Obudziłam się kilka minut po siódmej rano, żeby wyjść z Luną
na spacer. Luis powtarzał, że na razie trzeba często z nią
wychodzić, żeby potem nie mieć niespodzianek. Wczoraj wieczorem dwa
razy sam ją wziął, ale nalegał żebym dzisiaj ja to zrobiła.
Szłam bocznym korytarzem, żeby żaden z uczniów mnie nie zauważył,
bo zaczęły by się pytania, gdzie ostatnio byłam. Margaret
postanowiła, że na razie będę miała indywidualne lekcje, żeby
lepiej pojąć cały materiał. Zależało jej, żebym jak najlepiej
zdała egzaminy, a muszę przyznać, że rozumiałam więcej, kiedy
byłam tylko ja i nauczyciel. Kiedy czegoś nie umiałam,
powtarzaliśmy materiał a na lekcjach z innymi uczniami nie miałabym
takiej możliwości.
Było już po ósmej, kiedy weszłam do mieszkania. Luisa nie było, bo wyszedł już do pracy, a jedyną robotą Caleba i Bonnie było pilnowanie Cama. Czarnooki jeszcze spał, a blondyn był w łazience kiedy wkroczyłam do salonu. Rzeczywiście, po wczorajszym wieczorze wyglądał jak pobojowisko. Gdzieś o pierwszej w nocy chłopaki zaczęli rzucać się popcornem i wszędzie było go pełno. Cam zachowywał się normalnie, więc i ja udawałam, że nic się nie stało. W rzeczywistości jednak niepokoiła mnie ta jego chwilowa zmiana. Bonnie przechodziła co chwilę obok niego marudząc, żeby wstał.
Było już po ósmej, kiedy weszłam do mieszkania. Luisa nie było, bo wyszedł już do pracy, a jedyną robotą Caleba i Bonnie było pilnowanie Cama. Czarnooki jeszcze spał, a blondyn był w łazience kiedy wkroczyłam do salonu. Rzeczywiście, po wczorajszym wieczorze wyglądał jak pobojowisko. Gdzieś o pierwszej w nocy chłopaki zaczęli rzucać się popcornem i wszędzie było go pełno. Cam zachowywał się normalnie, więc i ja udawałam, że nic się nie stało. W rzeczywistości jednak niepokoiła mnie ta jego chwilowa zmiana. Bonnie przechodziła co chwilę obok niego marudząc, żeby wstał.
- A która godzina? - Zapytał zaspany, podnosząc głowę.
- Dziewiąta trzydzieści. Wstawaj i rób śniadanie. - Próbowała
ściągnąć z niego kołdrę, ale ten nakrył się nią na głowę.
- Przed południem jest jeszcze noc, nikt cię tego nie uczył? - Spytał,
całkowicie się chowając.
Usiadłam na brzegu sofy. Po chwili poczułam jak coś łapie mnie za
nogę. Parker pociągnął mnie do siebie zmuszając, żebym położyła
się obok niego. Leżeliśmy twarzami do siebie. Miał zamknięte
oczy, ale się uśmiechał. Wyglądał słodko. Może nie powinnam,
ale pocałowałam go w czoło. Czułam ten silny zapach mięty. Dostawałam szału.
- O matko, jeszcze ty? - warknęła zirytowana Bonnie, siłą zdzierając
z nas kołdrę. Cami odruchowo się skulił.
- Zimno mi! - Zaczął zrzędzić, ale podniósł się i podreptał do
kuchni.
Dużym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że Cam świetnie gotuje. No,
może nie gotuje, ale robi pyszne naleśniki. Usiadłam przy stole w
kuchni, kiedy zaczął stawiać na nim syrop, dżem, bitą śmietanę
i sos czekoladowy. Obok na talerzyku były pokrojone banany, kilka
truskawek i jagody. Nie wiem, skąd oni o tej porze roku wytrzasnęli
jagody i truskawki, ale byłam im za to niezmiernie wdzięczna.
Siedząca na przeciwko mnie Bonnie uśmiechnęła się, kiedy Cameron
postawił przed nami dwa talerze, pełne puszystych naleśników.
- Smacznego. - Powiedział siadając obok nas i od razu nałożył sobie trzy. Też wzięłam jednego i
wrzuciłam na niego kilka jagód, po czym polałam sosem
czekoladowym.
Po śniadaniu Caleb poszedł
zobaczyć jak się mają sprawy z Oustinem. Podobno się
obudził, ale tylko na kilka minut. Chyba już z nim lepiej, skoro
mówili coś o przesłuchaniu go.
- No, to co będziemy
robić? - Spytałam Bonnie, kiedy Cam był w łazience. Zajęcia miałam
dopiero o jedenastej, a nie chciałam nudzić się aż do tej pory.
- Na mnie nie patrz. - Mruknęła
dziewczyna przeglądając jakiś magazyn sportowy. - Ja muszę skoczyć
do sklepu po zakupy, bo Cam się skarży, że nic w lodówce nie ma.
- Bo to prawda! - Marudził ten, stając w drzwiach i wycierając twarz ręcznikiem.
- Dobra, dobra, ale jak ci kupię
składniki, to zrobisz te bułeczki jagodowe co ostatnio? - Spytała
wstając z fotela. Wzięła kurtkę i stanęła w drzwiach oczekując
odpowiedzi. Cam tylko przewrócił oczami w ten śmieszny sposób i
pokiwał głową.
- Wariatka.... - Westchnął
siadając obok mnie na sofie, kiedy dziewczyna już wyszła.
Wzięłam na kolana Lunę,
głaszcząc ją po karku. W nocy spała między Camem a Calebem, co
wyglądało dosyć śmiesznie.
- Domein żyje, prawda? - Spytałam
ostrożnie. Głowiłam się nad tym, odkąd tylko mi to powiedział.
Spojrzałam na niego a on westchnął głośno, chowając twarz w
dłoniach. Zaczęłam żałować, że w ogóle poruszyłam ten temat.
- Nikt nie może się o tym
dowiedzieć... - Szepnął w końcu podnosząc na mnie wzrok.
Pokiwałam głową, bo na nic więcej nie mogłam się zdobyć. - Mógł
nas zabić, rozumiesz? - Spytał ciągle patrząc na mnie. Potem utkwił
wzrok w jakimś punktem za oknem. - To było kilka miesięcy po tym, jak
Xander pomógł mi uciec z więzienia. Byliśmy w jednym z naszych
domów, na Florydzie. Ja, Xander, Rocket i Loca. Wpadli do domu w
nocy. Chyba z trzydziestu agentów, pod dowództwem mojego młodszego
brata. Kazaliśmy dziewczynom uciekać, a sami zostaliśmy. Wiesz,
jakie to uczucie, kiedy klęczysz skuty przed osobą, z którą kiedyś byłeś bliżej niż z kimkolwiek innym, a ona teraz trzyma naładowany
pistolet tuż przy twojej głowie? To był jeden z najbardziej upokarzających momentów w moim życiu. - Przymknął oczy i ponownie
zakrył twarz dłońmi. - Samolot miał nas zabrać bezpośrednio do Vegas, gdzie ja i Xander mieliśmy stanąć przed radą. Mi
może by się upiekło, ale on od razu odstałby karę śmierci. A
Domein podszedł do nas i z tym swoim głupawym uśmieszkiem
oświadczył, że zabiera nas do Rio, a tam czeka na nas samolot do
Europy. - Zaśmiał się i spojrzał na mnie. Myślałam, że będzie
smutny, ale on wyglądał jak po obejrzeniu dobrej komedii. - Zdałem
sobie sprawę, że przyłączając się do Xandera zostawiłem Doma
samego. Po śmierci mamy tata zabrał Ericę do siebie, potem ja
odszedłem i on został zupełnie sam. Wyjechaliśmy potem do Europy
na kilka tygodni, tylko we trzech. Dla agencji odegraliśmy scenkę zabójstwa Domeina.
Oficjalna wersja jest taka, że wrzuciliśmy jego zwłoki do
morza. - Zamyślił się na chwilę, po czym dodał: - Nikt nie wie, że
Domi bierze udział praktycznie w każdej naszej akcji. Niektórzy
uważają, że jestem głupi, że poświęciłem się dla Xandera.
Nie masz rodzeństwa, więc masz prawo tego nie rozumieć. Ale moi
bracia... Kocham ich. I nie boję się tego przyznać. I wiem, że im
również na mnie zależy, a ludzie niech gadają, co chcą. Nawet
nie wiesz, ile bym dał, żebyś mogła mnie poznać w innych
okolicznościach. - Szepnął biorąc mnie na kolana. Siedząca na nich
Luna zeskoczyła na podłogę i podreptała do kuchni. - Wiem, że po tym
wszystkim, co ci Bonnie nagadała i w ogóle po tym, co słyszałaś
na temat mój i Xandera, możesz się nas bać. I wcale nie mam ci
tego za złe. Ale nie wszyscy są tacy, jakimi ich malują. - Skończył
wtulając się w moje włosy. Zapadła długa chwila ciszy, ale chyba
żadnemu z nas to nie przeszkadzało. W końcu zdobyłam się na
zadanie jeszcze jednego pytania.
- To, co się z tobą wczoraj
stało... Jak powiedziałeś... - Nie umiałam ubrać tego w słowa, ale
on chyba zrozumiał, o co mi chodzi.
- Masz czasami tak, że jeśli
znasz kogoś dobrze, to wystarczy że na niego spojrzysz i wiesz, co
chce ci powiedzieć? - Spytał przekręcając moją twarz tak, żeby
mógł patrzeć mi w oczy. Pokiwałam głową, choć nie do końca
wiedziałam, co chłopak ma na myśli. - Jesteśmy trojaczkami. Ja, Xander i Domein. Znamy się od zawsze. Nasze kłótnie nigdy nie
trwają dłużej niż godzinę. Ale dzięki temu eksperymentowi,
któremu poddali się nasi rodzice łączy nas coś jeszcze. - Urwał
widząc, że nie wiele z tego rozumiem. - Kiedy są gdzieś w pobliżu
ja... Słyszę ich myśli. Wiem, co akurat czują. Czasami to bywa
pomocne, kiedy wiemy, że któryś z nas ma problem, kiedy jest zły
czy smutny. Ale są też minusy takich zdolności. Na przykład kiedy
jest się w intymnej sytuacji z dziewczyną, kiedy jest się
podnieconym a dwie inne osoby siedzące w pokoju obok wiedzą, co w
danej chwili odczuwasz. To czasami jest trochę krępujące... - Momentalnie się
zarumieniłam, na co on tylko parsknął śmiechem i tym samym
zarobił kuksańca w ramię. - Mogę to zablokować. Sprawić, że nie
wiedzą, co akurat robię. Ale to wymaga skupienia i jest męczące,
dlatego czasami po prostu nie zwracam na nich uwagi. Poza tym nie mamy
przed sobą praktycznie żadnych tajemnic. - Dokończył nadal się śmiejąc.
Chyba byłam bardziej zakłopotana tym faktem niż on sam.
- Teraz też ich
słyszysz? - Spytałam w końcu, masując policzki z nadzieją, że
przestanę wyglądać jak burak.
- To działa tylko, kiedy jesteśmy
blisko siebie. Gdybym ich ciągle słyszał, prawdopodobnie już
byłbym wolny. - Westchnął i rozłożył się na sofie, kładąc swoja
głowę na moje kolana.
Nagle do mieszkania wszedł
delikatnie zaczerwieniony Caleb. Spojrzał na nas i wziął z szafki
czarną bluzę.
- Margaret się
zgodziła. - Powiedział rzeczowo, biorąc butelkę wody i wypijając
prawie całą jej zawartość.
- Na co? - Spytałam
zdezorientowana. Jak zwykle nie byłam w temacie.
- Na to, żeby Parker wziął
udział w przesłuchaniu Oustina. - Spojrzałam na Cama. Uśmiechnął
się tylko złowrogo. W jego oczach dostrzegłam satysfakcję
mieszającą się z złością. To nie wróżyło nic dobrego...

Dobra, przyznam, że sama już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. W ten weekend napisałam już trzy rozdziały do przodu i pokręciłam wszystko jeszcze bardziej, ale mogę zdradzić, że trochę się namiesza w życiu naszej Evy i w jej związku z Camem. Ale póki co łapcie ten. Czy tylko ja mam wrażenie, ze Cam powoli zamienia się w superbohatera z komiksu? Masakra, ale cóż poradzić. Pozdrawiam :*
Sekretna