- Trzeba
jej pomóc! - Krzyknęłam do dziewczyny stojącej przy oknie, kiedy kobieta niebezpiecznie się zachwiała
- Ja z nią zostanę. Jest
ich pełno. - Ciocia Maggie wzięła głęboki oddech. Nigdzie nie było widać,
gdzie krwawi. - Musisz odwrócić ich uwagę. Odciągnąć od Evy... -
Znowu urwała.
- Na pewno sobie poradzicie?
- Spytała blondynka, przeczesując nerwowo włosy. Wiedziałam, że
sobie nie poradzimy. Ciocia była ledwo przytomna, a ja nawet nie
chodziłam na szkolne zajęcia karate, nie mówiąc o radzeniu sobie z
prawdziwym niebezpieczeństwem.
- Idź. Zajmę się nią. Nic
nam nie będzie. - Starałam się być przekonywująca. Blondynka
zniknęła za drzwiami. Zostałyśmy same. - Zaraz to wytrę. -
Ruszyłam do łazienki.
Cholera jasna, gdybym ja tylko wiedziała, jak się udziela pierwszej pomocy! Te lekcje też ominęłam. Na filmach, to w łazience zawsze jest apteczka, prawda? No właśnie. Tylko, że tam jej nie było! Namoczyłam szybko ręcznik i spojrzałam w lustro. Naprzeciwko mnie, w drzwiach stała ciocia Magdaleine. Wyglądała jak zwykle, może pomijając zakrwawioną twarz.
Cholera jasna, gdybym ja tylko wiedziała, jak się udziela pierwszej pomocy! Te lekcje też ominęłam. Na filmach, to w łazience zawsze jest apteczka, prawda? No właśnie. Tylko, że tam jej nie było! Namoczyłam szybko ręcznik i spojrzałam w lustro. Naprzeciwko mnie, w drzwiach stała ciocia Magdaleine. Wyglądała jak zwykle, może pomijając zakrwawioną twarz.
- Przepraszam, Eva. On ciebie
chce, a ja muszę robić, co mi każe. Przepraszam... - Wycelowała we mnie z broni, której wcześniej u niej nie widziałam.. Spojrzałam na lufę i w jednej chwili czułam, jak wcześniej
zjedzona zapiekanka podchodzi mi do gardła. Nawet moja kochana
ciocia Maggie była przeciwko mnie. - Nie próbuj uciekać. - Wyjęła
telefon z kieszeni i spojrzała na ekran. Stała jakieś dwa metry ode
mnie, a ja czułam, jak łzy spływają po moich policzkach.
- Czemu mi to robisz? -
Spytałam cicho, próbując opanować drżenie rąk, poprzez zaciskanie dłoni w pięści. - przecież ja Ci nic nie zrobiłam! - Wykrzyczałam. Kobieta
spojrzała na mnie dziwnie. jakby mnie nienawidziła. Nigdy nie podejrzewałabym jej o takie zachowanie.
- To przez Ciebie ona nie
żyje. To wszystko twoja wina... - Wysyczała do mnie, dysząc ciężko.
- Musisz za to odpowiedzieć. - chwyciła mocniej za broń. Zamknęłam oczy. Usłyszałam
strzał. A potem ktoś upadł na ziemię.
Klęczałam na zimnych
płytkach, pokrytych krwią. Płakałam. Było tak już od mniej
więcej pięciu minut. Ja płakałam, a Cam tylko mnie przytulał.
Nic nie mówił. Otworzyłam oczy. Moja ciocia, a właściwie jej
ciało, leżało obok, roztaczając wokół siebie coraz większą
kałużę czerwonej, gęstej cieczy, kontrastującej z białymi
płytkami.
- Co ty tutaj robisz? - Spytałam
między jednym atakiem płaczu, a drugim. W ogóle go nie znałam, a on po raz kolejny prawdopodobnie ocalił mi życie. Zabijając przy tym Magdaleine.
- Po raz drugi ratuję twój
jakże seksowny tyłeczek. - Powiedział cicho, gładząc mnie po
włosach. Wdychałam bijący od niego zapach mięty. Jak wtedy, kiedy
pierwszy raz do nas strzelali. Miałam nadzieję, że już zawsze tak
będzie. Że Cameron będzie blisko, kiedy tego potrzebuję. Mimo, że nawet go nie znałam, to jego obecność kojarzyła mi się z bezpieczeństwem. Miałam ochotę wtedy zapomnieć o wszystkim i trwać w jego ramionach. - Zaraz tu przyjdą...
- I wszystko popsują. -
Dokończyłam za niego.- Cam, ja tak nie chcę. Nie chcę tracić
wszystkich, na których mi zależy... - Wtuliłam się w niego
mocniej. Był dorosły, a już na pewno starszy ode mnie. To dziwne, jak wielkie nadzieje pokładałam w nim od samego początku. I jak bardzo mu ufałam.
Ktoś wszedł do pokoju.
- Cholera! - Ryknął Caleb
stojąc w drzwiach łazienki. W zdrowej ręce trzymał pistolet. -
Bonnie? Pytałaś zdaje mi się, czy z Parkerem nie będzie
problemów? Wydaje mi się, że znam odpowiedź. - Do pokoju wparowała
Bonnie, a za nią dwóch ubranych na czarno mężczyzn.
- Więc mam kolejne pytanie. -
Zaczęła blondynka. - Czemu ty ją do jasnej cholery zabiłeś?! - Wydarła się tak głośno, że aż Caleb stojący obok niej, lekko
się odsunął.
- Ona mi groziła... -
Zaczęłam cicho. Cameron pogładził moje włosy, wstając. - Cameron
zabił ją, ponieważ ona groziła, że zabije mnie. - Powiedziałam
głośniej, ocierając łzy z oczu. Wiedziałam, że on i tak ma już
kłopoty, ale nie wiedziałam, jakie i dlaczego. Nie chciałam, żeby
przeze mnie miał ich jeszcze więcej.
- Magdaleine chciała cię
zabić? - Spytała Bonnie patrząc na mnie, jakby mi nie wierzyła. -
Ona była umierająca!
- Więc obejrzyj ją i
zobacz, gdzie jest ranna. Dostała ode mnie kulkę w szyję.
Wcześniej nic jej nie było. - Powiedział Cameron, patrząc na ciało
Maggie. Oczy nadal miała otwarte. Zrobiło mi się niedobrze, jak na
nią spojrzałam.
nagle poczułam w sobie przypływ energii. Nie wiem, skąd on się wziął, bo przecież po takim wydarzeniu powinno być mi jeszcze gorzej, a było wręcz przeciwnie. Chcieli mnie zabić? To musieli się bardziej postarać. Bo nie zamierzałam im tego ułatwiać.
Wstałam z podłogi w jednej
chwili nakazując sobie spokój i w dużej części mi się to udało. Spojrzałam po wszystkich obecnych.
- Muszę się umyć. Nie
pogniewaj się Cameron, ale oboje jesteśmy wysmarowani krwią. I nie
wiem jak tobie, ale mi to przeszkadza. - Spojrzałam na Bonnie. -
Załatw mi jakieś ubrania. No i trzeba ogarnąć ten bałagan. - Oparłam
się o umywalkę, patrząc w lustro. Wszyscy, począwszy na Calebie i
Bonnie, przez dwóch mężczyzn ubranych na czarno wpatrywali się we mnie w szoku. Tylko Cam
uśmiechał się jakby chciał powiedzieć: No, brawo mała.
Odwzajemniłam uśmiech. - Chcę
się jeszcze dzisiaj zobaczyć z mamą. I nie obchodzi mnie, gdzie
jest. Niech się chociaż raz wysili i pokaże, że ja też coś
dla niej znaczę. - Szłam w stronę szafy, z
rzeczami które przyniosła mi wcześniej blondynka. - I Bonnie?
Pójdziemy potem na zakupy. Te ubrania... Kompletnie nie mój styl.
- Oczywiście... - Wydusiła z siebie, blada jak ściana.
Po
wykąpaniu się i przebraniu, patrzyłam z rozbawieniem jak biedna
Bonnie się ze wszystkim uwija. Do pokoju przyszły sprzątaczki, a
jacyś ludzie wynieśli ciało Maggie. Tak czy owak po półtorej
godziny zarówno pokój jak i łazienka wyglądały jak przed całym
zajściem.
- Twoja
mama będzie wieczorem. Chcesz coś jeszcze? - Spytała dziewczyna
siadając na łóżku naprzeciwko mnie.
- Na razie
nie. I Bonnie?
- Tak? -
spytała sprawdzając coś w telefonie.
- Wiem,
że byłam trochę wredna. I przepraszam za to. - Spojrzała na mnie
znad telefonu, po czym odłożyła go na półkę. Nie chciałam aż tak na nią naskoczyć, ale zrobiłam to impulsywnie.
- Powiem w ten
sposób, mała: - Zaczęła, a ja bałam się, że zaraz mnie obstawi. -
Nie jesteś zwyczajną uczennicą tej akademii i nigdy nie będziesz.
Jesteś... Wyjątkowo cenna. I dlatego spełniane są wszystkie twoje
zachcianki. A poza tym, podoba mi się taka ostrzejsza wersja Ciebie.
Myślałam, że jesteś kolejną zakompleksioną małolatą.
Pozytywnie mnie zaskoczyłaś. - Uśmiechnęła się szeroko.
- Jeszcze jedno
pytanko, a mianowicie jak tu jest z kasą? - Spytałam układając się na łóżku z jakimś kryminałem, który przyniosła mi dziewczyna.
- Agencja
ma jej zdecydowanie za dużo. Wiem, bo czasami zajmuje się
rachunkowością. A czemu pytasz?
- Bo
w takim razie jutro idziemy na zakupy. - Mruknęłam i przykładając palec do ust, zanurzyłam się w lekturze.
Siemka:) Wiem, pisałam, że oba rozdziały mają pojawić się w piątek, ale ten jest szybciej. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Dałam trochę akcji. Nieźle się ciocia siostrzenicą opiekuje. No i wraca buntownicza Eva. W takim wydaniu lubię ją najbardziej. Czekam na komentarze, nie zawiedźcie mnie. Pod ostatnim postem nie było tragicznie, więc daruję limity, ale mimo wszystko liczę na was!
Rozdział mi się podoba :) wprowadziłaś akcję i to jaką :) Nie spodziewałam się, że jej ciotka będzie chciała ją zabić. Niezłe zaskoczenie :)
OdpowiedzUsuńNa początku rozdziału wyłapałam kilka literówek, ale nie przeszkadzały w przyswajaniu tekstu.
Pozdrawiam serdecznie,
Guardian Angel
Fajna ciocia xD Szczerze mówiąc nie przyszło mi do głowy, że będzie chciała ją zabić. Kilka literówek i powtórzeń, ale nie rażących. Ta Eva mi także bardziej się podoba :) Buntowniczka ach tam xd
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Rozdział dłuższy niż pozostałe,więcej akcji i o wiele lepiej go się czytało. Super :))
OdpowiedzUsuńPiszesz coraz lepiej.
Podoba mi się pomysł z ciocią i z silną Evą, chociaż szczerze mówiąc wątpie żeby takie zdarzenie nie odcisnęło na niej potem żadnego piętna.
Ciekawi mnie, jak wyglądają pozostali bohaterowie, więc za chwilę zajrzę do nowej zakładki :D
Jeśli mam jakieś zastrzeżenia to imię ciotki. Magdeleine to z pewnością Magdalena. Ale Maggie? To skrót od Margaret.
Chociaż w sumie to nie ma znaczenia, Eva mogła ja tak nazywać xD.
Weny:)
hopelessdream
Ale mnie zaskoczyłaś! Myślałam, że ciocia Maggie jest dobrym charakterem, a okazało się, że chciała ją zabić!? Nie mogę uwierzyć w taki obrót sprawy... To ona się martwi, zajmuje nią, szuka czegokolwiek by jej pomóc starając się zachować zimną krew, a ona jej taki numer wykręca? Szczyt wszystkiego! Naprawdę obawiałam się najgorszego... Dobrze, że zjawił się Cam. Swoją drogą czuję, że tą dwójkę zacznie coś łączyć. Wyczuwam pierwsze objawy tego ;D Podoba mi się, że Eve stanęła na nogi. Siedzenie cicho jak mysz pod miotłą na pewno nie zapewniłoby jej bezpieczeństwa. Twarda jest, nie da się tak łatwo załatwić. Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział:)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji chciałam zapytać, czy mam Cię informować o nowych notkach? Chciałabym wiedzieć i dostać opinię o swoich rozdziałach jak znajdziesz chwilkę czasu:)
Byłam ciekawa, co to za ciotka. To się dowiedziałam. Szok. Kiedy napisałaś, że pistolet wystrzelił, zamarłam i pomyślałam, że to może ciotka głównej bohaterki strzeliła do siebie i pozbawiła się życia. Do normalnych nie należała, więc kto wie? A tu proszę - Cameron xD
OdpowiedzUsuńWyczuwam w niedalekiej przyszłości jakieś love story, ale jak będzie naprawdę, to się okaże ;)
Pozdrawiam, http://love-fun-soul.blogspot.com/
Myślałam, że ta ciotka naprawdę chce pomóc, ale jednocześnie coś mi nie grało z tym, że nie miała żadnej rany i była taka umierająca. Na szczęście książę (nie) na białym koni się pojawił i uratował Eve.
OdpowiedzUsuńno CO?! Ciotka chce do niej strzelać?! tego się nie spodziewałam! coś mi nie pasowało, że nie ma żadnej rany, ale myślałam, że to może jakaś trucizna powodująca krwotoki... nie wiem XD kurde, kto jej kazał zabić Evę? czyli serio, ktoś traktuje ją jako poważne zagrożenie! jestem ciekawa całej tej akademii.
OdpowiedzUsuńno i Eva jest silną dziewczyną! potrafi się zebrać w sobie i iść do przodu. Polubiłam ją! choć z drugiej strony tak jakoś za szybko się klimatyzuje. Ale to dobrze dla niej. :)
jutro postaram się też przeczytać ze cztery rozdziały ;)
pozdrawiam!
Suuper *_*
OdpowiedzUsuńŁoo! Tego się nie spodziewałam. Mordercza ciotka, która udawała umierającą. Co raz bardziej intryguje mnie ten ktoś, kto chce dostać Eve w swoje ręce. Nawet ciotka po jego stronie! No nie wierzę. Ten rozdział wyszedł świetnie ;) Dobrze, że zjawił się Cam. Nie wiem jak Eva poradziłaby sobie bez niego. Swoją drogą - czy Eva nazwała go "Cami" kiedy tłumaczyła jego zachowanie? Wyczuwam romans ;D Nowa postawa Evy jest nieco lepsza niż przestraszonej dziewczynki, ale popadła w skrajność i przez to zachowuję się zbyt arogancko. Błagam, powiedz, że nie przemieniłaś jej w księżniczkę świata bo na to się zanosi, a tego nie chcę! Nie rozumiem jej podejścia do życia w którym zupełnie nie szanuje swoich bliskich. Lepiej żeby nie doszło do tego skupienie jedynie na bucikach i wacikach. Masz bardzo dużo rozdziałów, więc nadrobienie wszystkiego zejdzie mi pewnie cały miesiąc. No nic nie będę marudzić. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńŁadnie, ładnie ;-; Ciotka chciała ja porwać. Pracowała dla jakiegoś Niego. A potem wparował jej książę - niekoniecznie na białym rumaku - i uratował tyłek. Subtelność bomby wodorowej ale w sumie cała scena bardzo mi się podobała. Serce bijące jak szalone i ten dreszczyk emocji. Ah... Tak to jest to ci kocham.
OdpowiedzUsuńNo i uwielbiam Eve za tą postawę. Wokół niej wali się i pali a ona unosi wysoko podbródek i mierzy się z przeciwnościami losu. Szacunek. ;)
Tak, tak. Ja też nosem wyczuwam romansik pomiędzy Eve a Camem. Hi, hi. €: Lecę dalej. Ciekawe co tam zmyślowałaś...
Uuu, takiego rozwoju akcji się nie spodziewałam. Pisałam to już wcześniej, ale Evę ma naprawdę niesamowicie mocną psychikę. No i książę na białym koniu *.* Haha, końcówka mnie rozwaliła. Zakupy się jej marzą!
OdpowiedzUsuńPrzy okazji przepraszam, że tak czytam urywkami, ale miałam weekendową fazę na simsy xD
Sparks ;*
Hej! Przepraszam, ze tak późno wracam z nowym komentarzem, ale po prostu wcześniej nie miałam czasu. Wiesz, święta. Stwierdziłam, że nie będę komentowała każdego posta za osobna, bo to zajmuje naprawdę dużo czasu i lepiej już chyba radziej je otrzymywać a za to dłuższe i obfitsze w emocje. Okej, teraz zajmę sie rozdziałem. Niezwykle dużo sie zdarzyło. I do tego wszystko tak szybko. Dlaczego ciocia naszej bohaterki mogłaby chcieć jej śmierci? Źle sie to dla niej skończyło. I cieszę sie ze nie będzie tak nad sobą rozpaczać tylko porządnie weźmie do roboty. :]
OdpowiedzUsuńCoraz ciekawiej <3
OdpowiedzUsuńWitam :) Przepraszam za tą przerwę w komentowaniu :) Matko kochana własna ciotka chciała ją zabić?! Jak tu ufać komukolwiek? Dziewczyna ma przerąbane i tyle :/ Ale nadal nie wiem o co tu chodzi. Czemu ona jest winna? O co chodziło? Dobrze, że Cameron zjawił się w odpowiedniej chwili. No i to zakończenie. Ok jest cenna, ale dlaczego? I z innej beczki... mogą chodzić na zakupy haha :D
OdpowiedzUsuńJeśli coś mi tu przeszkadza to chyba to takie wydrylowanie emocjonalne bohaterów. Cameron zabija ciocię koleżanki i mówi "ratuję twój seksowny tyłeczek". To nie czas i miejsce, chwila jednak ciut dramatyczna i takie coś ją psuje. Wiem, że chcesz stworzyć coś bardziej sensacyjnego, ale po prostu nie pasuje i już. przez takie coś nie cierpię tego kolesia.
OdpowiedzUsuńZa to przemiana zaskakująca, podoba mi się. Chociaż językowo załamanie mogło trwać nieco dłużej, to ten charakterek na plusie.
Już pisałam na początku, ale dla mnie ta historia ma potencjał, ale sporo tu do poprawy, ale sama to wiesz na pewno.
pozdrawiam!