niedziela, 28 grudnia 2014

Nie wszys­tko jest stra­cone, choćby nawet wszys­tko na to wskazywało.

Z perspektywy Evy 
Zmęczona dotarłam jakimś cudem do kuchni i otworzyłam drzwi lodówki. Zaczęłam przeglądać półki i ze smutkiem stwierdziłam, że jeśli chcę zjeść coś treściwego to chyba nie zostaje mi nic poza zupą fasolową. Ohyda.
- Zamknij tę lodówkę, bo się wychładza. - Usłyszałam z tyłu czyjeś upomnienie. Odwróciłam się i zobaczyłam Tristana opierającego się o blat i pijącego sok pomarańczowy.
- Ale nie ma nic do jedzenia... - Mruknęłam nadąsana. Chłopak wydął wargi i niechętnie podszedł do lodówki.
- Może być jajecznica? - Spytał przeglądając zawartość. Pokiwałam głową biorąc jedno ciastko maślane z miseczki stojącej na stole. - Pamiętaj, że trzeba zrobić zakupy. - Mruknął pod nosem wyjmując małe pomidorki.
- O! Robisz żarcie? Ja też chcę! - Wykrzyknął Nicky, siadając obok mnie i przyciągając do siebie ciastka. - I jak mała, podobało się? - Spytał spoglądając na mnie z pełną buzią.
- Jak na pierwszy raz to nieźle jej szło. - Mruknął Amir który właśnie do nas dołączył. Oparł się rękoma na moich ramionach i wydmuchnął z ust dym z papierosa.
- Co jej tak dobrze szło? - Zapytał zaciekawiony Cami wchodząc i odpychając ode mnie Amira.
- Nie twoja sprawa! - Odpowiedzieliśmy zgodnie we troje. Cameron popatrzył podejrzliwie najpierw na mnie, potem na chłopaków.
- Tris, wiesz coś o tym? - Spytał szatyna, który w ciszy kroił cebulę.
- Szczerze, to chyba nawet nie chcę wiedzieć. - Mruknął z lekkim uśmieszkiem.
- Okej...Ale jeśli mi nie powiecie, co robiliście z Evą, to ja wam nie powiem, czego dowiedziałem się o Morenie i o naszym kochanym Trevorze! - Warkoczyk uśmiechnął się triumfalnie i wyciągnął na krześle naprzeciwko mnie.
- Niech Pomyślę... - Mruknęłam pod nosem bez cienia zainteresowania. - Moren jest chłopakiem Zacka? A właściwie mojego ojca? - Spytałam owijając sobie kosmyk włosów wokół palca. Chłopak zmarszczył brwi jakby nie spodziewał się, że będę o tym wiedziała.
- To jest główny temat rozmów od jakichś dobrych dwóch godzin! - wyjaśnił Amir, klepiąc warkoczyka pocieszająco.
- Ale pewnie nie wiecie, że...
- Że tą tajemniczą dziewczyną Trevora jest Layla? - Spytałam sprawdzając w lusterku czy tusz mi się nie rozmazał. Popatrzyłam na trzech chłopaków przyglądających mi się w osłupieniu.
- Skąd wiesz? - Wydusił z siebie w końcu Cameron. Wzruszyłam tylko ramionami.
- Powiedziała mi, kiedy pilnowała mnie podczas przemiany, ale byłam zbyt zajęta tym bólem nie do wytrzymania, żeby się tym przejąć. A potem po prostu wypadło mi to z głowy. - Wywróciłam teatralnie oczami i ponownie popatrzyłam na chłopców. - No co się tak gapicie jak cielę na malowane wrota? To prawda. Z resztą z tego co wiem, to są razem już od dobrych dwóch lat. - Ponownie wzruszyłam ramionami.
- Ale przecież dwa lata temu to on był w więzieniu...
- Ale ty domyślny jesteś! - Przerwałam Amirowi pstrykając palcami. - A więc to magia... - Wzniosłam ręce do góry. Tristan podsunął nam wszystkim pod nosy talerze z jajecznicą a sam zaczął zmywać naczynia.
Siedzieliśmy tak przez jakieś pół godziny, w większości obgadując Trevora i Laylę a później śmiejąc się z Marshala i Morena. W międzyczasie przysiadł się do nas Robert a chłopaki śmiali się, że nie pasuje do naszego towarzystwa.
- Wybierasz się może do Los Angeles? - Spytał cami Roberta, po dłuższej chwili ciszy.
- A co? Już próbujesz się mnie pozbyć? - Spytał z uśmiechem blondyn.
- Mam sprawę do Lokiego... - Mruknął tajemniczo Cami z tym swoim łobuzerskim uśmiechem, który nie wróżył nic dobrego.
- Mam się bać? - Spytał Brown znad talerza.
- Ty? Skądże! - Odparł uradowany Cami odnosząc naczynia do zlewu. - Inni niech się boją... - Mruknął w tej samej chwili, kiedy do kuchni wpadła jakaś zdyszana i wystraszona szatynka.
- Jest pilny telefon! Do Camerona! - wysapała łapiąc się za brzuch.
- Jeśli to takie pilne, to czemu ten ktoś nie dzwoni do mnie? - Spytał Warkoczyk jakby wcale się tym nie przejął.
- Ale to dzwoni Marshal! - odparła dziewczyna, odgarniając włosy z twarzy. Cami momentalnie spoważniał i przez chwilę patrzył na nią, jakby analizował jej słowa. - Dzwoni do biura pana Farella! - Krzyknęła ponaglając nas ruchem ręki. Cami zerwał się i pognał w stronę wskazaną przez dziewczynę a my bez słowa zrobiliśmy to samo. Na miejscu czekali już na nas Michael, Cody i Mia. Ta ostatnia nawet nie podniosła wzroku kiedy przyszliśmy, pochłonięta klikaniem w klawiaturę swojego laptopa.
-Chce z tobą rozmawiać. - Wyjaśnił szybko Michael, podsuwając mu biały telefon. Cameron popatrzył na wyświetlacz po czym cicho wziął krzesło i usiadł przy biurku, włączając tryb głośnomówiący.
Bałam się tej rozmowy bo wiedziałam, ile od niej zależy. Życie Isobell, Kierana i córki Codyego, a także tych dzieciaków które również były w rękach mojego ojca. Nigdy nie myślałam, że człowiek który za wszelką cenę unikał bezpośredniego kontaktu z Parkerami, teraz do nich dzwoni.
Do Biura weszli cicho Xander i Domein. Najstarszy z braci położył dłonie na ramionach Camerona a najmłodszy oparł się o biurko i patrzył na telefon.
- Czego chcesz? - Warknął oschle Cameron. Wywróciłam oczami. Nasz mistrz dyplomacji.
- Miło mi cię w końcu słyszeć... - odezwał się głos w słuchawce a mnie przeszły dreszcze. Poczułam jak ktoś łapie mnie lekko za ramiona.
- Będzie dobrze mała. - Szepnął mi do ucha Tristan. - Nie pozwolimy mu cię skrzywdzić. - Zapewnił. Nie wiem czemu, ale jakoś lżej mi było, kiedy to powiedział.
- Ja tam wolałbym, żebyśmy w końcu się spotkali. - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Camerona. - Mógłbym ci własnoręcznie poderżnąć gardło...
-Nie dzwonię po to, żeby się z tobą droczyć. - Odpowiedział oschle Zack. Wyglądało na to, że słowa warkoczyka lekko wyprowadziły go z równowagi. - Masz coś, co należy do mnie... - Przełknęłam ślinę. Cam popatrzył na mnie przelotnie i rzucił od niechcenia do słuchawki:
-Nie wydaje mi się, żeby Evie jakoś specjalnie spieszyło się na spotkanie z tobą. - Mruknął Parker z cynicznym uśmiechem.
-Pogodziłem się z tym, że pewnie mi jej nie oddasz. Pocieszam się tym, że ja mam twoją córkę. A jeśli odziedziczy zdolności po tatusiu, to poniekąd jesteśmy kwita. - Oświadczył Zack. Patrzyłam jak wyraz twarzy Cama zmienia się z sekundy na sekundę. - Poza tym wy jesteście razem, prawda? Ty i Eva. Nie o takim chłopaku dla mojej córki marzyłem, ale może pozwolę sobie wybrać kogoś dla twojej? Mam kolegę, który gustuje w raczej młodych dziewczynkach. Ucieszyłby się z trzynastolatki. Co ty na to, żebym wysłał ci potem nagrania? Ponoć jesteś dobry w łóżku, może córeczka to też po tobie odziedziczyła? - Zaśmiał się kpiąco. Poczułam jakbym miała gulę w gardle. To co mówił było okropne i ohydne i spodziewałam się, że Cameron po usłyszeniu tego wpadnie w furię, ale on przysłuchiwał się temu ze stoickim spokojem.
-Jeśli chcesz odzyskać swojego kochasia żywego, to my chcemy w zamian Isobell, Kierana i Abigail. - Odpowiedział Cameron lodowatym tonem, patrząc przelotnie na Codyego. - W przeciwnym razie będziesz słyszał jak twoja suka zdycha, uprzednio zgwałcona przez tuzin niewyżytych facetów a uwierz, moi kumple nie pogardziliby taką śliczniutką buźką. - Uśmiechnął się sarkastycznie.
- Nie odważyłbyś się...
- Nie? A jaką gwarancję mam na to, że jeszcze kiedykolwiek zobaczę Isobell żywą? - Rzucił Parker do słuchawki, po czym dodał po chwili ciszy: - No właśnie! Żadną! Tak więc zróbmy uczciwą wymianę. Twoja suka za nasze dzieci. Ja już się pogodziłem z tym, że moja córka nie żyje. Ciekaw jestem natomiast, jak ty sobie poradzisz ze startą Jeana, skoro jest dla ciebie na tyle ważny, żebyś zdecydował się zadzwonić. - Mruknął sarkastycznie. Czekałam na odpowiedź mojego ojca, ze zdenerwowania przygryzając dolną wargę.
- Gdzie i Kiedy? - Odezwał się zirytowany Zack.
Odetchnęłam z ulgą, chociaż może jeszcze nie powinnam się cieszyć. Po prostu gdyby się nie zgodził, to zapewne stracilibyśmy jedyną możliwość odzyskania tych dzieciaków.
- Jutro o północy na starym lotnisku w Los Angeles.
- Kiedy zabiliśmy tam Cornelię, lotnisko jeszcze funkcjonowało. - Nasz rozmówca zaśmiał się szaleńczo. - Hangar piąty, tak jak wtedy?
- Dokładnie. Nie spóźnij się. - Warknął chłodno, po czym się rozłączył. Patrzył przez chwilę na telefon, po czym rzucił nim o ścianę z taką siłą, że aparat rozpadł się na małe kawałeczki.
- Dzielny chłopak. - Stwierdził Xander, łapiąc brata za czoło i przyciągając do siebie.
Cameron odsunął się od niego i wstał, przenosząc swój wzrok na mnie. Jego oczy były całkowicie czarne, jak zwykle wtedy, gdy był wściekły. Warkoczyk przechylił głowę na bok i zrobił krok do przodu. Przez chwilę naprawdę przypominał bestię szykującą się do ataku. Może powinnam się go bać, kiedy był w takim stanie i pewnie jeszcze parę tygodni temu tak by właśnie było. Ale to był mój Cami, który w życiu nie zrobiłby mi krzywdy. Podeszłam do niego pewnie i ujęłam jego twarz w swoje dłonie, po czym przytuliłam go mocno, ani przez chwilę się nie wahając.
- Ja...Muszę... - Zaczął warczeć mi do ucha. Był całkowicie sztywny. Zaczął szybciej oddychać a zaraz potem wyrwał mi się i wybiegł na korytarz.
Popatrzyłam na pozostałych dwóch braci Parker, ale obaj wyglądali jakby nie wiedzieli, co trzeba robić. Wywróciłam oczami. Faceci...
Zaczęłam biec za Camem, ale był szybszy i zanim dopadłam do drzwi pokoju, on już zdążył je za sobą zamknąć. Zaczęłam walić w nie pięściami.
- Cam! - Wrzasnęłam. - Cam, do cholery jasnej, otwórz te kurewskie drzwi! - Wydzierałam się po trzech minutach, kiedy ręce już mnie zaczynały boleć. - Inaczej zawołam Tristana i on je wyważy, a szkoda by było wpędzać agencję w koszty! I tak już rozbiłeś telefon! - Krzyczałam dalej.
- Daj mi spokój! - Warknął chłopak. Oparłam się o drzwi i zaczęłam śmiać się głośno. Po chwili te gwałtownie się otworzyły a ja wpadłam do pokoju, lądując tyłkiem na podłodze. Warkoczyk zamknął je za sobą z hukiem i popatrzył na mnie zirytowany.
- Auć... - Mruknęłam masując dłonią obolałą po upadku część ciała, ale nadal nie przestając się śmiać.
- O co ci znowu chodzi? - Warknął.
- Bo zachowujesz się jak dziecko. - Odparłam. - A poza tym przypomniało mi się, jak to ja byłam obrażona na cały świat i to ty waliłeś pięściami w drzwi. A potem mnie pocałowałeś. - Skończyłam nadal się uśmiechając. Nie wyglądał już na takiego złego, chociaż najwyraźniej bardzo się starał.
- Czasami zupełnie cię nie rozumiem. - Przyznał siadając obok mnie i opierając się plecami o zamknięte drzwi.
- Jestem kobietą. Mnie nie trzeba rozumieć. Mnie trzeba kochać. - Mruknęłam uwodzicielsko i oboje zaczęliśmy się śmiać. Chwilę potem już siedziałam u niego na kolanach obejmując go i całując po szyi. - Co jest? - Spytałam w końcu, bo przez cały ten czas wydawał się jakiś nieobecny. Milczał jeszcze przez chwilę, zapatrzony w okno.
- Mam szansę ją odzyskać, rozumiesz? - Spytał przenosząc wzrok na mnie. - Przez tyle lat myślałem, że nie żyje a okazuje się, że to nieprawda... - Szepnął jakby sam do siebie.
- Co z tego? - Spytałam i zabrzmiało to chyba zbyt chłodno. Chłopak popatrzył na mnie ze zdziwieniem i jakby urażony.
- Jak to: co z tego?
- Na ile ją zyskasz? Parę dni, ewentualnie tygodni? Prędzej czy później dopadniecie Marshala a wtedy przyjdzie czas na drugą część umowy, czyli wsadzenie was za kratki. - Mówiłam urażona. - Pogodziłeś się z jej stratą bo myślałeś, że nie żyje. A teraz wiesz, ze jednak jest gdzieś tam i widzę, jak bardzo ci zależy na tym, żeby mieć ją z powrotem. Ale co z tego, skoro znowu ją zostawisz? Nas zostawisz... - Dokończyłam niemal bezgłośnie.
Poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Nie chciałam płakać. Przecież już od jakiegoś czasu wiedziałam o tym, że jak to wszystko się skończy to wpakują ich do więzienia, ale chyba nie zdawałam sobie sprawy, że to może wydarzyć się już całkiem niedługo.
- Robię to dla was. - Szepnął w końcu Cami, patrząc mi prosto w oczy. - Po to, żebyście nie musiały mieć takiego życia jak ja. Nawet nie wiesz, jak to jest. I mogę udawać, że to wszystko to zabawa, ale tak nie jest. Dlatego nie zostawiłem cię ze sobą, tylko wysłałem z Elizabeth do Polski. Dlatego o niczym nie wiedziałaś. Chciałem cię przed tym jakoś uchronić. I może teraz to wszystko jest dla ciebie nowe, ale gdybyś dorastała w naszym świecie, to teraz albo byłabyś w zakładzie poprawczym, albo razem z Isy i Kieranem. Byłabyś uciekinierem. - Popatrzył na mnie uśmiechając się smutno. - Owszem, życie jakie wiodę, a raczej wiodłem ma swoje dobre strony. Dzień zaczyna się o piętnastej a kończy o piątej nad ranem. Wieczne imprezy, wyścigi, adrenalina. Seks z kilkunastoma osobami naraz, gdzie budzisz się na poduszce zaplamionej czyjąś spermą, a ty nawet nie wiesz, czyją. Nawet nie pamiętasz, gdzie jesteś, bo tyle wypiłeś. Dla niektórych to obrzydliwe, ale ja właśnie tak żyłem. To była dla mnie rutyna! - Zaśmiał się, widząc moje zniesmaczenie.
- Nie masz żadnej choroby, no nie? - Spytałam nagle, przyprawiając go o jeszcze większy atak śmiechu.
-Nic mi na ten temat nie wiadomo. - Wydusił z siebie w końcu, po czym spoważniał i kontynuował: - Napad na bank albo konwój przewożący pieniądze? Pikuś. Taką akcję odpierdzielaliśmy średnio raz na miesiąc. I wszystko układa się zajebiście, dopóki czar nie pryska i nie budzisz się na sali sądowej, słysząc wyrok dożywocia. - Przerwał na chwilę i zamyślił się jakby zastanawiając, czy mówić dalej. - I wierz lub nie, ale za pierwszym kiedy już po rozprawie zamknęli mnie w celi, to płakałem. I gdyby nie Nicholas, to chyba bym się naprawdę załamał. Oddzielili mnie od Isobell i Xandera a w zamian dostałem Domeina, który...Z resztą szkoda gadać. - Przerwał. Coś sprawiało, że nie chciał poruszać tego tematu a ja sama nie byłam do końca pewna czy chcę o tym wiedzieć.
- Nie musisz mówić. - uśmiechnęłam się i ucałowałam go w czoło, ale on potrząsnął przecząco głową.
- Chcę, żebyś wiedziała, bo masz prawo znać moją przeszłość. Tylko po prostu na które tematy łatwiej, a na inne trudniej jest mi mówić. - Westchnął głośno, spoglądając za okno. - Każdy z nas trzech am inne zainteresowania. Xander to geniusz matematyczny i spec komputerowy. Ja osobiście wolę rysować. Szkicować, malować, interpretować czyjeś prace i zdecydowanie mam umysł humanisty. A Domi...On ma specyficzne zainteresowania, a mianowicie starożytne sztuki walki, oraz sposoby tortur. Kiedy przymknęli nas po raz pierwszy, mało kto wiedział, o wynikach mutacji. Jednym z nielicznych był właśnie Domein. I wyżywał się na mnie w każdy możliwy sposób. Jedynej rośliny, jakiej musisz się w życiu wystrzegać jest Australijska pokrzywa. Dla normalnych ludzi jest bardzo trująca i może nawet zabić, a nam jej jad wstrzykiwany w bardzo małych ilościach tylko blokuje zdolności i nikt nie wie, dlaczego tak się dzieje. Potem jest trochę, jakby człowiek przyjął jakiś silny lek uspokajający. Domi wiedział, że za duża dawka powoduje silne skurcze mięśni, wymioty i bóle brzucha a mimo to podawał mi to prawie codziennie. Po jakimś czasie doszło do tego bicie i głodzenie. A wszystko po to, żebym wydał Xandera. Dopiero po dwóch miesiącach sobie darował i wypuścił mnie z izolatki. - Wzruszył ramionami i przytulił mnie mocniej. - Ale ja mu wybaczyłem. On to robił bo był na nas zły, że go zostawiliśmy. Nie mam do niego o to żalu. Poza tym przeprosił i wiem, że tego żałuje. - Spojrzał na mnie i uśmiechnął się radośnie. - Popsułem ci tym nastrój?
- Nie, skądże! - Odparłam sarkastycznie. - Ale to nie zmienia faktu że nie chcę, żeby mi cię zabrali.
- Prędzej czy później by nas usadzili. Albo zabili. A tak przynajmniej będę miał pewność, że tobie i Isobell nic się nie stanie. Że po załatwieniu nas, to wy nie staniecie się celem agencji. - Wzruszył ramionami i ziewnął przeciągle. - Chyba idę spać. - Chwycił moją twarz w dłonie i pocałował przeciągle. - Wiesz...Twojemu tatusiowi chyba nie podoba się, że jesteśmy razem. - Stwierdził z kpiarskim uśmiechem.
- Czyli to tak jakby zakazana miłość? - Spytałam starając się, aby brzmieć poważnie. - Powinieneś się cieszyć. Ty lubisz robić to, czego ci zakazują. - Mruknęłam, po czym oboje zaczęliśmy się śmiać. No właśnie. I ja niby miałabym się go bać?
Wstałam z jego kolan i przeciągnęłam się, po czym wyciągnęłam rękę w jego stronę.
- Powiesz mi w końcu, co robiłaś z chłopakami? - Spytał łapiąc moją rękę i podnosząc się z ziemi.
- Może kiedyś.... - Mruknęłam chichocząc. Popatrzył na mnie marszcząc brwi. - Idź spać. -Poleciłam dając mu szybkiego całusa w policzek i wyszłam z pokoju.
Ruszyłam korytarzem w stronę kuchni, ale ktoś złapał mnie od tyłu i zanim zdążyłam wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, zatkał mi usta ręką. Odruchowo uderzyłam napastnika w twarz, zanim zdążył zareagować. Chłopak puścił mnie i złapał się za policzek.
- Kurwa... - Warknął. Zanim zdążyłam się zorientować, przy chłopaku pojawiła się znajoma szatynka.
- Alex? - Spytałam zdziwiona. Dziewczyna wyszczerzyła się i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, wzięła mnie pod rękę i zaczęła prowadzić jednym z wąskich korytarzy.
- Dziewczyno! Nawet nie wiesz, ile plotek o tobie krąży! Musisz nam się koniecznie wyspowiadać ze wszystkiego! - Gadała jak katarynka, podczas gdy ja kompletnie nie wiedziałam, o co jej chodzi.
- Ej, wy! Nie szlajać się po korytarzach, tylko marsz do świetlicy! -Warknęła jakaś starsza kobieta, która z niewyobrażalną prędkością kierowała się w naszą stronę. Prowadząca mnie brunetka jeszcze bardziej przyśpieszyła i już po chwili pchnęła jakieś wielkie drzwi i niemal wepchnęła mnie do dużego pomieszczenia, gdzie na dwóch kanapach i na dywanie siedziało kilkanaście dziewczyn. - Patrzcie, kogo znalazłam! - Krzyknęła Alex, podnosząc moją rękę do góry.
Chyba byłam zbyt zaskoczona, żeby jakoś sensownie się zachować, więc po prostu grzecznie dałam się posadzić na kanapie, tuż obok Amelii, która patrzyła na mnie z ciekawością. Wszystkie osoby które poznałam przez te kilka tygodni, kiedy uczyłam się w agencji, teraz siedziały i przyglądały mi się badawczo.
- O co chodzi? - Spytałam zdezorientowana. Ami popatrzyła na mnie jak na kompletną idiotkę i zaczęła śmiać się głośno.
- Nie udawaj, że nie wiesz! Podobno spotykasz się z Parkerem, prawda? - Zapytała łapiąc mnie za rękę. Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy patrzyli na mnie jak na kosmitę.
- No tak, ale...
- Mówiłam! Mówiłam, że to prawda! - Krzyknęła rozradowana Alex i zaraz potem zaczęły z innymi dziewczynami snuć domysły na temat naszego związku. Jakoś wcale nie miałam ochoty ich słuchać.
- Jest sadystą? - Spytała w końcu Jakaś dziewczyna o blond włosach.
- Co? Nie! - Zaprzeczyłam natychmiast. - Słuchajcie, ja mam masę roboty, więc muszę już chyba iść... - Podniosłam się, ale czyjaś ręka natychmiast pociągnęła mnie z powrotem w dół.
- Nic z tego, mała. Opiekunowie pilnują korytarzy. Jeśli wyglądasz na uczennicę, to cię nie wypuszczą. - Poinformowała mnie wspaniałomyślnie Amelia. Wyjęłam telefon i bez namysłu wystukałam na klawiaturze krótką wiadomość: Dopadli mnie! Pomocy! Po czym wysłałam ją do Xandera. Po chwili z uśmiechem na ustach mogłam odczytać odpowiedź: Gdzie?
Czy to prawda, że jak już przeszłaś przemianę, to też masz super moce, jak oni? - Dopytywała się Alex, wyrywając mnie z zamyślenia. W części szkolnej, w świetlicy. Odpisałam chłopakowi, po czym podniosłam wzrok na brunetkę.
- Nie mamy żadnych super mocy. - Warknęłam zirytowana. - To są normalni ludzie, a nie jakieś wybryki natury które umieją latać lub żywią się krwią. Litości... - Popatrzyłam na dziewczyny, które wyglądały jakbym je śmiertelnie uraziła.
- Dajcie jej spokój. Poleciała na kasę i pewnie teraz liczy na to, że jak już go przymkną, to odziedziczy wielki majątek rodzinki Parkerów. Ciekawa jestem, czy w ogóle zawahałaś się pójść z nim do łóżka, co? - Spytała Natasha Palmer, która do tej pory milczała, piłując paznokcie. Dziewczyny spoglądały to na mnie, to na nią, jakby oczekiwały jakiejś wielkiej katastrofy. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale byłam tak wkurwiona, że nawet nie wiedziałam, co zrobić, żeby nie wybuchnąć. - Co? Masz tak ubogi słownik, że nawet nie umiesz się obronić? Zakpiła. 
- Mój słownik jest na tyle opasły, że gdybym cię nim pierdolnęła, to z krzesła byś spadła. - Warknęłam wyprowadzona z równowagi.
- Nadal jesteś pewna, że potrzebujesz pomocy? - W drzwiach stanął Xander i opierając się o futrynę przyglądał się całemu zajściu. - Bo moim zdaniem świetnie sobie radzisz. - Uśmiechnął się łobuzersko. Dziewczyny jak na komendę zaczęły się na niego gapić jak w obrazek a ja wywróciłam tylko teatralnie oczami, co ostatnimi czasy robiłam coraz częściej.
- Nie mam ochoty na żarty. - Mruknęłam wstając. - Poza tym musimy pogadać. Siema. - Rzuciłam niedbale w stronę zawiedzionych dziewczyn i minęłam chłopaka w drzwiach.
- O czym? - Spytał nie kryjąc zaciekawienia.
- O tym, że z tego co powiedział Moren, to Zack ma siedmioro dzieci, a Cameron wspomniał tylko o trójce. Czyli mam rozumieć, że tamte nas nie obchodzą i je zostawimy? - Zapytałam czekając, aż chłopak otworzy drzwi za pomocą karty i kodu.
- Oczywiście, że nie. Ale na tym polegają negocjacje. Moren, za nasze dzieciaki. Gdybyśmy zażyczyli sobie wszystkiego, wtedy prawdopodobnie Zack by się nie zgodził, a wtedy stracilibyśmy jedyną szansę. Tamte też ocalimy, ale trzeba coś wymyślić...
- A gdybym miała pomysł? - Spytałam. Chłopak stanął jak wryty i wolno obrócił się w moją stronę. Przyglądał mi się przez chwile z przechyloną na bok głową a ja znowu miałam to głupie wrażenie, że przewierca mnie wzrokiem ma wylot.
- Co proponujesz? - Spytał cicho, rozglądając się dookoła.

- Najprościej? Uratowanie tych dzieciaków i zgarnięcie mojego tatusia za jednym podejściem...
Witam kochane po świętach , z dwoma kilogramami więcej, ale co tam! Jak szaleć, to szaleć! :* 
Z małym opóźnieniem, ale jest kolejny rozdział. Postanowiłam, że będę je teraz dodawała trochę rzadziej, głównie dlatego, że jest sporo osób które są dopiero w trakcie nadrabiania. Myślałam nad tym, czy by nie zrobić streszczenia, ale ze wszystkich możliwych prac pisemnych, to zawsze szło mi najgorzej i boję się, że mogłabym w nim pominąć te najważniejsze fakty, dlatego prawdopodobnie się tego nie podejmę. 
Tak czy owak, zawczasu chciałabym Życzyć wszystkim udanego sylwestra i szczęśliwego nowego roku! :*   

11 komentarzy:

  1. Wszyscy po świętach + 2 kilo a ja jadłam, jadłam i schudłam. Oto zagadka. Jakim cudem?
    Eve dobrze poradziła w sobie w całej sytuacji ze wścibskimi dziewczynami.
    Jestem ciekawa, na jaki błyskotliwy pomysł wpadła, żeby uratować wszystkich za jednym razem. Ale nie ma co się niecierpliwić - niedługo się dowiem. Póki co życzę szampańskiej zabawy sylwestrowej i najlepszego przyszłego roku EVER :)
    ps.u mnie nowy rozdział, jeśli znajdziesz chwilkę :)
    Pozdrawiam, http://w-popiolach-igrzysk.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest i Eva!
    Jestem ciekawa jakie to tajemnice ma przed Cameronem! Pewnie odkryła jakieś nowe zdolności, choć może wcale nie chodzić o to..
    Nie wiem, co mam myśleć o tej rozłące, która ich niestety czeka. Dla Camerona będzie to podwójnie trudne, bo zostawi dziewczynę i córkę, ale przynajmniej obie będą bezpieczne. Jest to jakiś pozytyw.

    Nie rozumiem, jak te dziewczyny mogły ją posądzić o coś takiego! Z resztą potraktowały ją jak jakiś eksponat w muzeum. Ok, są podekscytowane i w ogóle, ale bez przesady! Xander oczywiście wybrał najlepszy moment na wejście! ;D

    Mam nadzieję, że plan Evy się powiedzie. Nie wyobrażam sobie, że zostawiliby resztę dzieci na pastwę Marshalla.

    Pozdrawiam! I również życzę udanego sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku! :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy następny? Bo ten rozdział jest tak genialnie, ciekawie i wgl super ekstra napisany, że aż od razu chce się czytać dalej xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny prawdopodobnie 5 lub 6 stycznia. Miło mi, że się podoba :*

      Usuń
  4. Hej, znalazłam Twojego bloga przypadkiem i szczerze powiedziawszy się zakochałam *.*
    Jest świetny, najbardziej podoba mi się to połączenie humoru, ale i grozy, powagi i wgl.
    Zajebisty ! Czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. A cóż takiego nasza Eva ukrywa przed Cameronem? A to ciekawe! Może jakieś nowe moce się w niej narodziły? A może w ogóle nie o to chodzi? Choć nie wydaje mi się by ten wątek był jakoś szczególnie ważny to jednak ciekawi mnie co takiego może przed nim zatajać. I to nie sama.

    Natomiast najważniejsza część rozdziału, jaką niewątpliwie był ten dziwny telefon, wprowadziła mnie w ogromne zaskoczenie. Nie sądziłam, że ten wielki, potężny, siejący strach i ferment Zack zdecyduje się zadzwonić do Cama i że rozmowa będzie przebiegała w ten sposób. Wydawało mi się raczej, że oleje fakt, iż porwali mu kochanka i znajdzie sobie innego. Nie sądziłam, że osoba jego pokroju może mieć jakieś uczucia i że można tak łatwo wytrącić go z równowagi. Gdy tylko Cam zaczął mówić na temat jego chłopaka i o tym jak to inni będą go rżnąć, Zack ewidentnie przestał się kontrolować i wewnętrznie strasznie się wkurzył. I to jest dla mnie zaskoczeniem, bo spodziewałam się raczej pokerowej twarzy i śmiechu na słowa Cama. A jego to dotknęło! Ciężko mi to pojąć, naprawdę. Bo skoro naprawdę się zakochał i zależy mu na chłopaku to znaczy, że ma jednak jakieś uczucia. A o to go nie podejrzewałam.

    Ciekawa jestem, co wymyśliła Eva i jaki ma plan na odbicie dzieciaków. Rzeczywiście nie byłoby fair uwolnić trójkę a resztę zostawić na pożarcie tym zbirom. W końcu jak coś robić, to robić dobrze. Właśnie za tą wrażliwość i dobroć polubiłam Evę od samego początku;)

    A i bym zapomniała. Jej tekst o pierdolnięciu słownikiem był przeboski:D Hahaha nie ma to jak dobra cięta riposta;D Mega!

    Pozdrawiam serdecznie!:*

    OdpowiedzUsuń
  6. No cześć! Spóźniam się z komentarzem (jak zawsze, zresztą...), ale lepiej późno niż wcale, co nie?

    A co takiego Eva ukrywa przed Camem? Niech mu to powie, bo biedny jeszcze zrobi się zazdrosny i podejrzliwy :3 A ja również jestem tego ciekawa. Zaskoczyło mnie to, że Zack przejął się losem swojego "kochasia". Myślałam, że go tylko wykorzystuje, bo mu się tak podoba. A tu takie zdziwienie - On ma uczucia! Do teraz nie mogę uwierzyć.
    Te dziewczyny zachowały się chamsko. Żeby tak naskakiwać na Evę, a potem wyciągać pochopne wnioski? Boże, widzisz a nie grzmisz...
    Nasza bohaterka dobrze im dogadała. Z tym słownikiem pojechałaś xD
    Aaaale co Eva zamierza zrobić, skoro powiedziała, że ma plan odbicia wszystkich dzieciaków? Co ona, do jasnej cholery, chce zrobić? Do głowy przyszedł mi najczarniejszy scenariusz tego pomysłu.

    Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. No więc....rozdział jak zwykle świetny!
    Nie jestem tu nowa ;) wcześniej byłam anonimem i podpisywałam się "Joanna"
    To tyle...czekam na nexta! ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy ta laska wpadła z oświadczeniem, że dzwoni Marshal nie wiedziałam czy powinnam się śmiać czy płakać -,-
    W ostatecznym rozrachunku zrobiłam coś pomiędzy (popłakałam się ze śmiechu). Lubie groźnego Camerona! Wspominałam już o tym? ;) Wtedy jest o wiele bardziej mrr... Taki nie bezpieczny. Dokładnie taki jak lubię. ;P
    Następna sytuacja. (Tak przez ten rozdział z mojej twarzy nie mógł zejść uśmiech). Eva waląca w drzwi Cama. Powtórka z rozrywki, co? €: Takie sytuacje deja vu nie wiadomo dlaczego najbardziej mnie bawią.

    Domi o.O Kocham cie, jesteś wzorem do naśladowania! Wymyślne sposoby tortur!? Choć z drugiej strony - biedny Cami. :C
    A co tam. I tak wole Xandera ;P (i te otwarte gęby, gdy pojawił się na stołówce - bezcenne c: )
    Jak zwykle wypadł świetnie, ale troche mnie zdziwiło to jego otwarte zdziwienie Evą (choć trzeba przyznać ze dziewczyna lubi zaskakiwać). Na początku myślałam o niej jako o słabym ogniwie a tu taka przemiana. Odważna, silna i nawet plany własne wymyśla. Brawo!!
    Ta, tylko ciekawe jaki jest ten plany (no czemu ty kończysz w takich momentach?) Jeszcze jeden taki wyskok a będę musiała osobiście dopilnować, abyś skończyła gorzej niż Marshal jak już się z nim Cam rozprawi ;P
    To weny, dziewczyno, weny €: Pisz dla nas cieplutki, świeżutki rozdział pełen akcji :)
    Buziaki, Inna :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten rozdział ogromnie mi się podobał! Uwielbiam te z perspektywy Evy! <3
    Zack jest tak okropny, że nawet nie mogę myśleć o tym myśleć... To co zagrodził, że zrobi z Isy... jest gorzej niż nieludzkie. On po prostu nie ma sumienia, jest potworem! Ale jednak troszczy się o swojego chłoptasia, skoro cenne jest dla niego jego życie.
    Mam nadzieję, że jednak uda się ocalić dzieciaki. Coś mi się wydaje, że to byłoby za proste, taka zwykła wymiana... No bo to w końcu Zack. Może wymyślić jakiś plan. Skoro Eva wymyśliła plan (swoją drogą bardzo prosty i bardzo dobry!), by zgarnąć Zacka i uwolnić dzieci, a tym samym oszukać marshalla, sądze, że on też coś wymyśli podobnego. Tylko, że pewnie będzie chciał porwać Evę...
    Coś czuję, że będzie akcja i jestem tym podekscytowana! Mam jednak nadzieję, że wszystko skończy się pomyślnie!
    Biedny Cam. Ale dobrze, że Eva jest przy nim! <3
    Ten tekst z tym słownikiem był najlepszy <3
    Pozdrawiam! Życzę cudownego nowego roku, spełniania w nim marzeń, dużo weny i dużo wolnego czasu do pisania tego opowiadania i nie tylko! :*

    OdpowiedzUsuń