Z perspektywy Evy
Weszłam
do kuchni rozciągając się i ziewając jednocześnie. Przy niedużym
stole siedział Nicholas i obracając w dłoniach biały kubek
patrzył się za okno. Nalałam sobie soku pomarańczowego i usiadłam
naprzeciwko niego.
-Co tak
wcześnie?-Spytał sięgając po rogalika z półmiska stojącego
przed nim. Podsunął mi lekko naczynie.
-Myślałam,
że Cameron już wrócił...-Wymamrotałam odsuwając od siebie
szklankę z sokiem i rozkładając się na stole.
-Wrócił,
ale do Vegas. Dzwonił dwie godziny temu...Powiedziałem, że śpisz.
-Czemu
wyglądasz jakbyś nie spał przez całą noc?-Spytałam patrząc w
jego podkrążone oczy. Wyglądał jeszcze bledziej niż zwykle.
Przeczesał palcami blond loki i uśmiechnął się, ponownie
spoglądając za okno.
-Bo tak
właśnie było. I po części to twoja wina.-Wskazał na mnie
palcem.
-Aż tak
głośno chrapię?-Zażartowałam. Chłopak uśmiechnął się
jeszcze szerzej ukazując śnieżno białe zęby.
-Tym się
nie martw.-Powiedział i dodał, poważniejąc nieco:-Ile Cameron
powiedział ci na twój temat?
-Jak to
ile?
-Chodzi
mi o to, co ci powiedział o przemianie...-Zapatrzył się w kubek
który nadal nerwowo obracał w rękach.-Miał sam ci o tym
opowiedzieć, ale zatrzymali go w agencji...Mogę ci coś
pokazać?-Popatrzył na mnie wyczekująco. Pokiwałam głową a on
niemal od razu wstał od stołu, biorąc swój kubek i moją pustą
szklankę i odstawiając do zlewu.
Przeszliśmy szybko do części należącej do niego i Domiego.
Chłopak podszedł do lustra zajmującego większą część jednej
ze ścian i pchnął je lekko a ono obróciło się, ukazując ciemny
korytarz. Blondyn zapalił światło i przepuścił mnie przodem a sam
zamknął za nami ukryte przejście. Zaczęłam ostrożnie schodzić
po schodach, ale zatrzymałam się widząc rozwidlenie.
-Gdzie
tak właściwie prowadzi ten korytarz?-Spytałam rozglądając się
dookoła.
-Nie
wiesz o nich?-Spytał Nicky parząc na mnie z niedowierzaniem. Zaprzeczyłam ruchem
głowy.-Cameron ci nie powiedział...Nic dziwnego. On myśli tylko o
jednym.-Pokręcił głową z uśmiechem.-Czyli teoretycznie ty nie
wiesz nic o historii tego miejsca i rodziny Parkerów?-Spytał.
-Nie
wiem...Cholera, Nicholas, gdzie ty mnie prowadzisz?-Spytałam
pocierając dłońmi ramiona. Było tu zimniej niż na górze.
-Te
korytarze są rozprowadzone po całej działce i zostały wykopane na
początku dwudziestego wieku, jeszcze przez dziadka chłopaków, zaraz po powstaniu tu pierwszych domów.
To taka droga ucieczki, w razie gdyby agencja nie dotrzymała umowy o
azylach dla nas.-Wytłumaczył zarzucając mi swojA bluzę na
ramiona.-Lubisz historię?
-Zależy,
czy jest ciekawa.-Powiedziałam idąc za nim. Wkrótce doszliśmy do
metalowych drzwi które chłopak otworzył za pomocą kodu.
-Myślę, że ta ci się spodoba.-Przepuścił mnie pierwszą do
czegoś przypominającego wielkie archiwum. Wskazał starą,
zniszczoną sofę, na której zaraz potem usiadłam patrząc, jak
chłopak nastawia wodę w czajniku elektrycznym i wyjmuje dwa
kubki.-Słodzisz?-Spytał robiąc herbatę. Pokręciłam
przecząco głową. Przyniósł ją na ławę stojącą przy sofie i
podszedł do jednego ze starych regałów.-Zwykle to Domi tu
urzęduje...Ja wolę swoje laboratorium. Ale gdzieś powinien tu
być...-Mówił w zamyśleniu.
-Czego tak szukasz?-Spytałam otulając się szczelniej bluzą.
-Tego!-Wykrzyknął uradowany, wyjmując starą, wielką książkę i
zdmuchując z niej kurz.-A oto fragment historii.-Położył ją na
ławie przede mną i usiadł obok. Otworzył książkę na pierwszej
stronie.-to zdjęcie z tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego
czwartego roku. Po lewej jest ojciec trojaczków i moja mama,
Lucinda.-Pokazał na postać w kapturze z blond grzywką.
Osoba na zdjęciu miała szerokie ramiona, czarne spodnie dresowe i męskie buty. Patrzyła w obiektyw z drwiącym uśmiechem.
-Ona nie wygląda jak kobieta...-Przyznałam na co Nicky tylko się
roześmiał.
-Masz rację, nie wygląda. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że to
kobieta. Gdyby wiedzieli, nie przyjęliby jej do gangu. Była
pierwszą kobietą a zarazem liderem a wszyscy dowiedzieli się, że
jest dziewczyną dopiero, kiedy zaszła w ciążę.-Zaśmiał się
ponownie.-Dalej Olaf Jankins, ojciec Christophera i Izaak Keynes,
tata Tristana.-popatrzyłam najpierw na Mulata z kręconymi, ciemnymi włosami a potem na dobrze zbudowanego bruneta z butelką piwa w ręku.- No i bliźniacy Bradd i Luke Hael.-Wskazał na stojących obok siebie dwóch blondynów w takich samych bluzach i spodniach.- Dzielili się
wszystkim, nawet kobietami. I stąd matką Bonnie i Trevora jest
jedna kobieta. Bradd, ojciec Bonnie i ich matka zginęli podczas
nalotu agentów na ich dom, a Luke prawdopodobnie odsiaduje w jakimś
rządowym więzieniu.-Przerwał na chwilę i popatrzył na mnie.-Od
ludzi na tym zdjęciu zaczyna się historia. Podczas jednego z ich
pierwszych napadów aresztowano wszystkich oprócz Bradda. Normalnych ludzi nie
wykorzystywali do ego typu eksperymentów, ale przestępców już tak.
Po czterech miesiącach mojej matce jakoś udało się wydostać z więzienia, a potem razem z Braddem odbiła resztę ekipy, ale było już za późno. Substancja była w ich
organizmach. Potem urodził się Tristan, a Marcus...On był podobny
do Camerona. Wierzył w miłość na jedną noc. Tylko którejś nocy
się przeliczył, kiedy zabawiał się z Luizą Stine, młodą
agentką, która zaszła z nim w ciążę. Wziął z nią ślub i
zaczął pracować dla agencji. Był na warunkowym i musiał sporo
się natrudzić, żeby nie iść siedzieć. Kiedy tylko próbował
się jej sprzeciwić od razu groziła, że odbierze mu prawa do
opieki nad dziećmi. Potem urodziła się jeszcze Ericka. Kiedy
Xander miał trzynaście lat odkrył, że Luiza zdradza męża i o
nie z jednym mężczyzną, a z kilkoma i w obawie że wszystko się
wyda a ona wyjdzie na pospolitą dziwkę, wysyła go do poprawczaka.
Bo to było prawdziwym powodem posłania go tam. Nie bijatyki, bo z
tym nie miał większych problemów. Po prostu wykorzystała okazję,
żeby pozbyć się go...
-Tak po prostu?-Spytałam zdziwiona. Do tej pory słuchałam
opowieści z zapartym tchem, ale to po prostu niedorzeczne.-Żadna
matka która kocha swoje dziecko nie robi czegoś takiego...
-Ale ona wcale nie kochała chłopaków. Właściwie to Marcus
zapewniał im jedyną opiekę. Siedział z nimi w domu i pomagał w
lekcjach a ona spełniała się zawodowo. Kiedy dowiedział się, że
chce posłać Xandera do poprawczaka, powiedział, że odejdzie razem
z nim. Wiedziała, że wtedy będzie miała podwójny problem.
Pierwszy, bo zostanie sama z pozostałą trójką dzieci a drugi, bo
Marcus wróci do swoich, a to oznaczałoby reaktywację starej ekipy
i nowe problemy.-Chłopak uśmiechnął się i przewrócił kilka
kartek.-I tu zaczyna się najciekawsza część historii, bo pojawiam
się mały ja.-Powiedział pokazując zdjęcie przedstawiające dwóch uśmiechniętych chłopców. Blondyna z burzą loków i drugiego, nieco starszego,
patrzącego się w obiektyw bruneta z piegami na nosie.-Miałem dwanaście
lat, a Tris piętnaście. Obaj się tutaj wychowaliśmy. Na
tym...Osiedlu. Mama nigdy nie zmuszała mnie do robienia tego, co
ona. Wręcz przeciwnie, chciała, żebym się stad wyniósł jak
tylko będę mógł. Ale to wchodzi w krew...Możesz nazwać to
patologią, ale ja tak nie uważam.-Powiedział zwracając się w
moją stronę.-Ja żyłem tutaj, wiedziałem, co znaczy zabijać,
kraść...Omijać zasady. Xander nie. Pamiętam, jak wujek go
pierwszy raz przyprowadził...Niczego nie rozumiał. Tristana złapali
parę miesięcy wcześniej za posiadanie broni. A potem mnie też
złapali chyba za pobicie. A jak już się zorientowali, czyim jestem
synem, to nie było mowy, że mnie wypuszczą.-Mówił z śmiechem,
jakby wspominał jakąś dobrą imprezę.-To przerażenie, kiedy
pierwszy raz cię przesłuchują...Stałem przed sądem cztery razy,
z czego w dwóch ostatnich razach słyszałem wyrok dożywocia. Za
czwartym razem człowiek po prostu siedzi i modli się, żeby nie
pęknąć śmiechem, bo trochę głupio tak przed
wszystkimi.-Westchnął głośno.
-No racja. To taka świetna zabawa...-Mruknęłam wywracając oczami,
a jego śmiech jeszcze bardziej się wzmógł.
-Ale to poważnie było śmieszne! Ale wróćmy do historii. W
poprawczaku Xander poznał Rocket. Właściwie to dziewczyna pojawiła
się znikąd. Ale była wygadana, ładna i inteligentna. No i Xander
wymiękł. A tak właściwie, to tam nie było aż tak źle. Wszyscy
wiedzieli kim jesteśmy, zawsze tak było, że pochodzenie o nas
świadczyło. Teraz też ludzie chcą nas znać tylko ze względu na
nasze pozycje, ciebie też.-Wskazał na mnie palcem.-Teoretycznie
wszystko szło dobrze, dopóki u Tristana nie zaczęła się
przemiana. Było z nim źle, wezwali jego matkę, bo ojciec był
poszukiwany przez policję. Miał młodszą siostrę, Emily. Wybudził
się i wpadł w szał, jak każdy podczas przemiany. Tyle, że to był
pierwszy przypadek i nikt nie wiedział, czemu tak się dzieje. Z
tego co wiem, to pielęgniarka znalazła go klęczącego przy Emily.
Uderzał jej głową o ścianę do tej pory, aż przestała się
ruszać. Przynajmniej tak wynika z akt. Nigdy nie poruszył ze mną
tego tematu, chociaż jesteśmy właściwie jak bracia.-Skończył
szepcząc. Po raz pierwszy wyglądał na smutnego, a taka mina
kompletnie do niego nie pasowała.
-Nie musisz dalej mówić...-Szepnęłam kładąc mu głowę na
ramieniu.
-Obiecałem, że opowiem ci całą historię. A w każdej zdarzają
się też te przykre sceny, bez tego byłoby nudno, nie
uważasz?-Zapytał nadal ze smutkiem w głosie, ale kąciki jego ust
ponownie nieco się uniosły.
-Więc kontynuuj, proszę.
-Po tym incydencie nie było już mowy o powrocie na wolność,
zwłaszcza, ze miał już siedemnaście lat i mógł być sądzony
jak dorosły. Zostaliśmy ja, Xander i Rocky. Potem powtórka z
rozrywki. Xander źle się czuje, wszystko go boli i ciągle
wymiotuje. Potem zrobiło się mu lepiej, więc przywieźli go z
powrotem, miał tylko jeszcze przez parę dni nie chodzić na
zajęcia. I pewnie gdyby pani Marrwel wtedy nie zareagowała, to
skończyłoby się kolejną katastrofą i zabiłby tamtego chłopaka. Byłem przy tym, jak go
zabierali i nie mogłem pojąć, co musiało strzelić mu do łba,
żeby coś takiego zrobić. A potem sam zrobiłem coś
podobnego...-Odchrząknął i złożył dłonie w wieżyczkę,
po czym przytknął je do ust.-Przez dwa lata byłem w dość
specyficznym związku z nauczycielem łaciny...
-Poważnie?-Przerwałam mu marszcząc brwi.-Z nauczycielem? Nie uważasz, że to
niewłaściwe...
-To ty jesteś w związku z kryminalistą, który bez problemu mógłby
być twoim ojcem.-Pisnął w napadzie śmiechu. Otworzyłam usta żeby
powiedzieć coś na swoje usprawiedliwienie, ale zaraz je zamknęłam,
bo właściwie to nawet nie wiedziałam, jak mogłabym się obronić.
-Kontynuuj, proszę.-Powiedziałam w końcu, a on po raz kolejny
zaniósł się szczerym śmiechem.
-Tak czy owak jest to związek, którego nie chciałbym powtarzać. I
nie muszę ci chyba mówić, jak się człowiek czuje podczas
przemiany, a on chciał, żebym mimo wszystko do niego wtedy przyszedł.
I...Nawet nie wiesz, jaka to ulga, jak w fazie złości możesz komuś
naprawdę zrobić krzywdę. Tym bardziej, jeśli nie darzysz tego
kogoś sympatią...
-Czyli byłeś z nim i nic do niego nie czułeś?-Popatrzyłam na
niego nie kryjąc zdziwienia. Dla mnie wydawało się to chore.
-Żywiłem do niego pewne uczucia, ale z pewnością nie były one
pozytywne. Mówiłem już, że bym tego nie powtórzył. Tak czy owak
ty tego nie przeszłaś, dlatego twoje zdolności nie uaktywniły się
od razu. Ale widzisz...My skrzywdziliśmy innych ludzi podczas
przemiany, ale potem dużo łatwiej nam szło opanowywanie zdolności.
Ty będziesz je mogła opanować w pełni dopiero, jak wyładujesz
się na kimś.-Powiedział obserwując moją reakcję. Na początku
nie doszło do mnie, o czym on dokładnie mówi. Dopiero po chwili
zdałam sobie z tego sprawę.
-To znaczy, że żeby w pełni rozwinąć swoje zdolności
muszę...Kogoś zabić?-Dokończyłam pytanie niemal szepcząc.
Odstawiłam na ławę kubek z herbatą i nagle poczułam, że w
pomieszczeniu jest okropnie duszno. Nicholas złapał mnie za ramię
i ułożył wygodniej na sofie.
-Nie jest powiedziane, że koniecznie musisz kogoś zabić.
Prawdopodobnie będziesz w takiej furii, że nie będziesz panować
nad tym, co się z tobą dzieje. Ale to się prędzej czy później
wydarzy...-Powiedział dotykając dłonią mojego czoła i czule gładząc po policzku.-Wiem, że
wydaje ci się to straszne, i poniekąd takie jest. Ale to
nieuniknione i po prostu uznaliśmy, że powinnaś wiedzieć. A
Cameron nie ma ostatnio czasu na takie opowieści...Chodź,
powinniśmy już iść...
-Stój!-Złapałam go za ramię, zanim zdążył wstać.-Przerwałeś
w dość smutnej chwili...A ja chcę wiedzieć, co było
dalej.-Spróbowałam się uśmiechnąć, ale chyba słabo mi to
wyszło.
-Jesteś pewna, że po tym chcesz usłyszeć resztę?-Poparzył na
mnie trochę zdziwiony.
-Nadal nie wiem, skąd wzięli się Loca, Erica, Amir, Kasandra,
Chris, Trevor, Hana, Caleb, No i oczywiście Cam i Domi.-Wyliczałam
na palcach, ożywiając się nieco. Starałam się za wszelka cenę odsunąć od siebie myśli o tym, czego przed chwilą się dowiedziałam. Potem przemyślę to wszystko na spokojnie.
-Po kolei mała, nie rozpędzaj się tak.-Zaśmiał się i usiadł na
sofie po turecku, centralnie naprzeciwko mnie.-Tak czy owak za napaść
na opiekuna, który agenci odczytali jako próbę ucieczki, miałem
przekichane. Nie wiem, czy pan Michael, który był wtedy dyrektorem
poprawczaka się za mną wstawił, ale trafiłem do tego samego
więzienia i na ten sam blok co chłopaki. Xander oczywiście
przeżywał katusze, bo po pierwsze był z dala od Rocket, a po
drugie, nie mógł sobie darować tego, co zrobił. Miał jakieś
ciche dni, do nikogo się nie odzywał i okropnie zmarniał. Aż w
końcu przyszedł do niego Cameron na widzenie i wyjaśnił, że przeszedł coś podobnego i gdyby nie pomoc Marcusa to źle by się to skończyło i chyba wiedzą,
dlaczego zaczęliśmy się tak zachowywać. U mnie wykształcił się
lepszy wzrok. W nocy widzę tak dobrze jak w dzień, a na słońce
nie mogę wychodzić bez soczewek albo przyciemnianych okularów. I
ta cała historia którą potem nam opowiedział Xander trzymała się
kupy. Oczywiście Tristan był do tego sceptycznie nastawiony, a
jeszcze bardziej, kiedy się dowiedział, że Parker chce spieprzyć.
Osobiście uważałem, że to samobójstwo, ale Xander miał rzekomo
wszystko zaplanowane. I Rzeczywiście, po niecałym roku mojej
odsiadki wyprowadził nas stamtąd. Nie wiem, jakim cudem to wszystko zaplanował, ale to było szaleństwo, bo
byliśmy sto trzydzieści kilometrów od najbliższego azylu i
wszyscy nas szukali. I wtedy pojawił się książę z bajki...
-Domein?-Niemal pisnęłam podniecona.
-Nie! Cameron!-Nicky zaśmiał się i przegarnął włosy
ręką.-Domein był śmiertelnie obrażony na Xandera, odkąd ten
pobił tamtego chłopaka w poprawczaku, a jak się dowiedział, że
uciekł z więzienia to już w ogóle nie było mowy o żadnym
sojuszu.
-Chwila, ale skąd tam się wziął Cameron?
-No właśnie to jest najdziwniejsze, bo on stał oparty o samochód
niecałe pół kilometra od więzienia, a jak Xander go zapytał,
skąd się tam wziął, to odpowiedział, że coś kazało mu tam
przyjechać. Oddał nam samochód i powiedział, że nas nie wyda.
Wiesz, że dopiero jak zajechaliśmy do domu, gdzie kompletnie nikt
nas się nie spodziewał, a ja położyłem się w swoim własnym
łóżku w swoim własnym pokoju to zrozumiałem, że gdyby nie Cami
to by nas wtedy złapali bez większego problemu. I Xander chyba też
to wiedział. Oczywiście wszyscy trzej dostaliśmy porządny opieprz
od naszych rodziców, ale to już się nie liczyło. Potem zaczęliśmy
pomagać w przemianach innym. Moja mama postanowiła w końcu odejść
na emeryturę i niby to ja powinienem po niej zostać liderem, ale
jakoś nie specjalnie mi się to marzyło. A Xander ma wrodzone
zdolności przywódcze, więc jakoś tak samo wyszło, że to on nami pokierował. Nie trzeba było długo czekać, aż zaczniemy się
dawać wszystkim we znaki, nawet bardziej niż poprzednicy. We
czwórkę, bo w międzyczasie Rocket i Xander się zeszli. Kiedy
Marcus powiedział nam o śmierci Cornelii i podejrzeniach, że
Cameron maczał w tym palce nie trzeba było nam dwa razy powtarzać.
Od razu zdecydowaliśmy się mu pomóc. Jemu w przeciwieństwie do Xandera nie trzeba było dwa razy powtarzać, że trzeba kogoś
sprzątnąć. Nienawidził agencji za to, że chcieli go wrobić. I
wyszło na jaw że potrafią z Xanderem łączyć myśli. Potem
przyłączył się Caleb, którego Cami wyciągnął z nałogu. Też
był mutantem, ze strony ojca, który jako jeden z nielicznych
agentów dobrowolnie zgodził się wziąć udział w eksperymencie.
Cami szalał. Nie było nocy, żeby nie sprowadzał do domu jakichś
dziewczyn. Co gorsza on je zwodził w wyniku czego dochodziło nawet
do samobójstw. Aż w końcu, w dwutysięcznym pierwszym roku pewna
milutka Afroamerykanka przyszła do Zielonego Kota, położyła na stole zdjęcia z
USG i powiedziała, że to jego dziecko i żeby dał jej kasę na
aborcję. Myśleliśmy wtedy, że zacznie kręcić, albo wyśmieje tę
kobietę, ale on podszedł do sprawy nad wyraz poważnie, wcale jak
nie on. Powiedział, że jeśli po urodzeniu dziecka rzeczywiście
okaże się, że jest jego, to weźmie je na siebie...
-I było?-Przerwałam mu przyłapując się na tym, że trzymam ręce
zaciśnięte w pięści.-To była Isobell, prawda?
-Tak. W sierpniu tego samego roku przyszła na świat dwa tygodnie
przed czasem. Szczerze, to nikt z nas się nie spodziewał, że
będzie taki odpowiedzialny. Zmienił się przy niej, nie do
poznania. A potem Xander miał wypadek samochodowy i się załamał.
Operowali go najlepsi lekarze z całego świata których opłacał
Marcus, ale i tak miał marne szanse na wyjście z tego cało. Cameron miał
więc na głowie dziecko, poszukiwanego przez agencję brata który
był w okropnym stanie zarówno psychicznym, jak i fizycznym i
jeszcze sprawy, którymi normalnie zajmował się starszy. W
dwutysięcznym trzecim, kiedy byliśmy w Nowym Jorku agencja zrobiła
nalot na nasz apartament. Ktoś musiał zostać, wypadło więc na
mnie i Camerona, a dziewczyny i Tris pomogli Xanderowi. Obaj
dostaliśmy dożywocie z możliwością warunkowego wyjścia po
dwudziestu pięciu latach. Ale to jeszcze nie było najgorsze. Domein
uwziął się na Cameronie i nie dawał mu żyć. Był wtedy zastępcą
naczelnika i zdecydowanie na zbyt wiele sobie pozwalał. Ale był
uroczy...A ja się zakochałem.-dokończył rozmarzonym głosem, z
głupawym uśmiechem na twarzy.
-Tak od razu?-Pstryknęłam palcami teatralnie.
-Gdzie tam od razu! Cholernie się panoszył. I oczywiście nie
przyznawał się do tego, że jest gejem. Do czasu...-Mruknął pod
nosem z wymownym uśmieszkiem, jakby przypominając sobie jakąś bardzo ciekawą scenę, o której oczywiście mi nie wspomniał.-Tak czy owak w więzieniu
wylądowaliśmy w jednej celi z Amirem. Po tym, jak kilkakrotnie
doszło między nimi do rękoczynów normalnie miałem dość. Ciągle
uprzykrzali sobie życie, a co za tym idzie, mi też...
-Ale oni się chyba przyjaźnią...-Uniosłam jedną brew patrząc na
chłopaka, który po raz enty dzisiejszego dnia posłał mi promienny
uśmiech.
-Teraz tak, ale oni sobie zdali z tego sprawę dopiero jak Amir
wyszedł na warunkowym i Cami został sam. Swoją drogą Al-kadi też
rozwalił system, kradnąc wóz naczelnika sprzed budynku. W
międzyczasie w ekipie pojawiła się też Loca. Po prostu przyszła
raz jako znajoma Rocky i tak już została. No i Hana zaczęła
spotykać się z Calebem a Erica z Tristanem. A potem, w styczniu
dwutysięcznego piątego Xander po nas przyszedł. Tak szczerze to
chyba żaden z nas dwóch się nie łudził, że wyzdrowieje na tyle,
żeby móc nas jeszcze odbić.
-A Domein?-Przerwałam mu znowu.-Postawił się braciom?
-Domein doskonale wiedział, że chcemy uciec. Powiedziałem mu
cztery dni po tym, jak Xander się z nami skontaktował i powiedział,
że po nas przyjdą. Wiedziałem, że ani Xander, ani Cameron nie
zrobiliby mu krzywdy, gdyby doszło do bezpośredniego starcia.
-Mógł im przeszkodzić...-Szepnęłam jakby sama do siebie. Kiedy
to opowiadał to wszystko brzmiało jak oderwane od rzeczywistości,
ale to się wydarzyło naprawdę i najlepsze było w tym wszystkim
to, że oni byli tego częścią.
-Ale tego nie zrobił. Wziął urlop dwa dni przed całym zajściem.
A ja myślałem, że go straciłem...Dwa miesiące później byliśmy
na zakupach, kiedy nas znaleźli. Wzięli Cama i dzieciaki którzy
akurat stali przed sklepem. Nie mam dzieci, więc nie wiem, jak się
wtedy czuł, ale nie chcę nigdy się dowiadywać. Nawet, jeśli było
to kłamstwo i one jednak żyją. Co innego, kiedy sam żegnasz się
ze światem. W naszym zawodzie to norma, że są sytuacje bardzo
niebezpieczne. Ale co innego, kiedy żegnasz dziecko, które niczemu
nie zawiniło...-Urwał i popatrzył na moje zaszklone oczy.
-Widzisz, jak ty na mnie działasz, facet?-Spytałam wycierając oczy i starając się uśmiechnąć.
-Och...Miło mi.-Skinął głową i teatralnie zakręcił sobie jeden lok
dookoła palca, uśmiechając się do mnie.-Pamiętaj mała, że nie
warto płakać nad przeszłością, bo wystarczająco dużo złego
wydarzy się jeszcze w przyszłości. Cameron nie przesiedział w
areszcie nawet jednego dnia, bo wparowaliśmy tam tego samego
wieczoru. Ale było już za późno. Dzieciaków nie było. Wpadliśmy wtedy w szał, pamiętam, że wszystkich wtedy wymordowaliśmy. A
Cameron siedział jak małe dziecko i nie był w stanie zrobić
kompletnie nic. Potem przez trzy miesiące do nikogo się nie
odzywał, nawet do Xandera. Dopóki ten nie przyprowadził mu
człowieka, który wstrzyknął truciznę dzieciakom. Cameron go
zahipnotyzował i kazał w dość brutalny sposób popełnić
samobójstwo. Najgorsze w hipnozie Cama jest to, że człowiek ma
świadomość, co ze sobą robi, odczuwa ból i strach, ale nie może
zrobić nic, żeby przestać...
-Jak marionetka.-Przerwałam mu przyglądając się własnym dłoniom.
Zdecydowanie nie chciałabym widzieć Cama tak wściekłego.
-Dokładnie. Prawie godzinę męczył faceta, zanim pozwolił mu
umrzeć. Sam miałem dość tego widoku, a nie jedno w życiu
widziałem. Tak czy owak po rzekomej śmierci Isy i Kierana wrócił
stary Cameron z tym, że stał się chamski i wredny i tylko Xander
miał nad nim jako taką kontrolę. Poza nim niczyje słowa nie były
w stanie do niego trafić. I tak mamy rok dwutysięczny szósty,
kiedy Cam, Xander, Loca i Rocket są w Bostonie, na urlopie. W nocy
Xander dostaje cynk że agenci się do niego wybierają, ale jest już
za późno, żeby wszyscy mogli uciec. Rocket i Loca zabierają motory, a
bliźniaki zostają aresztowani przez nikogo innego jak Domiego. W
samolocie który miał ich przetransportować do Vegas Domein zabił
wszystkich agentów i zaszantażował załogę tak, że zboczyli z
kursu i wylądowali na innym lotnisku. Tam stał już samolot którym
mieli lecieć do Rio. Domein na początku nie chciał brać udziału
w naszych akcjach, więc upozorowaliśmy jego śmierć, żeby nie był
poszukiwany. Potem w klubie chłopaki poznali Kasandrę która
pracowała tam jako tancerka. Cam pomógł jej wygrzebać się z
nałogu. Trevora i jego ojca aresztowali pięć lat temu, zabijając
przy tym jego wuja i matkę. Resztę historii chyba znasz.
-Nie do końca. Bo niby wiem, jak to było z późniejszym
aresztowaniem was i tą współpracą Caleba z agencją, ale nadal
nie wiem, skąd wziął się Chris...
-No tak! Zapomniałem. Twój brat jako jedyny w całości przeszedł
przemianę w agencji, ale nie potrafili potem sobie z nim poradzić,
więc pod pretekstem nieobliczalności i w zastraszającym tempie
rozwijającej się choroby psychicznej wysłali go do szpitala
psychiatrycznego. Pół roku temu wydostał go stamtąd
Xander.-Powiedział najwyraźniej bardzo zadowolony.- To chyba tyle, w
bardzo ukróconej wersji. I czy ci się to podoba, czy nie, to ty
teraz też jesteś częścią tej historii.
-A jakie jest jej zakończenie?-Spytałam najwyraźniej zbijając go
z tropu.-Chodzi o bohaterów. Wszyscy kończą
szczęśliwie?-Przechyliłam głowę. Chyba w końcu zrozumiał, o co
mi chodzi, bo przestał się uśmiechać i popatrzył na swoje
dłonie.
-Historia byłaby nudna, gdyby dla wszystkich skończyła się
szczęśliwie, prawda?-Spytał.-Zbyt przewidywalna. Ktoś umrze, ktoś
ucierpi, ktoś dostanie drugą szansę.-Dokończył ze smutkiem i
popatrzył na mnie ze łzami w błękitnych oczach.-Ale możemy mieć
też nadzieję na zwrot akcji i zmianę biegu wydarzeń,
prawda?-Spróbował się uśmiechnąć ale kąciki ust mu
drżały.-Chodź, idziemy. Domi pewnie już nas szuka.-Podał mi rękę
i pomógł wstać. Ruszyłam za nim długim korytarzem. Wtedy
marzyłam, żeby ta historia miała jednak szczęśliwe zakończenie.
rozdział co prawda z perspektywy Evy, ale zdjęcie pod spodem Nicholasa, bo moim zdaniem to do niego należy rozdział. Podoba wam się postać? Ja osobiście go uwielbiam, w przyszłości w ogóle chciałabym napisać rozdział z jego punktu widzenia. Co wy na to?
Nie miałam ostatnio dostępu do internetu, stąd taka długa przerwa, ale następny rozdział prawdopodobnie 21 lub 22 listopada. Chyba nadrobiłam już większość zaległości, jeśli nie-pisać. Ostatnio strasznie mi zmalała ilość komentarzy, ale to chyba dlatego, że część czytelniczek zawiesiła swoje blogi albo nie ma z nimi kontaktu. A chyba nie opłaca się już szukać nowych, bo pewnie nikomu nie chciałoby się nadrabiać ponad 40 rozdziałów. Tak czy owak zbliżamy się powoli do końca historii. Patrzyłam ostatnio na pierwsze rozdziały tego opowiadania i cóż...Gdybym teraz miała je zaczynać, zrobiłabym parę rzeczy inaczej. I w sumie to opowiadanie mogłoby się już skończyć, ale ja mam tak, że jeśli przyjdzie mi do głowy jakiś pomysł, to koniecznie muszę go zrealizować, i dlatego trochę się to przedłuża. Tak czy owak nie będę was już długo męczyć :D Jak dobrze pójdzie i wena dopisze, a internet będzie współpracował, to wyrobię się w mniej więcej 15 rozdziałach :)
Ale nic, uciekam już, czekam na komentarze, nawet te od anonimów, bo teraz to naprawdę potrzebuję porządnej motywacji, żeby nie tracić czasu na głupoty, tylko przysiąść i napisać resztę historii :D
Ściskam :*
Jeden z najlepszych i najbardziej wciągających rozdziałów na tym blogu! Nie mogłam się od niego oderwać!
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się to, że pokazałaś jak to wszystko się zaczęło, opowieść Nicholasa była niesamowita!
( I oczywiście nie przyznawał się do tego, że jest gejem. Do czasu...-Mruknął pod nosem z wymownym uśmieszkiem, jakby przypominając sobie jakąś bardzo ciekawą scenę,) <--- Ta scena o której myślę? :3
To okropne, że Eva aby panować nad swoimi zdolnościami musi stracić nad sobą panowanie.. Mam nadzieję, że nie szykujesz niczego makabrycznego! Już dość krwi się przelało w twojej historii!
Mam nadzieję, że rozdział pojawi się nieco wcześniej niż aż za 10 dni! No weź młodaa ;*
Weeny!
Jedyne co mogę na razie wydukać to: WOW!
OdpowiedzUsuńNaprawdę, jestem pod wrażeniem! Czytałam z wielkim zaciekawieniem, zastanawiając się jaki będzie dalszy ciąg historii. Nie spodziewałam się, że przytoczysz kiedyś całą ich historię, ale jestem ogromnie zadowolona. Było wspaniale móc się jej dowiedzieć.
Na początku uważałam, że szkoda tylko, że Cameron nie opowiedział tego sam Evie, bo czasem brakuje tego, by mówił jej wszystko. Ale potem doszłam do wniosku, że opowieść Nicolasa była ciekawa, kiedy czytało się z jej perspektywy. Poczułam większą więź z tym bohaterem, do którego muszę przyznać nie miałam jakichś specjalnych uczuć. Teraz jednak uważam, że jest ciekawą postacią.
Jestem ciekawa, czy rzeczywiście Eva musi kogoś zabić, by dokończyć przemianę w stu procentach. Wiem, że na pewno niedługo wybuchnie, ale nie wiem, jakie będą tego konsekwencje. Och, jak ja jestem ciekawa, co Ty takiego dla nas szykujesz! :*
Pisałam, że rozdział był wciągający? ;>
Aż jestem ciekawa jak skończy się Twoje opowiadanie. Wiem, że na pewno zakończenie będzie mega, ale trochę się niepokoję, że wydarzy się coś złego. Oczywiście chciałabym, by było szczęśliwe zakończenie, ale jak to powiedział Nicolas: w każdej historii są łzy, śmierć, druga szansa i tak dalej, więc już nie wiem, czego mam oczekiwać. No cóż, dowiem się jak przeczytam! Tymczasem czekam na kolejny rozdział. A oby było ich jeszcze dużo do końca!
Pozdrawiam serdecznie! :*
PS. Nie pisałaś kiedyś, że zamierzasz pisać drugą część? ;>
O jejku! Takiego rozdziału się nie spodziewałam. Praktycznie od początku do końca rozmowa Evy z Nicholasem... nie sądziłam, że można z dialogu stworzyć tak ciekawy rozdział, a jak widać - da się;D
OdpowiedzUsuńHistoria ich życia i przygód jest mega ciekawa! Chłopaki naprawdę nie mieli szans by się nudzić. bez przerwy jakieś problemy, ucieczki, misje... Zero wytchnienia. No i ciągłe balansowanie na krawędzi. ak zwykle raziło mnie troszkę to beztroskie mówienie o morderstwach. Mam wrażenie, że oni już sobie nic z tego nie robią. Zabicie jednego człowieka czy czterech - co to za różnica. Chyba nawet przestali liczyć... No, ale pewnie w jakiś sposób przywykli do tego skoro praktycznie ciągle to robią i robili.
Bardzo ciekawie wymyśliłaś to, że w ciągu przemiany trzeba kogoś skrzywdzić by moce się obudziły. Podejrzewam, że Eva w pewnym momencie również rzuci się na bliską (bądź nie) osobę i ciekawi mnie kto to będzie... Jak na razie jej zdolności są mało znane i nie wiadomo do końca co będzie potrafiła zrobić, ale uważam, że może ich wszystkich przewyższyć;D Więc jak ją powstrzymają gdy dosięgnie ją chęć mordu? Mam dziwne wrażenie, że rzuci się na Cama. Nie wiem czemu;D Albo na Zaca... Ooo! :D
Pozdrawiam serdecznie!:* Rozdział jak zawsze mega!:)
O rany ile informacji! Uwielbiam Nicholasa tak samo jak Jamiego który użycza mu twarzy ;). Świetnie wykreowałaś tę postać w tym rozdziale, atmosfera też była niezwykła. No i długość - rewelacja! Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to do zapisywania dialogów. Już od jakiegoś czasu chciałam o tym wspomnieć. Powinny być pauzy, a nie myślniki i wszędzie przy nich spacje. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i jestem bardzo na tak jeśli chodzi o rozdział z punktu widzenia Nicholasa!
Tydzień minął, a ja ledwo wyrabiam.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak długo zajęło mi dotarcie tutaj.. ;)
Historia ekipy jest niewątpliwie pełna wydarzeń. Ca najlepsze, nawet jesli ich łapię, to oni i tak uciekną. ;D
Mieli ciekawe życie, ale ono się jeszcze nie skończyło. Zastanawia mnie jedno..Skoro Eva już teraz wykazuje duże zdolności, to co będzie, kiedy już wpadnie w tą furię? One się jeszcze zwiększą, czy po prostu dojdą nowe umiejętności i Eva będzie jakąś boginią wśród nich wszystkich ?
Przepraszam, ze tak krótko i niespójnie. Nie stać mnie dziś na więcej.. :)
Pozdrawiam! :*
Geniusz ze mnie. Zamiast wcisnąć opublikuj, dałam nowszy post xD
OdpowiedzUsuńNo nic, to jedziem z tym koksem jeszcze raz.
Historia chłopaków jest naprawdę ciekawa. W końcu mam pełen obraz na ich życie i sporo faktów się wyjaśniło. Choć to trochę smutne - to, co Nick powiedział do Evy o zabijaniu. Tak jakby to nie było nic takiego. Ja wiem, że przerabiali to wiele razy, ale to ciągle jest pozbawianie człowieka życia, a czasem mam wrażenie, że podchodzą do tego tak, jakby to było oglądanie telewizji.
Ciekawe, kiedy uaktywnią się moce Evy i kogo zaatakuje. Może to będzie jakaś wielka scena z jej tatusiem? ;)