacje w dużym stopniu wpłyną na cały utwór. Zatem bez sprzeciwów czekam na kolejne części.
Pozdrawiam, http://w-popiolach-igrzysk.blogspot.com/
Rozdział świetny jak zwykle :)
OdpowiedzUsuńRocket w ciąży?! W sumie nie jestem aż tak bardzo tym zaskoczona. A kto jeszcze powiększy swoją rodzinke? Mam nadzieje że Eva i Cam.
No ale o tym dowiemy się już niedługo. Nie mogę sie doczekać kolejnej notki.
Pozdrawiam, http://wojowniczaraisa.blog.pl/
Aż usta z wrażenia otworzyłam na końcówce...
OdpowiedzUsuńMasz zamiar "zrobić dziecko" jeszcze innej parze? Cóż, wiem, że nie mogę być pewna, że to będzie Eva i Cam, ale póki co to strzelam, że to ich miałaś na myśli. Trafiłam? Coś w to wątpię.
No i oczywiście cieszę się, że ujawniłaś nam plan Evy... poprawka: szalony plan Evy. Faktycznie, jest to cholernie niebezpieczne, ale może poskutkować. Zack to w końcu psychol, który nie zawaha się przed niczym. Zdziwiła mnie jednak reakcja Morena. Ja to bym na jego miejscu chciała jak najszybciej spotkać Zacka i wszystkiego dowiedzieć się od niego, ale w sumie, chłopak jest nieco zdezorientowany, dlatego lepiej się nie będę odzywać a ten temat.
Rocket w ciąży! To najbardziej przykuło moją uwagę! Nie mogę w to uwierzyć... pierwszy raz natykam się na tak skomplikowane opowiadanie... ale to bardzo dobrze. Sprawiasz, że mój mózg jeszcze ma nad czym myśleć, co umieją tylko nieliczni :P
Pozdrawiam i życzę ogromnego pokładu weny ;)
Jej, w końcu nadrobiłam i mogę być na bieżąco ^^ Nawet cieszę się, że ten rozdział jest z perspektywy Rocket, ponieważ a) stęskniłam się za nią, b) najlepsza akcja wciąż jeszcze przede mną!
OdpowiedzUsuńAle od początku. Czytanie w myślach to okropny dar, jeśli się go nie kontroluje, dlatego cieszę się, że Eva się w tym podszkoliła. Inaczej naprawdę miała by ciężko - ja na przykład chciałabym czytać w myślach tak tylko od czasu do czasu czyli np. na klasówkach i podczas rozmów z chłopakami xD No i dostała jakieś poważniejsze moce.
Zgadzam się, że ten plan jest cholernie ryzykowny, ale w końcu Zackowi zależy na zdolnościach Evy, więc nie powinien jej krzywdzić.
Wrócę jeszcze do rozdziału z perspektywy Nicka, który wyszedł ci świetnie. Ogólnie ta postać jest dość przyjemna i fajnie się czyta z jego perspektywy.
O matko, Rocky jest w ciąży?! Jeśli rzeczywiście Xander trafi do więzienia (cały czas liczę na jakiś zwrot akcji) to maluszek będzie się wychowywał bez ojca. Nie mam pojęcia, komu jeszcze chcesz zrobić dziecko, ale błagam cię, BŁAGAM, nie rób tego Evie. Ona ma 16 lat. Nie rób z niej bohaterki Teen Mom i tak dalej. Jestem okropnie drażliwa na punkcie dzieci wychowujących dzieci, bo zniszczone życie dla obu. Ale z drugiej strony nie wiem, kto jeszcze mógłby być. Może Layla?
Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam,
Sparks ;*
Lubię Rocky ;) Jest całkiem fajna zwłaszcza, gdy kogoś kopie. Jednak od teraz to ona będzie kopana - od środka. Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale ona chyba nie chciała mieć dziecka, a Xander tak. Mam tylko nadzieje, że go nie straci albo nie będzie chciała usunąć, bo fajny byłby taki mini Xander. Nawet pasowałoby imię Alexander ;D Ech, te moje wielkie plany.
OdpowiedzUsuńI komu jeszcze wsadzisz berbecia? Co prawda jak niektórzy tu od razu pomyślałam o Evie ale ona jest trochę za młoda. Jeszcze bym poczekała na jej miejscu z macierzyństwem. ;D
I kogo ty zmierzasz kobieto uśmiercić? Bo ja kocham wszystkich bohaterów tutaj. No oprócz Zacka – jego zabija ile chcesz. Ale nie waż się ruszyć braci ani ich miłości bo cię znajdę i... Wtedy się dowiesz co!
Czy ja w każdym komentarzu muszę ci grozić? O.o
Okej, to czekman na następny i życzę weny ^^
Buziaki, Inna :3
Witam! ;)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie rozdział wcale nie jest nudny! Wręcz przeciwnie. Może nie ma jakichś poważniejszych akcji, ale za to dużo informacji. Teraz przynajmniej wiem, na czym ma polegać genialny plan Evy. I szczerze mówiąc myślę, że ona da sobie radę. już wiele razy udowadniała, że nie jest smarkatą dziewczynką. Dodatkowo ma zdolności, które dadzą jej szersze pole do manewrów. Dobrze wiedzieć, ze tak szybko zaczyna je kontrolować! To bardzo dobrze wróży.Poza tym, Eva jest córką Zacka i wierzę, że jeśli odegra swoją rolę dobrze, to nic jej nie grozi. Zawsze jest ryzyko, ale Eva nie pójdzie tam nieprzygotowana. Dodatkowo na pewno chce pokazać, że jest warta ich zaufania i jest gotowa, by im pomóc, a nie tylko stać z boku. Teraz już nie trzeba jej strzec jak jajka. Przeszła przemianę i szybko się uczy. Właśnie wkracza do gry!
Podoba mi się postać Rocky! Głównie dlatego, że jest zwyczajnym człowiekiem, który może czuć się słaby, bezwartościowy i zupełnie nic nie znaczący w obecności takich uzdolnionych ludzi. Tymczasem Rocky ma to głęboko w tylnej części ciała. Zna swoją wartość. nie daje sobą rządzić. Jest na równi z nimi, nawet jeśli nie ma zdolności. I ma charakterek. ;D A ja naprawdę lubię bohaterki z charakterem!
Całuję! ;**
TAAAAAAAAAAAK!
OdpowiedzUsuńRocket jest w ciąży! <3
Właśnie tak z początku mi się spodobało, że rozdział z jej prespektywy, bo rzeczywiście, mało o niej było ostatnio, a jak wiesz, uwielbiam ją. Jest po prostu cudowna!
Rozdział jest świetny jak dla mnie, bardzo bardzo bardzo cieszę się, że go dodałaś! :*
"Z naszej dwójki zawsze to ja byłam tą, która pakowała nas w kłopoty. On miał za zadanie nas z nich później wyciągać." - ten cytat jest po prostu genialny <33
Wracając do tej ciąży, jestem ciekawa dokładnej reakcji Xandera. Wiem, ze Rocky chciała dziecka, tylko że teraz wszystko się zmienia. Xander ma później iść do więzienia... Ciekawe, czy zmieni postanowienie, które przysiągł agencji, czy będzie próbował się wywinąć.
I jestem ciekawa tej wymiany! Nie mam pojęcia, czego oczekiwać. Na pewno będzie mnóstwo akcji, a to mnie ogromnie ekscytuje!
Ciekawe, kto umrze... Mówisz, że kilka osób i już się obawiam. Nie zabijesz Rocket nie? Nie mozesz! Pogrążyłabym się w żałobie! Nie wiem czemu, ale obstawiam Nickolasa. I może Domiego? Uh, oby to było tylko głupie przypuszczenie.
No i kto jeszcze będzie w ciąży? Eva? Kassandra?
Pozdrawiam! :*
Zapraszam do siebie:
http://the-shadow-of-gritmore.blogspot.com
Byłam pewna, że mam dwa rozdziały do nadrobienia, weszłam i okazało się, że jeden, który notabene czytałam tylko nie zdążyłam skomentować. A to niespodzianka... Szkoda tylko, że negatywna :( Bo serio nastawiłam się na czytanie! Grrrr:(
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie perspektywą Rocet, ale na plus. Chyba dawno nie było już notki z jej większym udziałem, a jakby nie patrzeć jest dość ważną postacią w opowiadaniu. I zacznę od końca... ciąża!? No to żeś jej namieszała w życiu! Nie wierzę! Ona w ciąży, a Xander pójdzie siedzieć. Mam wrażenie, że ona się załamie... Choć jest silną kobietą to może ją w jakimś sensie przytłoczyć. W końcu dziecko to poważna sprawa, powinno mieć dwójkę rodziców. A jeśli parker rzeczywiście pójdzie siedzieć to będzie musiała malucha wychowywać sama. Bo nawet nie chcę słyszeć o jakiejś aborcji, poronieniu czy coś;D Zresztą Rocket na taką nie wygląda. No powiem Ci, szalejesz:D Ciekawe tylko, co Xander na to i komu jeszcze masz zamiar wymajstrować dzidziusia. Do głowy przychodzi mi Eva, ale czy to nie byłoby zbyt oczywiste? No bo Domein to raczej odpada xD
Wow... nie spodziewałam się, że Eva pobierała jakieś nauki. Cam naprawdę musiał się mocno zdziwić. Ale hm... czy w pewnym sensie nie jest sam sobie winny? Lata bez przerwy zajmując się Zackiem i całą tą sprawą i mam wrażenie, że przez to trochę zaniedbuje Evę. Nie mówię, że ma ją niańczyć i siedzieć przy niej 24h/ dobę, ale czy nie uświadomił sobie teraz jak wiele mu uciekło? Jego kobieta przeszła przemianę, uczy się nad sobą panować, walczyć itp. a gdzie on jest? Nie przy niej. To trochę smutne. Ale rozumiem go jeśli chodzi o strach o nią. Też na jego miejscu nie chciałabym zgodzić się na ten plan.
A wracając do Rocket. Niepokorna z niej babka. Pokazała to w tym rozdziale. Ale tego faceta potraktowała bardzo nie w porządku. Miło się do niej odezwał, wykonywał swoją pracę, a ona oczywiście musiała pokazać jaka to ona silna nie jest i z jaką to łatwością sobie z nim poradzi. Ten tekst o proszeniu tylko jeden raz też był jakiś taki... Zbyt cwany xD Lubię ją, ale tym to mnie negatywnie zaskoczyła. Alee szacun, że udało jej się przekonać Morena do współpracy;)
Czekam na kolejny i pozdrawiam Cię serdecznie!:*