sobota, 9 sierpnia 2014

Kto zdrajcą, kto ma­rionetką, kto kłamcą, kto świętym, kto męczen­ni­kiem, kto szczęśli­wym - nap­rawdę nie do­wiemy się nigdy.

 Z perspektywy Camerona
-Nie!-Wydarłem się na całe gardło, waląc pięścią w stół.-Nie zrobię tego tylko dlatego, że ty tak chcesz!-Kłóciłem się dalej. Pieprzony Franco. Facet wyjął z za paska pistolet i wycelował we mnie. Przewróciłem oczami z dezaprobatą.-Oj, bo się przestraszę. Wiesz może, ilu facetów przed tobą przystawiało mi lufę do skroni? No właśnie, ja też nie. Już nie zliczę. Daruj sobie.-Machnąłem ręką i wyszedłem na schody.
Mimo, że miałem na sobie bluzę i tak odczuwałem chłód. Ale nie miałem zamiaru wracać do domu, żeby znowu się z nim użerać. Jeśli zechcę pogadać sobie z Oustinem, to nie będę potrzebował towarzystwa tego dupka. Już rano kazał go tu przywieźć, żeby osobiście go przesłuchać, jednak Dolan uparcie twierdzi że nic nie pamięta i beczy jak dziecko. Czy mu wierzę? Jakoś nie bardzo. Z resztą jak tylko wróci Xander to nie będę miał takiego problemu z Codym. Facet zmywa się jak tylko widzi starszego, który ostro się na niego wkurwił bo ten debil wylał mu kawę na laptopa. Myślałem, ze go rozwali ale on tylko pokazał mu ile kosztował jego sprzęt i kazał odkupić komputer. Cody tak się tym przejął, że aż zaniemówił. Szkoda, że tylko na parę godzin. Na podjazd wjechało białe ferrari i po chwili wysiadł z niego mój kochany braciszek.
-A ciebie co, z domu wyrzucili?-Zakpiła Mia wysiadając z samochodu. Naprawdę z całej ekipy Codyego tylko z nią i z Linem można było nawiązać jakiś kontakt. Allan nie odzywał się prawie wcale i tylko w ostateczności mruknął coś do Japończyka, resztę totalnie ignorował a Cody...Pieprzony dupek. Miałem go po dziurki w nosie.
-Sam się wyprowadzam, jak tylko dadzą mi spakować swoje rzeczy. Naprawdę mam dość agentów, powinienem wybrać się na wakacje gdzieś, gdzie ich nie ma.-Odparłem podnosząc się. Wziąłem dwie torby z zakupami i wniosłem do domu. Franco znowu siedział w swoim fotelu niczym król na tronie, obserwując jak jego słudzy wykonują za niego całą robotę. Miałem ochotę podejść i go walnąć. Tak porządnie, od serca.
-A ja to kto?-Zapytała dziewczyna z rozdrażnieniem.-Przykro mi kochany, ale w najbliższym czasie jesteś na nas skazany.-Zachichotała.
-Spadaj...-Pokazałem jej język.-Wredna smarkula.
-Ta smarkula ma już dwadzieścia cztery lata!-Uniosła głowę go góry urażona. Parsknąłem śmiechem
-Dobra dzieci.-Wtrącił się Lin wchodząc do kuchni. -Nie wiem jak wy, ale ja jestem głodny.-Zaczął przeglądać torby z zakupami w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
-Za godzinę będzie obiad!-Walnąłem go po rękach. Chłopak odsunął się wystraszony.
-Ty...Ty masz zamiar gotować?-Spojrzał na mnie z niedowierzaniem i wybuchł śmiechem.
-Nie on, ja mam zamiar...Widzisz w tym jakiś problem?-Do kuchni wszedł Xander i wycelował w Japończyka ogórkiem. Chłopak natychmiast spoważniał i odkaszlnął głośno.
-Skądże.-Wyszedł z pomieszczenia powstrzymując śmiech. Starszy przewrócił oczami. Wyjął z jednej z toreb bitą śmietanę w sprayu a w drugą wziął koszyczek z truskawkami. Uśmiechnąłem się szeroko.
-Co powiesz na...?-Pomachał mi puszką przed oczami. Otworzyłem szeroko usta a on napełnił mi je bitą śmietaną i na czubek położył truskawkę. za chwilę ja zrobiłem mu to samo. Patrzyłem jak starszy próbuje przełknąć i nie wytrzymywałem ze śmiechu.
-Wyglądałeś jak dureń.-Parsknąłem kiedy już mogłem mówić.
-Taa, a ty to niby lepiej?-Spytał czochrając moje włosy.-Trzeba w końcu przesłuchać Oustina. Im dłużej zwlekamy, tym gorzej.-Powiedział w końcu już całkiem poważny.
-Dobra...-Przeciągnąłem się.-A ty rób obiad.-Złapałem go za tyłek kiedy się odwrócił. Przyłożyłem nos do jego szyi.-Kocham cię Xander.-Szepnąłem prawie niesłyszalnie.
-Idź już...-Posłał mi promienny uśmiech.
Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z pomieszczenia. Skierowałem się schodami do piwnicy i wyjąłem z kieszeni pęk kluczy. Otworzyłem zamek i wszedłem do środka, zapalając światło. Na krześle siedział związany Oustin. Podniósł głowę widząc mnie. Uśmiechnąłem się zwycięsko.
-Darujmy sobie te gadki o zaniku pamięci.-Westchnąłem zachodząc go od tyłu i opierając się o jego ramiona. Chłopak spiął się od razu a na jego rękach pojawiła się gęsia skórka.-Powiesz mi wszystko po dobroci, czy mam siłą wedrzeć się do twojego umysłu?-Usłyszałem jak do pomieszczenia wchodzą Allan i Xander, ale nie zwracałem na nich uwagi.
Już zmuszałem Dolana do spojrzenia mi w oczy. Chłopak starał się tego uniknąć. Wiedział, co to oznacza. Spoliczkowałem go kiedy ten usilnie błądził wzrokiem po całym pokoju. Przez ułamek sekundy jego oczy zwróciły się na mnie i to mi wystarczyło. Już go miałem. Niektórzy patrząc na to z boku uważają, że to upiorne, że wtedy wyglądam jak potwór z tymi całkowicie czarnymi oczami. Jak demon. I chyba po trochu mają rację. To było jakby czas się zatrzymał a wszystko dookoła zniknęło. Liczyła się tylko druga osoba i to, co jestem w stanie z niej wyciągnąć. Zacząłem błądzić po jego umyśle. To było jak przemierzanie ogromnej biblioteki w poszukiwaniu jednej konkretnej książki. Problem polegał na tym, że panował tam straszny bałagan. Wspomnienie zmarłej matki. Długi u kumpla. Rozstanie z dziewczyną...Nic z tego mnie nie interesowało, ale to właśnie takie myśli pojawiały się na początku. Ale chwila...Długi u kumpla. Tego się trzymajmy. Zatrzymałem się na moment przy tej myśli mając nadzieję, że nie jest to jakiś fałszywy trop. Kasyno, siedzący na przeciwko Dolana dwaj mężczyźni z kartami w ręku. Na stole pokaźna sumka pieniędzy. Jeden, niewysoki brunet z niebieskimi oczami. Drugi...Marshal. Wszędzie poznałbym tę mordę. Postarzał się. Ciemne włosy ścięte na krótko, kilkudniowy zarost na twarzy. Ciemne oczy i krzywy uśmieszek na ustach. Starałem się zapamiętać jak najwięcej. Podążałem za nim ale wszystko działo się za szybko...Zatrzymałem się w jakimś ciemnym pomieszczeniu, jakby piwnicy. Siedzący przy stole Zack a naprzeciwko niego Oustin cały we krwi. Miał związane ręce i patrzył na Marshala ze strachem.
-Masz trzydzieści dni na przyprowadzenie do mnie tej małej. Parker chce wydostać z więzienia swojego brata i jeśli zabiorą moją córkę, będziesz pierwszą osobą którą zabiję, zrozumiałeś?-Spytał podchodząc do Dolana. Ten pokiwał tylko głową.-Jeśli nawalisz zniszczę i ciebie i tę sukę Dianę. Zniszczę całą agencję, jeśli nie wyrobisz się w czasie. Wysadzę was wszystkich kurwa w powietrze! Zrozumiałeś?-Oustin opuścił głowę. Marshal otworzył laptopa a ja przyjrzałem się dokładniej dacie. Drugi styczeń. -I jeszcze jedno...Jeśli nasz Cameron zechce z ciebie cokolwiek wyciągnąć masz milczeć jak grób. A jeśli mu coś powiesz to i on zginie. Z resztą to akurat jest nieuniknione. Jego zostawię na sam koniec.-Ostatnie co słyszałem to jego kpiący śmiech.
Zaczęło mi się kręcić w głowie. Czułem się wyczerpany i wszystko mnie bolało. Miałem ochotę zasnąć i nie budzić się przez najbliższe dwa dni.
-Cameron?-Poczułem jak ktoś mnie łapie, ochraniając przed uderzeniem głową o podłogę.-Cami?-Rozchyliłem trochę oczy widząc zatroskaną minę mojego braciszka klęczącego przy mnie. Poczułem, ze mam w ustach jakąś ciecz. Xander pochylił się nade mną i starł chusteczką krew która pociekła mi z nosa. Spróbowałem się podnieść, do końca odzyskując świadomość. Otworzyłem szerzej oczy zdając sobie sprawę, że nade mną klęczy również Mia z przerażeniem malującym się na twarzy. Usiadłem powoli i wziąłem od starszego chusteczki starając się zatamować krwawienie.
-Jaki dzisiaj dzień?-Spytałem starając się uspokoić oddech.
-Czwartek...-Mruknęła Mia patrząc na mnie dziwnie.-Trzydziesty stycznia, tak dokładniej, a co?-Poderwałem się na nogi aż zakręciło mi się w głowie
-Co...co się stało?-Xander popatrzył na mnie jak na kompletnego durnia. Spojrzałem kątem oka na Dolana, który był nieprzytomny.
-Musimy jak najszybciej zadzwonić do Farella.-Mówiłem patrząc to na brata to na Franca który właśnie wszedł do małego pokoiku.-Gdzie Allan?-Zapytałem przypominając sobie o brunecie siedzącym u boku Marshala w kasynie.
-Powiedział, że musi gdzieś jechać...-Mruknął Cody marszcząc brwi.
-Trzeba za nim jechać, to szpieg!-Wyrwałem się bratu i już całkowicie przytomny pobiegłem po schodach na górę. Xander zatrzymał mnie jak tylko wyszedłem na zewnątrz. Za nim podążali Mia, Cody i Lin, wszyscy patrzący na mnie jak na kompletnego idiotę.
-Po kolei.-Popatrzyłem na brata, ale on najwyraźniej nie zamierzał ustąpić.
-Diana miała romans z Oustinem, a on sam dług u Marshala. Pracował dla niego pod groźbą zabójstwa swojej dziewczyny. Allan jest wspólnikiem Zacka, widziałem go! A zapomniałem dodać, że lada dzień Zack rozpierdoli całą agencję!-Xander przymknął oczy i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.-Nie pora na to, trzeba go złapać zanim wygada wszystko Marshalowi!-Wrzasnąłem unosząc ręce do góry. Naprawdę chwilami kompletnie nie rozumiałem mojego brata.
-Ty i Amir jedźcie za Allanem.-Amir zostawił Kasandrę i pobiegł w stronę samochodów.-Mia będzie was nawigować. Wytłumaczę ci jak.-Dodał zanim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć.-Cody, zadzwoń do Farella i powiedz żeby zajął się Dianą. Ostrzeż ich i powiadom, że będziemy tam tak szybko, jak tylko się da.-Cody nic nie powiedział tylko kiwnął głową i pobiegł na górę.-Lin, jedziesz z Camem. Kass, wskakuj do Amira.-Zakończył i poszedł do swojego komputera.
Wsiadłem do swojego Bugatti i kiedy tylko Lin do mnie dołączył, od razu ruszyliśmy. Po chwili usłyszałem głos Mii w głośnikach.
-Jest sześć kilometrów przed wami, dacie radę?-Spytała przesyłając nam jego współrzędne.
Spojrzałem na nieduży ekranik przymocowany do szyby. Sprawiał wrażenie zwykłej nawigacji ale w rzeczywistości był po przeróbkach Xandera, więc jego możliwości wykraczały dużo ponad pokazywanie map i bluetooth. Po niecałych dziesięciu minutach widziałem już przed sobą czarne BMW którym jechał Allan. Wyjechaliśmy poza miasto i jechaliśmy dwupasmówką, po bokach której rósł gęsty las.
-Dasz radę przejąć kierownicę?-Spytałem przerażonego Japończyka. właściwie to nie wiedziałem, czym on się tak przejmuje. Przecież my tylko ścigaliśmy szpiega z prędkością dwustu dwudziestu na godzinę. Normalka.
-Ja nie...
-To było pytanie retoryczne.-Uciąłem wyjmując ze schowka broń.
Otworzyłem okno i usiadłem na drzwiach samochodu, celując w czarne auto przed nami. Sprawnie manewrował od prawego boku do lewego, utrudniając mi trafienie jednej z opon. Dwa strzały. Jeden w tylną szybę żeby zdezorientować kierowcę, drugi w oponę. Rozległ się huk po czym samochód przekoziołkował się i wylądował w rowie. Szybko zająłem z powrotem miejsce kierowcy i zaparkowałem obok. Wybiegłem z samochodu w chwilę po tym jak Allan to zrobił. Nie musiałem długo czekać, żeby Amir zaczął go gonić. Ze swoimi zdolnościami szybko go doścignął i zaczął się z nim szarpać. Nie minęło piętnaście sekund kiedy ja też już byłem na miejscu, pomagając Amirowi unieruchomić chłopaka. Lionell skuł mu ręce za plecami a ja przyłożyłem w twarz. Tak porządnie, od serca.
-To nie było konieczne.-Mruknął Japończyk kiedy niemal ciągnąłem za sobą Crawforda do wozu.
-Owszem, było.-Mruknąłem.-Musiałem się na kimś wyżyć po prawie dwóch dniach spędzonych w towarzystwie Franca.-Kamyko westchnął siadając razem z Allanem na tylnym siedzeniu.
Jechaliśmy do agencji w Las Vegas gdzie mieliśmy spotkać się z resztą ekipy. Prawie całą drogę milczeliśmy z Linem i to nie dlatego, że nie mogliśmy znaleźć wspólnego tematu. Akurat Japończyk wydawał mi się spoko w porównaniu do niektórych agentów których mogłem spotkać. Po około dwóch godzinach i wizycie na stacji benzynowej zatrzymaliśmy się pod budynkiem agencji. Zauważyłem kilka znajomych samochodów więc od razu wysiadłem, pomagając Linowi wyciągnąć z samochodu nieprzytomnego Allana.
-Mamy waszą zgubę.-Powiedziałem z triumfalnym uśmiechem i położyłem Crawforda na asfalcie. Xander przewrócił oczami a stojący obok niego Michael popatrzył na mnie jak na dziecko. Zmrużyłem oczy rozdrażniony. Chciałem dodać jeszcze jakąś zgryźliwą uwagę, ale nie zdążyłem bo na parking wjechały dwa czarne motory.
Z jednego od razu zsiadł Nicholas i nie mówiąc ani słowa oparł się o ścianę. Domeinowi zajęło to trochę więcej czasu, ponieważ przeglądał się jeszcze chwilę w lusterku. Wstał i upewniwszy się że wszystko jest jak trzeba podszedł do nas. Miny Mii, Lina i Codyego kiedy go zobaczyli? Bezcenne. Parsknąłem śmiechem widząc przerażenie malujące się na ich twarzach. Zupełnie jak Farell przed kilkoma dniami.
-To...To jest...Niemożliwe...-Wyjąkał Franco patrząc na młodszego szeroko otwartymi oczami.-On...
-Nie żyje?-Spytał Domi stawiając kołnierz swojego czarnego płaszcza.-To chciałeś powiedzieć? Powiedzmy, że zmartwychwstałem...-Dodał z uśmiechem.
-Dobra, to chodźmy.-Mruknął Xander pod nosem.-Nie mamy dużo czasu.
Weszliśmy głównymi drzwiami na hol. Przysiągłbym, że jeszcze nigdy nie widziałem tam tylu ludzi. Grupka chłopaków widząc nas zaprzestała rozmów i gapiła się bezczelnie śledząc każdy nasz ruch. Strażnicy natomiast wydawali się zbyt zdziwieni, żeby cokolwiek zrobić. Idący z przodu Farell skinął im głową ale oni dalej patrzyli na nas nie będąc w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu.
-Dziwne...Myślałem, że zaczną krzyczeć...-Szepnął Xander jakby sam do siebie, rozglądając się dookoła.
W sumie ja na ich miejscu pewnie bym krzyczał. Widząc grupę ludzi których normalnie chciałoby się wybić w pień, teraz spacerujących jakby nigdy nic po jednym z korytarzy. Weszliśmy po schodach na górę i od razu skręciliśmy do sali obrad. W środku czekało już na nas kilkanaście osób, siedzących przy ogromnym okrągłym stole. Wszyscy wstali widząc nas a ja po raz kolejny tego dnia poczułem się jak debil. Masakra, człowiek raz chce zrobić coś dla dobra ogółu to i tak nikt w to nie wierzy. Chociaż w sumie ja i tak miałem dobrze. Chyba z nas trzech to Domi wzbudzał największe przerażenie. Samo to, że żyje musiało wydawać się co najmniej dziwne. Zajęliśmy miejsce za stołem zaraz obok Michaela. Ja po lewej, Xander w środku a Domi po prawej, jak zawsze. Farell uderzył pięścią w stół uciszając tym samym wszystkie szepty w sali. Większość ludzi i tak nas obgadywała i jak durni myśleli, że tego nie usłyszę. W końcu Domi ma bardzo dobry słuch a jego zdolności przechodzą na mnie. Spojrzałem na Xandera który wyjął z kieszeni telefon i bez jakiegokolwiek skrępowania zaczął coś na nim sprawdzać. Posłałem mu karcące spojrzenie ale on tylko wzruszył ramionami nie odrywając się od ekranu.
-Cody, zechciałbyś nam wyjaśnić, co się tak właściwie stało...-Zaczął pan Farell. Franco wstał i zaczął zawzięcie grzebać w swoich papierach.
-Allan...On...Współpracuje z Marshalem i...-Zaczął się jąkać a ja parsknąłem śmiechem zwracając tym samym na siebie uwagę innych.-Tu pisze że...
-Jest napisane.-Poprawił go Xander nadal nie odrywając się od telefonu. Kilka osób w sali zaśmiało się cicho.
-To może ty zechcesz to wyjaśnić?-Warknął na niego czerwony jak burak Cody. Xander spojrzał na niego po czym schował telefon do kieszeni i rozsiadł się wygodniej na krześle.
-Z wielką chęcią.-Starszy posłał mu promienny uśmiech. Franco usiadł z powrotem na swoje miejsce i założył ręce na piersi z irytacją. Zupełnie jak małe dziecko.-Mamy sterty dokumentów z których mówiąc krótko zupełnie nic nie wynika.-Zaczął wstając i wyciągając z kieszeni paczkę Cameli.-Marshal nie jest idiotą. Wie że chcemy go schwytać i starannie zaciera po sobie wszystkie ślady. Dlatego też myślę, że nie należy opierać się na stercie papierów tylko zająć się dokładniej Dolanem i Crawfordem...
-A jak niby chcielibyście to zrobić?-Odezwała się czarnoskóra dziewczyna siedząca parę miejsc od nas.-Jeśli to ludzie Marshala, to wątpię żeby cokolwiek wam powiedzieli.-Popatrzyła na Xandera z zainteresowaniem.
-Cami ma swoje sposoby...-Mruknął jej w odpowiedzi starszy, spoglądając na mnie z cwaniackim uśmieszkiem.
-Oustin to płotka, ale myślę że Allan jest kimś ważnym dla Marshala i jeśli się nie mylę, to doprowadzi nas prosto do niego.-Mruknąłem patrząc na zebranych.-Mogę go przesłuchać jeszcze dziś...
-Na pewno nie.-Przerwał mi starszy.-Widzieliśmy ile kosztowało cię przedostanie się do umysłu Oustina. Jeszcze nigdy tak nie zareagowałeś...
-Bo to było tak, jakby coś go blokowało.-Odwróciłem się w jego stronę.-Jakby ktoś wiedział, że będę próbował coś z niego wydusić i go jakoś zapieczętował. Nie wiem...
-Że też ja na to wcześniej nie wpadłem!-Niemal krzyknął Xander, wznosząc ręce do góry.-Cami, jesteś geniuszem!-Westchnął w moją stronę uradowany. Spojrzałem na niego marszcząc brwi.-Ta substancja którą miały w swoim ciele ofiary Oustina.-Zaczął tłumaczyć najwyraźniej widząc, że nikt z zebranych kompletnie nic nie kuma.-Może to ta substancja paraliżująca działa na ciebie w ten sposób.-Zaczął chodzić dookoła pomieszczenia.-Może Oustin wstrzykując ją tej bibliotekarce nie chciał jej uśmiercić tylko upewnić się, że nawet jeśli przeżyje to i tak nic nikomu nie wyjawi.
-Jak to sprawdzimy?-Spytała Kasandra siedząc na kolanach u Amira.
-To proste.-Xander uśmiechnął się i rozejrzał po zebranych.-Potrzebujemy ochotnika.
-Więc ja się zgłaszam.-Rocket wstała i spojrzała w stronę Xandera.-O ile to mnie nie zabije, to możemy spróbować.- Xander przymknął oczy i przyłożył dłoń do czoła.
-Dobrze. Czyli postanowione. Cami spróbuje wedrzeć się do umysłu Rocky i wtedy przekonamy się, czy iść tym tropem, czy nie.-Przerwał na chwilę.-A póki co trzeba zabezpieczyć agencję.
-A to niby czemu?-Spytał łysy facet siedzący obok mnie.
-Jak to czemu?-Xander spojrzał na niego jak na debila.-W końcu lada dzień ma wylecieć w powietrze.
Na początku byłam zadowolona z tego rozdziału, ale teraz to już sama nie wiem, co o nim myśleć. naprawdę jak przez dłuższy czas nie dodaję rozdziału, to jest mi jakoś tak dziwnie. I mogę mieć drobne zaległości ale to dlatego, że mam mnóstwo na głowie, a do tego postanowiłam jeszcze zająć się czytaniem książki i tak to jest...Kolejny rozdział 16 sierpnia, czekam na wasze komentarze i opinie :) 
Na koniec jeszcze dodam, ze ostatnio udało mi się napisać nietypowy rozdział z którego jestem cholernie dumna, ale wstawię go dopiero pod koniec sierpnia. Możecie już się bać :)  
Sekretna  

11 komentarzy:

  1. Super rozdział! Powinnaś być z niego zadowolona.
    Twoja wyobraźnia i kreacja sytuacji jest świetna! Ja nie mam pojęcia skąd bierzesz pomysł, ale jesteś dobra w tym co robisz.
    Mam nadzieję, że nie zrobisz krzywdy Rocet! Znalazłabym Cię i zabiła! :D
    Podoba mi się "zażyłość" naszych trojaczków. W sumie zazdroszczę im takiej bliskości :D
    Ciekawe czy ten Marshall (?)- dobrze napisałam? na prawdę wysadzi agencję. Mam nadzieję, że tak :D Fajny zwrot akcji i może nasi chłopcy zostaliby bohaterami dnia? I by ich nie aresztowali <3
    Ach te marzenia.
    Czekam na następny rozdział! Ciekawe z czyjej perspektywy będzie.. Może Rocket lub Kasandra? <3 Proszęęę! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Po raz kolejny jestem zafascynowana tytułem rozdziału. Naprawdę świetne wybierasz te cytaty!
    Muszę przyznać, że nie cierpię mieć mnóstwa bitej śmietany w buzi, więc wiem jak to jest nie móc jej przełknąć :D Ale uwielbiam truskawki z bitą śmietaną! Pyyyycha! Znowu mi narobiłaś smaka :p
    Podobała mi się ta scena, w której Cameron grzebał w głowie Oustina. Opisywałaś wszystko dokładnie, obraz po obrazie i łatwo było to sobie wyobrazić. No i zdrajca? kurdę, mogłam na to wpaść, ale nie pomyślałam o tym. Potrafisz mnie zaskoczyć. No i jeszcze z tym wysadzeniem agencji. Ciekawe, czy Zackowi się to uda.
    No ale czemu Rocket? Chcę, żeby było jej jak najwięcej, więc w sumie fakt, że da sobie grzebać w głowie mnie cieszy, tylko niech to nie ma większych komplikacji. Boję się o nią. Nie chcę by się jej coś stało, proooszę!
    Ale to "Domeinowi zajęło to trochę więcej czasu, ponieważ przeglądał się jeszcze chwilę w lusterku." rozwaliło mnie. Genialne! :D
    Pozdrawiam i mnóstwo weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. No siostro zaszalalas z akcja! Podziwiam ze ogarniasz te wszystkie osoby i ich imiona, kto kim jest, z kim jest zwiazany, kogo nie lubi itd
    Mial byc jakis dluzszy kom ale zobacze co uda mi sie z siebie wycisnac xD
    Po pierwsze primo to brakuje mi tu glownej bohaterki ale rozumiem ze teraz cierpi niemilosiernie i nie ma co sie o niej rozpisywac xd jednak uwielbiam ja i Cama i ich zwiazek wiec mile widziana byla by jakas romantyczna scenka :D mam nadzieje ze ksiazka ktora ci polecilam i ktora teraz czytasz ulatwi ci opisywanie scen uprawiania milosci :D
    Po 2 to podoba mi sie jak sie nie rozpisujesz i nie piszesz zbednych rzeczy wiec dzieki temu akcja moze toczyc sie dosc szybko i sprawnie, nie krecisz tego tak i da sie ogarnac co sie dzieje po kolei :D
    No wiec ciesz sie z moich wypocin bo to chyba najdluzszy komentarz jaki w zyciu napisalam xd
    Sorki za brak polskich znakow ale pisze z tel :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialne! Pisz szybko :D Weny... :D
    Pozdrawiam
    Luna :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Faktycznie. Ten cały Cody potrafi doprowadzić do szału. Za bardzo się panoszy i wszystkim rozkazuje. Dobrze, że Cam nie da się mu zastraszyć, w sumie to powinno być nawet na odwrót. To Cody powinien bać się jego! W końcu Cam nie jest byle kim, więc na jego miejscu nie ryzykowałabym z tym celowaniem z pistoletu. :b

    Czytając ten moment z bitą śmietaną, truskawkami, Xanderem i Camem, przyznam Ci szczerze, że odczułam niesmak spowodowany tą ich aż nadmierną bliskością. xD Zazwyczaj mi to raczej nie przeszkadzało i w większości przypadków było to raczej urocze, ale tym razem bardziej przypominali mi parę niż rodzeństwo. :bb Szczególnie moment, gdy Cam złapał Xandera za tyłek i powiedział mu, że go kocha. xD

    Jak dobrze, że Cam ma zdolności takie, jakie ma. :> Dzięki niemu wiadomo, co Oustin miał w głowie, mimo tego, że nic nie chciał mówić. Teraz już chyba cofam mój komentarz pod ostatnim rozdziałem na jego temat – jednak jest przydatny w tej sprawie i zrobił dużo, by coś ruszyło do przodu. Wybacz mi Cam. :>
    Moment, gdy nagle poczuł się źle i chyba stracił przytomność sprawiła, że zrobiło mi się go naprawdę szkoda… Biedny, musiał włożyć wiele wysiłku w to, aby wydobyć z jego umysłu najważniejsze informacje.
    A ten cały Allan wyczuł, że wszystko się wyda i chciał uciec. Jednak nie wyszło mu to na dobre, bo i tak został schwytany. Jak to mówią niektórzy – każde kłamstwo wyjdzie na jaw. Mimo tego, że świetnie się maskował przy wszystkich agentach, w końcu wszyscy dowiedzieli się, po co tak naprawdę on z nimi jest. Był szpiegiem. A to jaki! Na szczęście został schwytany. Dzięki Camowi. Brawo Cam! Dzięki niemu cała sprawa ruszyła znacznie do przodu, a ta cała agencja nie wyleci w powietrze.

    iii czyżby Domi i Nicholas już się pogodzili skoro przyjechali razem? :> Oby! Domi jest taki uroczy, nie wiem dlaczego tak mam, ale nawet taki moment, gdzie czytam, jak się przegląda w tym lusterku, co powinno być raczej odrzucające, mnie rozczula. :>
    Ach i niezłe jest to, że wszyscy są tacy zdziwieni, że Domein żyje, haha. :)

    Na koniec jeszcze napiszę, że lubię to „przekomarzanie się” Xandera z Cody’m. :>
    Ok, uciekam i czekam już teraz na kolejny rozdział. :>>> Z rozdziału powinnaś być jak najbardziej zadowolona! Ja jestem :>

    http://nothing-happens-by-chance-flyaway.blogspot.com/
    buziak :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział!! Cameron ma bugatti?! Może veyron supersport od razu co?! Czekam na next
    LA.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział bardzo mi się podoba. :) Dużo w nim akcji i adrenaliny. A ja lubię obie te rzeczy!
    Brakuje mi tutaj jedynie Evy. (Tak wiem, zawsze się o nią upominam ^^) Ale chciałabym wiedzieć, co z jej stanem zdrowia. Poza tym, rozumiem, że Cam jest oddany akcji i nie ma czasu, by się rozpraszać, no ale mógłby chociaż zadzwonić i się czegoś
    dowiedzieć o jej aktualnym stanie. :)
    Jedna akcja mnie rozwaliła. Tylko dalej nie wiem, czy pozytywnie, czy negatywnie. Chodzi mi o ten fragment:
    "-Dobra...-Przeciągnąłem się.-A ty rób obiad.-Złapałem go za tyłek kiedy się odwrócił. Przyłożyłem nos do jego szyi.-Kocham cię Xander.-Szepnąłem prawie niesłyszalnie.
    -Idź już...-Posłał mi promienny uśmiech."
    Yyy? Nie wiem, co mam o tym myśleć. Są rodzeństwem i na pewno się kochają, ale to trochę dziwne, że Cam łapie brata za tyłek! Jak sobie to wyobrażam, to widzę dwóch gejów (nie żebym coś do nich miała), ale to w dalszym ciągu jest dziwne..
    Ale zostawiam to już w spokoju. :) Pozdrawiam i życzę wenyy! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak jak Marianne, zwróciłam uwagę na ten fragment. To trochę obrzydliwe, że Cam i Xander tak się względem siebie zachowują. Żarty żartami, miłość miłością, ale bez przesady ;)

    Natomiast bardzo spodobał mi się bieg i rozwój akcji w tym rozdziale. Cam mimo tych trudnych do pokonania zabezpieczeń bardzo sprawnie poradził sobie z wydobyciem istotnych informacji z Oustina. Dobrze, bo dzięki temu wiadomo jaki jest plan Zaca i co ten gość ma wspólnego z nim i całą sytuacją. Może zdołają uratować agentów i to w jakiś sposób zmniejszy im wyroki? :D W każdym razie teraz dokładnie widac, że z trojaczkami nie ma co zadzierać, bo są sprytniejsi niż wszyscy ci agenci razem wzięci. Mieli w swoich szeregach szpiega i nikt nawet tego nie zauwazył, nie podejrzewał.Z zdolności Cama po raz kolejny okazały się nieocenione. No i wyjaśniło się też, o co była ta dziwna substancja wstrzyknięta bibliotekarce. Widzę, że masz wszystko dokładnie przemyślane i cieszę się, że wracasz do takich starych szczególików.

    No cóż, pozostaje mi czekać na kolejny rozdział i wynik "sprawdzianu" domysłów odnośnie tej substancji. I na wieści co z Evą. A w wolnej chwili zapraszam na nowość do mnie ;)

    pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja jestem bardzo tolerancyjna! Jak chcą się łapać za tyłki, niech się łapią, i tak ich lubię ^^.
    Xander poprawiający Rudego... leżę i nie wstaję! xDD [przez moment chciałam napisać "wstaję i nie leżę"] <3.
    Hmmm, zobaczymy jak to zadziała na Rocket, ale mam dziwne przeczucia, że to może się źle skończyć, a Starszy będzie żałował, że jej na to pozwolił. Mam nadzieję tylko, że jej nie uśmiercisz, bo będę płakać :<.
    A Domi i jego chłopak już mają love story, że razem pojawili się przed agencją czy nadal ciche dni ich obowiązują? :C Pogódź ich, niech się słodziaki cieszą swoim szczęściem <3 ;*
    Boże, moje oczy... nie potrafię nic napisać, przepraszam ;c
    Ale wiedz, że rozdział bardzo mi się podobał i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
    Weny kochana! <3 ;*
    Miichelle ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Ostatnia wypowiedź Xandera - zabójcza xD
    Rozdział fajny, dzieje się i nie można temu zaprzeczyć. Evy w nim nie było, a ja ja tak kocham, więc trochę rozpaczam, ale wynagrodziłaś to nietuzinkowa akcją. Biedny Cami.
    Świetna akcja z tym pościgiem, a jak zobaczyli "zmartwychwstałego" Domiego <3
    Czekam na więcej :3 Ale niestety nie będę komentować na bieżąco, bo wyjeżdżam i nie będę miała dostępu do internetu :c Wszystko nadrobię za dwa tygodnie, obiecuje.
    A tym czasem zapraszam na kolejny rozdział do siebie ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Grrr... Napisałam komentarz, wcisnęłam opublikuj i rozłączyło mi internet -.- No, ale nic.
    Na początku tylko powiem, że zachowanie chłopaków wydało mi się trochę dziwne. Wiem, że to są bracia i że łączy ich dość specyficzna relacja, ale mimo wszystko...
    Ale scena pościgu - genialna. Nie przypuszczałabym, że któryś z agentów - najbliższych sprawie, więc i najwierniejszych - będzie spiskował z Marshalem.
    W dodatku, naprawdę ciekawa teoria odnośnie tej trucizny. Mam nadzieję, że jest prawdziwa i nic nie stanie się Rocky ;)
    Sparks ;*

    OdpowiedzUsuń