sobota, 17 stycznia 2015

Widząc prze­paść przed sobą brniemy upar­cie przed siebie z nadzieją, że coś po drodze się zmieni za­nim doj­dziemy do ce­lu, który może nas zgubić.

Z perspektywy Evy
Siedzieliśmy przy stole w kuchni i jakoś wyjątkowo nikt nie miał nic do powiedzenia. Atmosfera była napięta już nie tylko ze względu na to, że niedługo mieliśmy spotkać się z moim ojcem, ale też dlatego, że Rocky dowiedziała się, że jest w siódmym tygodniu ciąży i zamknęła się w sypialni, nie chcąc nikogo do siebie wpuszczać. Xander dwa razy próbował z nią porozmawiać, ale za każdym razem wychodził i miałam wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Teraz siedział obracając w dłoniach kubek z kawą i wyglądał jak kupka nieszczęścia.
- Pora się zbierać. - Przerwał w końcu ciszę Cody, spoglądając na zegarek.
Popatrzyłam kątem oka na Cama, który swoją drogą też nie wyglądał najlepiej. Nie dziwię mu się, ja też się cholernie bałam, ale to mnie chciał mój ojciec i to ja miałam największe szanse pomóc tym dzieciakom. Wiedziałam, czym ryzykuję. Wiedziałam też, że mój ojciec to psychopata i w ostateczności może nie cofnąć się przed niczym, ale ktoś musiał narazić swoje życie i wypadało, żebym zrobiła to ja, jako jego córka, niż pozwoliła ginąć i cierpieć ludziom, którzy nie mieli z nim nic wspólnego.
- Nie musisz jechać. - Rzekł do Xandera Michael, kładąc mu rękę na ramieniu. - Ktoś inny pojedzie za ciebie. - Niemal poprosił. Parker wolno pokręcił przecząco głową.
- Nie trzeba. Dam sobie radę. - Odpowiedział chłodno.
Poznałam go już na tyle, żeby wiedzieć, że w takich sytuacjach Parker na bok odkłada swoje problemy i uczucia, a przybiera maskę tego zimnego drania, za którego wszyscy go uważają. Właściwie, to się sprawdza, ale myślę, że czasami lepiej wybuchnąć, niż dusić to wszystko w sobie, co chłopak miał w zwyczaju robić.
- Nadal nie uważam, żeby było rozsądne jechać tam tylko w piątkę. - Farell nadal przyglądał się Xanderowi uważnie, ale chłopak najwyraźniej nie zamierzał ustąpić. - Jeśli to pułapka, to nie macie szans. - Mówił, najwyraźniej starając się przemówić najstarszemu Parkerowi do rozsądku.
- Jeśli zabralibyśmy zbyt dużo ludzi, to nie tylko zdenerwowalibyśmy Marshala, ale także pokazalibyśmy, że rzeczywiście się go boimy, a tej satysfakcji mu nie dam. Poza tym to my ze wszystkich tu obecnych powinniśmy najbardziej się narażać. To uczciwe. - Wyjaśnił chłopak patrząc na swoich braci.
Przyznam szczerze, że na początku plan wydawał mi się jasny i prosty, ale im bliżej tego wszystkiego, tym większe miałam wątpliwości. Oczywiście nie miałam zamiaru się wycofać, choć pewnie nikt nie miałby mi tego za złe. Ale udowodniłabym, że jestem słaba, a tego nie chciałam robić. Nie chciałam znowu pokazywać, że jestem tym najsłabszym ogniwem, którym trzeba się ciągle przejmować i obchodzić się jak z jajkiem.
- Po prostu nie chcę, żeby coś wam się stało. - Odrzekł z wyraźną rezygnacją w głosie Farell, zwracając się do mijającego go Parkera. - Wszystkim. - Zaakcentował ostatnie słowo. Xander zatrzymał się i odwrócił powoli w jego stronę. Przyglądał mu się chwilę, po czym przegarnął ręką rozpuszczone, sięgające do ramion włosy.
- Jeśli jedynym sposobem, żebyście się tak nie martwili jest przydzielenie wam jakiegoś zajęcia, to chyba nie mam wyboru. - Popatrzył po zebranych. Szczerze, to chyba nikt nie miał zamiaru puszczać tam chłopaków a ja zastanawiałam się, dlaczego. W końcu agencji nie powinno za bardzo zależeć na tym, czy wrócą żywi. - Monitorujcie stare lotnisko i okolice. Będziecie śledzić auto Zacka i poinformujecie nas, jeśli coś będzie nie tak. Dodatkowo przesłuchajcie mężczyznę, którego zgarnęliśmy razem z Jeanem i użyjcie wszelkich możliwych środków, żeby się dowiedzieć czy cokolwiek wie. Na rano chcę mieć nagrania i wyniki przesłuchania. - Pstryknął palcami i uniósł palec wskazujący do góry.  
- Zrobi się. - Odparł Farell z uśmiechem.
Wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia zaraz za Cameronem. Na zewnątrz wyjątkowo wiało i mimo że miałam na sobie bluzę z kapturem, to i tak było mi zimno. Wsiadłam do samochodu Cama i zapięłam pas, czekając na chłopaka.
- Może ty chcesz poprowadzić? - Zapytał z wyraźną kpiną.
- Nie mam nastroju do żartów. - Odburknęłam wyciągając się w siedzeniu.
- No racja, przepraszam. - Mruknął. Nie powiem, zdziwiło mnie to trochę, bo Cam nie miał w zwyczaju przepraszać, zwłaszcza za taką błahostkę. - Czemu tak na mnie patrzysz? - Spytał spoglądając na mnie kątem oka. Przyłapałam się na tym, że gapię się na niego jak kompletna idiotka.
- Nic, zamyśliłam się. - Mruknęłam i przez kolejne kilkanaście minut jechaliśmy w takiej dziwnej, niezręcznej ciszy.
- Posłuchaj... - Zaczęliśmy oboje i zamilkliśmy na chwilę.
- Ty mów. - Odezwał się w końcu.
- Nie, ty. - Powiedziałam zwracając głowę w jego kierunku. Kolejną chwilę się nie odzywał a ja miałam tylko nadzieję, że nie dojdzie między nami teraz do żadnej kłótni.
- Nie chcę, żebyś tam jechała. - Wydusił z siebie wreszcie, patrząc na mnie zamiast na drogę. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale on kontynuował: - Znam Marshala trochę dłużej niż ty i wiem, do czego ten facet jest zdolny. Mam złe przeczucia i już żałuję, że ci na to pozwoliłem, więc proszę cię, wycofaj się. - Szepnął przewiercając mnie tymi swoimi czekoladowymi ślepiami. - Masz rację, traktowałem cię jak dziecko ale staram się chronić za wszelką cenę, więc jeśli chcesz, to wrócimy do agencji i nauczę cię czego tylko będziesz chciała. Tylko odpuść teraz... - Mówił Obserwując teraz to, co dzieje się na drodze.
- Nie mogę, Cami. - Powiedziałam w końcu ostrożnie, biorąc go za rękę. Westchnął głośno i przez chwilę myślałam, że skończy ten temat, ale on najwyraźniej nie zamierzał łatwo ustępować.
-Zabrał mi już Cornelię. Zabrał Isobell. A teraz ma zabrać i ciebie. Będę cię błagał, jeśli będzie trzeba. Będę się płaszczył i zrobię wszystko, co tylko chcesz...
- Więc mi zaufaj.- Przerwałam mu, mocniej ściskając jego rękę. Zaparkowaliśmy między jakimiś starymi budynkami co prawdopodobnie znaczyło, że jesteśmy na miejscu. Weszłam mu na kolana starając się, żeby nie przycisnąć żadnego z licznych przycisków znajdujących się przy siedzeniu kierowcy. Patrzyłam na tę jego zbolałą minę i naprawdę było mi go żal, ale nie mogłam zrezygnować. - Szanuję ciebie i twoje decyzje, więc ty uszanuj moje. - Szepnęłam mu do ucha.
Ujął moją twarz w dłonie i przypatrywał się przez chwilę. Musnął lekko moje usta swoimi a mi przeszedł dreszcz po plecach.
- Mam ochotę wziąć cię tu i teraz. - Mruknął przeciągle. Zaczął całować mnie po szyi i rozpinać moją bluzę, pod którą miałam tylko cieniutką koszulkę na ramiączka.
- Nie mamy czasu... - Udało mi się wydusić, zachowując resztkę trzeźwości umysłu. Zatrzymał się gwałtownie i przez chwilę tkwił z twarzą przystawioną do mojej ręki. Ponownie popatrzył mi w oczy, seksownie poruszając przy tym swoim srebrnym kolczykiem w wardze.
- Jak pomyślę, że zaraz mamy odegrać kłótnię, to normalnie szlag mnie trafia... - Zamruczał przymykając oczy. - Ale pamiętaj, że cokolwiek bym nie mówił, to nie jest prawda. Rozumiemy się? - Spytał a ja pokiwałam głową energicznie.
- A po wszystkim będzie czas dla nas. - Cmoknęłam go w nos i wyszłam z samochodu. Westchnął ciężko i po chwili zrobił to samo. Chciałam wziąć go za rękę ale wiedziałam, że mamy udawać pokłóconych, więc zachowałam bezpieczny dystans.
Weszliśmy do wielkiego, starego hangaru, nadającego się do miejsca kręcenia jakiegoś horroru. Metalowe schody anty pożarowe, przypominające te w pokoju Camerona, tyle, że bardziej zaniedbane prowadziły na coś w rodzaju balkonu, na który nie odważyłabym się wejść ze strachu, przed zawaleniem się całej konstrukcji. Wiatr uderzał o blachę a gdzieś w oddali coś skrzypiało i naprawdę o niebo lepiej czułabym się, gdybym mogła choć na chwilę przytulić się do Cama. Chłopak stał oparty o jedną ze ścian z papierosem w ustach. Palił tylko jak był zły, albo z nerwów, więc zdecydowanie nie wszystko było jeszcze z nim w porządku. Posłałam mu delikatny uśmiech a on po chwili go odwzajemnił, więc nieco mi ulżyło. Xander rozmawiał o czymś z Jeanem przy jednym z jakichś starych zbiorników na paliwo. Ja stałam nieco na uboczu, ale taka była moja rola.
- Jadą. - Odezwał się w końcu Cami.
Jakąś minutę później i ja usłyszałam warkot silnika a potem do hangaru przez wielkie drzwi wjechała długa limuzyna. Cami parsknął śmiechem a ja miałam ochotę zrobić to samo, ale mi niestety nie wypadało, więc musiałam się jakoś powstrzymać. Z samochodu wysiadł ciemnowłosy mężczyzna koło czterdziestki. Na jego twarzy widniał kpiarski uśmiech. Zlustrował wzrokiem wszystkich obecnych, na dłuższą chwilę zatrzymując się na Jeanie i Cameronie. Mnie prawie całkowicie zlekceważył, co muszę przyznać, że cholernie mnie zirytowało.

-Szczerze powiedziawszy, to miałem nadzieję, że teraz, kiedy postanowiliście sprzymierzyć się z agencją, będziecie mieli ze sobą większą obstawę, a tu proszę. Zaskoczyliście mnie. - Powiedział, po czym zaśmiał się szyderczo.
- Zawiedziony? - Zakpił Cam wyjmując papierosa z ust. - Gdzie dzieciaki? - Zapytał zmieniając nagle ton na chłodny i rzeczowy.
- Bezpieczne. - Zapewnił, klepiąc drzwi limuzyny. - Możecie mi oddać Jeana. - W tym momencie to Cam parsknął śmiechem i złapał się za brzuch.
- Najpierw chcemy zobaczyć, że cała trójka jest cała i zdrowa. - Zażądał w końcu, kiedy już był w stanie mówić normalnym tonem. Zack zacisnął pięści i z wyraźną niechęcią otworzył drzwi auta.
- Wysiadać. - Polecił nie zaglądając do środka.
Z niemałą ciekawością czekałam na moment, w którym pierwsza osoba wysiądzie z auta. Chwilę później szczęka mi opadła, kiedy zobaczyłam wysokiego bruneta w obcisłej, białej koszuli która ślicznie kontrastowała z jego ciemną karnacją. Do tej pory nazywałam ich tak jak wszyscy, czyli dzieciaki, a on wyglądał, jakby był starszy ode mnie. Uśmiechnął się krzywo, rozglądając się dookoła i stanął obok limuzyny, z której powoli wyłaniała się drobna, błękitnooka brunetka. W przeciwieństwie do chłopaka ta wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać. Brunet przygarnął ją do siebie i zaczął mówić coś do ucha. Trzecia wysiadła wysoka mulatka niezwykle podobna do dziewczynki ze zdjęcia, które widziałam u Camerona. Widząc warkoczyka od razu rzuciła się w jego stronę, ale Zack w ostatniej chwili złapał ją za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę, wyciągając jednocześnie rewolwer zza ciemnej kurtki.
- Idźcie. - Wycedził w stronę bruneta. Ten ruszył wolno w stronę Xandera, trzymając jednocześnie za rękę trzęsącą się błękitnooką. - A teraz Jean. Ale już! - Krzyknął Marshal a jego głos rozniósł się echem po hangarze. Najstarszy Parker machnął niedbale głową a Moren ruszył w stronę Zacka. Stanął naprzeciwko niego i przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Miałam tylko nadzieję, że nic się nie wyda, bo inaczej byłby po nas. - Wsiadaj. - Nakazał chłopakowi, ale nie było w jego tonie ani grama nienawiści, która pojawiała się, kiedy zwracał się do dzieci. Mówił to bardziej z troską, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że o dziwo naprawdę zależy mu na Jeanie.
- Puść ją. - Nakazał spokojnie, ale stanowczo Cameron, patrząc na dziewczynę. Gdybym nie wiedziała, to w życiu nie pomyślałabym, że Isobell ma tylko trzynaście lat.
-Czy nie uważasz, że byłoby zbyt nudno, gdybym tak po prostu ci ją oddał? - Zaśmiał się Zack, przykładając mulatce lufę do skroni.
- Uważam, że byłoby uczciwie. - Usłyszałam głos Domeina dochodzący z metalowego balkonu.
Chłopak wyłonił się z cienia, trzymając w dłoni spory karabin. Zack odwrócił się zaskoczony w jego stronę, a dziewczyna wykorzystała chwilę jego nieuwagi i wyrwała się, biegnąc do Cama. Marshal popatrzył za nią, czerwieniąc się z wściekłości.
- Jeszcze tego pożałujesz, Parker! - Warknął ostrzegawczo.
- Nie martw się. W zamian zwracamy ci twoją zgubę. - Warkoczyk wskazał na mnie głową.- Uznałem, że dwa miesiące z jedną panienką to za dużo jak dla mnie. - Cmoknął z wyraźnym niesmakiem, po czym wziął papieros do ust.
Zack patrzył przez chwilę to na niego, to na mnie i widać było, że sytuacja wymknęła mu się spod kontroli.
- Tak, na pewno. - Mruknęłam pod nosem. - Przyznaj, że nie podoba ci się to, że nie piszczę na twój widok i nie rozbieram się, kiedy tylko skiniesz palcem. - Popatrzyłam na niego wyzywająco i założyłam ręce na piersi. - A poza tym ty nawet nie dałeś mi wyboru. To, że ktoś zrobił coś, przez co ucierpiała twoja męska duma nie znaczy, że cały świat od razu ma go za to nienawidzić. - Wypaliłam. Oboje wiedzieliśmy, że mam teraz na myśli morderstwo mojej matki, ale miałam być wiarygodna, więc musiało go to dotknąć.
- A ja ci powtarzam, że będziesz tego żałowała. - Warknął przymykając powieki. - To nie jest dobry człowiek.
- Mało prawdopodobne, żeby był gorszy od ciebie! - Wypaliłam. Spojrzałam kątem oka na Zacka, który wyglądał naprawdę na zdezorientowanego. Zaczynała mi się podobać ta zabawa. - Wielki Cameron Parker, który własnej córki upilnować nie umie. - Zaśmiałam się patrząc z pogardą na niego i Isobell, po czym szybkim krokiem ruszyłam w stronę mojego kochanego tatusia.
Chciałam go minąć i wsiąść do samochodu, ale złapał mnie mocno za rękę. Ostatkiem sił powstrzymałam się, żeby nie syknąć z bólu.
- Nie powiedziałem, że zgadzam się, żebyś ze mną pojechała. - Warknął do mnie oschle.
- To po co mnie do kurwy nędzy wywoziliście z Polski a potem kłóciliście jak małe dzieci o zabawkę, skoro żadnemu z was na mnie tak naprawdę nie zależy?! - Wrzasnęłam mu prosto w twarz, wyrywając rękę z jego uścisku. - Może sobie to wyjaśnimy, skoro już wszyscy tu jesteśmy! - Darłam się dalej. Ojczulek wyglądał, jakby kompletnie nie wiedział, co ma powiedzieć.
- Gdybym wiedział, że jesteś taka sama jak on, to już dawno bym sobie odpuścił. - Warknął Cami i zabrzmiał, jakby był śmiertelnie urażony.
Mierzyłam się wzrokiem z ojcem nie zamierzając ustąpić. Bałam się go jak cholera, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać, co chyba całkiem nieźle mi wychodziło. Wyglądał, jakby kłócił się sam ze sobą. Nie dziwiłam mu się. Istniało duże prawdopodobieństwo, że jestem szpiegiem. Miałam tylko nadzieję, że jest na tyle głupi żeby stwierdzić, że tak nie jest.
- Wsiadaj. - Warknął w końcu niechętnie.
Twarz miałam poważną, ale w duchu skakałam z radości jak mała dziewczynka. Udało się, udało się, udało się! Usiadłam na siedzeniu naprzeciwko Jeana który trzymał w dłoni lampkę z czerwonym winem. Uśmiechnął się lekko widząc moją minę. Wiedziałam, że to dopiero początek początku i daleka droga do tego, żeby triumfować, ale nie mogłam się powstrzymać. Po kilku minutach do środka wszedł Zack i usiadł obok Morena, który nie pytając o zdanie nalał mu wina. Mój ojciec patrzył na niego przez chwilę w skupieniu a potem przejechał kciukiem po policzku.
- Nie zrobili ci krzywdy? - Zapytał z troską a ja o mało nie parsknęłam śmiechem, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.
Marshal zbliżył się do Jeana, jakby chciał go pocałować, ale ten przyłożył mu otwartą dłoń do klatki piersiowej i odsunął od siebie, odwracając jednocześnie od niego twarz.
- Nie zrobili, ale to nie znaczy, że nie mam ci za złe tego, że mnie okłamywałeś. - Powiedział z wyraźnym wyrzutem. - Mówisz, że ci na mnie zależy, a jednocześnie zatajasz przede mną kim tak naprawdę jesteś i uświadamia mnie o tym dopiero jakiś gostek w przyluźnych spodniach. - Zwrócił się w stronę mężczyzny.
- Jean... - Zaczął czule Zack zwracając twarz chłopaka w swoją stronę, ale ten tylko wywrócił oczami. - Ile razy mam ci mówić, że nie lubię, kiedy tak robisz?- Spytał go z wyraźną irytacją, wskazując palcami na jego oczy.
- A ile razy ja mam ci powtarzać, żebyś nie próbował mnie wychowywać? - Odciął mu się Moren, odwracając się w stronę okna.
Szczerze powiem, że mnie zadziwiał. W agencji ciągle wyglądał jakby miał zemdleć, a przy Zacku stawał się taki pewny siebie.
- Dobrze, przepraszam. Wrócimy do tego w domu. - Mruknął ze skruchą Marshal.
Spuścił wzrok i przez chwilę jedynym co zakłócało ciszę był cichy odgłos silnika i muzyka wydobywająca się z głośników. Po chwili mój ojciec popatrzył na mnie z ciekawością i czymś jeszcze, czego nie umiałam wyczytać z jego oczu.
- Więc mam wierzyć, że postanowiłaś opuścić Parkera i jego gang... - W tym momencie zrobił cudzysłów w powietrzu. - Tylko po to, żeby przyłączyć się do mnie? - Spytał z wyraźnym niedowierzaniem.
Szczerze mówiąc, to nie łudziłam się, że od razu mi uwierzy i weźmie mnie w ramiona. Wręcz przeciwnie i dlatego przygotowałam sobie odpowiedź na to i podobne pytania.
- Zabrali mnie z miejsca które uważałam za dom i wywieźli na drugi koniec świata. Od samego początku wpajali mi, że to ty jesteś tym złym. Nie dostałam wyboru, a chyba mam do tego prawo. Poznałam ich, teraz chcę poznać ciebie. Bo skoro przez te wszystkie lata mnie szukałeś, to chyba jednak ci na mnie trochę zależało. - Powiedziałam spuszczając wzrok i skubiąc nerwowo wargę.
Och...Zdecydowanie powinnam zostać aktorką. Może to są moje kolejne zdolności?
- A co ci takiego Parker o mnie opowiedział? - Zapytał ze szczerą ciekawością.
Siedzący obok niego Jean wyglądał jakby był zapatrzony w jakiś punkt za nami ale ja wiedziałam, że chłonie każde wypowiadane przez nas słowo. Westchnęłam, myśląc szybko o tym, co powinnam mu powiedzieć, a czego nie.
- Powiedział że porwałeś i zgwałciłeś moją matkę a jego dziewczynę oraz, że się nad nią znęcałeś. -  Powiedziałam w końcu, przybierając możliwie smutny ton.
- Z tym znęcaniem się to nie była do końca prawda. - Powiedział z diabolicznym uśmiechem, który sprawiał, że po moim ciele mimowolnie przechodziły dreszcze. - To ty ją wyniszczałaś. - Powiedział i widząc zdumienie na mojej twarzy wyjaśnił szybko: - Podałem jej bardzo dużą dawkę substancji powodującej mutację. To ty rozwijając się w niej, wyniszczałaś jej organizm. Ode mnie dostawała wszystko, czego tylko zapragnęła, ponieważ ją kochałem. Ale z czasem zaczęła słabnąć i wyraźnie się postarzała. W wieku nieco ponad dwudziestu lat wyglądała jakby była po czterdziestce. Przyśpieszony proces starzenia się nie stanął wraz z twoimi narodzinami, gdyż substancja w jakiś sposób jej zaszkodziła. Umarłaby ze starości zanim zdążyłabyś nauczyć się mówić.- Powiedział.
Szczerze, to Cameron nic mi o tym nie wspominał. Mówił tylko, że była schorowana i miała depresję, ale nie napomknął ani słowa o tym, że wyglądała po prostu staro.
- Więc czemu ją zabiłeś? - Spytałam starając się nie dać po sobie poznać, że bardzo zabolały mnie jego słowa.
- Twoja matka poświęciła życie tworząc wraz ze mną coś pięknego. - Wyjaśnił z przejęciem. - Jesteś numerem sześć, Eva. Śmiertelnie niebezpieczną bronią. Z pomocą twoją i twojego przybranego rodzeństwa jesteśmy w stanie uczynić świat lepszym. Pozbyć się ludzi takich jak Parker, którzy utrudniają tylko życie reszcie społeczeństwa. - Mówił przypominając mi szaleńca z jakiegoś filmu.
Dopiero w tamtym momencie zauważyłam, że to jest rzeczywiście niepoczytalny człowiek, ślepo zapatrzony w swoją ideę. Przekonywałam się na własnej skórze, przed kim ostrzegał mnie Cami i zaczynałam powoli żałować, że jednak nie odpuściłam. Ale teraz nie pozostawało mi nic innego, jak tylko brnąć dalej w to bagno.
- Mógłbyś to jakoś konkretniej wyjaśnić? - Poprosiłam starając się jakoś opanować rosnący niepokój.
- Oprócz ciebie w moim domu jest jeszcze piątka dzieci. Najmłodsza dziewczynka ma dwa tygodnie. A już za trzy miesiące Monica urodzi kolejną. Miałem też w planach zapłodnić Abigail, ale twój chłoptaś nieco pokrzyżował mi plany. - Rzekł z wyraźną złością.
Zapłodnić? On o nich mówił jak o jakichś zwierzętach hodowlanych! Przyrzekam, że w tamtej chwili miałam ochotę zwrócić obiad. To było obrzydliwe. Mój ojciec był obrzydliwy i nawet Jean odwrócił się w jego stronę zaniepokojony. Ale w sumie to logiczne. Do tej pory nie zastanawiałam się, po co mu córka Codyego, skoro nie ma żadnych zdolności, ale teraz już wszystko jasne.
- Wiesz, że to jest wbrew prawu? - Zapytał tylko Moren, spoglądając na swojego partnera. Ten tylko zaśmiał się i odchylił głowę na bok.
-To, że zabili ci ochroniarzy i aresztowali bez nakazu też było wbrew prawu. - Odciął się Zack. - Poza tym cel uświęca środki. 
W tym momencie auto stanęło a chwilę później drzwi otworzył jakiś mięśniak w obcisłej skórzanej kurtce i w okularach przeciwsłonecznych mimo, że był środek nocy.
- Jesteśmy na miejscu, proszę pana. - Oznajmił nie zaglądając do środka. Zack uśmiechnął się triumfalnie i popatrzył na mnie a potem na Jeana.
- Dlaczego tu przyjechaliśmy? - Spytał zdezorientowany chłopak, wyglądając na zewnątrz. -  Wcześniej mnie tu nie przywoziłeś. - Dodał z wyrzutem.
- Oboje powinniście znać prawdę. - Przyznał niechętnie ojczulek, pozwalając, żebym wysiadła pierwsza.
Rozejrzałam się dookoła. Było ciemno i wiał wiatr, ale od razu dało się zauważyć, że znajdujemy się w środku lasu. Drzewa rosnące dookoła machały się na boki a ja stałam przed domem z drewnianych bali, do którego prowadziły kamienne schody. Jakiś mięśniak otworzył nam drzwi i zaraz za tak samo zdezorientowanym jak ja Jeanem, weszłam do środka. Zack zamienił z osiłkiem kilka słów i wszedł za nami do domu.
- Vivian! - Krzyknął głośno, a ja z zaskoczenia aż się wzdrygnęłam.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, w drzwiach pojawiła się niska dziewczyna o nienaturalnie rudym kolorze włosów, wręcz pomarańczowym. Była w długich spodniach i koszulce od piżam, z misiem na brzuchu.
- Dobry wieczór. - Przywitała się i skłoniła lekko. Popatrzyła na Zacka z niepewnością.
- Zaprowadź Evę do pokoju Isobell. - Nakazał chłodno.
Dziewczyna skinęła głową i bez słowa ruszyła w głąb korytarza. Szłam za nią po drewnianych schodach mijając kolejne pokoje. W jednym, do którego drzwi były otwarte, jakaś kobieta przewijała właśnie małe dziecko a obok w łóżeczku nieporadnie stało drugie.
- Tutaj. - Szepnęła dziewczyna otwierając drzwi do pokoju na końcu korytarza.
Zatkało mnie. Nie wiem, co mogłabym o nim powiedzieć oprócz tego, ze jest prosty. W rogu stało jednoosobowe łóżko zasłane białą pościelą naprzeciwko którego znajdowało się biurko i szafa z ciemnego drewna. Na wprost od drzwi było wąskie okno z żółtą roletą, która była chyba jedyną kolorowa rzeczą w całym pokoju. Na biurku stała czarna lampka nocna i porozrzucane było kilka zeszytów.
- To pokój Isobell? - Zapytałam jak głupia, bo jakoś nie chciało mi się wierzyć, że dziewczyna spędziła tam kilka ostatnich lat. Przypomniało mi się jak Cami pokazał mi mój pokój u niego w domu i po raz kolejny stwierdziłam, że następnym razem powinnam dłużej się zastanowić, zanim wpakuję się w takie gówno.
- Tata stawia na minimalizm. - Oświadczyła dziewczyna i widząc mój niepokój dodała natychmiast: -  Przyzwyczaisz się. Nie jest tak źle. - Uśmiechnęła się sztucznie. W ogóle mnie tym nie przekonała i widać było, że sama tak nie uważa. - Jutro przyjdę posprzątać jej rzeczy a zaraz przyniosę ci jakieś ciuchy do spania. - Wyjaśniła szybko, po czym zniknęła za drzwiami.
Westchnęłam cicho i podeszłam do okna mając nadzieję, że chociaż widoki są ciekawe, ale nie zauważyłam nic poza drzewami. Zrezygnowana opadłam na podłogę pod oknem i podsunęłam nogi pod brodę. A mogłam zostać w agencji i zostawić Marshala Camowi i reszcie. Ale nie! Bo ja muszę być zawsze ta najmądrzejsza i jak ktoś mnie grzecznie prosi, żebym czegoś nie robiła, to do mnie nie dociera! Głupia Eva! Głupia, głupia!
Witam :) Więc tak: Gif jest z Zackiem a zdjęcie z Isobell. Tak naprawdę to na początku nie tak wyobrażałam sobie Isy, ale Zendaya jest taka ładna, że nie mogłam nie przydzielić jej jakiejś ważniejszej roli :P
A co do rozdziału: Pewnie każdy spodziewał się strzelanin, krzyków i tym podobnych, a tu jak widać całkiem spokojnie się obyło. No i jak wam się podoba postać Zacka? Wiem, że po jednym rozdziale z jego udziałem trudno coś stwierdzić, ale chciałabym wiedzieć, jakie zrobił na was pierwsze wrażenie.
następny rozdział prawdopodobnie dopiero, kiedy będę miała ferie, czyli po następnym weekendzie.
Pozdrawiam :*    
  

9 komentarzy:

  1. Fajnie *,* myślałam, ze coś nie wyjdzie i że Isy nie wróci do Cama a tu proszę ;D
    Chociaż faktycznie szkoda, że nie było strzałów, krzyków itp. ;D
    Zazdroszczę Evie zdolności aktorskich xd nieźle wkręciła swojego szanownego tatusia, a może on tylko udaje, że jej wierzy?
    Kurcze i co jest grane z tym, że on ma tak cholernie dużo dzieci?
    dodaj szybciej rozdział bo ja chce wiedzieć jak to się dalej potoczy! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie sądziłam, że wszystko pójdzie aż tak gładko. Spodziewałam się, że Marshal wywinie jakiś numer i nie odda tych dzieciaków, więc naprawdę musi mu zależeć na Jeanie. Ale cóż, wygląda na to, że już bez wzajemności.
    Bardzo współczuję Camowi - odzyskał jedną ważną osobę, ale stracił drugą. To znaczy nie tak "ostatecznie", ale nie może nic więcej zrobić, aby Evie nic się nie stało i to jest chyba najgorsze. Właśnie! Ciekawe jak teraz będą się układać z Izy. Czy ona w ogóle pamięta, że on był jej ojcem?
    To o czym mówił Marshal było ohydne - to całe zapładnianie i w ogóle. O matko, żeby tylko nie wpadł na taki pomysł z Evą. Mówiłaś, że ktoś jeszcze będzie w ciąży... Nie, nie, nie... Żałuję, że o tym pomyślałam.
    Czekam na to, co będzie dalej :)
    Pozdrawiam,
    Sparks ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm... mam mieszane uczucia, muszę Ci powiedzieć. Dlaczego? Powód jest prosty. Eva u Zacka. Z jednej strony mam ochotę nią potrząsnąć, bo mam wrażenie, że ona to wszystko robi tylko po to by udowodnić, że nie jest małą, niewinną dziewczynką, która ze strachem patrzy w przyszłość i nie potrafi sobie poradzić w świecie, do którego trafiła. Eva chce być silna, niezależna, doceniana i szanowana. Pewnie marzy jej się by być tak twardą jak Parkerowie i wzbudzać respekt swoją osobą. I moim zdaniem wymyśliła ten plan by udowodnić, że tak właśnie jest. Chce być ważnym członkiem zespołu i ma nadzieję, że zwyciężając z Zackiem pokaże, że tak jest. Oczywiście dzieciaki też są tutaj ważne, nawet ważniejsze niż to, co napisałam wcześniej, ale nie da się ukryć, że nie chodzi TYLKO o nie. No i nie podoba mi się ten plan właśnie ze względu na to, że moim zdaniem Eva nie jest gotowa do takiej misji. Jej tatuś jest doświadczony w czynieniu wszelkiego zła, ma złe intencje, złe zamiary i cały jest jednym wielkim złem. A po nim nigdy nie wiadomo czego się spodziewać. Może i córce uda się z nim wygrać, ale moim zdaniem to za wcześnie. Nie umie do końca opanować swojej mocy, jest nieprzygotowana perfekcyjnie na to wszystko i nie potrafi do końca spojrzeć na sytuację bez emocji. Miałam nadzieję, że Camowi uda się ją przekonać do zmiany decyzji. Zack nie jest głupi. Jeden nieostrożny ruch, jedna zła mina, bądź dziwne zdanie i zorientuje się, że Eva wcale nie chce u niego być i jest jedynie wtyką. I co wtedy? może być bardzo gorąco...

    Aleee... z drugiej strony cieszę się, że własnie w taki sposób to rozegrałaś, bo taka zmiana scenerii dobrze wpłynie na opowiadanie. Nowe miejsce, nowi bohaterowie, nowe zasady i rzeczywistość. To nada takiego powiewu świeżości temu opowiadaniu. No i na pewno pozwoli lepiej poznać Evę. na początku opowiadanie było tylko z jej perspektywy, potem zmieniło swój bieg i myślę, że byłoby fajnie gdyby znowu to Eva była na pierwszym planie. Bardzo ciekawi mnie ten wątek!

    Co o Zacku? Na razie niewiele. Na pewno zależy mu na Jeanie. Wydaje się w jego towarzystwie jakiś potulny, jakby bał się jego reakcji na różne tematy i liczył z nim. A to mnie dziwi. W każdym razie na pewno jest psychiczny i chyba sam już nie wie co jest dobre a co złe. To całe zapładnianie, jego gadki, sposób bycia... Nie wydaje się na pierwszy rzut oka być jakiś niesamowicie groźny, ale właśnie w takich niepozornych typach drzemie zawsze najwięcej zła i agresji. Dlatego czekam aż to wszystko z niego wylezie;D

    Pozdrawiam i ściskam mocno!:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojojoj... Eva jest u Zacka. U swojego szalonego ojca... Czy tylko ja węszę kłopoty?

    Sytuacja w rozdziale wydawała się na początku napięta. W końcu, każdy zmaga się ze swoimi problemami. Coś mało mi było w tym rozdziale Rocky... w końcu, biedulka dowiedziała się, że jest w siódmym tygodniu ciąży i zamknęła się w pokoju... mogę prosić o mały wątek z nią w następnym rozdziale? Taaka prośba czytelnika :3
    Cameron dobrze mówił. Eva mogła zostać i nie narażać się na takie niebezpieczeństwo. A teraz ona sama tego żałuje. Ale co by to był za wątek, gdyby nic się nie działo? No właśnie.
    Eva jest u Zacka. Szczerze, to on nie wydaje się (na pierwszy rzut oka) zły. Dopiero pod koniec, kiedy opowiadał o sobie, przypomniało mi się dokładnie kim on jest. Szalony i ślepo zapatrzony w swoje idee. Zaczynam się bać o Evę...
    Vivian... strasznie ładne imię ^^ Uwielbiam je. Dlatego masz plusa ode mnie za to +

    Pozdrawiam i życzę wodospadu weny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten "Ojczulek" mnie wkurza. Niech go coś przejedzie, proszę XD
    Nie czytałam wcześniej, więc jestem trochę wyrwana z kontekstu, ale ten kawałek mi się spodobał. Myślę, że masz talent, bo potrafisz wciągnąć czytelnika - a to jest chyba najważniejsze.
    Pozdrawiam i życzę weny. Sądzę, że jeszcze tu wpadnę.
    Wpadniesz, zobaczysz? przezstrony.blogspot.com <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajne jest to, że jak czytelnicy oczekują agresji, rozwiązujesz sytuację na spokojnie. Ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem, obecna, zwarta i gotowa na pisanie... Komentarza! Jej. No to. Zacznę może od tego, że Eva jest kompletną wariatką. Porwała się na coś czego nawet nie do końca była pewna. Nie ma to jak wskoczyć do paszczy rekina i sprawdzić czy ma ostre zęby, co? ;D Ale tak czy inaczej podziwiam xD Ma laska stalowe nerwy, a do tego świetny talent aktorski. Nie wiem czy zachowałabym równie zimną krew na jej miejscu. Obawiam się jednak, że nie, bo u mnie coś ostatnio szwankuje ze stabilnością emocjonalną. ;P
    Zack jak to Zack nie wywołał we mnie zbyt dobrego pierwszego wrażenia. Od razu wyjadę z grubej rury "Jestem pan i władca, kłaniajcie mi się, wszystko mam pod kontrolą..." Do czasu, gdy Eva wyszła przed szereg z postanowieniem, że zabiera się z nim. Od razu stracił swoją wojowniczą pozę. Sądzę, że doskonale wie, że coś tu nie gra i będzie miał oko ma Eve.
    Czekam na następny i życzę wenny!
    Buziaki, Inna :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam!
    Jak podejrzewałam, Eva za wszelką cenę chce być potrzebna w zespole i nie sprawiać więcej kłopotów. W ten sposób udowodni najlepiej swoją przydatność, ale jakim kosztem? Tak wiele w tym planie może pójść nie tak. Jeden błąd i zamiast uratować resztę dzieciaków będzie tam zamknięta razem z nimi. Tak dużo od niej zależy. Ale ona ma tego świadomość. Wie, że musi dać z siebie wszystko. Inaczej zawiedzie samą siebie, bo w równym stopniu chce poczuć się potrzebna, co uwolnić dzieciaki. Trochę dziwnie nazywać ich 'dzieciakami'. Niektórzy mogą być starsi od Evy, a to własnie ona ma szansę ich uratować. Mam nadzieję, że nie będą wietrzyć podstępu i zaufają Evie. Jeśli nie będą współpracować, może się to wszystko źle skończyć.

    Współczuję Camowi. Odzyskał córkę i na pewno się z tego bardzo cieszy, ale pozwolił Evie tak bardzo ryzykować.. To na pewno go boli i nie pozwala się cieszyć z całego serca. Poza tym pierwsze spotkanie Izzy i Evy nie wypadło najlepiej. Eva musiała grać parszywą sukę, no i nie oszukujmy się, Izzy pewnie pomyślała, że taka jest naprawdę.

    Co do Zacka. Albo naprawdę bardzo zależy mu na córce, albo podejrzewa, że to tylko część planu. Eva musi być bardzo ostrożna, jeśli nie chce wpaść. Zack będzie ją obserwował. Na pewno nie zostawi jej bez nadzoru. To byłaby z jego strony skrajna głupota. Ale może nie podejrzewa, że jego córka mogłaby grać na jego szkodę? Może myśli, ze nie byłaby w stanie? Poza tym, on chyba nie wie o przemianie, prawda? Nie wie, do czego teraz zdolna jest Eva. Plan może okazać się strzałem w dziesiątkę, ale do tego potrzeba naprawdę sporo precyzji. I ze strony Evy i ze strony Morena,ale wierzę, ze sobie poradzą. Mają ważny cel.

    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Byłam pewna, że będzie jakiś większy zwrot akcji, ale cieszę się, że wszystko poszło jak na razie zgodnie z planem. Cameron odzyskał Isy, a to najważniejsze! Już myslałam, że Zack jej nie wypuści.
    Biedna Eva. Oczywiście musiała wejść w sam środek labiryntu. Jest dzielna i mam nadzieję, że da sobie radę i nie będzie w tym pokoju za długo. Choć na pewno będzie skomplikowanie.
    Co do Zacka, jest taki jak go sobie wyobrażałam. Zaskoczyło mnie jedynie to, że on naprawdę przejmuje się Morenem. Sposób jaki do niego mówił wydaje sie nierzeczywisty biorąc pod uwagę osobowość Zacka. A tu jednak.
    Eva i Cam wspaniale odegrali przedstawienie. Choć musiało być im cholernie trudno, dali radę. Z zewnątrz na pewno wydawało się to wiarygodne, choć Zack pewnie poda to w wątpliwość raz jeszcze.
    Ciekawe co z Rocket. Mam nadzieję, że więcej coś w następnym rozdziale o niej.
    Zapomniałabym! Genialny cytat w tytule! <33
    Pozdrawiam! :* Życzę dużo zapału, weny i wolnego czasu! :*
    I zapraszam do siebie: http://the-shadow-of-gritmore.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń