Z perspektywy Camerona
-To nie działa! Ona albo nic nie wie, albo jest tak uparta że i tak
nic nie powie.-Warknął Cody wychodząc z sali przesłuchań, w
której zostawił siedzącą na krześle, zirytowaną Manę.
-Mówiłem już, że mogę ją jakoś zmusić, żeby nam
pomogła.-Mruknąłem właściwie do nikogo konkretnego. Chciało mi
się spać. Siedzieliśmy już pół dnia gapiąc się na kobietę
zza lustra weneckiego.
-Wiemy Cameron, ale nie można wszystkiego załatwiać na skróty za
pomocą twoich zdolności.-Powiedział Michael biorąc mnie za
ramię.-Chodźcie, trzeba się zastanowić nad jakimś rozwiązaniem.
Poszliśmy do kuchni gdzie Hana właśnie robiła nam kawę.
Szczerze to miałem ochotę zasnąć i spać trzy dni. Zobaczyłem
jak do kuchni wchodzi Lin z zabandażowaną ręką i widocznym
opatrunkiem pod koszulką.
-Żyjesz?-Spytałem widząc jego podkrążone oczy. Uśmiechnął się
słabo i usiadł przy stole, nalewając sobie wcześniej szklankę wody.
-Dopiero dzisiaj mnie wypuścili ze skrzydła szpitalnego. Czuję się
jakby walec po mnie przejechał.-Poskarżył się.-Jak sprawa?
-Mamy upartą paniusię, która za żadne skarby nie chce nic
powiedzieć.-Mruknął Xander wpatrując się tępo w kubek z kawą.
-I nie możesz jej zrobić tego swojego czary mary?-Japończyk
machnął zdrową ręką i pstryknął palcami.
-Dzieci! W życiu nie można zawsze iść na skróty. Poza tym
Cameron jest zmęczony a ona także jest pod wpływem tego środka
który blokuje jego czary mary...
-To nie jest czary mary!-Przerwałem Farellowi nie kryjąc urażenia.
Michael tylko popatrzył na mnie z uśmiechem, wyjmując ze swojej
szklanki torebeczkę z herbatą i wyrzucając ją do śmietnika.
-Dobrze już! Dobrze!-Powiedział unosząc jedną rękę w obronnym
geście.-Więc poza...Użyciem zdolności Camerona, macie jakiś
pomysł, jak można by do niej dotrzeć?
-A może użyjemy starych, sprawdzonych sposobów?-Zapytał cicho
Domein. Wszyscy popatrzyli na niego czekając na dalsze wyjaśnienia.
-Masz coś konkretnego na myśli?-Farell przechylił głowę i
popatrzył na czarnego.
-Mana to silną kobieta, która doskonale wie, że za dużo jej
zrobić nie możemy, bo nie mamy na nią nic poza tym, że spotykała
się z Jeanem w klubie co jest uwiecznione na tylko jednym zdjęciu,
niewiadomego pochodzenia. Ona nie boi się o to, że ją przymkniemy,
bo nawet nie mamy, za co. Ale jest ładna. Poza tym próżna i bardzo
pewna siebie, co można spostrzec od razu. A w jej zawodzie jakby nie
było uroda odgrywa ważną rolę...Ona się boi szpetoty.-Powiedział
wyjmując zza spodni połyskujący sztylet z jego inicjałami. Zaczął
obracać go lekko w ręku i uśmiechnął się jakby podziwiał
prawdziwe dzieło sztuki.-Więc może to powinniśmy zrobić?
-Chcesz ją oszpecić?-Cody wytrzeszczył oczy a ja mało co nie
wyplułem kawy którą chwilę wcześniej wziąłem do ust.-To
pogwałcenie praw człowieka! Tak nie można!
-Wyjątkowo się z nim zgadzam.-Przyznał Xander niechętnie.-To zły
pomysł.
-Jakby nie było przez parę lat pracowałem w agencji i wiem sporo,
na temat prawa. I wiem, że wykonywanie egzekucji na dzieciach oraz
torturowanie więźniów też jest wbrew temu prawu. Ale zdaje sobie
też sprawę, że w sytuacjach ekstremalnych, kiedy liczy się dobro
wielu osób, cel uświęca środki.-Popatrzył na mnie a potem na
Xandera. Starszy patrzył się na niego z dumą.-W tym przypadku
chodzi o dobro co najmniej kilkorga dzieci które są na łasce
niepoczytalnego mężczyzny, który zagraża nie tylko im, ale i
nam.-Skierował ostrze sztyletu w stronę brzucha Lina.-Możemy więc
chyba uznać to za sytuację ekstremalną, prawda?-Spytał tym samym
słodkim i cichym głosem co na początku. Było coś niepokojącego
w jego spojrzeniu. Ja sam nigdy nie byłem do końca pewny, czy
podoba mi się to jego alter ego, czy nie.
-Nie możesz zrobić z niej kaleki.-Oświadczył Farell, skupiony na
mieszaniu herbaty.-Wiesz o tym, prawda?
-Wiem, kiedy i do czego mogę się posunąć.-Oświadczył patrząc
prosto w oczy Michaela.
-Zgadzam się na to niechętnie i nie każ mi tego później
żałować.-Powiedział Farell grobowym tonem i widać było, że pie pochwala takiego rozwiązania sytuacji.
-Doskonale...-Mruknął młody jakby sam do siebie i wstał od stołu.
Szybko dopiłem kawę i razem z pozostałymi ruszyłem za nim.
Przyglądałem się jak wchodzi do sali przesłuchań a na twarzy
siedzącej w niej kobiety powoli pojawia się zdziwienie pomieszane z
irytacją.
-Dlaczego wczoraj widziałam faceta który wygląda prawie tak samo,
jak ty?-Spytała niby od niechcenia, ale było w tym trochę
ciekawości. Uważnie obserwowała jak czarny rozsiada się w krześle
naprzeciwko niej.
-Co wiesz o Jeanie Morenie?-Spytał otwierając ciemnozieloną teczkę
i całkowicie ignorując jej pytanie.
-Zadałam ci pytanie!-Niemal wrzasnęła. Domi otworzył szerzej oczy
i popatrzył na nią.
-Doprawdy, głuchy jeszcze nie jestem. Możesz mówić nieco
ciszej.-Odparł z sarkastycznym uśmiechem.-Ten facet to mój brat.
Czy taka odpowiedź cię zadowala?-Patrzył na nią i biła od niego niezwykła pewność siebie. Widać było, że jest w swoim żywiole, w co zresztą
nie wątpiłem.-Co wiesz o Jeanie Morenie?-Ponowił pytanie nadal nie
spuszczając z niej wzroku. Kobieta zaśmiała się szaleńczo i
opadła wygodniej na krzesło, odchylając głowę do góry i patrząc
w sufit.
-Po pierwsze, to nic nie wiem na jego temat. Póki mi płaci, reszta
mnie nie obchodzi. Po drugie, gówno wam pomogę, bo gówno na mnie
macie.-Syknęła jadowicie i tym razem to Domi zaśmiał się
serdecznie. Wstał i wziął jakiś świstek z teczki, oraz nie
pokazując go kobiecie usiadł na stole mając jej twarz niezwykle
blisko swojej.
-Po pierwsze, to nie radziłbym ci używać wobec mnie takiego tonu,
bo mogę zrobić się nieprzyjemny. A po drugie, to mylisz się
myśląc, że nic na ciebie nie mamy.-Pokazał jej kartkę, która do
tej pory trzymał poza jej polem widzenia.-To jest jedno, z wielu
zdjęć, które posiadamy. Są też nagrania i świadkowie, którzy
widzieli cię w towarzystwie Morena i Marshala. I śmiemy
podejrzewać, że możesz być ich wspólniczką, a ty milcząc
utwierdzasz nas w tym przekonaniu.-dokończył twardo, patrząc jej
prosto w oczy i uśmiechając się przy tym szyderczo.
Wszyscy obserwowaliśmy jak jej mina stopniowo się zmienia, kiedy
dochodziła do niej myśl, że naprawdę może mieć kłopoty i teraz
na twarzy Azjatki zostały tylko strzępy dawnej pewności siebie.
-Powtarzam po raz enty, mam mu tylko towarzyszyć w
klubach!-Krzyknęła wściekła, ale Domi nadal pozostawał
niewzruszony.
-Dobrze. Skoro nie wiedziałaś, że pracujesz dla przestępcy,
którego poszukujemy, to nie będziesz miała nic przeciwko, żeby
nam pomóc, prawda?-Spytał prostując się i przegarniając ręką
włosy.
-Jesteś popieprzony, jeśli myślisz, że po tym, jak wyciągnęliście
mnie z domu w środku nocy i przetrzymujecie tutaj w niegodnych
warunkach w czymkolwiek wam pomogę!-Wycedziła a na jej twarz powoli
wracała ta sama jadowitość, co wcześniej.
-Widzisz...Ja zazwyczaj jestem bardzo opanowany i trudno mnie
zdenerwować...-Zaczął wyjmując z kieszeni drugie kajdanki.
Przykuł jej ręce do oparcia krzesła i uśmiechnął się
sarkastycznie.-Jednak irytują mnie osoby, które nawet kiedy wiedzą,
że poniosły sromotną klęskę, próbują zgrywać ważne,
wiesz?-Mówił wyjmując sztylet. Patrzył, to na jego ostrze, to na
zdezorientowaną dziewczynę.-Więcej pokory. Chociaż
odrobinkę.-Poprosił przejeżdżając sztyletem po jej dekolcie,
jednak nie kalecząc jej.-To jak, pomożesz nam, Mana?
-Nie możesz zrobić mi krzywdy...-Pisnęła łamiącym się głosem.
Obserwowałem całe zajście z niepokojem, bo zawsze mnie
zadziwiało to, jakie Domi miał podejście do ludzi. Chyba
nie było osoby, która oparłaby się jego metodom. Oprócz mnie,
rzecz jasna. Ale ja sporo za to zapłaciłem. i ktoś taki jak Mana z pewnością nie dałby rady.
-Nie byłbym tego taki pewien...-Mruknął czarny otwierając jej
dłoń i kreśląc X na wewnętrznej jej części. Kobieta syknęła
głośno i chwilę potem z jej dłoni spadła pierwsza kropla krwi, a
potem następna.-Gdzie teraz...?-Szepnął Domi tak cicho, że ledwo
było go słychać w głośniku. Zaczął wędrować ostrzem w górę
po jej dłoni aż dotarł do przedramienia, gdzie nakreślił linię
długości kilkunastu centymetrów.
-Przestań!-Kobieta załkała, z przerażeniem patrząc na
skaleczenie z którego spływała stróżka krwi.-Błagam...-Szepnęła, kiedy sztylet wędrował dalej w
stronę jej twarzy.
-pomożesz nam, Mana?-Spytał ponownie, zatrzymując sztylet na jej
brodzie. Dziewczyna delikatnie pokiwała głową.
-Pomogę...-Szepnęła.-Pomogę wam, tylko nie rób mi krzywdy!
-Dobrze...-Mruknął najwyraźniej usatysfakcjonowany.-Ale jeśli
nawalisz, to będę się z tobą bawił dotąd, aż będę miał
pewność, że nikt nigdy na ciebie nie spojrzy, nie czując odrazy,
rozumiesz?-Spytał patrząc jej prosto w zapłakane oczy.
-Tak...-Pisnęła niemal niesłyszalnie, po czym kolejny raz zaniosła
się płaczem.
Domi wytarł sztylet o jej spodenki, po czym upewniwszy się, że
nie ma na nim już śladu krwi, schował go z powrotem do pokrowca.
Wstał ze stołu i wsunął zdjęcie z powrotem do teczki, po czym
wyszedł z sali przesłuchań i uśmiechnął się zwycięsko.
-Mógłbym to robić codziennie.-Westchnął najwyraźniej
niezmiernie z siebie zadowolony.
-Zdecydowanie wolę swoje sposoby załatwiania takich
spraw...-Mruknąłem nadal patrząc na kobietę za szybą.
-Przecież przepraszałem cię już za tamto...-Mruknął Domi
momentalnie poważniejąc.-Nadal się na mnie złościsz?
-Nie, Domi, nie złoszczę.-Odwróciłem się i stanąłem
naprzeciwko niego.-Wiesz przecież.-Przyciągnąłem go do siebie i zmierzwiłem czarną czuprynę,
kiedy wychodziliśmy z sali.
-Co teraz?-Spytał Cody idący z przodu. Chyba po tym, jak Michael z
nim pogadał, Franco nieco zluzował i już nie zachowuje się jak
pępek świata. Przynajmniej przez większość czasu.
-Umówmy ją z Jeanem w tym klubie.-Zaproponowałem.-I wyślijmy tam kogoś. Jak tylko nadarzy się okazja, zgarniemy Morena.-Wzruszyłem ramionami.-Co ty na to?-Spojrzałem na Xandera
który szedł na samym końcu, jakby nieobecny.-Słuchasz mnie?
-Co?-Podniósł głowę a wszyscy jak na komendę obrócili głowę w
jego stronę.
-Masz w tej chwili iść spać!-Zażądałem patrząc, jak siada na
kanapie w salonie i stara się nie zasnąć. Popatrzył na mnie jak
małe dziecko, które dostaje ochrzan od rodzica.
-Nie mogę teraz, czekam aż Mia prześle mi...
-Nie obchodzi mnie, na co czekasz!-Wyrwałem mu z reki telefon, który
właśnie wyjął z kieszeni.-Konfiskuję ci laptopa, telefon,
odtwarzacz z muzyką, słuchawki i wszystkie urządzenia
elektroniczne jakie tylko posiadasz. Do odwołania.-Warknąłem.
Starszy przeniósł wzrok na Domiego, ale ten tylko założył ręce
na piersi na znak, ze całkowicie mnie popiera.
-Nie będę mógł pracować bez laptopa...-Mruknął błagalnie w
stronę Farella.
-W takim stanie też nam nie pomożesz...-Michael podszedł i położył
mu dłonie na ramionach.-Wyśpij się porządnie. Chłopaki poradzą
sobie jakoś bez ciebie. Uśmiechnąłem się triumfalnie.
-Chodź!-Ponagliłem go, kiedy wstawał z ociąganiem z kanapy. Ruszył
wolno w kierunku pokoju, który tymczasowo zajmowaliśmy, drapiąc się
lewą dłonią po karku. Usiadł na łóżku i rozejrzał się po
pokoju, a ja wyjąłem z szafy czarną torbę podróżną.-Nie
żartowałem z tą elektroniką. Dawaj tu wszystko.
Patrzyłem jak wstaje i podchodzi do biurka, z którego zdejmuje
laptopa i odłącza ładowarkę od prądu, a potem delikatnie i z
widocznym bólem wkłada je do torby.
-Wiesz, że robisz mi tym krzywdę?-Powiedział patrząc najpierw na
dno torby, a potem na mnie.
-Wiem, że nie pomożesz nam, jeśli będziesz zasypiał na stojąco,
a teraz jesteś wyczerpany. No dalej, zapasowy laptop też. I
ładowarkę od telefonu, piórnik z płytami, wszystkie karty i
pendrive.-Zażądałem i patrzyłem, jak starszy krząta się po
pokoju, przynosząc to, o co go prosiłem.-Odtwarzacz i słuchawki.
Te duże też.-Popatrzył na mnie jakby chcąc coś dodać, ale
zagryzł wargę i wyjął z szafki nocnej czerwono czarne słuchawki
nauszne, które kupił w zeszłym tygodniu.-Kostkę Rubika i
podręcznik od matematyki, który trzymasz pod poduszką...
-Miały być tylko urządzenia elektroniczne...-Warknął mierząc
się ze mną wzrokiem.
-Obaj wiemy, że to będzie pierwszym, czym się zajmiesz jak tylko
stąd wyjdę.-Uśmiechnąłem się i kiwnąłem zachęcająco
głową.-Kalkulator też, jeśli masz. I twoje notatniki...
-Może chcesz też zegarek?-Spytał sarkastycznie wskazując na
biurko. Sięgnąłem po niego i wrzuciłem do reszty rzeczy. Warknął
coś pod nosem i przyniósł podręcznik z najtrudniejszymi zadaniami
matematycznymi i czerwony zeszyt, a potem trzy duże, grube notesy z
mnóstwem zakładek i dolepianych karteczek.-Jeśli to wpadnie w
niepowołane ręce...
-Nie musisz się o nic martwić-Mruknąłem wkładając je na sam
spód torby i wyłączając telefon, ze zdjęciem Rocky na tapecie.-A
teraz jeszcze papierosy.
-Co?-Odwrócił się gwałtownie i popatrzył z autentyczną
złością.-Nie dość ci? Nie oddam fajek...
-Owszem, oddasz.-Powiedziałem otwierając szafę i przeglądając
ubrania w poszukiwaniu papierosów.-Teraz mnie przeklinasz, ale to
dla twojego dobra. Im szybciej się odzwyczaisz, tym lepiej dla
ciebie.
-Och...I akurat teraz cię wzięło na wyciąganie mnie z moich
nałogów, tak?-Warknął z sarkazmem.-Teraz, kiedy mamy najwięcej
roboty?
-Nie!-Odciąłem się, odwracając w jego stronę.-Teraz, bo jest z
tobą coraz gorzej. Nie jesz, nie śpisz, na siłowni czy basenie
kiedy ostatnio byłeś? Albo choćby pobiegać? Palisz trzy paczki
dziennie, a co za tym idzie masz słabszą kondycję. Przebiegłbyś
sprintem dziesięć kilometrów? W życiu! Dobrze wiesz, że
zdolności nie załatwią za ciebie całej sprawy...
-Są w dolnej szufladzie...-Mruknął patrząc na mnie z rezygnacją.
Podszedłem do stojącej przy biurku komody i wyjąłem trzy kartony Cameli. Starszy obracał w dłoniach otwartą paczką z sześcioma
papierosami w środku. Wyciągnąłem rękę a on podał mi je i
przyglądał się jak zapinam prawie pełną torbę.
-Potrzebuję jeszcze klucza od pokoju...-Wskazał palcem na szafkę
nocną a ja podszedłem i wyciągnąłem z niej pojedynczy
kluczyk.-Nie masz zapasowego?
-Rocky ma, a przyjedzie dopiero jutro rano...-Mruknął pocierając
dłonie.
-Bardzo bym nie chciał, żeby te drzwi jakimś dziwnym sposobem się
otworzyły, dlatego Radża będzie cię pilnował. Wiesz, że on nie pozwoli ci wyjść, prawda?-Spytałem patrząc na kota, który leżał grzecznie przy drzwiach. Starszy pokiwał tylko głową ze
zrozumieniem.
Wziąłem torbę i ruszyłem do drzwi. Odprowadzał mnie wzrokiem,
jakbym wyrządzał mu najgorszą krzywdę i wiedziałem, że tak
właśnie robię. I nawet jeśli wyszedłem przez to na ostatniego
dupka to było warto, bo jemu taka przerwa była potrzebna.
-Wpadnij do mnie potem...-Usłyszałem, zanim przekręciłem klucz w zamku.
-Pilnuj wujka i nie pozwalaj mu wychodzić z pokoju, zrozumiano?-Spytałem głaszcząc Radżę po łbie. Usłyszałem w odpowiedzi głośne warknięcie i mogłem mieć tylko nadzieję, że to oznacza zgodę.
Wszedłem do pokoju Amira i Kasandry który znajdował się na
przeciwko naszego i zostawiłem torbę w szafce w łazience pilnując,
żeby Xander nie mógł dostać się do mojego umysłu.
-Gdzie wszyscy?-Spytałem jakąś brunetkę jedząca samotnie w
kuchni.
-Twój brat i reszta poszli do konferencyjnej.-Odparła zakrywając
usta dłonią.-Ale do tej mniejszej.
Kiwnąłem głową i od razu tam poszedłem. Na miejscu byłem
ostatni, więc kiedy otworzyłem drzwi, wzrok wszystkich
automatycznie powędrował na mnie.
-Gdzie Xander?-Padło od razu pytanie ze strony Roberta, którego nie
wiedzieć czemu postanowili włączyć do sprawy. Nelson oczywiście nie miał
nic przeciwko.
-Też się cieszę, że cię widzę.-Uśmiechnąłem się i zająłem
miejsce obok Domeina.-Xander ma szlaban i przez najbliższe dni nie
będzie za bardzo udzielał się w sprawie.-Zakomunikowałem
wyniośle, a co najmniej połowa zebranych popatrzyła na mnie jak na
kompletnego idiotę.
-Ale on prowadzi tą sprawę...-Zaczęła Mia marszcząc brwi
-Mój brat został przeze mnie ubezwłasnowolniony i żadne
wiadomości, telefony, czy co tam innego do niego nie
dociera.-Powiedziałem spod przymkniętych powiek.-Kto się chce z
nim skontaktować, musi to uzgodnić ze mną. A i Domi, nie
dopuszczaj go do siebie.-Pstryknąłem w stronę młodego.
-Aha, świetnie, czyli kto poprowadzi sprawę?-Wtrącił Cody nie
kryjąc złości. Wywróciłem oczami i popatrzyłem po zebranych...
-Wypadnie na mnie, no nie?-Mruknąłem, właściwie nie kierując
swoich słów do nikogo konkretnego.
-Ty masz tym pokierować?-Prychnął Franco.-On nic na ten temat nie
wie!-Zwrócił się do Michaela, który do tej pory przysłuchiwał
się nam z dziwnym uśmiechem.
-Wiem tyle samo, co i pozostała dwójka.-Wskazałem palcem na
czarnego.-Tyle tylko, że Domi woli trzymać się w cieniu, a ja
jestem zbyt leniwy, żeby zająć się tym sam. Ale jeśli trzeba,
poświęcę się...Znajcie moje dobre serce. Poza tym To Xander
urodził się pierwszy, niech to więc na niego spada cała
odpowiedzialność jak coś się spieprzy...
-Okej, bo nie ma czasu. Co robimy z tą całą Meną...
-Maną.-poprawił Mię Cody.
-Tak. Co robimy z Maną?
-Plan jest prosty. Umówimy ją z Jeanem w tym klubie, a na miejsce
wyślemy Codyego, Amira i Kasandrę.-Wskazałem całą trójkę po
kolei palcem.-Sam bym pojechał, ale ktoś się starszym zająć
musi. Jak dobrze pójdzie to zgarniemy Morena a od niego do Zacka już
niedaleko.
-Rozmawiałem już z Chrisem i powiedział, że dadzą radę do jutra
zrobić te małe fiolki z kwasem żrącym.-Domi oparł się o stół
i zaczął rozmasowywać ręce.-No wiecie, przecież obiecałem Manie, że jeśli nie pomoże, to jej uroda na tym ucierpi.
Przypniemy jej te fiolki, które otworzymy automatycznie, jeśli
dziewczyna spróbuje uciec. Wyżrą jej trochę skóry, nic
wielkiego.-Dodał, kiedy zorientował się, że nikt nie wie, o czym
mówi. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia i już miałem coś
dodać, kiedy do sali wbiegła Hana, wyciągając telefon w moja
stronę.
-Cam?-Spytała a w jej głosie słychać było narastającą
ekscytację.-Nicholas dzwonił...Eva czyta w myślach...
jak się podoba rozdział? Więc, głównym moim celem było tutaj pokazanie, że Domein nie jest aż taki święty, jakby się wydawało. Miałam na początku te scenę zrobić ostrzejszą, ale chyba i ta może być :)
A no i pod poprzednim rozdziałem padło pytanie, czy planuję drugą część. No cóż...mam sporo pomysłów na nowe opowiadania, ale nie wiem, czy udałby mi się zrezygnować z tego. mam pomysł na drugą część, ale nie wiem, czy opłaca się pisać coś dla czterech czy pięciu czytelników. jeśli będę widziała, że tak jak teraz praktycznie nikt tego nie czyta, to chyba sobie daruję :)
tak czy owak następny rozdział 28 listopada.
Pozdrawiam :*
Wowowow...ciekawe co będzie dalej. Szkoda że następny rozdział będzie 28 ;( no ale cóż jakoś trzeba wytrzymać hah. Szczerze to brakuje mi Evy i akcji. Mam nadzieje że w następnym rozdziale to się zmieni ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Joanna
Domi... Mój kochany Domi taki brutalny? Łooo ;d
OdpowiedzUsuńFajnie *.* nie spodziewałam się tego po nim! Ale cóż cel uświęca środki!
Mam złe przeczucia co do tej wyprawy o klubu! Coś się tam stanie, jestem pewna!
Nieźle dowaliłaś.. Eva czytająca w myślach, ciekawe co to będzie się działo!
Cudowny rozdział! ;*
wcześnie nie komentowałam Twojego opowiadania bo nie czułam takie potrzeby ale dziś to zrobię... ;) Twoje opowiadanie jest zajebiste ;) bardzo często wchodzę i patrzę czy jest nowa cześć. jest na prawdę bardzo ciekawe, jeśli będzie kolejna cześć będę czytać jak i nowe opowiadanie. masz na pewno wiele czytelniczek tylko pewnie nie komentują. patrz na wyświetlenia ;DD pozdrawiam i czekam na kolejną cześć. Klaudia.
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest rewelacyjne. Domi jest boski <3 Bardzo polubiłam Mia'ę. Jest urocza na swój sposób. Nie potrafię się doczekać następnego rozdziału. Wpadnę tu 28 i mam nadzieję, że się nie rozczaruję.
OdpowiedzUsuńWeny :*
http://tommorow-is-beautifull-dream.blogspot.com/
Pamiętaj, że przede wszystkim piszesz dla siebie;) Ma Ci to sprawiać frajdę i przyjemność, a o czytelników niestety zabiegać trzeba ciągle, bo blogspot to nieustanna rotacja autorów. Ja z chęcią przeczytałabym kolejną częśc, choć nie ukrywam, że jestem ciekawa jakie inne pomysły urodziły się w Twojej głowie;)
OdpowiedzUsuńRozdział rzeczywiście był potrzebny, bo zmienił moje podejście do osoby Domeina. Wcześniej nie odbierałam go chyba tak jak powinnam. Wydawał mi się najbardziej wrażliwy z całej trójki, różny od nich i może mniej odważny, męski. A tu się okazuje, że to tylko pozory, bo tak naprawdę jest niezłym kawałem drania. Zdecydowanie pasuje do braciszków^^ Byłam przekonana, że naprawdę byłby w stanie oszpecić tą kobietę i to mnie przeraża. Myślałam, że choć on ma w sobie kawałeczek człowieczeństwa i nie posunąłby się do czegoś takiego. Jak to dobrze, że pękła!
Intrygująca jest też końcówka. Podejrzewam, że kolejny rozdział będzie z perspektywyEvy:D Ciekawa jestem w jaki sposób i w jakich okolicznościach dowiedziała się o swoich zdolnościach. Zdecydowanie wspaniały rozdział:)
Pozdrawiam! ;*
Boskie ;3 wiecej, i zrob druga czesc :)
OdpowiedzUsuńPisz drugą część!!!! Opowiadanie jest genialne! :) masz na prawdę ogromny talent... Nic tylko zazdrościć :) Eva i jej zdolności mnie coraz bardziej zaskakują ;) Nie mogę się doczekać kolejnej części :)
OdpowiedzUsuńNo, Domi poszalał!
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się po nim takich metod, no ale w końcu każdy ma swoje dwa oblicza. Poza tym jakoś musieli zmusić manę do współpracy, a inne sposoby nie działały. To była ostateczność.
Cam dobrze zrobił, że wysłał Xandera na przymusowy odpoczynek. Chłopak się wykończy jeśli dalej będzie się tak przepracowywał. Poza tym palenie.. Z tym też Cam ma rację. Wszyscy muszą być w dobrej formie na wszelki wypadek, a fajki tego wcale nie ułatwiają.
Eva czyta w myślach?! WOOO!
No to jest umiejętność, która na pewno będzie przydatna, choć pewnie też i trochę uciążliwa. Ciekawe co jeszcze Eva ma w zapasie ;D
Pozdrawiam! :*
Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie miłam za bardzo czasu by wejść w ogóle na blogspota ;(
OdpowiedzUsuńNo nie! Domi jest taki brutalny? Och, a ja już myślałam, że chociaż on jako jedyny jest delikatniejszy i brzydzi się tego rodzaju poczynań. Muszę przyznać, że troch się zawiodłam na tym bohaterze, który wcześniej wydawał się nieskalany. Ale jak widać w każdym siedzi ta mroczniejsza strona. Koniec konców, udało im sie to co planowali.
Eva czyta w myślach?! TAAAAAAK! Genialne! <3 Jestem ciekawa jak się to wszystko u niej potoczyło i czy będzie miała jeszcze jakieś zdolności. To już rozumiem, czemu tak szybko następny rozdział dodałaś! :* Wspaniale, wpadnę jutro, i przeczytam :*
Pozdrawiam serdecznie kochana <3
Coś ty mi zrobiła z Domim?! On miał być tym łagodnym! Ach, naprawdę mi się podobało, że tak się wyróżniał na tle braci, ale w tym rozdziale naprawdę mnie zaskoczył. Nie sądziłam, że jest zdolny do czegoś takiego.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Cami zaopiekował się Xanderem, bo tamten trochę przesadzał, ale szczerze mówiąc trochę wątpię w jego zdolności przywódcze. Jest zbyt narwany ^^
Wow, Eva czyta w myślach. Cóż, osobiście nie chciałabym takiej mocy, ale może okazać się przydatna. Ciekawe w jakiej sytuacji to się uaktywniło.
Wszystko sobie zaplanowałam, żeby skończyć na tym rozdziale - posługiwałam się spisem, a tu jeszcze przede mną. Z jednej strony to dobrze, a z drugiej muszę to odłożyć na jutro ;)
A, i jeśli się nie obrazisz, to kolejne skomentuję już zbiorowo.
Sparks ;*
Kiedy następny rozdział
OdpowiedzUsuń