sobota, 16 sierpnia 2014

Każdy z nas jest piękną i bes­tią w jed­nej osobie.

Z perspektywy Evy
Obudziłam się w jakimś małym pokoiku całym w bieli. Chociaż właściwie jedynymi przedmiotami znajdującymi się w nim było łóżko toaleta i umywalka. Nic więcej. Usiadłam coraz bardziej zaniepokojona i rozejrzałam się jeszcze raz po pomieszczeniu. Naprzeciwko mnie były metalowe drzwi wyglądające na całkiem masywne i rozciągająca się przez całą ścianę przyciemniana szyba w której dokładnie mogłam przyjrzeć się swojemu odbiciu. Włosy miałam skołtunione i oklapnięte, oczy całe zapuchnięte i byłam okropnie blada. Pomyślałam, że wyglądam jak wrak człowieka i właściwie to tak się czułam. Wszystko mnie bolało a dłonie cholernie swędziały. Nagle pokój zaczął wyglądać niewyraźnie a ja sama poczułam okropny ból z tyłu głowy. Opadłam z powrotem na poduszkę, trzymając się dłonią za czoło. Usłyszałam jak drzwi lekko się uchylają i zobaczyłam w nich...Ze wszystkich możliwych osób chyba najmniej w tamtym momencie spodziewałam się mojej ciotki. Ubrana w błękitną koszule i czarne spodnie wyglądała o niebo lepiej niż przed kilkoma tygodniami. Podeszła do mnie z tacą jedzenia w ręku i lekkim uśmiechem na twarzy.
-Cześć słońce.-Powitała mnie siadając na brzegu łóżka.
-Gdzie ja jestem?-Spytałam bez cienia entuzjazmu w głosie.
Może i spędziła ze mną szesnaście lat troszcząc się o mnie i wychowując mnie, ale odeszła wtedy, kiedy potrzebowałam jej najbardziej. Wyjechała tak po prostu, bez pożegnania, nie wyjaśniając mi zupełnie nic a teraz pojawiła się z powrotem z wielkim uśmiechem na twarzy. To na pewno nie przejdzie.
-Jesteś w posiadłości Marcusa Kordiana Parkera.-Spojrzałam na nią zdziwiona.-Zgadza się, to ojciec trojaczków. -Z rezygnacją opadłam z powrotem na poduszki. Nie miałam już do tego wszystkiego siły. Kolejna zmiana miejsca. Myślałam, że zostanę już u chłopaków, ale najwyraźniej to nie ja podejmowałam w tej kwestii decyzje, co cholernie mnie irytowało.-Eva, ja wiem, że jesteś na mnie zła po tym wszystkim, ale ja naprawdę nie chciałam dla ciebie źle.-Kobieta posmutniała i wzięła mnie lekko za rękę. Nie wiem, czemu nie wyrwałam się jej. Po prostu może mimo tych wszystkich zmian, całego tego gówna w którym tkwiłam, ona była osobą którą znałam najdłużej. Przecież tak czy owak opiekowała się mną przez ostatnie lata.
-Więc czemu mnie zostawiłaś?-Spytałam płaczliwym tonem. W tej jednej chwili miałam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko.-Czemu odeszłaś zostawiając mnie z tym wszystkim?
-Kochanie...-Położyła się obok mnie i przytuliła do siebie.-Ja ciebie nigdy nie zostawiłam. Zawsze byłam z tobą...Jesteś moją małą córeczką, czy ci się to podoba, czy nie. I zawsze już tak będzie...-Rozpłakałam się na dobre, wtulając w jej błękitną koszulę.
-Czemu wyjechałaś z agencji?-Szepnęłam nieco się od niej odsuwając.
-Agencja oskarżyła mnie o zdradę, więc musiałam wyjechać. Szczęście, że Marcus ma znajomości i jakoś udało mu się oczyścić mnie z zarzutów. Poza tym miałaś Caleba i Bonnie. No i oczywiście Camerona.-Zawahała się na chwilę.-A tak swoją drogą to w przeciwieństwie do Marcusa ja nie pochwalam waszego związku. W co ty się wpakowałaś dziewczyno? Czy ty w ogóle wiesz, jakie ten chłopak ma kłopoty?-Warknęła karcącym tonem. Otarłam łzy z oczu i uśmiechnęłam się niewinnie.
-Oj...On nie jest taki zły...-Zaczęłam nieporadnie.
-Wiem kochanie, że nie. Ale jako twoja matka, powinnam chronić cię przed takimi jak on. A co ty postanowisz, to już jest tylko i wyłącznie twoja decyzja.-Uścisnęła mnie mocniej.
-A tak w ogóle, to co ja tutaj robię?-Spytałam nieco zbaczając z tematu.
-Przechodzisz teraz drugą fazę przemiany...-Zaczęła tłumaczyć.-Ja wiem tylko tyle, ile dowiedziałam się od Marcusa, ale z tego co się orientuję, to pierwsza to faza wstępna. Słabe samopoczucie, trudności z koncentracją, senność i takie tam...-Machnęła ręką. Zauważyłam, że paznokcie miała pomalowane na błękit co kompletnie mi do niej nie pasowało. Moja mama, która nawet na śluby nie robiła większego makijażu teraz miała pomalowane paznokcie! Chyba nic mnie już nie zdziwi.-W drugiej fazie są wymioty, trudności z jedzeniem no i ponoć okropne cierpienie, ale ja tam nie wiem...Trzecia to faza złości a czwarta to śpiączka.-wyliczała na palcach.-To by było na tyle.
-I dlatego jestem tutaj?-Wskazałam ręką na mały pokoik.
-To jest pomieszczenie specjalnie przystosowane do fazy złości. Wtedy uaktywniają się wasze zdolności nad którymi jeszcze nie panujecie i możecie zrobić krzywdę sobie i innym. Wpadacie w furię z byle powodu i można powiedzieć, że przez parę dni nie jesteście sobą. Ty czujesz się już lepiej, więc mogę się domyślać, że nadchodzi trzecia faza. Po niej przychodzi śpiączka i budzisz się po kilku dniach cała obolała i kompletnie wyczerpana. Tyle wiem.-Powiedziała ze słabym uśmiechem. Szczerze? Mi tam wcale nie było wesoło. Znaczy...Cieszyłam się, że może już niedługo nie będę czuła takiego bólu jak teraz, ale mimo wszystko obawiałam się tej całej fazy trzeciej.
-A Cameron?-Spytałam przypominając sobie o tym, co mi ostatnio powiedział o współpracy z agencją. Szczerze mówiąc to coraz bardziej niepokoił mnie ten pomysł, ale przecież nie zgodzili by się na to gdyby nie mieli pewności, że wszystko pójdzie dobrze.
-Cam jest parę setek kilometrów stąd. Ale kazał ci przekazać, ze wpadnie jak tylko będzie miał chwilę.-Powiedziała głaszcząc mnie po głowie. Odczuwałam dziwne mrowienie w miejscu, gdzie mnie dotykała. Sama nie wiem, jak mogłabym to określić, ale nie było to przyjemne uczucie. Zupełnie jakby ktoś ruszał świeżo zasklepioną ranę. 
-Aha, świetnie. Czyli mam tak tu siedzieć i nic nie robić?-Spytałam po raz kolejny rozglądając się po pokoju jakby z nadzieją, ze coś się zmieniło.
-Niestety tak. Teraz spróbuj coś zjeść.-Podsunęła mi tacę z zupą pomidorową i herbatą z cytryną. Jakoś nie miałam ochoty na jedzenie ale wiedziałam, że gdybym odmówiła to zaraz palnęłaby kazanie że nie poczuję się lepiej jak nie będę nic jadła. Spojrzała na mnie kiedy przyglądałam się zupie z niechęcią. Zmarszczyła brwi w geście niezadowolenia a ja chcąc, nie chcąc zaczęłam powoli mieszać łyżką w talerzu.
Po trzydziestu minutach męczarni zarówno zupa jak i herbata zniknęły z naczyń. Miałam cholerną ochotę na gorący prysznic i wrażenie, że nawet ból głowy by mi wtedy nie przeszkadzał. Czułam się brudna i spocona, ale wiedziałam, ze kąpiel i tak dużo by tu nie pomogła. W pewnym momencie zaczęłam kichać co chwilę, przyprawiając tym moją mamę o napady śmiechu. Chciałam to jakoś powstrzymać, ale nie mogłam. Na początku też wydawało mi się to śmieszne, ale po chwili zaczęło być denerwujące, podobnie jak widok uśmiechniętej kobiety. Poczułam wzbierającą we mnie złość do niej za to, ze nie próbuje mi pomóc tylko nabija się ze mnie.
-To takie zabawne?-Warknęłam zirytowana.
Brunetka natychmiast przestała się śmiać i zaczęła przyglądać mi się badawczo. Nie wiem, co się jej we mnie nie spodobało, ale zaczęła cofać się powoli w stronę drzwi, zabierając przy okazji tacę z łóżka. Ruszyłam za nią coraz bardziej wściekła, że stara się przede mną uciec. Kobieta dopadła drzwi, chcąc wydostać się z pomieszczenia. Popchnęłam je z całej siły i otworzyłam wpadając do ciemnego, małego pomieszczenia. Elizabeth upadła na podłogę tuż przy ścianie a ja szłam powoli w jej stronę. Czułam do niej taką nienawiść, jak jeszcze chyba nigdy do nikogo. Chciałam ją skrzywdzić, zrobić jej coś złego i wcale mnie to nie przerażało. Wręcz przeciwnie. Po raz pierwszy od kilku dni czułam się doskonale patrząc na jej autentyczny strach. Miałam już po nią sięgnąć, kiedy zza drzwi wypadł starszy mężczyzna i pociągnął mnie w stronę małego, białego pokoju. Byłam w takim stanie, że spokojnie dałabym mu radę gdyby nie to, że kompletnie mnie zaskoczył. Przeturlaliśmy się oboje po chłodnej podłodze a nieznajomy uderzył mnie czymś ciężkim w plecy. Oszołomiona podniosłam się chwilę później niż on i nie zdążyłam przeszkodzić mu w zamknięciu drzwi. Wtedy to już naprawdę się zdenerwowałam. Zaczęłam ciągać za klamkę, ale najwyraźniej moje jedyne wyjście zostało zamknięte. Uderzałam pięściami w metal aż z rąk zaczęła cieknąć mi krew. Byłam zła. Zła na moją matkę za to, że przede mną uciekła. Zła na tego faceta za to, że mnie tu zamknął. Zła na Camerona za to, że zgodził się mnie tu przywieźć i zamknąć jak dzikie zwierzę, bo tak właśnie się czułam. Jak zwierzak w klatce w której powoli zaczyna brakować powietrza. No i jeszcze byłam wściekła na siebie za to, że tak łatwo dałam im wszystkim się przechytrzyć. Opadłam zmęczona na podłogę, plecami opierając się o chłodne drzwi i zaczęłam zdzierać sobie paznokciami skórę z rąk. Płakałam. Łzy leciały po moich policzkach a z rąk krople krwi spadały co chwilę na podłogę. Wstałam i popatrzyłam na swoje odbicie w przyciemnianej szybie. Wyglądałam okropnie. Ale w sumie to się z tego nawet cieszyłam. Przez dłuższy czas obserwowałam pokaleczone ręce. Rany ciągnęły się od nadgarstków aż po łokcie. Podeszłam do małej kałuży krwi która była przy drzwiach i zamoczyłam w niej palce. Miałam dziwną ochotę jej spróbować, co po chwili zrobiłam. Smakowała ohydnie. Podeszłam do toalety i zwymiotowałam. Oddychałam wolno, głęboko. Miałam ochotę coś zniszczyć. Coś...Lub kogoś. Popatrzyłam jeszcze raz na krew na podłodze i swoich rękach i wyobraziłam sobie moją matkę całą zakrwawioną. Bonnie błagającą mnie o litość. Chciałam żeby cierpiały. Nagle, kiedy siedziałam na podłodze i rozdrapywałam kolejne rany tym razem na nogach, naszła mnie genialna myśl. Wyobrażenie cierpiącego Camerona. Zachichotałam szaleńczo a mój śmiech odbił się echem po sali. Przez chwilę nawet widziałam jego ciało leżące na podłodze przede mną. On, błagający mnie o litość kiedy robiłam nacięcia nożem na jego klatce piersiowej a potem twarzy. On i ja cali umazani jego krwią. Ja uśmiechnięta a on konający. Ale nie chciałam go zabić. Chciałam po prostu, żeby czuł ból i nie mógł nic na to poradzić. Chciałam mieć nad nim całkowitą kontrolę. W tamtej chwili pragnęłam tego chyba najbardziej. Położyłam głowę na chłodnej posadzce i zasypiałam z szaleńczym uśmiechem na twarzy.      
Myślcie co chcecie, ale mi tam ten rozdział się podoba i chyba zaliczę go do tych lepszych :) Owszem, ma w sobie nieco tragizmu, ale chodzi mi o to, że udało mi się to odpowiednio uchwycić (Sekretna taka skromna). Ale jest krótki, i dlatego kolejny już 20 sierpnia z perspektywy Camerona.
O i właśnie: Mam taki pomysł, żeby stworzyć oddzielną zakładkę ze scenami z przeszłości bohaterów. W sensie, zanim jeszcze pojawiła się Eva. Myślę, że nie byłoby to nic mającego związku z teraźniejszą akcją, ale można by się czegoś więcej dowiedzieć o reszcie bohaterów. Czytałby ktoś?  

12 komentarzy:

  1. Mi też się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym czytała :D
    Poza tym ten rozdział jest strasznie brutalny, ale i tak mi się podoba!
    Eva w końcu przechodzi tą fajną część przemiany! Mam nadzieje, że to jeszcze potrwa ( wiem jestem okropna)
    Chociaż nie musiała zabijać i jeszcze kosztować krew ! Uee :D
    Duużo weny kochana :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Super :D I oczywiście czytałabym :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurczę, przyznam Ci szczerze, że nie do końca załapałam początkową sytuację… to w końcu jej matka czy ciotka była u niej? Może coś pokręciłam, ale wydawało mi się, że jej mama nie żyje. Chyba, że pomieszały mi się już do reszty opowiadania, bo trochę się już dziś naczytałam. ;)
    W każdym razie współczuję Evie nadal, niezmiennie tego złego samopoczucia, współczuję jej tej przemiany ogółem. Dla mnie to dosyć drastyczne, ale muszę przyznać, że też spodobał mi się ten rozdział mimo tych końcowych akcji.

    Widzę, że wszyscy dobrze przygotowali się na te wszystkie przemiany, wiedzą, co się może stać i przygotowali nawet pokój. Nie spodziewałabym się, że agresja może być jednym z „objawów” i to na dodatek taka! Eva stała się przez moment naprawdę maszyną do zabijania. Nieźle ją opętało… Te jej myśli, gdzie wyobraża sobie jak rani swoich najbliższych, w tym nawet Cama są naprawdę drastyczne. I ogólnie całe jej zachowanie. O wow! Żeby tak się okaleczyć i nie odczuwać nawet bólu w taki sposób, jaki odczułby każdy normalny człowiek. Jakby robiła to z czystą przyjemnością.
    Miejmy nadzieje, że ta „faza” przemiany minie jej szybciej, bo to nie wygląda fajnie.
    Ale w sumie fajnie jest poczytać o nowym obliczu Evy, tu nie była taka bezbronna jak zawsze. ;)

    Ok, zmykam. Dziś kompletnie nie mam jakoś nastroju i weny do komentowania, ale mimo wszystko chciałam coś napisać, bo nie wiem czy w innym przypadku byłoby mi dane wyrobić się przed kolejnym rozdziałem na zostawienie czegoś po sobie, a bardzo chciałam to zrobić.
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, mam nadzieję, że będzie dłuższy. :) Ten był naprawdę świetny!

    http://nothing-happens-by-chance-flyaway.blogspot.com/
    buziak :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham, kocham, kocham. :) Czekam na następną część z niecierpliwością hah może jestem psychiczna(a napewno troszkę jestem hihi ) ale podoba mi się Eva od tej strony. Życzę weny. :D i pozdrawiam. ~Jo

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem zszokowana tym rozdziałem, bo takiego się nie spodziewałam. Muszę Cię pochwalić za wspaniałe opisy uczuć bohaterki, dało się to bardzo dobrze wyobrazić. Ale aż takiej brutalności po Evie to serio się nie spodziewałam... Oczywiście wiem, że to wszystko przez przemianę, ale mam nadzieję, że żądna krwi po przemianie to już nie będzie. Chcę, by miała jaja, ale żeby nie zabijała ludzi z zimną krwią. Bo ona to w duszy taka delikatna jest, więc niech się nie zmienia aż tak bardzo.
    Rozdział co prawda krótki, ale dobrze, że nie przesadzony. Czekam na kolejny z perspektywy Camerona. A co do tych fragmentów z przeszłości myslę, że czytałabym, gdybym znalazła czas :)
    Ciągle współczuję Evie, że musi przez to przechodzić. Jestem ciekawa kiedy to wreszcie się skończy. Pozdrawiam serdecznie i życzę dużoo weny! :-*
    Zapraszam do siebie: http://the-shadow-of-gritmore.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. No i w końcu mam perspektywę Evy!
    Szczerze to się zdziwiłam, że przenieśli Evę, podczas jej choroby. Myślałam, że dziewczyna zostanie podczas swojej choroby u chłopaków. Ale prawdą jest, że u Marcusa ma lepsze warunki.

    Widać jej przemiana jest szybsza niż u innych, a nikt nie zdaje sobie z tego sprawy. Jej matka wiele ryzykowała odwiedzając ją w tej sali. Nie wiem, czy w ogóle była przygotowana na taki obrót spraw. Na pewno szybka zmiana nastroju Evy ją przeraziła. Szczególnie, ze dziewczyna nad sobą nie panowała. Ale wiadome było, że kiedyś to nastąpi i dziwię się, ze ktoś aż tyle ryzykował..
    Eva nie jest sobą! Nie chcę sobie nawet wyobrażać, jakie jeszcze myśli chodziły jej po głowie. Oby tylko nic złego się nie stało..
    pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze? Przestraszyłam się. Trochę mi szkoda tej jej ciotki, bo gdyby mnie chciał członek rodziny zabić, to bym chyba na zawał padła.
    Na dodatek te myśli Eve odnośnie Cama... przecież on ją kocha i zrobił to wszystko dla jej dobra i innych. Dlaczego miała takie chore myśli? ;_; Muszę sobie powtarzać, że podczas przemiany nie jest sobą i jeszcze ta faza złości... brrrr... strach się bać :D
    Mi również się ten rozdział spodobał, zresztą jak zawsze. A co do tej osobnej historii, z miłą chęcią będę czytać! A co tam, jak szaleć to szaleć! xD
    Niech się Eve tak nie okalecza, bo jak Cemaron to zobaczy, to bedzie pewnie zły ;)
    Pozdrawiam i w wolnej chwili zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  9. To normalne, że komentuję u Ciebie z opóźnieniem, prawda? Chyba nie myślałaś, że przyjdę wedle daty, nie ;) I jak zwykle, by nie stać z tyłu komentuję też poprzednie wpisy, zaczynając od nich, żebym wiedziała o co chodzi. Tak swoją drogą to zawsze jak zasiadam do czytania tego twojego opowiadania to mam ze sobą kilka rzeczy: coś do picia, długopis i notes - ażeby notować wszystko, by nie wypadło mi z głowy, a i tak wypada. A więc, trzy rozdziały wstecz:
    Eva i jej przemiana jak dla mnie porównywalna do ciąży. Rzyga co pięc sekund i przy tym ma mdłości, zawroty głowy? Takie tam skojarzenie ;). Poza tym nie kumam o co chodzi z tą raną na głowię która się zagoiła. Sama się leczy, taki talent, jak niby u mnie Grace? Czy to tylko przez przemianę? Bardzo ciekawe, zaskakuje mnie to. I jeszcze ta temperatura. Tak się zastanawiam od jakich stopni już się nie żyje, bo 35 to chyba jeszcze za mało, no, ale już prawie. Wgl czemu jej jest wiecznie zimno? I Cam, wkurzyłam się! Żeby przyjechać do niej, gdy coś się dzieje to potrafił, ale żeby powiedzieć jej prawdę, co zamierza zrobić, to już nie. No świnia. Chyba po raz pierwszy mnie wnerwił, a to szok po prostu. Nie może być tchórzem i musi jej powiedzieć jak najszybciej jakie warunki postawiła agencja. Przecież oni nie mogą tam wrócić! No i ja się wcale nie dziwię Nicolasowi, że się obraził na Domiena. Też bym tak zrobiła. Tylko szkoda mi go widzieć w takim stanie - aż się biedny rozmazał no, to smutne! I co do tamtego rozdziału, to jeszcze Loca mnie drażni, że niby jest dziwką Cama, znaczy była. Pfi, niech zrozumie, że BYŁA nie znaczy jest ;) To tyle na ten rozdział, czas na kolejny:
    Więc, moje notatki wiele nie zanotowały, a to dlatego, że rozdział pochłonęłam w takim tempie, że nie miałam czasu wiele pisać i zastanawiać się na niczym. Wszystko jasno i klarownie wyjaśnione, Allan zdrajcą, a to checa! I w sumie Xand dobrze wykombinował, że ta dziwna substancja może blokować Cama, tylko nie wiem, czy to dobry pomysł, by wypróbowali to na Rocket. Co jak co, ale ma dziewczyna odwagę ;) Wgl to jak mnie rozbraja reakcja ludzi na widok Domiena, hah, aż się buzia cieszy! Zastanawiam się, czy pogodził się już z Nicolasem? w końcu przyjechali razem, a nigdzie o tym nie wspomniałaś? I w sumie z moich notatek jest tyle, że podobało mi się jak Xander robił obiad - to takie zabawne, że taki straszny koleś którego się wszyscy boją gotuje. No serio, wyobrażasz to sobie? Jego? W fartuchu, przy garach? Ja nie ;) I ostatnia moja notatka z tego rozdziału to to, że Xander i Cam mają między sobą niezwykle dziwną więź, skoro klepią się po tyłkach. Nie wiem czemu, ale lekko mnie to zniesmaczyło. A i jeszcze jedno. Chciałabym na żywo zobaczyć jaki Demon jest z Cama jak wkrada się do czyjegoś umysłu. To musi być piorunujący widok ;)
    No i nareszcie ostatni:
    Pisałam, że w poprzednim zanotował raptem 2 notatki, bo nie miałam na to czasu? Zaskoczę cię. Tutaj nie zanotowałam nic! Nie wiem co powiedzieć. Ta wrogość Evy, te jej szaleńcze zapendy, to jak się samookaleczała wyobrażając sobie matkę, ciotkę, Cama?!?! Boże, masakra totalna. Ten rozdział jest jak kartka z dobrej książki! Posiada w sobie wszystko! Emocje, rozgoryczenie, szaleństwo, opis, dialog. Zaliczam ten rozdział do najlepszych na tym blogu! I nie będę komentować co mi się podobało, a co nie, bo nawet nie wypada. Przy okazji, dzisiaj jest 20 sierpień, a coś wspominałaś o newsie, hm?
    I tak, ja jestem za tym, abyś opisywała sceny z przeszłości chłopaków i każdej innej osoby. Tylko nie za długie, bo każdy będzie się interesował tamtym, a nie tym ;) Ale chętnie poczytam.
    Dobrnęłam do końca, mam nadzieję, że wynagrodziłam ci moją dłuuuugą nieobecność. Buziaczki!
    I co, chcesz, żebym komentowała na bieżąco xD
    kolacja-z-wampirem

    OdpowiedzUsuń
  10. Wreszcie dodałaś coś z perspektywy Evy! ;) Ale kompletnie zaskoczył mnie jej stan i odczucia jakie jej towarzyszyły. W najśmielszych snach nie wyobrażałabym sobie, że pod wpływem całej tej przemiany zmieni się w taką krwiożerczą bestię! Wcale nie dziwię się, że może być wściekła o cala tą sytuację. W dodatku matka, a raczej osoba, która się za nią podawała, zostawiła ją w najgorszym momencie jej życia. Teraz nagle wraca i zachowuje się jakby nic się nie stało. Przecież to jasne, że w tych koszmarnych momentach Eva najbardziej potrzebowała jej!

    Jednak jestem przekonana, że mimo słuszności niektórych (NIEKTÓRYCH) myśli, jej stan w zupełności spowodowany jest fazą złości. Dziwi mnie tylko, że w jej trakcie można być aż tak żądnym cierpienia innych osób. Najbardziej przeraził mnie fakt, że marzyła by karmić się strachem i bólem Cama. Przecież go kocha! Jak mogła w ogóle pomyśleć o czymś tak... brutalnym! Teraz wcale nie dziwię się, że zamknęli ją w tym pokoju. Ta faza jest naprawdę okropna...

    OdpowiedzUsuń
  11. Wracam po urlopie i zabieram sie za czytanie.
    Rozdział genialny. Naprawdę. To szaleństwo Evy <3 Teraz przynajmńiej dziewczę nie cierpi. Choć to może psychopatyczne z mojej strony. Ważne że Evcia c:
    Lecę czytać dalej

    OdpowiedzUsuń
  12. O, w końcu perspektywa Evy. Cieszę się, że pojawiła się jej mama (wiem, że to nie jej biologiczna matka, ale wiadomo, o co chodzi). Wiem też, że zachowała się okropnie. Wyjechała bez słowa i zostawiła ją w najgorszym momencie, ale mimo wszystko to w pewnym sensie najbliższa jej osoba. Choć nie powinna zachowywać się tak, jakby nigdy nic.
    Nie dziwię się, że Marcus ma pomieszczenia przystosowane do tych wszystkich faz przemiany. Ale faza złości jest naprawdę wstrząsająca. Naprawdę, to co robiła Eva ze sobą i to, co sobie wyobrażała... Straszne. Współczuję.

    OdpowiedzUsuń