sobota, 20 grudnia 2014

Małe ta­jem­ni­ce rodzą wiel­kie kłamstwa...

Z perspektywy Camerona
Stałem za szybą obserwując, jak lekarz sprawdza coś na aparaturze do której podłączono Trevora. Pół godziny wcześniej przywieźli go z sali operacyjnej, po ponad trzygodzinnym zabiegu. Jego rany, w przeciwieństwie do Mii, którą kula drasnęła o brzuch, były poważniejsze. Chociaż tak w sumie, to czemu się dziwić? Z jednej strony podziwiałem go za to, że odważył się na ten manewr wiedząc, jak cholernie jest niebezpieczny a z drugiej miałem ochotę iść i wytargać go za uszy jak małego dzieciaka. Owszem, wykonywaliśmy go wcześniej parę razy, ale po wypadku Xandera został nieodwołalnie zabroniony właśnie ze względu na to, jak bardzo jest niebezpieczny. Ale najwyraźniej dla niektórych mówić dziesięć razy to za mało.
-Pieprzony dureń...-Warknąłem pod nosem wiedząc, że chłopak i tak mnie nie usłyszy. Z sali wyszedł postawny lekarz, który wcześniej go operował i stanął za mną, przyglądając się Trevorovi z uśmiechem.
-Może i dureń, ale wyjątkowo szczęśliwy.-Mruknął niskim głosem, sprawdzając coś w swoich notatkach.
-Wyliże się?-Spytałem spoglądając na doktora kątem oka. Starszy by mnie zamordował gdyby się o tym dowiedział. Miałem w końcu wszystkiego pilnować. Chociaż w sumie...Jemu zdarzały się gorsze potknięcia.
-Powinien.-Mruknął w zamyśleniu mężczyzna.-Miał trzy złamane żebra, uszkodzone prawe płuco  i poważne złamanie obojczyka. Do tego drobne poparzenia na plecach i niegroźny uraz żołądka. Ludzie po takich wypadkach wracają prosto do kostnicy.-Powiedział w chwili, kiedy na korytarz wbiegła Layla, o mało nie potrącając przy tym kobiety niosącej tacę z lekami do sali obok.
-Gdzie on jest...O Boże!-Stanęła jak wryta, kiedy zobaczyła łóżko za szybą. Podeszła do szkła i otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale się rozmyśliła.
-Layla...-Szepnąłem powoli się do niej zbliżając, ale dziewczyna odepchnęła mnie i popatrzyła ze łzami w oczach.
-Dlaczego do tego dopuściłeś?-Spytała przez zaciśnięte zęby. Wywróciłem oczami i założyłem ręce na piersi.-Do jasnej cholery, dlaczego?!-Krzyknęła, a jej głos rozniósł się echem po pustym korytarzu.
-Nikt go do tego nie zmuszał.-Starałem się brzmieć pewnie, ale prawdę mówiąc sam martwiłem się o chłopaka.-Sam to zrobił wiedząc, jakie to niebezpieczne, ale nic mu nie będzie.-Zapewniłem. Moje  siostry chwilami są nie do zniesienia. Kto ma młodsze rodzeństwo, ten zrozumie.
Dziewczyna popatrzyła ponownie w stronę Trevora i zaczęła ocierać łzy z policzków. Objąłem ją pozwalając, żeby płakała a jej tusz do rzęs brudził mi nową koszulkę, ale od czego są bracia, no nie? Podniosłem głowę kiedy zobaczyłem Chrisa wyłaniającego się zza drzwi.
-Przyniosłem kawę i pączki!-Zakomunikował wesoło. Oboje z małą popatrzyliśmy na niego jak na kompletnego idiotę.-No, w końcu mamy tu czekać, aż ten twój Romeo się obudzi, no nie?-Spytał, wręczając dziewczynie kubki z kawą i przysuwając z drugiego końca korytarza dwa krzesła.-A ty już możesz iść.-Machnął ręką w moją stronę.-Jakby co, to ja będę pocieszał. Albo reanimował. Albo dobijał. Coś będę robił.-Zapewnił wesoło. Wywróciłem oczami. Jakoś wcale nie marzyło mi się zostawić Layli samej w towarzystwie Chrisa, ale za bardzo nie miałem wyjścia.
Właściwie to nie wiedziałem do końca, co teraz robić. Czy iść i wszystko opowiedzieć starszemu, bo bez wątpienia powinien o tym wiedzieć, czy raczej od razu iść do tego całego Morena. Nicholas był pewien, że ktoś taki jak Jean nie mógłby być wspólnikiem Marshala. Koniec końcem wybrałem się do biura Luisa bo głównie on był odpowiedzialny za więźniów transportowanych do i z agencji oraz tych przebywających w areszcie. Zastałem chłopaka z telefonem przy uchu, zapisującego coś na kartce wiszącej nad biurkiem. Czyli robota, która czekałaby mnie, gdybym został w agencji. Ślęczenie całymi dniami w papierach i pilnowanie, żeby taki Amir siedział cicho w swojej celi w Los Angeles. Jeszcze czego. Usiadłem naprzeciwko biurka czekając, aż chłopak skończy rozmowę o jakimś przeniesieniu, czy coś. Z ciekawości sięgnąłem po pierwszą teczkę z jego biurka i z radością odkryłem, że dotyczy ona nikogo innego jak Oustina Dolana, którego skazano na dożywocie za podwójne morderstwo, zdradę agencji i ujawnianie tajnych informacji. Agencja bardzo nie lubi jak się ją zdradza. Wiem z doświadczenia. Szybko przejrzałem pierwszą stronę i odwróciłem na drugą, gdzie widniał podpis Michaela Farella oraz decyzja, że Oustin wyrok odsiedzi w Los Angeles. W sumie można było się tego spodziewać. To najbliższe więzienie należące do agencji i zwykle tam usadzają tych, którzy mogą się jeszcze kiedyś na coś przydać. Pewnie po skończeniu szopki z Marshalem nie będę miał co marzyć o powrocie tam. Odłożyłem teczkę i spojrzałem na Luisa, który właśnie skończył swoją rozmowę i wyglądał na trochę przybitego.
-Potrzebuję Morena w sali przesłuchań za godzinę.-Zakomunikowałem poprawiając kaptur bluzy.
-Cody już go przesłuchiwał. Mamy całą dokumentację.-Wstał i wyciągnął z szafki brązową teczkę, po czym rzucił ją na biurko.-Nieskazitelne papiery. Dwadzieścia dwa lata, student medycyny. Uczył się w prywatnych szkołach, zawsze ze świetnymi wynikami. Jedynak, a jego rodzice byli prawnikami. Matka zmarła trzy lata temu i od tamtego czasu nie utrzymuje kontaktów z ojcem. Przeprowadził się do mieszkania, które kobieta zostawiła mu w spadku razem ze sporą ilością gotówki.-Wyrecytował rozsiadając się w czarnym, skórzanym fotelu z filiżanką kawy w dłoni.-Kawy?
-Nie chcę, piłem już.-Westchnąłem bawiąc się kolczykiem w wardze.-Skąd macie te informacje?
-Sam nam to wszystko wyśpiewał!-Chłopak uśmiechnął się triumfalnie.-Cody tylko zadawał pytania, a Suzzy nie nadążała notować. Poza tym wszystko jest na nagraniach. Ten chłopak się boi i to widać już na pierwszy rzut oka. Sam się przekonasz, jak z nim pogadasz. Poza tym zachowuje się, jakby nie miał nic do ukrycia. Nie bądź dla niego zbyt ostry.-Poprosił. Popatrzyłem na niego, starając się przybrać minę niewinnego dziecka.
-Ja miałbym być za ostry? Za kogo ty mnie uważasz? Każdy wie, że jestem uosobieniem spokoju i dobroci!-Zacząłem teatralnie owijać sobie jeden warkoczyk wokół palca. Wziąłem teczkę i bez pożegnania wyszedłem z ciasnego biura.
Po drodze zaszedłem do kuchni żeby coś przekąsić a przy okazji wziąłem herbatę i talerz kanapek z rzodkiewką i twarożkiem, czyli ulubione śniadanie Xandera. W końcu był na mnie obrażony, trzeba go było jakoś do siebie przekonać. Radża spał sobie grzecznie pod drzwiami jego pokoju i dopiero, kiedy trochę za głośno zamknąłem za sobą drzwi, podniósł swój wielki łeb i zaczął uderzać ogonem o ziemię. Evy nie widziałem przez całą noc i poranek i szczerze mówiąc nie orientowałem się, gdzie akurat jest. Napisała mi tylko wiadomość: Uczę się korzystać z nowych zabawek. Wolę nie wiedzieć, co to oznacza.
Ostrożnie zapukałem do drzwi, ale oczywiście nikt nie raczył odpowiedzieć, więc przekręciłem klucz w zamku i wszedłem do środka. Starszy siedział po turecku na podłodze, wyglądając przez drzwi balkonowe. Postawiłem tacę z jedzeniem na biurku a on zachowywał się jakby nadal mnie z nim nie było.
-Na co patrzysz?-Spytałem udając, że w ogóle nie rusza mnie jego obojętność. Przez dłuższą chwilę się nie odzywał, więc podszedłem bliżej i zacząłem mierzwić mu włosy.
-Wyjdź. Stąd.-Warknął przez zaciśnięte zęby. No racja. Takiej reakcji można się było spodziewać.
-Nie odezwałeś się więc uznałem, że mogę wejść.-Powiedziałem wzruszając ramionami. Odwrócił powoli głowę w moją stronę i przechyliwszy ją na bok, przyglądał mi się uważnie.
-Po co mam ci na to pozwalać, skoro i tak wchodzisz i wychodzisz, kiedy ci się to tylko podoba?-Zapytał, wyglądając przy tym jak małe dziecko, które pyta dorosłego o coś na pozór oczywistego.
Usiadłem obok niego i zacząłem gapić się tępo w jeden punkt przed sobą. Wiedziałem, jak bardzo go krzywdzę. Sam fakt, że zabrałem papierosy osobie która normalnie pali trzy paczki dziennie, to już problem.
-Próbuję ci jakoś pomóc.-Szepnąłem zmuszając się do tego, żeby popatrzyć w jego przekrwione oczy. Miał niezwykle bladą cerę i wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć. Do tego włosy w okropnym nieładzie i ten smutek wymalowany w oczach patrzących na mnie w ten dziecinny sposób. Nigdy nie mogłem tego znieść. Wszyscy widzieli w nim potwora, zabijającego z zimną krwią. Bezuczuciową bestię. A on był po prostu zagubiony. I fakt, to dzięki niemu po śmierci Cornelii jakoś się pozbierałem, ale zazwyczaj to nie on opiekował się mną i Domim, a my nim. Miewał lepsze dni, kiedy potrafił usiąść i pograć z nami w karty, gadając o głupotach, ale to rzadkość. A ostatnie wydarzenia pewnie jeszcze bardziej go przytłoczyły.
-Myślałem o tym.-Powiedział w końcu tak cicho, że mimo wyostrzonego słuchu i tak ledwo go usłyszałem.-Ja tak nie potrafię, Cami. Nie chcę.-Zwrócił się do mnie. Przez pierwszą chwilę nie bardzo wiedziałem o co mu chodzi.-Ci ludzie mi zaufali. A ja nie rozumiem, jak można zaufać komuś, kto zabił ci przyjaciół lub najbliższą rodzinę? To tak, jakbyś ty sprzymierzył się z Zackiem! To niemożliwe!-Krzyknął przeczesując włosy w niemal szaleńczy sposób.-To nielogiczne! Ja nie mogę...Nie potrafię zrozumieć! A co, jeśli znowu nawalę? Jeśli nie zapewnię im należytej ochrony i znowu będą przeze mnie cierpieć? I znowu ich zawiodę? Michaela, Mię, nawet Codyego! Ja nie chcę zrobić im krzywdy...-Szepnął z przeszklonymi od łez oczami. Uśmiechnąłem się lekko, bo cóż miałem innego zrobić? Mój kochany braciszek, który zawsze wszystkim się tak cholernie przejmuje.
-Może oni w ciebie wierzą...-Podsunąłem mu do ucha.-Może dają ci szansę to naprawić? Obaj wiemy, od którego z naszej dwójki to wszystko się zaczęło...-Szepnąłem. W sumie nasza przeszłość teraz już nie robiła większej różnicy, ale nigdy mu nie zapomnę tego, co wtedy zrobił.
-Nie mów tak!-Przerwał mi mierząc mnie surowym wzrokiem.-To ja jestem najstarszy i powinienem brać za was odpowiedzialność. A wtedy was nie dopilnowałem...To moja wina.
-To nie ty pobiłeś tamtego chłopaka, tylko ja.-Wskazałem na siebie jakbym chciał mu to wszystko przypomnieć chociaż prawda była taka, że dla nas obydwóch to nie był łatwy temat.-To nie ty powinieneś wtedy oberwać od matki i wyjechać z tatą, tylko ja! I to nie ty powinieneś przechodzić przemianę w poprawczaku, tylko ja!-Krzyknąłem, tracąc na chwilę panowanie nad sobą.-Jeśli ktoś tu jest niegodny zaufania, to tą osobą jestem ja i moje mroczne alter ego, przez które gdyby nie wy, to dawno już byłbym trupem!-Dokończyłem starając się jako tako nad sobą panować. Nie lubiłem unosić się przy bliźniakach.
-Ty nie jesteś zły, Cami...
-A może ty jesteś?-Przerwałem mu śmiejąc się głośno.-Ty, który wzruszasz się na Mustangu z dzikiej Doliny i Królu lwie? Ty, który zawsze chciałeś nazwać swoją córkę Mikeyla tylko dlatego, że od tego jest skrót Miki a ty uwielbiasz myszkę Miki? Ty, który widząc, że ktoś wyrzucił na chodnik dwa kilkudniowe szczeniaki wziąłeś je do domu i karmiłeś butelką co trzy godziny, nawet w nocy?-Wyrzucałem z siebie patrząc jak starszy bawi się kosmykiem włosów, z rumieńcami na twarzy.-Gdybym mógł to uwierz, że zamieniłbym się z tobą, bo w całym tym towarzystwie to ja jestem aroganckim chujem zasługującym na to, co najgorsze, nie ty.-Wskazałem w jego stronę.
Zamknijcie w końcu mordy! Usłyszałem w głowie rozdrażniony głos Domeina i obaj ze starszym obejrzeliśmy się za siebie. W drzwiach stał Michael Farrel przypatrujący się nam z wytrzeszczonymi ze zdziwienia oczami. Momentalnie poczułem jak robi mi się słabo. Zupełnie, jakby grunt osuwał mi się spod stóp. Obok niego pojawił się Domi z wściekłością wymalowaną w oczach.
-Zapomniałeś zamknąć drzwi do pokoju...-Warknął, zaciskając pięści.
Farell wyglądał jakby zupełnie nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Ja zresztą czułem się podobnie. Ciekaw tylko byłem, jak długo przysłuchiwał się naszej rozmowie. Spuściłem wzrok, po czym sięgnąłem po brązową teczkę z informacjami o Morenie i minąłem Michaela w drzwiach mając nadzieję, że nikt więcej nie słyszał naszej rozmowy, ale oczywiście to było by zbyt piękne. Cody, Mia, Luis i Tristan stali w drzwiach i gapili się na mnie, jakby oczekiwali jakichś wyjaśnień.
-Moren czeka w sali przesłuchań...-Wydukał Luis wyglądając przy tym jak wystraszona szara myszka. Rzuciłem mu chłodne spojrzenie a chłopak skulił się jeszcze bardziej.
Wparowałem do małego pomieszczenia skąd można było obserwować przebieg przesłuchania i zamknąłem drzwi na klucz. Byłem wkurwiony. Już nie zdenerwowany, ale naprawdę wkurwiony i czułem, że jeśli w takim stanie wszedłbym do sali przesłuchań to zamordowałbym Morena za jedno złe słowo, a wtedy pozbylibyśmy się jedynego punktu zaczepienia. Osunąłem się na ziemię, uderzając się w twarz papierową teczką. Ani Michael, ani nikt inny nie powinien słyszeć tej rozmowy. Ale prawda była taka, że w całej naszej trójce to ja, a właściwie moje alter ego stanowiło problem. Domeina trudno zdenerwować, natomiast Xander zbyt dobrze nad sobą panuje i nawet jeśli rzeczywiście coś jest nie tak, to potrafi się jakoś zachować. To ja od zawsze miałem niewyparzony język i pakowałem się przez to w kłopoty. To ja byłem w stanie zabić faceta tylko dlatego, że zwrócił mi uwagę, że podrywam jego laskę. Podobała mi się. I tak się z nią przespałem. Fakt, nasłuchałem się potem od braci trochę na temat samokontroli, ale to nic nie dało. A jeśli tamten drugi ja też się wkurwił, to były poważniejsze problemy.
Zdjąłem bluzę i przewiesiłem ją przez stojące w kącie krzesło, bo nagle zrobiło mi się cholernie duszno. Popatrzyłem na chłopaka za szybą. Luis miał rację. On w żadnym wypadku nie przypominał złego bandyty. W czarnej koszuli i białych spodniach od garnituru, oraz ze zmierzwionymi, czarnymi włosami bardziej pasował na nastolatka wyciągniętego właśnie z balu maturalnego. Przypominał mi kogoś...Jakby mnie? Przed oczami momentalnie pojawiło mi się wspomnienie przedstawiające moją rozmowę z Domim pierwszy raz, kiedy mnie aresztowali. Fakt, cholernie się wtedy denerwowałem a najgorsze było to, że własny brat chciał mnie wsadzić za kratki. Naprawdę chyba jedna z najczarniejszych wizji.
Ogarnąłem się i wszedłem do sali w której stał tylko mały stół i dwa krzesła, w czym jedno zajęte przez wystraszonego Jeana. Wystarczyło jedno spojrzenie w jego oczy. Nawet się nie pilnował, a to znaczy, że nie mógł wiedzieć o moich zdolnościach. Inaczej zapewne unikałby mojego wzroku. Najbardziej zdziwił mnie fakt, że on był zupełnie czysty. Żadnych tajemnic. On się po prostu bał bo nie wiedział, o co w tym wszystkim chodzi. Ale niewątpliwie miał coś wspólnego z Marshalem. Inaczej Loki nie wskazałby go. Kto jak kto, ale loczek zawsze ma sprawdzone informacje.
Rzuciłem teczkę na stół i otworzyłem ją na pierwszej stronie.
-Tamten facet już mnie...
-Cameron.-Powiedziałem krótko, wyciągając rękę w jego stronę, którą uściskał po chwili wahania.-A ty jesteś Jean, tak?-Spytałem głupio, jakby to nie było oczywiste. Brunet odpowiedział skinieniem głowy.
-Co ja tu robię?-Spytał rozglądając się po sali.-Oskarżacie mnie o coś?
-A jest o co?-Odpowiedziałem pytaniem na pytanie, rozsiadając się wygodniej w plastikowym krzesełku.
-Hazard jest dozwolony w Vegas...-Mruknął patrząc na mnie.-Nie zrobiłem nic złego.
-A skąd znasz Zacka Marshala?-Zainteresowałem się, przyglądając się jego reakcji. Zmarszczył brwi jakby się zastanawiał, po co mi te informacje.
-Czego od niego chcecie?
-Powiem ci, jeśli będziesz starał się nam pomóc.-Mruknąłem. Zaczynałem się powoli nudzić. Myślałem, że okaże się jednak bandytą i będę mógł skopać mu tyłek, a tu nic.-To jak?-Spytałem. Przez chwilę wyglądał jakby kłócił się sam ze sobą, ale w końcu nabrał powietrza i cicho wydusił z siebie:
-Zack to mój chłopak. Powiedz, że nie ma kłopotów.-Wyszeptał patrząc na mnie niepewnie. Parsknąłem śmiechem. Zdawałem sobie sprawę, że to było nie na miejscu, ale nie mogłem się powstrzymać. Śmiałem się tak głośno, że zaczęły boleć mnie policzki a w oczach stanęły łzy. Niedorzeczność. W życiu bym nie pomyślał, że Zack może być bi albo homo.-Rzeczywiście, bardzo śmieszne. Odpowiesz na moje pytanie?-Popatrzyłem na zirytowanego Jeana, który założył nogę na nogę i przyglądał mi się z wyczekiwaniem.
-Przepraszam...-Wydusiłem z siebie, starając się przywrócić do porządku.-Chodzi o to, że...Nie myślałem, że Zack jest gejem, to mnie trochę...Zaskoczyło.-Mówiłem wycierając łzy z oczu i starając się powstrzymać uśmiech.
-Jest biseksualny, jeśli musisz wiedzieć. I spotykamy się od dziesięciu miesięcy.-Zakomunikował z kwaśną miną.
-I jesteś z nim wiedząc, kim on jest?-Spytałem bo Jean zachowywał się, jakby mówił o czymś naturalnym. No wiecie, jego hobby to torturowanie dzieci. Czymś się trzeba zająć, no nie?
-Jak to?-Zmarszczył brwi patrząc na mnie jak na debila.-Jest inwestorem. I odziedziczył spadek po stryju, który był jego jedyną rodziną. Co w tym złego?-Spytał. Wytrzeszczyłem oczy i teraz dopiero musiałem wyglądać, jak kompletny dureń.
-I powiedz mi jeszcze, że zabrał cie do swojego domu i przedstawił gromadce swoich kochanych dzieci, co?-Wrzasnąłem. Dobra, wyprowadził mnie z równowagi. Albo Jean jest tak dobrym aktorem, ze nawet ja się na nim nie poznałem, albo jest niezwykle naiwny. Nie wiem, co gorsze.
-Ma siedmioro, adoptowanych. I tak, zabrał mnie do domu i przedstawił im.-Powiedział pewnie. Naprawdę, ten gość był chyba jeszcze głupszy, niż mi się zdawało.
-On je porwał i przetrzymuje tam wbrew ich woli!-Krzyknąłem podrywając się z miejsca.-Nie wiem, co ci nagadał, ale Marshal to nic nie warty sukinsyn, którego zabiję, jeśli dorwę w swoje łapska!-Wydarłem się. Miałem wrażenie, że cała agencja to słyszy, ale nie bardzo mnie to obchodziło. Jak on mógł wygadywać takie bzdury?
-Chyba sobie kpisz!-Jean zmrużył oczy najwyraźniej nie wierząc mi ani trochę.-To wy zabiliście moich ochroniarzy, potem przywieźliście mnie tutaj i nawet nie chcecie powiedzieć, o co wam chodzi! To mi należą się jakieś wyjaśnienia!-Uniósł się. Przez chwile w ogóle nie przypominał tego wystraszonego chłopca, którym wydawał się na początku.
-To ja ci teraz co nieco wyjaśnię.-Syknąłem powstrzymując się przed wybuchem.-Znajdujemy się w tajnej agencji która ma za zadanie pozbywać się tych najbardziej niebezpiecznych przestępców. Twój kochaś to największy skurwiel jakiego znam! Większy nawet ode mnie, a to nie świadczy o nim dobrze. On wykorzystuje te dzieci. Ma między innymi moją córkę i jeśli nie pomożesz nam w jakiś magiczny sposób go schwytać, to własnoręcznie poderżnę ci gardło.-Zagroziłem. Moren wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć i przez chwilę myślałem, że rzeczywiście to zrobi.
-Nie wierzę...-Wydusił w końcu. Wstałem i wyszedłem z pomieszczenia po kartotekę Marshala, która leżała na biurku w pomieszczeniu obok. Wróciłem i wyjąłem z niej zdjęcie tej obrzydliwej gęby, pokazując je Jeanowi.
-To twój kochaś?-Spytałem. Pokiwał głową wystraszony. Rzuciłem je na stół i wyjąłem zdjęcie Kierana, kiedy miał niecałe siedem lat.-Kojarzysz tego chłopca? Ma teraz szesnaście lat i od dwutysięcznego piątego roku jest na łasce tego popierdoleńca!-Wrzasnąłem. Nie chciałem być aż taki ostry, ale to było silniejsze.
-To Kieran...-Moren wziął zdjęcie do ręki i przyglądał mu się jakby w transie.-Najstarszy z dzieciaków Zacka...
-A to nie koniec!-Krzyknąłem unosząc do góry palec wskazujący i kartkując jednocześnie kartotekę Marshala.-To jest moja córka, Isy...
-Isobell?-Spytał niemal wyrywając mi kartkę z ręki. Wziął ją w trzęsące się dłonie i patrzył przez chwilę.
-Tak. I córka Codyego. Faceta, który cię wcześniej przesłuchiwał. Wszystkie te dzieciaki są w śmiertelnym niebezpieczeństwie i nie wiem, co ci ten sukinsyn nagadał, ale zapewne było to stekiem kłamstw wyssanych z palca. Teraz mi wierzysz?-Spytałem.
Chłopak przechylił głowę i blady jak ściana patrzył na mnie przez chwilę, po czym bezwładnie osunął się na ziemię. No kurwa!
na górze zdjęcie Morena :) Powiem szczerze, że nie tak wyobrażałam sobie Jeana, ale niech będzie :P Rozdział trochę spóźniony, ale mam ambitne plany napisać w przerwę świąteczną wszystkie rozdziały które jeszcze zostały do końca. Nie wiem dokładnie, ile ich będzie ale myślę, że zmieszczę się w granicy dziesięciu, więc długo już was męczyć nie będę :) Nadal nic nie postanowiłam w kwestii drugiej części. Wim tylko, że na pewno ją napiszę, bo ostatnio stwierdziłam, że nie byłabym w stanie tak po prostu zostawić tej historii. Część już się wypowiedziała, że jednak chcecie standardową drugą część, ale sama nie wiem...Jak zwykle jestem niezdecydowana i pewnie wszystko będę postanawiać na ostatnią chwilę. No nic. uciekam :) 
Zapomniałabym! jako, że następny rozdział ukaże się prawdopodobnie aż przed sylwestrem, chciałabym wszystkim życzyć wesołych świąt! Bogatego mikołaja, dużo radości, szczęścia i oczywiście miłości :) No i rzecz jasna mandarynek i śniegu!
Całusy :* 



13 komentarzy:

  1. Boziu, jakie to świetne *-* jest akcja ! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Już myślałam, że Trevor umrze! Dobrze, że jest jak jest, choć mogło być lepiej. Mogło w ogóle nie dojść do wypadku, chociaż wiadomo, że akcja opowiadania musi wrzeć. I rzeczywiście tak jest.
    Z rozdziałami nie ma się co śpieszyć, bo dodawanie ich zbyt często też nie jest dobre przez wzgląd na fakt, że niektórzy nie dysponują wystarczającą ilością czasu, by wszystko odpowiednio nadrabiać - mimo chęci.
    Jestem w szoku. Postać Zacka i wszystkie jego zagrywki... Ja również uniosłabym się gniewem w takiej sytuacji.
    Pozdrawiam i życzę weny, -popiolach-igrzysk.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Trevor to kawał chłopa. Ale co tam, dla bohaterów opowiadań takie coś nie jest złe... takie coś ich po prostu nie zabije!

    Powtórzę pytanie komentarza nade mną, gdzie jest Eva? W takim sensie - co oznacza "uczę się korzystać z nowych zabawek"? Ech, te kochane skojarzenia... xD Ale cóż, faktycznie, nieco mało tej naszej bohaterki. I mam prośbę, żeby pojawiła się w następnym rozdziale :D
    Xander i myszka miki? Król Lew? Mustang z dzikiej doliny? Kurde, znalazłam faceta wrażliwego, już go kocham ^^ Takiego drugiego to ze świecą szukać! I co z tego, że jest takim "złych charakterkiem" dawaj mi go tu! :D
    Zack ma chłopaka... to jest dość spory szok i na miejscu Cama tarzałabym się ze śmiechu i prędko nie przestała. Reakcja Jeana - bezcenna. Chciałabym zobaczyć jego minę, jak się o tym wszystkim dowiedział xD Ech, marzenie ściętej głowy.
    Ja tobie również życzę Wesołych Świąt, smacznego mikołaja czekoladowego, mandarynek, i takiego cudu, żeby aż śnieg spadł (Cud, tak, to będzie cud...)

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiecie co? nie mam w zwyczaju odpowiadać na komentarze, ale chyba zacznę xD
      Też miałam skojarzenia, jeśli chodzi o te nowe zabawki, ale póki co zostawię to bez komentarza :P Spróbujmy się ogarnąć :D
      I nie mogę obiecać, że w następnych rozdziałach będzie jej jakoś szczególnie dużo, bo najpierw musimy uporać się z Marshalem, żeby potem zając się romansami. Chociaż w sumie znając Cama, to różnie może być...
      dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  4. "Każdy wie, że jestem uosobieniem spokoju i dobroci!" To zdanie mnie rozwalił. Leżę :D Aha, jasne Cami. Właśnie opisałeś swoje alter-ego ;) Xander - kochany mój nie łam się, bo ja się załamię. Jak on jest w takim stanie to mam ochotę udusić Cama. Co prawda chce dobrze ale co tam. Gdybym go zabiła pewnie miałabym ma karku wściekłą Evę z mocami buzującymi jak burza, ale załatwiłabym sprawę jednym porządnym strzałem...
    O czym ja to? A tak. Przygarnął szczeniaki i karmił je butelką co trzy godziny? O.o Ja biorę ślub z tym facetem. Tylko obmyślę plan pozbycia się Rocky :D Od początku wiedziałam, że ma tez swoje dobre strony. A tu takie coś?
    Mikeyla? Aha. Ja tez lubię to imię. Imiona bohaterów w jednym z moich opowiadań były takie: Mike, Michael, Mikka, Mikeyla i Michelle. -,- Chyba mam obsesje :P
    Moren mnie rozwali. Nie wiem czemu, ale od kiedy tylko Cam do niego wszedł miałam ochotę parsknąć śmiechem. To było tak groteskowe. W ogóle nie pasował do tej agencji, a zwłaszcza do odsiadki. A końcówka. Rewelacja. Biedaczek zemdlał. -,- Litości, że istnieją tacy faceci.
    Ludzie bardzo często rzygają widząc poodcinanie kilku kończyn ale nie mdleją z tego powodu. Choć nie wiem jak bym się zachowała gdybym dowiedziała się, że mój chłopak to porywacz i morderca. Ale pewnie prędzej przystawiłabym mu lufę do łba niż zemdlała ;D
    No zobaczymy co będzie dalej. Życzę oceanów wenny:*
    No i smacznego jajka... Kurcze, nie te święta ;-; Wesołych świąt, dużo prezentów i grubego Mikołaja (ponoć im grubszy tym ma więcej prezentów :P).
    Buziaki, Inna :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz jakie emocje Cam we mnie wywołuje, ale muszę Ci powiedzieć całkowicie szczerze, że w tym rozdziale mi się podobał! Pokazał się z innej strony, choć zachował swój charakterystyczny cynizm. Przede wszystkim podobała mi się scena jego rozmowy z Xanderem. I wielki ukłon dla Ciebie, że zdecydowałaś się nadać swoim postaciom takie naturalne cechy. Do tej pory wydawali się (choć nie zawsze, ale najczęściej) być takimi mięśniakami bez uczuć, twardzielami, którzy mogą zabić pół świata i będzie ich to jedynie bawić. A tutaj pokazałaś, że te aktualne wydarzenia jednak robią na nich wrażenie i są osobami wrażliwymi, które mają ograniczoną odporność na stres, choć dla dobra wszystkich starają się zachować twarz.Rozmowa braci była wzruszająca i mówię to szczerze:) Cam nie pocieszał brata jakimiś tępymi, wyćwiczonymi zdaniami, a widać było, że to wypływa z jego serca. W tej scenie zachowałaś naprawdę ogrom autentyczności.

    Co do drugiej części, czyli tego przesłuchania, ponownie zwaliłaś mnie z nóg! Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, że ten szef wszystkich szefów i postrach świata, Zac, jest gejem! A że związał się z takim leszczem to już kompletnie! Tutaj król gangsterów (hahaha ale określenie:D), a jego chłopak wystraszony i tchórzliwy jak dziewczynka. Ale w sumie co się dziwić, skoro nic nie rozumie z sytuacji i nie ma pojęcia z kim się związał? Gdyby przypuszczał, że ktoś może go porwać i że takie konsekwencje niesie za sobą związek z Zacem, pewnie byłby inny i przede wszystkim przygotowany na to. W każdym razie rozegrałaś tą scenę szałowo! Jestem pod wrażeniem! I nawet mi nie wspominaj o końcu tego opowiadania, bo nie chcę nawet o tym myśleć! :D

    Pozdrawiam kochana i życzę Wesołych Świąt!:*

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG! Jaki fajny rozdział! A rozmowa chłopaków mnie rozczuliła! <3 Uwielbiam Xandera mówiłam już? Jest cuudowny!
    Mam nadzieję, ze Trevorowi nic nie bd ( nie przekręciłam chyba imienia) szkoda gdybyś go zabiła, a Cami miałby wyrzuty sumienia, że go nie upilnował. Parker może mówić o sobie co chce, ale wg mnie źle siebie ocenia!
    Co do Marschala i Morena... O jakie BIG LOVE! Ale jak ten chłopak mógł nie widzieć z kim się zadaje? Nie rozumiem tego.. Liczę, że on pomoże Agencji odbić dzieci. Chcę żeby się w końcu pojawiła córka Cama! ;D
    Dużo Weeny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Widząc twój komentarz musiałam wejść i przeczytać chociaż ten jeden rozdział. I nie żałuję, bo historia jest naprawdę ciekawa, dobrze pisana. Nie za bardzo orientuję się z tymi wątkami, bo dopiero teraz tutaj weszłam, a widzę, że tych poprzednich rozdziałów już trochę było, więc musiałabym zacząć czytać od samego początku, coby wiedzieć, kim kto jest i o co w tym wszystkim chodzi, bo teraz jak to czytam to czasem nie mam zielonego pojęcia o czym mowa.
    Ale tak to już jest jak się czyta ostatni rozdział, a było ich już sporo. Jedyne co zauważyłam i często się powtarzało, to to, że nie dajesz spacji po myślniku. Czasem po ''...'' też nie dajesz, a wtedy źle się czyta. Tutaj akurat zwróciłam na to uwagę, bo chciałabym, żeby przyjemniej się czytało, bo co do samej treści opowiadania nie mam uwag, bo wszystko jest na swoim miejscu.
    Będę czekać na ciąg dalszy, a w międzyczasie zacznę nadrabiać zaległości, bo widzę, że trochę mi to zajmie, zwłaszcza, że niektóre rozdziały są dość długie.
    Życzę ci dużo weny, a także WESOŁYCH ŚWIĄT!

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam :) Wpadłam do ciebie,bo zostawiłaś linka u mnie w zakładce spam :) A więc przybywam :D Na początku chciałabym podziękować za komentarze u mnie na blogu. Widziałam,że zaczęłaś czytać od początku i bardzo mnie to cieszy :) Pierwsze rozdziały u mnie nie są idealne,ale się nie zrażaj dalej jest ciekawiej i lepiej napisane :) To tyle o mnie, teraz przejdę do twojego opowiadania :) Nie będę ci ściemniać,że przeczytałam wszystkie rozdziały, bo tak nie jest. Nie napiszę ci też komentarza typu "Super blog,bardzo ciekawie piszesz" - to by było chamskie i byłoby dowodem na to,że nie przeczytałam nic. A więc nie przeczytałam wszystkich rozdziałów, zaledwie przeczytałam ten rozdział, no i oczywiście nic z niego nie rozumiem. To normalne. Ale mnie zaciekawiło i wrócę do pierwszego rozdziału. Masz dużo tych rozdziałów, a więc trochę mi to zajmie nim nadrobię całość, ale będę czytać i zostawiać komy ( pewnie nie pod każdym rozdziałem,ale się ich spodziewaj pod niektórymi :) To by było na tyle. Mam nadzieję, że się szybko wyrobię z nadrabianiem twojego opowiadania i będę na bieżąco już wkrótce :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Cami, troszkę za ostro.. ;D
    Cóż, nie tego się spodziewałam. Biorąc pod uwagę, że wszystkie te dzieci są przetrzymywane od dobrych kilku lat nie dziwię się jednak, że Marshall wymyślił taką łatwą przykrywkę. Poza tym chyba niezbyt wielu ludziom Marshall przedstawia "swoje" dzieci. Nie sądzę, by ryzykował tak bardzo. Ale z drugiej strony Moren jest głupi. siódemka adoptowanych ludzi? Zdarzają się altruiści, ale bez przesady.
    I co mnie najbardziej zastanawia to to, jak Marshall zmusił dzieciaki, by siedziały cicho? Bo bez wątpienia coś zrobił. Nie jestem tylko pewna, czy chcę znać prawdę. Dzieciaki nie próbują nawet z nim walczyć, ich wola, cała nadzieja została złamana, a to nie świadczy dobrze..
    Mam nadzieję, że Eva nauczy się kontrolować swoje moce, no a my dowiemy się, czy jeszcze coś potrafi! No i dobrze by było, gdyby spędziła trochę czasu sam na sam z Cameronem. Oboje tego potrzebują.

    Przepraszam, że ponownie komentuję z opóźnieniem! :(

    Całuję i życzę wesołej końcówki świąt!! ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja to mam opóźnienia... Przepraszam Cię bardzo, że nie na bieżąco, ale mam głowę zawaloną wszystkim po kolei.
    Dobrze, że trevorowi nic powaznego się nie stało. Koleś miał rzeczywiście farta, bo leczenie obrazów, które odniósł nie będą trwały aż tak długo. Biedna layla... Pewnie będzie siedziała przez cały czas w szpitalu.
    Mimo, że to musi być bolesne, Cam raczej dobrze robi. Musi pomóc swojemu bratu, skoro dzieje się z nim źle. Szkoda tylko, że musi robić rzeczy, które mogą go uratować wbrew jego woli. No ale czasem cel uświęca środki...
    Rozczuliło mie to wymienianie tych słodkich rzeczy, które zrobił Xander. Nie spodziewałam się tego po nim! Ale jestem baaardzo pozytywnie zaskoczona <3
    Cameron rzeczywiście szybko traci równowagę i często się denerwuje. Ale każdy ma inną naturę. W każdym razie, powinien trochę popróbować mniej się bulwersować.
    No jeana sobie też tak nie wyobrażałam. Nie wierzę, że jest chłopakiem Zacka! Tym to mnie zszokowałaś, kochana! :D
    Pozdrawiam serdecznie! Życzeń jeszcze nie składam (ale dziękuję za Twoje), bo wpadnę jeszcze na najnowszy rozdział przed sylwerstrem! :*

    OdpowiedzUsuń