wtorek, 6 maja 2014

Naj­gorszym mor­der­stwem jest za­bicie miłości

Po wczorajszych zajęciach z których wróciłam prawie po północy, byłam padnięta. Dlatego też nie sposób jest opisać moje oburzenie kiedy przed szóstą rano jacyś ludzie wpadli do mieszkania Caleba z bronią w ręku. Przestraszona przysunęłam się bliżej Bonnie która już zdążyła wziąć do ręki pistolet. Naliczyłam dziewięcioro ludzi ubranych w czarne stroje z kominiarkami na głowach. Wszyscy trzymali broń wycelowaną w Camerona i Caleba. Ci podnieśli się zdezorientowani do pozycji siedzącej, rozglądając się po pomieszczeniu. Popatrzyłam przelotnie na Parkera. Nie był wystraszony tylko bardziej...zaskoczony. To chyba dobre określenie.
-Klęknijcie w rozkroku i ręce na plecy.-Usłyszałam stanowczy głos mojej ciotki, która weszła do salonu ubrana w taki sam czarny kombinezon jak pozostali agenci, tyle, że nie miała kominiarki.-I nie próbujcie żadnych sztuczek, to nikomu nie stanie się krzywda.-Mówiła władczo w stronę chłopaków. Cam posłusznie dał się skuć jednemu z agentów
-O co znowu chodzi?-Spytał zirytowany Caleb stając twarzą w twarz z Margaret, ale zaraz dwóch mężczyzn powaliło go na ziemię.
-Dzisiaj w nocy z tajnego więzienia agencji uciekli Amir Al-kadi, Tristan Keynes, Trevor Hael i Nicholas Bell, porywając przy tym jedną ze strażniczek, Kasandrę Thomson. Siostrę Diany Thomson, naczelnika tego więzienia. I tak się składa, że to właśnie twój braciszek pomógł im zwiać.-Kobieta uśmiechnęła się i spojrzała na Cama z wyższością. Ten tylko przewrócił oczami.
-A co niby my mamy z tym wspólnego, jak nas tam nawet kurwa nie było?!- Rzucił wściekle w jej stronę, aż rudowłosa się odsunęła.
-A to skarbie, że tylko Caleb i ja wiemy, gdzie to więzienie się znajduje, więc oczywiste jest, ze to on pokierował tam Xandera. -Pokazała palcem na blondyna, po czym skierowała wzrok na Parkera.-A ty  nielegalnie opuściłeś zakład karny co jest równoznaczne z ucieczką.-Uśmiechnęła się złowrogo.
-Co ty pierdolisz?-Teraz już prawie krzyczał patrząc na nią z taką nienawiścią, jakby chciał się zaraz na nią rzucić.-Sama zaproponowałaś, żebym przyjechał, bo Eva nie była bezpieczna kiedy kręcił się tu ten morderca! Ty jesteś chora!-Kobieta słysząc to spoliczkowała go i sądząc po hałasie jaki temu towarzyszył, mogłam przypuszczać że musiało zaboleć.
-Owszem, proponowałam to zanim zorientowałam się jak ją wykorzystujesz!-krzyknęła do niego wściekła zerkając na mnie.-A przecież oboje wiemy, że ten związek nie miałby przyszłości zważywszy na to, że całe życie spędzisz za kratkami. A ona już niedługo zostanie agentką której zadaniem będzie tępić takich zwyrodnialców ja ty. Więc prędzej czy później musiałbyś złamać jej serce, rozstając się z nią.-Przerwała na chwile i spojrzała w moje załzawione oczy. Zastanawiałam się, co takiego strzeliło do głowy tej kobiecie. Bonnie obejmowała mnie a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, ze płaczę.-Jakieś życzenia?-Spytała go z nutką współczucia w głosie. Naprawdę zaczynałam nienawidzić tej kobiety.
-Szybka śmierć.-Chłopak odwrócił głowę w moją stronę i posłał mi smutne spojrzenie, po czym posłusznie dał się wyprowadzić z mieszkania.
Dopiero kiedy wszyscy wyszli i w mieszkaniu zostałam tylko ja, Bonnie i Margaret, rozpłakałam się na dobre. To wszystko przeze mnie. To dla mnie tu przyjechał ryzykując życie, więc to przeze mnie teraz go zabiją. Miałam ochotę wykrzyczeć mojej pojebanej ciotce, jak bardzo jej nienawidzę. Ona nic nie rozumiała, robiła to, co jej wydawało się słuszne. A on był jedyną osobą której naprawdę ufałam. I nie potrafię powiedzieć, czemu mimo tego wszystkiego...Mi na nim zależało. Tak bardzo byłam pochłonięta tymi myślami, że w ogóle nie usłyszałam co mówi do mnie rudowłosa.
-...A teraz Luis odprowadzi was obie do pokoju Bonnie. Potem ktoś przyjdzie z wami porozmawiać.-Rzuciła krótko w naszą stronę, po czym podeszła do mnie unosząc mój drżący podbródek i zmuszając tym samym, żebym na nią spojrzała.-Robię to, co jest dla ciebie najlepsze.-Powiedziała patrząc na mnie z czułością.
-Pierdol się!-Rzuciłam krótko a kobieta zesztywniała słysząc te słowa.
-Licz się ze słowami smarkulo.-ostrzegła mnie ale ja tylko zaśmiałam się szaleńczo, między jednym napadem płaczu a drugim.
-Bo co mi zrobisz? Uderzysz mnie?-Spytałam patrząc jej prosto w oczy.
-Chciałam ci tego oszczędzić, ale sama się o to prosisz.-Warknęła wstając. Zauważyłam, że do pokoju wszedł Luis, ale nie odezwał się ani słowem.-Będziesz obecna na egzekucji Camerona.Nie przyjmuję odmowy.-Uśmiechnęła się szeroko i podeszła do Luisa.-Odprowadź je do Bonnie. Upewnij się, że nie mają przy sobie broni.-Skończyła i wyszła. Jakiej kurwa broni? Masakra...
-Chodź mała...-Usłyszałam smutny głos Bonnie. Zarzuciła mi tylko czarną bluzę Cama na moje nagie ramiona i poprowadziła do drzwi.
Salon Bonnie było urządzone w podobny sposób co Caleba. Stojący na szafce telewizor, czerwona kanapa i ciemna drewniana ława. Pod ścianą stała duża rozsuwana szafa z lustrem a na podłodze leżał czerwony puchaty dywan. Usiadłam na nim i oparłam się plecami o kanapę. Wytarłam łzy w za długie rękawy bluzy i zaczęłam wdychać ten znajomy zapach mięty. Drżałam na całym ciele i nawet krzyki  Bonnie z prośbą, żebym przestała na niewiele się tu zdawały.
-Ogarnij się Eva!-usłyszałam w końcu jej zirytowany głos.-Musimy coś wymyślić, rozumiesz? Przeszukali mi mieszkanie, zabrali telefon i laptop. Czyli jesteśmy odcięte od świata...-Zaczęła gadać ale mi nie bardzo chciało się jej słuchać.
-To jest kurwa koniec, rozumiesz?-Spytałam ocierając kolejne łzy.-Chociaż teoretycznie to nie było nawet początku.-Zaśmiałam się sama do siebie a dziewczyna tylko pokręciła głową.
-Nie byłabym tego taka pewna...-Wyjrzała za okno ale zaraz się schowała.-Musisz z nim pogadać.-Spojrzała na mnie i podała chusteczki.
-Margaret mi nie pozwoli...Ona jest psychiczna.-Westchnęłam wycierając nos.
-Sprawia jej radość znęcanie się nad innymi. Jest nienormalna, ale to już nie nasze zmartwienie...
-Jak to nie nasze?-Wpatrywałam się w nią oburzona.-My tu z nią kurwa utknęłyśmy!
-Niekoniecznie...-Zaczęła a ja przekrzywiłam głowę na bok co chyba musiało wydawać jej się niezmiernie śmieszne, bo parsknęła głośno.-Jeśli Xander odbił tamtych, to po swojego brata też przyjdzie. A wtedy nie chciałabym być na miejscu Rady. Trzeba tylko mieć nadzieję, że zdąży.-Przełknęłam ślinę kiedy to powiedziała.-Musisz się z nim spotkać.-nie czekając na odpowiedź podeszła do drzwi i zamieniła kilka słów ze strażnikiem stojącym przed nimi. Odwróciła się do mnie z chytrym uśmieszkiem. Po około dwudziestu minutach drzwi się otworzyły a do środka weszła jakaś czarnowłosa kobieta i spojrzała na mnie ze znudzeniem. W międzyczasie zdążyłam się przebrać w normalne ciuchy, ale nadal miałam na sobie bluzę Cama.
-Czego chciałaś?-Spytała od niechcenia opierając się o futrynę.
-Chcę się spotkać z Cameronem.-Rzuciłam bez cienia grzeczności w głosie. Nie miałam zamiaru się przed nią płaszczyć, co to to na pewno nie. Prychnęła tylko.
-Nie próbuj uciekać.-Rzuciła krótko prowadząc mnie przeróżnymi korytarzami, którymi jeszcze w życiu nie szłam.
Zeszłyśmy chyba do piwnicy, bo nigdzie nie było okien i zrobiło się bardziej duszno. Nie myślałam, że tak szybko się zgodzi, tym bardziej, że w ogóle jej nie znałam. Kobieta wystukała w jednych z bocznych drzwi długi kod, a te po chwili ustąpiły. Moim oczom ukazał się ciemny korytarz oświetlany tylko zwisającymi z sufitu gołymi żarówkami, świecącymi się słabo. Na podłodze nie było płytek, tylko sam beton, podobnie jak na ścianach. Poprawka, na jednej była widoczna bardzo duża czerwona plama, jakby po krwi. Po obu stronach były cele z kratami zamiast ściany. Od razu zrobiło mi się strasznie duszno, poza tym śmierdziało wilgocią.
-Na końcu korytarza. Ale macie mało czasu.-Machnęła ręką i podeszła do stojącego w kącie strażnika. Zamieniła z nim parę słów a on spojrzał na mnie podejrzliwie, ale po chwili kiwnął głową. Kobieta wszyła, trzaskając za sobą drzwiami.
Na końcu wąskiego korytarza w przedostatniej celi zauważyłam Cama siedzącego na podłodze, opartego o wąską pryczę przymocowaną do ściany. Podniósł na mnie wzrok kiedy usiadłam opierając się rękami o zimne kraty, a na jego twarzy zagościł smutny uśmiech.
-Płakałaś...-szepnął po chwili a mi z oczu poleciała samotna łza. Wytarłam ją szybko, ale on i tak zdążył to zauważyć. Wstał i podszedł do mnie siadając na przeciwko mnie. Ręce miał nadal skute kajdankami, ale z przodu, więc nie miał aż tak bardzo ograniczonych ruchów.
-Co teraz będzie?-Spytałam przyglądając się dokładnie jego twarzy. Lewy policzek miał lekko czerwony, prawdopodobnie pamiątka po uderzeniu Margaret.-Nie chcę cie stracić. Ja...Kocham cię...-Wyszeptałam tak cicho, że nie byłam pewna czy to usłyszał.
-Powtórz to...-Odrzekł równie cicho. Westchnęłam głośno.
-Kocham cię. I jeśli wydaje ci się to śmieszne, to...
-Brzmi pięknie, wiesz?-Spytał nie patrząc na mnie.-Dawno nie słyszałem, żeby ktoś to mówił szczerze.I...ja ciebie też kocham.-Podniósł na mnie wzrok a w jego oczach były łzy. Chyba nie chciał, żebym to zobaczyła, bo szybko je wytarł.-Kochałem twoją matkę, ale ciebie kocham bardziej. I szkoda, ze dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę...
-O matko, skończcie, bo rzygam...-Wystraszył mnie odgłos niezadowolenia dochodzący z ostatniej celi.
-Ja przez tyle lat słuchałem ciebie i Hany, to ty teraz też się pomęcz.-Odciął się Cam spoglądając w bok. Caleb tylko westchnął ciężko.-Ale musisz mi obiecać, że nie wymiękniesz, rozumiesz? Będziesz dzielna i nie będziesz więcej płakać, bo Margaret właśnie tego oczekuje.-Popatrzył na mnie z troską w oczach. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo na korytarz weszło kilku agentów, miedzy innymi moja ciotka.
Starałam się powstrzymać łzy, ale łatwo nie było, zwłaszcza kiedy patrzyłam jak wyprowadzają go z celi kierując się w stronę korytarza głównego. Po kilku minutach byliśmy już przed salą obrad a Margaret spoglądała na mnie z pogardą. Camerona usadzono po lewej stronie sali za dużym stołem. Po obu bokach i za plecami stali agenci pilnujący go. Po prawej na ogromnych krzesłach usiadło pięć osób, w tym moja ciotka, średniego wzrostu Japończyk w czerwonym garniturze, jakiś siwiejący starszy mężczyzna w czarnym płaszczu, dość wysoka brunetka z rozpuszczonymi, długimi włosami w granatowej spódnicy i żakiecie w tym samym kolorze oraz niski blondyn ze sporym brzuchem przed sobą. Ten ostatni miał na sobie ciasny garnitur i okropnie się pocił. Zajęłam małą ławeczkę w trzecim rzędzie, a dookoła usiadło jeszcze kilka osób których w ogóle nie znałam. Myślałam tylko o tym, że prawdopodobnie zaraz go stracę. W ogóle nie zwracałam uwagi na to, co dzieje się na sali. Odpłynęłam i obudziłam się dopiero kiedy rudowłosa kobieta wstała i wziąwszy jakąś kartkę zaczęła czytać uroczyście:
-Rada najwyższa zdecydowała, że Cameron Kordian Parker winny jest zarzucanych mu czynów i skazuje go na śmierć w wyniku rozstrzelania. Egzekucja odbędzie się w dniu dzisiejszym czyli czternastego stycznia dwa tysiące trzynastego roku o godzinie dwunastej. Podpisali się: Chuichi Atasuke, Aleksander Rowlinson, Diana Thomson, Margaret Cox i Mark Stone.-odczekała chwilę i rozejrzała się po sali po drodze napotkawszy moją zdziwioną minę.
Właściwie nie wiem, czemu byłam zaskoczona. Ale nie miałam już siły płakać. A jemu chyba wydawało się już wszystko jedno, bo nawet na mnie nie spojrzał kiedy go wyprowadzali. Przed salą czekała zmartwiona Bonnie, więc kiedy tylko wyszłam uściskała mnie mocno.
-Co z Calebem?-przypomniałam sobie w końcu o blondynie. Odsunęłam się trochę od dziewczyny i zaczęłyśmy iść w stronę jej mieszkania.
-Przesłuchiwali mnie, ale powiedziałam, że nic nie wiem. A Caleb będzie miał oddzielny proces i zajmą się tym pewnie dopiero po skończeniu sprawy z Camem.-Zacisnęła usta w wąską kreskę.
Siedziałam w małym salonie i myślałam nad ostatnimi wydarzeniami. Bonnie próbowała mnie czymś zająć, ale nie bardzo jej się to udawało. Ciągle poruszała jakiś temat w ogóle nie związany z agencją ale dla mnie wszystko sprowadzało się do jednego: Camerona. Łzy co jakiś czas spływały po moich policzkach, chociaż starałam się nie płakać. Ale lepiej, żebym robiła to teraz niż potem. Nawet nie zauważyłam kiedy w drzwiach pojawił się Luis i powiadomił, że musimy się zbierać. Wstałam i wolno zaczęłam iść za Bonnie. Swoją drogą Luis też nie wyglądał najlepiej i chyba trochę się przejął tym wszystkim. Weszliśmy na sale jako ostatni i usiedliśmy na krzesłach pod ścianą. Z przodu na podwyższeniu siedzieli członkowie rady a obok kilkanaście osób z których prawie nikogo nie znałam. Wszyscy wpatrywali się w to, co działo się w pomieszczeniu za lustrem Weneckim. Byłam myślami tak daleko, że pewnie nawet nie zauważyłabym że wprowadzają tam Cama, gdyby nie Bonnie która z przejęcia mocniej ścisnęła moją dłoń. Dziewczyna powstrzymywała łzy. Swoją drogą przecież była agentką. Nie powinna tak przejmować się jego śmiercią. Blondynka wyjęła telefon i dyskretnie sprawdziła, która godzina. Spojrzałam na wyświetlacz. Równo południe. Jakiś mężczyzna w kominiarce stanął na przeciwko Camerona. Nie słyszałam, co mówi ale po chwili Parker klęczał już przed nim z przymkniętymi oczyma i skutymi z przodu rękoma. Kiedy zobaczyłam broń wycelowaną w głowę czarnookiego, natychmiast zamknęłam oczy. Nie chciałam tego widzieć. Wzięłam głęboki oddech. I usłyszałam strzał.   

Długo się zastanawiałam, czyje zdjęcie powinno znaleźć się pod rozdziałem, ale na tym Cam (Tom) wygląda tak idealnie, że musiałam je dać :D Spodziewałyście się takiego zakończenia? ja też nie :P Kto jedzie ze mną wpierdzielić Margaret za to że taka z niej świnia? Biedny Cami...po tym rozdziale przepłaczę całą noc. Może znajdziemy Evie kogoś młodszego? Piszcie propozycje, bo liczę na wasze komentarze :) Co do waszych blogów przepraszam za wszelkie zaległe rozdziały których jeszcze nie skomciałam, ale nadrobię lada dzień :)
PS. Ponieważ wiem, że nie wszystkie czytelniczki czytały bloga od początku, dlatego odsyłam tutaj gdzie jest wyjaśniona sprawa kary śmierci w agencji. polecam zajrzeć, to powinno nieco wyjaśnić. 
 Pozdrawiam :*
Sekretna 

16 komentarzy:

  1. Uwaga. Teraz wpada jego braciszek I ratuje go i zabieraja eve ze soba I zyja dlugo I szczesliie... wem moja wybraznia nie zna granic ;d rozdzial swietny jak zawsze.
    Zycze weny kochana ;*
    http//prawda-klamstwo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. UŚMIERCIŁAŚ CAM'A ?! Jak mogłaś T_T... Idę skoczyć z krawężnika... ;(

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie! Nie mogłaś! Nie teraz, kiedy dopiero co zaczęłam czytać! Nie lubię Cię! Uśmierciłaś go! Tak na poważnie? Powiedz mi że to jakiś żart, kiepski dowcip?! Że może ktoś wszedł i zajebał tego agenta, a nie jego! Nie wierzę i nie zgadzam się! Koniec kropka, kreska! Bez jaj, chcesz, żebym płakała? Nie chcesz! A właśnie zanoszę się wielkim, pełnym goryczy szlochem. Tak właśnie podziałał na mnie ten rozdział. I nie chcę nikogo młodszego dla Evy. Skoro na nagłówku jest Cam, to jak się ma opowiadanie bez niego? No, chyba że będzie ją nawiedzał. To przeżyję! Ale dalej nie mogę w to uwierzyć, chyba jak autorka powyżej rzucę się z krawężnika. No bo, dlaczego do cholery zabiłaś najprzystojniejsze ciacho w tym opowiadaniu, no? O Boże, musze opanować emocje. Uch!
    I nienawidzę ciotki Margharet. Wredna, przebrzydła świnia. Dawaj mi jej adres. Wezmę ją z zaskoczenia i poderżnę jej gardło, będzie szmata patrzeć jak się wykrwawia, a co. I powiem jej jeszcze, że to za Cama, a jak!
    Idę ochłonąć. I nadal nie wierzę!
    kolacja-z-wampirem

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej!!!! Wiesz co? Nawet się z Tobą nie przywitam na początek, bo już Cię nie lubię!!!!! bu :c bu :c bu :c
    Jak mogłaś? Jak mogłaś? Jak mogłaś? Do cholery, jak mogłaś?! :c
    Fuck, tak mi szkoda tej ich wspólnej historii. Biedna Eva tyle przeżyła, musiała przy tym uczestniczyć... Brak mi słów... Mogę wrócić jak się zbiorę? Cholera, ale czy ja się kiedykolwiek zbiorę żeby sklecić pod tym rozdziałem coś sensownego?
    Mimo jego przeszłości kryminalnej tak mi go było szkoda, że do ostatniej chwili myślałam, że jednak uda mu się przeżyć. Nie wierzę, po prostu nie i nie chcę wierzyć.
    PRZEZ CIEBIE popłakałam się jak bóbr. Na drugi raz miej na uwadze to, że jestem chyba najwrażliwszą osobom na ziemi i potrafię nawet płakać na bajkach.
    Współczuję Evie i to wszystko mimo, że tak cholernie smutne, było tak CHOLERNIE dobre, że aż poczułam się jakbym wcieliła się w nią.
    :c .
    chciałabym napisać dobranoc, ale tak mi jest smutno i przykro, że to nie będzie na pewno dobra noc.
    Margaret- już nie żyjesz.

    fatal--love.blogspot.com
    ściskam, buziaki, papa :*
    i przepraszam za taki komentarz, ale w życiu nie przeczytałam na żadnym blogu takiej nagłej zmiany akcji i to takiej nieprzewidywalnej zmiany!
    i jak ja mam zasnąć?

    OdpowiedzUsuń
  5. czemu
    tu wszyscy sie zala, ze on nie zyje??
    haha chyba jako jedyna mam tego zupelnie inna wizje. wiec uwaga!
    teraz wpada tu jego brat ratuje Cama, zabieraja ze soba Eve i uciekaja
    *-* i bede zyli dlugo i szczesliwie.. ha ha jak sie tak nie stanie, to
    pozalujesz :p
    czekam do nastepne i zycze weny.
    Vanessa http://prawda-klamstwo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, przepraszam, że tak późno, ale cierpię na brak czasu, wiecznie mam coś do zrobienia mimo tego, że na dobrą sprawę już skończyłam szkołę i mam wolne.
    Przeczytałam rozdział i jestem wstrząśnięta wręcz tą śmiercią Cama. Szkoda mi go, bo polubiłam tą postać. Pomagał Evie i chronił ją, wiec nie rozumiem, dlaczego Margaret sprzeciwiła się ich miłości.
    Bardzo współczuję Evie, biedna pewnie będzie teraz strasznie cierpieć...

    lovebutheartless.blogspot.com
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozwaliło mnie zdanie będące tytułem. Pięć słów, a przekazują ponadczasową prawdę i siłę miłości. Po takim wstępie czytałam rozdział z jeszcze większą przyjemnością.

    Przeczytałam i... jestem w kompletnym szoku! Wszystko działo się tak szybko, literki skakały mi przed oczami, a emocje rozsadzały mnie od środka. Kobieto! Co za rozdział.. Boski! W momencie gdy wszystko zaczęło się w miarę wyjaśniać, zburzyłaś cały spokój i doprowadziłaś do totalnego bałaganu. Oczywiście nie w negatywnym znaczeniu. Chodzi mi po prostu o to, że namieszałaś i sprawiłaś, że wszystko się znowu wywróciło do góry nogami. Ja naprawdę myślałam, że szykujesz dla Evy i Cama wspólne życie! Nie wierzę, że on umarł. Mam taką głupią, naiwną nadzieję, że rozwiążesz to jakoś inaczej i okaże się, że Cam żyje. Przecież wszystkie go tak uwielbiałyśmy... Nie rób nam tego!

    Dziwi mnie tylko, że Eva nic nie zrobiła. Czemu nie przekonała Margaret, żeby puściła Cama albo chociaż wymusiła na Radzie zmianę decyzji? Nawet gdyby jej prośby nic nie dały, to przynajmniej miała by świadomość, że się starała. A tak? Była bierna, jakby ta śmierć w ogóle jej nie obchodziła. Jej ukochany miał zaraz umrzeć, a ona stała z boku i kompletnie nic nie zrobiła. Zamiast chociaż starać się pomóc- poddała się. Nie tego się po niej spodziewałam. Nie walczyła o jego życie!
    Nerw mnie ogarnął i ciekawość straszna, więc lecę do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem! Jestem, jestem! Ale mam zaległości. Ale to przez brak internetu i wyjazd. Przez dłuuuugi czas byłam odcięta od kompa i ogółem sieci. Ale już wróciłam.
    Rozdział bardzo romantico, bardzo smutny i wzruszający. Po mistrzowsku wpłynęłaś na emocje. Szkoda Cama. Bardzo szkoda. Ale nie będę się rozpisywać, bo muszę nadrobić jeszcze cztery rozdziały. Płakać się chce :c Ze względu na treść tego rozdziału, a nie ilość tych do przeczytania xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie. On nie może zginąć. Rozumiesz?! Nie może, jego brat ma go uratować i tyle. Nie wiem jak to zrobi, ale ma go uratować. Albo ktokolwiek. Cam, nie może umrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  10. EJ EJ EJ EJ, on nie umiera, prawda? Oczywiście że nie, to jest przecież Cameron Parker. Uwielbiasz kończyć w takich momentach po prostu. Na pewno ktoś go uratuje, a jak nie to zmartwychwstanie! Nie ma opcji że umrze :D
    Ta Margaret to straszna jędza. Nienawidzę jej. Akcja toczy się teraz po prostu bez trzymanki. Nie sądziłam że w jednym rozdziale zamieścisz i aresztowanie Cama i wyrok i rozstrzelanie. Ale mi się to podoba! <3
    A dla Evy nie liczy się nikt poza Camem, więc nikim innym się nie zainteresuje. Boże, co ta dziewczyna musi wycierpieć.
    Oczywiście nie wytrzymałabym, więc pędem biegnę czytać co będzie dalej. Może tak pojawi się Xander? ;>

    OdpowiedzUsuń
  11. osz ty @#!!!% !!!!!! jak mogłaś! nie wierze ze moja siostra jest taka okrutna!

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiem, że trochę późno, ale... zamorduję! Jak mogłaś zabić Cama? To była moja ulubiona postać. *Chlip*
    Wspomniałaś coś o wpieprzeniu Margaret...? Czekaj, tylko zabiorę spluwę! xD Mam nadzieję, że wszystko naprawi się w następnych rozdziałach...

    OdpowiedzUsuń
  13. Nieeeeeeeeeeee... Jak ty mogłaś? Ty... Nawet nie potrafię znaleźć słów. No i do czego mnie doprowadziłaś? Zapomniałam o języku z gębie.
    Ja tak sobie czytam spokojnie i czytam i nagle marszczę brwi, gdy oni wpadają do tego pokoju. A potem Margaret mówi co mówi i... Nie no ja na miejscu Evy wzięłabym jakąś spluwę i strzeliła suce w łeb. Albo chociaż spróbowała zamienić jej miejscami nos i usta. Wrr...
    Jak można być takim psychopatą. Gorsza ode mnie normalnie ;-;
    Masz potworny charakter i bardzo lubisz dręczyć czytelników. Pfu...
    Nie wiem kogo zabić najpierw. Margaret czy ciebie...? Hm...
    Pomyślę po następnym rozdziale ^^

    OdpowiedzUsuń
  14. Nieee... Jak to? Ja... Nawet nie wiem, co napisać. Margaret jest okrutna, nawet jeśli tylko wykonuje swoje obowiązki. Ja rozumiem, Cam swoje zrobił, uciekł z więzienia, ale to wyglądało tak, jakby ona to wszystko robiła specjalnie, a nie dlatego, że tak trzeba!
    Mam nadzieję, że w następnym rozdziale Xander będzie miał wielkie wejście albo coś w tym rodzaju... No nie wiem, ale nie możesz przecież tak po prostu zabić Cama!

    OdpowiedzUsuń
  15. O NIE! błagam powiedz ,że Cam żyje!! buu...! taki fajny był :'C .. Myślałam, że będzie happy ;c
    Dołączam się się do zabicia Margaret -_-

    OdpowiedzUsuń
  16. Na początek powiem, że szalenie podoba mi się tytuł tego rozdziału. Muszę przyznać, że większość tytułów bardzo fajnie brzmi ;)
    To co nie podobało mi się w tym rozdziale, to nadużywanie przekleństw. Moim zdaniem źle wyglądają w tekście. Negatywne emocje można wyrażać na wiele sposobów, nie koniecznie stosując wulgaryzmy.
    W tym rozdziale zawarłaś dużo emocji. Uwięzienie, proces i egzekucja w jednym rozdziale. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że Cameron umrze. Jestem pewna, że strzał nie padł w jego stronę. Dla upewnienienia, sprawdze, co przygotowałaś w kolejnym rozdziale ;)

    OdpowiedzUsuń