Z perspektywy Camerona
Stałem za szybą
obserwując, jak lekarz sprawdza coś na aparaturze do której
podłączono Trevora. Pół godziny wcześniej przywieźli go z sali
operacyjnej, po ponad trzygodzinnym zabiegu. Jego rany, w
przeciwieństwie do Mii, którą kula drasnęła o brzuch, były
poważniejsze. Chociaż tak w sumie, to czemu się dziwić? Z jednej
strony podziwiałem go za to, że odważył się na ten manewr
wiedząc, jak cholernie jest niebezpieczny a z drugiej miałem ochotę
iść i wytargać go za uszy jak małego dzieciaka. Owszem,
wykonywaliśmy go wcześniej parę razy, ale po wypadku Xandera
został nieodwołalnie zabroniony właśnie ze względu na to, jak
bardzo jest niebezpieczny. Ale najwyraźniej dla niektórych mówić
dziesięć razy to za mało.
-Pieprzony
dureń...-Warknąłem pod nosem wiedząc, że chłopak i tak mnie nie
usłyszy. Z sali wyszedł postawny lekarz, który wcześniej go
operował i stanął za mną, przyglądając się Trevorovi z
uśmiechem.
-Może i dureń, ale
wyjątkowo szczęśliwy.-Mruknął niskim głosem, sprawdzając coś
w swoich notatkach.
-Wyliże się?-Spytałem
spoglądając na doktora kątem oka. Starszy by mnie zamordował
gdyby się o tym dowiedział. Miałem w końcu wszystkiego pilnować.
Chociaż w sumie...Jemu zdarzały się gorsze potknięcia.
-Powinien.-Mruknął w
zamyśleniu mężczyzna.-Miał trzy złamane żebra, uszkodzone prawe
płuco i poważne złamanie obojczyka. Do tego drobne poparzenia na
plecach i niegroźny uraz żołądka. Ludzie po takich wypadkach
wracają prosto do kostnicy.-Powiedział w chwili, kiedy na korytarz
wbiegła Layla, o mało nie potrącając przy tym kobiety niosącej
tacę z lekami do sali obok.
-Gdzie on jest...O
Boże!-Stanęła jak wryta, kiedy zobaczyła łóżko za szybą.
Podeszła do szkła i otworzyła usta, jakby chciała coś
powiedzieć, ale się rozmyśliła.
-Layla...-Szepnąłem
powoli się do niej zbliżając, ale dziewczyna odepchnęła mnie i
popatrzyła ze łzami w oczach.
-Dlaczego do tego
dopuściłeś?-Spytała przez zaciśnięte zęby. Wywróciłem oczami
i założyłem ręce na piersi.-Do jasnej cholery,
dlaczego?!-Krzyknęła, a jej głos rozniósł się echem po pustym
korytarzu.
-Nikt go do tego nie
zmuszał.-Starałem się brzmieć pewnie, ale prawdę mówiąc sam
martwiłem się o chłopaka.-Sam to zrobił wiedząc, jakie to
niebezpieczne, ale nic mu nie będzie.-Zapewniłem. Moje siostry chwilami są nie do zniesienia. Kto ma młodsze rodzeństwo,
ten zrozumie.
Dziewczyna popatrzyła
ponownie w stronę Trevora i zaczęła ocierać łzy z policzków.
Objąłem ją pozwalając, żeby płakała a jej tusz do rzęs
brudził mi nową koszulkę, ale od czego są bracia, no nie?
Podniosłem głowę kiedy zobaczyłem Chrisa wyłaniającego się zza
drzwi.
-Przyniosłem kawę i
pączki!-Zakomunikował wesoło. Oboje z małą popatrzyliśmy na
niego jak na kompletnego idiotę.-No, w końcu mamy tu czekać, aż
ten twój Romeo się obudzi, no nie?-Spytał, wręczając dziewczynie
kubki z kawą i przysuwając z drugiego końca korytarza dwa
krzesła.-A ty już możesz iść.-Machnął ręką w moją
stronę.-Jakby co, to ja będę pocieszał. Albo reanimował. Albo
dobijał. Coś będę robił.-Zapewnił wesoło. Wywróciłem oczami.
Jakoś wcale nie marzyło mi się zostawić Layli samej w
towarzystwie Chrisa, ale za bardzo nie miałem wyjścia.
Właściwie to nie
wiedziałem do końca, co teraz robić. Czy iść i wszystko
opowiedzieć starszemu, bo bez wątpienia powinien o tym wiedzieć,
czy raczej od razu iść do tego całego Morena. Nicholas był
pewien, że ktoś taki jak Jean nie mógłby być wspólnikiem
Marshala. Koniec końcem wybrałem się do biura Luisa bo głównie
on był odpowiedzialny za więźniów transportowanych do i z agencji
oraz tych przebywających w areszcie. Zastałem chłopaka z telefonem
przy uchu, zapisującego coś na kartce wiszącej nad biurkiem. Czyli
robota, która czekałaby mnie, gdybym został w agencji. Ślęczenie
całymi dniami w papierach i pilnowanie, żeby taki Amir siedział
cicho w swojej celi w Los Angeles. Jeszcze czego. Usiadłem
naprzeciwko biurka czekając, aż chłopak skończy rozmowę o jakimś
przeniesieniu, czy coś. Z ciekawości sięgnąłem po pierwszą
teczkę z jego biurka i z radością odkryłem, że dotyczy ona
nikogo innego jak Oustina Dolana, którego skazano na dożywocie za
podwójne morderstwo, zdradę agencji i ujawnianie tajnych
informacji. Agencja bardzo nie lubi jak się ją zdradza. Wiem z
doświadczenia. Szybko przejrzałem pierwszą stronę i odwróciłem
na drugą, gdzie widniał podpis Michaela Farella oraz decyzja, że
Oustin wyrok odsiedzi w Los Angeles. W sumie można było się tego
spodziewać. To najbliższe więzienie należące do agencji i zwykle
tam usadzają tych, którzy mogą się jeszcze kiedyś na coś
przydać. Pewnie po skończeniu szopki z Marshalem nie będę miał
co marzyć o powrocie tam. Odłożyłem teczkę i spojrzałem na
Luisa, który właśnie skończył swoją rozmowę i wyglądał na
trochę przybitego.
-Potrzebuję Morena w sali
przesłuchań za godzinę.-Zakomunikowałem poprawiając kaptur
bluzy.
-Cody już go
przesłuchiwał. Mamy całą dokumentację.-Wstał i wyciągnął z
szafki brązową teczkę, po czym rzucił ją na
biurko.-Nieskazitelne papiery. Dwadzieścia dwa lata, student
medycyny. Uczył się w prywatnych szkołach, zawsze ze świetnymi
wynikami. Jedynak, a jego rodzice byli prawnikami. Matka zmarła
trzy lata temu i od tamtego czasu nie utrzymuje kontaktów z ojcem.
Przeprowadził się do mieszkania, które kobieta zostawiła mu w
spadku razem ze sporą ilością gotówki.-Wyrecytował rozsiadając
się w czarnym, skórzanym fotelu z filiżanką kawy w dłoni.-Kawy?
-Nie chcę, piłem
już.-Westchnąłem bawiąc się kolczykiem w wardze.-Skąd macie te
informacje?
-Sam nam to wszystko
wyśpiewał!-Chłopak uśmiechnął się triumfalnie.-Cody tylko
zadawał pytania, a Suzzy nie nadążała notować. Poza tym wszystko
jest na nagraniach. Ten chłopak się boi i to widać już na
pierwszy rzut oka. Sam się przekonasz, jak z nim pogadasz. Poza tym
zachowuje się, jakby nie miał nic do ukrycia. Nie bądź dla niego
zbyt ostry.-Poprosił. Popatrzyłem na niego, starając się przybrać
minę niewinnego dziecka.
-Ja miałbym być za
ostry? Za kogo ty mnie uważasz? Każdy wie, że jestem uosobieniem
spokoju i dobroci!-Zacząłem teatralnie owijać sobie jeden
warkoczyk wokół palca. Wziąłem teczkę i bez pożegnania
wyszedłem z ciasnego biura.
Po drodze zaszedłem do
kuchni żeby coś przekąsić a przy okazji wziąłem herbatę i
talerz kanapek z rzodkiewką i twarożkiem, czyli ulubione śniadanie
Xandera. W końcu był na mnie obrażony, trzeba go było jakoś do siebie przekonać. Radża spał sobie grzecznie pod drzwiami jego pokoju i
dopiero, kiedy trochę za głośno zamknąłem za sobą drzwi,
podniósł swój wielki łeb i zaczął uderzać ogonem o ziemię.
Evy nie widziałem przez całą noc i poranek i szczerze mówiąc nie
orientowałem się, gdzie akurat jest. Napisała mi tylko wiadomość:
Uczę się korzystać z nowych zabawek. Wolę
nie wiedzieć, co to oznacza.
Ostrożnie
zapukałem do drzwi, ale oczywiście nikt nie raczył odpowiedzieć,
więc przekręciłem klucz w zamku i wszedłem do środka. Starszy
siedział po turecku na podłodze, wyglądając przez drzwi balkonowe.
Postawiłem tacę z jedzeniem na biurku a on zachowywał się jakby
nadal mnie z nim nie było.
-Na co
patrzysz?-Spytałem udając, że w ogóle nie rusza mnie jego
obojętność. Przez dłuższą chwilę się nie odzywał, więc
podszedłem bliżej i zacząłem mierzwić mu włosy.
-Wyjdź.
Stąd.-Warknął przez zaciśnięte zęby. No racja. Takiej reakcji
można się było spodziewać.
-Nie
odezwałeś się więc uznałem, że mogę wejść.-Powiedziałem
wzruszając ramionami. Odwrócił powoli głowę w moją stronę i
przechyliwszy ją na bok, przyglądał mi się uważnie.
-Po co
mam ci na to pozwalać, skoro i tak wchodzisz i wychodzisz, kiedy ci
się to tylko podoba?-Zapytał, wyglądając przy tym jak małe
dziecko, które pyta dorosłego o coś na pozór oczywistego.
Usiadłem
obok niego i zacząłem gapić się tępo w jeden punkt przed sobą.
Wiedziałem, jak bardzo go krzywdzę. Sam fakt, że zabrałem
papierosy osobie która normalnie pali trzy paczki dziennie, to już
problem.
-Próbuję
ci jakoś pomóc.-Szepnąłem zmuszając się do tego, żeby
popatrzyć w jego przekrwione oczy. Miał niezwykle bladą cerę i
wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć. Do tego włosy w okropnym
nieładzie i ten smutek wymalowany w oczach patrzących na mnie w ten
dziecinny sposób. Nigdy nie mogłem tego znieść. Wszyscy widzieli
w nim potwora, zabijającego z zimną krwią. Bezuczuciową bestię. A on był po prostu zagubiony. I fakt, to dzięki niemu po śmierci
Cornelii jakoś się pozbierałem, ale zazwyczaj to nie on opiekował
się mną i Domim, a my nim. Miewał lepsze dni, kiedy potrafił
usiąść i pograć z nami w karty, gadając o głupotach, ale to
rzadkość. A ostatnie wydarzenia pewnie jeszcze bardziej go
przytłoczyły.
-Myślałem
o tym.-Powiedział w końcu tak cicho, że mimo wyostrzonego słuchu
i tak ledwo go usłyszałem.-Ja tak nie potrafię, Cami. Nie
chcę.-Zwrócił się do mnie. Przez pierwszą chwilę nie bardzo
wiedziałem o co mu chodzi.-Ci ludzie mi zaufali. A ja nie rozumiem,
jak można zaufać komuś, kto zabił ci przyjaciół lub najbliższą
rodzinę? To tak, jakbyś ty sprzymierzył się z Zackiem! To
niemożliwe!-Krzyknął przeczesując włosy w niemal szaleńczy
sposób.-To nielogiczne! Ja nie mogę...Nie potrafię zrozumieć! A
co, jeśli znowu nawalę? Jeśli nie zapewnię im należytej
ochrony i znowu będą przeze mnie cierpieć? I znowu ich zawiodę?
Michaela, Mię, nawet Codyego! Ja nie chcę zrobić im
krzywdy...-Szepnął z przeszklonymi od łez oczami. Uśmiechnąłem
się lekko, bo cóż miałem innego zrobić? Mój kochany braciszek,
który zawsze wszystkim się tak cholernie przejmuje.
-Może
oni w ciebie wierzą...-Podsunąłem mu do ucha.-Może dają ci
szansę to naprawić? Obaj wiemy, od którego z naszej dwójki to
wszystko się zaczęło...-Szepnąłem. W sumie nasza przeszłość
teraz już nie robiła większej różnicy, ale nigdy mu nie zapomnę
tego, co wtedy zrobił.
-Nie
mów tak!-Przerwał mi mierząc mnie surowym wzrokiem.-To ja jestem
najstarszy i powinienem brać za was odpowiedzialność. A wtedy was
nie dopilnowałem...To moja wina.
-To
nie ty pobiłeś tamtego chłopaka, tylko ja.-Wskazałem na siebie
jakbym chciał mu to wszystko przypomnieć chociaż prawda była
taka, że dla nas obydwóch to nie był łatwy temat.-To nie ty
powinieneś wtedy oberwać od matki i wyjechać z tatą, tylko ja! I
to nie ty powinieneś przechodzić przemianę w poprawczaku, tylko
ja!-Krzyknąłem, tracąc na chwilę panowanie nad sobą.-Jeśli ktoś
tu jest niegodny zaufania, to tą osobą jestem ja i moje mroczne
alter ego, przez które gdyby nie wy, to dawno już byłbym
trupem!-Dokończyłem starając się jako tako nad sobą panować.
Nie lubiłem unosić się przy bliźniakach.
-Ty
nie jesteś zły, Cami...
-A
może ty jesteś?-Przerwałem mu śmiejąc się głośno.-Ty, który
wzruszasz się na Mustangu z dzikiej Doliny i
Królu lwie? Ty, który
zawsze chciałeś nazwać swoją córkę Mikeyla tylko dlatego, że od
tego jest skrót Miki a ty uwielbiasz myszkę Miki? Ty, który
widząc, że ktoś wyrzucił na chodnik dwa kilkudniowe szczeniaki
wziąłeś je do domu i karmiłeś butelką co trzy godziny, nawet w
nocy?-Wyrzucałem z siebie patrząc jak starszy bawi się kosmykiem
włosów, z rumieńcami na twarzy.-Gdybym mógł to uwierz, że
zamieniłbym się z tobą, bo w całym tym towarzystwie to ja jestem
aroganckim chujem zasługującym na to, co najgorsze, nie
ty.-Wskazałem w jego stronę.
Zamknijcie w końcu
mordy! Usłyszałem w głowie
rozdrażniony głos Domeina i obaj ze starszym obejrzeliśmy się za
siebie. W drzwiach stał Michael Farrel przypatrujący się nam z
wytrzeszczonymi ze zdziwienia oczami. Momentalnie poczułem jak robi
mi się słabo. Zupełnie, jakby grunt osuwał mi się spod stóp.
Obok niego pojawił się Domi z wściekłością wymalowaną w
oczach.
-Zapomniałeś
zamknąć drzwi do pokoju...-Warknął, zaciskając pięści.
Farell
wyglądał jakby zupełnie nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Ja
zresztą czułem się podobnie. Ciekaw tylko byłem, jak długo
przysłuchiwał się naszej rozmowie. Spuściłem wzrok, po czym
sięgnąłem po brązową teczkę z informacjami o Morenie i minąłem
Michaela w drzwiach mając nadzieję, że nikt więcej nie słyszał
naszej rozmowy, ale oczywiście to było by zbyt piękne. Cody, Mia,
Luis i Tristan stali w drzwiach i gapili się na mnie, jakby
oczekiwali jakichś wyjaśnień.
-Moren
czeka w sali przesłuchań...-Wydukał Luis wyglądając przy tym jak
wystraszona szara myszka. Rzuciłem mu chłodne spojrzenie a chłopak
skulił się jeszcze bardziej.
Wparowałem
do małego pomieszczenia skąd można było obserwować przebieg
przesłuchania i zamknąłem drzwi na klucz. Byłem wkurwiony. Już
nie zdenerwowany, ale naprawdę wkurwiony i czułem, że jeśli w
takim stanie wszedłbym do sali przesłuchań to zamordowałbym
Morena za jedno złe słowo, a wtedy pozbylibyśmy się jedynego
punktu zaczepienia. Osunąłem się na ziemię, uderzając się w
twarz papierową teczką. Ani Michael, ani nikt inny nie powinien
słyszeć tej rozmowy. Ale prawda była taka, że w całej naszej
trójce to ja, a właściwie moje alter ego stanowiło problem.
Domeina trudno zdenerwować, natomiast Xander zbyt dobrze nad sobą
panuje i nawet jeśli rzeczywiście coś jest nie tak, to potrafi się
jakoś zachować. To ja od zawsze miałem niewyparzony język i
pakowałem się przez to w kłopoty. To ja byłem w stanie zabić
faceta tylko dlatego, że zwrócił mi uwagę, że podrywam jego
laskę. Podobała mi się. I tak się z nią przespałem. Fakt,
nasłuchałem się potem od braci trochę na temat samokontroli, ale
to nic nie dało. A jeśli tamten drugi ja
też się wkurwił, to były poważniejsze problemy.
Zdjąłem
bluzę i przewiesiłem ją przez stojące w kącie krzesło, bo nagle
zrobiło mi się cholernie duszno. Popatrzyłem na chłopaka za
szybą. Luis miał rację. On w żadnym wypadku nie przypominał
złego bandyty. W czarnej koszuli i białych spodniach od garnituru,
oraz ze zmierzwionymi, czarnymi włosami bardziej pasował na
nastolatka wyciągniętego właśnie z balu maturalnego. Przypominał
mi kogoś...Jakby mnie? Przed oczami momentalnie pojawiło mi się
wspomnienie przedstawiające moją rozmowę z Domim pierwszy raz,
kiedy mnie aresztowali. Fakt, cholernie się wtedy denerwowałem a
najgorsze było to, że własny brat chciał mnie wsadzić za kratki.
Naprawdę chyba jedna z najczarniejszych wizji.
Ogarnąłem
się i wszedłem do sali w której stał tylko mały stół i dwa
krzesła, w czym jedno zajęte przez wystraszonego Jeana. Wystarczyło
jedno spojrzenie w jego oczy. Nawet się nie pilnował, a to znaczy, że nie mógł wiedzieć o moich zdolnościach. Inaczej zapewne
unikałby mojego wzroku. Najbardziej zdziwił mnie fakt, że on był
zupełnie czysty. Żadnych tajemnic. On się po prostu bał bo nie
wiedział, o co w tym wszystkim chodzi. Ale niewątpliwie miał coś
wspólnego z Marshalem. Inaczej Loki nie wskazałby go. Kto jak kto,
ale loczek zawsze ma sprawdzone informacje.
Rzuciłem
teczkę na stół i otworzyłem ją na pierwszej stronie.
-Tamten
facet już mnie...
-Cameron.-Powiedziałem
krótko, wyciągając rękę w jego stronę, którą uściskał po
chwili wahania.-A ty jesteś Jean, tak?-Spytałem głupio, jakby to
nie było oczywiste. Brunet odpowiedział skinieniem głowy.
-Co
ja tu robię?-Spytał rozglądając się po sali.-Oskarżacie mnie o
coś?
-A
jest o co?-Odpowiedziałem pytaniem na pytanie, rozsiadając się
wygodniej w plastikowym krzesełku.
-Hazard
jest dozwolony w Vegas...-Mruknął patrząc na mnie.-Nie zrobiłem
nic złego.
-A
skąd znasz Zacka Marshala?-Zainteresowałem się, przyglądając się
jego reakcji. Zmarszczył brwi jakby się zastanawiał, po co mi te
informacje.
-Czego
od niego chcecie?
-Powiem
ci, jeśli będziesz starał się nam pomóc.-Mruknąłem. Zaczynałem
się powoli nudzić. Myślałem, że okaże się jednak bandytą i
będę mógł skopać mu tyłek, a tu nic.-To jak?-Spytałem. Przez
chwilę wyglądał jakby kłócił się sam ze sobą, ale w końcu
nabrał powietrza i cicho wydusił z siebie:
-Zack
to mój chłopak. Powiedz, że nie ma kłopotów.-Wyszeptał patrząc
na mnie niepewnie. Parsknąłem śmiechem. Zdawałem sobie sprawę,
że to było nie na miejscu, ale nie mogłem się powstrzymać.
Śmiałem się tak głośno, że zaczęły boleć mnie policzki a w
oczach stanęły łzy. Niedorzeczność. W życiu bym nie pomyślał,
że Zack może być bi albo homo.-Rzeczywiście, bardzo śmieszne.
Odpowiesz na moje pytanie?-Popatrzyłem na zirytowanego Jeana, który
założył nogę na nogę i przyglądał mi się z wyczekiwaniem.
-Przepraszam...-Wydusiłem
z siebie, starając się przywrócić do porządku.-Chodzi o to,
że...Nie myślałem, że Zack jest gejem, to mnie
trochę...Zaskoczyło.-Mówiłem wycierając łzy z oczu i starając
się powstrzymać uśmiech.
-Jest
biseksualny, jeśli musisz wiedzieć. I spotykamy się od dziesięciu
miesięcy.-Zakomunikował z kwaśną miną.
-I
jesteś z nim wiedząc, kim on jest?-Spytałem bo Jean zachowywał
się, jakby mówił o czymś naturalnym. No wiecie, jego hobby to
torturowanie dzieci. Czymś się trzeba zająć, no nie?
-Jak
to?-Zmarszczył brwi patrząc na mnie jak na debila.-Jest inwestorem.
I odziedziczył spadek po stryju, który był jego jedyną rodziną.
Co w tym złego?-Spytał. Wytrzeszczyłem oczy i teraz dopiero
musiałem wyglądać, jak kompletny dureń.
-I
powiedz mi jeszcze, że zabrał cie do swojego domu i przedstawił
gromadce swoich kochanych dzieci, co?-Wrzasnąłem. Dobra,
wyprowadził mnie z równowagi. Albo Jean jest tak dobrym aktorem, ze
nawet ja się na nim nie poznałem, albo jest niezwykle naiwny. Nie
wiem, co gorsze.
-Ma siedmioro, adoptowanych. I tak, zabrał mnie do domu i
przedstawił im.-Powiedział pewnie. Naprawdę, ten gość był chyba
jeszcze głupszy, niż mi się zdawało.
-On
je porwał i przetrzymuje tam wbrew ich woli!-Krzyknąłem podrywając
się z miejsca.-Nie wiem, co ci nagadał, ale Marshal to nic nie
warty sukinsyn, którego zabiję, jeśli dorwę w swoje
łapska!-Wydarłem się. Miałem wrażenie, że cała agencja to
słyszy, ale nie bardzo mnie to obchodziło. Jak on mógł wygadywać
takie bzdury?
-Chyba
sobie kpisz!-Jean zmrużył oczy najwyraźniej nie wierząc mi ani
trochę.-To wy zabiliście moich ochroniarzy, potem
przywieźliście mnie tutaj i nawet nie chcecie powiedzieć, o co wam
chodzi! To mi należą się jakieś wyjaśnienia!-Uniósł się.
Przez chwile w ogóle nie przypominał tego wystraszonego chłopca,
którym wydawał się na początku.
-To
ja ci teraz co nieco wyjaśnię.-Syknąłem powstrzymując się przed
wybuchem.-Znajdujemy się w tajnej agencji która ma za zadanie
pozbywać się tych najbardziej niebezpiecznych przestępców. Twój
kochaś to największy skurwiel jakiego znam! Większy nawet ode
mnie, a to nie świadczy o nim dobrze. On wykorzystuje te dzieci. Ma
między innymi moją córkę i jeśli nie pomożesz nam w jakiś
magiczny sposób go schwytać, to własnoręcznie poderżnę ci
gardło.-Zagroziłem. Moren wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć i
przez chwilę myślałem, że rzeczywiście to zrobi.
-Nie
wierzę...-Wydusił w końcu. Wstałem i wyszedłem z pomieszczenia
po kartotekę Marshala, która leżała na biurku w pomieszczeniu
obok. Wróciłem i wyjąłem z niej zdjęcie tej obrzydliwej gęby,
pokazując je Jeanowi.
-To
twój kochaś?-Spytałem. Pokiwał głową wystraszony. Rzuciłem je
na stół i wyjąłem zdjęcie Kierana, kiedy miał niecałe siedem
lat.-Kojarzysz tego chłopca? Ma teraz szesnaście lat i od
dwutysięcznego piątego roku jest na łasce tego
popierdoleńca!-Wrzasnąłem. Nie chciałem być aż taki ostry, ale
to było silniejsze.
-To
Kieran...-Moren wziął zdjęcie do ręki i przyglądał mu się
jakby w transie.-Najstarszy z dzieciaków Zacka...
-A
to nie koniec!-Krzyknąłem unosząc do góry palec wskazujący i
kartkując jednocześnie kartotekę Marshala.-To jest moja córka,
Isy...
-Isobell?-Spytał
niemal wyrywając mi kartkę z ręki. Wziął ją w trzęsące się
dłonie i patrzył przez chwilę.
-Tak.
I córka Codyego. Faceta, który cię wcześniej przesłuchiwał.
Wszystkie te dzieciaki są w śmiertelnym niebezpieczeństwie i nie
wiem, co ci ten sukinsyn nagadał, ale zapewne było to stekiem
kłamstw wyssanych z palca. Teraz mi wierzysz?-Spytałem.
Chłopak przechylił głowę i blady jak ściana patrzył na mnie przez chwilę, po czym bezwładnie osunął się na ziemię. No kurwa!
Chłopak przechylił głowę i blady jak ściana patrzył na mnie przez chwilę, po czym bezwładnie osunął się na ziemię. No kurwa!
na górze zdjęcie Morena :) Powiem szczerze, że nie tak wyobrażałam sobie Jeana, ale niech będzie :P Rozdział trochę spóźniony, ale mam ambitne plany napisać w przerwę świąteczną wszystkie rozdziały które jeszcze zostały do końca. Nie wiem dokładnie, ile ich będzie ale myślę, że zmieszczę się w granicy dziesięciu, więc długo już was męczyć nie będę :) Nadal nic nie postanowiłam w kwestii drugiej części. Wim tylko, że na pewno ją napiszę, bo ostatnio stwierdziłam, że nie byłabym w stanie tak po prostu zostawić tej historii. Część już się wypowiedziała, że jednak chcecie standardową drugą część, ale sama nie wiem...Jak zwykle jestem niezdecydowana i pewnie wszystko będę postanawiać na ostatnią chwilę. No nic. uciekam :)
Zapomniałabym! jako, że następny rozdział ukaże się prawdopodobnie aż przed sylwestrem, chciałabym wszystkim życzyć wesołych świąt! Bogatego mikołaja, dużo radości, szczęścia i oczywiście miłości :) No i rzecz jasna mandarynek i śniegu!
Całusy :*
Boziu, jakie to świetne *-* jest akcja ! :D
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że Trevor umrze! Dobrze, że jest jak jest, choć mogło być lepiej. Mogło w ogóle nie dojść do wypadku, chociaż wiadomo, że akcja opowiadania musi wrzeć. I rzeczywiście tak jest.
OdpowiedzUsuńZ rozdziałami nie ma się co śpieszyć, bo dodawanie ich zbyt często też nie jest dobre przez wzgląd na fakt, że niektórzy nie dysponują wystarczającą ilością czasu, by wszystko odpowiednio nadrabiać - mimo chęci.
Jestem w szoku. Postać Zacka i wszystkie jego zagrywki... Ja również uniosłabym się gniewem w takiej sytuacji.
Pozdrawiam i życzę weny, -popiolach-igrzysk.blogspot.com
A gdzie Eva?
OdpowiedzUsuńW jakim sensie? :P
UsuńTrevor to kawał chłopa. Ale co tam, dla bohaterów opowiadań takie coś nie jest złe... takie coś ich po prostu nie zabije!
OdpowiedzUsuńPowtórzę pytanie komentarza nade mną, gdzie jest Eva? W takim sensie - co oznacza "uczę się korzystać z nowych zabawek"? Ech, te kochane skojarzenia... xD Ale cóż, faktycznie, nieco mało tej naszej bohaterki. I mam prośbę, żeby pojawiła się w następnym rozdziale :D
Xander i myszka miki? Król Lew? Mustang z dzikiej doliny? Kurde, znalazłam faceta wrażliwego, już go kocham ^^ Takiego drugiego to ze świecą szukać! I co z tego, że jest takim "złych charakterkiem" dawaj mi go tu! :D
Zack ma chłopaka... to jest dość spory szok i na miejscu Cama tarzałabym się ze śmiechu i prędko nie przestała. Reakcja Jeana - bezcenna. Chciałabym zobaczyć jego minę, jak się o tym wszystkim dowiedział xD Ech, marzenie ściętej głowy.
Ja tobie również życzę Wesołych Świąt, smacznego mikołaja czekoladowego, mandarynek, i takiego cudu, żeby aż śnieg spadł (Cud, tak, to będzie cud...)
Pozdrawiam ;)
Wiecie co? nie mam w zwyczaju odpowiadać na komentarze, ale chyba zacznę xD
UsuńTeż miałam skojarzenia, jeśli chodzi o te nowe zabawki, ale póki co zostawię to bez komentarza :P Spróbujmy się ogarnąć :D
I nie mogę obiecać, że w następnych rozdziałach będzie jej jakoś szczególnie dużo, bo najpierw musimy uporać się z Marshalem, żeby potem zając się romansami. Chociaż w sumie znając Cama, to różnie może być...
dziękuję za komentarz :*
"Każdy wie, że jestem uosobieniem spokoju i dobroci!" To zdanie mnie rozwalił. Leżę :D Aha, jasne Cami. Właśnie opisałeś swoje alter-ego ;) Xander - kochany mój nie łam się, bo ja się załamię. Jak on jest w takim stanie to mam ochotę udusić Cama. Co prawda chce dobrze ale co tam. Gdybym go zabiła pewnie miałabym ma karku wściekłą Evę z mocami buzującymi jak burza, ale załatwiłabym sprawę jednym porządnym strzałem...
OdpowiedzUsuńO czym ja to? A tak. Przygarnął szczeniaki i karmił je butelką co trzy godziny? O.o Ja biorę ślub z tym facetem. Tylko obmyślę plan pozbycia się Rocky :D Od początku wiedziałam, że ma tez swoje dobre strony. A tu takie coś?
Mikeyla? Aha. Ja tez lubię to imię. Imiona bohaterów w jednym z moich opowiadań były takie: Mike, Michael, Mikka, Mikeyla i Michelle. -,- Chyba mam obsesje :P
Moren mnie rozwali. Nie wiem czemu, ale od kiedy tylko Cam do niego wszedł miałam ochotę parsknąć śmiechem. To było tak groteskowe. W ogóle nie pasował do tej agencji, a zwłaszcza do odsiadki. A końcówka. Rewelacja. Biedaczek zemdlał. -,- Litości, że istnieją tacy faceci.
Ludzie bardzo często rzygają widząc poodcinanie kilku kończyn ale nie mdleją z tego powodu. Choć nie wiem jak bym się zachowała gdybym dowiedziała się, że mój chłopak to porywacz i morderca. Ale pewnie prędzej przystawiłabym mu lufę do łba niż zemdlała ;D
No zobaczymy co będzie dalej. Życzę oceanów wenny:*
No i smacznego jajka... Kurcze, nie te święta ;-; Wesołych świąt, dużo prezentów i grubego Mikołaja (ponoć im grubszy tym ma więcej prezentów :P).
Buziaki, Inna :3
Wiesz jakie emocje Cam we mnie wywołuje, ale muszę Ci powiedzieć całkowicie szczerze, że w tym rozdziale mi się podobał! Pokazał się z innej strony, choć zachował swój charakterystyczny cynizm. Przede wszystkim podobała mi się scena jego rozmowy z Xanderem. I wielki ukłon dla Ciebie, że zdecydowałaś się nadać swoim postaciom takie naturalne cechy. Do tej pory wydawali się (choć nie zawsze, ale najczęściej) być takimi mięśniakami bez uczuć, twardzielami, którzy mogą zabić pół świata i będzie ich to jedynie bawić. A tutaj pokazałaś, że te aktualne wydarzenia jednak robią na nich wrażenie i są osobami wrażliwymi, które mają ograniczoną odporność na stres, choć dla dobra wszystkich starają się zachować twarz.Rozmowa braci była wzruszająca i mówię to szczerze:) Cam nie pocieszał brata jakimiś tępymi, wyćwiczonymi zdaniami, a widać było, że to wypływa z jego serca. W tej scenie zachowałaś naprawdę ogrom autentyczności.
OdpowiedzUsuńCo do drugiej części, czyli tego przesłuchania, ponownie zwaliłaś mnie z nóg! Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, że ten szef wszystkich szefów i postrach świata, Zac, jest gejem! A że związał się z takim leszczem to już kompletnie! Tutaj król gangsterów (hahaha ale określenie:D), a jego chłopak wystraszony i tchórzliwy jak dziewczynka. Ale w sumie co się dziwić, skoro nic nie rozumie z sytuacji i nie ma pojęcia z kim się związał? Gdyby przypuszczał, że ktoś może go porwać i że takie konsekwencje niesie za sobą związek z Zacem, pewnie byłby inny i przede wszystkim przygotowany na to. W każdym razie rozegrałaś tą scenę szałowo! Jestem pod wrażeniem! I nawet mi nie wspominaj o końcu tego opowiadania, bo nie chcę nawet o tym myśleć! :D
Pozdrawiam kochana i życzę Wesołych Świąt!:*
OMG! Jaki fajny rozdział! A rozmowa chłopaków mnie rozczuliła! <3 Uwielbiam Xandera mówiłam już? Jest cuudowny!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, ze Trevorowi nic nie bd ( nie przekręciłam chyba imienia) szkoda gdybyś go zabiła, a Cami miałby wyrzuty sumienia, że go nie upilnował. Parker może mówić o sobie co chce, ale wg mnie źle siebie ocenia!
Co do Marschala i Morena... O jakie BIG LOVE! Ale jak ten chłopak mógł nie widzieć z kim się zadaje? Nie rozumiem tego.. Liczę, że on pomoże Agencji odbić dzieci. Chcę żeby się w końcu pojawiła córka Cama! ;D
Dużo Weeny! ;*
Widząc twój komentarz musiałam wejść i przeczytać chociaż ten jeden rozdział. I nie żałuję, bo historia jest naprawdę ciekawa, dobrze pisana. Nie za bardzo orientuję się z tymi wątkami, bo dopiero teraz tutaj weszłam, a widzę, że tych poprzednich rozdziałów już trochę było, więc musiałabym zacząć czytać od samego początku, coby wiedzieć, kim kto jest i o co w tym wszystkim chodzi, bo teraz jak to czytam to czasem nie mam zielonego pojęcia o czym mowa.
OdpowiedzUsuńAle tak to już jest jak się czyta ostatni rozdział, a było ich już sporo. Jedyne co zauważyłam i często się powtarzało, to to, że nie dajesz spacji po myślniku. Czasem po ''...'' też nie dajesz, a wtedy źle się czyta. Tutaj akurat zwróciłam na to uwagę, bo chciałabym, żeby przyjemniej się czytało, bo co do samej treści opowiadania nie mam uwag, bo wszystko jest na swoim miejscu.
Będę czekać na ciąg dalszy, a w międzyczasie zacznę nadrabiać zaległości, bo widzę, że trochę mi to zajmie, zwłaszcza, że niektóre rozdziały są dość długie.
Życzę ci dużo weny, a także WESOŁYCH ŚWIĄT!
Witam :) Wpadłam do ciebie,bo zostawiłaś linka u mnie w zakładce spam :) A więc przybywam :D Na początku chciałabym podziękować za komentarze u mnie na blogu. Widziałam,że zaczęłaś czytać od początku i bardzo mnie to cieszy :) Pierwsze rozdziały u mnie nie są idealne,ale się nie zrażaj dalej jest ciekawiej i lepiej napisane :) To tyle o mnie, teraz przejdę do twojego opowiadania :) Nie będę ci ściemniać,że przeczytałam wszystkie rozdziały, bo tak nie jest. Nie napiszę ci też komentarza typu "Super blog,bardzo ciekawie piszesz" - to by było chamskie i byłoby dowodem na to,że nie przeczytałam nic. A więc nie przeczytałam wszystkich rozdziałów, zaledwie przeczytałam ten rozdział, no i oczywiście nic z niego nie rozumiem. To normalne. Ale mnie zaciekawiło i wrócę do pierwszego rozdziału. Masz dużo tych rozdziałów, a więc trochę mi to zajmie nim nadrobię całość, ale będę czytać i zostawiać komy ( pewnie nie pod każdym rozdziałem,ale się ich spodziewaj pod niektórymi :) To by było na tyle. Mam nadzieję, że się szybko wyrobię z nadrabianiem twojego opowiadania i będę na bieżąco już wkrótce :)
OdpowiedzUsuńCami, troszkę za ostro.. ;D
OdpowiedzUsuńCóż, nie tego się spodziewałam. Biorąc pod uwagę, że wszystkie te dzieci są przetrzymywane od dobrych kilku lat nie dziwię się jednak, że Marshall wymyślił taką łatwą przykrywkę. Poza tym chyba niezbyt wielu ludziom Marshall przedstawia "swoje" dzieci. Nie sądzę, by ryzykował tak bardzo. Ale z drugiej strony Moren jest głupi. siódemka adoptowanych ludzi? Zdarzają się altruiści, ale bez przesady.
I co mnie najbardziej zastanawia to to, jak Marshall zmusił dzieciaki, by siedziały cicho? Bo bez wątpienia coś zrobił. Nie jestem tylko pewna, czy chcę znać prawdę. Dzieciaki nie próbują nawet z nim walczyć, ich wola, cała nadzieja została złamana, a to nie świadczy dobrze..
Mam nadzieję, że Eva nauczy się kontrolować swoje moce, no a my dowiemy się, czy jeszcze coś potrafi! No i dobrze by było, gdyby spędziła trochę czasu sam na sam z Cameronem. Oboje tego potrzebują.
Przepraszam, że ponownie komentuję z opóźnieniem! :(
Całuję i życzę wesołej końcówki świąt!! ;*
Ja to mam opóźnienia... Przepraszam Cię bardzo, że nie na bieżąco, ale mam głowę zawaloną wszystkim po kolei.
OdpowiedzUsuńDobrze, że trevorowi nic powaznego się nie stało. Koleś miał rzeczywiście farta, bo leczenie obrazów, które odniósł nie będą trwały aż tak długo. Biedna layla... Pewnie będzie siedziała przez cały czas w szpitalu.
Mimo, że to musi być bolesne, Cam raczej dobrze robi. Musi pomóc swojemu bratu, skoro dzieje się z nim źle. Szkoda tylko, że musi robić rzeczy, które mogą go uratować wbrew jego woli. No ale czasem cel uświęca środki...
Rozczuliło mie to wymienianie tych słodkich rzeczy, które zrobił Xander. Nie spodziewałam się tego po nim! Ale jestem baaardzo pozytywnie zaskoczona <3
Cameron rzeczywiście szybko traci równowagę i często się denerwuje. Ale każdy ma inną naturę. W każdym razie, powinien trochę popróbować mniej się bulwersować.
No jeana sobie też tak nie wyobrażałam. Nie wierzę, że jest chłopakiem Zacka! Tym to mnie zszokowałaś, kochana! :D
Pozdrawiam serdecznie! Życzeń jeszcze nie składam (ale dziękuję za Twoje), bo wpadnę jeszcze na najnowszy rozdział przed sylwerstrem! :*